Tablica ogłoszeń


Grupa Kreatywnego Pisania to długoterminowy projekt cotygodniowych wyzwań pisarskich z wykorzystaniem writing prompts. Więcej znajdziesz w zakładce "O projekcie".



Temat

Temat na tydzień 129:

To było bardzo kłopotliwe. Nigdy nie miał ofiary, która odniosłaby porażkę w umieraniu.

klucze: klucz, wymiana, akcesoria, niedobre.

Szukaj tekstu

niedziela, 15 stycznia 2017

[22] "Misja za Dobrym Wiewem" ~ Daconte

 Tym razem Wernechora w innym, bardziej poważnym wcieleniu. Myślę, że to fragment większej całości. Pewnie trzeba będzie potem pozmieniać  to i owo, coś wyrzucić, a coś rozbudować, ale myśl jest. No i znowu sorry za dłuuuugi tekst, ale tak mi się rozpisało.

Misja za Dobrym Wiewem.

Wernechora zaliczyła kolejne, spokojne lądowanie w strefie obserwacyjnej, jeśli można tak nazwać czynność, którą właśnie wykonała.
Teleportacja kwantowo–informacyjna była bowiem działaniem, które odbywało się jakby poza istotą, czy też przedmiotem teleportowanym.
Odkąd weszła na siódmy pas inkarnacji, każde jej kolejne wcielenie materializowało się w coraz wyższych częstotliwościach kosmicznych.
Od siódmego pasa ludzkie Wcielenia Duchowe wędrowały z misjami po innych planetach, które zazwyczaj znajdowały się jeszcze na prymitywnych poziomach ego.
Mottem Ziemian z siódmego pasa inkarnacji była obserwacja, bez ingerencji, zakończona przesłaniem wiązki świadomości o jeden nanocal wyższej od zastanej na penetrowanej planecie. To niewiele, ale zawsze coś.
„ Och, jak miło!” – Wernechora przeciągnęła się z lubością. Spojrzała na swoje nagie, zgrabne nogi, które na poziomie kwantowym nosiły w sobie ślady wielu wcieleń, ale na poziomie komórkowym były smukłe i sprężyste.


„ Jak to u stulatki. Normalka.”– uśmiechnęła się w duchu, odmaładzając się o jakieś 450 lat. Kilka razy podskoczyła w miejscu i podniosła do góry ramiona.
Poczuła Dobry Wiew. Dochodził z Najwyższych Przestworzy. Ściąganie go do powierzchni wymagało dużych umiejętności. Trudno byłoby jej teraz bez niego żyć.
Przed Wernechorą rozpościerał się pejzaż nieznanej planety.
Był nawet przyjemny. Manipula składała się z lądów piętrzących się nad błękitnymi wodami, podobnie, jak jej rodzinna planeta Ziemia.
Wiedziała, iż Istoty  zamieszkujące planetę, którą miała spenetrować, nie potrafią jeszcze łączyć się w świadomości zbiorowej, zarządzać podświadomością, działać dla wspólnego dobra, a tym bardziej dostępować mądrości Kronik Babilanu.
„Znowu trzeba będzie zaniżać poziom w kontaktach. Inaczej się nie da.”–mruknęła.
Pierwszy cel: skupisko Manipulaków umiejscowione w mieście. Wernechora dobrze pamiętała miejskie skupiska ze swojego wcielenia z drugiego pasa. Była to dawno, ale siódmy pas przywracał jej częściową pamięć z innych wcieleń.
Przypomniała sobie miasta na Ziemii i ciekawa była, jak Manipulaki urządziły swoje.
Ustawiła Promień Tarczy i zamknęła oczy. Przeszył ją mikrosekundowy ból. Zawsze go odczuwała, kiedy przechodziła ze stanu materialnego w czysto duchowy i z powrotem.
Podobno to pozostałość z innych wcieleń. Nikt z jej towarzyszy nie doświadczał zjawiska bólu. Wernechora lubiła to swoje wyróżnienie.
Wiedziała, że każdy Człowiek, musi przenosić w kolejne wcielenia jakąś negatywną przypadłość, tak, aby nic nie zniknęło na zawsze. W ten sposób działał Kosmiczny Skansen Zjawisk Negatywnych, chociaż niektórzy twierdzili, iż to zbyteczna zachowawczość.
    Otworzyła oczy. Stała na ulicy niewielkiego miasta. Jakie to wszystko podobne do jej wspomnień z drugiego pasa!
Centralna arteria biegła ze wschodu na zachód,a wokół niej rozciągały się budowane promieniście osiedla. W centrum miasta wznosił się budynek z napisem „ Urząd Miejski w Nilaszoku”, a przed nim rozciągał się plac z kamiennymi ławkami i stylizowanymi lampami, ustawionymi po dwóch jego bokach.
Budynek główny stanowiła bryła, która opierała się jakimkolwiek klasyfikacjom. „ Wybryk umysłu pod wpływem obcej substancji zewnętrznej” – oceniła.
W Nilaszoku panowała ciemność rozświetlana latarniami i krzykiem reklamowych świateł. Mieszkańcy Manipuli byli głęboko uzależnieni od reklam i nie zdawali sobie sprawy, iż sterowały one ich potrzebami, pragnieniami i całym życiem.
Spojrzała na swoje nogi. Nie były już nagie. Podczas zmiany stanu skupienia u Ludzi na Misji następuje dostosowanie zewnętrzne tak, aby nie wyróżniali się pośród istot, które odwiedzają.
Wernechora miała na sobie ciężko wyglądające, płaskie botki, które jednak już przy pierwszym kroku okazały się wygodne i lekkie. Były też całkiem ładne.
Spojrzała na siebie. Jej szczupły korpus opatulony  było w szaro–metaliczny, dopasowany płaszczyk.
 Tak, tak to się na Ziemii nazywało! Wernechora, z radości przypominania, złapała się za ucho i wyczuła na głowie miękkie okrycie. Przejrzała się w szybie wystawowej Banku, który na jednym z plakatów obiecywał szczęśliwą starość. Czapka w odcieniach od czerni, poprzez szarości, aż do bieli, zwieńczona była wielkim, futrzanym pomponem.
Wzdrygnęła się z odrazą. Słyszała, że Manipulaki noszą okrycia z innych, zabitych istot, a nawet je konsumują! Na szczęście pompon z czapki nie wysyłał żadnej było–żywej energii.
Obok niej przemknęła samiczka – Nilaszoczanka w dziwnym obuwiu na wysokich odwróconych stożkach. Na głowie także miała czapkę z pomponem. „Widocznie u Manipulaków to obowiązkowe nakrycie głowy w ich czasach” – pomyślała Werna.
Samiczka przy każdym kolejnym kroku uginała plecy i stąpała z wyraźnym wysiłkiem.
„ Dżizas! ( skąd u mnie to słowo?)Dzięki wam, o mądrzy Transformiści, że nie obdarzyliście mnie czymś podobnym.” – westchnęła z ulgą. „ Tak, tak, pamiętam je. To obcasy. Jakież to było niewygodne! Moje płaszczaki są świetne.”–uśmiechnęła się, spoglądając na botki i wykręciła pirueta.
„Spoko, spoko. Mam być wmieszana w tłum przecież, no ale jeśli go nie ma...”– zakręciła pirueta jeszcze raz. To jedna z przyjemności Misji – takie cofnięcie się do zabaw z poziomu dziecka.
Pierwsze mikrosekundy Wernechora poświęciła na przejrzenie miasta. Nie musiała w tym celu ruszać się z miejsca. Objęła wybraną przestrzeń we wszystkich dostępnych jej 12 wymiarach.
Mieszkańcy planety Ziemia potrafili to robić od końca XXI wieku, kiedy to pojawiła się Wyższa Świadomość. Wernechora z trudem przypominała sobie czasy z poprzednich, bardziej prymitywnych wcieleń.
Teraz oglądała Nilaszok, jej mieszkańców, słuchała ich myśli i oglądała życie na płaszczyznach przeszłości, teraźniejszości i przyszłości.
