Rachunek za wolność.
– Dzień dobry, Liz!
– Witaj Max, jaka pogoda? – powiedziała dziewczyna do
lustra. Na tafli zaświeciły się wskaźniki. W prawym, dolnym rogu wyświetliło
się 17şC, wilgotność 32%. Z ukrytych głośników chropowaty męski głos odczytał
cyfry.
– Na zewnątrz siedemnaście stopni w skali celcjusza,
wilgotność trzydzieści dwa procent, użyj tego mocniejszego lakieru, piękna, bo
może wiać! Masz dzisiaj wyjątkowo jaśnistą cerę, wiesz? Będziesz idealnie
wyglądać w tej beżowej bluzce, którą zamówiliśmy tydzień temu. Właśnie wczoraj
przekazałem ją z systemu pocztowego do mieszkania, jest w szafie numer trzy, na
półce po lewej stronie.
Dziewczyna słuchała codziennej porcji informacji myjąc
zęby i nakładając na twarz staranny makijaż.
– No i co myślisz o tej nowej kredce do brwi? –
zapytała wpatrując się w lustro marszcząc nos.
– Nie wiem, kochanie – dobiegło aksamitnie z
głośników. – Wiesz, że dla mnie jesteś piękna taka, jaka jesteś, córeczko.
Rozanielony uśmiech dziewczyny zamienił się w grymas.
– Mówiłam tyle razy, żebyś nie wyciągał moich
problemów z terapii z kartoteki. Ile razy mogę ci powtarzać, że gdy mnie tak
nazywasz to czuję fizyczny ból? To nieludzkie!
– Nie jestem człowiekiem. Nigdy nim nie byłem i nigdy
nie będę. Jestem zaprogramowany tak, by spełniać swoje zadania, a nie
zachowywać się jak niedoskonała istota ludzka. Postępuję zgodnie z pakietem,
który wykupiłaś. Jeżeli chcesz bardziej rozbudowany i konfigurowalny pakiet, to
mamy w ofercie wiele różnych opcji. – Głos kontynuował wyliczanie zalet
mocniejszej opcji asystenta życiowego.
– Co to ma znaczyć? Wyłącz reklamę!
– Czy jesteś pewna? – srebrny zegarek zapikał i
wyświetlił komunikat. Jej ukochany głos, głos najlepszego przyjaciela,
wciąż wciskał jej droższy pakiet. Dziewczyna kliknęła "OK".
– Jeżeli chcesz wyłączyć reklamy, przejdź do droższej
wersji oprogramowania. Tylko dzisiaj oferuję ci bezpłatny pakiet minut twoich
ulubionych filmów pornograficznych S–M w VR na cały miesiąc, a w każdym
następnym miesiącu za symboliczną złotówkę za godzinę. Na lustrze zamigotał
obraz jej samej przywiązanej aksamitnym sznurem do łoża z baldachimem, w tle
słychać było charakterystyczne pojękiwania.
– Wyłącz reklamę! – w głosie dziewczyny słychać było
rozpacz.
– Wyłączenie reklam spowoduje przejście do pakietu
niższego–premium. Czy naliczyć należność z konta głównego czy firmowego?
– Nie chcę pieprzonego pakietu. Chcę mojego Maxa!
***
Kawiarnia wyglądała tak jak co dzień. Podobne do siebie kelnerki w idealnie
wyprasowanych uniformach przemykały przez wnętrze, które zostało zaprojektowane
co do centymetra. Jej wzrok na dłużej zatrzymał się na szybie, którą zdobiło
wielkie logo przedstawiające kobietę otoczoną księżycami w różnych fazach. Z
wbudowanego w stolik panelu dotykowego wybrała kawę i ciastko, zapłaciła
zbliżeniowo za pomocą zegarka. Wiedziała, że nie zostało jej zbyt wiele
kredytków na koncie, na szczęście restauracja była w tym samym budynku, w
którym biuro, więc korzystała ze zniżki pracowniczej. Potrzebowała pilnie
porozmawiać z kimś żywym. Wybrała do tego jedyną osobę, jaką miała, to znaczy
sekretarkę prezesa, z którą wymieniała czasem kilka uwag na temat pogody. Ze
zdziwieniem zdała sobie sprawę, że od miesięcy nie rozmawiała z siostrą. Nigdy
nie były blisko, ale nigdy też nie milczały przez tyle czasu. Kelnerka
przyniosła zamówienie. Chwilę później w do stolika podeszła znajoma sekretarka.
– Cześć, o co chodzi Liz? – zapytała prosto z mostu.
Usiadła gładząc nienagannie skrojoną jasnozieloną garsonkę korespondującą z
rudymi włosami i delikatnym makijażem.
– Cześć. Chciałam po prostu porozmawiać – powiedziała
dziewczyna zakłopotana. Nie wiedziała od czego zacząć.
– Ok, mów, jak ci mogę pomóc?
– Możesz zdjąć na chwilę okulary i wyjąć słuchawkę?
– Przykro mi, wtedy stracę połączenie z moim
asystentem, nie będę wiedziała, czy ktoś do mnie dzwoni. Przepraszam cię, Liz,
ale nie możesz tego ode mnie wymagać.
– Jasne, Stef. Jasne. Wiesz, mam taki problem. Mój
asystent zaczął wariować. Wyświetla reklamy. Dzisiaj zdałam sobie sprawę, że
robi mnie w konia od jakiegoś czasu. Na przykład kiedy mam gorszy dzień to w
domu czeka na mnie sernik.
– Co w tym złego? Na mnie czeka babeczka jagodowa.
– To w tym złego, że ten sernik jest określonej firmy.
Tej samej, której jest ta cukiernia. Te same księżyce, to samo logo. I za ten
sernik potrącają nam pieniądze z konta.
– No jasne, że potrącają. Wyraziłaś na to zgodę
instalując nakładkę "Małe przyjemności".
– I zależnie od mojego cyklu pokazują mi się reklamy
seksownych komplecików i burdeli online, albo poradni lekarskich "Późne
macierzyństwo". Tak, wiem, na obserwację cyklu dałam zgodę w innym
pluginie, tym, który pozwala na wyposażanie domu w środki higieniczne.
– No tak, nie rozumiem, do czego zmierzasz. To taka
wygoda! – Stef zacytowała reklamę, mechanicznie rozciągając usta w uśmiechu
numer osiem.
– Ale oni zaczynają mnie terroryzować reklamami. Boję
się, że na którymś lustrze, w którym dochodzi do identyfikacji tęczówki, zaraz
pokaże się reklama filmu... powiedzmy, że erotycznego, albo innych krępujących
rzeczy z mojej przeszłości lub historii karty kredytowej. Reklama, której nie
da się łatwo przewinąć. Pytanie wyświetla mi się na zegarku, a reklama wciąż
leci. Dopiero za drugim "Czy jesteś pewna?" ekran na zegarku zmienia
się na pytanie z którego konta pobrać płatność za pakiet bez reklam. Właśnie w
łazience służbowej pokazała mi się reklama tamponów. Czułam się jak kompletna
idiotka.
– Nie słyszałam nigdy o czymś takim, ale może po
prostu wykup dostęp do pakietu bez reklam? Wiesz jak to jest, gdy korzysta się
z darmowych rozwiązań. Dbaj o siebie, Liz! Pamiętaj, że jesteś swoją najlepszą
przyjaciółką!
Sekretarka powtarzała frazesy z reklam bez mrugnięcia
okiem. Liz dostrzegła, że podczas rozmowy jednocześnie rusza oczami, co
sygnalizowało, że przegląda Sieć.
– Ale nie mam pieniędzy.
Stef potrząsnęła głową i wreszcie spojrzała na
koleżankę.
– Jak to nie masz?
– Normalnie. Mam równo na bieżące sprawy i rachunki.
Każdy nadprogramowy wydatek mnie pogrąży. Moja matka chorowała, wszystkie
pieniądze poszły na jej operację.
– No i jak, jest lepiej?
– Nie, zmarła trzy miesiące temu – Liz utkwiła wzrok w
blacie stolika, na którym migotały reklamy beztłuszczowych napojów. – To już
trzy miesiące, a jakby zdarzyło się wczoraj.
– Jest w lepszym miejscu – powiedziała mechanicznie
sekretarka. – A ty musisz wykupić dostęp do płatnej wersji. Weź pożyczkę u pana
Żabki.
– Jak to, muszę? Pożyczkę?
Do pracy w kawiarni wybierano tylko drobne, niewysokie
dziewczęta. Krzesła były poustawiane tak, by kelnerki na przejście mały
absolutne minimum miejsca. Bywalcom to nie przeszkadzało. Siedzieli w
goglach VR albo klikali po ekranach wbudowanych w blaty. Służbiści
najczęściej przeglądali Sieć na monitorach wbudowanych w okulary. Mężczyzna z
sąsiedniego stolika odwrócił się, uśmiechnął i spojrzał Liz głęboko w oczy.
– Zaraz zacznie wrzucać ci rozmowy przychodzące na
holda, a twoi rozmówcy będą musieli przed rozmową wysłuchać reklamy. Każda
próba zrobienia czegokolwiek będzie kończyć się reklamą – powiedział wpatrując
się intensywnie w jej oczy.
Liz siedziała osłupiała. Nie pamiętała kiedy ktoś aż
tak bardzo na nią patrzył. Czuła palący ból za oczami. Zrobiło jej się gorąco,
serce przyspieszyło, w nosie poczuła śmieszne łaskotanie. Zegarek zaczął
piszczeć i migać na czerwono. Bała się mrugnąć, by nie utracić kontaktu z
mężczyzną. Czuła się naga, ale nie wstydziła się.
– Tego się boję – wydusiła z siebie wreszcie.
– Państwo wybaczą, muszę pilnie wracać do pracy. Ale,
Liz, musimy to koniecznie powtórzyć! To takie odświeżające! Do zobaczenia –
sekretarka oddaliła się szybko w stronę windy mówiąc do słuchawki dyskretnie
ukrytej w oprawce drogich okularów.
– Przypadkiem słyszałem, że nie ma pani pieniędzy.
Gdyby je pani miała, system zjadał by je pani pomału. Teraz, gdy jest pani
spłukana będą szantażować, by na konto wróciła tłusta sumka. Najlepiej z
drakońskiej pożyczki. Oni tak właśnie działają. Nie jest już pani znaczącym
klientem, więc można pani wbić nóż pod żebro. Uzależniają od serniczków,
siłowni, pornografii. Od intensywnych i łatwych bodźców, wyzwalaczy oksytocyny,
serotoniny, dopaminy. Kiedy objemy się tych sztucznych emocji wtedy te
zwyczajne przestają smakować. Pamiętam gdy to się zaczynało. Gdy pasło się
ludzi wzruszającymi reklamami, miały być odtrutką na proste reklamy pożyczek i
zup w proszku. Pamięta to pani? Cała sala płacze, bo dziadek uczy się
angielskiego, by porozmawiać z wnuczką z innego kraju. A rozpłakała się pani
kiedyś, bo tata zamiast pić piwo z kolegami zapierniczał do drugiej pracy?
Przepraszam, zagalopowałem się, ale rzadko kiedy udaje mi się z kimś naprawdę
porozmawiać. Kto rzeczywiście słucha, a nie myślami jest zupełnie gdzie
indziej. Nazywam się Andrew Bucks, mogę się przysiąść?
– Jasne, jestem Liz. Skąd pan to wszystko wie? –
zapytała dziewczyna podając mężczyźnie rękę.
– To moje dzieło – mężczyzna na chwilę spuścił wzrok,
by za chwilę jeszcze intensywniej spojrzeć na Liz. – Wymyśliłem to.
– Co Pan wymyślił?
– Mów mi Andrew. Jestem naukowcem. Dwadzieścia lat
temu badałem uzależnienia. Stałem się specjalistą od kompulsywnego jedzenia.
Niestety badania nad dużymi grupami ludzi były drogie. Zgłosiła się do mnie
firma, która chciała sponsorować moje badania. Nazywali się Moon, od nazwiska
właścicielki, Susane Moon.
Mężczyzna zamyślił się.
– Wykorzystali twoje badania? – wtrąciła Liz.
– Nie tylko badania – uśmiechnął się kwaśno Andrew. –
Susane zaproponowała mi spółkę. Sygnowałem jej produkty moim nazwiskiem.
Moonbucks, widzisz nazwę na swojej filiżance? Ten bucks to właśnie
ja. Bardzo szybko zrezygnowała ze wsparcia dla osób uzależnionych, a zaczęła
wykorzystywać wiedzę zdobytą podczas badań mózgu i reakcji organizmu na bodźce.
I teraz terroryzuje ciebie i wiele innych osób.
– Nie rozumiem dlaczego? Przecież w jej interesie
jest, żeby ludzie byli szczęśliwi.
– Tak. Ale skąd masz wiedzieć, że jesteś szczupła,
zdrowa i bogata, jeżeli nie zobaczysz nikogo grubego, chorego lub biednego?
Trzeba wśród pozornie zwyczajnych ludzi umieścić paru spłukanych, paru
niestandardowych, ale w ściśle kontrolowany sposób.
Liz zamyśliła się. Po chwili po jej twarzy zaczęły
płynąć łzy. Chciała wrócić do domu, zjeść serniczka, wtulić się w poduszkę i
obejrzeć z Maxem film. Andrew wpatrywał się w przestrzeń za jej plecami.
– Zbudowała to imperium opierając je nie na przeczuciu
czy intuicji, tylko na konkretnych danych naukowych. Jeżeli ludzi nie
mieszczących się w standardowych ramach byłoby za dużo, to wtedy zbuntowali by
się, jeżeli za mało, to reszta nie czułaby strachu przed kruchością swojego
dobrobytu – kontynuował Andrew.
– Ale dlaczego ja? – zapytała Liz, wycierając nos w
serwetkę. – Przecież nic złego nie zrobiłam. Nawet nie buntowałam się przeciwko
systemowi. Wszystko miało być inaczej.
– Spełniałaś wszystkie warunki algorytmu, wyszukano
cię na podstawie wielu parametrów. To prawie tak, jak byś wygrała na loterii.
Liz uśmiechnęła się przez łzy.
– Ja też przez to przeszedłem. Skoro los nas ze sobą
zetknął to pomogę ci przez to przejść. Tak zasadniczo to masz dwie opcje –
Andrew zawiesił głos i wyszczerzył zęby w uśmiechu. – Pierwsza to załamanie
nerwowe i leczenie psychiatryczne. Tego nie polecam. Masz jeszcze drugie.
– Opowiadaj! – powiedziała dziewczyna, a w jej sercu
pojawiła się otucha. Bała się, że reklama filmu pornograficznego albo terapii
przyłapie ją w publicznym miejscu i w pracy już zawsze będzie postrzegana jako
ta od ostrych filmów. W każdym lustrze i w wielu szybach były zamontowane
czytniki tęczówki, które wykrywały przechodzących ludzi i dostosowały do nich
wyświetlane dane. Mogło ją to złapać w każdej łazience lub windzie. Kiedyś
lubiła te krótkie chwile, kiedy ze słuchawki słyszała głos Maxa, który szemrał
jej o tym, jaka jest piękna. Teraz unikała ich jak ognia. Jednak było to
na dłuższą metę niemożliwe.
– Wypiłaś kawę? – zapytał mężczyzna. – To może się
przejdziemy i opowiem ci po drodze o drugim sposobie? Tylko zdejmij słuchawkę i
wyłącz okulary.
– Jasne – odpowiedziała Liz zaskoczona. Zdjęła okulary
i wrzuciła je do torebki. Gdy wyszli na zewnątrz przez chwilę czuła się jakby
spadała z wysokiej grani. Kolory były intensywne, ludzie przemieszczali się
wpatrzeni w przestrzeń. Oczy zapiekły, chłodny wiatr osuszył łzy. Poczuła dłoń
Andrew w swojej dłoni.
– Spokojnie, pomogę ci – powiedział. – Możesz iść?
Kiwnęła głową. Czuła jak od jego mocnej dłoni
promieniuje w jej stronę jakieś spokojne ciepło. Szła niepewnie, jakby robiła
to pierwszy raz. Każdy ruch mięśni sprawiał radość. Jeżeli to była cena jaką
płaciła za utratę Maxa, to chętnie zapłaci rachunek. Zmysły powoli wracały do
normy. Dłoń Andrew dawała poczucie bezpieczeństwa. Wzięła głęboki oddech,
powoli wypuściła powietrze.
– No dobrze... Teraz opowiedz mi o tym drugim sposobie
– poprosiła Liz.
***
Hmmmm, jakbym już coś o tym czytała na twoim blogu :)
OdpowiedzUsuńDobry tekst. Lekko straszny. Mam nadzieje, ze nie proroczy.
Tak, moje myśli wędrowały w tym kierunku w zeszłym tygodniu.
UsuńTo jest kapitalne, Justyna.Twoja wizja świata to jakby nasza przyszłość w krzywym zwierciadle. Przyznam, że sama się w tym roku nabrałam na tą reklame z dziadkiem uczącym się ang., choć od jakichś dwóch lat nie oglądam tv, oprócz kilku tematycznie wybranych programów. Teraz zaś, od 3 m-cy - w ogóle. Świetnie to napisałas i oczywiście c.d.n. Co do naszej przyszłości nie mam jednak obaw, bo min. dzięki takim ludziom, jak Ty, którzy to zauważają, swiat podąży w lepszym kierunku! Wrzuciłam małą antypropagandę, bo...czasami muszę:)) Świetnie opisałaś ten przerażający świat manipulowany przez reklamy. Ja wybrałam podobny temat, choć zupełnie inaczej ujęty. Gratulacje.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńDzieks a lot!
UsuńSzczerze mówiąc, boję się takich światów jak cholera. Wszystkie Matrixy, Raporty mniejszości, Wyspy, Psycho-passy wzbudzają we mnie strach, bo to powoli dzieje się na naszych oczach. Może nie tak szybko, ale drobnymi kroczkami. Aż mam dreszcze.
OdpowiedzUsuńBardzo dobry tekst. Świetnie napisany, dobrze opisany świat, wywołuje odpowiednie emocje. Przeraził mnie, ale bardzo mi się też podobał.
Pozdrawiam
Bardzo, ale to bardzo dziękuję! Takie komentarze sprawiają, że mi lepiej na świecie ;)
Usuń