Tablica ogłoszeń


Grupa Kreatywnego Pisania to długoterminowy projekt cotygodniowych wyzwań pisarskich z wykorzystaniem writing prompts. Więcej znajdziesz w zakładce "O projekcie".



Temat

Temat na tydzień 129:

To było bardzo kłopotliwe. Nigdy nie miał ofiary, która odniosłaby porażkę w umieraniu.

klucze: klucz, wymiana, akcesoria, niedobre.

Szukaj tekstu

niedziela, 29 stycznia 2017

[24] K.L.U.C.Z. ~ Bożena

Poprzedni tydzień był dla mnie na tyle ciężki, że nie byłam w stanie nic napisać, choć temat był arcyciekawy. Starałam się, by obecny tekst nie był tak dołujący jak poprzedni, chociaż kilka dni temu pochowałam swojego czworonożnego, pokrytego sierścią członka rodziny, więc bałam się, czy moje emocje nie wezmą góry. Chyba jednak udało mi się stanąć "obok" nich i napisać coś konkretnego. Jeżeli ktoś zobaczy podobieństwa do Sherlocka to nie będę zaprzeczać. Mój bohater jest wzorowany w pewnym sensie na Moriartym, więc biję się w pierś, choć tak po prawdzie to można by go było porównać do wielu różnych psycholi. Tak, mam ponownie "fazę" na Sherlocka po najnowszym sezonie, choć kryminały są dla mnie dosyć ciężkie do pisania.

K.L.U.C.Z.
To wcale nie tak, że nie podobało mu się to miejsce. Rzeczywiście, nie miał dostępu do przedmiotów codziennie używanych przez typowego Kowalskiego, ale tego akurat nie potrzebował. Nie teraz. I tak, każdy jego ruch był obserwowany, ale to tylko wzmagało w nim niemal masochistyczną radość i euforię. Musieli go obserwować, bali się go, a jego to cieszyło. Był jak małe dziecko przyłapane na znęcaniu się nad owadem. Nie mogli go uderzyć, ponieważ był dzieckiem, według nich nie mógł przecież zdawać sobie sprawy z tego, że to co robi jest złe. Jednak on wiedział. Przytulając się do maminej spódnicy szlochał, że przecież nie robił nic złego, że to tylko zabawa, a ona głaskała go po głowie i tłumaczyła, że tak nie wolno postępować. Ukrywając twarz w fałdach materiału skrywał twarz nie ze strachu, a z powodu szerokiego uśmiechu, który mimo łez moczących policzki, rozrastał się coraz bardziej i bardziej...

[24] Confia mi ~ Cleo M. Cullen

                Trzecie spotkanie z Czyścicielką, drugi raz także z Masato Haruką. Dzięki dodatkom wierzę, że wystarczy mi rok/półtora, by napisać cały cykl. Oby nadzieja nie okazała się niekochającą matką głupich. A chłopaki z CNCO nadal wspierają, gracias!
            P.S. Oglądanie zdjęć YamaPiego zawsze mnie uspokaja. A zaczerpnięcie faktów z jego życia na rzecz mojej postaci to chyba nie zbrodnia. Chyba.







            Biegłam jednym z wielu korytarzy w budynku Organizacji, za nic miałam lekkie kłucie w boku, które pojawiało się zawsze, gdy przekraczałam granicę swojej wytrzymałości. Fakt, byłam po czterogodzinnym treningu, ale myślałam, że prysznic w strugach coepłej wody zdoła rozluźnić mnie na tyle, bym przez resztę dnia mogła normalnie funkcjonować. No cóż, nawet zjawy mogą się mylić.

[24] Kwiecista Sukienka ~ Justyna W-R

Kwiecista sukienka.

            Ten dzień będzie świetny! – powiedziałam, decydując o wstaniu z łóżka już po drugim budziku. Pozytywna afirmacja wraz z niedoborem kofeiny odebrała mi rozum. Dzisiaj będzie ten dzień, w którym przejdę na dietę oraz zacznę biegać! W łóżku nie było męża. Wspomniał coś o jakimś szkoleniu, pewnie wstał wcześniej, żeby wszystko ogarnąć. Przeciągnęłam się rozkosznie. Poranek to moja ulubiona część dnia. Przypomniało mi się, że wczoraj przyszła zamówiona w zeszłym tygodniu sukienka. Cudo w kwiatki, jakimś zrządzeniem losu przecenione na trzydzieści dziewięć dziewięćdziesiąt dziewięć. Dopiero wchodząc do łazienki, gdy zerknęłam na nowy zakup wiszący w radosnym oczekiwaniu na haczyku do ręczników, poczułam jakiś wewnętrzny dysonans. Gdzieś w międzyczasie hulaszczy entuzjazm co do rewolucyjnych zmian w życiu trochę opadł. W spokoju myłam zęby, gdy mój mąż brał szybki prysznic. W głowie kiełkowała mi myśl.

[24] Głos ~ Alicja K.

Podobno za mało w moich tekstach dialogu. Pamiętam czyjś komentarz, chyba Bożeny, pod jednym z moich opowiadań. Tutaj macie tylko dialog. Bo tak. Bo nie umiem pisac dialogów. Bo spróbowałam zrobić to tak, żeby było naturalnie i wiarygodnie. Nie mam pojęcia jak wyszło. Enjoy.

Głos

– Nie zapomniałeś mi o czymś powiedzieć? Jak na przykład, że twój tata planuje zapanować nad światem?
– Znowu chcesz się kłócić?
– Nie kłócić, tylko wyjaśnić nieporozumienia.
– Ale tutaj nie ma czego wyjaśniać. Nie rozmawiałem z Ojcem od lat, nie wiem co zamierza.
– Jak to nie wiesz co zamierza? Przecież wy macie tę więź, czy co to tam jest. Przecież to właśnie ty powinieneś o tym mówić.
– Ale ja już nie chcę mówić o tym, co On planuje. Ja mam dość bycia jego głosem.
– Ale przecież to ważne.

[24] Endless Dimensions: Dragon ~ Tenebris


Nenę już znacie z tygodnia, gdy opowiadała dzieciom z wioski różne historie, które w rzeczywistości sama przeżyła. Akcja z tego tekstu dzieje się, co prawda dużo, dużo dalej, niż poprzedni tekst, więc jest to raczej wyrwana z kontekstu scena.
Lindorm – świat należący do smoków.

Endless Dimensions:



            Nena stała na środku pokoju, krzyżując ramiona na klatce piersiowej. Ściągnięte do siebie brwi świadczyły o tym, że jest wkurzona. Gdzie „wkurzona” było w tym wypadku sporym niedopowiedzeniem.
            – Nie zapomniałeś mi o czymś powiedzieć? – zapytała, patrząc złowrogo na siedzącego w fotelu mężczyznę. – Na przykład, że twój tata planuje zapanować nad światem?
            On w kontraście do Neny, był bardzo spokojny. Na ustach jak zawsze widniał nieco cyniczny uśmiech. Choć tym razem okraszony pewną nutą wesołości, jakby cała ta sytuacja szczerze go śmieszyła.
            W najlepsze bawił się kosmykiem, długich, blond włosów, irytując tym Nenę coraz bardziej i bardziej. Przyjrzał się uważnie końcówkom, którym obcy był problem rozdwajania się. Licho wie, czy nie używał jakiejś egzotycznej odżywki. Nena wcale by się na to nie zdziwiła.
            Z drugiej strony, mimo delikatnych i nieludzko pięknych rysów twarzy – z naciskiem na nieludzko – nie było w nim ani odrobiny tej kobiecej iskry. Wysoki, dobrze zbudowany, niczym grecki bóg. Wychodząc na ulicę przyciągał niemal tyle uwagi, co amerykańscy aktorzy albo światowej sławy modele.
            O tak. Nie miał by problemu, gdyby wymarzył sobie taką karierę. To też Nenę wkurzało, ale nie zamierzała się przyznać. Gdyby choć na chwilę opuściła gardę i przyznała, że blondyn jest przystojny, żartom nie byłoby końca. A więc nie mogła pozwolić sobie na nawet najdrobniejszy błąd w ich relacjach, jeśli chciała utrzymać przynajmniej względną kontrolę nad sytuacją.
            Nawet teraz musiała się pilnować, gdy błękitne oczy wpatrywały się w nią tym łagodnym spojrzeniem. Zupełnie, jakby spoglądała na skrzącą się w słońcu taflę wody wzburzonego, górskiego strumienia. Ale nie. To definitywnie były oczy. W dodatku największego podrywacza, jakiego poznawała. A warto było dodać, że mimo młodego wieku, sporo już widziała, podróżując przez niezliczone światy i wymiary.
            – Myślałem, że to oczywiste – odpowiedział, jakby była to faktycznie rzecz naturalna i całkowicie logiczna, by próbować podbić świat. – Chyba właśnie dlatego zjawiliście się w Lindormie. I zdarzyło się… TO – zakończył, zataczając rękami okrąg.
            Nena potarła palcami skronie, a jej brwi zbliżyły się do siebie jeszcze bardziej.
            – Nie przypominaj mi, z łaski swojej – warknęła.
            – To twoja wina, że jesteśmy teraz w takiej sytuacji.
            – Drake – przeniosła wzrok z powrotem na niego – tak się składa, że nie miałam w planie tego, cokolwiek to było i zamierzam to jak najprędzej naprawić.
            – Tego się nie da naprawić – roześmiał się blondyn. – Jesteś skazana na moje towarzystwo. Można powiedzieć, że… Oswoiłaś sobie smoka.
            – Próbowałam cię zabić, nie oswoić.
            – I po co te nerwy, ślicznotko?
            – Już ci mówiłam, żebyś mnie tak nie nazywał – westchnęła Nena, kręcąc głową z dezaprobatą. – Lepiej znajdź jakiś sposób, żeby to naprawić.
            – Mi tam nie przeszkadza obecny układ – uśmiechnął się złośliwie – nigdy nie będzie mi przeszkadzać, jeśli dzięki temu mogę przebywać w towarzystwie pięknej dziewczyny.
            – Chciałeś chyba powiedzieć „stalkować” – oburzyła się Nena. Już nawet chciała czymś w niego rzucić, ale w porę przypomniała sobie, jak skończyło się to poprzednim razem. Drake zwyczajnie się zdematerializował, a wazon zamiast uderzyć w niego, z hukiem rozbił się na pobliskiej ścianie. – Jeszcze się doigrasz.
            – Nie wydaje mi się.
            – Skoro już się mnie uczepiłeś, chyba musi być na ciebie jakiś sposób.
            – Może jak dasz mi buziaka – zaczął, ale nie skończył.
            Jej dłoń też go nie dosięgła. Rozpłynął się w powietrzu, śmiejąc radośnie. Przez chwilę snuł się dokoła niczym mgła. Jak duch. Duch smoka, gwoli ścisłości, bo tym niemalże był. Teraz Nena musiała to jakoś odkręcić.
            – Słuchaj, no – powiedziała stanowczym tonem, celując w Drake’a palcem wskazującym. – Nie wiem, co się wydarzało. Nawet mój ojciec nie ma pojęcia, jak to się stało. Powinieneś nie żyć, a ja nie powinnam…
            – Zostać smokiem? – dokończył za nią i westchnął, patrząc na Nenę z politowaniem. – To cena, którą zapłaciłaś za wtargnięcie do Lindormu i zaatakowanie przyszłego króla smoków. Myślałaś, że jak jesteś JEGO córką, to wszystko ci wolno?
            Trafił w czuły punkt. Wiedział o tym, bo skrzywiła się nieznacznie.
            – Nie musielibyśmy interweniować, gdyby nie twój ojciec. Ściągnie niebezpieczeństwo na wszystkie światy. Czy on naprawdę chce wywołać Trzecią Świętą Wojnę?



niedziela, 22 stycznia 2017

[23] Dzień z życia pracownika korpo. ~ Alicja K.

Na to opowiadanie miałam inny zupełnie pomysł, ale nie chcąc kontynuować wypróbowanego już schematu, postanowiłam zrobić najpierw coś kreatywnego i wykreować nowych bohaterów, w nowej rzeczywistości. Jeśli znajdę chwilę napiszę jeszcze jedno, w którym zawrę pierwotny pomysł.
Jestem zestresowana jak cholera, po raz pierwszy, bo naprawdę się do tego przyłożyłam.
W korporacji pracowałam raz jeden i od tamtego czasu nie chcę tego robić nigdy więcej. Strach przed szefem pozostał J


Dzień z życia pracownika korpo.

                      Szedł jak na ścięcie. Nic nie rozchmurza poniedziałkowego poranka jak spotkanie z szefem. Szczególnie niespodziewane spotkanie, o którym dowiedział się 5 minut temu. Wszystkie trybiki, jakie mu jeszcze zostały obracały się z prędkością światła, kiedy probówał przypomnieć sobie wszystkie swoje grzechy przeszłe, teraźniejsze i te przyszłe, o których nie miał jeszcze pojęcia. “Cholera jasna!” – pomyślał siarczyście i zapukał.

                      Otworzył drzwi od razu, bo taki był tutaj rytuał. Miko zawsze czekał na pracowników, zawsze gotowy na OPR; bo rzadko kiedy dało się słyszeć z jego ust dobre słowo.  Pukanie było tylko po to, żeby mógł wyprostować brodę czy okulary na wielkim nosie, albo wyłączyć stronę z pornolami. A może najzwyczajniej w świecie lubił zachowywać pozory kultury w miejscu pracy. Tego nie wiedział nikt. Nikt nigdy nie odważył się wejść bez pukania.



                Tak samo czekał teraz. Siedział za wielkim dębowym biurkiem na tle okna, które zajmowalo całą ścianę jego gabinetu. Wielki, czarny cień na tle zimowego krajobrazu. Zupełnie jakby już na pierwszy rzuta oka chciał zastraszyć każdego delikwenta, który przekroczy próg. Wyglądał jak swój własny brat. Puk poczuł się dużo mniejszy, niż w rzeczywistości. Wiedział, że za chwilę zapali się światło, które działało na fotokomórkę po przejściu kilku kroków, ale i tak się bał. Był w firmie długo, a na dywaniku prezesa tak często, że powinien się przyzwyczaić, a jednak sama przytłaczająca obecność mężczyzny działała lekko paraliżująco.

                Kurczę florek, przecież nie będzie bał się człowieka, którego kochają miliony. To niedorzeczne. Dziarskim, na ile tylko dziarskość mógł z siebie wykrzesać, krokiem podszedł do krzesła dla gości. W świetle żarówek, które rozbłysły po drodze, brodacz za biurkiem nie wyglądał już tak strasznie. W jego ciepłych oczach dało się zobaczyć troskę i miłość. To właśnie gubiło niedoświadczonych pracowników. Dawali sięnabrać na tę otoczkę dobroci i serdeczności Mika, żeby za chwilę spaść boleśnie na tyłek, kiedy dowiadywali się jak bardzo jest niezadowolony z ich pracy.

                Z Puka niezadowolony był zawsze. Mama mówiła, że to przejściowe, że szef chce go tylko zahartować w boju, że w ten właśnie sposób pokazuje jak bardzo mu na nim zależy. By-zy-dura proszę państwa. Wszystkie te zabiegi miały na celu pokazanie, jak nieodpowiedni jest do tego co robi i zachęcenie go do zajęcia się… choćby i baletem. Za każdym razem, kiedy siadał na tym krześle poważnie rozważał kupno rajstop i kicanie po sali balowej w tiulowej spódniczce. Tym razem też. Tym razem wyobraził sobie jeszcze pełen makijaż i diadem z sopli lodu. Nawet to byłoby lepsze od ciągłego rugania.

-          Minęło już 7 lat. Zabiłeś ponad tysiąc osób od tego czasu  – powiedział Miko z tą samą troską w głosie, którą widać było w jego oczach.
-          Ale tato! To nie moja wina! Ja nigdy nie chciałem być w sekcji sercowych. Nic na to nie poradzę, że za każdym razem jak wyskakuję z szafy czy spod łóżka, oni mi schodzą na zawał! – bronił się zaciekle, zapominając o jakichkolwiek pozorach rozmowy biznesowej.
-          Tysiąc osób Puk! Dokładnie tysiąc i pięćdziesiąt trzy. Nie liczę psa tej staruszki spod Wołomina – podniósł wzrok znad papierów, w których te dane znalazł. Patrzył na syna z nutką rozczarowania przez okulary w czerwonych oprawkach. – Macie ich straszyć, a nie zabijać. Przecież wybijesz nam całą klientelę, do cholery – trzasnął pięścią w stół. – Nie na taką porażkę cię wychowałem!