Manipulaki nie żyły w takim sensie, w jakim teraz robili to Ludzie. Teraźniejszość prawie nie istniała dla Manipulaków. W ich głowach cały czas kłębiły się myśli skupione na przeszłości. Analizowały ją bez zrozumienia, iż jest ona już zamknięta i bez przejścia do innych wymiarów, każda chwila poświęcona przeszłości jest chwilą straconą.
Istoty z planety Manipula nie rozumiały nawet siły swoich myśli, które poprzez wzbudzane przez siebie emocje, kreowały ich przyszłość. W związku z tym, większość Manipulaków podążała chaotycznie kreowaną przez siebie drogą.
Mieszkańcy Manipuli dostępowali tylko pozbawionego świadomości procesu kreacji, opartego na lękach, obawach i pobożnych życzeniach.
Niektóre Manipulaki docierały jednak do Wyższej Świadomości. Byli to przede wszystkim artyści. Wchodzili w kontakt z Wyższą Jaźnią podczas aktu tworzenia i wówczas pozwalali sobie na zrzucanie kodów gromadzonych w swoich umysłach przez całe życie. Niestety, zazwyczaj nie zdawali sobie z tego sprawy.
Istoty na planecie Manipula w bardzo niewielkim stopniu wykorzystywały swoje serca, które służyły im właściwie tylko do pracy na poziomie materii. Skupienie Promienia Wszechogarniającej Miłości, nie było im dostępne ani na milimetr.
To zrozumiałe, iż nie mogli jeszcze świadomie żyć.
„ Ok, właściwie już wszystko wiem. Teraz czas na bliskie spotkanie z Manipulakiem.”
Werna rozejrzała się po pustym placu. Nie chciała czekać do rana, a przeskok czasowy nie wchodził w grę. Aby przeżyć prawdziwy kontakt, musiała od tej pory żyć tylko w wymiarach dostępnych mieszkańcom penetrowanej planety.
  W głębi, na oddalonej od latarni ławce, zobaczyła skuloną postać. Zawahała się. Teraz nie mogła już przeprowadzać badań normalnie dostępnymi jej środkami. Obowiązywały ją prawa planety Manipula i jej mieszkańców.
Powoli przemierzała plac, zbliżając się do Manipulaka.
 On zaś, w tym samym momencie podniósł do ręki szklane naczynie i pociągnął łyk. Prychnął, jak kocur, który pracował na Ziemii z Wernechorą. Miłe skojarzenie. Werna uwielbiała koty. Stanęła o parę kroków od niego.
– I co się gapisz? – usłyszała chrapliwy, ale przyjemny głos.
„ Coś, jakby Armstrong z drugiego pasa, super!” – ucieszyła się w myśli z kolejnego wspomnienia.
– Bardzo chce mi się pić, a wszystko dookoła zamknięte. Poczęstujesz mnie?
 Zmierzył ją z zainteresowaniem od stóp do głów. Wyglądał na zdziwionego.
– Taka dupencja i mówi do mnie? – rozejrzał się, jakby szukał kogoś innego.
– Raczej jesteśmy tutaj sami – uśmiechnęła się rozbawiona – Na pewno.– poprawiła się.
Kiedy wstawał, jego nogi rozjechały się niebezpiecznie na śliskiej nawierzchni płyt, pokrytych warstewką topniejącego śniegu. W ułamku sekundy była przy nim. Podtrzymała go.
– Zostaw, do cholery! Znalazła się Matka Apolonia. – krzyknął ze złością.
– Nie jestem Matką Apolonią.  – Werna nie wyczuła kpiny. To zjawisko dawno już zostało u ludzi wyeliminowane. – Nazywam się Wernechora, ale możesz mówić do mnie Werna. Chętnie z tobą porozmawiam...– ledwie ugryzła się w język, żeby nie dodać „Manipulaku”. To Ziemianie tak nazywali mieszkańców tej planety, a dla nich samych mogłoby zabrzmieć to dziwnie.
– Jak ci na imię?– spytała łagodnie.
– Siadaj. Nie pytaj i bierz, jak dają. – Manipulak podał jej naczynie. – Szklaneczki nie mam, madame. Ciągnij z gwinta. – znowu zaśmiał się gardłowo, ale już przyjaźnie.
– Dziękuję. – Wernechora nabrała najpierw mały łyk powietrza i dopiero potem upiła z naczynia.
– Dżizas! – zaczęła parskać znacznie bardziej, niż jej ziemiański kot.
– Cóż to za napitek? Straaaaaaaszne!
– Jaja sobie robisz ze spokojnego człowieka? Wódzia nie smakuje? A co myślałaś, że ja tu mam? Oranżadę? – prawie wykrzyczał Manipulak.
Wernechora przypomniała sobie, że Manipulaki ciągle jeszcze potrzebują tych substancji, które zamykają ich świadomość i chaotycznie penetrują podświadomość. Odcinają się w ten sposób od rzeczywistości, której nie mogą przyjąć. Podobno kiedyś Ludzie także ich używali.
A więc to jeden z Niedostosowanych. Świetnie. Lubi kontakty z takimi, są bardziej otwarci od Dostosowanych.
– No i dobrze. Mam tylko ćwiarę. To na jeden łeb. Jestem Keruj – wyciągnął do Wernechory zmarzniętą rękę.
Kiedy jej dotknęła, nie wytrzymała i na moment wzbiła się w powietrze na jakieś 20 metrów. W materialnym wcieleniu temperatura jej ciała była znacznie wyższa. Werna opuściła się w dół na strumieniu myśli. Manipulak wytrzeszczył oczy.
– Co...co ty?! Gdzie...dlaczego? Przecież piję drugą dopiero, nie zalałem się do cholery! – Keruj zerwał się na nogi i nawet nie zachwiał. Wydawało się, że alkohol w jednej chwili wyparował mu z organizmu.
– Przepraszam. Nie jestem przyzwyczajona do takiego zimnego dotyku. Poniosło mnie. – uśmiechnęła się najłagodniej, jak potrafiła.
– Kim ty do chole..., jeste...?!– wrzasnął zdyszany, połykając końcówki.
–Jestem Ziemianką. Moja planeta wysłała mnie, aby skonfrontować ostatnie doniesienia o waszych postępach cywilizacyjnych. Właściwie chodzi o postępy duchowe, a tak naprawdę o ich brak.
