ZBUNTOWAŁ SIĘ PRZECIWKO BOGU I ZAŁOŻYŁ WŁASNĄ
FIRMĘ, PRZEDSIĘBIORCY GO NIENAWIDZĄ [ZOBACZ ZDJĘCIA]
WYNALAZŁ WŁASNĄ WÓDKĘ, TERAZ ZDOBYWA MILIONY [NA
SERIO]
DZIEWICE I ICH UPODOBANIA – CZYM KARMIĆ, GDZIE
ZAREJESTROWAĆ? SZATAN USPOKAJA „NIE GRYZĄ, ALE MOŻNA ICH TEGO NAUCZYĆ”.
JAK SPRAWIAĆ DEMONICOM PRZYJEMNOŚĆ? LUCYFER
ZDRADZA NAM SWOJE TECHNIKI! [CZYTAJ WIĘCEJ]
Demony pytają mnie, jak osiągnąłem tak wielki
sukces, podczas gdy odpowiedź jest dziecinnie prosta. Drodzy idioci! Róbcie to,
na co macie ochotę. Reguły? Istnieją tylko w teorii. W
praktyce
chodzi o zaspokajanie swoich potrzeb. Jeśli tylko macie okazję na sprawienie
sobie przyjemności, śmiało. Krzyki i protesty innych niech będą dla was
zachętą.
Bo co złego może się stać? Pójdziecie do Piekła?
– Och, widzę, że czytasz jedną z największych
perełek naszej literatury.
Uśmiecham się krzywo pod nosem i zamykam książkę,
odkładając ją na bok. Czuję jego ciepły oddech na moim policzku. Przechodzą
mnie ciarki. Żałuję decyzji upięcia włosów, teraz nie mogę ukryć się za kurtyną
włosów i odciąć od jego przenikliwego spojrzenia.
– Zimno ci? – pyta miękko, okrywając moje ramiona
swoim aksamitnym płaszczem. Powinnam czuć się dobrze, bezpiecznie, ale zamiast
tego mam wrażenie, że Averel właśnie uwięził mnie w pułapce. Biorę głęboki
wdech, zamykam oczy. – Aislin. Spokojnie. Wiesz, że nie zrobię ci nic złego –
szepcze. Jego dłoń ujmuje delikatnie moją, ten dotyk całkowicie kłóci się z
jego naturą.
Tłum zgromadzony wokół nas wcale mi nie pomaga.
Wtulam się w pierś Averela, zaciskając dłonie na jego płaszczu, chociaż
wolałabym zacisnąć je na szyi. Mocno. Tak, że zaczynają mnie boleć dłonie.
Chłopak gładzi mnie po włosach, a z każdym kolejnym muśnięciem jego palców
zapominam o strachu i innych problemach. Jest tylko on.
Ile czasu minęło już odkąd tu jestem? Trzy
miesiące?
Tak, jakieś trzy miesiące temu po raz pierwszy
znalazłam się w demonicznym królestwie. Nie z własnej woli, rzecz jasna. Averel
posłał po mnie swojego młodszego brata, Amiasa, który niezbyt dobrze przyjmował
moje odmowy na propozycje bycia wieczną kochanką przyszłego władcy.
Dlatego ostatecznie przybyłam tutaj pod osłoną
nocy, zawinięta w mój ukochany koc, wciąż smacznie śpiąc. Cholera, a zawsze
myślałam, że mam płytki sen.
Właśnie tak zostałam wyjątkowym gościem na
demonicznym zamku pomimo całkowitego braku chęci. Ucieczka nie wchodziła w grę,
byłam uwięziona. Zmuszona do nauki jak być demonem i cudną żoną dla Averela.
Zmuszona? Nie. Chyba sama tego chciałam?
Demon unosi mój podbródek, a jego dotyk sprawia,
że ciarki wracają, a serce przyspiesza. Ale tym razem nie ze strachu.
Odważam się unieść wzrok na jego oczy. Nie
pierwszy raz tonę w tych kriwstoczerwonych tęczówkach. Z każdą kolejną sekundą
zatracam się coraz bardziej, brakuje mi powietrza. Ale jest w nich coś
hipnotyzującego, nie mogę i nie chcę się od nich odrywać.
Jeszcze raz łapczywie badam twarz chłopaka.
Niejedna dziewczyna zazdrościłaby mi tak diabelsko przystojnego kochanka.
Niesforne, kruczoczarne kosmyki opadające na czoło, które tak seksownie
poprawiał. Cudne, pełne pasji oczy. Pełne, niesamowicie miękkie usta. Uśmiech,
który mógłby zabijać.
Przenoszę dłonie na jego policzki, rozkoszuję się
miękką, ciepłą skórą Averela pod moimi palcami. Och, chciałabym teraz mieć go
tylko dla siebie. Mam ochotę chwycić go za rękę i wrócić do jego komnaty,
spędzić z nim resztę dnia, tygodnia, miesiąca…
– Jesteś moja – szepcze melodyjnie, ale stanowczo,
opierając o mnie swoje czoło. Dystans między nami jest teraz naprawdę
niewielki, jednak nie przeszkadza mi to. – Tylko moja.
Mruczę z zadowoleniem, zamykając oczy. Jego usta
muskają moje, ale robią to wyjątkowo delikatnie, inaczej niż zwykle. Chwilę
później czuję je na mojej szyi, obsypujące ją drobnymi pocałunkami. Zatrzymują
się chwilę dłużej przy ugryzieniu, które ma być znakiem przynależności do
niego. To miejsce całuje dłużej. Nagle jest mi głupio, że się go bałam. Jak
mogłam być tak głupia?
– Hej, gołąbeczki. – Znajome warknięcie przerywa
nam, Averel odsuwa się ode mnie. Robi mi się zimno. Wtulam się mocniej w jego
płaszcz, jakby mógł mi zastąpić przyjemne ciepło jego ciała. Ukosem zerkam z
niechęcią na szkodnika, który ukradł mi cudne chwile spędzone z demonem.
– Czego chcesz? – mruczy niechętnie Ave,
poprawiając lśniącą koronę z czarnego kryształu na swojej rozwichrzonej
czuprynie.
Aren, najmłodszy z trójki królewskich braci,
zakłada ręce na piersi i marszczy brwi z niezadowoleniem. Jest bardzo podobny
do Averela. Obydwoje mają ten sam kolor oczu oraz włosów. Aren jest jednak
sporo niższy – różnica tylu lat robi przecież swoje, a jego kosmyki zwijają się
w urocze loczki.
– Igrzyska powinny się zacząć pięć minut temu,
bracie. Przestań migdalić się ze swoją szmatą i rób to, co jest naprawdę ważne
– prycha, po czym odchodzi nie czekając nawet na odpowiedź.
Averel chichocze pod nosem, trzęsąc głową z
rozbawieniem.
– Jest taki uroczy.
Ale mi nie jest ani trochę do śmiechu.
Demon wstaje, poły jego płaszcza ześlizgują się z
moich ramion. Robi mi się zimno. Niechętnie przenoszę wzrok na plac poniżej
nas. To tam mieli się zmierzyć zawodnicy dzisiejszych igrzysk. Czytałam o nich
trochę wcześniej. Równo co sto lat Siedem Grzechów Głównych spotyka się w
piekle na igrzyskach. Zwycięzca zdobywa prawo do bycia głównym grzechem
ludzkości do następnych igrzysk.
– Cisza! – Po okolicy rozlega się donośne, groźne
warknięcie Averela. Wszyscy zgromadzeni natychmiast milkną i przenoszą wzrok na
chłopaka. W czarnej koszuli, aksamitnym płaszczu i koronie z czarnego kryształu
prezentuje się niesamowicie dostojnie. Emanuje od niego gracja, pasja, a przede
wszystkim władza. Nie dziwię się, że demony tak szybko przyjęły go jako
przywódcę. – Każdy wie, dlaczego tu jesteśmy. Oszczędzę sobie sił na
bezsensowne gadanie o szlachetnej historii igrzysk i ich zasadach. Nie
jesteście demonami od wczoraj. Rozsiądźcie się wygodnie. Patrzcie, jak kolejny
grzech główny wygrywa, aby niszczyć cudowny świat stworzony przez tego starego
buca. – Na ustach demona pojawia się szeroki, jadowity uśmiech, a jego oczy na
chwilę wznoszą się ku górze, jakby chciały skomunikować się z najwyższym. –
Niech żyje chaos i zniszczenie! Niech żyje Lucyfer!
Tłum odpowiada mu głośnymi wrzaskami, niektórzy
śmieją się jak prawdziwi psychopaci. Gwar przytłacza mnie, ale wiem, że nie mam
wyjścia. Muszę tu być. Mam patrzeć jak z każdym kolejnym dniem upada mój
gatunek. Przecież za jakiś czas nawet nie będę do niego należeć. Stanę się
demonem. Być może kiedyś to ja będę jednym z uczestników igrzysk?
Na plac wychodzą dzisiejszy zawodnicy. Na pierwszy
rzut oka nie da się ustalić jaki grzech reprezentują. Ale chyba na tym polega
cała zabawa.
Mój wzrok przyciąga jednak tylko jeden z demonów.
Doskonale wiem, jakim jest grzechem. Rzadko ujawnia się on w jego charakterze.
Albo po prostu tego nie dostrzegam.
Ruchy Amiasa jak zawsze są sprężyste i pełne
gracji. Nie pasuje do pozostałych: pewnych siebie i nabuzowanych chęcią
zwycięstwa demonów. Różowa farba w dużej mierze wypłukała się już z jego
włosów, teraz jest tylko pastelowymi przebłyskami wśród rozwichrzonych blond
kosmyków.
Kiedy podnosi spojrzenie i wlepia je we mnie, moje
serce natychmiast zaczyna bić jak oszalałe. To inne uczucie niż to, które
towarzyszy mi przy Averelu. Elektryzujące, wszechobecne, pełne chaosu. Nie
wiem, co oznacza. Nie wiem, dlaczego działa na mnie tak… dziwnie, a zarazem
niesamowicie.
Czekam, aż chłopak wyszczerzy zęby w swoim
cudownym uśmiechu. Zawsze odsłania przy tym kły, co rozczula moje serce do
reszty. Kąciki jego ust drgają, jakby faktycznie chciał się uśmiechnąć. Jego
oczy są istną tajemnicą. Nawet z tej odległości widzę je doskonale, ale jak
zawsze nie mogę z nich nic odczytać. Przez chwilę mierzymy się wzrokiem.
Ostatecznie to on odwraca wzrok, ale robi to tak gwałtownie, że doszukuję się
powodu jego przegranej.
Dopiero po chwili uświadamiam sobie, że na moich
policzkach pojawiły się rumieńce.
Czuję na sobie wzrok Averela i nie muszę nawet na
niego patrzeć, żeby wiedzieć, jak bardzo niezadowolony jest. Odruchowo chcę
zasłonić twarz kurtyną włosów, ale potrząsanie głową nic nie daje. Po co ja je
spięłam?
– Który z demonów tak bardzo cię rozgrzewa? – Głos
demona jest ostry, przeszywa powietrze niczym ostrze. Czuję się wobec niego
bezbronna. Ale nie poddaję się tak łatwo. Do cholery, jak mogę zapominać kim
jestem? Averel może i jest demonem, ale ja nie jestem słabym, tchórzliwym
człowiekiem. Zbyt długo już tu przebywam. Wiem, że okazywanie strachu jest
głupotą.
– Ty – odpowiadam, posyłając delikatny uśmiech w
stronę chłopaka. – Jesteś taki stanowczy i władczy – mruczę, naciągając rękawy
sukni. Omijam jego wzrok, boję się, że znów zatonę w ich głębi, a strach i
bezbronność powróci. Nie mogę się poddać.
Averel przez chwilę wydaje się być nieprzekonany,
ale ostatecznie wierzy w moją wymówkę. Wzdycha i układa się wygodniej na swoim
tronie, wzrok ma wlepiony w plac. Ciekawe czy ma swojego faworyta dzisiejszych
igrzysk?
Nikt nie kwapi się, aby przedstawić dzisiejszych
uczestników. Wśród nich rozpoznaję tylko Arena, Nieczystość oraz Amiasa –
Zazdrość. Obstawiam, że najpulchniejszy z zawodników to Nieumiarkowanie, a ten
z odsłoniętą, wyrzeźbioną klatką piersiową i zawadiackim uśmiechem Pycha. Gniew
zdradza się swoim zaciskaniem dłoni w pięści, a Chciwość co chwila zerka na
innych uczestników oceniając ich możliwości w igrzyskach.
Averel uśmiecha się za zadowoleniem, stukając
palcami o oparcie tronu.
– Cóż, to by było na tyle jeśli chodzi o
rywalizację. Mamy zwycięzcę! – ogłasza, a tłum zgromadzonych demonów reaguje donośnymi
okrzykami. Jestem zdezorientowana. Jak to? Już po wszystkim? – Lenistwo
wygrywa. Następne sto lat to ono będzie zatruwało ludzkość.
– Kim jest Lenistwo? – pytam niepewnie, jeszcze
raz lustrując uczestników. Musiałam pomylić się co do któregoś z nich. – Gdzie
jest?
– Nie ma go – śmieje się Ave, podpierając głowę na
wierzchu dłoni. – I o to chodzi.
Patrzę na zawodników, zwłaszcza na Amiasa, który
wydaje się być niewzruszony swoją przegraną. Siedzi na piasku i ze znudzeniem
kreśli w nim pentagramy. Aren stoi nad nim, jego usta wyrzucają z siebie potok
słów. Jestem ciekawa o czym tak nawija. Pozostali patrzą wyczekująco na
Averela, wsłuchani w każde jego słowo.
– Pierwszy etap mamy za sobą – mówi, jego wzrok
prześlizguje się powoli po wszystkich uczestnikach. – Przyszła pora na drugi. –
Jego głos nagle staje się mroczny i groźny, tłum wymienia między sobą
zadowolone, podekscytowane spojrzenia. – Pokażcie swoją siłę, grzechy.
Walczcie.
Wokół uczestników zakreśla się ognisty krąg.
Płomyki nie mają jednak przyjemnego, ciepłego koloru. Są czarne. Nie zwiastują
nic dobrego.
Wbrew moim oczekiwaniom jako pierwszy na
przeciwników rzuca się nie Gniew, ale Nieczystość. Drobna rączka Arena w
mgnieniu oka dobywa zza pasa sztyletu. Widzę tylko błyśnięcie metalu, który już
spieszy przysporzyć bólu Pysze. Ten jednak unika ciosu, śmiejąc się z nieudanej
próby dzieciaka.
Chciwość postanawia zmierzyć się z
Nieumiarkowaniem. Gdy tylko jedno z nich atakuje, drugie od razu blokuje ruch.
Idą łeb w łeb, w ruch wkracza nie tylko broń, ale również demoniczne sztuczki.
Najbardziej jednak martwi mnie pojedynek Amiasa.
Jego przeciwnikiem jest sam Gniew, którego ciosy wydają się wręcz śmiertelne.
Zazdrość postanawia pokonać go swoją zwinnością. Jej wróg postanowił wygrać
gołymi rękoma, zdając się na własną siłę. Ale każda jego pięść omija cel i
trafia na powietrze.
Ich walka przypomina zabawę w drapieżnika i ofiarę
uciekającą przed śmiercią.
– Idiota – prycha Averel, krzywiąc się z
niezadowoleniem. Jego wzrok utkwiony jest w Amiasie, który właśnie podcina nogi
Gniewowi tylko po to, aby oddalić się od niego i dobyć sztyletu. Nie będzie
mógł wiecznie unikać ciosów przeciwnika. Prędzej czy później atak będzie
koniecznością.
Ukradkiem zerkam na pozostałych. Chciwość i
Nieumiarkowanie wciąż wymieniają się ciosami, które niczego nie wnoszą. Z kolei
u Nieczystości oraz Pychy widać szalę zwycięstwa przechylającą się powoli na
stronę Arena. Mimo drobnego ciała, niewielkiego wzrostu i młodego wieku demon
zdecydowanie potrafi walczyć. Jest szybki, a jego ciosy precyzyjne.
Z obserwacji wyrywa mnie głośne warknięcie, które
najwyraźniej miało zamaskować krzyk bólu. Obok siebie słyszę chichot Averela.
Natychmiast przenoszę wzrok na Amiasa, a moje serce przez chwilę przestaje bić.
Chłopak ma w swojej piersi sztylet. Gniew wyciąga
go powoli, z zadowoleniem, obserwując każdy grymas na twarzy swojego
przeciwnika. Czarna krew z rozległej rany plami jego ręce, daje świadectwo o
jego ogromnej przewadze. Przegrana Amiasa była tylko kwestią następnego ciosu.
Zazdrość kładzie drżącą dłoń na swojej ranie,
patrzy na krew z lekkim niedowierzaniem, jakby nie mógł przyjąć do siebie
wiadomości, że być może umiera. Kiedy podnosi wzrok, jego oczy są całe czarne,
a usta wykrzywiają się we wręcz psychopatycznym, przeraźliwym uśmiechu.
Właśnie tak wygląda prawdziwy demon.
Chwyta Gniew za gardło, zaciskając na nim mocno
palce. Wygląda tak, jakby chciał go rozszarpać gołymi rękoma. I w tej chwili
nie mam wątpliwości, że byłby do tego zdolny.
Zamiast tego Amias ciska swoim wrogiem przez pół
areny. Pozostali natychmiast przerywają walkę, aby obserwować ostateczne
starcie tej dwójki. Zazdrość sięga po sztylet, który upuścił przy wcześniejszym
ataku swojego przeciwnika. Czeka, aż Gniew podniesie się, aby walczyć dalej. A
potem wymierza sztylet prosto w jego pierś.
Tłum zaczyna się śmiać, niektórzy skandują imię
Gniewu w nadziei, że jeszcze dokopie swojemu przeciwnikowi. Ale ten ledwo
trzyma się na nogach. Patrzy na Amiasa z ukosa, a w jego oczach widać nie
poddaną, ale chęć dalszej walki. Zbiera resztki sił i z ogromną prędkością
rusza w jego stronę.
Ziemia zaczyna drżeć, w mgnieniu oka wyłaniają się
z niej czarne pnącza. Jedno z nich przebija pierś Gniewu na wylot, pozostałe
oplatają go w ciasnym uścisku. Czarne płomyki z okręgu rozprzestrzeniają się,
kreślą pentagram. W każdym rogu gwiazdy znajduje się jeden z grzechów:
Nieczystość, Chciwość, Nieumiarkowanie, Pycha i Zazdrość. W jej środku dyszy
ciężko ranny Gniew. Nie patrzy już na Amiasa, ale na Averela.
– Lucyfer powinien być zadowolony z takiej ofiary
– mówi władca. Wstaje i patrzy na przegranego z góry. O dziwo w jego wzroku nie
ma litości ani pogardy. Nie ma nic. – Saevio. Przegrałeś.
Czarne płomyki ogarniają Gniew, zabierają go ze
sobą, po czym zwyczajnie znikają.
Tłum szaleje, krzyki, śmiechy i przekleństwa
zlewają się w wielki i bezsensowny potok dźwięków. Mam ochotę zniknąć. Wzrok
cały czas mam utkwiony w Amiasie, przez chwilę boję się, że nie wróci do
siebie. Aren wrzeszczy coś do niego, ale jego dziecięcy głos ginie wśród
wrzasków.
Chłopak odwraca się, patrzy na mnie. Mam wrażenie,
że teraz to mnie chce się pozbyć. A potem Amias uśmiecha się, dokładnie w taki
sposób, jaki uwielbiam. Powoli, leniwie odsłaniając swoje urocze, śnieżnobiałe
kły. Jego oczy wracają do normalnego stanu, wraca demon, którego znam.
Wredny, irytujący i ironiczny, ale bez żądzy
mordu, psychopatycznego wyrazu twarzy
oraz strasznych intencji.
– Idziemy, Ais. Igrzyska się skończyły – mruczy
Averel. Chwyta mnie za przedramię i ciągnie za sobą. I pomimo faktu, że o wiele
bardziej wolałabym właśnie pobiec do Amiasa, opatrzeć jego rany i zapytać co
właściwie stało się podczas dzisiejszego wieczoru, muszę towarzyszyć innemu
demonowi.
Wciąż czuję na sobie wzrok Zazdrości, kiedy razem
z Averelem ruszamy w stronę wnętrza zamku. Próbując nadążyć za chłopakiem, w
pośpiechu rozpuszczam włosy.
Teraz spokojnie mogę ukryć swoje rumieńce.
Część demonów udaje się na ucztę w zamku. Averel
uroczyście zaprasza ich na salę, a następnie wznosi toast za kolejne udane
igrzyska. Tak jak przewidywałam, Lenistwo ostatecznie zaszczyca nas swoją
obecnością. Już od wejścia jest całkowicie pewne swojej wygranej. I nie myli
się.
Mam w głowie wiele pytań. Co stało się z Gniewem?
Czy oznacza to, że teraz zamiast siedmiu Grzechów Głównych mamy ich sześć? Co
właściwie stało się na tamtej arenie?
Wiem, że Averel mi na nie nie odpowie. Pewnie
skwitowałby to krótkim „nie jesteś jeszcze demonem, nie zrozumiesz”.
Ewentualnie zmieniłby temat. Albo odwrócił moją uwagę od niego swoim
demonicznym wdziękiem i zwodniczymi zalotami.
Siedzę przy stole po prawej stronie Averela, który
rozmawia z Grzechami Głównymi na temat dzisiejszej walki. Chwali Arena za
świetne ciosy, od razu widać, że jest dumny ze swojego młodszego brata. Amias
przysłuchuje się im, ale milczy. Co jakiś czas jego usta wykrzywia lekki
uśmiech.
Pogawędkę przerywa demonom jeden ze służących.
– Królu – mówi drżącym głosem, kłaniając się. –
Mamy problem.
Averel wzdycha ciężko. Nie muszę na niego patrzeć,
żeby wiedzieć, że właśnie przewrócił oczyma. Zapewne miał nadzieję, że resztę
wieczoru spędzi na zabawie.
– Co się dzieje? I dlaczego jeszcze nie podaliście
do stołu?
– Właśnie o to chodzi… – Służący śmieje się
nerwowo, przeczesując włosy. Ciekawe co ten biedak musiał przeskrobać, żeby to
właśnie jego wysłać do władcy z taką informacją. – Bo tam, za kurtyną…
Amias jako pierwszy wstaje od stołu i rusza w
stronę wspomnianego miejsca. Jednym silnym szarpnięciem zrywa materiał.
Jako pierwsze w oczy rzucają się puste beczki i
rozbite butelki rozrzucone po podłodze. Większość z nich jest pusta, z
niektórych wylewają się ostatnie krople jakiejś cieczy. Zapach unoszący się w
powietrzu mówi wszystko: alkohol.
Dopiero potem dostrzegam piątkę demonów
rozrzuconych wśród beczek.
– Skończył się alkohol – oświadcza służący.
Averel marszczy brwi z niezadowoleniem.
– Mamy jeszcze mnóstwo we wschodnim skrzydle
zamku.
– Nie, już nie mamy.
– Piwnica?
– Puściutko.
– Apteka?
– Spirytus wyszedł jako pierwszy.
Na całej sali zapada cisza, zgromadzeni wymieniają
spanikowane spojrzenia. Po chwili rozlegają się rozgorączkowane szepty – jak
to? Uczta u króla bez chociażby kropli alkoholu?
– Wódka, wino, spirytus…? – pyta zdezorientowany
Averel, ale bezradna mina służącego wystarcza mu jako odpowiedź.
– Eee… amarena! – krzyczy jeden z nieznajomych
demonów. Dopiero po chwili udaje mi się go dostrzec. Jest wyłożony na jednej z
beczek, obejmuje ją rękoma, w jednej z nich trzymając pustą butelkę. Brązowe
kosmyki opadają mu na czoło, niebieskie oczy podnoszą się powoli ku
zgromadzonym. – Szataaaan! – wrzeszczy ochrypłym głosem.
– Szataaaan – odpowiadają mu znudzonymi głosami
towarzysze alkoholizacji.
– Nie ma już wódki, ale mamy fajki. – Tym razem
odzywa się demon po prawej, w porównaniu do reszty wygląda naprawdę trzeźwo. W
palcach trzyma zapalonego przed chwilą papierosa. Kasztanowe włosy opadają mu
na jedno oko, okulary ma zsunięte na czubek nosa. Wokół nadgarstków przewiązane
ma ciężkie, żelazne łańcuchy, co przywodzi mi na myśl duchy błąkające się po
ludzkim świecie.
– I mnieee – mruczy rozmarzony demon oparty o
beczkę, na której siedzi jego palący przyjaciel. Włosy w odcieniu czekolady
opadają mu na oczy. Powinien je spiąć. Zielone tęczówki niezbyt trzeźwo
lustrują rzeczywistość, a ja mam wrażenie, że robią to tylko w poszukiwaniu
większej ilości alkoholu. – Mogę być waszą maskotką. Waszym misiem. Kluseczką.
O, albo pierogiem! Pierogi są kozackie – kwituje, chichocząc pod nosem.
– Chciałbym być kucykiem – oznajmia w odpowiedzi
kolejny demon. Jest skulony na podłodze, ale wygląda na wysokiego. A zarazem na
najgroźniejszego. Jego oczy są dwukolorowe – lewe jest niebieskie, prawe
brązowe. – Taką Rainbow Dash.
– Przelatywałbyś wszystko i wszystkich –
potwierdza ostatni z intruzów. Jego twarz otaczają złociste loczki, bystre,
szmaragdowe oczy skupiają się na jakimś przedmiocie, który trzyma w dłoni.
Bardziej przypomina cherubina aniżeli prawdziwego demona.
– No i fajnie.
Zapada cisza, podczas której zgromadzeni goście
wymieniają się zdezorientowanymi spojrzeniami. Zerkam z ukosa na Averela – nie
wygląda na wściekłego. To aż dziwne.
– W moim zamku było co najmniej sześćset
sześćdziesiąt sześć litrów wódki – mówi ostro Ave, mierząc wzrokiem nietrzeźwe
demony.
– Dokładnie sześćset sześćdziesiąt sześć litrów.
– Nie wliczam innego rodzaju alkoholu.
– No ba.
– I piwa.
– Bo piwo to nie alkohol, dokładnie.
– Wychlaliście wszystko?
Demony zgodnie kiwają głowami, a przynajmniej na
tyle, na ile mogą, opierając się na beczkach.
– Co do kropelki – mruczy zadowolony demon od
amareny.
– Ale spokojnie. – Chłopak, który chciał zostać
kucykiem chwiejnie podnosi się z ziemi razem z pustą butelką wódki trzymaną w
dłoniach. – Jesteśmy pieprzony Deathclaw i damy wam tu koncert.
– Śmierćszpon! – dodaje kasztanowłosy, sięgając po
gitarę opartą obok niego.
– Metalowe cyceee!
Averel potrząsa głową, ale jego usta wykrzywia
uśmiech.
– Underhill, wstrzymajcie się z koncertami. Na to
jeszcze będziecie mieli czas.
– Fakt. Metalowe cyce nie zająć, nie uciekną –
burczy pod nosem demon.
Aren zakłada ręce na piersi, w przeciwieństwie do
swoich braci wydaje się być zły.
– Ave, zajmiesz się nimi później. Pomogę ci nawet
w torturach, ale teraz wróćmy do ucztowania – warczy, co wygląda całkiem
zabawnie w wykonaniu tego dzieciaka. – Chcemy wódki. Posłałem już po nią paru
służących, siadaj i zajmij się gośćmi.
Ale demoniczny władca tylko potrząsa głową, nie
spuszczając wzroku z grupy demonów przedstawionej jako Deathclaw.
– Lenistwo, przykro mi to mówić, ale okazuje się,
że jednak nie wygrałeś igrzysk. – Słowa Averela spotykają się ze wielkim
zdziwieniem tłumu, rozgorączkowane szepty powracają. – Właśnie jesteśmy
świadkami narodzin ósmego Grzechu Głównego. Pijaństwa.
Deathclaw wymienia się spojrzeniami, Underhill
opiera się o jedną z beczek z obawy przed upadkiem.
– Goat, do cholery, słyszałeś? – zwraca się do
gitarzysty, który z błogim uśmiechem wtula się w pustą butelkę po amarenie. –
Gabrielle! – woła do demona, kończącego właśnie papierosa. – Casper. – Szturcha
towarzysza Gabriella chyba trochę zbyt mocno, bo ten krzywi się z
niezadowoleniem. – Arcadio. Twoja kostka przeznaczenia działa! – wrzeszczy do
chłopaka o złocistych loczkach i rzuca jedną z butelek gdzieś w ścianę. –
Szataaan!
– Cóż, rozwiązanie jest tylko jedno. – Goat
uśmiecha się, zamykając oczy. – Trzeba to opić.
Fajny klimat ma to opowiadanie. Podoba mi się jego początek, ładnie operujesz słowem, czuć odpowiednie emocje, choć pojawiają się brzydkie powtórzenia psujące nieco odbiór. W ogóle duży plus za pomysł i wykonanie.
OdpowiedzUsuńSame igrzyska były mniej ważne, mam wrażenie, ale w sumie chyba po tym tekście nie oczekiwałam prawdziwego mordobicia. No i końcówka wygrała wszystko. Puenta jest cudowna.
Pozdrawiam
Widzę tu pewną nieścisłość. Najpierw jest, że trudno ocenić, który demon to który grzech, ale kilka akapitów później bohaterka rozpoznaje je bez problemu. Nagłe olśnienie?
OdpowiedzUsuńPierwsza część jest bardzo plastyczna, nadawałaby się jako podstawa scenariusza do filmu.
Część druga ma pewien komizm w dialoalgach, ale ładnie się zgrywa z opisami igrzysk.
Przyjemny tekst.
Pozdrawiam :)