Tablica ogłoszeń


Grupa Kreatywnego Pisania to długoterminowy projekt cotygodniowych wyzwań pisarskich z wykorzystaniem writing prompts. Więcej znajdziesz w zakładce "O projekcie".



Temat

Temat na tydzień 129:

To było bardzo kłopotliwe. Nigdy nie miał ofiary, która odniosłaby porażkę w umieraniu.

klucze: klucz, wymiana, akcesoria, niedobre.

Szukaj tekstu

niedziela, 22 stycznia 2017

[23] Zemsta Deszczu: Paradise ~ Tenebris



Zemsta Deszczu: Paradise

            Spoglądam na zegarek. Marszczę brwi i przecieram dłonią twarz. Pod palcami czuję szorstką, kilkudniową szczecinę. Chyba będę musiał się dzisiaj ogolić. Nie mogę iść tak na spotkanie z urzędnikami. Trzeba zachować przecież pozory jakiejś przyzwoitości.
            Odchrząkam znacząco, dając palantowi do zrozumienia, że po dwóch minutach jego pierdolenia, ja nadal nie kupuję tych kitów, które próbuje mi wcisnąć. Jestem za stary, żeby dać się wydymać jakiemuś młodzikowi w krawacie made in China.

            Chyba nie dociera do niego, że ma skończyć i grzecznie wyjść. Inaczej się zdenerwuję, a tego by przecież nie chciał. Naprawdę starałem się tego nie robić. Chciałem być cierpliwy. W końcu mam do utrzymania wizerunek „porządnego” dilera samochodowego. Mój salon obsługuje najznamienitsze szychy tego zasranego miasta. A że przy okazji robi za kryjówkę dla naszych ciemnych interesów załatwianych przy podpisywaniu umowy sprzedaży, to inna bajka.
            W końcu uderzam dłonią w biurko. Moja łapa ciężko spada na blat. Huk, który wywołuje, straszy młodego handlowca. Patrzy na mnie z przerażeniem w oczach. Czyli jednak wiedział, z kim ma do czynienia. A mimo tego próbował mnie zanudzać pseudo profesjonalnym pierdoleniem, wiedząc, że nie zamierzam zgodzić się na współpracę z jego gównianą, nic nieznaczącą firmą.
            – Spieprzaj – mówię, robiąc groźną minę.
            – Ale ja jeszcze…
            – Spieprzaj, powiedziałem! – ryczę na niego.
            Czym prędzej zrywa się z krzesła, drżącymi rękami chwyta swoją skórzaną, pedalską teczunię i wychodzi, rzucając ciche „do widzenia:”.
            – Lepiej dla ciebie, żeby nie – odpowiadam spokojniej, ale jego już nie ma i nie może tego usłyszeć.
            Nazywam się Stive Johnes. Jak już wspomniałem, jestem właścicielem salonu samochodowego. Oficjalnie. W rzeczywistości jest to biznes drugoplanowy. Przykrywka dla prowadzonego przeze mnie burdelu „Paradise”. Wszystko, co mam, zawdzięczam ciężkiej pracy. Swój „Raj” zbudowałem sam, cegła po cegle. Minęło już 7 lat. Zabiłem ponad tysiąc osób od tego czasu. Nie żałuję.
            Zresztą wcześniej też napatoczyło się kilka ścierw. Teraz to zazwyczaj „wypadki” przy pracy. Porwania, wymuszenia. Normalka. Wiadomo... Do raju wybieram tylko piękne, młode dziewczyny. Najlepiej sprawdzają się te ze slumsów. Gdy się je wykąpie i dobrze ubierze, znacznie zyskują na wartości, ale są bardziej posłuszne. I nikt też aż tak ich nie szuka.
            Czasami jakiś narwany ojciec albo romantyczny kochaś wpada tutaj, robiąc raban. Jeszcze niektórzy mają przynajmniej tyle rozumu, by proponować, że swoją niewiastę wykupią. Ale jeśli włażą do mojego biura z żądaniami. Cóż… Wtedy zdarzają im się przykre rzeczy.
            Wstaję z biurka, chwytam swoją walizkę i wychodzę z biura. Moi goryle podążają za mną. Zazwyczaj to oni zajmują się brudną robotą. Za to im płacę. Choć tak naprawdę nie są mi jakoś straszliwie potrzebni. Ze mnie też jest dosyć tęgi chłop. Przed laty byłem bokserem, ale poważna kontuzja uniemożliwiła mi dalszą karierę. Wystarczyły odpowiednie znajomości, trochę forsy na start i „Paradise” przestało być tylko niemożliwym marzeniem.
            Nigdy nie zależało mi na władzy. Zresztą i tak ją mam. To ja rządzę podziemiami tego miasta. Mojemu królestwu brakuje już tylko jednej rzeczy. Psów, a dokładniej wilków. Oprócz mnie działają tutaj Czarne Wilki. To płatni zabójcy. Nawet ja nie wiem, kim są, choć mam pewne podejrzenia. Gdybym tylko nakłonił ich do pracy dla mnie… Ale jeszcze mi się uda.
            Wsiadam do czarnego Porsche zaparkowanego na tyłach salonu i daję się zawieść do obskurnej, choć klimatycznej speluny. Ma czerwoną elewację i bardziej przypomina burdel, aniżeli bar. Ale coś w tym miejscu przyciąga. Może dlatego, że tam zbiera się najwięcej skurwysyństwa. A niektóre laski same proszą, żeby je przelecieć. Dla nich też znajdzie się miejsce w moim raju.
            Reasumując, docieram do Red Dragon, bo tak nazywa się lokal. Swoją drogą zawsze zastanawiało mnie, czy nazwano go tak z powodu licznych mordobić czy ogólnej wymiany płynów ustrojowych, a nie tylko krwi. A może tak o sobie mówiła rosyjska mafia, której członek, Alex Mulaniev, prowadzi tą spelunę.
            – Witam was, przyjacielu – mówi do mnie, gdy wchodzę do środka. O tej porze jest jeszcze pusto. Blondas wyciera jakieś szklanki. Otaksowuje mnie wzrokiem, który po chwili osiada na moich gorylach. Czujnie ich obserwuje. – Co podać?
            – Szkocką.
            – Ciężki dzień? – zagaduje, a ja marszczę brwi. – Muszą tu stać?
            – A co? Boisz się? – pytam, szczerząc zęby w ostrzegawczym grymasie.
            – Straszą mi klientów.
            – I tak ich nie masz.
            – Teraz.
            – Nie zabawię długo – oznajmiam beznamiętnie.
            – Zajęty jak zawsze – kwituje wesoło Rosjanin.
            – Nie twój, zasrany, interes – warczę pod nosem.
            Lubię ten lokal. Mam sentyment do tej speluny, ale właściciel jest – co najmniej – denerwujący. Ale co się dziwić? Jest jednym z nich. Uwielbia być poinformowany. Musi wiedzieć, co w trawie piszczy, więc wtyka swój krzywy dziób w nieswoje sprawy.
            Dopijam whisky, rzucam banknot na blat i wychodzę, nie czekając na resztę. Mam tyle forsy, że mogę nią podcierać dupę. Nie zależy mi na kilku centach. Daje znać kierowcy. Wie gdzie mnie zawieźć.

No i to by było na tyle. Taki sobie fragment z dnia Stive’a Johnesa. Temat z tego tygodnia dał mi szansę zgłębić jego sposób patrzenia na świat.

5 komentarzy:

  1. Bardzo łatwo można się wczuć w klimat i polubić tą postać. Tak jak pisałam już wcześniej - brakuje mi trochę, choćby cienia, psychologicznej zagrywki. Bohater to człowiek, więc brakuje czegoś co on kocha i z jakiego powodu robi to co robi. Nawet nie musi być tego świadomy, ale fajnie by było, gdyby dało się to wyczuć. Nie wyobrażam sobie jakim koszmarem jest życie ze świadomością, że się kogoś zabiło, jeżeli nie jest się psychopatą, którego zabijanie jest jak potrzeba fizjologiczna. Czekam na rozwój tej postaci, bo jest o co walczyć ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, tu masz rację. Stive jeszcze nie ma nic, co by kochał. Dopiero nad nim pracuję, ale zwrócę na to uwagę. Mam nadzieję, że za jakiś czas będę mogła go zaprezentować w pełnej formie.

      Usuń
  2. Cudowny klimat mi stworzylas. Jak z filmu gangsterskiego z czasów Casablanki. niby widzę ich wszystkich w mojej głowie bardziej po polsku, z garniturami z lat 80 z niebieskim cieniem na powiekach i tandetnymi sukienkami z cekinów. I ten klimat amerykańskiego półświatka.
    Nie spodziewałam się niczego mniej po tym tekście. Bardzo mi się podobał.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha! No dzięki, chociaż tekst sam w sobie nie był niczym specjalnym. A na pewno niczym więcej, niż miejscem dla rozwoju Stive'a.

      Usuń
  3. Fajny urywek czegoś większego. Stive raczej nie robi na mnie dobrego wrażenia, ale myślę, że to tak powinno być. Czekam na ZD, czekam.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń