Mimo
zabiegania nie umiem sobie odmówić tekstu dla GPK, nawet jeśli jest tylko
ulotnym pomysłem soboty i myślą z piosenki, która po ostatnim tripie za bardzo
siedzi mi w głowie.
Wyglądała
dokładnie tak samo, jak za każdym razem, kiedy się widzieliśmy. Nieodłączne
okulary na nosie, bo jej wada wzroku nie pozwalała na pozbycie się ich, a
soczewki kontaktowe drażniły zamiast pomóc. Ta sama melodia, którą nuciła,
stojąc przed drzwiami mojego mieszkania. Kolejne barwne ubrania, które zalegały
w olbrzymich ilościach w jej szafie i które sprawiały, że zawsze i wszędzie
przykuwała cudze spojrzenia. Oczekiwałem jej tego popołudnia, a i tak byłam
odrobinę zaskoczony, kiedy się pojawiła, a z jej twarzy biła olbrzymia radość,
kiedy na powitanie zamachała mi jakimś papierem tuż przed nosem.
– Udało mi się! – oznajmiła, przepychając się w progu i wchodząc do środka. – Ha, a tak bardzo we mnie nie wierzyłeś!
– Witaj, Rhosyn, jakże miło znowu cię widzieć – mruknąłem i zamknąłem za nią, gdy ona skierowała się do małego salonu i z głośnym westchnieniem zajęła miejsce w jedynym fotelu, jaki udało mi się tu przytargać. – Co takiego się wydarzyło, że taki z ciebie dzisiaj śpiewny skowronek?
– Sam zobacz – powiedziała i wyciągnęła w moją stronę kartkę. – Mówię ci, będziesz w szoku.
Skoro tak mówiła. Znała mnie, wiedziała, jak mogę zareagować na daną sytuację, a skoro twierdziła, że będę zaskoczony... Mogłem mieć jedynie nadzieję, że nie zrobiła niczego złego, a ten papier to nie jest jakieś wezwanie do sądu na rozprawę.
Niechętnie przejąłem dokument, a Rhosyn zmieniła pozycję, po czym w ogóle wstała i w swojej zwiewnej sukience w kolorze, który określała jako zieleń opuncji, przeszła do równie małej kuchni, by wstawić wodę na kawę. Dobrze wiedziała, jak działać, kiedy wpada z wizytą. Utarty schemat był mi potrzebny, by jakoś egzystować, a nastolatka nie miała problemu, by również do niego przywyknąć, za co byłem jej wdzięczny.
Krzątała się, kiedy ja zapoznawałem się z treścią druku, a w mojej głowie naprawdę pojawiło się zaskoczenie, bo to było coś, czego się nie spodziewałem, choć po części przyłożyłem rękę do tego sukcesu. Otóż Rhosyn otrzymała stypendium, i to nie byle jakie, bo naukowe.
Naukowe stypendium dla Rhosyn. Brzmiało jak oksymoron i nie umiało do mnie dotrzeć. Doskonale znałem tę osóbkę, która właśnie ze zmielonych ziaren kawy czyniła cuda. Była typem dziewczyny, której nikt nie przyznałby stypendium naukowego. Może kilka mandatów, ale nigdy nie stypendium. Na drodze zachowywała się niczym agresor, który pragnie wojny z innymi kierowcami, w czym wcale nie pomagało to, że jej samochód był istnym hołdem dla środowiska LGBTQ. Kilkukrotnie byłem pasażerem podczas jazdy i chętnie sam wypisałbym dla niej bloczek na kilkadziesiąt dolarów, nigdy za to nie przyznałbym jej stypendium naukowego. I to nie dlatego, że brakowało jej wiedzy i inteligencji – gdyby nie posiadała tego drugiego przymiotu, w ogóle bym się z nią nie zadawał – ale dlatego, że nie zależało jej na ocenach i wynikach. Wolała niczym ptak być wolna i robić to, co lubi, będąc przy tym sobą i nie zważając na nic i na nikogo. Nie powiedziałem jej tego nigdy, ale imponowała mi takim podejściem, choć czułem, że kiedyś może mieć z tego powodu kłopoty.
Odłożyłem list z przyznaniem stypendium na blat stolika i również udałem się do kuchni, gdzie Rhosyn szukała właśnie ciastek, byśmy mieli coś słodkiego za towarzystwo. Przystanąłem w progu i obserwowałem ją, tę dziewczynę, która parę lat temu ze łzami w oczach prosiła mnie, bym jako matematyczny geniusz – moje zaburzenie dało mi coś ekstra w prezencie – dawał jej korepetycje, bo bez nich nie dostanie się do liceum, a która teraz miała dostawać pieniądze za swoją naukę. Naprawdę takiej przyszłości się u niej nie spodziewałem.
– Gratulacje – powiedziałem. – Jestem z ciebie dumny.
Właściwie to nie wiedziałem, czy czułem dumę, na pewno byłem jednak z niej zadowolony, chciałem, by o tym wiedziała.
Zerknęła na mnie przez ramię i uśmiechnęła się, a ciastka, których szukała, znalazły się w jej ręce.
– Dziękuję – odparła i wzięła się za rozpakowywanie, a ja podszedłem do aneksu, by zalać kubki gorącą wodą, bo czajnik skończył właśnie swoją pracę, i za chwilę cieszyć się ulubionym napojem. – To właściwie twoja zasługa – dodała, a ja uniosłem lewą brew.
– Naprawdę?
Ciastka wylądowały na talerzyku, ja wziąłem kubki i wróciliśmy do salonu, gdzie mogliśmy przerwać ciszę dalszą częścią naszej konwersacji. Rhosyn zasiadła na tym samym miejscu, co wcześniej, ja przysiadłem na wąskiej kanapie, na której najczęściej także spałem, bo materac w mojej maleńkiej sypialni był nim już tylko z nazwy.
Nastolatka chwyciła za słodycz, upiła łyk kawy i spojrzała na mnie.
– Tak, naprawdę. Pamiętasz te słowa, które mi powiedziałeś, jak udało mi się zdać dziewiątą klasę?
Kiwnąłem głową na potwierdzenie. Oczywiście, że pamiętałem, pamięć miałem przecież bardzo dobrą, a jeśli chodziło o Rhosyn, to nie potrafiłem pozbyć się wspomnień związanych z jej osobą, bo była dla mnie... no cóż, kimś naprawdę ważnym.
– Oczywiście, że pamiętam. – Tego popołudnia wydarzyło się również coś innego, o czym dziewczyna do tej pory nie wiedziała, bo było moim największym sekretem, który udało mi się trzymać w sobie tylko dlatego, że ja w ogóle byłem zamkniętym na świat człowiekiem. Odchrząknąłem, przywołując odpowiednie zdania na język. – Każdego dnia ucz się czegoś nowego, by twoja wiedza zwiększała się o pięć procent. Każdego dnia bądź także lepszą wersją siebie, aż w końcu staniesz się ideałem dla samej siebie.
Podobne słowa usłyszałem od kogoś innego w innych okolicznościach, tamtego popołudnia, kiedy nastolatka podzieliła się swoimi ocenami, chciałem ją wesprzeć tymi sentencjami. Nie sądziłem, że aż tak się przydadzą.
– Dokładnie – przytaknęła. – I oto, gdzie jestem po skorzystaniu z tych rad. – Spojrzała na mnie, a uśmiech rozjaśnił jej twarz. – Dziękuję. Za to i za wszystko inne.
Znowu to poczułem. To coś, czego nie umiałem nazwać, bo uczucia od zawsze stanowiły dla mnie zagadkę. To coś, co pojawiało się dość regularnie i zaburzało moje myślenie. Znowu musiałem znaleźć w głowie inny temat, o którym mógłbym myśleć zamiast analizować te podziękowania. Albo też chwycić za kubek z kawą i wreszcie się jej napić.
– Nie ma za co – bąknąłem w odpowiedzi i sięgnąłem po ciastko, a Rhosyn rozsiadła się wygodniej.
– Co u ciebie słychać? – zagaiła. – Jak postępy nad projektem? Klient jest na razie zadowolony?
Dalsza rozmowa przebiegła według schematu: pytanie, odpowiedź, pytanie, odpowiedź, i tak minęły kolejne godziny, podczas których czułem, że długo tak nie pociągnę. Odetchnąłem porządnie dopiero wtedy, kiedy nastolatka opuściła moje mieszkanie, a ja mogłem wrócić do swoich obowiązków i znowu skupić się na czymś innym niż szybko bijące serce. Nie chciałem, by przyniosło mi jakieś kłopoty, a coś mi mówiło, że tak się stanie, jeśli wciąż będę myślał o spotkaniach z Rhosyn. Powinienem zakończyć wreszcie tę znajomość, ale nie umiałem, bo stanowiła część rutyny, jaką stworzyłem. I to ona mogła mnie kiedyś zabić.
– Udało mi się! – oznajmiła, przepychając się w progu i wchodząc do środka. – Ha, a tak bardzo we mnie nie wierzyłeś!
– Witaj, Rhosyn, jakże miło znowu cię widzieć – mruknąłem i zamknąłem za nią, gdy ona skierowała się do małego salonu i z głośnym westchnieniem zajęła miejsce w jedynym fotelu, jaki udało mi się tu przytargać. – Co takiego się wydarzyło, że taki z ciebie dzisiaj śpiewny skowronek?
– Sam zobacz – powiedziała i wyciągnęła w moją stronę kartkę. – Mówię ci, będziesz w szoku.
Skoro tak mówiła. Znała mnie, wiedziała, jak mogę zareagować na daną sytuację, a skoro twierdziła, że będę zaskoczony... Mogłem mieć jedynie nadzieję, że nie zrobiła niczego złego, a ten papier to nie jest jakieś wezwanie do sądu na rozprawę.
Niechętnie przejąłem dokument, a Rhosyn zmieniła pozycję, po czym w ogóle wstała i w swojej zwiewnej sukience w kolorze, który określała jako zieleń opuncji, przeszła do równie małej kuchni, by wstawić wodę na kawę. Dobrze wiedziała, jak działać, kiedy wpada z wizytą. Utarty schemat był mi potrzebny, by jakoś egzystować, a nastolatka nie miała problemu, by również do niego przywyknąć, za co byłem jej wdzięczny.
Krzątała się, kiedy ja zapoznawałem się z treścią druku, a w mojej głowie naprawdę pojawiło się zaskoczenie, bo to było coś, czego się nie spodziewałem, choć po części przyłożyłem rękę do tego sukcesu. Otóż Rhosyn otrzymała stypendium, i to nie byle jakie, bo naukowe.
Naukowe stypendium dla Rhosyn. Brzmiało jak oksymoron i nie umiało do mnie dotrzeć. Doskonale znałem tę osóbkę, która właśnie ze zmielonych ziaren kawy czyniła cuda. Była typem dziewczyny, której nikt nie przyznałby stypendium naukowego. Może kilka mandatów, ale nigdy nie stypendium. Na drodze zachowywała się niczym agresor, który pragnie wojny z innymi kierowcami, w czym wcale nie pomagało to, że jej samochód był istnym hołdem dla środowiska LGBTQ. Kilkukrotnie byłem pasażerem podczas jazdy i chętnie sam wypisałbym dla niej bloczek na kilkadziesiąt dolarów, nigdy za to nie przyznałbym jej stypendium naukowego. I to nie dlatego, że brakowało jej wiedzy i inteligencji – gdyby nie posiadała tego drugiego przymiotu, w ogóle bym się z nią nie zadawał – ale dlatego, że nie zależało jej na ocenach i wynikach. Wolała niczym ptak być wolna i robić to, co lubi, będąc przy tym sobą i nie zważając na nic i na nikogo. Nie powiedziałem jej tego nigdy, ale imponowała mi takim podejściem, choć czułem, że kiedyś może mieć z tego powodu kłopoty.
Odłożyłem list z przyznaniem stypendium na blat stolika i również udałem się do kuchni, gdzie Rhosyn szukała właśnie ciastek, byśmy mieli coś słodkiego za towarzystwo. Przystanąłem w progu i obserwowałem ją, tę dziewczynę, która parę lat temu ze łzami w oczach prosiła mnie, bym jako matematyczny geniusz – moje zaburzenie dało mi coś ekstra w prezencie – dawał jej korepetycje, bo bez nich nie dostanie się do liceum, a która teraz miała dostawać pieniądze za swoją naukę. Naprawdę takiej przyszłości się u niej nie spodziewałem.
– Gratulacje – powiedziałem. – Jestem z ciebie dumny.
Właściwie to nie wiedziałem, czy czułem dumę, na pewno byłem jednak z niej zadowolony, chciałem, by o tym wiedziała.
Zerknęła na mnie przez ramię i uśmiechnęła się, a ciastka, których szukała, znalazły się w jej ręce.
– Dziękuję – odparła i wzięła się za rozpakowywanie, a ja podszedłem do aneksu, by zalać kubki gorącą wodą, bo czajnik skończył właśnie swoją pracę, i za chwilę cieszyć się ulubionym napojem. – To właściwie twoja zasługa – dodała, a ja uniosłem lewą brew.
– Naprawdę?
Ciastka wylądowały na talerzyku, ja wziąłem kubki i wróciliśmy do salonu, gdzie mogliśmy przerwać ciszę dalszą częścią naszej konwersacji. Rhosyn zasiadła na tym samym miejscu, co wcześniej, ja przysiadłem na wąskiej kanapie, na której najczęściej także spałem, bo materac w mojej maleńkiej sypialni był nim już tylko z nazwy.
Nastolatka chwyciła za słodycz, upiła łyk kawy i spojrzała na mnie.
– Tak, naprawdę. Pamiętasz te słowa, które mi powiedziałeś, jak udało mi się zdać dziewiątą klasę?
Kiwnąłem głową na potwierdzenie. Oczywiście, że pamiętałem, pamięć miałem przecież bardzo dobrą, a jeśli chodziło o Rhosyn, to nie potrafiłem pozbyć się wspomnień związanych z jej osobą, bo była dla mnie... no cóż, kimś naprawdę ważnym.
– Oczywiście, że pamiętam. – Tego popołudnia wydarzyło się również coś innego, o czym dziewczyna do tej pory nie wiedziała, bo było moim największym sekretem, który udało mi się trzymać w sobie tylko dlatego, że ja w ogóle byłem zamkniętym na świat człowiekiem. Odchrząknąłem, przywołując odpowiednie zdania na język. – Każdego dnia ucz się czegoś nowego, by twoja wiedza zwiększała się o pięć procent. Każdego dnia bądź także lepszą wersją siebie, aż w końcu staniesz się ideałem dla samej siebie.
Podobne słowa usłyszałem od kogoś innego w innych okolicznościach, tamtego popołudnia, kiedy nastolatka podzieliła się swoimi ocenami, chciałem ją wesprzeć tymi sentencjami. Nie sądziłem, że aż tak się przydadzą.
– Dokładnie – przytaknęła. – I oto, gdzie jestem po skorzystaniu z tych rad. – Spojrzała na mnie, a uśmiech rozjaśnił jej twarz. – Dziękuję. Za to i za wszystko inne.
Znowu to poczułem. To coś, czego nie umiałem nazwać, bo uczucia od zawsze stanowiły dla mnie zagadkę. To coś, co pojawiało się dość regularnie i zaburzało moje myślenie. Znowu musiałem znaleźć w głowie inny temat, o którym mógłbym myśleć zamiast analizować te podziękowania. Albo też chwycić za kubek z kawą i wreszcie się jej napić.
– Nie ma za co – bąknąłem w odpowiedzi i sięgnąłem po ciastko, a Rhosyn rozsiadła się wygodniej.
– Co u ciebie słychać? – zagaiła. – Jak postępy nad projektem? Klient jest na razie zadowolony?
Dalsza rozmowa przebiegła według schematu: pytanie, odpowiedź, pytanie, odpowiedź, i tak minęły kolejne godziny, podczas których czułem, że długo tak nie pociągnę. Odetchnąłem porządnie dopiero wtedy, kiedy nastolatka opuściła moje mieszkanie, a ja mogłem wrócić do swoich obowiązków i znowu skupić się na czymś innym niż szybko bijące serce. Nie chciałem, by przyniosło mi jakieś kłopoty, a coś mi mówiło, że tak się stanie, jeśli wciąż będę myślał o spotkaniach z Rhosyn. Powinienem zakończyć wreszcie tę znajomość, ale nie umiałem, bo stanowiła część rutyny, jaką stworzyłem. I to ona mogła mnie kiedyś zabić.
Love me 'til the day I die!
OdpowiedzUsuńA widziałas teledysk??? Jakoś szalenie mi się podoba i song i.... zwykle nie oglądam teledysków, a ten jak tylko leci, siadam i patrzę.
W każdym razie, kurde, twoje tytuły zawsze brzmią w mojej głowie. Trafiasz.
Oyyy. Kręcą mnie takie wycofane typy. Są inni. Ciekawi. Aspołeczni. Lubię ludzi z defektami. A jednocześnie zawsze mają jakąś grubą rekompensatę, jak sama napisałaś.
Znowu ciekawe imię. Rhosyn. Masz do tego dryg. No i fakt, ze zaczynasz kolejną historię (bo pierwszy raz mam stycznosc z ta dwojka), a mnie znowu intryguje... Kolejny dowód na to, że jesteś właściwym człowiekiem, na właściwym miejscu ;) Keep writing! Chciałabym poznać imię tego chłopaka, geniusza. Osobiscie wyobraziłam go sb w takim spranym czerwonym, trochę rozciagnietym swetrze, ciemne włosy, koniecznie trochę za długie. Jestem go bardzo ciekawa!!
Ale historia💚💜💙💛 ten koles ro chyba od niej starszy ale sadzac ze juz parw lat sie znaja wnioskuje ze z niej nastolatka ale juz prawie dorosła jakies 16 lat, co? Bardzo Fajnie sie czytało a końcówka ze to ona mogla go kiedys zabic wbilo sie mi w mózg jak gwóźdź. I zostawilo mi dziure która chce wypełnić kontynuacją tego opowiadania. Wyciągnęłas mnie😏
OdpowiedzUsuńW sumie tylko taki jeden błąd zauważyłem: "Oczekiwałem jej tego popołudnia, a i tak byłam odrobinę zaskoczony" - mała pierdółka, także tylko zaznaczam :P Ogólnie, tekst bardzo fajnym językiem i stylem napisany. Jak zwykle, ma się ochotę na więcej :D Obstawiam, że ten mężczyzna jest na coś chory i pewnie dlatego boi się, że dziewczyna go kiedyś zabije - serce nie wytrzyma albo coś. W każdym razie, naprawdę jestem ciekaw co będzie dalej ;)
OdpowiedzUsuńNie wiem, jak koleś ma na imię, ale bardzo chcę go poznać osobiście. Masz jakiś kontakt do niego? :D Awww love is in the air, bardzo fajny bohater, niepewny tego, co sam czuje, na bank zakochany w tej dziewczynie, która swoją drogą jest także niesamowicie ciekawa. On mnie przyciągnął tym, że jest inny, jest chyba geekiem, mózgiem i też bym chciała takiego korepetytora!!! Dajcie miiii!! :D Lekko się to czytało, cały czas się uśmiechałam, pewnie zaraz uznają mnie za pierdolniętą, ale trudno, bo uwielbiam czytać takie historie! Co do kompozycji, nie mam sie do czego przyczepić, keep writing like that! :D Mam nadzieję, że bohater dojdzie do wniosku, że musi zrobic ten pierwszy krok. Takie teksty dają siłę. I o to chodzi! :D
OdpowiedzUsuń