Tablica ogłoszeń


Grupa Kreatywnego Pisania to długoterminowy projekt cotygodniowych wyzwań pisarskich z wykorzystaniem writing prompts. Więcej znajdziesz w zakładce "O projekcie".



Temat

Temat na tydzień 129:

To było bardzo kłopotliwe. Nigdy nie miał ofiary, która odniosłaby porażkę w umieraniu.

klucze: klucz, wymiana, akcesoria, niedobre.

Szukaj tekstu

poniedziałek, 26 listopada 2018

[119] If I can't help [Dziecina i opiekun] ~ Miachar

    W minionym tygodniu Generał Onii-san świętował kolejne urodziny; ode mnie dostał brownie, ale że blacha z ciastem skończyła, jak skończyła, postanowiłam uczcić je dodatkowo, pisząc poniższy tekst. W końcu słowa-klucze dawały duże pole do popisu, a od kogo Tarian ma prawie wszystko, jak nie od Generała?
    W późniejszym czasie fragment ten pojawi się w którymś rozdziale [Dzieciny i opiekuna].
    Z dedykacją dla tego pana powyżej.

niedziela, 25 listopada 2018

[119] Say you want me back in your life [Cyrk Gniewu] ~ Miachar

    Dawno nie było tutaj Gniewnego, a od jakiegoś czasu zamierzałam wyjaśnić, co to Rosario wpadło do głowy. Oto trafił się temat, więc nie było rady po raz kolejny Cyrk Gniewu, choć występuje tu tylko jego dyrektor; cyrkowcy pewnie znowu mordują kogoś w jakiś wyszukany sposób. A niech mają.

[119] Spokój Burzy ~ Laurie

Spokój Burzy

Już nie pamiętam, o czym pomyślałam w pierwszej chwili, gdy zobaczyłam ten temat. Padło na uniwersum “Ósmej Woli”, do której wróciłam trochę z winy Tris, ale cieszę się, bo tęskniłam za tą historią. Tekst jest szkicem fragmentu rozdziału, który dopiero przede mną, a dziejącego się już po tragedii. Pisany na chwilę przed wyjściem do pracy, więc nie oczekujcie dopracowania.

niedziela, 18 listopada 2018

[118] Dom na klifie ~ Laurie

Dom na klifie

A-chan słusznie zauważyła, że ten temat będzie mi bliski. I to nie jest kwestia ostatniego święta, które spędziłam w pracy, w ostatniej chwili zastępując nocną kasjerkę, która się nie pojawiła. Cóż, to próba generalna przed jarmarkiem, który zazwyczaj jest ciężkim czasem dla restauracji. Nie jest to długi tekst, celowo też nie piszę, którzy bohaterowie tu występują, żeby nie powiedzieć za dużo. Ale tak, to do nich pasuje.

[118] I'm just a dead man walking tonight ~ Miachar


            Akurat w nasze narodowe i jakże piękne święto oglądałam "Przełęcz ocalonych", bo telewizja taka wspaniała mi to umożliwiła, więc na karb seansu spycham to, że poniższy tekst jest taki dekadencki i dobijający. Ale cóż, historia pokazuje, że nie wszystkie minione czasy były piękne.
            Krótko, z małym pomysłem, ale moja grafomania nie pozwoliła mi na odpuszczenie sobie. Pewnie sto moich tekstów już jest na Grupie, ale moje uzależnienie od pisania raczej tego nie pojmuje. Znowu stworzyłam zdania bardziej złożone niż u mojego pisarskiego Mistrza, ale tylko w nich potrafię zawrzeć gorycz, którą noszę i którą obdarzam swojego bohatera, musicie mi to wybaczyć.

poniedziałek, 12 listopada 2018

[117] Remember the words you told me ~ Miachar


            Mimo zabiegania nie umiem sobie odmówić tekstu dla GPK, nawet jeśli jest tylko ulotnym pomysłem soboty i myślą z piosenki, która po ostatnim tripie za bardzo siedzi mi w głowie.

niedziela, 4 listopada 2018

[116] Yana ~ Cioteczka A-chan


Yana
Dzisiaj ciężko. Mocno, krwawo, nieco psychologicznie. I dłużej niż zwykle. Przypuszczam, że powinnam dać ostrzeżenie +16 (przynajmniej). Co do uniwersum… niewiele się pojawia nawiązań do niego samego (są one bardzo delikatne i w sumie do skojarzenia tylko, jak się czytało samo moje – nieskończone wciąż – opowiadanie lub wie w jaki sposób ta postać jest powiązana z uniwersum), więc to nie jest bardzo ważne i lepiej skupić się na tekście niż tym, w jakim opowiadaniu występuje moja OC–ka. Nazywa się Yana i chyba nie pojawiła się tutaj wcześniej, ale kiedy tak będzie, dam znać (a na pewno będzie to wiadome, bo tylko jedna moja żeńska postać ma niebieskie włosy i złote oczy). Oprócz tematu „fabularnego” wplotłam też 3 z 4 słów kluczy, więc jest nieźle.

Ludzie to doprawdy niezrozumiałe istoty. Nawet dla mnie, chociaż sama jestem człowiekiem. A przynajmniej w połowie. Czasami jednak wydawało mi się, że zostało we mnie mniej z człowieka niż jest w moim towarzyszu, który człowiekiem nie jest nawet w małej części.
W inne dni jednak miałam wrażenie, że jestem bardziej ludzka niż zwykli ludzie, nie mający w sobie boskiej krwi ani klątwy ciągnącej się za nimi od wieków. Tak było, kiedy spotkałam Toma, a raczej gdy on wybrał mnie na jedną ze swoich ofiar. Nigdy nie rozumiałam dlaczego ludzie bywają tacy okrutni. Nie rozumiałam też, dlaczego tamtego chłodnego wieczora, w moim brzuchu znalazł się nóż. I chociaż nie mogłam umrzeć, wówczas ten fakt jakoś mi uciekł. Nieśmiertelność nie oznacza, że nie odczuwałam bólu. Nieśmiertelność nie oznaczała, że nie czułam przerażenia. Nieśmiertelność nie oznaczała, że nie mogłam stracić przytomność, kiedy ogromne ilości krwi opuszczały moje ciało.
Oznaczała jednak, że zawinięta w stary i pokrwawiony materiał, przysypana ziemią, cierpiałam nie mogąc oddychać. Panikowałam, nie mogą się wydostać. Dopiero po kilku minutach okropnych tortur, udało mi się użyć tej nadnaturalnej cząstki mnie, nad którą miałam kontrolę, by się wydostać. Nie pamiętałam dokładnie jak to zrobiłam, ale kiedy już znalazłam się na powierzchni, w środku ciemnego lasu i leżałam bez ruchu, mogąc w końcu oddychać, odpłynęłam w stan półsnu. I myśląc o człowieku, który mi to zrobił, nieświadomie znalazłam się przy nim.
Siedział za kierownicą starego audi, cuchnącego potem, papierosami i czymś metalicznym. Chichotał pod nosem, a na siedzeniu obok, leżał warkocz jasnych, niebieskich włosów. Moich włosów. Dopiero wtedy dotarło do mnie, że zabrał sobie „trofeum”.
Siedziałam na tylnim siedzeniu, podczas gdy on jechał ciemną drogą leśną, zapewne oddalając się od miejsca, w którym mnie zakopał. Dopiero po pewnym czasie, kiedy minął nas jakiś inny samochód, zerknął w lusterko. Zobaczył mnie. Jakimś sposobem mnie zobaczył. Myślałam, że to będzie tak, jak zawsze – niczego nieświadoma osoba, obserwowana przez ludzki umysł, dzięki boskiej krwi. Ale on mnie zobaczył. Rozszerzył szeroko oczy, skręcił gwałtownie i wjechał prosto w drzewo. Czołem uderzył o kierownicę, rozcinając sobie brew, poduszka powietrzna nie zadziałała. Kiedy doszedł do siebie i odwrócił głowę w moją stronę, wciąż tam siedziałam, jak gdyby nigdy nic, niewzruszona wypadkiem, w zakrwawionej sukience i potarganych, krzywo uciętych niebieskich włosach. Przez chwilę, jakaś cząstka mnie miała ochotę śmiać się z jego miny. Z przerażenia i szoku, jakie widniały w jego oczach. Sprawiało mi to jakąś chorą satysfakcję.
Złapał za coś obok siedzenia i zamachnął się na mnie. Metalowa rurka przeleciał przez moją postać, nie napotykając żadnego oporu. Patrzyłam na niego spokojnie, ale kiedy wyciągnęłam pobrudzoną ziemią rękę w jego stronę, wyskoczył z samochodu jak oparzony, potykając się o własne nogi.
Przymknęłam na chwilę oczy i przez chwilę znowu byłam w lesie, zziębnięta i obolała. Zastanawiałam się, czy po zobaczeniu mnie, pojawiły się u niego wyrzuty sumienia. Zastanawiałam się, czy choć trochę żałował tego, co zrobił.
Miałam wrażenie, że moje ciało płonęło, a jednocześnie trzęsłam się z zimna. Gorączka. Może do rany dostało się zakażenie. Kiedy otworzyłam oczy i spojrzałam w bok, zobaczyłam ślady w ziemi, jakby ktoś kopał dziury w innych miejscach i dotarło do mnie, że nie byłam jedyna, że nie byłam pierwsza. Zrozumiałam wtedy jedno – nie byłam pierwsza, ale mogłam być ostatnia. Z tymi myślami straciłam przytomność.
Kiedy ponownie otworzyłam oczy, znowu go zobaczyłam. Przez chwilę przemknęło mi przez myśl, że do czasu tego zdarzenia… tego morderstwa, nie mogłam wizualizować mojej duchowej postaci, kiedy moja świadomość oddzielała się od ciała. Większość półboskich dzieci miała przenosić w snach w inne miejsca, ale pokazać się komuś jak duch? To była zupełnie inna bajka. Sny, a jawa dzieliła cienka linia, ale jednak wyraźna linia. A kontrola czegoś takiego? Marzenie.
A jednak znalazłam się znowu przy swoim oprawcy, jedzącym obecnie burgera w jakiejś knajpce na uboczu drogi. Kiedy mnie zobaczył, zakrztusił się, a ja nie mogła tym razem powstrzymać drżenia ust. Jednak kiedy mrugnęłam otoczenie się zmieniło. Wszystko wskazywało na to, że zyskałam nową zdolność, ale najwyraźniej czas płynął w ten sposób nieco inaczej. A może to była wina gorączki…
Wróciłam do swojego ciała, kilka prawdziwych dni później, owinięta ogromnym, puszystym, śnieżnobiałym ogonem. Uśmiechnęłam się pod nosem, wiedząc, że mój wilczy towarzysz w końcu mnie znalazł i najwyraźniej próbował doprowadzić do stanu używalności. Czułam się już lepiej, ale wciąż w głowie miałam obraz tego mężczyzny, stojącego nad ciałem kolejnej dziewczyny. Nie miałam zamiaru do tego dopuścić. Nie mogła do tego dopuścić.
Zajęło to trochę czasu, ale udało mi się znowu przenieść duchem do niego. Tylko tym razem zrobiłam to świadomie. Czułam dziwny ból rozdzierający ciało, gorycz w ustach przyprawiała o mdłości, ale nie miałam zamiaru odpuścić. A widok jego przerażonej twarzy, kiedy zobaczył mnie w odbiciu pobrudzonego lustra, wystarczył, żebym zapomniała częściowo o tym bólu. Nie mogłam być w tym stanie zbyt długo, ale każda kolejna próba była mniej bolesna i o kilka sekund dłuższa. Chociaż zawsze byłam potem zmęczona jak po wielokilometrowym biegu.
Zastanawiałam się, czy tylko on mnie widział? Czy byłabym w stanie ostrzec kolejną ofiarę? Czy może to była jakaś dziwna więź, która powstała kiedy pozbawił mnie życia. A raczej próbował pozbawić życia.
Przez kolejne miesiące pojawiałam się w jego życiu niemal na każdym kroku – w łazience, w samochodzie, w barze, w hotelu, na ulicy – doprowadzając go do szaleństwa. A może raczej sprawiając, że z szalonego psychopaty, zmienił się w przerażonego wariata z manią prześladowczą, widzącego już nie tylko jedną swoją ofiarę, ale i inne też. Tak przynajmniej wywnioskowałam, kiedy pewnego razu, gdy pojawiłam się obok niego, zaczął mówić do mnie i do kogoś jeszcze innego. Kogoś, kogo nie było.
Ale to nie wystarczyło, żeby go powstrzymać. Raz znalazłam się w dziwnej piwnicy i zobaczyłam jak stoi nad moimi uciętymi włosami, z zapałką w ręku, jakby się wahał, czy zniszczyć swoje trofeum. Jakby rozważał, czy spokój jaki może zyskać, jest warty pozbycia się jego „pamiątki”. I wtedy zobaczyłam w niewielkich, szklanych gablotach inne warkocze. Ponad tuzin. Zrobiło mi się niedobrze, oczu zaszły mgłą i na chwilę straciłam panowanie nad swoim duchem. Wróciłam do swojego ciała, zwymiotowałam i płakałam. Płakałam nad tymi wszystkimi dziewczynami, które zabił. Kilka godzin później, kiedy już się uspokoiłam, a mgła zniknęła sprzed oczu, wróciłam ponownie do niego. Czaił się za jakimś drzewem, na głowie miał kaptur, a w ręce nóż. Ten sam nóż, który kilka miesięcy wcześniej był wbity w mój brzuch.
Kilka metrów dalej zobaczyłam młodą dziewczynę o czarnych włosach, siedzącą na ławce z książką w ręku.
– Nie rób tego – wyszeptałam mimowolnie, a mężczyzna podskoczył z krzykiem, dopiero teraz zauważając moją obecność. Nigdy wcześniej się do niego nie odezwałam, nie wiedziałam nawet czy mnie usłyszy. Ale i tak nigdy nie chciałam tego zrobić. Teraz jednak, kiedy miał już wybraną kolejną ofiarę, a ja mogłam tylko patrzeć i co najwyżej rozpraszać go, nie potrafiłam się powstrzymać. I najwyraźniej dobrze zrobiłam, a on mnie usłyszał. – Jeśli to zrobisz, zabiję cię. – Mówiłam cicho, spokojnie. – Tak, jak ty to zrobiłeś mnie – dodałam, a mój głos brzmiał teraz jakby należał do kogoś innego. Kogoś bardzo złego.
Tym razem to wystarczyło. Może był w zbyt wielkim szoku, może był zbyt przerażony. Ale kiedy pojawiłam się przy nim następnym razem, krzyczał żebym odeszła, a potem kpił, że nic mu nie zrobię, albo że to wszystko mu się śni. Wściekał się i śmiał na zmianę. Czasami bredził coś pod nosem o grze, że wygra, że zawsze wygrywa. Innym razem mówił, że to wszystko jakaś sztuczka.
Jednak gdy przyszła pora kolejnej próby morderstwa, zwykłe „nie rób tego” nie wystarczyło. Nie wiedziałam, co go w końcu tak wystraszyło – czy był to gołąb, który upadł przed nim martwy, gdy rzucił się w stronę dziewczyny, czy może mój widok tuż za nią, a może pies który wybiegł z krzaków i padł martwy tuż przy nim. Dziewczyna uciekła, a on przewrócił się i odsuwał do tyłu z przerażeniem w oczach.
Nigdy już nie zabił, osobiście tego dopilnowałam. Upewniłam się też, że on nigdy nie zapomni co zrobił mi i innym – za każdym razem pojawiałam się w tej samej pokrwawionej sukience, w potarganych, krzywo przyciętych włosach. Nawet jeśli przez te lata, kiedy doprowadzałam go do szaleństwa oraz długo po tym, nie mogłam normalnie spać, nie mogłam zapomnieć o tym, jak leżałam pod ziemią, nie mogąc oddychać, jak krew wsiąkała w moją jasną sukienkę… sukienkę, którą zawsze zakładałam, gdy pojawiałam się przy nim.
Upewniłam się, że nigdy nie będę fizycznie zbyt blisko jego miejsca pobytu, ale mój towarzysz skutecznie uprzykrzał mu życie w nieco nadnaturalny sposób.
Byłam przy nim w chwili jego śmierci. Siedziałam na gablocie, w której leżał mój lekko nadpalony warkocz i patrzyłam jak strzela sobie w głowę w momencie, gdy drzwi wyważyła policja. Patrzyłam mu prosto w te przerażające przekrwione oczy, a on śmiejąc się obłąkańczo patrzył prosto na mnie. Patrzył w moje oczy, może zastanawiając się czy ich złoty kolor powinien był go powstrzymać. Nie mrugał. Nawet gdy kula przeszyła jego głowę, rozbrykując wszędzie krew.

[116] Epoka pary i magii 3 ~ Kamil


Kolejny tekst z uniwersum “epoki pary i magii”. Dwa poprzednie opowiadania są w tygodniu 103-108 oraz w tygodniu 112.

Gęsta węgielna mgła ograniczała bardzo widoczność. Nie można było dojrzeć nic, co znajdowało się dalej niż na odległość ręki. No dobra, sprawdźmy jak działa ten nowy wynalazek Liz. Dex poprawił swoje gogle i przepuścił odrobinę magii prądu przez ich tylną część, po czym wychylił się za krawędź dachu i spojrzał na ulicę. Zobaczył trzy niewyraźne, czerwone, przypominające ludzi kształty. Muszę pochwalić Liz i powiedzieć, że ta jej, no jak ona to nazwała, wizja termiczna działa. Ruszył ostrożnie po dachu, cały czas obserwując trzy kształty. Jednemu w ręce nagle rozbłysł jasny kształt, który przyłożył do ust.
Zatrzymali się przed wejściem do jednego z budynków. Ten z jasnym kształtem przy ustach zastukał w drzwi trzy razy szybko, dwa wolno i znowu trzy razy szybko, po czym odjął jasny kształt od ust. Po chwili w wejściu pojawił się kolejny czerwony fantom, zaraz potem zniknął a za nim podążyły trzy pozostałe postacie.
Dex zawiesił się na krawędzi dachu. Nogami próbował wymacać na dole cokolwiek na czym mógłby się oprzeć. Gdy w końcu na coś trafił, dość niepewnie puścił się gzymsu. Parapet na którym stanął, nie wytrzymał całego ciężaru i odłamał się sekundę później. Mściciel zdążył jedynie pomyśleć O kurwa! I chwilę potem wylądował twardo na ziemi. Upadając wykonał przewrót, aby zniwelować siłę upadku. Ała… Ale ściema z tym obrotem. Boli jak cholera! Wstał na nogi, otrzepał się z błota i jak gdyby nigdy nic, udał się w kierunku drzwi w którym zniknęły trzy kształty.

[116] Uriga jeongmal unmyeongiramyeon ~ Miachar


If we were destined
            Mgła opadła zbyt ciężką kurtyną na pola, ograniczając widoczność, i nakazała mieć się na baczności, bo z nią może przyjść coś niebezpiecznego i nieprzewidywalnego. Na przykład ja. Ale czy powinien się mnie obawiać? Dobrze już wiedział, że nie jestem snem, koszmarem malującym się na jawie, ale sobą. Znaczy się – duchem siebie. Tym, którego zabił przeszło czterdzieści lat temu. Tym, którego postrzelił i zakopał wśród pustostanów, by nikt mnie nie znalazł. Jak przykro, że nie wiedział, że mnie się nie da zabić na śmierć, niech więc teraz cierpi i sra pod siebie w mojej grze, ja nie ustąpię, póki sam nie będzie gryzł piachu.