Pożegnaj
jutro: A zwą mnie...
Gdy zobaczyłam temat,
przypomniał mi się ten obrazek z Gandalfem o czytaniu książek. Co prawda nie
robimy wróżb, ale piszemy. Z jednego cudzego zdania tworzymy nasze własne
opowieści, co też jest prawdziwym wyzwaniem. Moje pochodzi ze „Szklanego
Tronu”. W ten sposób powstała czwarta już odsłona przeszłości vongolskich
bohaterów „Pożegnaj jutro”. Tym razem z pomocą przyszedł też motyw przewodni
dla Vivian – „Lucifer’s Angel” The Rasmus. Będzie krwawo.
Dziewczyna
nie wytrzymała długo w ciszy. Wiedziała, że to się może dla niej źle skończyć,
ale jakoś się tym nie przejmowała. Przecież nie będzie siedzieć i czekać jak
pieprzona księżniczka zamknięta w wieży.
–
Moglibyście się nami jakoś zająć – powiedziała. – Zawsze tak traktujecie gości?
–
Morda, suko – warknął jeden z nich.
Chwilę
później dostała w twarz. Przewróciła się, z rozbitego nosa pociekła krew. Mimo
to z jej twarzy nie zniknął cwany uśmieszek, który drażnił porywaczy. Została
złapana za włosy tak, by uniosła głowę i mogła spojrzeć oprawcy w oczy.
–
Nie bój się, niedługo się tobą zajmiemy – oznajmił. – Przestanie ci być do
śmiechu.
Zaśmiała
się, wzbudzając konsternację porywaczy i przerażenie swej towarzyszki. Nie było
w niej strachu i to było przerażające. Po raz pierwszy mężczyźni zaczęli się
zastanawiać, czy dobrze zrobili, rzucając wyzwanie tym ludziom.
Behind those eyes lies the truth and grief
Behind those beautiful smiles I've seen tragedy
Behind those beautiful smiles I've seen tragedy
Trzy
godziny wcześniej
Letnie
słońce ogrzewało rezydencję Vongoli, największej mafii na świecie. Jej
mieszkańcy nie obawiali się gorąca, choć niektórzy z pracowników pozbyli się
marynarek i chodzili jedynie w koszulach. W takich dniach jak dziś nie było ku
temu przeszkód – Dziewiąty nie spodziewał się żadnych ważnych gości, więc można
było przymknąć oko na swobodę.
Vivian,
piętnastoletnia dziewczyna o ciemnobrązowych włosach rozwiewanych przez
delikatny ruch powietrza i zielonych oczach utkwionych w tekście książki
leżącej na jej kolanach, zaszyła się na tarasie. Świadomie ignorowała porę lekcji,
których nie znosiła. Że też Dziewiąty nadal upierał się na tę stratę czasu. Na
szczęście nauczyciel miał wieczny problem, żeby odkryć jej kryjówki, więc
jeszcze przez kilkanaście minut mogła spokojnie poczytać. Nieważne, że później
zgarnie ochrzan od Dziewiątego. Mógłby zrozumieć, że tego nie potrzebuje.
–
Pan Octavio cię szuka – usłyszała.
Vivian
podniosła wzrok znad książki i spojrzała na Anikę, córkę Dziewiątego, po którym
odziedziczyła jasnobrązowe, pełne łagodności oczy, które potrafiły przerażać
skuteczniej niż wiecznie wkurzone czerwone spojrzenie Xanxusa. Czekoladowe
pasma miała upięte z tyłu i przyozdobione spinką w kształcie motyla. Jasna
sukienka sprawiała, że różnica wieku pomiędzy dziewczynami zdawała się większa
niż trzy lata.
–
I co z tego? – zapytała Vivian.
–
Lubisz go drażnić, prawda?
–
Po co przyszłaś, księżniczko? Czyżbym mogła ci jakoś pomóc? – zironizowała
starsza dziewczyna.
–
Pojedziesz ze mną do miasta? Strażnicy taty są zajęci, a Xanxusa nie ma.
Vivian
przewróciła oczami. Nie bez powodu Anikę nazywano „Księżniczką Vongoli”. Była
oczkiem w głowie wszystkich w rodzinie, zaczynając od Dziewiątego i Xanxusa,
wiecznie ją rozpuszczali i chuchali na nią głównie ze względu na jej słabe
zdrowie. Jednocześnie wrogowie Vongoli wciąż brali dziewczynkę na cel jako
największą słabość, co ograniczało trzynastolatkę*. W większości przypadków
Anika rozumiała tę sytuację, ale czasami chciała być jak jej rówieśniczki.
–
Nie jestem twoim ochroniarzem – mruknęła Vivian.
–
Z tobą tata pozwoli mi jechać.
–
Pod warunkiem, że przekonasz go, aby odwołał mi te bzdurne lekcje do końca
tygodnia – odparła. – Inaczej radź sobie sama, księżniczko.
Anika
wzięła się pod boki. Jeszcze do niedawna miała wpływ na młodą zabójczynię. Gdy
Dziewiąty przywiózł ją po raz pierwszy do rezydencji, była niemal jak zaszczute
zwierzę, które nie znało inne życia niż to w niewoli. Nie potrafiła zachowywać
się przy stole, wiele zwyczajnych rzeczy wprawiało ją w zagubienie. Anika jako
najmłodsza mieszkanka rezydencji była wiecznie traktowana jak dziecko i
odciągana od wszelkich zadań. Po przybyciu Vivian uparła się, że tak
odpowiedzialne zadanie, jak pokazanie nowej lokatorce życia w Vongoli, należy
do niej. I tak było do momentu, aż Vivian poczuła się pewniej i czas zaczęła
spędzać w towarzystwie Xanxusa, szlifując swoje umiejętności. Nieważne, jak
bardzo Dziewiąty i Anika się starali, Vivian wolała wieść życie zabójcy.
–
Te lekcje mają ci pomóc – powiedziała Anika. – Tata chce twojego dobra.
–
Nie są mi do niczego potrzebne. I nie będę negocjować.
–
Uparciuch.
Vivian
pokazała zęby w drapieżnym uśmiechu. Nie zamierzała dyskutować czy uginać się
przed rozpuszczoną księżniczką Vongoli. Inaczej skończy jako jej ochrona
zamiast członkini Varii.
The flawless skin hides the secrets within
Silent forces that secretly ignite your sins
Silent forces that secretly ignite your sins
Przekonanie
Dziewiątego nie było takie trudne, choć nie był zadowolony z zachowania Vivian.
Nastolatka jeszcze nie rozumiała, że nie może funkcjonować w sposób, który
narzucili jej Estraneo. Nie w prawdziwym życiu, w mafii, w Vongoli. Zaczynało
mu jednak brakować pomysłów, jak ją nakłonić do nauki i chyba będzie musiał
powierzyć to zadanie Xanxusowi, który miał na dziewczynę największy wpływ.
O
tej porze w miasteczku nie było zbył tłoczno – pora sjesty jeszcze się nie
skończyła, a większość ludzi chowało się w klimatyzowanych pomieszczeniach
przed upałem i ostrym słońcem. Wyjdą na ulice dopiero wieczorem, gdy zrobi się
chłodniej. Wtedy jednak będzie to czas dorosłych.
Anika
uwielbiała te wypady. Owszem, kochała swoją rodzinę, ale czasami pragnienie
normalności przeważało. W tej chwili nikt nie zorientowałby się, że te dwie
młode dziewczyny należą do największej mafii na świecie. Idąca obok Aniki
Vivian w szarych szortach i białej tunice odsłaniającej ramiona w żadnej mierze
nie przypominała zabójczyni, a uroczy uśmiech na jej ustach zyskiwał sympatię w
każdym miejscu, do którego cierpliwie pozwalała się zaciągać młodszej
dziewczynie.
Ten
sielski obrazek mogli zakłócać jedynie ochroniarze, którzy jednak trzymali się
na bezpieczną odległość. Dziewczyny niemal zapomniały, że są pilnowane, więc
Vivian poczuła niepokój, gdy zniknęli z zasięgu spojrzenia. Przecież cały czas
widziała ich kątem oka.
W
nos uderzył ją zapach prochu i krwi. Wyczulone zmysły sprawiły, że rozejrzała
się ostrożnie, stając się czujniejszą niż jeszcze chwilę temu. Jednak nie
dostrzegła niczego niepokojącego. Było wręcz idealnie.
–
Wynosimy się stąd, księżniczko – powiedziała cicho.
Anika
od razu spoważniała i zbliżyła się do Vivian, dostrzegając, że coś jest nie
tak. W takich chwilach tylko obecność zaufanej osoby pozwalała jej utrzymać
strach w ryzach. Wiedziała, że zabójczyni zrobi wszystko, by ją ochronić.
Fly away, fly away
From the torch of blame
They hunt you
From the torch of blame
They hunt you
Gwałtowny
ruch sprawił, że Vivian pchnęła Anikę przed siebie, chroniąc przed złapaniem.
–
Biegnij!
Wiedziała,
że w tej chwili musi za wszelką cenę uniknąć walki. Miała chronić Anikę,
członkinię swojej rodziny. Wciąż nie do końca wiedziała, co to znaczy, ale nie
zamierzała się teraz nad tym zastanawiać.
Potężne
uderzenie w plecy powaliło ją na ziemię. Nim się podniosła, przeciwnik kopnął
ją w bok i przygniótł nogą do chodnika. Była zbyt nieostrożna. Usłyszała krzyk
Aniki, ale było za późno, żeby cokolwiek zrobić. Źle to rozegrała.
Potem
wszystko potoczyło się klasycznie: zostały związane i wywiezione do jakiegoś
miejsca poza miastem. Miały się nie odzywać i czekać na rozwój wypadków.
Vivian
nie wytrzymała długo w ciszy. Wiedziała, że w tej sytuacji może się to dla niej
kiepsko skończyć – ich było sześciu dorosłych, dobrze zbudowanych mężczyzn,
wobec nich zdawała się wiotką nastolatką – ale jakoś się tym nie przejmowała.
Siedzenie i czekanie na ratunek było dobre dla Aniki, ona wolała działać.
–
Moglibyście się nami jakoś zająć – odezwała się, obserwując ich uważnie. –
Zawsze tak traktujecie gości?
–
Morda, suko – warknął jeden z porywaczy.
Najbardziej
nerwowy, którego najłatwiej było wyprowadzić z równowagi. Wystarczyło jeszcze
tylko kilka słów.
–
Jaki nieczuły – wydęła usta w niezadowoleniu.
Mężczyzna
dał się sprowokować. Podszedł i uderzył ją mocno w twarz. Siła, z jaką to
zrobił, sprawiła, że wylądowała na podłodze, z rozbitego nosa pociekła krew.
Mimo to nadal uśmiechała się drwiąco. Porywacz złapał ją za włosy i pociągnął
tak, by spojrzała mu w twarz.
–
Nie bój się, niedługo się tobą zajmiemy – oznajmił warkotliwie. – Przestanie ci
być do śmiechu.
Zaśmiała
się, wzbudzając konsternację porywaczy i przerażenie Aniki, która szepnęła jej
imię. W Vivian nie było strachu i to sprawiło, że napastnicy zaczęli
zastanawiać się, czy dobrze zrobili, rzucając wyzwanie Vongoli. Ta dziewczyna z
pewnością nie była normalna.
W
końcu jeden z nich połączył fakty.
–
Odsuń się od niej! – krzyknął.
Jednak
było już za późno.
Beyond these clouds you can hide all your tears
Beyond this world you'll be safe from their wicked fears
Beyond this world you'll be safe from their wicked fears
–
Zamknij oczy, księżniczko. Inaczej Xanxus przerobi mnie na mielone.
Anice
nie trzeba było tego dwa razy powtarzać. Vivian nie zdążyła skończyć, gdy młoda
Vongola wykonała polecenie. To nie był widok dla niej.
Krzyk
ostrzeżenia i słowa Vivian zlały się w jedno razem z atakiem. Kolana zacisnęła
na ręce, która nadal trzymała ją za włosy, przekręciła się gwałtownie.
Trzasnęła łamana kość. Obcas sandałka pękł w kontakcie z zębami przeciwnika.
Vivian odwróciła się, opadła na kolana i od razu wstała, kopiąc porywacza w
brzuch. Ten upadł z jękiem i nie mógł się podnieść.
Pozostali
porywacze obserwowali to z zaskoczeniem i lękiem. Nie mieściło im się w
głowach, że drobna nastolatka ze związanymi z tyłu rękami, którą tak łatwo
schwytali, może powalić dwa razy większego od siebie mężczyznę w ciągu paru
sekund. To było nieprawdopodobne.
Vivian
odwróciła się do nich z szerokim, szalonym uśmiechem i lodowatym spojrzeniem.
Zapach krwi pobudził ją. W tej chwili wszelkie słowa Dziewiątego przestały mieć
znaczenie. To właśnie do tego ją stworzono. By zabijała.
And in their hearts they fear your demands
You know their minds won't accept you, they'll never understand
You know their minds won't accept you, they'll never understand
Chwila
stagnacji i zaskoczenia minęła. Porywacze ruszyli na Vivian, która na nich nie
czekała. Rzuciła się w ich stronę szeroko uśmiechnięta. Uniknęła pierwszego
ciosu, schylając się. Chwilę później podstawiła pod nóż porywacza ręce, ostrze
w pędzie rozerwało linę i dziewczyna była wolna. Drobna pięść uderzyła w splot
słoneczny najbliższego mężczyzny, inny ułamek sekundy później dostał kopniaka w
krocze. Odbiła się na ramionach pierwszej swojej ofiary i podskoczyła, robiąc
niepełne salto. Kolano prawej nogi opadło na czyjąś głowę. Usłyszała uderzenie
stali o podłogę i rzuciła się w tamtą stronę. Palce złapały za rękojeść
składanego noża, a z gardła wydobył się złowróżbny śmiech.
Uderzyła
w tętnicę udową, nim jeszcze wstała. Jasna krew obryzgała wszystko dookoła.
Zlizała jej krople z ostrza, spoglądając na przeciwników.
Never lived, you never died
Your life has been denied
They call you
Your life has been denied
They call you
Porywacze
patrzyli na nią z przerażeniem jak na samą śmierć. Przed nimi nie stała już
piętnastoletnia dziewczyna, ale maszyna do zabijania.
–
Co to za potwór? – zapytał jeden z nich.
–
Słyszałem o niej – odparł inny. – Wynik eksperymentów rodziny Estraneo. Nazwali
ją...
The Lucifer's
Angel
Nóż
prześlizgnął się po jego gardle, nim skończył mówić. Inny z mężczyzn uniknął ciosu
i celnie wyprowadził własny. Vivian straciła równowagę, więc kopniak w biodro
odrzucił ją na ścianę. Coś nieprzyjemnie trzasnęło – chyba jedno z jej żeber
pękło. Mimo to uchyliła się przed wystrzelonym pociskiem. Nożem rzuciła w
mężczyznę, którego sprowokowała, a który właśnie się pozbierał i zamierzał
zaatakować niczego nieświadomą Anikę. Ostrze przebiło serce.
Vivian
odskoczyła przed kolejnym pociskiem i chwilę później ruszyła na strzelca.
Zaskoczony tym szalonym wybrykiem nie zdążył się uchylić – zacisnęła ramię
wokół jego szyi, pozbawiając go oddechu. Walczył rozpaczliwie, ale nie dała się
zrzucić, dopóki nie wydarła z niego życia.
Pociągnięta
za włosy uderzyła łokciem o podłogę. Syknęła jak rozzłoszczona kotka i nieco na
oślep wymierzyła kopniaka. Przeciwnik mimo bólu złapał ją za nogę i pociągnął
do siebie. Nie przewidział, że drugą stopą Vivian uderzy go w krocze.
Drzwi
zostały wywalone z kopa, padł strzał, a z brzucha mężczyzny, z którym zmagała
się Vivian, wyszedł sztych miecza. Wszystko w ciągu ułamków sekund.
–
Voi, na chwilę cię spuścić z oka – padło warknięcie.
Vivian
posłała wściekłe spojrzenie Squalo, który strzepał miecz z krwi i wnętrzności
ofiary.
–
Nikt cię tu nie zapraszał – odparła. – Poza tym spóźniliście się, Xanxus.
Spojrzała
na lidera Varii, który w tej chwili nie zwrócił na nią uwagi. Podszedł za to do
młodszej siostry.
–
Nie patrz jeszcze – odezwał się, nim Anika uniosła powieki.
Uwolnił
jej nadgarstki od krępującej liny i wziął ją na ręce. W pomieszczeniu było za
dużo krwi, żeby mogła przejść samodzielnie, nie brudząc się.
–
Chyba niepotrzebnie się śpieszyliśmy – warknął do Vivian.
Rzucił
jej wkurzone spojrzenie, na które wzruszyła ramionami.
–
Chronić swoją rodzinę. Nie wciągać do walki cywili. Nie robić bałaganu –
wyrecytowała. – Co ci się nie podoba?
–
To trzecie trochę ci nie wyszło – prychnął Squalo. – Zresztą spójrz na siebie.
Dama Vongoli.
–
Ciebie nikt o zdanie nie pytał, rybko.
–
Lussuria, zajmij się Vivian.
–
Jasne, szefie.
Tuż
obok dziewczyny pojawił się inny członek Varii – wysoki i chudy, z oczami
ukrytymi za okularami przeciwsłonecznymi i z zielonym irokezem w długim
płaszczu przyozdobionym pomarańczowym, pierzastym kołnierzem.
–
Prawdziwa z ciebie ślicznotka – powiedział radośnie. – Pokaż ten nosek.
Na
lekarza nie wyglądał, więc nie zaoponowała, gdy sprawdzał jej stan po walce.
Faktem było, że większość krwi należała do przeciwników. Członkowie Varii byli
pod wrażeniem – nawet oni rzadko robią takie pobojowisko. Stan ciał porywaczy
świadczył o wysokim poziomie umiejętności Vivian – uderzała, aby zabić – ale
też o braku jakiejkolwiek litości czy zahamowania. Idealna maszyna do
zabijania.
–
Co z tym? – zapytał Squalo.
–
To robota sprzątaczy. Zbieramy się.
Vivian
jeszcze przez chwilę patrzyła na dzieło własnych rąk. W czasie walki nie, ale
teraz wróciła do niej scena z innego miejsca, innego czasu. Pomieszczenie
skąpane we krwi, ciała dorosłych i te słowa, które miała pamiętać do końca
życia:
–
Przetrwasz, ty jedna przetrwasz. Niesiesz naszą pamięć. Przetrwasz.
On your own I know you can make it
Truth or bone I know you can shake it
Survive alone I know you can take it
Truth or bone I know you can shake it
Survive alone I know you can take it
Poczuła
ciężar kurtki na ramionach i spojrzała na Squalo.
–
Rusz się – warknął. – Nie mamy całego dnia.
Wyszli
na zewnątrz, gdzie czekał samochód. Xanxus wskazał Vivian, żeby wsiadła do tyłu
razem z Aniką, która była już spokojna, choć krwawe ślady na ciele i ubraniu
starszej dziewczyny wciąż ją niepokoiły. Nie była głupia. To, że nie widziała,
nie oznaczało, że nie wiedziała, co Vivian zrobiła. Sama nie była pewna, czy
obawia się młodej zabójczyni. Z pewnością jednak nie podobało jej się, że
Vivian tak łatwo zabija i jeszcze ją to bawi. To było przerażające.
Squalo
zamknął za dziewczynami drzwi. Zwykły wyraz twarzy z wiecznym, nieco drapieżnym
uśmiechem w kącie ust zastąpiła powaga.
–
Xanxus, kim ona naprawdę jest? – zapytał.
–
Kto?
–
Ta dziewucha, którą Dziewiąty przygarnął. Widziałeś, co zrobiła. To nie jest
normalne.
–
Pokłosie eksperymentu „Egzorcysta” tych dupków z Estraneo. Tylko ona przeżyła.
Squalo
chciał jeszcze o coś zapytać, ale Xanxus uciszył go spojrzeniem. To nie był
czas ani miejsce na takie rozmowy. Nie przy dziewczynach. Anika nie znała
szczegółów, Vivian nie należało przypominać tamtego okresu. To opowieść na
później. Teraz najważniejszy był powrót do domu.
Fly away, fly away
Run away, run away
Hide away, hide away
Lucifer's Angel
Run away, run away
Hide away, hide away
Lucifer's Angel
*Pewnie
zauważyliście pewną nieścisłość. Vivian ma tu 15 lat, Anika 13, a różnica
pomiędzy nimi wpisana jest jako 3 lata. Otóż Vivian jest z sierpnia, Anika z maja.
Pierwszy opublikowany tekst z PJ dzieje się wiosną, przed urodzinami Aniki, ten
zaś to scena z lipcowego popołudnia.
Może to mój umysł socjo- i psychopaty, może to moje poczucie czarnego humoru, ale pokochałam ten tekst za jego ironię, sarkazm i brutalność. Nie jest mi szkoda tych "porywaczy", raczej jara mnie (i to porządnie), jaką maszyną jest Vivian. Fakt, nie czytuję Anioła Lucifera, ale nie zmienia to faktu, że przez obrazki zdołałam się do niej przekonać jako bohaterki.
OdpowiedzUsuńUtrzymana akcja, fragmenty piosenki dopasowane do kolejnych części tekstu. Jestem zachwycona!
Najzabawniejsze jest to, że Vivian z AL a Vivian z PJ to nieco inne bohaterki, idące innymi drogami, a jednocześnie ta sama osoba.
UsuńZaczęło się... jak się zaczęło. A potem zaprezentowałaś nam taki przyjemny fragment o Viv i Anice.
OdpowiedzUsuńOczko w głowie Xanxasa, chcę to zobaczyć.
Tsk! Nie dali im połazić w spokoju.
Lubię tą Viv, jest drapieżna, a zarazem bardzo sympatyczna.
No tak, Anioł Lucyfera wrzucony w uniwersum Vongoli :)
Fajnie, fajnie.
Jak chcesz to zobaczyć, to możesz przy wolnej chwili zerknąć na "Córkę Szefa" ;P Bo to stamtąd pochodzi to małe, słodkie oczko w głowie Gniewnego Nieba.
Usuń