Tablica ogłoszeń


Grupa Kreatywnego Pisania to długoterminowy projekt cotygodniowych wyzwań pisarskich z wykorzystaniem writing prompts. Więcej znajdziesz w zakładce "O projekcie".



Temat

Temat na tydzień 129:

To było bardzo kłopotliwe. Nigdy nie miał ofiary, która odniosłaby porażkę w umieraniu.

klucze: klucz, wymiana, akcesoria, niedobre.

Szukaj tekstu

niedziela, 19 lutego 2017

[27] A może banany ~ Justyna W-R.



A może banany?

– Halo, wstawaj! – usłyszała gdzieś z oddali. Poczuła, że jest jej zimno. Gdzie ta kołdra?
– Mamo, jeszcze pięć minut – powiedziała nie otwierając oczu. Jednak gdy próbowała odwrócić się na drugi bok, zdała sobie sprawę, że wcale nie jest w łóżku. Wraz z zapachem mchu wróciły wszystkie zdarzenia wczorajszego dnia. Uciekła do lasu po tym, kiedy ojciec. po raz kolejny. wyrzucił jej, jaką jest niezdarą. Słońce pomału budziło się ze snu. Siedziała na mchu, na szczęście przeciwdeszczówka uchroniła ją przed poranną rosą. Las budził się do pracowitego dnia. Ptaki wiły gniazda, owady buczały.  
"Dwadzieścia pięć lat, a ty wciąż mieszkasz z rodzicami!? Zobacz twoją kuzynkę! Ona prowadzi własną firmę!" – zadźwięczało jej w głowie i łzy stanęły w oczach. A teraz jeszcze jak ostatnia kretynka zgubiła się w lesie z rozładowanym telefonem. Łzy popłynęły ciurkiem.
– Czemu mi się, do cholery, nigdy nic nie udaje! Nic nie mam w tym pieprzonym życiu! Po co ja się w ogóle urodziłam? – krzyknęła, po czym ukryła twarz w dłoniach.
– Dzień dobry – usłyszała zza drzewa.
– Dzień dobry – odpowiedziała machinalnie wycierając twarz w rękaw. – Przepraszam, w czym mogę panu pomóc?
– W niczym. Przepraszam, obudziłem panią, bo myślałem, że pani nie żyje.
Mężczyzna wyjrzał zza drzewa. Ogorzałą od słońca twarz okalały ciemne włosy. Głęboko osadzone, jasnoszare oczy błyszczały inteligencją gryząc się z krzywym, złamanym dawno temu, nosem. Ubrany był w zdarte skórzane spodnie, wpuszczone w równie zniszczone buty. Malowniczy tors opinał skórzany napierśnik, spod którego wystawała płócienna bluza.
– Tak się składa, że żyję. Wyszłam na spacer i zabłądziłam.
Mężczyzna zaproponował pomoc w wyprowadzeniu na drogę, po czym podał jej dłoń.
– Jestem Tlareg.
– Karolina.
Po tej wylewnej wymianie uprzejmości ruszyli razem na przełaj przez las. Tlareg szedł w zdecydowany sposób. Jego strój wyraźnie pomagał mu w przedzieraniu się przez splątany gąszcz. Dwie rękojeści dyndały na plecach. Dziewczyna nie rozglądała się. Szła wpatrzona w jego opięte skórzanymi spodniami pośladki. Umówmy się, że każda wrażliwa dusza doceniłaby ten cud natury. Jego mięśnie drgały w rytm kroków. Dopiero gdy doszli do drogi zdała sobie sprawę, że to nic tu nie wygląda znajomo.
– Dziękuję ci uprzejmie za pomoc, ale w którą stronę jest Włocławek? Pierwszy raz widzę tę drogę – powiedziała, czując się jak ostatnia kretynka. Wysiłek zrosił jej czoło potem, na policzkach wykwitł rumieniec. Czuła, że wygląda jak świeżo uwędzony baleron. Mężczyzna odwrócił się zaskoczony. Nie było widać po nim nawet odrobiny wysiłku. Gdy  spojrzał w jej chmurne oczy kącik ust mu drgnął. Wyglądał jakby lubił baleron.
– Akurat idę do wioski nieopodal, nie pamiętam jak się nazywała, ale możesz iść ze mną. Musisz tylko chwilkę poczekać, bo zostawiłem coś w krzakach, gdy usłyszałem twoje chrapanie.
Zniknął między cyprysami, ale po krótkiej chwili wrócił ciągnąc za sobą truchło pokryte łuskami.
– Ruszajmy. Przed nami parę godzin marszu.
Szli miarowo. Dziewczyna zdjęła z siebie kurtkę. Słońce zaczęło ogrzewać powietrze. Jest poranek, minął kolejny dzień, jest z jakimś dziwnym przebierańcem w lesie. Gość pewnie pracuje przy jakimś filmie, taszczył rekwizyty przez las. Albo może to harcerz drużynowy, czy jak oni się tam nazywają? Gdy słońce było wysoko mężczyzna zatrzymał się i zarządził postój. Wyjął z plecaka manierkę. Nie zdawała sobie sprawy z tego, jak bardzo chce jej się pić. Z torby wyjęła butelkę z wodą i banana, które przezornie wzięła ze sobą. Zaproponowała mu pół owocu, który przyjął z wdzięcznością, po czym próbował zjeść ze skórką. Udawała, że tego nie zauważyła.
– Jak właściwie mnie znalazłeś? – zapytała.
– Usłyszałem warczenie, myślałem, że to jakiś zagubiony bazyliszek. Później znalazłem ciebie, leżącą pod drzewem. W pewnym momencie zagulgotałaś i ucichłaś i wtedy właśnie postanowiłem cię obudzić.
– Zagulgotałam? – Karolina poczuła, że się czerwieni.
– No wydałaś z siebie coś takiego – mówiąc to mężczyzna wydał z siebie chrapliwy dźwięk zakończony odgłosem spazmów golluma. Gdyby dziewczyna nie spuściła wzroku zauważyłaby w jego oczach wesołość. Zamiast tego pomyślała tylko, jak obleśną i beznadziejną osobą jest i jak nigdy nikt jej nie zechce.
– Nie martw się, przynajmniej możemy bezpiecznie iść przez las, wiemy, że wszystkie pomniejsze bestie się stąd zmyły, słysząc w nocy żerującego bazyliszka.
– Cieszę się – odpowiedziała matowym głosem. – A ty co robiłeś w tym lesie?
– Spacerowałem.
– Wyprowadzałeś tego sztucznego smoka na spacer?
– Spacer po lesie zawsze mnie odpręża. Fakt, że ciągnę za sobą ciało, nie ma tu znaczenia.
– Jakie ciało?
– Kuroliszek. W wiosce mam nadzieję dostać za niego nagrodę. Ludzie nie mogli podróżować tą drogą, może zapłacą za to, że już mogą.
– Dobra, było zabawnie, ale teraz zaczynam podejrzewać, że wcale nie żartujesz. Możesz mi wyjaśnić, w jakich kwestiach żartujesz, a w jakich nie?
– Nie żartuję, że zabiłem kuroliszka i niosę go do wioski. Jestem wiedźminem, to moja praca. Nie żartuję, że chrapałaś i to ten dźwięk zaprowadził mnie do ciebie.
– To wszystko jasne – odpowiedziała. Wiedziała, że z wariatami się nie dyskutuje.
Próbowała nie okazać, jak bardzo była przerażona. Oczywiście zamiast przystojnego księcia z bajki, los na ratunek wysyła jej gościa, który myśli, że jest wiedźminem. Wiadomo. Jej kuzynka spotkała by Kjanu Riwsa, spałaby z nim w niedźwiedziu, po czym by ją zapłodnił i żyli by długo i szczęśliwie, na jakiejś wyspie, która byłaby ich małżeńską własnością. Ona ląduje w środku lasu z amatorem bananów ze skórką. Decyzja była szybka i nie poparta żadną, racjonalną lub nie, myślą. Wstała, otrzepała spodnie po czym spojrzała na żującego banana mężczyznę.
– Widzę, że jeszcze sobie jesz, więc nie będę przeszkadzać. Ja niestety się spieszę, rodzice pewnie zawiadomili osiem posterunków policji, żeby mnie odszukać, wiesz jak jest. Nie mieszkam z nimi, nie! – nerwowo zerknęła na zegarek, żeby podkreślić swój pośpiech. –  To tylko tymczasowo. Także miło było, ale muszę lecieć. Do wioski w tamtą stronę?
Kiwnął głową ze zdziwionym uśmiechem. Ona odwróciła się na pięcie i ruszyła przed siebie. Minęło dobre pół godziny, gdy usłyszała za sobą kroki. Zerknęła w tył i zauważyła, że Tlareg za chwilę się z nią zrówna.
– Cześć – powiedział przechodząc. Minął ją i pogwizdując ruszył dalej. Poczwara, którą ciągnął zostawiała nieregularny ślad na ciemnej ścieżce. Musiała być nielicho ciężka. Znów miała przed sobą jego imponującą sylwetkę. Dopiero gdy ją minął zdała sobie sprawę, że torba wpija jej się w ramię a stanik pije pod pachą. Próbowała przyspieszyć, ale była zmęczona. Wiedziała, że powinna co rano biegać, albo chociaż ćwiczyć z Chodakowską, ale wybierała inne formy spędzania wolnego czasu. Może gdyby granie na Xboxie nie było tak ważną częścią jej życia, to wtedy ten przystojniak zwróciłby na nią uwagę? Nawet psychol błąkający się po lesie jej nie chciał. Wszyscy ją zostawiają. Po raz kolejny w ciągu kilku dni poczuła porażającą bezsilność i samotność.


 

5 komentarzy:

  1. Ojej. Jak ja bym chciała takiego wiedźmina spotkać. To podobno cholernie chutliwe bestie. Tego już w opowiadaniu nie zawarłaś :)
    Bardzo fajna historyjka. I Kjanu Riws :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiedziałam, że jeszcze chwilę pociągnę to opowiadanie, to zrobi się nam przesympatyczne opowiadanie erotyczne. Dzięks!

      Usuń
  2. "Wygladał jakby lubił baleron" - piękne! Podoba się i nawet należałby się c.d.n. Cudne te kuroliszki, guglotanie, a zwłaszcza posladki wedxmina w opietych spodniach! Do tego jeszcze jego"jasnoszare oczy błyszczały inteligencją" Tez chce go spotkać!

    OdpowiedzUsuń
  3. Matko, wiedźmol. Chichotałam jak głupia. Dziewczyno, Ty masz tu przygodę życia, a przejmuje się, że mieszka z rodzicami. Ojejku. Dobry wstęp do dłuższej opowieści. Pewnie byłoby jeszcze zabawniej.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń