Ten tekścik
przyszedł mi do głowy, kiedy maszerowałam sobie po zakupy i ułożył się sam w
krótką całość. To chyba jeden z takich osobistych, które powstają tylko
dlatego, że są ci potrzebne. „Posłuchaj,
Kiki, trzeba pogodzić się z losem." – to zdanie pochodzi z ksiązki
„Dialogi zwierząt” Colette.
Bajka z mostu.
Ostatnio towarzyszyli mi wszędzie.
Towarzyszyli? Dobre sobie! Osaczali mnie.
Miałam Ich już dość. Chciałam sama wyjść na spacer,
choćby do parku.
Pokontemlować moje ulubione miejsca bez wścibskich pytań
i kpiących komentarzy.
Potem posiedzieć na ławeczce przy stawie i pogadać z
kaczkami, które o tej porze roku bywały bardzo rozmowne.
Wymknęłam się z domu, cichaczem pokonując
schody prowadzące na ulicę. Wprawdzie wiedziałam, że dla Nich nie jest istotne,
czy wymykam się z domu po myszemu, czy wychodzę ostentacyjnie, waląc drzwiami.
Ciche wyjście
wydawało mi się jednak mieć większe szanse na powodzenie. Człowiek często bywa
naiwny, kierując się powiedzeniem „ a nuż się uda”.
Zawsze czekali na mnie już na klatce schodowej, do połowy pociągniętej
olejnicą jak dworce za czasów PRL. W jakimś sensie byłam Im wdzięczna, że nie
pchali się do mieszkania. Przynajmniej na razie.
Na schodach
zastała mnie cisza. „ Chyba się udało!” – pomyślałam. Nikt się do mnie nie odezwał. Nikt nie rzucił
mi się na szyję ani nie siedział na poręczy. Poczułam się nawet nieswojo, jakby
mi czegoś zabrakło, ale już po chwili z ulgą znalazłam się na ulicy i samotnie
wdychałam zimowe powietrze.
Wolność. Od
dawna jej nie zaznałam. Nie zwracając uwagi na podgladającą zza firanki
sasiadkę (moi starsi sąsiedzi stosowali jeszcze tę prehistoryczną metodę
podglądania ludzi, jakby nie istniał
fejsbuk, klasy i inne lindasy), uniosłam ręce do góry, świętując błogie
poczucie samotności w Średnim Mieście.
Pomaszerowałam
w stronę zadrzewionej alejki, prowadzącej na wiadukt. Oparłam się o balustradę
i zapatrzyłam na wijącą się pod mostem ciszę.
Dotarło do
mnie, że znacznie częściej spoglądam w górę.
Tworzę
historie z kształtów chmur, śledzę dymne linie przecinające błękit, spotykam
się z koronami drzew podpierającymi niebo. Fascynuje mnie Górny Świat i jego
dzieci - ptaki. Gdybym mogła osiągnąć coś niemożliwego dla człowieka, na pewno
wybrałabym latanie. Może kiedyś?
„ Cóż, chyba
Wielkie i Średnie Miasto interesuje mnie coraz mniej.”- pomyślałam.
– Kiepskie zdanie. Niewiele wnosi. Mogłabyś
wysilić się na coś bardziej oryginalego, bo zaczęłaś nawet ciekawie.
Wernechora
siedziała na balustradzie jakieś dziesięć kroków ode mnie i machała nogami. Jak
na 450-letnią Stulatkę miała nogi, których pozazdrościć mogłaby jej niejedna
miss.
– Taką mnie
stworzyłaś. – Jej gładka twarz o brzoskwiniowym kolorze rozjaśniła się uśmiechem.
– To jedna z lepszych rzeczy, jakie zrobiłaś w życiu.
Bardzo to doceniam – dodała przyjaźnie.
– Mogłabyś przestać czytać mi w myślach? Właściwie po co
my rozmawiamy? Możemy porozumiewać się bez słów
– powiedziałam, rozczarowana, że
znowu mam towarzystwo.
– A cóż to się stało z Kerujem, Drzewolubami i Innymi?
Wyprawiłaś ich w kosmos? Nie przypominam sobie, żebym to ja zrobiła – zapytałam trochę ironicznie, a trochę z
ciekawości.
– Jako twoja najstarsza bohaterka doszłam do wniosku, że
należy ci się chwila wytchnienia od nas. To znaczy...- zawahała się – ... od
nich, nie ode mnie. Ja cię nie opuszczę aż do smierci. Tak mi dopomóż. Możesz
to umieścić w jakimś opowiadaniu.
– No to mnie pocieszyłaś. A już martwiłam się, że
zostawiliście mnie, taką samiutką, na pastwę losu – powiedziałam kpiąco.
– Posłuchaj, Kiki, trzeba pogodzić się z losem.
Wykreowałaś świat, którego jesteś częścią i my także. Nie będę ci przecież
robić wykładu o myślokształtach. Pamiętaj
też, że to ty dałaś mi możliwość wglądu w twoje myśli.
– Nie mów do mnie Kiki! Wiesz, jak mam na imię.
– Oczywiście, że wiem. Wiem też, że to zdrobnienie
sprawia, iż czujesz się małą, zagubioną dziewczynką w nieprzyjaznym świecie
dorosłych. Tak jak przed laty. – Znowu się uśmiechnęła.
– Poza tym czasami lubię cię wkurzyć. Wtedy – ciągnęła
Wernechora - przychodzą ci do głowy lepsze pomysły. Ostatnio brak ci polotu. Za
dużo skupiasz się na sprawach, na które nie masz wpływu. Powinnaś już to
wiedzieć. Nie jesteś małą dziewczynką. O ile mi wiadomo, twój syn założył rodzinę
i to dla niego wróciłaś do tego Miasta. A my, cóż, razem z tobą.
– Dzięki za przypomnienie. Będę miała to na uwadze,
pisząc bajki dla wnuków, w których nikt z was nie będzie już występował!
Wernechora
zeskoczyła z balustrady, a przechodzący obok mnie mężczyna, rzucił przez ramię:
– A w domu wszyscy zdrowi?
– Nie, dlatego gadam z duchami – odburknęłam.
– Widzisz, z nami ci lepiej, niż z tymi nudnymi, wiecznie
śpieszącymi się ludźmi. Mnie, na przykład, nigdzie się nie śpieszy. Czas i
przestrzeń nie mają dla mnie większego znaczenia. Dla Drzewolubów i Innych -
też. Przeczekam nawet te bajki dla dzieci...Albo wiesz co? – Ożywiła się
Stulatka – Umieść mnie, proszę, w bajeczce dla wnusia! Jeszcze nigdy w niej nie byłam!
– No, w sumie nie jest to zły pomysł. Ale teraz wskakuj
mi do kieszeni, bo muszę zrobić zakupy. I tak nici z samotnego spaceru po parku.
Wernechora
związała długie włosy i zwinęła się w kuleczkę, a potem wskoczyła mi do
kieszeni.
„ Cieszę się, że
jesteś przy mnie, Werna.” – Pomyślałam, zapominając o jej umiejętnościach.
– Wiem! Dlatego Ich dzisiaj odprawiłam, ale siebie nie –
zapiszczała z kieszeni.
Potem razem z
chmurami na niebie ruszyłyśmy w Średnie Miasto.
No i dałam d... Nie zwróciłam uwagi, ze zdanie z 44 str. książki ma byc naszym zdaniem pierwszym. Umiesciłam, jak zwykle, gdzieś w tekście. No coż, jak mówią górale - i tak juz po ptokach! Poszło. Daconte przeprasza.
OdpowiedzUsuńPomimo wpadki z założeniem tematu bardzo przyjemny tekst. I taki pisarsko życiowy, powiedziałabym. Bohaterowie, których tworzymy, to naprawdę potworki, które szybko zaczynają robić, co chcą.
OdpowiedzUsuńPodobają mi się dialogi. Ironia i ich naturalność fajnie kreują całość. Shot na plus.
Pozdrawiam
Zgadzam się z Laurie, shot na plus. Fajnie ukazałaś to, że bohaterowie, których kreuje pisarz, nie znikają wraz z publikacją, nie przechodzą pod cudze skrzydła, a zostają w pamięci i sercu autora, oraz czasami przypominają o sobie wtedy, kiedy najbardziej liczymy na chwilę spokoju.
OdpowiedzUsuńWernechorę bardzo lubię, cieszę się, że znowu się pojawiła. Dobre dialogi, przy których się pouśmiechałam, a mężczyzna ze swoim pytaniem: "w domu wszyscy zdrowi?" mnie zdobył. :D
Pozdrawiam.
Z układem dialogów był trochę chaos, ale bohaterki na tyle się różniły, że bez większego problemu mogłam się połapać, o co chodzi. Fajnie to przedstawiłaś, ten motyw pisarza rozmawiającego ze swoimi bohaterami. Fajny, miły tekst i ten facet "a w domu wszyscy zdrowi?" :D cudne.
OdpowiedzUsuń