August, Wielki Bolo i Kokietka schowali się za
krzakiem wawrzynu.
O tej porze trudno było ukryć się w lesie.
Niewiele śródziemnomorskich drzew zrzucało liście przed chłodami, a jednak zimą
las na Los Pinares wydawał się jeszcze bardziej przerzedzony, niż sugerowałaby
to jego delikatna natura.
Poza tym, jak tu się ukryć przed niezwykłym
słuchem daniela?
Najlepiej
wiedział o tym Wielki Bolo, kiedyś uczestnik krwawych polowań.
Dzisiaj dzięki swemu doświadczeniu, pomagał
przyjaciołom w ochronie i obserwacji tych delikatnych stworzeń. Czasami, robiąc
zamieszanie, odganiali od nich myśliwych i wtedy bywało niebezpiecznie.
–
Kryć się dzieciaki. Nadchodzi. – poinformował scenicznym szeptem – czuję jego
kwaśny zapaszek, a więc i on może nas wyczuć. Nie przeszkadzajmy mu.
– Nie
przesadzasz? – Żachnęła się Kokietka – Najwyżej zmieni trasę. Nie mam ochoty
siedzieć w krzakach. W końcu wymknęłam się, żeby poganiać po lesie.
–
Kokieta, słuchaj Bola – warknął August - wie co mówi. Wystarczy, że przy Dwunożnych
udajemy, że straszymy zwierzynę.
– No
już...– Sapnął największy z trójki przyjaciół – możemy wychodzić. Zapach
przeszedł bokiem, a to znaczy, że daniel sam zmienił trasę.
Kokietka, jakby tylko na to czekała, wyskoczyła
zza krzaka wawrzynu i zaczęła okrążać go w podskokach. Była najmniejsza i
najbardziej ruchliwa. Jej rudo-złota grzywka prawie zakrywała wielkie, czarne
oczy, które wyzywająco patrzyły na świat.
– Ej,
zapomnieliśmy o Zbóju – Zmartwił się August. – Dzisiaj jest z nami ostatni
dzień. – To znaczy...nad nami. – Poprawił się.
Wszyscy
podnieśli głowy. Nad nimi płynął niewielki obłoczek, ale sylwetka Zbója była
bardzo wyraźna. Pozdrowili go cichymi szczeknięciami. Zamachał do nich ogonem.
–
Och, biedaczek - westchnęła Kokietka – nie wytrzymał czwartej zmiany domu.
Ludzie są okropni. Traktują nas jakbyśmy byli pluszakami albo jeszcze gorzej...
–
Dlatego ja jestem kapryśnica i przynajmniej zawsze stawiam na swoim! – dopisnęła
resztę swojego wywodu i rozpoczęła kolejny slalom między krzakami.
– Mówię wam, ludźmi nie warto się przejmować. Patrzcie na
mnie. – Zatrzymała się i wytknęła różowy, parujący języczek – Rano uciekam,
żeby z wami poganiać, a potem idę z moimi Dwunożnymi i udaję delikatną
baletniczkę. Ludzkie ciała mi towarzyszą, ale sobie z tego nic nie robię. Spacer po lesie
zawsze mnie odpręża. Fakt, że ciągnę za sobą ciało, nie ma tu znaczenia. Nawet więcej
ciał.
– Kokietka, ty serca nie masz? – Zapytał z powagą wyjątkowo
cichy tego dnia August.
– Ja kocham moją Dwunożną jak nikogo na świecie. Jestem z
nią od kiedy pamiętam. Wybrała mnie z czwórki rodzeństwa. – Czarne ślepia
boksera rozmarzyły się – Moi bracia i siostry nie mieli tyle szczęścia.
Niektórzy skończyli jak Zbój, w schroniskach, przytułkach...
