Tablica ogłoszeń


Grupa Kreatywnego Pisania to długoterminowy projekt cotygodniowych wyzwań pisarskich z wykorzystaniem writing prompts. Więcej znajdziesz w zakładce "O projekcie".



Temat

Temat na tydzień 129:

To było bardzo kłopotliwe. Nigdy nie miał ofiary, która odniosłaby porażkę w umieraniu.

klucze: klucz, wymiana, akcesoria, niedobre.

Szukaj tekstu

niedziela, 31 grudnia 2017

[72] (1, 2, 3, 4) Bienvenida en el mundo de los mundos [Czyścicielka] ~ Miachar


Od razu, kiedy tematy pojawiły się na Facebooku, w mojej głowie pojawiła się myśl, by połączyć je w jedną całość. Nie bacząc na to, że miałam własne teksty do napisania na jednego bloga, temu dziełu oddałam czas, serce i Rosalie Melody (poznana w tygodniach 14, 17, 24, 34; towarzyszą jej Tia i Nave z tygodnia 42), która wrzucona w sam środek opowieści, dała sobie jakąś radę. A przynajmniej spróbowała.
Wiele z tego, o czym mowa, będzie dopiero miało miejsce od marca, kiedy napiszę coś więcej niż prolog i ruszę z Czyścicielką na wattpadzie. Kiedy to się stanie, dam Wam znać ;)
Wspaniałego Sylwestra i szczęśliwego Nowego Roku!

Wiedziałam, że życie w kilku światach może przysporzyć mi wiele problemów. Nie spodziewałam się jednak, że będzie ich aż tak dużo. W każdym przynajmniej jedno i to każdego dnia. Codziennie, kiedy otwierałam oczy, a mój mózg atakowała myśl, że znowu muszę zająć się czymś więcej niż samym Czyśćcem, zawieszki bransoletek zaczynały świecić, gotowe otworzyć dla mnie portal i przenieść mnie po kolei tam, gdzie akurat byłam potrzebna i nie do zastąpienia.

[72] (2) Sobotnia wizyta ~ Estrela


Mamy tu bohaterów z mojego debiutu w ich pierwszej wspólnej wyprawie. Z nadzieją że Nowy Rok przyniesie im więcej wypraw a nam wszystkim jeszcze więcej kreatywności i  tekstów do czytania na GPK. :)
Zgodnie z umową Allison pojawiła się w pracy w sobotę wczesnym rankiem. Chwilę po szóstej zaparkowała starego Opla pamiętającego czasy Angeli Merkel na podziemnym parkingu siedziby EuroSchweiz. Nie zwracając uwagi na to że stoi dokładnie na środku lini wyznaczającej miejsca parkingowe, wygrzebała się z wnętrza samochodu, omal nie zapominając torebki. O tej porze i tak wszyscy pracownicy byli w domach, więc Allison mogłaby równie dobrze zaparkować w poprzek na trzech innych miejscach, albo na środku przejazdu. W windzie spojrzała mimowolnie na swoje odbicie w lustrze. Z niechęcią sięgnęła po szminkę. Wypełniła usta kolorem bladej wiśni, strzepnęła rzęsę, która złośliwie zatrzymała się w kąciku oka i spojrzała kontrolnie raz jeszcze. Wyglądała jak nieszczęście. Nie miała jednak ochoty robić z tym cokolwiek. Wygląd odpowiadał doskonale jej samopoczuciu. Zwlekła się z łóżka o piątej, nakarmiła Foxa, zdążyła zjeść jedynie jogurt z resztką musli, wcisnęła się we wczorajszy kostium i już musiała wychodzić z domu. Nie tak wyobrażała sobie ten dzień. Chciała obejrzeć kolejny odcinek Riders z boskim Johnym Friedriksonem, zrobić sobie mule na obiad, posprzątać trochę, a wieczorem wyskoczyć na drinka z Silvią. Może znowu spotkałaby tego eleganckiego brunecika, od którego nie wyciągnęła numeru ostatnim razem. Jednak od czego są dyrektorzy? Oczywiście od tego, żeby jednym chamskim telefonem przekreślić wszelkie plany. Tym sposobem po raz szósty w tym tygodniu wylądowała w pracy. Nie wiedziała nawet co było powodem tego nagłego wezwania i miała nadzieję, że to coś naprawdę ważnego.  Próbując domknąć torebkę wysiadła z windy i prawie wpadła na Larssona, czekającego tuż przy wejściu.

[72] (1) Scarlet boy ~ Tris



            – Na co się gapisz? – zapytał gruby łobuz szkolny. Na oko ważył jakieś 70kg, a przecież był dopiero w podstawówce.
            Musiał kiblować ze dwa razy.
            – Patrzę na powód, dla którego wymyślono podwójne drzwi, grubasie – odparł drobniutki chłopiec o blond włosach i błękitnych oczach.
            Widać było, że jest dużo młodszy od swojego rozmówcy. Nie wspomniawszy o tym, że mniejszy. Ale niech was wygląd nie zwiedzie. Dzieciak nie był głupi. Bystre spojrzenie utkwione było w łobuzie o krótkich, rudawych włosach.

[72] (2) DMF: Poranna kawa ~ Tris



            Było wcześnie rano. Celty tyle co wreszcie zmotywowała się do wstania z łóżka. Zarzuciła na ramiona szlafrok i podreptała do kuchni, żeby zaparzyć sobie kawę. Nie spodziewała się zastać tam nikogo, a jednak byli tam wszyscy. Z wyjątkiem Tamiel, która wciąż smacznie drzemała po wczorajszym koncercie, gdzie musiała wytracić cały swój nadmiar energii, skoro nie rozbijała się od rana z Blu.
            – Dlaczego on krwawi? – zapytała Celty, patrząc krytycznie na poturbowanego Nero.
            – Bo jest idiotą – odparła Blu i zrobiła z gumy duży balon.
            Ten pękł po chwili, przerywając moment ciszy.
            – Nie wiedziałam, że to powoduje, że ludzie zaczynają nagle krwawić bez powodu – skwitowała Celty i pokręciła głową z niedowierzaniem.

[72] (3) Tagged Scarlet #Family[fragment] ~ Tris



            – Właśnie zabiłaś pięciu ludzi. Co masz na swoje usprawiedliwienie? – zapytał Ren, groźnie marszcząc brwi.
            – Ups?
            – Ups? – powtórzył. – Ja ci dam „ups”! Dobrze wiesz, że nie zabijamy cywili!
            – To oni zaatakowali pierwsi – mruknęła Szkarłatna, nic sobie z tego nie robiąc. – To ich wina.
            – Nie stanowili dla nas zagrożenia – zauważył Ren, wciąż patrząc na Szkarłatną spod przymrużonych powiek. – Wystarczyło nabić im guza, ale nie było potrzeby ich zaraz zabijać.
            – Też mi coś – prychnęła blondynka i wywróciła oczami. – To zwykłe śmieci. Świat będzie bez nich lepszy.

poniedziałek, 25 grudnia 2017

[71] [bez tytułu] ~ Estrela



To raczej nie tekst, tylko próba podejścia do tekstu przerywana świątecznym obżarstwem :) Niemniej jednak, enjoy! 
 
            Śnieg otulił ziemię puchatą kołderką a mróz skuł lodem każdy zbiornik wodny w mieście, od najmniejszej kałuży po najgłębszą studnię. Zima stulecia - powtarzali przechodnie, pozdrawiając się i wymieniając życzenia Wesołych Świąt, domrukując przy okazji, gdzie też można by dostać węgiel w przystępnej cenie albo i kradzione drewno. Aleksander mijał przechodniów z absolutną obojętnością, niewrażliwy ani na świąteczną atmosferę, ani na mroźną temperaturę, ani też na tu i ówdzie pokrzykujące przekupki. Otaczający go świat wydawał się istnieć tylko teoretycznie. Ostatnie dni, tygodnie, ba, nawet miesiące poświęcił wyłącznie jednej sprawie. Musiał zlikwidować pewnego szwaba. Gdyby sprawa dotyczyła wyłącznie porachunków wojennych, nie zajmowałby się nią tak dogłębnie. Nie traciłby apetytu, nie obgryzał paznokci, nie kluczył godzinami po ulicach Warszawy obmyślając plan. Jednak ten rozkaz musiał zostać wykonany perfekcyjnie - dotyczył jego osobistej zemsty. Pochłonięty chęcią ostatecznego rozwiązania sprawy, kompletowaniem informacji, ćwiczeniem celności, nie zadał sobie jednego ważnego pytania, a raczej zagłuszał to pytanie w swoim rozgorączkowanym umyśle: czy zabicie nazisty zmieni cokolwiek w jego relacji z Ireną? Jak zawsze, myślał w sposób zadaniowy. Szwab był problemem. Problem należało usunąć. W swoim zerojedynkowym spojrzeniu na świat pomijał kwestię uczuć Ireny. Nie przyjmował do wiadomości, że samo usunięcie rywala może nie wystarczyć, aby znów się z nią spotykać. Nie zastanawiał się również nad moralną oceną jej wyborów. Naiwnie tkwił w przekonaniu, że jednym strzałem zmieni konstelację uczuć. Jakby był jakimś cholernym Amorem.

[71] Zemsta Deszczu ~ Tris

Tak, z tym tematem mega wlazło, a że przy okazji wkurzę Laurie kolejnym fragmentem ZD, to już inna bajka :D Kolejny wyrwany z kontekstu fragment. Enjoycie.




            Obserwował wszystko z dachu budynku przez celownik w swojej snajperce. Tym razem mieli łatwe zadanie. Z wyjątkiem tego, że ktoś musiał odciągnąć cel w jakieś sensowne miejsce. Wiązało się to oczywiście z ryzykiem, że osoba robiąca za wabik, zostanie przyłapana, a tego żadne z nich nie chciało.
            Tłumaczył Gregorowi, że to nie jest dobry plan, ale lepszego też nie mieli. Zresztą Lucy bardzo szybko się zgodziła. To fakt, że Gregory potrafił byś przekonywujący, ale zbyt łatwo przystała na ten pomysł. I to Vincentowi się nie podobało. Dlatego zgłosił się do współpracy. Zamierzał za wszelką cenę zapewnić jej bezpieczeństwo.
            Cała masa różnych myśli plątała się w jego głowie podczas oczekiwania. W duchu dziękował też Alanowi, który zgodził się czatować w pobliżu. Na wypadek kłopotów miał zabrać Lucy w bezpieczne miejsce, choć dziewczyna nie miała o tym zielonego pojęcia.
            Wreszcie znalazła się w jego polu widzenia. Tak samo jak ich cel. Ledwo ją rozpoznał w tych ubraniach. Stylizacją zajęła się Amy, więc nic dziwnego, że zmiana była tak duża. W końcu tego dnia Lucy miała być tylko damą do towarzystwa. I chociaż musiał przyznać, że Amy nieźle się spisała, nie był zadowolony. Nie podobał mu się ten wygląd.

[71] Odchodząc ~ Miachar



            Dość ciężko mi z tym szło. Krótko, ale ważniejsze, że jest.
            Wesołych świąt! Feliz Navidad!

            Wybiegła z mieszkania, głośno zatrzaskując za sobą drzwi, co jej się do tej pory nie zdarzało, ale idealnie pasowało do uzewnętrznienia jej emocji. Czuła bezlitosną, wypełniająca każdą komórkę jej ciała wściekłość. Prowadziła ją ona w dół, na parter, a potem na podwórze i ulice, gdzie strumień samochodów tworzył niekończący się korek. Przepchnęła się między grupką uczniów podstawówki, którzy zmierzali do pobliskiego muzeum, i lawirując między samochodami, przeszła na drugą stronę ulicy. Wiedziała, że on odprowadza ją wzrokiem, stojąc w oknie ich salonu na czwartym piętrze. Nie odwróciła się, by dać mu znać, że ma jeszcze szansę naprawić to, co właśnie zaczął niszczyć. Szła przed siebie, a po jej twarzy płynęły strumienie łez.
            Patrzył za nią. Z wysokości miał obraz na całą długość ulicy, doskonale widział, kto idzie z którego kierunku, przypatrywał się mieszkańcom miasta biegnącym za czasem, który im uciekał, analizował ich zachowania i myślał nad tym, która z tych osób mogłaby być jego kolejnym celem.
            To właśnie o to się pokłócili. Ona wyraziła się jasno, mówiąc, że więcej nie zniesie tego, że on zabija ludzi za pieniądze, a skoro nie potrafi tego znieść, powinna zniknąć z jego życia na zawsze. On tłumaczył jej, że nie zostało mu wiele zleceń, kiedy je wykona, wyjadą gdzieś daleko, gdzie  nikt ich nie znajdzie. Musi tylko dać mu odrobinę więcej czasu. Wykona, co ma jeszcze do zrobienia, i będzie cały jej. Nie uwierzyła mu. Jak mogła wierzyć w słowa kogoś, kto z zimną krwią odbierał życie innym ludziom. Tego popołudnia kolejny raz zadała sobie pytanie, za co tak właściwie go pokochała i kiedy przestała. Nie chciała już tkwić w związku, który nic jej nie dawał, a powoli zaczął psychicznie niszczyć. Postanowiła to zakończyć.

poniedziałek, 18 grudnia 2017

[70] Czarować każdy może [Blind Faith] ~ Miachar



Nie lubiła wracać ze sprawunków, kiedy wiedziała, że on jest w laboratorium. Nigdy wtedy nie mogła przewidzieć, czy czasem nie wyjdzie przywitać ją ubabrany jakąś cuchnącą substancją lub z przypalonymi brwiami. A tak się już zdarzyło.
Po przekroczeniu progu głównych drzwi budynku skierowała się do małego gabinetu, który w pełni był do jej dyspozycji. Na krzesło przy drzwiach odłożyła teczkę ze zdobytymi na posterunku policji kopiami akt przydzielonej Profesorowi sprawy do konsultacji. Ściągnęła płaszcz, rozpuściła włosy będące do tej pory ciasno związane w wysoki kucyk i ruszyła korytarzem w stronę małego aneksu kuchennego, gotowa przyrządzić kolejny w tym tygodniu ramen. Dobrze, że za nim przepadała, inaczej jej dieta już dawno by jej obrzydła.
Przeszła dalej, minęła drzwi do pokoju badań i weszła do wnęki, gdzie można się było schować przed wzrokiem obcych ludzi, klientów, którzy chcieli się zorientować, czy trafili w odpowiednie miejsce. Tutaj, w tej małej przestrzeni, choć odrobinę mogła dać upust swoim zdolnościom kulinarnym, które jej pracodawca doceniał, choć nazbyt głośno tego nie przyznawał.

[70] DMF: Śpiący łowca ~ Tris

Dawno nie było DMFu ^^ To dziś jest. Jak eliksiry i magia to tylko Celty i reszta ekipy. Od razu ostrzegam, że pisane na żywca i bez korekty. Zapraszam!



            W mieszkaniu panowało zamieszanie. Dante leżał nieprzytomny na kanapie, pilnowany przez swojego bratanka. Zadaniem Nero było dopilnowanie, by mężczyzna nie skończył w jeszcze gorszym stanie. W efekcie piorunował wzrokiem Blu, która była odpowiedzialna za zaistniałą sytuację.
            Siedziała na stołku kawałek dalej, łypiąc to na Dante to na Nero. Minę miała jakby skruszoną. Z pewnością zdawała sobie sprawę z tego, że narozrabiała. Zarazem jednak nie można było przeć się wrażeniu, że wciąż coś kombinowała i dlatego trzeba było mieć na nią oko.
            Natomiast Celty jak zawsze próbowała wszystko odkręcić. Jako wiedźma to ona zajmowała się tego typu rzeczami. Gdy chodziło o sporządzanie eliksirów, rytuałów i tym podobnych. A jako prawna opiekunka Blu, to na nią spadała odpowiedzialność za takie wybryki. Nie wspominając o tym, że to z jej zapasów, dziewczyna zwinęła eliksir usypiający i dolała go do herbaty  – jak sądziła należącej do Nero, choć w efekcie i tak pochłonął ją Dante, gdy wstał rano na kacu. Ale za to Celty zamierzała policzyć się z nią później i po swojemu.

wtorek, 12 grudnia 2017

[69] I ma mówić głupoty ~ Justyna W-R.



I ma mówić głupoty.

Kobieta1: Wiesz, a ja to bym chciała takiego prostego chłopaka.
Kobieta2: Acha, totalnie cię rozumiem.
K1: Mógłby nawet mieć audi i mówić do mnie „Laleczko”
K2:(grubym głosem) Laleczko, podaj mi ketchup do tego czegoś!
K1:(grubym głosem) Laleczko, lubisz moje tatuaże!
K2:(wciąż grubym głosem)Tanie wino jest dobre bo jest dobre i tanie!
K1(ze śmiechem) O tak! Mógłby wygłaszać takie mądrości!
K2: I mieć tatuaż gotykiem z jakąś dziwną sentencją.
K1: Albo z cytatem z papieża!
K2: Nosić złoty łańcuch!
K1: Dokładnie. Dość mam intelektualistów. Oni myślą głównie o sobie. I kiedy idziemy nocą przez parking podziemny to im pocą się dłonie, a nie mi. Dość mam otwierania wina i tego wiecznego sarkazmu.

poniedziałek, 11 grudnia 2017

[69] Po cienkim lodzie ~ Venusta



– Uważaj na siebie, dziewczynko. Stąpasz teraz po cienkim lodzie.
Jakbym sama nie słyszała jego ostrzegawczego trzeszczenia pod moimi stopami! Przełknęłam ślinę, próbując zdusić paraliżujący strach. „To nic takiego” – uspokajałam się w myślach. „To jak chodzenie po ziemi. Tylko trochę niebezpieczniejsze”. Pod sobą widziałam ciemną taflę lodu, naznaczoną siateczką jaśniejszych pęknięć.
– Połóż się na brzuchu – powiedziała kobieta, a w jej głosie wyczułam napięcie. Naprawdę chciałam wykonać to polecenie, ale moje ciało jakby wypowiedziało mi posłuszeństwo.
– Spokojnie. Spokojnie. Nic się nie dzieje. Tylko połóż się na brzuchu.
 Z oddali dobiegło mnie ujadanie psów i okrzyki ludzi – wciąż jeszcze stłumione, ale przybliżające się z każdą chwilą. To pomogło mi otrząsnąć się z odrętwienia. Powoli, choć każdy mój nerw wrzeszczał, by puścić się biegiem, położyłam się płasko na zamarzniętej tafli rzeki. Kobieta również musiała usłyszeć odgłosy pogoni, bo uniosła głowę i przez parę uderzeń serca wsłuchiwała się w otaczający nas las. Stała kilkanaście metrów ode mnie, wychylona do przodu, z napiętą twarzą. Kiedy wreszcie leżałam na brzuchu, skinęła głową.

[69] You're not fooling anyone ~ Miachar



Oszronione gałęzie wegetujących, czarnych drzew. Mały staw schowany wśród zwiędłych trzcin za osiedlem identycznych domów jednorodzinnych. Miejsce, gdzie ktoś, kto nie lubi być wśród ludzi, może pobyć na spokojnie ze sobą i swoimi myślami.
Jak ja, na przykład. Zimowy i do tego wolny dzień był idealny na małą wycieczkę za dom. Nikt raczej nie miał mnie szukać przez kilka godzin, mogłam więc spacerować wokół stawu, nabijać kolejne okrążenia, pozbywać się kalorii i tego, co za bardzo zalega w głowie. A w niej nie siedziało mało rzeczy.
            Jeśli wszystko poszłoby tak, jak miało, jak było to zaplanowane, miała to być moja ostatnia zima w tym miejscu. Po prawie pięciu latach miałam opuścić to osiedle i udać się na drugi koniec kraju. Ktoś może powiedzieć, że taka kolej rzeczy, że to normalne. Może i tak, ale jako osoba, która w wieku siedemnastu lat miała za sobą sześć przeprowadzek, naprawdę pragnęłam większej stabilności, jeśli chodzi o miejsce zamieszkania. Może okres studiów coś zmieni w moim wędrownym życiu.

poniedziałek, 4 grudnia 2017

[68] Igrzyska Grzechu ~ Eleison



ZBUNTOWAŁ SIĘ PRZECIWKO BOGU I ZAŁOŻYŁ WŁASNĄ FIRMĘ, PRZEDSIĘBIORCY GO NIENAWIDZĄ [ZOBACZ ZDJĘCIA]

WYNALAZŁ WŁASNĄ WÓDKĘ, TERAZ ZDOBYWA MILIONY [NA SERIO]

DZIEWICE I ICH UPODOBANIA – CZYM KARMIĆ, GDZIE ZAREJESTROWAĆ? SZATAN USPOKAJA „NIE GRYZĄ, ALE MOŻNA ICH TEGO NAUCZYĆ”.

JAK SPRAWIAĆ DEMONICOM PRZYJEMNOŚĆ? LUCYFER ZDRADZA NAM SWOJE TECHNIKI! [CZYTAJ WIĘCEJ]

[68] El sueno de la ira ~ Miachar

            Can't stop now, I've traveled so far
To change this lonely life


Dotyk dłoni na włosach, kojące głaskanie i ciche nucenie przywodzące na myśl mruczenie kota. Powiew zefiru, śpiew ptaków i wszechobecna biel. Nawet trawa, której źdźbła tańczyły, ocierając się gdzieniegdzie o moją skórę, były przyjemnie białe. Było błogie, niczym w raju.
            Moja głowa spoczywała na czyiś kolanach, ich właścicielka
wątpiłem, by jakikolwiek mężczyzna chciał mnie głaskać po głowie, prędzej stracił by jaja nie protestowała, choć używałem ich jako poduszki. Kiedy chciałem unieść głowę, przeniosła dłoń na moje czoło i docisnęła w dół. Tym samym dała znać, że mam się nie ruszać. Przystałem na to, właściwie nie chciałem nigdzie iść. Marzyłem, by zostać tu na zawsze.

[68] Opowieść w śnieżną noc ~ Miachar

– Równo co sto lat Siedem Grzechów Głównych spotyka się w piekle na igrzyskach. Zwycięzca zdobywa prawo do bycia głównym grzechem ludzkości do następnych igrzysk. I wtedy może dać upust wszystkim swoim żądzą, manipulować ludźmi i sprawić, że całe społeczeństwa staną się zagrożone lub same będą zagrożeniem…
            Śnieg sypiący za oknem, jakby ktoś wyrzucał papierowe kulki z wielu toreb jednocześnie. Gęsty i opadający wszędzie tam, gdzie tylko zdoła osiąść. Zbyt jaskrawe światło latarnie tworzyło kręgi w mroku, ale czy pomagało w dotarciu do celu ośnieżonymi chodnikami? Trudno powiedzieć.
            – Właśnie upłynął kolejny wiek. Orgullo, Codicia, Impureza, Celos, Falta DeModeracion, Ira i Pereza zawitali w Krainie Mroku, by ponownie stanąć w szranki. Przez sto lat każdy z grzechów przygotowywał się do tego wydarzenia, ćwiczył, by zwyciężyć, bo nagroda była tym, co pragnęło każde z nich – władzą, której nikt nie obali, bo musi trwać sto lat. Kiedy nadszedł pierwszy dzień starcia, Codicia…

poniedziałek, 27 listopada 2017

[67] Zemsta Deszczu ~ Tris



            Zeskoczyła z bieżni i odetchnęła głęboko. Było jej gorąco jak cholera. Pot dosłownie lał się z niej, ale to dobry znak. Odwaliła kawał dobrej roboty, wciąż i wciąż pracując nad swoją kondycją. Czuła się zmęczona, ale naprawdę zadowolona. Chyba tylko po wizycie na siłowni miała taki dobry humor.
            Po tym wszystkim, co wydarzyło się w jej życiu, dobry humor był rzadkim zjawiskiem. Jednak ćwicząc i wyciskając z siebie siódme poty, mogła wyzbyć się całej negatywnej energii. W ten sposób wyładowywała żal, gniew i nienawiść. W ten sposób przybliżała się, chociaż minimalnie do swojego celu.
            Zresztą bieżnia czy inne ćwiczenia fizyczne dawały jej też czas do namysłu. Do tego, by poukładała sobie w głowie pewne rzeczy, zamiast bezsensownie drążyć przeszłość.
            Chwyciła swoją butelkę wody i ręcznik i ruszyła w stronę damskiej szatni. Teraz marzyła tylko o porządnym prysznicu. Zgarnęła z szafki potrzebne rzeczy i skierował kroki właśnie pod prysznice.

[67] Es dar y recibir ~ Miachar



            Trzęsące się ręce, jedna z nich uniesiona do ust, by możliwe było obgryzanie paznokci. To powoli mój znak rozpoznawczy, ale nic na to nie poradzę - taka już moja taktyka obronna na sytuacje kryzysowe. A jedna z nich dosłownie chodzi za mną już drugi tydzień.
            Spoglądam w stronę okna i gryzę paznokieć, jednak nie pomaga to na moje zszargane nerwy, jedynie przykuwa uwagę nauczyciela, który wzdycha głośno, a dźwięk ten rozchodzi się po całej sali.
            – Deiji, czy mogłabyś skupić się na lekcji zamiast na sobie? – Pewnie na ochotę rzucić we mnie kredą, w końcu to nie pierwszy raz w tym tygodniu, kiedy nie skupiam się na jego lekcji. – A może chcesz poprowadzić zajęcia za mnie? Chętnie ustąpię ci tu miejsce.
            Przenoszę wzrok na niego i przełykam ślinę. Swoim zapytaniem zwrócił uwagę reszty klasy na mnie, która teraz ostrzeliwuje mnie spojrzeniami. Nie cierpię być w centrum uwagi, dlatego kręcę głową i kulę się w sobie.

niedziela, 19 listopada 2017

[66] Ostatni walc Gniewu ~ Miachar

Nie pytajcie mnie o to, co się tu porobiło, bo naprawdę sama nie wiem. Kolejna para bohaterów wymknęła mi się spod kontroli, ja im już tylko użyczam swoich dłoni do pisania. Co to za los mnie spotyka...
Nie znosiłem upałów, a ten właśnie panował w miejscu, gdzie byłem, i nie zważał na to, że jest środek jesieni. Coś musiało być na poważnie z tymi teoriami ekspertów o zmianie klimatu; było niemożliwie ciepło, choć znajdowałem się na północnej części globu. Nie znosiłem upałów, bo te  nie pozwalały mi na normalne funkcjonowanie, do tego porządnie utrudniały kopanie grobu i chowanie zwłok, a właśnie to było głównym planem mojego dnia. We wspólnej debacie wraz z cyrkowcami postanowiliśmy, że nie robimy dodatkowego pokazu w mieścinie, do której zawitaliśmy, a poświęcimy ten dzień na odpoczynek przed dalszą drogą. Od czasu przeniesienia przez wyłom nie zauważyłem, by policjant, który się na nas uwziął, zdołał wytropić nas na drugim końcu kraju, mogliśmy pozwolić sobie na chwilę odprężenia.
Czarna ziemia poddawała się mojej woli i pozwalała na wykopanie coraz głębszego grobu. Zajęło mi to mniej czasu, niż sądziłem - raptem po dwudziestu czterech minutach osiągnąłem wymagany metr siedemdziesiąt wgłąb, mogłem chwilę odsapnąć.

[66] Zakazany owoc ~ Eleison

Nożyce domagają się jesiennego wydojenia.


Wiadomości od Behemota są popieprzone właściwie od zawsze, ale tym razem nie mogę ich rozszyfrować. Jedyną rzeczą, jaką pisze mi wprost były te najważniejsze sprawy –  czyli związane z wódką. Więc w tym tekście nie chodziło o chlanie. Chyba. Z drugiej strony... dojenie może wiązać się z alkoholem. A jeśli o to chodzi, nigdy nie odmawiam. Zresztą - czy ja kiedykolwiek odmawiałem Behemotowi? To kłóciło się z moim charakterem. Może i nie jestem typem grzecznej, posłusznej istoty, ale mając przed oczyma widok tego demona, moje wnętrze natychmiast się rozczula. Zwłaszcza, gdy ta urocza istotka wyciąga w moją stronę pomocną dłoń ściskającą butelkę cudownej wódki. Najlepiej rosyjskiej.
Przeczesuję włosy opadające mi na czoło. Ktoś już parę razy mówił mi, żebym je przyciął. Albo przynajmniej spinał. Skutecznie ignoruję te uwagi. Tej uroczej istotki nie chcę słuchać. Aidee nie daje mi rosyjskiej wódki. Nawet dupy mi nie daje. Nic mi nie daje oprócz swojego jęczenia jaki to ja zły, niedobry i okrutny. A przecież mogłaby pojęczeć w innej sytuacji. I każdy byłby zadowolony.

[66] Ostatni walczyk ~ Estrela

(Po)wojenni bohaterowie po raz kolejny. Miało być poważnie, a wyszły trochę telenowelo-trudne-sprawy. Hmmm... chyba czas zrobić sobie przerwę ;)
Sabina wykorzystała fakt, że orkiestra zagrała szybkiego i głośnego walczyka, by niespostrzeżenie wymknąć się na taras. Sierpniowy wieczór był pogodny, lecz chłodny. Z rozkoszą odetchnęła rześkim powietrzem zwiastującym nadejście chłodnych jesiennych dni. Do jej uszu wciąż dobiegała muzyka, mimo to starała się wyciszyć i skupić rozbiegane bezładnie myśli. Gdyby ktokolwiek oznajmił jej wcześniej, że na weselu pojawi się Tadeusz, po prostu by to wyśmiała. Wciąż miała w pamięci jego poszarpane odłamkami bezwładne ciało, które z nadludzkim wysiłkiem ryzykując życiem przeciągnęła przez kilka kilometrów płonącej Warszawy, by dotrzeć do znajomego, który za sprawą cudu Opatrzności zdobył dla Tadeusza miejsce w niemieckim szpitalu wojskowym i potrzebne dokumenty. Kiedy go zostawiała, nie przeszło jej przez myśl, że ten wysiłek zda się na cokolwiek. Właściwie nie była wtedy zdolna do jakiejkolwiek kalkulacji. Kilka dni wcześniej zginął jej narzeczony. Zaczęła wówczas działać jak maszyna, zaprogramowana do wykonywania konkretnych zadań, nie zastanawiając się nad ich sensem. Zrobiła to, bo miała wobec Tadeusza dług wdzięczności. Równocześnie jednak nie umiała zrozumieć, dlaczego z ich dwojga, to właśnie Tadeusz ocalał, a narzeczonemu mogła już tylko postawić drewniany krzyżyk na płytko wykopanej mogile.

[66] Ostatni taniec ~ Justyna W-R



Ostatni taniec.

Wirrruu wirrru. Zatrzasnęłam się w pralce. Wreszcie zobaczyłam świat z właściwej perspektywy. Jechałam na rowerze. Jak to się stało, że moja głowa jest jednym kołem, a mój tyłek drugim? Z wnętrza pralki zerkałam na Świat. Czułam jakbym patrzyła przez okno łodzi podwodnej.
Do łazienki, w której stała pralka, weszła ona. Stanęła w wymiętym dresie na środku pomieszczenia. Miała dwie różne skarpetki. Rozłożyła ramiona i zaczęła wirować. Ja latałam w pralce, która była całym światem, ona była gdzieś na zewnątrz.  Nasze światy oddzielała szyba.
Gdy przestała wirować zauważyłam, że podczas tańca odpadły od niej ubrania, niczym liście wspomnień pijakowi.
Zatrwożyłam się.
Długie, jasne włosy opatulały puchate plecy, które kończyły się dobrze wypieczoną kajzerką bioder. Ze słodyczą strachu myślałam o tym, że zaraz odwróci się do mnie przodem. Czekałam na to, jak na dobre słowo od matki. Wreszcie zmieniła azymut i ujrzałam jej ciemną stronę. Czułam się jak astronom, który z pietyzmem obserwuje odkrytą przez siebie planetę. Ma świadomość, że nikt nigdy przed nim nie patrzył na to ciało niebieskie, i wie, że pierwszy raz można patrzeć tylko raz. W głowie notowałam spostrzeżenia, które mogłabym przedstawić na najbliższym kongresie wiedzy o obiektach przepięknych.
Jej twarz, jakby wyrzeźbiona w maśle upapranym przez rozkojarzonego piekarza, była okolona snopkiem jasnych włosów. Kałuże bławatkowych oczu i usta o smaku liści winogron. Przyklejona do oka pralki prawie czułam ich smak. 

poniedziałek, 13 listopada 2017

[65] Nobody knows my heart ~ Miachar

- Caramba! - zawołała, prawie przejeżdżając hulajnogą małego pieska. - Proszę uważać, może mu się coś stać, jeśli nie będzie go pani pilnować!
Jak zwykle na uwadze miała życie innych niż swoje.
- Och, przepraszam! Zagapiłam się. Będę uważniejsza. Dziękuję, Wybranko!
Skinęła głową właścicielce psa i ruszyła w dalszą drogę swoim pojazdem. Jak co dzień patrolowała dzielnicę, by nieść pomoc tym, którzy akurat jej potrzebowali. Była niczym Batman, o którym tak bardzo lubiła przeglądać komiksy. Kiedy tak jeździła po mieście, była uczynna i niezwykle miła, mieszkańcy miasteczka utwierdzali się w tym, że oto ta nastolatka jest tą osobą, która ich ocali przed zmiecieniem z powierzchni ziemi. O ile tak można nazwać to, co planowali zrobić z nimi włodarze miasta.
Mknęła kolejna ulicą, przestrzegając wszelkich zasad ruchu drogowego, i nuciła radośnie pod nosem. Każdego spotkanego sąsiada pozdrawiała uśmiechem i skinieniem głowy. Od każdego dostała podobna odpowiedź. Była Bohaterką tych ludzi, tą lwica w stadzie, która broniła życia swojego potomstwa. Niewielu mieszkańców tej smutnej dzielnicy wiedziało, jaką jest naprawdę i że właściwie uwielbia być zła. Zamydliła oczy tym, którzy słyszeli i dostawali od niej to, co chcieli usłyszeć i dostać. Stała się mistrzynią manipulacji i sugestii, to pozwoliło tej szesnastolatce władać nad tymi, którzy odpowiednio tańczyli na dźwięk jej gry.

[65] Wybór Anioła Lucyfera ~ Laurie

Wybór Anioła Lucyfera

Kolejny temat, który aż się prosił o poświęcenie mu czasu i się udało pomimo wszystkich przeciwności losu. Tak jak Cleo przewidziała, zabieram Was na kolejne spotkanie z Vivian Walker, tym razem będzie to alternatywna wersja finału „Anioła Lucyfera”, głównej historii o Vivian. Mam nadzieję, że choć trochę Was zaskoczy, bo mnie ten tekst satysfakcjonuje jak nigdy.
Kilka terminów dla porządku, a których wyjaśnienia nie ma w tekście (nie zgrało z fabułą):
Czarny Zakon – organizacja zrzeszająca egzorcystów władających innocence – kryształem Boga – walczących ze złem w postaci Milenijnego Hrabiego i jego podwładnych
Klan Noah – demoniczna rodzina o niezwykłych zdolnościach, która zamierza zniszczyć świat poprzez Trzy Dni Ciemności, przewodzi im Milenijny Hrabia, każdy z nich ma dwa imiona: ludzkie i swojego wewnętrznego Noah
Akumy – demony, twory Milenijnego
A teraz zapraszam już do lektury!

poniedziałek, 6 listopada 2017

[64] Killing Divas ~ Alicja K.



Ło matulu. Jakoś mi się udało rozpisać i nie mam pojęcia jak to skrócić czy sprawić, żeby było bardziej atrakcyjne. Przepraszam. Mam nadzieje, że znajdziecie coś dla siebie w tym całym bełkocie.


Killing Divas

„Bosz, jak oni nie potrafią śpiewać”, pomyślałam oglądając kolejny odcinek „SING: The Ultimte Acapella” na zagranicznym kanale. Grupa złożona z hinduskich naśladowców Michaela Jacksona śpiewała „MMMBop”. W sumie była to niezła odskocznia od

[64] That saved a wretch like me ~Miachar



Mój bohater ma nazwisko, które jest identyczne z tytułem tekstu MAG z poprzedniego tygodnia. Nie jest to zapożyczenie, ale czysty zbieg okoliczności – potrzebowałam tłumaczenia jednego słowa; jakoś tak wyszło, że jest identyczne. Chyba nadajemy z MAG na podobnej fali. Pozdrawiam ją (Cię!) serdecznie!

– Wise men say: only full rush in – Elvis słodził swoim głosem powietrze w pokoju. – But I can’t help falling in love with you...
Nie psując tempa, wtórowałem mu, a sucha ścierka deportowała kurz ze stali na podłogę. Odrobinę romantyczna atmosfera wypełniała całe pomieszczenie, choć właściwie zupełnie tu nie pasowała. Szczerze mówiąc, niewiele przedmiotów w tym pokoju do siebie

[64] Maestro ~ Estrela



Tydzień 64 –Maestro India Sierra Tango
Fragment z uniwersum mojego debiutu /tydzień 46/ chociaż bohaterowie inni. Zapraszam do lektury i wyrażania opinii :)
            Igor Strychow jak zwykle rozpoczął dzień mocnym espresso. Zawinięty w ciepły szlafrok popijał czarną kawę z ulubionej filiżanki zdobionej japońskimi znakami., przeglądając Dagens Nyheter. Jego wzrok zatrzymał się na ogromnym zdjęciu opatrzonym tytułem „Nowy trop w śledztwie”.  Ze zdjęcia spoglądała na niego dużymi orzechowymi oczami młoda kobieta. Przez chwilę przyglądał jej się w milczeniu, odstawiwszy kawę. Nie czuł ani krztyny współczucia. Raczej delektował się spełnieniem kolejnego zadania.

[64] Dwie fuchy ~ Justyna W-R.



Dwie fuchy.

            – Jesteś klasowej światy muzykiem za dnia i płatnym zabójcą w nocy. Pewnego razu zostajesz poproszony by wystąpić na pogrzebie młodej kobiety, po to by zorientować się, że była jedną z twoich ofiar – przeczytała na głos autorka i roześmiała się. – Klasowej światy. A to dobre!
– Ja nawet siebie nie ogarniam, a niektórzy bohaterowie książek mają dwie fuchy. W domu sterta prania, koc z kanapy pamięta obiad sprzed miesiąca. Ciekawe tylko kiedy ci bohaterowie śpią? I jak koncertują wieczorami? Przecież taki muzyk to głównie wieczorem gra, gdzie tu czas na zabijanie? I czemu właściwie zabijać tylko nocą? W dzień nie można? – zapadła w zadumę pisarka–hobbystka. W jej głowie pokazała się postać zabójczo (hehehe) przystojnego Alvaro....

[64] Z ZIEMI WŁOSKIEJ... ~ Marzena Agnieszka Gajewska



Z ZIEMI WŁOSKIEJ…     
–Maestro! Prosimy na scenę!
Jak zawsze przed koncertem musiałem mieć kilkanaście minut tylko dla siebie. Żadnych bodźców z zewnątrz. Te chwile były zawarte w każdym kontrakcie i umowie. Nie było od tego żadnych odstępstw. I tym razem organizator dopełnił wymaganych warunków. Stałem za czarną kurtyną. Czułem wszystkimi zmysłami ludzi po tamtej stronie. A oni czuli mnie. Orkiestra siedziała gotowa. Dyrygent stał obok. Skupiony równie mocno. Światła filharmonii wiedeńskiej przygasały. Chwilę później zastygły wszelkie szepty publiczności.
Trzy..dwa…jeden.. kurtyna w górę! Oklaski i jestem w niebie!

wtorek, 31 października 2017

[63] Are you a saint or a sinner? ~Miachar



Dzisiaj
            To był najdziwniejszy dzień nie tylko w mojej karierze, ale też  w całym moim dotychczasowym, liczącym trzydzieści osiem lat, życiu. Taki, o którym wiadomo, że  trzeba opowiedzieć innym, a  jednocześnie nie wie się, jak  to zrobić, w jakie słowa  ubrać cały ten absurd,  którego się doświadczyło  Jeszcze nigdy nie miałem do czynienia  z czymś tak tajemniczym, mistycznym i przerażającym zarazem. Ta mieszanka budziła nie tylko wątpliwości i ciekawość, ale też najgorszy rodzaj strachu. Sama tylko wzmianka mogła wzbudzać dreszcze, a co dopiero przeżycie tego na własnej skórze. Ale od początku. Jeśli się od niego nie zacznie, całą opowieść będzie niepełna, niespójna i nie da całego obrazu sytuacji. A ten był bynajmniej dziwny.
27 października 1985 r.
            Dzień zapowiadał się jako normalny i w gruncie rzeczy znośny. Zakopany po łokcie w papierkowej robocie za wybawienie uważałem mocną czarną kawę i donuta bez dodatków. Do południa tak właśnie wyglądała moja praca. Stary raport do odbębnienia, łyk kawy, gryz pączka i tak w kółka, aż nie zadzwonił służbowy telefon.

