Ten pierwszy raz
Dziś o
demonie. I o Vivian. Nie, to nie znowu „Pożegnaj jutro”, bo pewnie nie wiecie,
a może wiecie – ci bardziej zorientowani w mojej bazgraninie – że Vivian ma
wiele twarzy. Dziś ta oryginalna z „Anioła Lucyfera” i późniejszych „Łowców”, z
którymi spotkaliście się przy okazji „Ośmiu monet” w tygodniu, gdy bohater miał
przeżyć trzy dni, wybierając jeden przedmiot.
To spotkanie
było zupełnie nieplanowane, niespodziewane i komplikowało wszelkie możliwe
sprawy. Nie sądziła, że tak głupio wpadnie, przez tyle czasu skutecznie
ukrywała to, że żyje przed egzorcystami, a teraz stała oko w oko z Yuu Kandą,
największym wrzodem na tyłku, jaki chodził po ziemi. Wiedziała, że to koniec
maskarady.
Minęło dwa i
pół roku, odkąd Czarny Zakon, organizacja walcząca z Milenijnym Earlem, który
zamierzał zniszczyć świat, była przekonana, że Vivian Walker zginęła w czasie
misji. Nie była to prawda, sfingowała swoją śmierć na wyraźne polecenie
generałów Zakonu, którzy w ten sposób chcieli ją ochronić przez złymi decyzjami
z góry. Vivian bowiem była Aniołem Lucyfera – osobą łączącą w sobie cechy obu
stron konfliktu i posiadającą moc, która mogła wywołać Apokalipsę. Jej ciężki
charakter sprawiał, że dla władz Zakonu była niepewnym elementem, który
należało trzymać pod kluczem bądź zlikwidować. Nikt z nich nie chciał dostrzec,
że Vivian jest po prostu człowiekiem, zagubioną w tym wszystkim dziewczyną,
którą los doświadczył zbyt mocno pomimo młodego wieku.
Generałowie
postanowili ją ochronić. Ufali jej, choć tego samego nie można było powiedzieć o
Vivian. Wiedzieli, że od jakiegoś czasu dziewczyną interesuje się Liga Cieni,
organizacja o podobnym profilu co Czarny Zakon, lecz szerszym polu działania.
Jako że władze Zakonu zakazały kontaktów z Ligą, generałowie nakazali Vivian
sfingować swoją śmierć, by mogła spokojnie dotrzeć do Cieni i stać się jedną z
nich. Dzięki temu miała uniknąć pościgu i przykrych konsekwencji oskarżenia o
herezję.
W czasie
półtorarocznego treningu Vivian stała się w pełni wykształconym Cieniem.
Dorosła też i zrozumiała wiele rzeczy związane z przeznaczeniem Anioła
Lucyfera. Jednak nadal nie zamierzała wracać do Czarnego Zakonu, choć
niewątpliwie jej pomoc mogłaby pomóc zakończyć konflikt trwający siedem tysięcy
lat. Nie czuła się na to gotowa, poza tym w Lidze nikt nie patrzył na nią jak
na wroga.
A teraz
wszystko na nic. To była rutynowa misja – miała pozbyć się demona grasującego
po mieście. Nic bardzo trudnego, więc poradziła sobie z tym szybko, zgłosiła
zakończenie zadania i miała wracać do domu. Żaden znak na niebie i ziemi nie
zapowiadał nadejścia członków Zakonu. Czy to poszukiwaczy, których wysyłano
najpierw, by sprawdzili, czy sprawa kwalifikuje się do tego, by zaangażować w
to egzorcystów, którzy władali boskim kryształem zwanym innocence. Była to moc
dana ludziom przez Boga, by mogli walczyć i zwyciężać z marionetkami Earla,
akumami.
Kandę spotkała
przypadkiem, gdy zatrzymała się przy straganie z owocami. Kupiła kilka jabłek i
już miała iść na pociąg, gdy stanęła oko w oko z przystojnym, długowłosym
Japończykiem w mundurze Czarnego Zakonu.
– To ty... –
mruknęła.
Skąd
wiedziała, że jest źle? Odpowiedź była prosta – bo to Kanda. Może i w czasie
pobytu Vivian w Czarnym Zakonie w końcu wytworzyła się pomiędzy nimi jakaś nić
porozumienia, ale Japończyk z pewnością zaciągnie ją z powrotem do Kwatery
Głównej, gdzie jest miejsce egzorcystów. Do tego będzie wściekły, że nie
wtajemniczyła go w swój plan w czasie ostatniej rozmowy. W jakiś sposób
zdradziła go, bo przecież przez tyle czasu chronił jej tyłek przed zakusami
góry. Nieważne, że robił to na zlecenie generałów, była mu coś winna.
Dopiero po
chwili dostrzegła, że coś jest nie tak. Zwykle czarne oczy Kandy teraz miały
odcień bladego błękitu. W jego postawie też było jakaś nuta inności. Może to
drobiazgi, ale znała go zbyt dobrze, żeby tego nie zauważyć. Poza tym szkolenie
Cieni uczuliło ją na takie rzeczy. Nie miała wątpliwości, że mężczyzna stojący
przed nią jest Kandą, choć jednocześnie nim nie był. W końcu wpatrywali się w
siebie już dłuższą chwilę, a to wystarczająco, by Japończyk otrząsnął się z
szoku i zaatakował.
– Kim
jesteś? – zapytała.
– A ty?
Teraz miała
pewność. W głosie Kandy nigdy nie brzmiała nuta rozbawienia. Do tego w końcu to
poczuła – zapach demona. Japończyk dał się opętać. Aż miała ochotę mu przyłożyć
za głupotę. Czemu zachował się jak kompletny amator? Był przecież
profesjonalistą. Może i lepiej radził sobie z akumami, ale miał na tyle rozumu,
by obronić się też przed innymi zagrożeniami.
Powstrzymała
się jednak. Byli na ulicy pełnej ludzi. Rozpoczęcie tutaj walki przyciągnęłoby
niepotrzebną uwagę, sprawiło kłopoty i jeszcze więcej skomplikowało. Na to
pozwolić nie mogła. Złapała mężczyznę za nadgarstek i pociągnęła za sobą.
Musiała znaleźć jakieś spokojniejsze miejsce, by zająć się tym problemem.
Zaprowadziła
go do opuszczonego budynku, w którym poprzedniej nocy rozprawiła się z demonem.
Wiedziała, że do tego miejsca jeszcze długo nie wrócą ludzie, nawet ulicznicy,
którzy instynktownie wiedzieli, gdzie jest dla nich niebezpiecznie.
Przynajmniej nikt nie wejdzie im w drogę.
Płynnym
ruchem sięgnęła po czarną katanę przewieszoną przez plecy i przyłożyła jej
sztych do gardła Japończyka. Wciąż też nie puszczała jego nadgarstka.
– Czego tu
chcesz, demonie? – warknęła.
– Ej,
niczego jeszcze nie zrobiłem. Po co te nerwy?
– Opętałeś
człowieka. To wystarczający powód, by odesłać cię tam, gdzie twoje miejsce, a
nawet zniszczyć.
– Nie
zrobiłem mu krzywdy – oburzył się demon. – Ten mężczyzna po prostu śpi. Nie
pożeram ludzkich dusz, nie smakują mi, jeśli tego się obawiasz.
Spoglądała
na niego z uwagą. Zmieszanie na twarzy Kandy nieco ją zaskoczyło. Owszem, to
nadal mógł być podstęp, ale instynkt podpowiadał jej, że w tej chwili nie ma
zagrożenia. Poza tym ciało Japończyka nie było nawet spięte w obawach, nie
mówiąc już o gotowości do walki. Było to co najmniej dziwne.
– Zdajesz
sobie sprawę z tego, kim jestem? – zapytała.
– Wkurzoną,
ludzką kobietą? – odparł.
– Mówi ci
coś nazwa „Liga Cieni”?
– Nie, a
powinna?
Uniosła
brew. Teraz już całkowicie nie wiedziała, co myśleć. Demony miały świadomość
istnienia Ligi, a ich przedstawicieli nazywali Łowcami. Nie spotkała jeszcze
piekielnika, który nie miałby tej podstawowej wiedzy.
– Kim
jesteś? To jedyna szansa, żebyś się wytłumaczył, nim cię odeślę.
– Czekaj, czekaj.
Jeśli wkurzasz się o tego człowieka, to wybacz, ale nie miałem innego wyboru,
jak go opętać. Nie zamierzam jednak nikomu robić krzywdy. Nie myl mnie z całą
resztą, jestem niegroźny.
– To nie
jest odpowiedź na moje pytanie – stwierdziła.
– Byłoby milej,
gdybyś odłożyła ten miecz.
Posłała mu
kose spojrzenie, na które westchnął. Wiedział, że z tą kobietą będzie się
ciężko dogadać.
– Dobra,
skoro nie, to okej. Nie będę naciskać. Nazywam się Favel i rzeczywiście jestem
demonem, ale bardzo niskiego rzędu. Tacy jak ja zwykle nie opuszczają piekła,
nikt nas nie wzywa, bo jesteśmy raczej maskotkami. Chciałem zobaczyć świat
ludzi, więc jakoś udało mi się dostać do tego wymiaru, ale nie mam
wystarczająco mocy, by się tu utrzymać w jakiejś normalnej formie. Tylko
dlatego go opętałem. Chcę spróbować różnych rzeczy. Potem oddam właścicielowi
jego ciało, naprawdę.
– I dlaczego
miałabym ci na to pozwolić? – zapytała.
– Bo mogę
sprawić, że to nie pozostawi w nim żadnego śladu, a wyglądasz, jakby zależało
ci na tym, żeby nie wiedział o twojej obecności.
Vivian
utrzymała maskę obojętności, choć w środku aż ją skręcało. Demon właściwie
odczytał emocje na jej twarzy, gdy zobaczyła Kandę. Nie uśmiechało jej się iść
na współpracę z Favelem, ale myśl o tym, że Japończyk zaalarmuje Zakon też nie
była przyjemna. Ściągnie problemy nie tylko na nią, ale i na Ligę, a na nie
mogła pozwolić. Nie miała gwarancji, że pozbycie się demona nie pozostawi śladu
na Kandzie. Do tego opętania były trudne do rozwiązania. Może i wiedziała wiele
po badaniach, które robiła w tym kierunku, ale nadal nie było to wszystko.
Zresztą każdy przypadek należało traktować indywidualnie, jeśli nie chciało się
zranić pechowca.
– Moją pracą
jest niszczenie takich jak ty.
– No weź,
przecież nic nikomu nie zrobię. Mam pomysł – uśmiechnął się. – Pokażesz mi
świat ludzi, a ja wieczorem grzecznie wrócę do piekła, zaś on nie będzie nawet
wiedział, że coś się wydarzyło. Umowa stoi?
Nie powinna
się wahać, a jednak nie podjęła decyzji od razu. Czuła, że właśnie zawodzi jako
Cień, ale emocje wzięły górę. Nie chciała, by Kandzie coś się stało, by
dowiedział się o jej kłamstwie, by musiała wracać do Czarnego Zakonu. Obejście
się bez problemów było dobre, choć powinna zastosować odpowiednie rozwiązania.
– Powiedzmy,
że ci wierzę. Umowa stoi, ale spróbuj ją złamać i nie będę miała dla ciebie
litości.
– Słowo
demona. To jak powinienem cię nazywać? Bo mówienie per „kobieto” czy „łowczyni”
chyba nie będzie zbyt przyjemne.
– Vivian.
Schowała katanę,
przeklinając w myślach własne słabości. Czuła, że to się źle skończy.
– To co
chcesz zobaczyć najpierw? – zapytała.
– Zawsze
chciałem skosztować ludzkiego jedzenia. Podobno ma wiele smaków – powiedział z
entuzjazmem.
Skinęła na
niego, by za nią poszedł. Wrócili na targ, gdzie czuć było kolejne smakowite
zapachy lokalnych specjałów. Favel co rusz się odwracał, był jak nadpobudliwe
dziecko, które chciało zobaczyć, usłyszeć, dotknąć wszystkiego w jego zasięgu.
Vivian nieraz musiała go powstrzymywać przed łapaniem jedzenia prosto ze
straganu, co bardzo ją irytowało. Do tego jeszcze fakt, że przejął ciało Kandy,
co sprawiało, że czuła się niepewnie.
–
Przestaniesz wreszcie? – warknęła na niego, gdy po raz kolejny sięgnął po
smażonego kurczaka bez pozwolenia.
Właściciel
straganu spojrzał na niech spode łba gotowy oskarżyć ich o kradzież. Vivian
uśmiechnęła się przepraszająco i gestem wskazała, że jej towarzysz jest nieco
niespełna rozumu, po czym odwróciła się do Favela. Ciężko było patrzeć w twarz
Kandy, wiedząc, że to nie on.
– Nie możesz
tego robić – warknęła półgłosem. – Tu to tak nie działa. Zachowuj się.
– Nie jestem
człowiekiem – odparł. – Nigdy nim nie byłem, więc czemu oczekujesz, że będę się
zachowywał jak jeden z nich?
– Bo jesteś
w ciele jednego z nich. Dorosłego mężczyzny, który nie rozgląda się jak
trzyletnie dziecko zaciekawione światem dookoła niego. Są zasady, których
należy przestrzegać. Jeśli czegoś chcesz, to mi po prostu najpierw powiedz,
zamiast wyciągać rękę.
Jej słowa
przyniosły połowiczny skutek. Favel zaczął przyglądać się ludziom i naśladować
ich zachowania, ale nadal nie potrafił powstrzymać swojej ciekawości świata. Co
rusz pytał „co to”, „na co”, „dlaczego”, „czy może”. Wymyślał też najgłupsze
atrakcje, które dla Vivian były codziennością. Wielokrotnie musiała się
powstrzymać przed przyłożeniem mu. Wiedziała, że to nie jego zachowanie ją tak
irytuje, a Kanda.
Wieczorem
była tak zmęczona, jakby przez cały dzień trenowała z Japończykiem na pełnych
obrotach, a nie łaziła po mieście i tłumaczyła działanie świata ciekawskiemu
demonowi, który zachowywał się jak dzieciak. Marzyła już tylko o długiej,
gorącej kąpieli i łóżku, ale wciąż było na to za wcześnie.
Wynajęli
pokój w pensjonacie i zamówili kolację za niebagatelnie wysoką kwotę tylko ze
względu na deser, którego Favel chciał skosztować. Vivian zostały pieniądze
jedynie na pociąg powrotny, ale starała się o tym nie myśleć.
–
Zadowolony? – zapytała.
– Nawet nie
wiesz, jak bardzo. Wasz świat jest naprawdę ciekawy i zupełnie nie rozumiem,
dlaczego inne demony chcą go zniszczyć.
– Kieruje
nimi ludzka nienawiść do wszystkiego wokół – wzruszyła ramionami. – Nie ma w
tym nic odkrywczego. Skoro wypełniłam swoją część umowy, teraz czas na ciebie.
– Nie możemy
jeszcze chwilę poczekać?
Rzuciła mu
nieprzyjazne spojrzenie i podeszła do okna. Na zewnątrz było już ciemno, przez
co zdawała sobie sprawę, że Favel może stać się silniejszy – w nocy emocje,
którymi żywią się demony są dużo intensywniejsze. Poza tym to pora wielu ludzi
o szemranej pozycji, którzy zaczynają swe interesy.
– Nie
nadwyrężaj mojej cierpliwości, demonie.
W odbiciu
szyby widziała, jak do niej podchodzi. Odwróciła się gotowa uskoczyć przed
atakiem. Nie spodziewała się jednak, że położy dłoń na jej policzku.
Znieruchomiała na moment.
– Wiesz, jak
on cię pragnie? – zapytał Favel. – Czuję, jak jego ciało na ciebie reaguje,
Vivian.
Nim zdążyła
odpowiedzieć, pochylił się nad nią i złożył na jej ustach niewprawny pocałunek.
Gest był tak inny od tych, którymi raczył ją Kanda w przeszłości. Na chwilę
serce Vivian zgubiło właściwy rytm.
– Ty też go
pragniesz – usłyszała szept w uchu. – Nie chcesz wykorzystać okazji?
Vivian
zerwała się do siadu mokra od potu i wystraszona. Przez chwilę nie wiedziała,
gdzie jest. Drgnęła niespokojnie, gdy poczuła ruch tuż obok. Pewnie by
zaatakowała, gdyby nie znajomy głos:
– Spokojnie,
Vivian. To tylko sen.
– Arte.
Teraz sobie
przypomniała. Mieli wolny wieczór, więc siedzieli w sypialni wampira z winem i
ciastem. Musiała przysnąć, więc Arte spał obok. Nie było w tym nic dziwnego,
często tak robili, bo też nie było pomiędzy nimi niczego erotycznego.
Powoli się
uspokajała. Cała ta sytuacja z demonem była tylko głupim snem. Za dużo wina i
durnych tekstów przyjaciela.
– Niestety
tylko ja – powiedział. – Kandy tu nie znajdziesz.
Spojrzała na
niego spłoszona, bo skąd mógłby wiedzieć, co jej się śniło bez zaglądania do
jej głowy? Chyba że...
– Mówiłaś
przez sen – wyjaśnił. – Chyba za nim tęsknisz, choć pewnie nie powinienem
pytać, co ci się śniło – zaśmiał się.
– Morda w
kubeł, durny wampirze – warknęła, podnosząc się z łóżka. – Więcej z tobą nie
piję.
– Vivian,
żartowałem. Nie mówiłaś przez sen. Strzelałem.
Jednak
kobieta wypadła z jego pokoju, trzaskając drzwiami. Chyba to nie był dobry
moment na takie żarty. Będzie musiał ją rano przeprosić.
– Żebyś
wiedział, Yuu Kando, jak ona za tobą tęskni. Żebyś wiedział – westchnął i
wrócił do łóżka.
Po pierwsze wciagnął mnie ten Twój, juz pewnie od dawna tworzony świat. Świetny pomysł na wpisanie tematu. Ciekawski demon - bardzo zabawny - a Vivien ze swoimi słabościami, taka bardzo ludzka. Lubie słabości w literaturze, zwłaszcza u silnych. Końcówka mnie trochę rozczarowała, chociaz b.dobra, ale wolałabym, żeby to była prawda - i ten pocałunek demona-Kando - świetna sprawa. Jest taki fragment:" Dorosła też i zrozumiała wiele rzeczy związane z przeznaczeniem Anioła Lucyfera. Jednak nadal nie zamierzała wracać do Czarnego Zakonu, choć niewątpliwie jej pomoc mogłaby pomóc zakończyć konflikt trwający siedem tysięcy lat." - raczej "rzeczy związanych", no i pomoc mogła pomóc:)). Na początku trochę się gubiłam w informacjach, bo nie znam dobrze tego Twojego Uniwersum. Spotkanie Vivien z demonem, a raczej demonkiem:))który zawładnął ciałem i duchem Kando i do tego te skomplikowane relacje miedzy kobietą -Cieniem, a Kando - to się bardzo dobrze czyta. Dobrze napisane. Jak bym ogladała film!
OdpowiedzUsuńUniwersum Anioła ma już niemal 10 lat, więc to jest kawał czasu. Informacji na początku dużo, ale starałam się wyjaśnić, co i jak w jak najprzystępniejszej formie.
UsuńTekst poszedł bez korekty, więc pewnie znajdują się w nim i inne kwiatki.
I powiem Ci, że Vivian też była rozczarowana :)
O Vivian. Lubię te panią. To bardzo fajne, ze większość z was pisze o silnych, niezależnych kobietach. Bonone takie są nawet jeśli czasaminlekko zagubione, pełne hormonów i emocji.
OdpowiedzUsuńBardzo fajny kawałek tekstu. Niezły pomysł z młodym demonem
Cieszę się, że ją polubiłaś, bo to kawał cholernicy jest i potrafi zirytować.
Usuń