– Yes, yes, yes! Wiedziałem, że jesteście, wiedziałem! – czytałem o was na internecie. To taka sieć. Łączymy się wszyscy. Nie trzeba telefonów. Telefony też mamy. Wszystko mamy. Powiedz swoim, że wszystko! Chociaż...nic im nie mów. Co ja pierdolę za farmazony. Podleć jeszcze raz, proszę. Wzbij się, żebym uwierzył ... – ostatnie słowa wypowiedział szeptem.
– Nie mogę. Nie powinnam używać tutaj swoich możliwości. W przeciwnym razie będę musiała przed czasem opuścić waszą planetę, a jeszcze tak niewiele o was wiem. To, co mogłam zobaczyć na wszystkich wymiarach, nie wystarczy. Muszę zrozumieć, dlaczego ciągle stoicie w miejscu. Keruj, pójdziemy na spacer? – dotknęła jego ramienia. Dotyk Ziemianki uspokoił Manipulaka. – Pokaż mi miasto.
– To jest wielkie gówno, ale chodź.
 Poprowadził Wernechorę główną ulicą, którą krótko można było scharakteryzować:  banki, reklamy, apteki i bilboardy.
– Widać, że bardzo chorujecie i jesteście bardzo oszczędni. To dziwne. Powinno już wam przejść.
–Taaaaa...Mnie przeszło i zobacz, jak wyglądam. Mam wyj.... na to wszystko. To jest więzienie...
Zatrzymali się na jednej z bocznych uliczek. Z rozświetlonej neonami bramy wyszła rozbawiona grupka Manipulaków.
Samice miały na sobie obowiązkowe czapki z pomponem. Za nimi wyskoczyło dwóch rosłych osobników, krzycząc i spychając tamtych na jezdnię. Złapali jednego i zaczęli go okładać.
  Dwie samice uciekły, korzystając z zamieszania, a reszta przyglądała się, jak dwóch bije jednego. Śnieg na jezdni, dookoła jego głowy, ciemniał z chwili na chwilę, zaznaczając coraz większy krąg purpury.
– Zrób coś! – krzyknął Keruj.
 – Jesteś taka super, to wykorzystaj swoją moc!
– Dlaczego? Nie mogę wtrącać się w sprawy na tej planecie. My ludzie, unikamy konfrontacji z innymi nacjami. Uważamy, że każda ma wolność wyboru i ma prawo kroczyć swoją drogą do oświecenia. Radzę ci zachować...– nie zdążyła dokończyć zdania, kiedy Keruj wskoczył pomiędzy samców kopiących leżącego.
  W mgnieniu oka otrzymał cios od jednego z nich i przewrócił się na chodnik. W tym samym momencie podjechał na sygnale duży samochód z napisem „ Policen”.
  Samce, które wyskoczyły z pojazdu, ubrane były w ciemne uniformy, a na głowach miały odblaskowe kaski. Nie minęła długa chwila, a wszystkie Manipulaki zaangażowane w incydent, łącznie z Kerujem, znalazły się w samochodzie za ciemnymi szybami.
 W uliczce znowu zapanował spokój.
Werna niespokojnie zakręciła pirueta i częściowo zmaterializowała się w aucie z napisem „Policen”, tak aby tylko Keruj mógł ją zobaczyć.
– Obejmij mnie za szyję i nic nie mów – znajomy Manipulak wykonał jej polecenie.
Znaleźli się z powrotem w uliczce. Werna zdawała sobie sprawę, że z jakiegoś powodu znowu naruszyła Regulamin Misji.
Keruj jeszcze krwawił. Usiedli na brzegu schodów prowadzących do jakiegoś zamkniętego lokalu. Kazała mu położyc głowę na swoich kolanach i pochyliła się nad nim.
– Mówiłam ci, że my, Ludzie,  nie wtrącamy się do takich spraw. Każdy idzie swoją drogą, własną drogą oświecienia. My tylko obserwujemy i badamy. Dlaczego mnie nie posłuchałeś? – spytała Wernechora.
 Była wyraźnie zdziwiona zachowaniem Keruja. Przecież ci, którzy uciekali, sami swoimi myślami i emocjami przywołali zdarzenie.
– Nie jestem człowiekiem. Nigdy nim nie byłem, więc czemu oczekujesz, że będę się zachowywał jak jeden z was?– podniósł się na łokciach. Wtedy zobaczyła jego twarz z bliska. Z bardzo bliska.
W tym samym czasie uderzyło w nią silne wspomnienie innej twarzy, należącej do pewnego mężczyzny na planecie Ziemia. Były prawie takie same.
Milczała i patrzyła w głębie jego oczu.
Były duże i szaro–błękitne. I takie jakieś... po prostu piękne.
„ Kiedyś będziesz. Będziesz jednym z tych, którzy zaprowadzą ład na twojej planecie. Odstawisz „flachę” i staniesz się przywódcą. Za tobą pójdą inni w poszukiwaniu prawdy, autentyczności i serca. Znajdziesz inną drogę, niż my, aby stać się Prawdziwy”. – Wernechora skierowała myśl wprost do serca Manipulaka. Nie mogła jednak zdobyć wiedzy, jak głęboko ją przyjął.
Teraz mogła go już zostawić albo wybrać drugie, bardzo dla niej ryzykowne rozwiązanie. Zaledwie kilka razy w historii Najwyższych Przestworzy  zdarzyło się, że ktoś z pasa siódmego je wybrał.
Wernechora ciągle patrzyła w oczy Keruja, a on wpatrywał się gdzieś poza nią, w ciemną przestrzeń nieba.
Podjęła decyzję i wysłała wiadomość strumieniem myśli jednoczesnej do Transformistów.
„ Zostaję z wybranym Manipulakiem. Chcę przyśpieszyć proces duchowy na Manipuli. Zgadzam się na cofnięcie do pasa drugiego.”
Akceptacja Transformistów przyszła natychmiast. Teraz nie było już odwrotu.
Niedługo miały powrócić do niej lęki i inne odczucia, których już nie znała. Nie wiedziała, kiedy znowu poczuje Dobry Wiew. Dotknęła zimnej dłoni Keruja, ale jej chłód wydał jej się teraz przyjemny.
Wróciła na drugi pas.

