Tablica ogłoszeń


Grupa Kreatywnego Pisania to długoterminowy projekt cotygodniowych wyzwań pisarskich z wykorzystaniem writing prompts. Więcej znajdziesz w zakładce "O projekcie".



Temat

Temat na tydzień 129:

To było bardzo kłopotliwe. Nigdy nie miał ofiary, która odniosłaby porażkę w umieraniu.

klucze: klucz, wymiana, akcesoria, niedobre.

Szukaj tekstu

niedziela, 15 stycznia 2017

[22] J.A. ~ Bożena

A jednak zdążyłam. Od poniedziałku nie miałam laptopa (naprawa) i dopiero dostałam go w sobotę, a pisać zaczęłam w niedzielę wieczorem. Może nie wyszło tak jak bym sobie tego życzyła, ale jest! Jeżeli tekst nie będzie dla was zrozumiały to przepraszam, choć wydaje mi się, że jego akurat każdy może sobie interpretować na swój własny sposób. Nie żebym miała jakiś podły nastrój, patrząc na tekst. Po prostu to pierwsze mi wpadło do głowy. Tak ogólnie to nie smutać się!

J.A.

Cisza. Dookoła mnie panuje nieznośna cisza, przerywana od czasu do czasu uderzeniem kropli wody o kamienną posadzkę. Podnoszę głowę i rozglądam się, choć niczego to nie zmienia. Na prawo i na lewo ciągnie się ten sam długi, ciemny korytarz. Drzwi o które sie opierałem, zatrzasnęły się jakiś czas temu. Nie mogłem wrócić, nawet gdybym chciał. Kłudka, która upadła na ziemię, gdy przez nie wchodziłem, znów spoczywała na swoim miejscu, uniemożliwiając mi powrót i, być może, poprawę jakiegoś błędu. Palce, niczym odnóża pająka, przesunęły się po ścianie. Stare mury pochłaniające wilgoć były jeszcze zimniejsze niż samo podłoże, choć to na nim spoczywała centymetrowa warstwa śniegu. Pochyliłem się i dotknąłem białego puchu. Zimny, mokry i błyszczący w świetle księżyca, kiedy podniosłem dłoń i przyglądnąłem się topniejącym płatkom. Przez chwilę moje oczy zapłonęły blaskiem dziecięcej radości, tej swawolnej, pozbawionej kajdan doświadczeń i troski sielskości, którą dawało poczucie, że Los jest nam przyjacielem, a nie ciemięzcą.
Kiedyś wierzyliśmy w to wszyscy.


Prostując się, nieświadomie zrobiłem krok do przodu. Stałem na pierwszym stopniu schodów prowadzących daleko, daleko w dół. Tak daleko, że nie mogłem zobaczyć ich końca, ginęły gdzieś w otchłani, otoczonej splątanymi niczym miliony węży konarami.  Z twarzy zniknęła wcześniejsza ułuda, ustępując miejsca bolesnemu grymasowi. To nie były zwykłe drzewa. Rośliny, które piętrzyły się przede mną były nagie, spopielone i martwe. I wznosiły się tak wysoko, że nie sposób było dostrzeć ich końca.
Rozglądnąłem się jeszcze raz. Po śniegu nie było już nawet najmniejszego nawet śladu. Jakby nigdy go nie było. Mogłem się tego spodziewać. Zacisnąłem pięść czując dziwne mrowienie na części twarzy i przymknąłem powieki zaciskając je najmocniej, jak tylko potrafiłem. Niewiele się zmieniło, wciąż otaczała mnie ciemność, jednak ta była moją ciemnością, tą, którą znałem doskonale. Kilka głębszych wdechów pomogło pozbyć się nieprzyjemnego uczucia. Otworzyłem oczy i dopiero teraz zorientowałem się, że jedna z moich stóp wisi w powietrzu, kilkanaście centymetrów nad drugim stopniem. Na czole pojawiły się krople potu, a kąciki ust drgały konwulsyjnie. Zawsze kończyło się tak samo. Zawsze zaczynałem od początku, aż w końcu docierałem tutaj. Nie zmieniało się nic, wszystko było takie samo, bezlitośnie nierealne.
Ach, pieprzyć to!
Pod stopą poczułem zimny, mokry kamień. Miałem bose stopy, mogłem wyczuć każdą jego szczelinę, zagłębienie, wypukłość... Zacisnąłem zęby. w momencie gdy druga stopa opadła obok pierwszej, konary drzew zaskrzypiały i mocniej owinęły otchłań, jednak ja... wciąż tam byłem. Zamrugałem zdezorientowany, lecz kiedy podniosłem głowę, przede mną stała wysoka postać, o wiele większa, niż mogłem sobie kiedykolwiek wyobrazić, a w dodatku jej twarz skrywała się w cieniu szerokiego kaptura. Może nawet jej nie posiadała.
– Przepuścisz mnie?
Nie odpowiedziała ani tak, ani nie. Zamiast tego zrobiła coś, co napełniło mnie przerażeniem tak wielkim, jakiego jeszcze w tym miejscu nie zaznałem. Spojrzała na mnie. Nie potrafię opisać jej wyglądu, to nie były ludzkie oczy. Nie zwierzęce ani żadne inne, które można by było sobie wyobrazić. Miałem wrażenie, jakbym patrzył prosto w dwa Słońca, gwiazdy mogące pochłonąć mnie w mgnieniu oka, choć nawet to nie opisywało w połowie tego, czego byłem świadkiem.
– Przepuścisz mnie?
Ponowiłem pytanie. To było coś nowego, prawdopodobnie uchyliłem przed sobą kolejne drzwi... Boże! Nie potrafię zliczyć, ile już ich otwierałem!
– Otwarłeś ich wystarczająco dużo.
Zadrżałem. Jej głos był tak samo przerażający jak i oblicze. Pochyliłem głowę nie mogąc znieść ciężaru spojrzenia. Nie potrafiłem odpowiedzieć nic innego, niż powtarzane wciąż "przepuścisz mnie"?
Postać poruszyła się i odsunęła skraj szaty odsłaniając dalsze schody. Zerknąłem w dół zastanawiając się, czy nie popełniam błędu. Dokąd mnie ta otchłań zaprowadzi?
– Idź do domu i nie wracaj więcej.
Ponownie przygryzłem wargę, choć zimne palce strachu nie powędrowały już po moim kręgosłupie. Po raz pierwszy od tak dawna, po tak długiej podróży, po tylu niemożliwych do zliczenia porażkach... mogłem odejść. Tak po prostu.
Pierwszy krok przyszedł nadspodziewanie łatwo, jakbym zrzucił ciężkie kajdany oplatające kostki. Zerknąłem na swoje stopy, ale nic tam nie było. Byłem wolny.
Gdy minąłem postać odwróciłem się, tchnięty nagłym impulsem. Stała wciąż na swoim miejscu, twarzą skierowaną w moją stronę. Rozchyliłem usta, choć nie wiedziałem co powiedzieć. Myśli kotłowały się niczym otchłań, do której zmierzałem, wiedziałem, że nie będę już miał drugiej szansy. Przełknąłem ślinę dziwiąc się nagłemu pieczeniu w gardle. Dopiero kiedy poczułem na policzku mokry ślad, zrozumiałem. Już bez strachu popatrzyłem w jej oczy. Postać, kim kolwiek była, musiała być podobna do mnie, do nas. Do nas wszystkich. Dlaczego więc skłonna była mnie puścić wolno, skoro inni najchętniej zatrzymaliby mnie tu na zawsze, patrzyli, jak raz po raz, niczym Syzyf, toczę kamień swojej własnej winy przez całą wieczność.
– Dlaczego mnie wypuszczasz?
– Nie jestem człowiekiem. Nigdy nim nie byłem, więc czemu oczekujesz, że będę się zachowywał jak jeden z nich. 
Chwilę spoglądałem na postać a potem odwróciłem się i zrobiłem kolejny krok w dół. A potem kolejny, i następny. Z każdym moim krokiem niebo rozjaśniało się, a sama otchłań wcale nie była już taka ciemna. Tuż przed nią odwróciłem się po raz ostatni. Bałem się tego, co zastanę po powrocie. Zacisnąłem dłoń prawej ręki na nadgarstku.
– Gdybyś musiał stać się człowiekiem, co byś sobie pomyślał?
Postać, jak wcześniej, nie wydawała się poruszona moim pytaniem, jednak kiedy zacząłem tracić już nadzieję na odpowiedź z jej strony, poruszyła lekko dłonią.
– Byłbym przerażony.
Uśmiechnąłem się i odwróciłem do otchłani. Jeszcze tylko jeden krok...
– Ale mimo to, byłbym również szczęśliwy.
Uniosłem głowę do góry. Drzewa wcale nie były już nagie, przeciwnie, mieniły się najbarwniejszymi kolorami, takimi, które widziałem po raz pierwszy. Rozluźniłem uścisk i spojrzałem na nadgarstek. Nie zastanawiając się ani sekundy dłużej zrobiłem ostatni krok.
Tak, powrót nie będzie najłatwiejszy, ale tym razem dam z siebie wszystko.

6 komentarzy:

  1. Kurcze, nie wiem co myśleć.
    Ten tekst jest tak inny od wszystkiego co tu czytamy. To już drugi twój który wbił mnie w krzesło. Ja widzę w nim zmagania z depresja, samobójstwem... za bardzo się mnie makabra trzyma ostatnio. Mimo tego, ze jest mroczny, mroczny wcale nie jest. Daje nadzieje.
    Blublam bez sensu. Przepraszam.
    Ogolnie się podobało :) taka jest konkluzja.

    OdpowiedzUsuń
  2. Przyznam, że się zmęczyłam, czytając Twój tekst. Podoba mi się zamysł, ale wykonanie juz mniej. narrator jest w 1.osobie, więc w/g mnie nie powinien widziec siebie jakby z zewnątrz, "palce niczym odnóża pająka"( to trochę groteskowe" ściskać nadgarstka" ( czy czegoś nie załapałam?),"moje oczy zapłonęły blaskiem dziecięcej radości" - jak możesz to zobaczyć? Takie straszliwie mozolne to schodzenie, może tylko dla mnie:)) Pomysł taki z gry, a ja sie widocznie na tym nie znam. Sam zamysł konstrukcyjny- z kolorową nadzieją na koncu - mi sie podobał. Sorry, za te czepialstwa ( jeszcze by się znalazło:)), ale w końcu mamy poprawiac warsztat. Hej!

    OdpowiedzUsuń
  3. "Palce, niczym odnóża pająka, przesunęły się po ścianie." - bardzo plastyczne porównanie, bardzo lubię takie. Brakowało mi znaków zapytania w paru miejscach. Bardzo podoba mi się końcówka. "Byłbym przerażony" a za chwilę "również szczęśliwy", ta przewrotność człowieczeństwa bardzo zgrabnie ujęta. Mąciła mi trochę taka niekonsekwencja, że najpierw mamy korytarz, później jednak wcale nie, jakoś moja wyobraźnia sobie to dopowiedziała, ale może czegoś nie ogarnęłam po prostu. Dopiero podczas drugiego czytania zobaczyłam tą pustkę, ten smutek, to wszystko takie opustoszałe i chore jak z obrazów Beksińskiego.

    OdpowiedzUsuń
  4. Widzę w tym tekście... walkę. Nie tylko bohatera, ale także słów. Słów, które człowiek czasem boi się wypowiedzieć na głos, szczególnie, gdy walczy sam z sobą i swoimi uczuciami, emocjami. Przeskoki miejsc, w których znajduje się bohater, tu korytarz, tu drzewo, tu drzwi, dla mnie są jak stany emocjonalne człowieka z depresją. Ciekawe spojrzenie, intryguje mnie druga postać, nie-człowiek. Tak naprawdę, za pierwszym razem miałam wrażenie, że bohater powraca do życia po śmierci, ale później sobie myślę, nie, może rzeczywiście powraca do życia, ale po śmierci duchowej, emocjonalnej? Daje do myślenia ten tekst, choć od strony technicznej czasem ciężko było przejść przez zdanie, niemniej, jest parę perełek, jak palce, niczym odnóża pająka. :) Na pewno jeszcze wrócę do tekstu, by nad nim pomyśleć :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Już w notce zauważyłaś, że każde z nas może zinterpretować ten tekst według siebie. Ja widzę tu powrót z miejsca, które nie pozwalało na pełnię istnienia. Mrok, smutek, ale i wolę walki, małe wątpliwości.
    Odrobinę brakuje konsekwencji, ale miewam podobnie, kiedy chcę zawrzeć dużo myśli w krótkiej formie.
    Postać na schodach to dla mnie taki strażnik, może nawet i personifikacja sumienia. Gdybym ją spotkała, chciałabym wiedzieć, czy jej oczy są jak słońca.
    Bycie człowiekiem jest przerażające, ale też daje szczęście - wystarczająca i piękna konkluzja.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  6. Hmm, nie mam pojęcia, jak to interpretować. Czegoś mi tu brakuje i raczej czuje się nieco zdezorientowana tym tekstem.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń