Tablica ogłoszeń


Grupa Kreatywnego Pisania to długoterminowy projekt cotygodniowych wyzwań pisarskich z wykorzystaniem writing prompts. Więcej znajdziesz w zakładce "O projekcie".



Temat

Temat na tydzień 129:

To było bardzo kłopotliwe. Nigdy nie miał ofiary, która odniosłaby porażkę w umieraniu.

klucze: klucz, wymiana, akcesoria, niedobre.

Szukaj tekstu

poniedziałek, 27 lutego 2017

[28]DMF: Między życiem i śmiercią ~ Tenebris



            W mieszkaniu zostali już tylko we dwoje. Celty stała na środku pokoju ze skupieniem wczytując się w zapisaną starym językiem, równie starą, księgę. Nero natomiast chodził nerwowo po pokoju, co rusz rzucając blondynce wściekłe spojrzenia. Wszystko przez nią i tą jej przyjaciółeczkę, Blu, ale to on utknął z wiedźmą próbując uratować swojego wuja.
            – Potrzebuję krwi kurczaka, pół kilo soli, pięć świec i butelkę wódki – oznajmiła z powagą Celty, nie odrywając wzroku od lektury.
            – Wódki? Do zaklęcia? – zdziwił się chłopak.
            – Nie, wódka jest po to, żebym poczuła się lepiej – wyjaśniła spokojnie, jakby to była oczywista oczywistość i niezaprzeczalny fakt. – No rusz się. To się samo nie przyniesie.
            – A ty?
            – Ja muszę to jeszcze doczytać i sprawdzić, czy niczego nie przeoczyłam.
            – Zwyczajnie ci się nie chce – burknął Nero.
            – Nie marudź, tylko ja mogę go stamtąd wyciągnąć – przypomniała Celty, marszcząc groźnie brwi.
            – Sama go tam odesłałaś! – zagrzmiał chłopak i włożywszy ręce do kieszeni, dodał już ciszej: – Gdziekolwiek „tam” jest…
            – W przybliżeniu… Przestrzeń pomiędzy tym, a tamtym światem.
            – Zabiłaś go?

[28] ...i butelka wódki ~ Justyna W-R.



Dialog poniżej to słuchowisko radiowe. Nie wiem, co mi przyszło do głowy, żeby w rytuał odkopywania trupa angażować parę staruszków? Zabłąkali się na ten cmentarz i już nie umiałam ich powstrzymać. Myślę, że stare ciało nie sprawia, że umierają w nas wszystkie tęsknoty a złe wybory przestają uwierać. W środku można być równie nieszczęśliwym, co w młodym ciele. Może pomóc pogodzenie się z przeszłością, wygilganie wewnętrznego bachora, praca nad sobą i...

...i butelka wódki.

Mężczyzna: Niech pomyślę. Mamy wszystko? Potrzebujemy krwi kurczaka, pół kilo soli, pięć świec i butelkę wódki.
Kobieta:Wódki? Do zaklęcia?
Mężczyzna: Nie, wódka jest po to, żebym poczuł się lepiej.
K: No wiesz, Franciszku! Przecież sto razy ci powtarzałam, że alkohol to depresant! Nawet jak wczoraj otworzyłam radio, to lekarz mówił, że po alkoholu, to tylko głupie myśli do głowy przychodzą.
M: To dokładny cytat? Leokadio, daj spokój, dajesz się tak cudnie sprowokować.
K: Dawałam się prowokować całe życie. Teraz mam już dość, Franciszku.
M: A ty zawsze swoje. Masz łopatę?

[28] Czarna Polewka ~ Alicja K.




– Jak to myszy w ścianach? – zapytała mama, patrząc na mnie jednocześnie jak na wariatkę pierwszej wody.
– No mam myszy w ścianach! Przegryzły mi cholerną rurę odpływową, zalały sąsiadów i dręczą mi kota nocami! – prawie wrzasnęłam z rezygnacją.
– A ty jesteś pewna, córko, że się Gaimana nie naczytałaś i to nie wilki? – zadziorny uśmieszek pojawił się na matczynych wargach.
– Mamo! To jest poważna sprawa – nie dawałam za wygraną – wiesz, że ja się boję myszy. A co jeśli one mi z tej ściany wyjdą i zrobią mi jesień Popiela zamiast jesieni średniowiecza pewnej nocy? A jak mi wypłyną z toalety kiedy akurat będę tam kontemplowała wszechświat? Przecież chcesz mieć wnuki, nie? – Zrezygnowana westchnęłam ciężko. – A skąd ty w ogóle znasz Gaimana?

[28] I wyszepnę zaklęcie do Twego ucha ~ Miachar



            Zmiana w temacie na postać żeńską. Niech się Matthew cieszy, że któraś zechciała spędzić z nim choć chwilę.
            Szlag.
            Szlag. Szlag.
            Szlag. Szlag. Szlag. Szlag. Szlag. Szlag. Szlag. Szlag. Szlag. Szlag. Szlag. Szlag. Szlag. Szlag. Szlag. Szlag. Szlag. Szlag. Szlag. Szlag. Szlag. Szlag. Szlag. Szlag.
           
To jedno słowo mamrotałem nieustannie, ślęcząc nad podręcznikiem z historii literatury szkockiej i starając się przyswoić cokolwiek z tego, co było w nim napisane. A do egzaminu w sesji letniej został tydzień.Jeden cholerny tydzień, a ja nie umiałem nic z tego znienawidzonego przeze mnie przedmiotu. Co wykład zachodziłem w głowę, jakim cudem zdecydowałem się na studiowanie literatury. Przecież mogłem starać się o przyjęcie na jakiś bardziej męski kierunek. Albo od razu po ogólniaku iść do pracy. Dlaczego wtedy o tym nie myślałem?

poniedziałek, 20 lutego 2017

[27] N.O.A.H. ~ Bożena

ACHTUNG! Muszę uprzedzić: Zdarzą się przekleństwa, jedno nawet chamsko na początku. No ale temat taki... no, że aż prosi się o kilka epitetów podczas pisania. Staram się nie przeklinać, ale lekkie słowa nie pasowały mi do tego tekstu.


N.O.A.H.

– Jesteś szurnięty. Kompletny z ciebie pojeb!
Zamykając oczy poczułem się tak,  jakbym wisiał w powietrzu, niby lalka do której kończyn ktoś przywiązał sznurki i trzymał niewidzialną ręką.  Kończyny bolały jak diabli, chociaż nie wiedziałem dlaczego, nie przeszkadzało mi to jakoś specjalnie, ale było irytujące. Nie spadałem, ani nie wznosiłem się, tylko jakieś lekkie podmuchy sprawiały, że kołysałem się w lewo i w prawo, zupełnie jak na łódce. Pamiętam to uczucie doskonale, bo jako dzieciak w letnie wieczory przeskakiwałem niewysokie kamienne ogrodzenie, przebiegałem przez działkę sąsiada i wskakiwałem do jego małej, poniszczonej łódki i leżałem tak aż do momentu, kiedy zaczynałem dzwonić zębami z zimna, lub staruch nie zauważył mnie ze swojego tarasu. Czasami stawał nade mną z tą swoją pomarszczoną gębą i podnosił dłoń, żeby sprać mnie na kwaśne jabłko. Uciekałem wtedy jakby mnie sam diabeł gonił, raz nawet rozdarłem spodnie o ogrodzenie, ale co było moje, to tego mi nikt nie mógł odebrać. Leżąc tak między pruchniejącymi i namokniętymi deskami zakładałem ręce za głowę i obserwowałem ciemniejące niebo, zastanawiając się nad wszelkimi możliwymi sprawami, które mogły przyjść na myśl dzieciakowi. Czasem podwędzając starszemu papierosy zapalałem jednego i wypuszczałem dym prosto w rozgwieżdżone niebo. Fajnie było tak sobie poleżeć i nie przejmować się niczym, po prostu pozwolić myślom płynąć razem z nurtem rzeki.

niedziela, 19 lutego 2017

[27] I nie opuszczę cię nawet po śmierci... ~ Alicja K.



I nie opuszczę cię nawet po śmierci...

Zima nie jest najlepszą porą na łażenie gdziekolwiek, a już na pewno nie po lesie. Jest zimno, pada, wieje i człowiek poci się niemiłosiernie w pięciu swetrach, czapce szaliku i pikowanej kurtce. A może zwyczajnie nie przewidziałam wszystkich okoliczności. Może przy wysiłku fizycznym należy brać przykład z biegaczy i zakładać tylko geterki i różową bluzeczkę. No, ale przecież tych okoliczności przewidzieć się nie dało.
            Spacer po lesie zawsze mnie jednak odpręża. Nawet zimą. Fakt, że ciągnę za sobą ciało, nie ma tu znaczenia. Po odprężenie tu przecież przyszłam i nie pozwolę detalom zakłócać mojej codziennej, medytacyjnej przechadzki. To, że pocę się jak świnia też nie będzie przeszkodą. W końcu po powrocie do domu przebiorę się w cokolwiek, albo nic, a to co mam na sobie wrzucę do pralki. A może od razu do pieca. To by mi oszczędziło prania i rozpamiętywania przeszłości.

[27] Pożegnaj jutro: Spacer po lesie ~ Laurie


Pożegnaj jutro: Spacer po lesie

Tekst pisany niemal na ostatnią chwilę, w sumie to zapis jednej, wyrwanej z kontekstu sceny bez jakiejkolwiek korekty, więc podejrzewam, że będzie miałki w odbiorze. A temat taki fajny. Cóż, życie kontra Laur 1:0.

            Upiorna cisza tego miejsca całkowicie pochłonęła jeszcze niedawny zgiełk walki i trzaski ognia, który trawił rezydencję na skraju lasu. Zwierzęta pochowały się, wyczuwając niebezpieczeństwo, i tylko jedna żywa istota spokojnie szła przez ostępy. Szorty w kolorze piasku i szary podkoszulek zupełnie nie pasowały do śladów krwi na twarzy dziewczyny, której brązowe włosy uciekły z luźnego warkocza. W zielonych oczach błyskały iskierki rozbawienia, nuciła cicho piosenkę usłyszaną w radio kilka godzin temu. Do tego był jeszcze jeden przerażający szczegół – ciało mężczyzny, które za sobą ciągnęła za kołnierz koszuli.
            Las nie pozwalał na swobodną przechadzkę. Co chwilę korzenie i runo zaczepiały o zwłoki, a jednak dziewczyna niestrudzenie szła dalej. Jakby nic jej to nie kosztowało.
Weszła na nasłonecznioną, zieloną polankę. Tam została otoczona przez grupę mężczyzn z bronią w ręku.

[27] Zwą mnie Ikari ~ Miachar



            Po powrocie z tygodniowego chorobowego do pracy, choć trzykrotnie widziałam podczas stażu zdjęcia zwłok, nie dałam rady zrobić tego po raz czwarty. No cóż, mimo swojego socjopatyzmu i psychopatyzmu, nie byłam gotowa zobaczyć mózgu na asfalcie [jeden z gorszych wypadków ubiegłego roku w moim powiecie; zdjęcie zwłok w sprawie dwa dni (piąte spotkanie z ciałem denata) później dałam radę obejrzeć, co i tak stanowi okropny widok]. Za to fraza "całkowite rozmóżdżenie" była dobrym punktem wyjścia dla poniższego tekstu. Hue. Temat został zmieniony na czas przeszły, bo jakoś w nim lepiej pisze mi się większość wyzwań.

            Słońce przebijało się przez baldachim liści najwyższych drzew. Lekki wiatr wprawiał w ruch drobne kamyczki na wydeptanej czyimiś stopami ścieżce. Drobna zwierzyna przemykała tak szybko, że żaden wzrok nie mógł jej dojrzeć. Było przyjemnie ciepło. Aż z radością oddychałem głęboko pełną piersią. Spacer po lesie zawsze mnie odprężał. Fakt, że ciągnąłem za sobą ciało, nie miał tu znaczenia

[27] Po prostu August ~ Daconte



 August, Wielki Bolo i Kokietka schowali się za krzakiem wawrzynu.
 O tej porze trudno było ukryć się w lesie. Niewiele śródziemnomorskich drzew zrzucało liście przed chłodami, a jednak zimą las na Los Pinares wydawał się jeszcze bardziej przerzedzony, niż sugerowałaby to jego delikatna natura.
 Poza tym, jak tu się ukryć przed niezwykłym słuchem daniela?
Najlepiej wiedział o tym Wielki Bolo, kiedyś uczestnik krwawych polowań.
 Dzisiaj dzięki swemu doświadczeniu, pomagał przyjaciołom w ochronie i obserwacji tych delikatnych stworzeń. Czasami, robiąc zamieszanie, odganiali od nich myśliwych i wtedy bywało niebezpiecznie.
– Kryć się dzieciaki. Nadchodzi. – poinformował scenicznym szeptem – czuję jego kwaśny zapaszek, a więc i on może nas wyczuć. Nie przeszkadzajmy mu.
– Nie przesadzasz? – Żachnęła się Kokietka – Najwyżej zmieni trasę. Nie mam ochoty siedzieć w krzakach. W końcu wymknęłam się, żeby poganiać po lesie.
– Kokieta, słuchaj Bola – warknął August - wie co mówi. Wystarczy, że przy Dwunożnych udajemy, że straszymy zwierzynę.

[27] A może banany ~ Justyna W-R.



A może banany?

– Halo, wstawaj! – usłyszała gdzieś z oddali. Poczuła, że jest jej zimno. Gdzie ta kołdra?
– Mamo, jeszcze pięć minut – powiedziała nie otwierając oczu. Jednak gdy próbowała odwrócić się na drugi bok, zdała sobie sprawę, że wcale nie jest w łóżku. Wraz z zapachem mchu wróciły wszystkie zdarzenia wczorajszego dnia. Uciekła do lasu po tym, kiedy ojciec. po raz kolejny. wyrzucił jej, jaką jest niezdarą. Słońce pomału budziło się ze snu. Siedziała na mchu, na szczęście przeciwdeszczówka uchroniła ją przed poranną rosą. Las budził się do pracowitego dnia. Ptaki wiły gniazda, owady buczały.  
"Dwadzieścia pięć lat, a ty wciąż mieszkasz z rodzicami!? Zobacz twoją kuzynkę! Ona prowadzi własną firmę!" – zadźwięczało jej w głowie i łzy stanęły w oczach. A teraz jeszcze jak ostatnia kretynka zgubiła się w lesie z rozładowanym telefonem. Łzy popłynęły ciurkiem.
– Czemu mi się, do cholery, nigdy nic nie udaje! Nic nie mam w tym pieprzonym życiu! Po co ja się w ogóle urodziłam? – krzyknęła, po czym ukryła twarz w dłoniach.
– Dzień dobry – usłyszała zza drzewa.
– Dzień dobry – odpowiedziała machinalnie wycierając twarz w rękaw. – Przepraszam, w czym mogę panu pomóc?

niedziela, 12 lutego 2017

[26] Pić tylko wodę ~ Justyna W-R.


            Od dwóch dni prawie nie śpię. Stąd ten tekst nie jest tak dopracowany jakbym chciała. Wybaczcie. Ale mimo braku chęci napisałam. Jest to dla mnie równie ważny wyczyn przy tej skali zmęczenia organizmu. Przepraszam za błędy logiczne i literówki. Trochę tu pisania, a trochę bredzenia ledwo żywego człowieka. Smacznego!

Pić tylko wodę.

             – Nie, nie mogę... szepnęłam do siebie. One umierają. Milionami. Obdzierane ze skóry, półżywe. Czuję ich krew pod palcami. Zapłakałam. Łzy zmieszały się z martwą tkanką leżącą na blacie. Znów robiłam zupę i znów nie mogłam zwalczyć głosów w swojej głowie. Obdarta ze skóry, ociekająca sokiem marchew, której przed chwilą zdrapałam nożem resztki godności, musiała cierpieć. Wrzuciłam ją do zimnej wody, razem z selerem, pietruszką i porem. Prawie usłyszałam westchnienie ulgi. Zimna woda na chwilę znieczuliła poranione warzywo. Pstryk, pstryk. Włączyłam gaz pod garnkiem. Nie mogłam na to patrzeć. Gehennę oddzieliłam od siebie pokrywką. Nie chciałam widzieć, jak oszukane warzywa puszczają sok, a ich ciała wiotczeją pod wpływem coraz cieplejszej wody.

[26] Don't get to close, it's dark inside ~ Cleo M. Cullen



            Początkowo myślałam, by stworzyć nowy świat, ale w drodze od lekarza z receptą na antybiotyk i inhalator uświadomiłam sobie, że przecież Fear ma jeszcze jednego nieopisanego bohatera (Amylee i Caspiana poznaliśmy przy tygodniach dziesiątym i dwudziestym). Przywitajcie Zedda, najstarszego z głównych postaci planownego cyklu. Bez weny, ale niech wisi. Bo co ma wisieć, nie utonie, jak to mądrzy mówią.
            Gdyby kogoś to zastanawiało – nazwa Maach na końcu tekstu to jedno miano na las i trzy doliny. Jakby co.

            Ciemność okryła ciężkim płaszczem nad doliną Serrany, nie pozwalając księżycowi ani gwiazdom na skrawek światła dającego nadzieję, że ta noc nie będzie tak zła, jak się wydawało zaniepokojonym mieszkańcom. Cisza przenikała przez wszystko, co napotkała na swojej niewidzialnej drodze. Była tak przerażające, że nawet zwierzęta – głośne, hałaśliwe w ciągu dnia – zamilkły, pogrążając się w niespokojnych snach.

[26] Legenda Nigmet: Niech żyje król! ~ Tenebris


Jaaa, ale tym razem jestem zadowolona. To na GPK już drugi mój tekst z uniwersum Legendy Nigmet. Poprzednio w 10 tygodniu była Legenda o przeklętym królu. Choć występowali bohaterowie obecni z LN i jedynie odkrywali tajemnicę z przeszłości. Tym razem akcja dotyczy tej samej legendy, ale z autopsji. Temat wszedł idealnie, by opisać zdarzenia z tamtego okresu, więc dzisiaj pod lupę trafia przeklęty król we własnej osobie oraz jego przyjaciel. Enjoycie!

            – Tarhaldzie, mój przyjacielu, każ powstrzymać wojska! Jeszcze nie jest za późno, by się wycofać! – nawoływał rozpaczliwie Aviethr, wchodząc do sali tronowej. – Nie bądź ślepy na cierpienie swego ludu!
            Nieco przydługie, brązowe włosy przyprószone siwizną, teraz były w całkowitym nieładzie. Mężczyzna oddychał szybko i nierówno. Nic dziwnego, przebiegł spory dystans, pomimo swego wieku. Przeżył już wiele wiosen i równie wiele widział, stojąc u boku przyjaciela i władcy. W zielonych oczach widać było błaganie.

[26] Demony ~ Tenebris


Najlepiej pisze się wtedy, gdy powinno się uczyć na egzamin. Tekst z Legendy poszedł łatwiutko i gdzieś w tle zrodził się drugi pomysł. Nie byłam przekonana, ale skoro powstał u nas nowy trend na 2 teksty w jednym tygodniu to, no cóż… Tylko nie sądziłam, że wyjdzie z tego kobyła dłuższa od LN… Trochę przeraża mnie, co tu wyszło. Enjoycie!



            Zaciągnięte zasłony odcinały dopływ światła z zewnątrz, gdzie od kilku godzin płonęły już latarnie. Jedyna rzecz, która rozjaśniała nieco mrok pokoju to stare pudło, które ktoś śmiał nazywać telewizorem. Jednak liczyło się tylko to, że działał i że można było obejrzeć jakiś film. A film był już zacny.

            Na ekranie dało się obserwować ubranych nieco dziwnie bohaterów. Przepiękne, kolorowe suknie wyraźnie odznaczały się na tle ponurych, zamkowych korytarzy, a oręża ćwiczących na dziedzińcu rycerzy, lśniły w słońcu.

            Reżyser skupił się na tej sielance tylko po to, by za chwilę pokazać pełną dramaturgii scenę z młodą dziewczyną, ubranej stanowczo gorzej, niż dworzanki. Odważnie stawiała czoła mężczyźnie o bujnej, brązowej brodzie i złotej koronie, która trochę zsuwała mu się na czoło.

[26] Kiedy umiera król ~ Alicja K.



Kiedy umiera król

Sala tronowa była ogromna. Niezmierzone morze głów wypełniało ją po brzegi, jakby miało sie zaraz wylać, jakby ściany nie były w stanie go utrzymać. Ruchy grupek gapiów były jak małe fale, powoli przetaczające się po wodzie. Szepty ludzi jak wołanie oceanu, w którym zaraz miał utonąć. A utonie z pewnością. Nigdy nie nauczył się pływać.
Wysokie ściany kiedyś bielone, miały teraz w kątach pajęczyny i pękający tynk. Po obu stronach, we wgłębieniach z cokołami stały rzeźby. Wysokie i dostojne statuy wyrzeźbione miały misterne płaszcze, suknie, królewskie regalia i twarze tak prawdziwe, że trudno było się nie zastanawiać, czy nie zaczną się zaraz ruszać. Szpaler kończył się wzniesieniem, na którym stał tron wielkości słonia, zrobiony z takiej ilosci złota, że możnaby za nie kupić całe państwo. Po obu jego stronach stały mniejsze fotele, na których zwyczajowo zasiadała rodzina króla. Całość sali tronowej zwieńczona była kopułą pomalowaną w niebo. W słoneczny dzień, obłoczki stworzone ręką artysty wyglądały jak prawdziwe. Nie mogł oderwać od nich wzroku, kiedy zobaczył je po raz pierwszy.

niedziela, 5 lutego 2017

[25] Bajka z mostu. ~ Daconte


   Ten tekścik przyszedł mi do głowy, kiedy maszerowałam sobie po zakupy i ułożył się sam w krótką całość. To chyba jeden z takich osobistych, które powstają tylko dlatego, że są ci potrzebne. „Posłuchaj, Kiki, trzeba pogodzić się z losem." – to zdanie pochodzi z ksiązki „Dialogi zwierząt” Colette.


      Bajka z mostu.
     Ostatnio towarzyszyli mi wszędzie.
Towarzyszyli? Dobre sobie! Osaczali mnie.
Miałam Ich już dość. Chciałam sama wyjść na spacer, choćby do parku.
Pokontemlować moje ulubione miejsca bez wścibskich pytań i kpiących komentarzy.
Potem posiedzieć na ławeczce przy stawie i pogadać z kaczkami, które o tej porze roku bywały bardzo rozmowne.

[25] Give it to me, baby ~ Cleo M. Cullen



            Pierwsze zdanie zaczerpnięte jest z "Podarunku" Cecelii Ahern, bo tę książkę miałam tuż przy dłoni, czytając nowy temat. Po fantastyce i innych dziełach przyszedł czas na powrót do korzeni, czyli jest romantycznie słodko. Bleh.
            Imię bohaterki – Methoya – wpadło mi dogłowy podczas przechodzenia przez cmentarz do pracy. Nie pytajcie.

            – Oczywiście, panie Suffern – odparła zaczepnie, nie patrząc mu w oczy.
            – Tylko żeby idealnie jak zawsze.
            – Tak, tak, już się robi.
            Zrobię to szybko, niedokładnie, po prostu byle jak, a ty będziesz świecił za to oczami, bucu jeden, pomyślała, otwierając kolejne okienko z programem i myśląc nad jeszcze jedną tabelką. Jakby statystyka miesięczna z sześcioma tabelami na temat sprzedaży, importu, procentowej części słodkości w eksporcie nie wystarczyły, by zadowolić szefunia.

[25] Pożegnaj jutro: A zwą mnie... ~ Laurie



Pożegnaj jutro: A zwą mnie...

Gdy zobaczyłam temat, przypomniał mi się ten obrazek z Gandalfem o czytaniu książek. Co prawda nie robimy wróżb, ale piszemy. Z jednego cudzego zdania tworzymy nasze własne opowieści, co też jest prawdziwym wyzwaniem. Moje pochodzi ze „Szklanego Tronu”. W ten sposób powstała czwarta już odsłona przeszłości vongolskich bohaterów „Pożegnaj jutro”. Tym razem z pomocą przyszedł też motyw przewodni dla Vivian – „Lucifer’s Angel” The Rasmus. Będzie krwawo.

Dziewczyna nie wytrzymała długo w ciszy. Wiedziała, że to się może dla niej źle skończyć, ale jakoś się tym nie przejmowała. Przecież nie będzie siedzieć i czekać jak pieprzona księżniczka zamknięta w wieży.
– Moglibyście się nami jakoś zająć – powiedziała. – Zawsze tak traktujecie gości?
– Morda, suko – warknął jeden z nich.
– Jaki nieczuły – wydęła usta w niezadowoleniu.

[25] Endless Dimensions: Opowieść ~ Tenebris



 Tak... Wiem, że nie wypada, że sama jestem dwa tygodnie w tyle z czytaniem, ale obiecuję, że powoli zacznę to nadrabiać. A tu macie bardzo króciutką scenę z Endless Dimensions. Niestety moja najbliżej leżąca książka, była zbiorem źródeł historycznych w łacinie... Także nie próbujcie proszę tłumaczyć tego pierwszego zdania...Enjoycie. 

           – Radiciem malorum miseriarum...
            – A ty co? – Estera spojrzała na przyjaciółkę, która szeptała coś w obcym języku. Brązowa grzywka zasłaniała oczy dziewczyny, gdy recytowała coś cicho, zupełnie zapominając, że nie jest sama. – Rzucasz jakieś zaklęcie?
            – Co? – przeraziła się Dagmara. – No co ty! Naoglądałaś się za dużo Harrego Pottera.
            – Ale wyglądałaś tak poważnie…
            – To był cytat z łaciny…