6 komentarzy:

  1. Wow. Chwilowo nie umiem znaleźć nic innego.
    Historia jak na mój gust jest zbyt science-fiction ze zbyt duża ilością informacji (znów) i terminów. Prawie skończyłam czytać po kilku zdaniach, ale coś mnie przytrzymało. I dobrze. Opowieść odarta z informacji o wymiarach, dobrych wiewach i innych cudach jest przednia. Wydaje mi się, ze za dużo chcesz upchnąć w jednej krótkiej formie, co rozumiem bo to jedyny sposób na zrozumienie uniwersum. Mój mały rozumek nie chce tego wszystkiego rozumieć (pewnie dlatego nie czytam science-fiction).
    Naprawdę mi się jednak podobało. Bardzo lubię Wernyhore.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki. Co do poczatku, myslę, że masz rację i informacji jest zbyt duże nagromadzenie. Tak jak pisałam, wejdzie to w skład większej całości i wtedy informacje typu wiewy itp. bedą rozłożone równomiernie (mam nadzieję). Z sf jest myslę troche tak, że może przyciągać etapami, gdybym napisała po ilu latach do niego wróciłam, wyszłoby na jaw, że jestem w wieku Wernechory. Dzisiaj, znając skomplikowana strukture świata ( a raczej przeczuwając ją na podstawie tego, co stwierdzone) nie wyobrażam juz sobie literatury i filmu bez wkładki sf. Oczywiście, jakość podania jest podstawowym warunkiem przyswojenia:)) Dzięki. Na pewno węzme sobie do serca Twoje uwagi.

      Usuń
  2. Zaprawdę tyle razy jechałam przez Nilaszok, a żadnego Keruja nie widziałam :( Będę się rozglądać podczas następnej wycieszki! Jak już gdzieś kiedyś pisałam lubię ten pozorny chaos informacyjny, który dla mnie jest częścią twojego unikalnego stylu. W ogóle bliskie mi są twoje pomysły i postaci, jakbym czytała o długo niewidzianej rodzinie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Strasznie dużo informacji chcesz zawrzeć w tekście, by przedstawić prawa rządzące stworzonym przez Ciebie światem, co początkowo nie zachęca do lektury, ale im dalej w tekst, tym jest lepiej.
    Że też jedno spotkanie z Kerujem tak odmieniło plany Werny. Jestem ciekawa, czy nie spotkali się wcześniek w innych wcieleniach. Nilaszok ukazany odrobinę karykaturalnie, ale mnie się podobało.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wzięłam sobie do serca uwagę ( wiem, wiem - ten początek!)Myślę, że to bardzo ludzkie, iz jedno spotkanie pozwala czasami odmienic nawet całe życie. Co do karykatury to jest bardzo delikatna:)) Znam i doceniam także inne oblicze świata. A to jest w końcu zabawa:))

      Usuń
  4. Lubię Wernę, ale już klimaty sf to nie moja bajka i bardzo się męczyłam z tym tekstem. Końcówkę tylko przeleciałam spojrzeniem. Dużo informacji, to prawda, ale mnie bardziej zniechęcają te wszystkie kosmiczne sprawy.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń