Poprzedni tydzień
był dla mnie na tyle ciężki, że nie byłam w stanie nic napisać, choć temat był
arcyciekawy. Starałam się, by obecny tekst nie był tak dołujący jak poprzedni,
chociaż kilka dni temu pochowałam swojego czworonożnego, pokrytego sierścią członka
rodziny, więc bałam się, czy moje emocje nie wezmą góry. Chyba jednak udało mi
się stanąć "obok" nich i napisać coś konkretnego. Jeżeli ktoś zobaczy
podobieństwa do Sherlocka to nie będę zaprzeczać. Mój bohater jest wzorowany w
pewnym sensie na Moriartym, więc biję się w pierś, choć tak po prawdzie to
można by go było porównać do wielu różnych psycholi. Tak, mam ponownie
"fazę" na Sherlocka po najnowszym sezonie, choć kryminały są dla mnie
dosyć ciężkie do pisania.
K.L.U.C.Z.
To wcale nie tak, że
nie podobało mu się to miejsce. Rzeczywiście, nie miał dostępu do przedmiotów
codziennie używanych przez typowego Kowalskiego, ale tego akurat nie
potrzebował. Nie teraz. I tak, każdy jego ruch był obserwowany, ale to tylko
wzmagało w nim niemal masochistyczną radość i euforię. Musieli go obserwować,
bali się go, a jego to cieszyło. Był jak małe dziecko przyłapane na znęcaniu
się nad owadem. Nie mogli go uderzyć, ponieważ był dzieckiem, według nich nie
mógł przecież zdawać sobie sprawy z tego, że to co robi jest złe. Jednak on
wiedział. Przytulając się do maminej spódnicy szlochał, że przecież nie robił
nic złego, że to tylko zabawa, a ona głaskała go po głowie i tłumaczyła, że tak
nie wolno postępować. Ukrywając twarz w fałdach materiału skrywał twarz nie ze
strachu, a z powodu szerokiego uśmiechu, który mimo łez moczących policzki,
rozrastał się coraz bardziej i bardziej...
Naznaczone bladymi
żyłkami powieki drgnęły kilka razy, by w końcu unieść się do góry i odsłonić
jasne tęczówki z rozszerzonymi źrenicami. Gałki oczne poruszyły się
niespokojnie jak u nagle zbudzonego zwierza, a dłonie, wcześniej błądzące w
powietrzu, zastygły w bezruchu centymetr nad kolanami. Przekręcając głowę zatopił swoje spojrzenie w
kobiecie stojącą kilka metrów przed nim. Drzwi za nią zamknęły się samoistnie,
choć zdążył jeszcze uchwycić kontakt wzrokowy z jednym ze strażników. Na jego
ustach wykwitł lekki uśmiech choć wiedział, że ochroniarz wcale nie miał
zamiaru go odwzajemniać. Gdy rozległ się sygnał zamknięcia i zabezpieczenia
drzwi, przeniósł wzrok ponownie na kobietę. Nie była najmłodsza, wręcz mogłaby
już być babcią, choć próbowała zatuszować każdą, nawet najmniejszą, zmarszczkę.
Gdy inne kobiety wstawały rano z rozmazanym makijażem i potarganymi włosami,
ona siedziała wygodnie rozciągnięta na fotelu, a obok skakało pięć kobiet,
gotowych okłamać jeszcze jeden dzień, oszukać czas na te dwadzieścia cztery
godziny.
Kładąc dłonie na
kolanach zmrużył oczy i wędrował za nią wzrokiem, dopóki nie stanęła mniej
więcej trzy metry i czterdzieści pięć centymetrów przed nim. Spoglądał na jej
buty, lekko zabrudzone z przodu, prawdopodobnie z powodu deszczu, jednak to
była ich jedyna niedoskonałość. Musiała kupić je najdalej wczoraj. Przeniósł
spojrzenie na butelkową zieleń jej płaszcza, szkarłatne rękawiczki, które
właśnie zdjęła i położyła na stoliku, na burgund czający się na ustach i mocno
wypudrowane policzki. Niezmienne pozostały tylko włosy upięte w ciasny,
dokładnie spleciony kok. Jego brwi zmarszczyły się nieznacznie.
Ciekawe dla kogo
chciała być taka idealna? Atencyjna dziwka, pomyślał.
– Jak sobie radzisz?
Miała zachrypnięty
głos, wciąż wypalała przynajmniej paczkę papierosów dziennie, ale nie takich,
które łatwo byłoby dostać. Typowy Kowalski nawet nie wie, jak drogie potrafią
być nałogi. Prawy kącik ust drgnął, dając złudne wrażenie uśmiechu ze strony
mężczyzny. On sam był niemal zupełnym przeciwieństwem kobiety. Młody,
umięśniony, choć nie przesadnie, z krótko ostrzyżonymi włosami, ubrany w białą
koszulę i szerokie jeansy. Stopy pozostawały bose zupełnie tak, jakby w ten
sposób drwił ze swojego całkiem eleganckiego ubrania. Tylko ich oczy były takie
same. Dlatego wybrała butelkową zieleń płaszcza; pasowała do jej i jego oczu. W
tym momencie byli tacy sami. Nie doczekawszy się odpowiedzi, kobieta rozpięła
płaszcz i rozluźniła hustę, którą miała owiązaną wokół szyi. Ten zwykły gest
sprawił, że oczy mężczyzny lekko się rozszerzyły. Na opalonej skórze, przez
sekundę, można było zobaczyć kawałek bladej blizny zanim jedwab ponownie jej
nie zakrył.
– Ile tu już
siedziesz? Rok, dwa? – Postanowiła nie powtarzać pierwszego pytania.
Rozglądając się po pomieszczeniu dała mu czas do zastanowienia się.
– Pięć lat, trzy
miesiące, dwadzieścia trzy dni, pięć godzin i trzydzieści pięć minut.
Uniosła lekko brwi,
jednak nie zdziwiła jej odpowiedź. Doskonale go przecież znała, tak samo jak
znała odpowiedź. Sama przecież go wychowała i sama go tu zamknęła.
Mężczyzna przechylił
lekko głowę i postukał palcami o kolana.
– Postarzałaś się.
Papierosy ci nie służą.
– Ty za to kwitniesz –
odparła sarkastycznie – Nie oglądasz telewizji?
Pokręcił głową i
unosząc dłoń zamachał nią w powietrzu.
– Nie jest mi
potrzebny, zaśmieca tylko myśli. A twój obraz mam w pamięci utrwalony
doskonale. Potrafiłem sobie wyobrazić twój wygląd po tych wszystkich latach.
Kobieta założyła ręce
na piersi.
– I co? Jak bardzo
odbiega od Twoich wyobrażeń mój aktualny wygląd?
Mężczyzna pochylił
się do przodu i unosząc głowę spojrzał na rozmówczynię drwiącym wzrokiem.
– Wcale mnie nie zaskoczył.
Zanim cokolwiek
zdążyła zrobić, chłopak skoczył w jej kierunku i silnie objął za szyję.
Przewyższał ją niemal dwa razy o głowę, więc lekko ugięły jej się nogi pod
ciężarem jego ciała.
– Cześć mamusiu.
Tęskniłem.
Kobieta wyrwała się z
uścisku i odepchnęła go dysząc lekko. Uniosła rękę by poprawić hustę, ale jej
dłoń natrafiła na pustkę. Kiedy podniosła wzrok na syna, ten trzymał szkarłatny
materiał i wymachiwał nim przed swoją twarzą.
– Dzięki za prezent.
Zadrżała na dźwięk
jego głosu, choć nie dała tego po sobie poznać.
Ale on wie,
pomyślała, on wie.
Zawsze wiedział.
Jedną ręką zakryła
bliznę na szyi, a drugą wyciągnęła w stronę chłopaka. Nie potrafiła o nim
myśleć jak o mężczyźnie, dobijał trzydziestki, a jednak wciąż pozostał taki sam
jak pięć lat temu.
–Peat, oddaj mi
hustę, inaczej zabiorą ci strażnicy.
– Boisz się pokazywać
bez niej. – To nie było pytanie, a proste stwierdzenie. Peat chwycił hustę w
dwie ręce i zasłonił sobie nią oczy. Poniżej materiału rozciągał się szeroki
uśmiech, który był doskonale znany kobiecie. – Śpisz w niej, jesz, pracujesz,
pewnie też uprawiasz seks. Ilu ich było w tym tygodniu? Pięciu? Co na to tatuś?
– Przestań. Duchy nie
wracają zza grobów.
– Niektórzy sądzą, że
da się z nimi skontaktować.
Zmrużyła oczy i bacznie
obserwowała syna. Jego wciąż młodzieńczą twarz pokrywał lekki zarost, a w
kącikach ust pojawiły się niewielkie zagłębienia, niechybnie spowodowane
częstym uśmiechem. Peat potrafił być czarujący, ale nie do tego stopnia, by
można mu było bezgranicznie zaufać. To oczy zdradzały jego prawdziwe emocje i
jeżeli ktoś umiał patrzeć, potrafił wyczuć bijące od niego niebezpieczeństwo.
Oczywiście w tym miejscu nie miał zbyt wielu możliwości. Kobieta, która stała
przed nim, wiedziała więcej niż ktokolwiek choćby podejrzewał. Znała go
przecież doskonale i wiedziała, do czego jest zdolny i co potrafi.
Dioda świecąca się
przy kamerze ustawionej w jednym z rogów zamrugała kilka razy, a po chwili
zgasła. Kobieta nabrała głębszy wdech i zrobiła krok w stronę chłopaka.
To zabawne jak bardzo
Peat był ironiczny, obojętny i pewny siebie... ale to jego erudycja i
przenikliwość umysłu pozostawały niedoścignione przez nikogo. Odsunął hustę od
oczu, tym razem juz się nie uśmiechając. Utkwił spojrzenie w jej płaszczu.
– W kieszeni masz
paralizator.
Jak na potwierdzenie
jego słów sięgnęła do kieszeni i wyciągnęła niewielki, podłużny przedmiot.
Obracając go w dłoni wpatrywała się w błyszczącą stal, a jej blask odbijał się
w zielonych tęczówkach.
– To prototyp, ale
powaliłby cię w sekundę. W przeciwieństwie do ciebie, ja nie jestem mordercą.
Peat uniósł wysoko
brwi i zaśmiał się tak głośno, że echo jego głosu zdawało się raz po raz
odbijać od białych ścian. Uniósł ręce ponad głowę i zamachał nimi energicznie.
– Jestem niewinny
pani Premier.
Zaraz potem opuścił
dłonie i skierował się w stronę drewnianego stołka stojącego dokładnie na
środku pokoju. Przechodząc obok kobiety położył jej hustę na ramieniu.
Szybkim ruchem owinęła ją sobie ponownie
wokół szyi i odwróciła się w stronę syna
siedzącego do niej tyłem. Zerknęła w róg pokoju.
Dioda ponownie
zaczęła świecić czerwonym światłem, kamera nieznacznie poruszyła się najpierw w
prawo a potem w lewo.
Kobieta przeczesała
palcami włosy tak szybko, że kilka kosmyków wydostało się spod ciasno upiętego
koka.
– Zamordowałeś
własnego ojca, nawet nagrałeś to na taśmę i wysłałeś do Timesa.
Ramiona Peat'a
podskoczyły do góry kilka razy, tak jak to się dzieje, gdy ktoś łka lub
powstrzymuje śmiech. W jego przypadku mogłoby to być jedno i drugie.
– I przyszłaś tutaj
tylko po to, żeby o tym porozmawiać? Po pięciu latach?
– Pięciu latach,
trzech miesiącach, dwudziestu trzech dniach, pięciu godzinach i czterdziestu
dwóch minutach.
Uśmiechnął się i
odwrócił w jej stronę.
– Teraz czterdziestu
trzech. A to oznacza, że masz jeszcze dwie. Tik, tak, matulu, tik, tak.
Nie tracąc czasu
podeszła do niego i stanęła dokładnie w takiej samej odległości, co na samym
początku. Przez chwilę lustrowali się wzrokiem, a patrząc na siebie nawzajem
mieli wrażenie, że spoglądają sobie samym w oczy. W końcu to ona przerwała
milczenie.
– Wiesz, że już nigdy
stąd nie wyjdziesz?
Wzruszył ramionami.
– Stąd też jest
ciekawie. Może nawet ciekawiej.
Rzeczywiście, Peat
potrafił znadywać rozrywkę tylko w jednej rzeczy na świecie – we własnym
umyśle.
– Nie sądzę, byśmy
się szybko spotkali. Chcesz mi coś powiedzieć, póki masz okazję? – zapytała
zapinając płaszcz.
Ponownie nachylił się
w jej stronę, jednak jego wzrok nie był drwiący jak wcześniej i choć szukała
słów by go opisać, nie potrafiła znaleźć odpowiednich.
– Mówiłem ci, jestem
niewinny.
Zamrugała kilka razy
i nie odzywając się założyła rękawiczki. Peat zerknął na zegar wyświetlający
się na ścianie. Dziesięć sekund i drzwi znowu się otworzą.
– W takim razie nie
musisz obawiać się duchów wracających zza grobów.
Peat wciąż wpatrywał
się w elektroniczne cyfry. Pięć sekund...
Zanim czwórka
zmieniła się na piątkę, kobieta pochyliła się nad nim. Lewą ręką objął ją w
talii a ona pocałowała go w policzek, a
przynajmniej tak to miało wyglądać, bo jedyne, co poczuł na twarzy, to jej
delikatny oddech. Do uszu dotarł niemal bezgłośny szept.
– Nie zapomniałeś mi
o czymś powiedzieć? Na przykład tego, że twój tata planuje zapanować nad
światem?
Na jego twarzy
wykwitł uśmiech, jednak kobieta go nie widziała. Wyprostowała się i nie
odwracając już w jego stronę, ruszyła do drzwi stukając obcasami. Husta, luźno
owinięta wokół szyi, powiewała za nią w rytm kroków. Dopiero gdy ucichły,
przekręcił głowę i znów spojrzał na strażnika, który tym razem nie odwrócił
wzroku.
Drzwi zatrzasnęły
się, sygnał dał znać o aktywacji zabezpieczeń, a Peat pochylił głowę tak nisko,
że nie było widać jego twarzy. Twarzy, na której dopiero teraz pojawił się
uśmiech szaleńca, człowieka dogłębnie rozbawionego czymś, co pojawiało się
tylko w jego własnych myślach, kogoś, kto znał pewien sekret i tego, który sam
go stworzył.
Przede wszystkim
jednak był to uśmiech człowieka, który trzymał w swoich złączonych dłoniach
klucz do wolności.
Niewielki, podłużny
przedmiot o stalowym połysku.
ooo ja, a ja wlasnie obczailam niedawno 1 odcinek nowego sezonu i jakos tak sie.... rozczarowalam. jakies takie to... za szybkie. sherlock jakis taki nie w formie (dla mnie). smutno mi, bo UWIELBIAM jego kreacje i martin i benedict sa ZNAKOMICI w tych rolach ale jakos tak... moze mialam gorszy dzien jak to ogladalam.
OdpowiedzUsuńuuu rany, co to za dzieciak. lubie poschizowane dzieci. wroc. inaczej. lubie o nich czytac, bo jkabym miala takiego w okolicy... to nie wiem jakby sie to skonczylo. pewno albo on albo ja.
dopóki nie stanęła mniej więcej trzy metry i czterdzieści pięć centymetrów przed nim <--- to nie jest mniej wiecej, to jest dokladnie ;D badzo. strach zapytac skad tak dokladnie wiedzial jaka to odlegosc.
Atencyjna dziwka - trafne okreslenie, od razu ksztaluje sie w glowie wybrazenie.
typowy kowalski ma widze znaczniejsza role, bo juz drugi raz sie nam pojwia ;D
– Pięć lat, trzy miesiące, dwadzieścia trzy dni, pięć godzin i trzydzieści pięć minut. - uhu czyli aprawde jest nasz bohater dokladny
Nie jest mi potrzebny, zaśmieca tylko myśli. - byla mowa o telewizji czyli potrzebnA, zakladam.
Jak bardzo odbiega od Twoich - w opowiadaniu nie piszemy z duzej bezporednich zwrotow do kogos. ciebie twoje ty, wszysto to z malej, chyba ze mamy forme listu.
Uniosła rękę by poprawić hustę - dwa razy gdzies czmychlo "c"
Ale on wie, pomyślała, on wie. - :D u mnie pada niemal identyczne zdanie a w jakims opise na temat budowy ciala tez mam ze nieprzsadnie umiesniony ;D druga taka analogia to musialam wypisac , taka uwaga z kategorii ciekawostek ;D jakis koneking na glebszym pozimie nastapil ;D
Poniżej materiału rozciągał się szeroki uśmiech, który był doskonale znany kobiecie. – Śpisz w niej, jesz, pracujesz, pewnie też uprawiasz seks. Ilu ich było w tym tygodniu? Pięciu? Co na to tatuś? - uuuuu, co za psychol ;D ooooch, widze go. polubie, cos czuje.
yyyaaaay, zaczytalam sie mocno cytat tygodnia tak wkomponowany!!! zaskoczyl mnie!! zastanaiwalm sie gdzie go tu ziescisz... teraz sie zastanaiwam, hm. to jego powtarzanie ze jest niewinny, to ze matka mu tak powiedziala... jakies cos tu jest ukartowane! hm! mam dwie teorie albo ojciec zyje i... i nie wiem, cos kombinuje i musial sfingowac swoja smierc... albo to matka jest morderca! to ze aja takie same oczy... jesli w jej occah tez sie czai takie szlenstwo. no i koncowka, klucz do wolnosci. ciekawi mnie czemu w tytule sa kropki po kazdej literze czyzby to jeszcze yl czegos skrot? zdecydowanie ma to zadatki na cd, ktory osobiscie b chcialabym poznac!
a przecinki... <3
OdpowiedzUsuńOz ty... wordpad mi nie podkreśla słów. W sumie to teraz mi wstyd. xD
UsuńJakoś usilnie wstawiam te duże litery, teraz będę wiedzieć i pamiętać.
Haha no popatrz jaki zbieg okoliczności. Chyba, że przypadki nie istnieją. =-O
Wciągnęłam się w tą historię, więc na pewno, w zależności od przyszłych tematów, pojawi się kontynuacja.
Nie martw się, cały fandom ma ( mniej lub bardziej) podobne odczucia. Ale drugi odcinek jest zdecydowanie lepszy. ;-)
Świetnie uchwycony klimat czwartego sezonu Sherlocka (czuję niedosyt, drugi odcinek mnie rozczarował i to porządnie). Dobre opisy, bardzo plastyczne - miałam tę scenę przed oczami. Ach, lubię takie opowiadania. Psychopatyczny bohater, tajemnice i ironia. Masz mnie.
OdpowiedzUsuńJedyny zgrzyt dla mnie to "husta". Poza tym cud miód.
Pozdrawiam :)
Fajnie się zaczęło, dość obrazowo. Te powieki, to jak otwiera oczy, widziałam to, jakbym oglądała film.
OdpowiedzUsuń" Przekręcając głowę zatopił swoje spojrzenie w kobiecie stojącą kilka metrów przed nim. "
Kobiecie stojącej kilka metrów przed nim.
Cholera, no, bo piszesz naprawdę nieźle, masz fajne pomysły, lekkie pióro. Tylko zdarzają się właśnie takie prozaiczne, ale dość rażące błędy. Spróbuj je wyeliminować, bo to nie jest pierwszy tekst z czymś takim. A szkoda, bo teksty na tym tracą.
Taka uwaga. Czy bohater, tudzież narrator mają miarkę, że podajesz ile centymetrów od niego stała? Ja rozumiem, że wprawne oko może w przybliżeniu określi, ile to było metrów, ale bez przesady. Wystarczyłoby "zmniejszyła dystans", "podeszła bliżej" i będzie wiadomo, że stoi teraz mniej, niż kilka wcześniejszych metrów. Ale nie podaje się dokładnej odległości. Jeszcze, żeby była jakaś zabawna w zmianka "jak zawsze stanęła ileś tam przed nim, wiedział, bo kiedyś zmierzył czy coś.
Splata się warkocz, kok raczej upina, ale to szczegół akurat.
"Jego brwi zmarszczyły się nieznacznie."
Zmarszczył nieznacznie brzmi raczej, niż jego brwi się zmarszczyły.
To są szczegóły, ale psują efekt, który bez nich mógłby być dużo lepszy.
Aśsię uczepiła tego, typowego Kowalskiego :)
"Doskonale go przecież znała, tak samo jak znała odpowiedź. Sama przecież go wychowała i sama go tu zamknęła."
Powtórzenie. O ile "sama wychowała" i "sama zamknęła" traktuję jako pokreślenie wypowiedzi, o tyle "tak samo znała odpowiedź" już nie.
Nie potrafiła o nim myśleć, jak o mężczyźnie, bo był taki sam jak pięć lat temu? Ale jeśli ma prawie trzydzieści, to i tak był już porządnie dwudziestoletnim chłopem.
"–Peat, oddaj mi hustę, inaczej zabiorą ci strażnicy."
Zabiorą ci ją...? Brakuje tego dopełnienia.
I nie hustę, tylko chustę. Nie wiem, w czym piszesz, bo wydaje mi się, ze word podkreśla błędy i można było tego uniknąć. Zwłaszcza, że to się przewinęło w tekście kilka razy.
No, jeśli miał prawie trzydziestkę, nie jestem pewna w kwestii tej młodzieńczej twarzy. Ach te wampiry :)
No i znowu ta odległość. Ktoś to mierzy, że stanęła idealnie tak samo?
Poza tymi paroma uwagami, tekst jest niezły. Podobał mi się.
Nie widziałam jeszcze 4 Sherlocka (pewnie nadrobię w przyszłym tygodniu, gdy moi angielscy przyjadą), ale ten klimat pamiętam. Czytałam w napięciu, jednym tchem.
OdpowiedzUsuńBłędów wymieniać nie będę, poprzedniczki już to porządnie zrobiły. Dla mnie plus za klimat.
Pozdrawiam