Tablica ogłoszeń


Grupa Kreatywnego Pisania to długoterminowy projekt cotygodniowych wyzwań pisarskich z wykorzystaniem writing prompts. Więcej znajdziesz w zakładce "O projekcie".



Temat

Temat na tydzień 129:

To było bardzo kłopotliwe. Nigdy nie miał ofiary, która odniosłaby porażkę w umieraniu.

klucze: klucz, wymiana, akcesoria, niedobre.

Szukaj tekstu

poniedziałek, 16 października 2017

[61] No one does it better when we are together ~ Miachar



            Nie w każdej sytuacji pośpiech jest wskazany. W tej był. Osobnik, który do tej pory jedynie węszył, dzisiaj postanowił przejść do bezpośredniego spotkania twarzą w twarz. Zjawił się na pokazie, nie wzbudzając za bardzo niepokoju u cyrkowców zajętych przygotowaniami, za to zwrócił na siebie moją uwagę. Głównie dlatego, że ja w przeciwieństwie do artystów i ich dyrektora dobrze wiedziałam, jak ów mężczyzna wygląda.  Wiedziałam, co go sprowadza i jakie działania podejmie, chcąc ukazać wszystkim prawdziwą twarz i działalność cyrku. Wiedziałam, że cały zespół musi się mieć na baczności, inaczej może być źle.
            Musiałam jak najszybciej odnaleźć Ikariego, a to nie było łatwe w napływającym do głównego namiotu tłumie. Byłam zdziwiona, że choć w mieście nie wywieszono żadnych plakatów głoszących, że oto na obrzeża zajechał cyrk, tylu ludzi się o tym dowiedziało i postanowili na własne oczy (bądź nawet skórze) doświadczyć tej dziwnej magii, która irracjonalnie budzi niepokój. Z mojej obserwacji wynikało, że przybyło więcej dorosłych niż dzieci i młodzieży. Z takiej grupy to sobie można było wybierać ofiarę. Gdyby tylko nie ten policjant, który właśnie pojawił się w zasięgu mojego wzroku, z pewnością któryś z akrobatów lub miotaczy ognia pozwoliłoby sobie na chwilę zapomnienia podczas zabijania wytypowanego nieszczęśnika.

            Przez chwilę patrzyłam na policjanta, ten nie zwrócił na mnie uwagi – kolejny raz byłam wdzięczna losowi oraz genom za przeciętną urodę dość drobną pójdzie, dzięki której byłam niewidzialna w dużych skupiskach ludzi – zbyt zajęty szukaniem za pomocą oczu dyrektora i sprawcę tego wszystkiego, co mogło się tu okazać złe.
            Nie miałam czasu, by wymyślić plan jak działać. Musiałam coś zrobić, byle tylko ten wieczór nie zakończył się katastrofą i rozlewem krwi, co było dość możliwe, biorąc pod uwagę temperament niektórych cyrkowców.
            Przepchnęłam się przez grupkę licealistów i skierowałam ku lasowi. Zdołałam na nowo poznać Ikariego do tego stopnia, by wiedzieć, gdzie najpierw powinnam go szukać. Kiedy jeszcze był bardziej człowiekiem niż czarownikiem przesiakniętym złem, uwielbiał wybierać się na leśne spacery i przez baldachim liści dostrzegać niebo. To właśnie podczas takiej przechadzki się poznaliśmy i zorientowaliśmy, że jesteśmy sąsiądami. Wtedy nikt nie próbował nas zabić, a nasza dwójka stała po jednej, nie po przeciwnych stronach barykady.
            Wyminęłam jedną z pracownic cyrku, która posłała mi zdziwione spojrzenie. No tak, do tej pory nie pokazałam się cyrkowcom na oczy, skąd mogli wiedzieć, że ktoś taki jak ja zechce któregoś pięknego wieczoru wtargnąć na teren, który zdecydowanie nie jest dla osób nieupoważnionych. Nie zatrzymała mnie jednak, więc chyba zyskałam jej cichą aprobatę dla moich tajemniczych dla niej zamiarów.
            Znalazłam go tam, gdzie chciałam. Wpatrywał się w ścianę drzew, zupełnie nie przejmując się hałasem za swoimi plecami. Gdybym była przesiąknięta złem jak on i jego towarzysze, może właśnie zbliżałabym się do niego po cichu od tyłu, by poderżnąć mu gardło i na wieki pozbawić się szczęśliwie jego obecności. Nie byłam taka, poza tym patrząc na niego, mogłam nadal zachowywać w pamięci wspomnienia lat naszego wspólnego dzieciństwa. A że były to jedne z najlepszych wspomnień, jakie miałam, nie mogłam pozwolić, by coś się stało Ikariemu, dopóki nie nadejdzie czas, by odszedł tak, jak każdy czarownik naszych czasów.
            Nie usłyszał mnie. Mogłabym sądzić, że tylko tak udawał, jednak kiedy odezwałam się, naprawdę sprawiał wrażenie zaskoczonego.
            – Cześć, gniewny. Czego szukasz wśród tych gałęzi?
            Podskoczył w miejscu, po czym powoli się odwrócił. Na mój widok zmienił się wyraz jego twarzy, w oczach przygasł ten blask mordu i chęci czynienia wszystkiego, co najgorsze. Uśmiechnął się kącikami ust.
            Rosario. Witaj. Co cię tu sprowadza? I jak to jest, że dzisiaj nie wyszłaś z lasu? Przyzwyczaiłaś mnie do tego.
            Wzruszyłam tylko ramionami.
            – Siła wyższa. Nie mamy za bardzo czasu na pogawędki, on tu jest.
            – On? Niby kto taki? – zdziwił się. – Nie wydaje mi się, by rada Seniorów kogoś na mnie nasłała. Poza tobą, oczywiście – dodał, uśmiechając się całym sobą złośliwie. Nie zareagowałam na to. Wiedziałam, że coś nam – im, ale też i mnie – może dzisiejszego wieczoru zaszkodzić, jeśli nie podejmiemy właściwych kroków.
            – Pamiętasz policjanta, o którym wspomniałam przy naszym ostatnim spotkaniu? – Obserwowałam, jak stara się znaleźć w pamięci odpowiedni obraz, dość szybko do niego dotarł.
            – Tak, a co?
            Mimowolnie uśmiechnęłam się pod nosem. Może nie był ze śniegu i nie tracił marchewkowego nosa, ale w myślach mogłam go nazywać balwanem. Choć Olaf, do którego “Tak, a co?” przyległo na dobre, był zdecydowanie bardziej uroczy od Ikariego.
            – Jest tu dzisiaj – wyjaśniłam. – A to oznacza, że wasze nagłe pojawienie się i praca w centrum kraju nie zdołały zamydlić mu oczu. Jest już na waszym tropie, podejrzewałam, że udało mu się też zdobyć już jakiś dowód waszej winy. Kto wie, może już jakiś paragraf z kodeksu karnego chodzi mu po głowie?
            Wyglądał na zszokowanego, co mnie zdziwiło, bo przecież już go przestrzegam, że ktoś siedzi jemu i cyrkowców na ogonie. Chyba nie wziął tego na poważnie, teraz może odrobinę zapłacić za swoją ignorancję.
            Patrzył na mnie wyczekująco, jakby czekał, aż wybuchnę śmiechem z głośnym: “Ha, żartowałam!”. To nie następilo, więc mężczyzna zareagował tak, jak się spodziewałam.
            – Kurwa! – wykrzyczał, po czym podniósł dłoń do ust, ugryzł się w palec wskazujący i zaczął myśleć, co udowodniła widoczna, pulsująca żyłka na jego opalonej szyi. – Kurwa.
            Przez chwilę czekałam, aż powie coś więcej, on jednak nadal intensywnie myślał, a czas uciekał.
            – Jak długi ma być dzisiejszy pokaz? – zapytałam.
            – Niespełna dwie godziny, a co? – Spojrzał na mnie inaczej niż zwykle, z nutką nadziei w oczach. – Masz jakiś pomysł, jak go dzisiaj stąd przegonić, by nas jeszcze nie aresztował? Moi ludzie są spragnieni krwi, nie zechcą wyjechać stąd bez przynajmniej jednej ofiary!
            – Będą musieli, jeśli im życie miłe.
            Ikari spojrzał na mnie, a w tym spojrzeniu dostrzegłam błaganie. Czyżby największy obecnie czarownik czuł się bezradny? Niespodziewane.
            – Proszę, powiedz, że masz już jakiś plan. – Zbliżył się do mnie, a ja aż wstrzymałam powietrze, kiedy do nosa dotarł jego zapach. Piżmo i drzewo sandałowe. Dlaczego wcześniej go nie czułam?
            Dyrektor krążył wzrokiem po mojej twarzy, w końcu podniósł dłoń i dotknął nią mojego policzka.
            – Rosario… Co mam robić?
            Bawił się mną, niemożliwe było, aby trybiki w jego głowie właśnie nie pracowały nad rozwiązaniem tego problemu. Zwykle racjonalny nie poddałby się takiej błahostce jak śmiertelny policjant węszący na jego temat w miejscu jego pracy. Z pewnością w życiu spotkał się z gorszymi tarapatami.
            Spojrzałam na niego hardo, odejmując jego palce od swojej skóry.
            – Czego ode mnie oczekujesz? – zapytałam. – Do czego mam ci być potrzebna w twoim planie, który już stworzyłeś i właśnie mi wyłożysz? Który wyjawisz w drodze pod namiot, naprawdę nie mamy czasu.
            Nawet nad nim największy mag nie mógł zapanować, był poza wszystkim i istniał niezależnie od czyjejkolwiek woli.
            Ruszyłam z powrotem, a mężczyzna poszedł w ślad za mną i zaczął mówić.
            – Potrzebuję tej odrobiny magii, która w sobie nosisz…
            – Ciekawe, czyja to zasługa – wyrwało mi się pod nosem, na szczęście tego nie słyszał.
            – Razem z moją będziemy dość silni, by skorzystać z wyłomu i przenieść nas w inne miejsce bez narażenia się na to, że ten glina nas dopadnie.
            Zaintrygowana jego słowami odwróciłam się w jego kierunku, nie przestając iść, intuicyjnie wiedząc, gdzie muszę postawić kolejny krok, by na nic nie wpaść.
            – Skąd wiesz, że w pobliżu jest wyłom?
            Postukał się palcem w czoło pod kapeluszem ściąganym tylko do snu i podczas grzebania zwłok.
            – Udało mi się tutaj przenieść mapę, w pałacu pamięci powinna się przez pewien czas zachować.
            – Rozumiem. – Na języku miałam już kolejne pytanie. – Czy przekazania ci części mojej magii będzie miało na mnie jakikolwiek wpływ?
            Teraz czoło Ikariego zmarszczyła się, gdy ten począł dumać.
            – Szczerze? Nie wiem. Do tej pory zawsze korzystałem z cudzej magii w całości, dlatego nie znam konsekwencji zabrania mniej.
            Czyli – jeśli podczas pobierania czarownik zapomni się i weźmie całą moją moc – w najgorszym razie moglam umrzeć podczas próby ratowania Cyrku Gniewu. Świetnie, taki koniec każdemu Stróżowi by pasował.
            Spojrzałam na niego spode lba.
            – A mimo to chcesz, bym ci pomogła, choć to może mnie zabić?
            – Od razu zabić – prychnął i przyciągnął mnie do siebie, tym samym zatrzymując tuż przy bocznej ścianie głównego namiotu. – Chce tylko spróbować współpracy ze swoim Stróżem, czy to naprawdę za wiele?
            Mierzyliśmy się wzrokiem, czego żadne z nas nie chciało przerwać, bo oznaczałoby kapitulację.
            – Tak. To za wiele. Jestem Stróżem w okresie wypowiedzenia, powinnam jedynie składać raporty na twój temat, nie pomagać w czymś, co stanowi dla mnie samej zagrożenie.
            – Proszę. Rosario. – Przybliżył swoją twarz do mojej, nachylając się. – Pomóż mi.
            Już kiedy usłyszałam z jego ust te słowa. Kiedyś też tak na mnie patrzył. Już kiedyś dla niego zaryzykowałam, o czym on nie pamięta, a co skończyło się tak, że w gruncie rzeczy teraz byliśmy wrogami. Ponoć nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki.
            – Znajdź sobie kogoś innego na sługę – warknęłam, wymijając go. – Moją powinnością było tylko cię ostrzec, nie pomagać. Żegnam.
            – Udało mi się zrobić zaledwie cztery kroki, kiedy od tyłu oplotły mnie ramiona, a Ikari przylgnął ciałem do moich pleców. Moje serce stanęło, kiedy oparł policzek o mój.
            – Rosario Azul Mediodia de Sanchez – wymówił moje pełne imiona i nazwisko, a ja zadrżałam. – Proszę, na pamięć o dzieciństwie i o twojej rodzinie, pomóż mi jeszcze tej jeden, ostatni raz. Por favor. Ruego.
            Wyrwałam się, a spod powiek uwolniły się łzy. Patrzyłam na niego bez słowa, a gniew wybuchł w moich żyłach.
            – To cios poniżej pasa – wysyczałam. – Teraz to pamiętasz? – Patrzyłam na niego, sama w tej chwili pragnąc o zostaniu czyimś mordercą. – Wykorzystujesz mój sentymentalizm i każesz sobie pomóc? Co ty sobie myślisz?! – wydarłam się na niego, co jednak nie sprawiło, że poczułam się lepiej. – Como mierdo!
            – Moje potulne życzenie się nie spełniło, zamiast tego na horyzoncie pojawił się drobnej postury mężczyzna, w którym rozpoznałam jednego z cyrkowców. On zmarszczył czoło na mój widok, szybko skupił się na swoim pracodawcy, Ikari ledwie go zauważył.
            – Dyrektorze? Pora zaczynać.
            – Nie pasowało to panu we fraku, cóż mógł jednak zrobić, skoro praca wzywała?
            – Dzięki, Kurt, już idę. – Przez sekundę patrzył na podwładnego, by po niej znowu utkwić wzrok we mnie. – Ruego, Rosario. Ruego.
            – No. No puede.
            Prośba w jego oczach nie zdała egzaminu, odszedł razem z Kurtem.
            Nie chciałam pomóc Ikariemu, wciąż chciałam i mogłam za to obserwować. Wślizgnęłam się do namiotu, zajęłam miejsce na tyłach trybuny, gdzie nikomu nie zasłaniałam. Kiedy inni jak zaczarowani wpatrywali się w arenę gdzie lwy skakały przez obręcze, ja przeczesywałam wzrokiem pozostałe miejsca, szukając tej jednej osoby.
            Znalazłam go dość szybko. Czaił się przy jednym z wejść i tak jak ja nie oglądał przedstawienia, ale kogoś szukał. Zacisnął wargi, kiedy na arenie pojawił się Ikari i zaczął swój pokaż.
            – Witajcie w Cyrku Gniewu ci, którzy nie boją się wysokości, dzikich zwierząt i ognia. Rozgoście się, ale pozostańcie czujni! – Ściągnął cylinder i ukłonił się. – Jestem Ikari, a oto magia, ktorej nie znacie!
            Zaczęło się. Ludzie wciągali gwałtownie powietrze, podskakiwali na miejscach, klaskali i ewidentnie byli pod wrażeniem tego, co widzą. Za to starałam się wymyślić coś, dzięki czemu mogłabym odciągnąć uwagę policjanta od cyrku po występie. Zarodek idei narodził się w mojej głowie i kiełkował do końca przedstawienia. Gdy przyszedł czas na realizację, szybko wstałam z miejsca i ruszyłam do wyjścia, po drodze rozpuszczając włosy z kucyka i rozczesując je palcami. Dobrze, że miałam w kieszeni kurtki różaną pomadkę, mogłam użyć także ust do podrywu w stopniu, który nikogo by nie obrzydził.
            Policjant kręcił się przy wschodniej stronie namiotu, nikomu nie patrzył w oczy, mimo to starał się wyłapać kogoś, kogo mógłby aresztować i przesłuchać na dalszych etapach sprawy Ikariego. Starając się zachowywać dość naturalnie, podeszłam do niego. Akurat obrócił się plecami do mnie, poklepałem go po ramieniu.
            – Przepraszam, czy mógłby mi pan pomóc? Chyba ktoś mnie okradł.
            Nie da się nagle pozbyć pewnych odruchów, mężczyzna jak na policjanta przystało od razu zainteresował się tym, co powiedziałam. No, właściwie najpierw zainteresował się moim wyglądem, otaksował mnie wzrokiem dość uważnie, uśmiechnął się i potraktował mnie poważnie.
            – Naprawdę? A co takiego pani skradziono?
            – Skuter. Mój Boże, a tak długo na niego zbierałam! – W moim głosie pojawiła się płaczliwa nuda. – Jak ja się teraz dostanę do domu?
            Musiałam wyglądać dość przekonująco, bo mężczyzna się przejął.
            – Gdzie go pani zaparkowała?
            – Już pokazuję.
            Poszedł za mną od razu, nie kazał szukać pomocy u kogoś innego. Nie sądziłam, że pójdzie mi tak łatwo, ale to dobrze. Choć trudniejsza część dopiero przede mną.
            Widzowie pokazu pozostawili swoje samochody na małym, wydzielonym parkingu. Poprowadziła mnie policjanta dalej, bliżej linii lasu. Dopiero to go zaczęło niepokoić.
            – Czy to gdzieś tu go pani zaparkowała? Nic dziwnego, że ktoś się na niego pokusił, skoro był w takim miejscu…
            Nie pozwoliłam mu dokończyć. Jednym precyzyjnym ciosem pod szyją wpakowałam go w utratę przytomności. Przeciągnęła mnie jego ciało – ależ był ciężki! – dzieki użyciu odrobiny swojej mocy, po czym wróciłam na plac cyrku. Znowu musiałam znaleźć Ikariego i to naprawdę szybko. Liczyła się każda sekunda.
            Wpadłam ponownie do dużego namiotu, gdzie właśnie pozbywano się trapezu.
            – Gdzie Ikari? – zawołałam, rozglądając się dookola. – Gdzie on jest?
            – Jedna z akrobatek uczyniła krok w moją stronę.
            – Przepraszam, kim pani…
            – Gdzie Ikari? – zapytałam ponownie. – Gdzie się podziewa ten pieprzony czarownik?
            Jak na zawołanie wyszedł z przeciwległego wejścia do mojego, na mój widok zaskoczony aż przystanął.
            – Rosario. Co ty tu robisz?
            – A co ty robisz? Musimy się spieszyć! – Podbiegłam do niego, stając twarzą w twarz zaczęłam wyjaśniać, jak się spray mają. – Znokautowałam policjanta, leży niedaleko lasu, ale niedługo może się ocknąć. Skoro wyłom jest w pobliżu, musimy działać!
            – Przecież to cię może zranić – zauważył chłodno, tak jak wcześniej oglądając uważnie moją twarz.
            – Nieważne, musimy się stąd zmywać!
            Moje okrzyki przywołały pozostałych cyrkowców. Stanęli obok i za dyrektorem, jakby chcieli go chronić, jeśli spróbuję go skrzywdzić. Ich chęć obrony wydawała mi się śmieszna. To ja miałam ochronić ich.
            Spojrzałam na dyrektora twardo.
            – Ikari. Twoje błaganie zostaje wysłuchane. – Unioslam dłonie przed siebie. – Możesz skorzystać z tego, co mi dano. Tylko postaraj się mnie nie zabić.
            Ulga i niedowierzanie. To malowało się na jego obliczu. Aż się uśmiechnął, po czym uniósł swoje ręce, przysunął się bliżej, by zmniejszyć odległość między nami. Nasze dłonie się zetknęły.
            – Gracias, mi Rosario. Arigato.
            – No problemo.
            Spomiędzy palcy zaczęło unosić się światło, znikąd pojawił się wiatr, a wrażenie, że się kręcimy, ogarnęło wszystkich zebranych.
            – Trzymajcie się! – krzyknął Ikari do swoich pracowników. – Może trochę trząść!
            Słyszałam, jak ktoś mówi, że dostaje mdłości, kto inny upadł na kolana. To wszystko działo się obok mnie, a ja coraz bardziej traciłam świadomość. Magia Stróża wypływała ze mnie, wzmacniając czarownika. Nim się spostrzegłam zaczęła ogarniać mnie ciemność. Ostatnie, o czym pomyślałam, to że jeśli umieram, to wybrałam dla siebie najgorszą drogę.
            Żółć i pomarańcz grały pod moimi oczami, tworzyły kola i denerwowaly swoim istnieniem. Powieki były ciężkie, ale starałam się je podnieść. Poruszyłam się lekko, prawą dłonią dotknelam czegoś przyjemni miękkiego i chłodnego, pachnącego świeżością.
            Kołdra. Czyli leżę w łóżku.
            Napawałam się przez chwilę ta błogością, zanim zaatakowały mnie wspomnienia ostatnich wydarzeń. Cyrk, pan glina, przenoszenie przez wyłom, uciekająca moc. To było tym, co mnie przebudziło na dobre.
            Usiadłam na łóżku, dysząc ciężko. Moje oczy stopniowo przyzwyczajały się do promieni słońca wpadających przez okno do środka wagonu mieszkalnego. Starałam się dojść do siebie, ale było to dość trudne. Szczególnie, że Ikari jak gdyby nigdy nic leżał obok zwrócony twarzą do mnie i spał. To było tak niewiarygodne, że musiałam wydać z siebie cichy pisk.
            – Hę?!
            Ten dźwięk wyrwał mężczyznę z objęć snu. Poruszał oczami, powoli unosił powieki, zamrugał kilka razy.
            – Co się dzieje? O co chodzi?
            Rozespany nie prezentował się źle. Szczerze mówiąc, wyglądał nad wyraz dobrze. Poduszka odcisnęła się na jego policzku, mimo to wyglądał dość uroczo. Za to ja pewnie wyglądałam jak strach na wróble z tą swoją szopą na glowie.
            – Ty mi wytłumacz, co się dzieje – warknęłam. – Co ja tu robię?!
            – Z tego, co widzę, to siedzisz w samym podkoszulku.
            Westchnęłam w duch. Skubany miał rację. Gdzie więc była moja kurtka i sweter?
            Chwila. W samym podkoszulku…?!
            Odrzuciłam kołdrę na stronę należąca do czarownika i spojrzałam na swoje nogi. Bez dżinsów, choć nadal w bieliźnie.  Jedyną osobą, która mogła mi je ściągnąć, był Ikari.
            Zdziwił się, kiedy zdzieliłam go z liścia.
            – Ej! Za co to?
            – Ty już dobrze wiesz za co, dupku. Do majtek też próbowałeś mi się dobrać?
            – Takim sukinsynem nie jestem! Mam w sobie dość przyzwoitości.
            – Jakoś trudno mi w to uwierzyć.
            Także zmienił pozycję, teraz połleżal i patrzył na mnie uważnie.
            – Nic ci nie jest? – zapytał mnie z troską, która w ogóle do niego nie pasowała. – Nic cię nie boli, nie masz zawrotów głowy?
            – A dlaczego bym miała mieć? – zapytałam w dalszym ciągu oburzona. – Wszystko ze mną w porządku.
            Odetchnął z ulgą.
            – To dobrze.
            Nim się spostrzegłam, przyciągnął mnie do siebie i mocno objął, jakby się bał, że ucieknę. Nie wiedziałam, skąd ta nagła czułość.
            – Co ty wyrabiasz? Puść mnie!
            – Dziękuję – wyszeptał do mojego ucha. – Bałem się, że przesadzę i cię zabiję. Wybacz.
            Przewróciłam oczami.
            – Jak widać, to nie jest takie łatwe. Albo ty tak dobrze się kontrolujesz. Choć co to dla mnie oznacza przy podobnej sytuacji?
            Zaśmiał się i odsunął mnie od siebie.
            – Myślisz, że taka się powtórzy?
            – Z tobą nic nie wiadomo. Jak mam ci stróżować, dopóki nie znajdą kogoś na moje miejsce, kiedy dzieją się takie rzeczy, kiedy muszę atakować policjanta i używać magii?
            – Chyba muszę cię o coś poprosić, byś dała radę to zrobić – uciekł wzrokiem i podrapał się po karku.
            – Och, naprawdę? Jeszcze raz chcesz mnie o coś prosić? Mów śmiało.
            Spojrzał na mnie. Jego włosy wciąż były w nieładzie i w jasnym świetle poranka wyglądał jeszcze bardziej przystojnie i ludzko niż kiedykolwiek. Bardziej niż wtedy, gdy naprawdę był człowiekiem.
            – Chyba proszę, żebyś mi zaufała – powiedział.
            Patrzyłam na niego i przez jeden krótki moment miałam szczerą ochotę się roześmiać. Z drugiej strony… czy to się już nie działo?
            – Ale przecież ci ufam – wyszeptałam i sama uciekłam wzrokiem. – Gdyby było inaczej, wczoraj w ogóle bym ci nie pomogła. Ufam ci, dlatego pozwoliłam, by moje życie przez chwilę zależało tylko i wyłącznie od ciebie. Ale ze mnie idiotka.
            – Rosario. Spójrz na mnie.
            Nie uczyniłam tego, za to jeszcze raz odrzuciłam kołdrę i przechodząc nad nogami mężczyzny, wydostałem się z łóżka.
            – Dziękuję za to, że mnie nie zabiłeś i przenocowałeś. – Podeszłam do leciwego krzesła, gdzie dostrzegłam swoje ubranie, chwyciłam za nie. – Będę sie zbierać. Do zobaczenia kiedyś.
            Opuściłam wagon, pospiesznie zakładając sweter i narzucając kurtkę. Walka z nogawkami zajęła mi kilka kroków, ale się powiodła, kluczyłam między pozostałymi wagonami w pełni ubrana.
            Obserwowałam otoczenie. Najwidoczniej udało się przenieść wszystko i wszystkich, a przynajmniej taką miałam nadzieję. Choć bez ofiary, jednak nadal spektakularnie opuścili miasto. Oby to na jakiś czas zmylilo gliniarza, a mnie dało chwilę na złapanie oddechu.
            Nie miałam problemu z kierowaniem się w stronę lasu. Kiedy dostrzegłam pierwsze drzewa, uśmiechnęłam się. Fakt, do złożenia miałam kolejny zły raport, który mógł mnie przybliżyć do całkowitego pozbawienia tytułu Stróża, ale zbytnio się tym nie przejmowałam. Zdecydowanie ważniejsze było to, że Cyrk Gniewu pozostał mi jurysdykcji rady Seniorów, tylko oni mogli sądzić Ikariego i resztę, żaden śmiertelnik na razie im nie zagrażał.
            Ledwie stanęłam na leśnej ścieżce, a ktoś, kogo nie usłyszałam, pociagnął mnie za rękę do tyłu.
            – Ał! – wyrwało się z moich ust, kiedy wpadłam na czyjś tors. – Co do diabłów…?
            – Mam cię – Ikari zaśmiał się prosto do mojego ucha. – Dlaczego odchodzisz w ten sposób?
            – Bo jest najlepszy. – Obróciłam się i stałam z nim twarzą w twarz. – Jeszcze czegoś ode mnie chcesz?
            – Nie podziękowałem ci.
            – Właśnie że już to zrobiłeś i to nawet w trzech językach. – Uderzyłam go lekko piąstką w pierś. – Niech do ciebie dotrze, że to był jeden jedyny raz, kiedy ci pomogłam, kolejnych nie będzie, więc możesz wrócić do swoich zajęć, a ja postaram się mieć policjanta na oku, obserwować i...
            Tym razem to mnie uciszono, jednym czynem dosłownie zamykając mi usta i odbierając jakąkolwiek zdolność myślenia.
            Ikari uśmiechał się podczas tego dziękowania, a ja płakałam, bo naprawdę byłam idiotką. Dla czegoś podobnego chciałam się narażać. Dla czegoś podobnego prawie umarłam. Dla czegoś podobnego w ogóle zostałam  Stróżem. Szkoda, że tylko przez to cierpiałam.

CDN

2 komentarze:

  1. Po pierwsze: idealnie wpleciony fragment. Przeczytałam go tak naturalnie, że nawet go po drodze nie wyłapałam. Po drugie: Historia mnie konkretnie wciągnęła! Uwielbiam cyrk gniewu. Gdy Ikari prosił Rosario o pomoc, to skandowałam w duszy:"Nie pomagaj mu! Nie pomagaj mu!" i gdy odmówiła to miałam takie "ufff!". Ale później jak mu rzeczywiście pomogła to wszystko wyszło tak naturalnie. Cieszę się, że Policjant przeżył! I mam nadzieję, że Ikarii dostanie za swoje, bo mnie wkurza. Wywołałaś emocje. Dobra robota! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Udało mi się skończyć czytać, a zaczęłam parę dni temu. Nie byłam pewna, jak wpleciesz temat, ale udało Ci się to koncertowo. Tylko mam trochę problem. Najpierw Rosalio mu odmawia, a potem i tak pomaga. Trochę niezdecydowana ta pani Stróż. No i gdzieniegdzie korekta zawiodła - bo była jakaś? - przez co nie do końca wiedziałam, co czytam. Ale całkiem niezły tekst.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń