Tablica ogłoszeń


Grupa Kreatywnego Pisania to długoterminowy projekt cotygodniowych wyzwań pisarskich z wykorzystaniem writing prompts. Więcej znajdziesz w zakładce "O projekcie".



Temat

Temat na tydzień 129:

To było bardzo kłopotliwe. Nigdy nie miał ofiary, która odniosłaby porażkę w umieraniu.

klucze: klucz, wymiana, akcesoria, niedobre.

Szukaj tekstu

wtorek, 31 października 2017

[63] Are you a saint or a sinner? ~Miachar



Dzisiaj
            To był najdziwniejszy dzień nie tylko w mojej karierze, ale też  w całym moim dotychczasowym, liczącym trzydzieści osiem lat, życiu. Taki, o którym wiadomo, że  trzeba opowiedzieć innym, a  jednocześnie nie wie się, jak  to zrobić, w jakie słowa  ubrać cały ten absurd,  którego się doświadczyło  Jeszcze nigdy nie miałem do czynienia  z czymś tak tajemniczym, mistycznym i przerażającym zarazem. Ta mieszanka budziła nie tylko wątpliwości i ciekawość, ale też najgorszy rodzaj strachu. Sama tylko wzmianka mogła wzbudzać dreszcze, a co dopiero przeżycie tego na własnej skórze. Ale od początku. Jeśli się od niego nie zacznie, całą opowieść będzie niepełna, niespójna i nie da całego obrazu sytuacji. A ten był bynajmniej dziwny.
27 października 1985 r.
            Dzień zapowiadał się jako normalny i w gruncie rzeczy znośny. Zakopany po łokcie w papierkowej robocie za wybawienie uważałem mocną czarną kawę i donuta bez dodatków. Do południa tak właśnie wyglądała moja praca. Stary raport do odbębnienia, łyk kawy, gryz pączka i tak w kółka, aż nie zadzwonił służbowy telefon.

[63] DIVINA ~ Marzena Agnieszka Gajewska



     Babcia już czekała w domu z pierogami z jagodami i wiejską śmietaną. Dziadek siedział w cieniu na ławce przystanku PKS i czekał przysypiając od czasu do czasu. Było piękne, letnie popołudnie. Jak to w bajkach.
Autobus z duszą męczennika zahamował w zatoczce przystanku z piskiem wszystkich swoich mechanicznych wnętrzności. Bez wdzięku, ale z wielkim hukiem otworzyły się przednie drzwi wiekowego pojazdu. Z brzucha zakurzonego, starego auta wyłoniła się najpierw ruda czupryna, a zaraz po niej reszta wesołego dziewczęcia. Autobus kaszlnął chmurą spalin, jakby wydarto z niego ostatnią radość życia i pojękując wytaszczył swoje cielsko na rozmywający się w słońcu asfalt.
Dziadek rozpromieniony widokiem wnuczki zapomniał o artretyzmie i aż podskoczył z radości. Tu należy się pewne wyjaśnienie, ponieważ czytelnik mógłby zobaczyć oczami wyobraźni staruszka, który fika koziołki. Nie! Dziadek podskoczył w sensie mentalnym, a w rzeczywistości tupnął zdrowszą nogą.  Za to dziewczynka (lat trzynaście i pół) biegała wokół niego jak fryga i co chwila całowała dziadka w oba, pomarszczone policzki.  Wreszcie zarzuciła plecak i ruszyli w drogę do domu, bo tam babcia, pierogi i wszystkie te wspaniałości, których w mieście nie uświadczysz…  mmmm….

[63] Wrota Czeluści ~ Teller

— Daleko jeszcze?
— Na Boga! Zewrzyj w końcu gębę!
Nie wytrzymałem. Ten człowiek doprowadza mnie do pasji. Ile można pytać o to samo. Gdybym ja sam znał odpowiedź. No i proszę. Wypadło mi szkło. Jeszcze tego brakuje. Nie dość, że pochodnia prawie wypalona, to jeszcze nie odczytałbym tej przeklętej mapy.
Ojcze coś na nas sprowadził? W głowie cały czas słyszę te jego absurdalne słowa – „udaj się do źródła zła”, „zamknij tę puszkę Pandory, którą otworzyłem przez przypadek”. Co to do cholery ma niby znaczyć? Czy nie jestem już wystarczający dorosły, żeby w końcu dopuścić do siebie myśl, że ludziom, najzwyczajniej w świecie, może się na starość w głowie poprzestawiać? Sam sobie jestem winien. Doprowadziła mnie do tego moja mania udowadniania wszem i wobec, że nie ma góry, której bym nie przesunął. Udowadniania nawet własnemu ojcu. A może przede wszystkim jemu?
I oto jestem. Jesteśmy. Jeżeli mam liczyć jako myślącą personę Arsena. Nie pamiętam już czy to jego, czy mój pomysł by wyruszyć we dwójkę. Ostatecznie dobrze mieć jakiś znajomy oddech na plecach. Choćby śmierdział chmielem
i tanim tytoniem.

niedziela, 22 października 2017

[62] Tagged Scarlet: #Blurry ~ Tris



            Siedzieli w barze już od dobrych kilku godzin. Rzadko zdarzało im się imprezować poza domem. Jednak tym razem Ren był bardzo zadowolony po udanej akcji i zaproponował, żeby nieco się rozerwać. Sam jednak szybko ulotnił się z Hex. Zapewne potrzebowali trochę prywatności. John też wyszedł szybciej. O ile nie wymagała tego robota, chodził dość wcześnie spać i prowadził zdrowy tryb życia. Nie zdarzało mu się zbyt często, żeby pił.
            Toteż Loki został sam z Tris, która bawiła się w najlepsze i najwyraźniej nie potrzebowała kompana do picia. Nie potrzebowała do tego nawet pieniędzy, bo gdy pokręciła nieco tyłkiem, znajdywało się wielu frajerów, którzy chcieli postawić jej drinka. Lokiemu niezbyt się to podobało, ale co mógł zrobić. Nie miał prawa ingerować w działania przyjaciółki. Wściekłaby się, gdyby jej przeszkodził. Zresztą i jemu wpadło w ręce kilka darmowych trunków dzięki niej, więc nie mógł narzekać.

[62] High risk, no return ~ Laurie



High risk, no return

Życia na kartonach ciąg dalszy, ale tematy same się proszą, żeby coś stworzyć w tak spartańskich warunkach, więc próbujemy dalej. Dziś tekst z alternatywnej historii o Corrie. Pamiętacie „Strażnika i królową”? Dziś czasy dużo późniejsze, po wielkiej zdradzie i aż proszące się o butelkę alkoholu.

       Zabawa trwała w najlepsze, dookoła panował gwar, a ilość pustych butelek na stole dość sporo mówiła o stanie trzeźwości uczestników imprezy. Niczego innego nie oczekiwała, gdy weszła do knajpy, gdzie zwykle rozsiadali się jej przyjaciele.
       – Kira, jesteś jusz pijany – powiedział nieco niewyraźnie Shuuhei.
       – Nie, to ty jesteś rozmazany, Hisagi – odparł Izuru, co chwilę przekrzywiając głowę w inną stronę, jakby próbował złapać ostrość widzenia.
       Corrie mogła tylko westchnąć. Nadal było bliżej zmierzchu niż świtu, a towarzystwo doprowadziło się do takiego stanu. Ostatnio zdarzało im się to częściej niż zwykle. Nie to, żeby nie wiedziała, dlaczego, ale powoli zaczynało być to męczące, gdy raz po raz musiała zadbać o zbyt pijanych przyjaciół, którzy mogli się tylko domyślać, jak znaleźli się we własnych łóżkach bez szwanku.

[62] Piękna jak oddychanie ~ Justyna W-R.



Piękna jak oddychanie

            Ruchem głowy przyłożył do ściany, przyszykowaną specjalnie do tego celu, szklankę z uszkiem. Była szesnasta. Zza ściany doleciał klucz słów, niczym pozornie bezładna chmura ptaków zza horyzontu.
— No i jak tam jest u ciebie? — zapytała kobieta.
— Jest... ok — odpowiedziała druga, lekko przeciągając wyrazy.
— Opowiedz mi co się działo przez ostatni tydzień?
— Miałam kryzys. Znów poszłam na imprezę. Był alkohol.
  Czy chcesz się czymś podzielić?
— Tak. Wiesz, tam był ten chłopak. Chwilę rozmawialiśmy. Piłam. Wypiłam dwa, może trzy kieliszki. Później tańczyłam z jego kumplem. Znów piliśmy. Nie wiem ile. Dużo.

[62] Running with my hope ~ Miachar



            Jeśli ktoś pamięta temat z Pisarskiego Sierpnia o antagoniście, to mojego możecie poznać choć trochę już dziś. Podejrzewam, że będzie z nim tak jak z Ikarim — pojawiać się będzie, jak temat GPK na to pozwoli. Zapraszam.

            Zadymiony bar wypchany po brzegi. Zapach piwa wiszący w powietrzu niczym zaraza, która czeka na dogodny moment, by opaść i wszystkich zaatakować, wżerać się w skórę i materiały ubrań. Podniesione głosy starające się dotrzeć do rozmówcy ponad dźwięki muzyki sprzed pół wieku. Idealne miejsce na spotkanie, kiedy chce się coś przekazać, nie mając przy tym dość wiarygodnych świadków, by bać się o dochodzenie, gdyby coś wypłynęło stąd do uszu głupiej i głuchej zazwyczaj policji.

[62] MAG ~ Marzena Agnieszka Gajewska



— Witam, witam pana docenta!
— Uszanowanie, panu doktorowi!
— Piękny dzień mamy!
— Dziś Dzień Mamy?
— Och, nie! Pozwoliłem sobie tylko pochwalić dzień.
— A, to niech będzie pochwalony.
— Niech. Czy w tak cudownych okolicznościach przyrody..
— Mógłby pan, panie doktorze darować sobie ten wyleniały jak ogon starego kota cytat?
— Mógłbym ,ale okoliczności mnie do tego wręcz zmuszają.
— Skoro tak.
— A zatem, czy w tak pięknych.. czy możemy rozpocząć degustację?
— Z największą rozkoszą.

poniedziałek, 16 października 2017

[61] No one does it better when we are together ~ Miachar



            Nie w każdej sytuacji pośpiech jest wskazany. W tej był. Osobnik, który do tej pory jedynie węszył, dzisiaj postanowił przejść do bezpośredniego spotkania twarzą w twarz. Zjawił się na pokazie, nie wzbudzając za bardzo niepokoju u cyrkowców zajętych przygotowaniami, za to zwrócił na siebie moją uwagę. Głównie dlatego, że ja w przeciwieństwie do artystów i ich dyrektora dobrze wiedziałam, jak ów mężczyzna wygląda.  Wiedziałam, co go sprowadza i jakie działania podejmie, chcąc ukazać wszystkim prawdziwą twarz i działalność cyrku. Wiedziałam, że cały zespół musi się mieć na baczności, inaczej może być źle.
            Musiałam jak najszybciej odnaleźć Ikariego, a to nie było łatwe w napływającym do głównego namiotu tłumie. Byłam zdziwiona, że choć w mieście nie wywieszono żadnych plakatów głoszących, że oto na obrzeża zajechał cyrk, tylu ludzi się o tym dowiedziało i postanowili na własne oczy (bądź nawet skórze) doświadczyć tej dziwnej magii, która irracjonalnie budzi niepokój. Z mojej obserwacji wynikało, że przybyło więcej dorosłych niż dzieci i młodzieży. Z takiej grupy to sobie można było wybierać ofiarę. Gdyby tylko nie ten policjant, który właśnie pojawił się w zasięgu mojego wzroku, z pewnością któryś z akrobatów lub miotaczy ognia pozwoliłoby sobie na chwilę zapomnienia podczas zabijania wytypowanego nieszczęśnika.

niedziela, 15 października 2017

[61] W potrzasku ~ Marcin Antoni



                                   „W potrzasku.”

Patrzy na mnie. Jego włosy nadal są w nieładzie i w jasnym świetle poranka wygląda jeszcze bardziej przystojnie i ludzko niż kiedykolwiek.
– Chyba proszę, żebyś mi zaufała – Mówi i patrzy mi prosto w oczy.
– Ufam Ci. – Tak naprawdę teraz tylko jemu ufam. W chwili kiedy zdradzają cię przyjaciele, jesteś w dupie, ufasz tylko komuś, kto cię wyciąga z prawdziwego bagna.

Dwanaście godzin wcześniej.

– Masz dla mnie hajs? – Tony mówi to do właściciela baru. Wymusza haracz, bo bar stoi na terenie Pereza,  który rządzi dzielnicą. Widzę jak niechętnie Iwan daje mu utarg.
– Za mało, a gdzie reszta kasy? Jak nie dasz to puszczę Ci tą budę z dymem z Tobą w środku! – Dopija szkocką i rzuca pustą szklanką w butelki za barem, kilka z nich się tłucze.
– Wrócę tu jutro głupi rusku! – Wychodzi w asyście dwóch swoich goryli. Przed pracą, jeśli można to tak nazwać, jestem tutaj i piję Gin. Całej sytuacji przygląda się stały bywalec. Patrzy chwilkę i pije dalej, nie wykazuje nawet cienia zainteresowania całym zajściem. Nie powiem, jest może starszy, trochę zaniedbany, ale jednak przystojny i zbudowany. Często go widzę, ale nigdy z nim nie rozmawiam. I te jego wiecznie rozczochrane włosy.

[61] MAG ~ Marzena Agnieszka Gajewska



"Spojrzał na mnie. Jego włosy wciąż były w nieładzie i w jasnym świetle poranka wyglądał jeszcze bardziej przystojnie i ludzko niż kiedykolwiek. „Chyba proszę, żebyś mi zaufała” powiedział. "

     Otworzyłam jedno oko, bo drugie jeszcze spało, albo znów dopadło mnie zapalenie spojówek. Tym jednym, chwilowo czynnym okiem zobaczyłam, że obok mojego łózka stoi Krasnal. Jęknęłam  boleściwie nad swoim losem, próbując palcami odkleić lewą powiekę. Udało się. Oko bolało, a więc zapalenie. Trudno. Dwojgiem oczu zerknęłam w jego stronę.  On też na mnie spojrzał. Jego włosy wciąż były w nieładzie i w jasnym świetle poranka wyglądał jeszcze bardziej przystojnie i ludzko niż kiedykolwiek. Krasnal wracał tu wiele razy.  Można powiedzieć recydywa. Ja trafiłam tu kilka dni temu. Ten chłopak od razu się do mnie przyczepił i trwał w tym przyczepieniu jak rzep.
– Chyba proszę, żebyś mi zaufała– powiedział.
– Mówisz do mnie po polsku?– zapytałam uszczypliwie, bo mnie po prostu wkurzał i to od rana.

[61] Próba do przedstawienia ~ Justyna W-R.



Próba do przedstawienia

            Spojrzał na mnie. Jego włosy wciąż były w nieładzie i w jasnym świetle wyglądał jeszcze bardziej przystojnie i ludzko niż kiedykolwiek.
            – Chyba proszę, żebyś mi zaufała – powiedział.
            – Chyba prosisz? – zapytałam, przewracając oczami. – Co to w ogóle za zdaniotwór? Nie jesteś pewien czy prosisz? To ja nie jestem pewna czy odpowiadam!
            – I teraz się zastanawiaj, ćwoku – dokończyłam w myślach.
            Zamrugał zdezorientowany. Na wszelki wypadek jeszcze raz wywróciłam oczami. Splotłam ręce na piersiach i odwróciłam głowę.
            – Ależ Gabi! Przecież tak mam napisane w scenariuszu.
            – Nie obchodzi mnie to! – krzyknęłam. W tym momencie przypomniałam sobie, że to nie poranek w lesie czy inna, z obszernego repertuaru, fantazji erotycznych, ale próba do przedstawienia. Na szczęście odbywała się u mnie w piwnicy. Znów dałam się ponieść wyobraźni! Mam zbyt bogate życie wewnętrzne. Jestem taka wrażliwa, jak wełna na wysokie temperatury.

[61] Pożegnaj jutro: Wrogów trzymaj blisko ~ Laurie



Pożegnaj jutro: Wrogów trzymaj blisko

Miałam nie pisać w najbliższym czasie dla GPK, zwłaszcza w tym tygodniu, bo siedzę dosłownie na kartonach. No może nie całkowicie, ale głównie. W jednym pudle ciuchy, w drugim kuchenne rewolucje, w trzecim materiały do pisania, w czwartym... co jest w czwartym? Jednak temat aż się prosił o choćby krótką scenkę, no i jest. Ponownie do One Ok Rock „Bedroom Warfare”. Choć kombinacji było co niemiara i zmieniłam narrację fragmentu, jednak pierwsza osoba za bardzo mnie ogranicza. Dobra, już nie marudzę. Tęsknił ktoś za nimi?

Keep your enemies close
Your enemies close

      Cisza poranka po głośnej nocy. Postać na balustradzie w sukni koloru krwi, poszarpanej, z ciemnymi plamami, zsunięte ramiączko, jeden pukiel włosów ostały w eleganckim koku. Dowody namiętnej nocy, ktoś by pomyślał.
       Squalo nie był pewny, co widzi. Nie potrafił rozgryźć Vivian i w sumie nieszczególnie mu się chciało o tej porze. Brakowało mu snu, do tego był głodny. Niby prozaiczne, a jednak śmieszne w obliczu tego, co jeszcze do niedawna wyprawiali.

wtorek, 10 października 2017

[61] Gdy ze stresu rosną ci rogi ~ Tris & Buczek



            Wszystkie kłopoty zaczęły się z początkiem naszej wycieczki szkolnej. Ostatniej wycieczki, póki wszyscy byliśmy jeszcze licealistami. A może przesądzone były z góry już dawno? Teraz siedzieliśmy na skraju lasu, oglądając wschód słońca i kontemplując nasze życie. Ale nie umiałam znaleźć odpowiedzi na pytanie „co poszło nie tak?”
            Spojrzał na mnie. Jego gęste włosy porastające jego zakończone kopytami nogi wciąż były w nieładzie i w jasnym świetle poranka wyglądał jeszcze bardziej przystojnie i ludzko niż kiedykolwiek.
            – Chyba proszę, żebyś mi zaufała – powiedział, spoglądając na swój merdający ogon.
            – Chyba? – zdziwiłam się, patrząc na niego krytycznie.
            – No… Tak mi się wydaje – wybąknął i podrapał się po głowie. – Wiesz, że teraz jest trochę inaczej, ale to nic nie zmienia w naszych relacjach.
            – No co ty?

niedziela, 8 października 2017

[60] Rising up to the challenge of our rival ~ Miachar

                Jak dla mnie Eun jest trochę naiwna, ale niech ma trochę radości w swojej pracy. Możliwy kiedyś ciąg dalszy, o ile będzie okazja.


                Nie każdy lubi pracę, którą wykonuje. Można by mu powiedzieć, że przecież może ją zmienić. No właśnie ta zmiana może nie być taka prosta, jeśli brak kwalifikacji lub umiejętności, a nie ma okazji, by w dość szybkim czasie je podnieść. Wówczas tkwi się w robocie, która jedynie nuży albo doprowadza do załamania nerwowego. Co wtedy robić?

[60] ~ Marcin Antoni

Owen wchodzi do jednego z Nowojorskich hoteli, przechodzi przez główny hol i podchodzi do recepcji. Siedzi tam starszy, czarnoskóry, siwiejący facet.
- Nie spać! –  mówi do recepcjonisty z lekko szyderczym uśmiechem.
- Nie śpię – odpowiada z zaskoczeniem w głosie, po czym dodaje
- Witaj Owen, zaskoczyłeś mnie – mówi to z szerokim uśmiechem na twarzy.
- Witaj Benny. Mamy jesień to za niedługo zapadniesz w letarg?
Obaj panowie uśmiechają się do siebie, wymieniają uścisk dłoni.
- Idziesz trochę poćwiczyć?

[60] Nieprzypadkowe spotkanie ~ Alicja

Hej hej hej! Jestem znów. Powrót pewnej czarującej dwójki, którą już znacie.

„Nieprzypadkowe spotkanie”
Chyba myślała, że jest sama w hotelowej siłowni, więc zdecydowała się zaśpiewać "Eye of the tiger" najgłośniej, jak tylko mogła. Uznał to za bardzo interesujące i po prostu musiał ją poznać. Głos dochodził go z daleka, ale był pewien, że to właśnie stamtąd. Pracował w hotelu już na tyle długo,  że znał zakamarki, ścieżki, malutkie korytarze, a nawet jedno tajemne przejście. Dziewczyna śpiewała w siłowni, bez dwóch zdań.

niedziela, 1 października 2017

[59] Babeczki przeznaczenia ~ Alicja K.



Hej, to znowu ja. Niektórzy mogą mnie nie znać, bo swój ostatni tekst napisałam wieki temu!!! Nie wiem czy ten tutaj to jednorazowy zryw czy zostanę na dłużej. Mam nadzieję, że wam się spodoba.

Babeczki przeznaczenia

            – Ale szefowo… – odezwał się Ekler z najbardziej żulowskim, warszawskim akcentem, jaki tylko można sobie wyobrazić. – Ale jak paprykę do czekolady? Zmarnujemy dobrą partię. Stracimy kasę. Kierowniczko najzłotsza. Bez chilli.
            – Robimy z chilli i tyle, Ekler. Zobaczysz, jeszcze ci mina zrzednie jak nasze cudo zakwalifikują do klasy “A” i zarobimy więcej niż kiedykolwiek. To nie będzie towar dla pokemonowych pokurczów. To towar pierwszej klasy dla hipsterskich szczurów korporacyjnych i fit mamusiek. Zapamiętaj sobie moje słowa, kochany, będą się o to zabijać!

[59] Za słodką rewolucję! ~ SadisticWriter



Pisałam mój cukierkowy tekst bez większego pomysłu. Nie wiem jak go ocenić. Jest… specyficzny, dziwny, taki trochę nie mój! No, ale jest i za to należą się brawa, tym bardziej, że z pisaniem ostatnio totalnie leżę. Niech żyją słodycze! Świat bez nich nie byłby taki piękny >D!
***
Spojrzałam przez okno z usatysfakcjonowanym uśmiechem. Setki malutkich mrówek uwijało się z pracą, działając na moją korzyść i fortunę. Tak, byłam szefem najbardziej opłacalnego, a także najniebezpieczniejszego kartelu w całym kraju. Handlowałam uzależnieniami w postaci małych, zawiniętych w szeleszczące papierki słodyczy, które w Europie ze względu na zawartość niebezpiecznych składników były surowo zabronione.

[59] Słodka gangsterka, powiadasz... ~ Venusta



Pędziłem przez zaśnieżone uliczki, z każdym wdechem wciągając w płuca lodowate powietrze i po kilka płatków śniegu. Za sobą, choć nie potrafiłem określić dokładnie, jak daleko, słyszałem ujadanie psów i głośne krzyki. Zakląłbym, gdyby nie to, że szkoda mi było oddechu. Zamiast tego skręciłem gwałtownie w wąski zaułek zakończony wysoką ceglaną ścianą, odbiłem się, chwyciłem krawędzi muru i przeskoczyłem na drugą stronę. To ich powinno zmylić.
Lądując, poślizgnąłem się na zamarzniętej kałuży i wyrżnąłem jak długi, boleśnie obijając sobie łokieć i kolana. Syknąłem.

[59] Kartel "Dulce" ~ Miachar

            Było mi niewygodnie. Wysłużone krzesło obrotowe piło w siedzenie, zamiast stanowić miękką powierzchnię, na której moje pośladki mogłyby w miarę odpocząć. Prychnęłam pod nosem. Powinnam je wymienić, ale nie mogłam sobie akurat pozwolić na zakup jakichkolwiek nowych sprzętów. Należało ocenić, czy wystarczy pieniędzy na kolejne dostawy i opłacenie dilerów. A na to sporo z przychodów szło.
            – Cholera – wymknęło mi się, kiedy nieuważnie poruszyłam nogą i uderzyłam nią w biurko. – Kto to tu postawił?! – zapytałam powietrze i odrzuciłam od siebie kolejne raporty, klnąc cicho.