[63] DIVINA ~ Marzena Agnieszka Gajewska



     Babcia już czekała w domu z pierogami z jagodami i wiejską śmietaną. Dziadek siedział w cieniu na ławce przystanku PKS i czekał przysypiając od czasu do czasu. Było piękne, letnie popołudnie. Jak to w bajkach.
Autobus z duszą męczennika zahamował w zatoczce przystanku z piskiem wszystkich swoich mechanicznych wnętrzności. Bez wdzięku, ale z wielkim hukiem otworzyły się przednie drzwi wiekowego pojazdu. Z brzucha zakurzonego, starego auta wyłoniła się najpierw ruda czupryna, a zaraz po niej reszta wesołego dziewczęcia. Autobus kaszlnął chmurą spalin, jakby wydarto z niego ostatnią radość życia i pojękując wytaszczył swoje cielsko na rozmywający się w słońcu asfalt.
Dziadek rozpromieniony widokiem wnuczki zapomniał o artretyzmie i aż podskoczył z radości. Tu należy się pewne wyjaśnienie, ponieważ czytelnik mógłby zobaczyć oczami wyobraźni staruszka, który fika koziołki. Nie! Dziadek podskoczył w sensie mentalnym, a w rzeczywistości tupnął zdrowszą nogą.  Za to dziewczynka (lat trzynaście i pół) biegała wokół niego jak fryga i co chwila całowała dziadka w oba, pomarszczone policzki.  Wreszcie zarzuciła plecak i ruszyli w drogę do domu, bo tam babcia, pierogi i wszystkie te wspaniałości, których w mieście nie uświadczysz…  mmmm….

[63] Wrota Czeluści ~ Teller

— Daleko jeszcze?
— Na Boga! Zewrzyj w końcu gębę!
Nie wytrzymałem. Ten człowiek doprowadza mnie do pasji. Ile można pytać o to samo. Gdybym ja sam znał odpowiedź. No i proszę. Wypadło mi szkło. Jeszcze tego brakuje. Nie dość, że pochodnia prawie wypalona, to jeszcze nie odczytałbym tej przeklętej mapy.
Ojcze coś na nas sprowadził? W głowie cały czas słyszę te jego absurdalne słowa – „udaj się do źródła zła”, „zamknij tę puszkę Pandory, którą otworzyłem przez przypadek”. Co to do cholery ma niby znaczyć? Czy nie jestem już wystarczający dorosły, żeby w końcu dopuścić do siebie myśl, że ludziom, najzwyczajniej w świecie, może się na starość w głowie poprzestawiać? Sam sobie jestem winien. Doprowadziła mnie do tego moja mania udowadniania wszem i wobec, że nie ma góry, której bym nie przesunął. Udowadniania nawet własnemu ojcu. A może przede wszystkim jemu?
I oto jestem. Jesteśmy. Jeżeli mam liczyć jako myślącą personę Arsena. Nie pamiętam już czy to jego, czy mój pomysł by wyruszyć we dwójkę. Ostatecznie dobrze mieć jakiś znajomy oddech na plecach. Choćby śmierdział chmielem
i tanim tytoniem.

niedziela, 22 października 2017

[62] Tagged Scarlet: #Blurry ~ Tris



            Siedzieli w barze już od dobrych kilku godzin. Rzadko zdarzało im się imprezować poza domem. Jednak tym razem Ren był bardzo zadowolony po udanej akcji i zaproponował, żeby nieco się rozerwać. Sam jednak szybko ulotnił się z Hex. Zapewne potrzebowali trochę prywatności. John też wyszedł szybciej. O ile nie wymagała tego robota, chodził dość wcześnie spać i prowadził zdrowy tryb życia. Nie zdarzało mu się zbyt często, żeby pił.
            Toteż Loki został sam z Tris, która bawiła się w najlepsze i najwyraźniej nie potrzebowała kompana do picia. Nie potrzebowała do tego nawet pieniędzy, bo gdy pokręciła nieco tyłkiem, znajdywało się wielu frajerów, którzy chcieli postawić jej drinka. Lokiemu niezbyt się to podobało, ale co mógł zrobić. Nie miał prawa ingerować w działania przyjaciółki. Wściekłaby się, gdyby jej przeszkodził. Zresztą i jemu wpadło w ręce kilka darmowych trunków dzięki niej, więc nie mógł narzekać.

[62] High risk, no return ~ Laurie



High risk, no return

Życia na kartonach ciąg dalszy, ale tematy same się proszą, żeby coś stworzyć w tak spartańskich warunkach, więc próbujemy dalej. Dziś tekst z alternatywnej historii o Corrie. Pamiętacie „Strażnika i królową”? Dziś czasy dużo późniejsze, po wielkiej zdradzie i aż proszące się o butelkę alkoholu.

       Zabawa trwała w najlepsze, dookoła panował gwar, a ilość pustych butelek na stole dość sporo mówiła o stanie trzeźwości uczestników imprezy. Niczego innego nie oczekiwała, gdy weszła do knajpy, gdzie zwykle rozsiadali się jej przyjaciele.
       – Kira, jesteś jusz pijany – powiedział nieco niewyraźnie Shuuhei.
       – Nie, to ty jesteś rozmazany, Hisagi – odparł Izuru, co chwilę przekrzywiając głowę w inną stronę, jakby próbował złapać ostrość widzenia.
       Corrie mogła tylko westchnąć. Nadal było bliżej zmierzchu niż świtu, a towarzystwo doprowadziło się do takiego stanu. Ostatnio zdarzało im się to częściej niż zwykle. Nie to, żeby nie wiedziała, dlaczego, ale powoli zaczynało być to męczące, gdy raz po raz musiała zadbać o zbyt pijanych przyjaciół, którzy mogli się tylko domyślać, jak znaleźli się we własnych łóżkach bez szwanku.

[62] Piękna jak oddychanie ~ Justyna W-R.



Piękna jak oddychanie

            Ruchem głowy przyłożył do ściany, przyszykowaną specjalnie do tego celu, szklankę z uszkiem. Była szesnasta. Zza ściany doleciał klucz słów, niczym pozornie bezładna chmura ptaków zza horyzontu.
— No i jak tam jest u ciebie? — zapytała kobieta.
— Jest... ok — odpowiedziała druga, lekko przeciągając wyrazy.
— Opowiedz mi co się działo przez ostatni tydzień?
— Miałam kryzys. Znów poszłam na imprezę. Był alkohol.
  Czy chcesz się czymś podzielić?
— Tak. Wiesz, tam był ten chłopak. Chwilę rozmawialiśmy. Piłam. Wypiłam dwa, może trzy kieliszki. Później tańczyłam z jego kumplem. Znów piliśmy. Nie wiem ile. Dużo.

[62] Running with my hope ~ Miachar



            Jeśli ktoś pamięta temat z Pisarskiego Sierpnia o antagoniście, to mojego możecie poznać choć trochę już dziś. Podejrzewam, że będzie z nim tak jak z Ikarim — pojawiać się będzie, jak temat GPK na to pozwoli. Zapraszam.

            Zadymiony bar wypchany po brzegi. Zapach piwa wiszący w powietrzu niczym zaraza, która czeka na dogodny moment, by opaść i wszystkich zaatakować, wżerać się w skórę i materiały ubrań. Podniesione głosy starające się dotrzeć do rozmówcy ponad dźwięki muzyki sprzed pół wieku. Idealne miejsce na spotkanie, kiedy chce się coś przekazać, nie mając przy tym dość wiarygodnych świadków, by bać się o dochodzenie, gdyby coś wypłynęło stąd do uszu głupiej i głuchej zazwyczaj policji.

[62] MAG ~ Marzena Agnieszka Gajewska



— Witam, witam pana docenta!
— Uszanowanie, panu doktorowi!
— Piękny dzień mamy!
— Dziś Dzień Mamy?
— Och, nie! Pozwoliłem sobie tylko pochwalić dzień.
— A, to niech będzie pochwalony.
— Niech. Czy w tak cudownych okolicznościach przyrody..
— Mógłby pan, panie doktorze darować sobie ten wyleniały jak ogon starego kota cytat?
— Mógłbym ,ale okoliczności mnie do tego wręcz zmuszają.
— Skoro tak.
— A zatem, czy w tak pięknych.. czy możemy rozpocząć degustację?
— Z największą rozkoszą.

poniedziałek, 16 października 2017

[61] No one does it better when we are together ~ Miachar



            Nie w każdej sytuacji pośpiech jest wskazany. W tej był. Osobnik, który do tej pory jedynie węszył, dzisiaj postanowił przejść do bezpośredniego spotkania twarzą w twarz. Zjawił się na pokazie, nie wzbudzając za bardzo niepokoju u cyrkowców zajętych przygotowaniami, za to zwrócił na siebie moją uwagę. Głównie dlatego, że ja w przeciwieństwie do artystów i ich dyrektora dobrze wiedziałam, jak ów mężczyzna wygląda.  Wiedziałam, co go sprowadza i jakie działania podejmie, chcąc ukazać wszystkim prawdziwą twarz i działalność cyrku. Wiedziałam, że cały zespół musi się mieć na baczności, inaczej może być źle.
            Musiałam jak najszybciej odnaleźć Ikariego, a to nie było łatwe w napływającym do głównego namiotu tłumie. Byłam zdziwiona, że choć w mieście nie wywieszono żadnych plakatów głoszących, że oto na obrzeża zajechał cyrk, tylu ludzi się o tym dowiedziało i postanowili na własne oczy (bądź nawet skórze) doświadczyć tej dziwnej magii, która irracjonalnie budzi niepokój. Z mojej obserwacji wynikało, że przybyło więcej dorosłych niż dzieci i młodzieży. Z takiej grupy to sobie można było wybierać ofiarę. Gdyby tylko nie ten policjant, który właśnie pojawił się w zasięgu mojego wzroku, z pewnością któryś z akrobatów lub miotaczy ognia pozwoliłoby sobie na chwilę zapomnienia podczas zabijania wytypowanego nieszczęśnika.

niedziela, 15 października 2017

[61] W potrzasku ~ Marcin Antoni



                                   „W potrzasku.”

Patrzy na mnie. Jego włosy nadal są w nieładzie i w jasnym świetle poranka wygląda jeszcze bardziej przystojnie i ludzko niż kiedykolwiek.
– Chyba proszę, żebyś mi zaufała – Mówi i patrzy mi prosto w oczy.
– Ufam Ci. – Tak naprawdę teraz tylko jemu ufam. W chwili kiedy zdradzają cię przyjaciele, jesteś w dupie, ufasz tylko komuś, kto cię wyciąga z prawdziwego bagna.

Dwanaście godzin wcześniej.

– Masz dla mnie hajs? – Tony mówi to do właściciela baru. Wymusza haracz, bo bar stoi na terenie Pereza,  który rządzi dzielnicą. Widzę jak niechętnie Iwan daje mu utarg.
– Za mało, a gdzie reszta kasy? Jak nie dasz to puszczę Ci tą budę z dymem z Tobą w środku! – Dopija szkocką i rzuca pustą szklanką w butelki za barem, kilka z nich się tłucze.
– Wrócę tu jutro głupi rusku! – Wychodzi w asyście dwóch swoich goryli. Przed pracą, jeśli można to tak nazwać, jestem tutaj i piję Gin. Całej sytuacji przygląda się stały bywalec. Patrzy chwilkę i pije dalej, nie wykazuje nawet cienia zainteresowania całym zajściem. Nie powiem, jest może starszy, trochę zaniedbany, ale jednak przystojny i zbudowany. Często go widzę, ale nigdy z nim nie rozmawiam. I te jego wiecznie rozczochrane włosy.

[61] MAG ~ Marzena Agnieszka Gajewska



"Spojrzał na mnie. Jego włosy wciąż były w nieładzie i w jasnym świetle poranka wyglądał jeszcze bardziej przystojnie i ludzko niż kiedykolwiek. „Chyba proszę, żebyś mi zaufała” powiedział. "

     Otworzyłam jedno oko, bo drugie jeszcze spało, albo znów dopadło mnie zapalenie spojówek. Tym jednym, chwilowo czynnym okiem zobaczyłam, że obok mojego łózka stoi Krasnal. Jęknęłam  boleściwie nad swoim losem, próbując palcami odkleić lewą powiekę. Udało się. Oko bolało, a więc zapalenie. Trudno. Dwojgiem oczu zerknęłam w jego stronę.  On też na mnie spojrzał. Jego włosy wciąż były w nieładzie i w jasnym świetle poranka wyglądał jeszcze bardziej przystojnie i ludzko niż kiedykolwiek. Krasnal wracał tu wiele razy.  Można powiedzieć recydywa. Ja trafiłam tu kilka dni temu. Ten chłopak od razu się do mnie przyczepił i trwał w tym przyczepieniu jak rzep.
– Chyba proszę, żebyś mi zaufała– powiedział.
– Mówisz do mnie po polsku?– zapytałam uszczypliwie, bo mnie po prostu wkurzał i to od rana.

[61] Próba do przedstawienia ~ Justyna W-R.



Próba do przedstawienia

            Spojrzał na mnie. Jego włosy wciąż były w nieładzie i w jasnym świetle wyglądał jeszcze bardziej przystojnie i ludzko niż kiedykolwiek.
            – Chyba proszę, żebyś mi zaufała – powiedział.
            – Chyba prosisz? – zapytałam, przewracając oczami. – Co to w ogóle za zdaniotwór? Nie jesteś pewien czy prosisz? To ja nie jestem pewna czy odpowiadam!
            – I teraz się zastanawiaj, ćwoku – dokończyłam w myślach.
            Zamrugał zdezorientowany. Na wszelki wypadek jeszcze raz wywróciłam oczami. Splotłam ręce na piersiach i odwróciłam głowę.
            – Ależ Gabi! Przecież tak mam napisane w scenariuszu.
            – Nie obchodzi mnie to! – krzyknęłam. W tym momencie przypomniałam sobie, że to nie poranek w lesie czy inna, z obszernego repertuaru, fantazji erotycznych, ale próba do przedstawienia. Na szczęście odbywała się u mnie w piwnicy. Znów dałam się ponieść wyobraźni! Mam zbyt bogate życie wewnętrzne. Jestem taka wrażliwa, jak wełna na wysokie temperatury.

[61] Pożegnaj jutro: Wrogów trzymaj blisko ~ Laurie



Pożegnaj jutro: Wrogów trzymaj blisko

Miałam nie pisać w najbliższym czasie dla GPK, zwłaszcza w tym tygodniu, bo siedzę dosłownie na kartonach. No może nie całkowicie, ale głównie. W jednym pudle ciuchy, w drugim kuchenne rewolucje, w trzecim materiały do pisania, w czwartym... co jest w czwartym? Jednak temat aż się prosił o choćby krótką scenkę, no i jest. Ponownie do One Ok Rock „Bedroom Warfare”. Choć kombinacji było co niemiara i zmieniłam narrację fragmentu, jednak pierwsza osoba za bardzo mnie ogranicza. Dobra, już nie marudzę. Tęsknił ktoś za nimi?

Keep your enemies close
Your enemies close

      Cisza poranka po głośnej nocy. Postać na balustradzie w sukni koloru krwi, poszarpanej, z ciemnymi plamami, zsunięte ramiączko, jeden pukiel włosów ostały w eleganckim koku. Dowody namiętnej nocy, ktoś by pomyślał.
       Squalo nie był pewny, co widzi. Nie potrafił rozgryźć Vivian i w sumie nieszczególnie mu się chciało o tej porze. Brakowało mu snu, do tego był głodny. Niby prozaiczne, a jednak śmieszne w obliczu tego, co jeszcze do niedawna wyprawiali.

wtorek, 10 października 2017

[61] Gdy ze stresu rosną ci rogi ~ Tris & Buczek



            Wszystkie kłopoty zaczęły się z początkiem naszej wycieczki szkolnej. Ostatniej wycieczki, póki wszyscy byliśmy jeszcze licealistami. A może przesądzone były z góry już dawno? Teraz siedzieliśmy na skraju lasu, oglądając wschód słońca i kontemplując nasze życie. Ale nie umiałam znaleźć odpowiedzi na pytanie „co poszło nie tak?”
            Spojrzał na mnie. Jego gęste włosy porastające jego zakończone kopytami nogi wciąż były w nieładzie i w jasnym świetle poranka wyglądał jeszcze bardziej przystojnie i ludzko niż kiedykolwiek.
            – Chyba proszę, żebyś mi zaufała – powiedział, spoglądając na swój merdający ogon.
            – Chyba? – zdziwiłam się, patrząc na niego krytycznie.
            – No… Tak mi się wydaje – wybąknął i podrapał się po głowie. – Wiesz, że teraz jest trochę inaczej, ale to nic nie zmienia w naszych relacjach.
            – No co ty?

niedziela, 8 października 2017

[60] Rising up to the challenge of our rival ~ Miachar

                Jak dla mnie Eun jest trochę naiwna, ale niech ma trochę radości w swojej pracy. Możliwy kiedyś ciąg dalszy, o ile będzie okazja.


                Nie każdy lubi pracę, którą wykonuje. Można by mu powiedzieć, że przecież może ją zmienić. No właśnie ta zmiana może nie być taka prosta, jeśli brak kwalifikacji lub umiejętności, a nie ma okazji, by w dość szybkim czasie je podnieść. Wówczas tkwi się w robocie, która jedynie nuży albo doprowadza do załamania nerwowego. Co wtedy robić?

[60] ~ Marcin Antoni

Owen wchodzi do jednego z Nowojorskich hoteli, przechodzi przez główny hol i podchodzi do recepcji. Siedzi tam starszy, czarnoskóry, siwiejący facet.
- Nie spać! –  mówi do recepcjonisty z lekko szyderczym uśmiechem.
- Nie śpię – odpowiada z zaskoczeniem w głosie, po czym dodaje
- Witaj Owen, zaskoczyłeś mnie – mówi to z szerokim uśmiechem na twarzy.
- Witaj Benny. Mamy jesień to za niedługo zapadniesz w letarg?
Obaj panowie uśmiechają się do siebie, wymieniają uścisk dłoni.
- Idziesz trochę poćwiczyć?

[60] Nieprzypadkowe spotkanie ~ Alicja

Hej hej hej! Jestem znów. Powrót pewnej czarującej dwójki, którą już znacie.

„Nieprzypadkowe spotkanie”
Chyba myślała, że jest sama w hotelowej siłowni, więc zdecydowała się zaśpiewać "Eye of the tiger" najgłośniej, jak tylko mogła. Uznał to za bardzo interesujące i po prostu musiał ją poznać. Głos dochodził go z daleka, ale był pewien, że to właśnie stamtąd. Pracował w hotelu już na tyle długo,  że znał zakamarki, ścieżki, malutkie korytarze, a nawet jedno tajemne przejście. Dziewczyna śpiewała w siłowni, bez dwóch zdań.

niedziela, 1 października 2017

[59] Babeczki przeznaczenia ~ Alicja K.



Hej, to znowu ja. Niektórzy mogą mnie nie znać, bo swój ostatni tekst napisałam wieki temu!!! Nie wiem czy ten tutaj to jednorazowy zryw czy zostanę na dłużej. Mam nadzieję, że wam się spodoba.

Babeczki przeznaczenia

            – Ale szefowo… – odezwał się Ekler z najbardziej żulowskim, warszawskim akcentem, jaki tylko można sobie wyobrazić. – Ale jak paprykę do czekolady? Zmarnujemy dobrą partię. Stracimy kasę. Kierowniczko najzłotsza. Bez chilli.
            – Robimy z chilli i tyle, Ekler. Zobaczysz, jeszcze ci mina zrzednie jak nasze cudo zakwalifikują do klasy “A” i zarobimy więcej niż kiedykolwiek. To nie będzie towar dla pokemonowych pokurczów. To towar pierwszej klasy dla hipsterskich szczurów korporacyjnych i fit mamusiek. Zapamiętaj sobie moje słowa, kochany, będą się o to zabijać!

[59] Za słodką rewolucję! ~ SadisticWriter



Pisałam mój cukierkowy tekst bez większego pomysłu. Nie wiem jak go ocenić. Jest… specyficzny, dziwny, taki trochę nie mój! No, ale jest i za to należą się brawa, tym bardziej, że z pisaniem ostatnio totalnie leżę. Niech żyją słodycze! Świat bez nich nie byłby taki piękny >D!
***
Spojrzałam przez okno z usatysfakcjonowanym uśmiechem. Setki malutkich mrówek uwijało się z pracą, działając na moją korzyść i fortunę. Tak, byłam szefem najbardziej opłacalnego, a także najniebezpieczniejszego kartelu w całym kraju. Handlowałam uzależnieniami w postaci małych, zawiniętych w szeleszczące papierki słodyczy, które w Europie ze względu na zawartość niebezpiecznych składników były surowo zabronione.

[59] Słodka gangsterka, powiadasz... ~ Venusta



Pędziłem przez zaśnieżone uliczki, z każdym wdechem wciągając w płuca lodowate powietrze i po kilka płatków śniegu. Za sobą, choć nie potrafiłem określić dokładnie, jak daleko, słyszałem ujadanie psów i głośne krzyki. Zakląłbym, gdyby nie to, że szkoda mi było oddechu. Zamiast tego skręciłem gwałtownie w wąski zaułek zakończony wysoką ceglaną ścianą, odbiłem się, chwyciłem krawędzi muru i przeskoczyłem na drugą stronę. To ich powinno zmylić.
Lądując, poślizgnąłem się na zamarzniętej kałuży i wyrżnąłem jak długi, boleśnie obijając sobie łokieć i kolana. Syknąłem.

[59] Kartel "Dulce" ~ Miachar

            Było mi niewygodnie. Wysłużone krzesło obrotowe piło w siedzenie, zamiast stanowić miękką powierzchnię, na której moje pośladki mogłyby w miarę odpocząć. Prychnęłam pod nosem. Powinnam je wymienić, ale nie mogłam sobie akurat pozwolić na zakup jakichkolwiek nowych sprzętów. Należało ocenić, czy wystarczy pieniędzy na kolejne dostawy i opłacenie dilerów. A na to sporo z przychodów szło.
            – Cholera – wymknęło mi się, kiedy nieuważnie poruszyłam nogą i uderzyłam nią w biurko. – Kto to tu postawił?! – zapytałam powietrze i odrzuciłam od siebie kolejne raporty, klnąc cicho.

poniedziałek, 25 września 2017

[58] Niebezpieczne życzenie ~ Aktina

Jestem ciekawa wszelkich opinii o sposobie, w jaki ujęłam temat ;D

Aktina
Niebezpieczne życzenie

Strzały padały z każdej strony. Nie wiadomo już było, które serie posyłają wrogowie, a które sprzymierzeńcy. Pieter starał się nie ruszać, licząc na to, że stos żelastwa za jego plecami stanowi wystarczającą ochronę. Miał po prostu dostarczyć przesyłkę, a wpadł w sam środek wojny gangów, czy kim tam byli ci ludzie.
Przyjechać pod magazyn, wręczyć piekielnie ciężką paczkę klientowi i wrócić do domu. Taki miał plan na resztę popołudnia. Wieczorem zaś piwko, mecz, a na koniec kilka godzin sam na sam z nową strzelanką na konsolę. Kiedy słyszał kule świszczące tuż obok niego, obiecał sobie, że już nigdy nie będzie narzekać na swoje nudne życie, a grę wyrzuci do kosza. Oczywiście o ile to przeżyje!