– Smutne to, ale przecież takie jest nasze zadanie –
ciągnął drapiąc się za uchem – uczyć Dwunożnych, aż do skutku. Być przy nich
bez względu na wszystko. Zawsze wracać, nawet jeśli nas będa wyrzucać. A teraz
muszę wam powiedzieć Coś Ważnego.
– Kokietka, siad! – krzyknął Wielki Bolo i poważnie
skinął swoją ogromną wyżlą głową. – Słuchamy przyjaciela. August chce nam
powiedzieć Coś Ważnego.
– Dobra, dobra. Znowu nudy. – Złoto-ruda mordka Kokietki
skrzywiła się z niesmakiem. – A nie moglibyśmy sobie po prostu poganiać? –
zapytała tak trochę bezsensownie, bo odpowiedź dobrze znała: Nie można sobie
tak po prostu ganiać, jeśli ktoś z przyjaciół ma Coś Ważnego do powiedzenia.
– Chcę was poinformować, że być może nie będę z wami już długo.
Przyjaciel mojej Dwunożnej ma jakieś problemy. Wiecie, jak to z ludźmi bywa...Zrobił
się taki nerwowy, że nie można z nim wytrzymać i on sam ze sobą też.
Biorę to na siebie. Zbieram tą jego agresywną energię,
ale mogę nie dać rady. Na pewno nie. Jestem za stary. – August zwiesił
bokserski, poczciwy łeb i pokiwał nim ze smutkiem.
– Rozmawiałem już ze Zbójem, że niedługo dołączę do niego.
– Brązowa morda z wielkim, wilgotnym nosem rozjaśniła się w uśmiechu, pokazując
niezbyt równe zęby - Ucieszył się, a i ja jestem szczęśliwy, że pomogę mojej
Dwunożnej i jej Przyjaciel znowu będzie spokojny i zdrowy.
– Albo i nie...- dodał w zamyśleniu Wielki Bolo.
– Według mnie jest duża szansa, że tak. Zresztą to nasze
zadanie – zbierać niedobrą energię od Dwunożnych i ją unicestwiać. Niestety, nie
jesteśmy kotami i dużo jej w nas zostaje.
– A teraz biegnijmy! – krzyknął August i pierwszy ruszył
krętą drogą pod górę.
Trójka przyjaciół
zatraciła się w zabawie, tak jakby przed chwilą nie było Poważnej Rozmowy.
Kiedy zjawiał się jakiś smutek, najlepiej było przegonić go po lesie.
Kokietka rozpuściła
złote pasma na wietrze i ścigała się do upadłego, wykonując kilka skoków w
miejsce jednego, wielkiego kroku swoich przyjaciół.
Bolo i August
dawali jej fory. Znali upór i chęć dominacji „jorkszajerów”. Poza tym była
przecież ich przyjaciółką.
Nagle, od strony
zabudowań, usłyszeli przeciągły gwizd, a potem wołanie „ Maya!
Mayaaaaaaaaaaaa!”
– Ojej! - Przestraszyła się Kokietka. – Niedziela
przecież, myślałam, że pośpią. Szukają mnie i tęsknią! Lecę! Cześć chłopaki! –
Ostatnie słowa usłyszeli, kiedy już postać małej suni zniknęła za zakrętem.
– Widziałeś, jak wyrwała? – Zaśmiał się Bolo. – A
podobno rządzi w domu swoich Dwunożnych i nie bardzo ich lubi.
– Wiesz jaka jest Kokietka. – stwierdził August – Lubi
się popisywać, a wiadomo, że skoczyłaby za swoimi w ogień.
Przyjaciele rozciągnęli
się na porannym słońcu. Pomimo niskiej temperatury, promienie zaczęły rozgrzewać
ich zimową sierść.
Nie odzywali się.
Bolo udawał, że właśnie wyłapuje jakieś małe insekty na łapach i zawzięcie się
po nich iskał.
August zagapił się
na duszka Zbója, który jeszcze ciągle był dobrze widoczny.
– Hmmm...Niedługo się rozpłynie. – I tak go znajdę.
Ciekawe, co potem będzie robił. To znaczy po całkowitym rozpłynięciu. Ja
wybrałem powrót do mojej Dwunożnej. Będę przy niej do końca jej życia.
– To piękne. – Bolo oderwał się od swoich łap. – Ja
kiedyś też zostanę przy moim Człowieku. Nie mógłbym wymarzyć sobie lepszego
Dwunożnego. Kiedy porzucili mnie rannego w lesie po polowaniu, bo mówili, że
zdechłem, znalazł mnie i zabrał do domu. Potem leczył...
– Wiem, Bolo, wiem. Mówisz to za każdym razem. – Przerwał
przyjacielowi August, po czym podniósł się na cztery łapy, pochylił nad Bolem i
przeciągnął szorstkim językiem po jego zamyślonym pysku. – Pobiegajmy jeszcze,
bo zaraz trzeba wracać. Nie chcę, żeby znaleźli moją dziurę w płocie za
magazynkiem.
– Cała nasza trójka to szczęściarze, wiesz o tym! Mamy
kogo ochraniać! – krzyknął i puścił się z górki w stronę zabudowań na Los
Pinares.
– I kochaaaać! – Szczekanie niosło się po porannym lesie.
Bola nie trzeba było dwa razy namawiać do biegu.
**************
Minęło pięć lat od
kiedy Alicja opuściła Los Pinares.
Od tamtego czasu wiele zmieniło się w jej życiu. Rozeszła
się z partnerem i zaczęła reporterska pracę wolnego strzelca, podróżując po
Europie i obu Amerykach.
Osiągnęła
mistrzostwo w pakowaniu, w pół godziny wypełniając usztywniany plecak
najpotrzebniejszymi rzeczami.
Nigdy też nie
zapominała o zdjęciu swojego ukochanego psa Augusta, który przeniósł się za
Tęczę dwa lata przed jej wyjazdem z Hiszpanii.
Chociaż często
zmieniała miejsca pobytu, towarzyszyło jej niezrozumiałe uczucie, jakby razem z
nią podróżowała jakaś dobra energia.
Czuła ją w każdym
hotelu, każdym pociągu, na pokładzie każdego samolotu. Czasami odnosiła
wrażenie, jakby to Coś się materializowało i choć było niewidoczne, z jakiegoś
powodu miała ochotę Je pogłaskać.
Wzruszyłam się! Piękny tekst. Cudny pomysł na ugryzienie tematu. I świetny pomysł na etiudę o psach. Widać, że znasz się trochę na psach - mnie przekonałaś, że coś takiego mogłoby się udać podsłuchać, gdybyśmy znali jakiegoś tłumacza psiego języka. Bardzo podoba mi się też to, że nie od razu wiadomo o kim jest tekst. Nie wiem czy ta człowiecza końcówka była konieczna, ale we mnie obudziła echo szczekania psa, którego kiedyś miałam. Dzięki za te emocje!
OdpowiedzUsuńDzięki, ciszę się, że trafiło Ci do serca. Masz na pewno racje co do końcówki, jest niedpracowana. Szkoda mi było ją opuszczać, bo właśnie towarzyszy mi takie uczucie ciagłej obecności( Augusta?:))
OdpowiedzUsuńNa początku miałam wrażenie, że tekst będzie wpisywał się w klimat pozostałych, może jakieś fantasy, a tu psia bajka. Śliczna, mądra i z piękną puentą. Podoba mi się.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Dziękuje i pozdrawiam, hauuuuuuuuuu!
UsuńO rany. Wzruszyłam się. Tak pięknie pokazałaś, jak psiaki przywiązują się do ludzi, jak bardzo chcą, by ci byli ssczęśliwi, że aż mi słów brakuje. A temat się wpasował, choć nie pomyślałabym, że może pasować do tak ciepłego tekstu.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!