Na ten argument Puk nigdy nie miał kontry. No bo właściwie, jak już się jest tym potworem, to wychowanie jest raczej abstrakcją. No bo jak potwór może być dobrze wychowany? Oni są od straszenia dzieci i dorosłych. Od inspirowania filmów grozy i teledysków Michaela Jacksona i Backstreet Boys – tych ostatnich lubił szczególnie. A skoro ludzie bali się go tak bardzo, że umierali ze strachu, to najwyraźniej robił coś dobrze. Potwory straszą, ludzie się boją. Taka jest kolej rzeczy. Co miał poradzić na to, że jakiś czas temu, po tym, jak wyśmiał go trzylatek, przenieśli go na szpitale i staruszków. To nie była jego wina. Dzieciaki się teraz tak szybko rozwijają, że jedynymi potworami mogącymi je przyprawić o dreszcze są te, które zabierają im Ipady.

-          Puk. Nie nadajesz się do tej pracy. Probówałem już wszystkiego, a ty ciągle nie chcesz być porządnym potworem. Słuchasz tylko tego pieprzonego popu, przebierasz się za jakieś niedorzeczne wampiry i wilkołaki i wyskakujesz ludziom znienacka zza pleców, zamiast posługiwać się tak ważnymi technikami jak budowanie napięcia czy “niewidzialny poltergeist”. Koniec zabawy. Wysyłam cię na roczny kurs u wuja Krampusa. Jeśli to nie rozwiąże naszych problemów, to już nic nie zdoła i będziesz musiał nauczyć się rysować, albo zostaniesz baletnicą.

Po tych słowach Mikołaj wcisnął kilka guzików, pojawiły się dwa skrzaty i Puk wyszedł z gabinetu pod ich eskortą.

-          Co mnie podkusiło zakochiwać się w potworzycy? A matka mówiła, żeby nie podrywać dziewczyny brata, bo to się źle skończy… - zastanowił się przez chwilę czy powiedział to na głos, uświadomił sobie, że owszem i rozejrzal się nerwowo. Małżonka miała szpiegów, dość  wybuchowy charakterek, i z pewnością nie spodoba jej się fakt, że ukochany, pierworodny syneczek został odesłany do jej znienawidzonego byłego.








[23] Dzień z życia pracownika korpo II ~ Alicja K.

Ten tekst wpadł mi do głowy jak tylko przeczytałam temat na ten tydzień. Postanowiłam najpierw napisać jednak kompletnie nowy tekst z nowymi postaciami, żeby odrobinkę wysilić szarą masę. Tak sie składa, że oba opowiadania traktują o pracownikach dużych firm i ich bohaterowie nie mają najlepszego dnia, bo muszą odbyć pogawędkę z szefem.
Mam nadzieję, że i to wam sie spodoba chociaż to taka fraszka, igraszka na deser J

Dzień z życia pracownika korpo II
- Tylko nie ty! – Popatrzyła z niedowierzaniem na faceta w czarnym płaszczu i nienagannym garniturze. Siedział na jej ulubionej ławce, w jej ulubionym parku i obserwował grupę mężczyzn grających w piłkę. Wiedziała, że to oznacza podwójną robotę. Lubiła je, dopóki nie spotkała na swojej drodze tego dupka. Teraz, za każdym razem, kiedy widziała jednego ze swoich, pozostawała w ukryciu do ostatniego momentu, odwalała swoją robotę i odchodziła w stronę zachodzącego słońca. Nigdy nie wiedziała, czy żniwiarz, którego spotka będzie psychopatą, czy kimś zwyczajnie wykonującym swoją pracę.

                Ten tutaj był psychopatą pierwszej wody. Lubił zabijać. Ludzie nic dla niego nie znaczyli. Śmierć była dla niego przyjemnością. Zupełnie tak samo jak ranienie celów podczas zadań. Lubił patrzeć jak umierają, jak się boją, jak uświadamiają sobie, że nie ma odwrotu. Widziała go raz jak zabierał ciężarna kobietę, podczas gdy ona musiała zabrać jej dziecko. To zadanie nie było przyjemne i bez niego. Z nim obok było nie do zniesienia.


                Popatrzyła na grających i nic nie wyczuła. Zwykle, kiedy docierała na miejsce było dość jasne kto jest celem. Wiedziała. Nie tym razem jednak. Była w odpowiednim miejscu i czasie, to było dla niej dość jasne. Żadna z osób obecnych w pobliżu nie wydawała się jednak tą, po którą przyszła. Niczyja aura nie rozświetlała się, o nikim nie zdawała sie wiedzieć więcej niż powinna. Przedziwne. Nigdy wcześniej się to nie zdarzyło.

                Właśnie kiedy postanowiła podejśc bliżej poczuła na ramieniu czyjąś dłoń. Dość niespodziewane uczucie, zważywszy na to, że nikt jej nie widział. To był przywilej jej ofiar, tylko w momencie śmierci.

- Nie podchodzisz? – Usłyszała niski, męski głos, odrobinkę zachrypnięty i bardzo cichy. Powoli odwróciła głowę, żeby zobaczyć kto to, ale już w połowie drogi zrozumiała. Kątem oka zauważyła bladą dłoń o długich, prawie szponiastych palcach i przeszedł ją dreszcz.
- Nie. Nie lubię go. Wolę poczekać na zew i wtedy wkroczyć do akcji. – Nie wiedziała czy nie wpadnie w kłopoty. W końcu rozmawiała z szefem.
- A co jeśli go nie usłyszysz? – glos uśmiechał się. Znaczyło to ni mniej ni więcej, tylko to, że jej rozmówca się uśmiechał. Nie wiedziała tylko, czy śmiał się z niej czy raczej z nią.         Odwróciła się zaciekawiona. Nigdy nie miała okazji się z nim spotkać.

                Blada twarz była długa, pozbawiona zmarszczek, z bardzo mocno zarysowanymi kośćmi policzkowymi. Bladoniebieskie oczy patrzyły na nią intensywnie, a wąskie usta rozciągnięte były w półuśmiechu. Nie wyglądał jakby z niej drwił. Wręcz przeciwnie. W tych oczach były iskierki radości, jak u chochlika, który planował niecny żart. Med uśmiechnęła sie mimowolnie.

- Moja droga. Jesteś świetnym żniwiarzem, ale za dużo w tobie człowieka. Black jest najlepszy, ale zatracił człowieczeństwo całkowicie. Pomyślałem, że możecie sie od siebie wiele nauczyć.

Uśmiech jakby zbladł na jej twarzy i poszerzył sie jednocześnie na jego ustach.

- Ale minęło juz 7 lat, o ile się nie mylę. Zabiłam ponad tysiąc osób od tego czasu. Nie sądzę, żebym potrzebowała więcej treningu.
- To, że ciągle liczysz dni, tylko upewnia mnie w mojej decyzji. Od teraz siedzicie w tym razem, ty i Black. On będzie czuł zew, ale to ty będziesz zabierać ludzi na drugą stronę. Kto wie, to może być początek pięknej przyjaźni.

Kiedy skończył, zrobił krok w tył i uśmiechnął sie jeszcze szerzej, co tylko sprawiło, że jego twarz zaczęła wyglądać jak goła czaszka. Biała kość bez mięśni i skóry. Czarne dziury zamiast niebieskich oczu. Zamrugała, żeby odpędzić ten obraz, a on zniknął. Rozejrzała się dokoła, mając nadzieję, że będzie mu jeszcze mogła wyperswadować ten pomysł, ale jego nie było.

- Do jasnej cholery! Dzięki szefie!!! – wrzasnęła w przestrzeń, westchnęła głęboko i zaczęła powoli iść w stronę ławki, na której siedział sztywno mężczyzna w czarnym garniturze.