Tablica ogłoszeń


Grupa Kreatywnego Pisania to długoterminowy projekt cotygodniowych wyzwań pisarskich z wykorzystaniem writing prompts. Więcej znajdziesz w zakładce "O projekcie".



Temat

Temat na tydzień 129:

To było bardzo kłopotliwe. Nigdy nie miał ofiary, która odniosłaby porażkę w umieraniu.

klucze: klucz, wymiana, akcesoria, niedobre.

Szukaj tekstu

niedziela, 22 stycznia 2017

[23] Influenza ~ Cleo M. Cullen

            Odkryłam zespół, którego członkowie śpiewają w języku mojej duszy. Poniższy tekst powstał przy słuchaniu "Quisiera" oraz "Para Enamorarte". Dziękuję chłopakom za energię.
            A jeśli chodzi o opowiadanie - mam nadzieję, że kogoś zdołam zaskoczyć.

            Minęło już siedem lat. Zabiłem ponad tysiąc osób od tego czasu. Tysiąc osób w jednym miasteczku. Jak dla mnie był to prawdziwy sukces.
            Na początku nie było mi łatwo, nie potrafiłem zaaklimatyzować się w środowisku, w którym się pojawiłem po wyjeździe z poprzedniego miejsca zamieszkania. Większa liczba mieszkańców, więcej budynków, ulic, zanieczyszczeń, zwierząt. Aż się zastanawiałem, czy przybycie tutaj to był aby na pewno dobry pomysł. Nie umiałem znaleźć dla siebie miejsca, całymi dniami włóczyłem się po nieznanej sobie okolicy, wracając jednak nieustannie do jednego punktu, który uznałem za schronienie. Opuszczony domek z cegły na obrzeżach może nie zachęcał swoim wyglądem, ale gdzie indziej ukryć mógłby się ktoś zupełnie obcy? Nie chciałem szukać lepszej dla siebie lokalizacji - póki mogłem obserwować innych ludzi i wśród nich szukać ofiar, nieważne było, gdzie mieszkam. Jeśli miałem możliwość spełniania swojego przeznaczenia, co mogło być złe w moim istnieniu, komu miałbym wadzić?


            Początkowo trudno było mi się rozeznać, kogo takiego mógłbym wziąć na cel. Kiedy udało się znaleźć taką osobę, poszło już z górki. Na zawsze w mojej często uśpionej pamięci pozostanie wspomnienie tej ładnej dziewczyny, która spędziła wyjątkowo chłodny wieczór na jednej z ławek w parku. Wystarczyło mi jedno spojrzenie, by wiedzieć, że to jej życie chcę zamienić w mały koszmar. Obserwowałem ją ukryty w cieniu, dopóki poza nami na obecnie w ogóle nie zielonym terenie nie pozostał żaden inny człowiek. Wówczas zaszedłem ją od tyłu i położyłem swoje macki na jej ramionach. Mimo zimowego chłodu miała ciepłą skórę. Uśmiechnąłem się. To był dla mnie dobry znak, wiadomość od wszechświata, że oto przede mną jest ta, z którą mogę się zabawić, a później porzucić i oczekiwać konsekwencji, które będą nieprzyjemne tylko dla niej.
            Nie wyczuła mojej obecności, co pozwalało mi być o krok do przodu w swoim planie. Bez walki mogłem szybko się z nią obejść i ruszyć na poszukiwania kolejnej ofiary. Wątpiłem w to, bym spotkał jeszcze kogoś tak uroczego, jak ta dziewczyna o lśniących zielonych oczach, dołeczkach w policzkach i smutku malującym się na twarzy. Stałem za nią przez prawie godzinę, dopóki nie kichnęła, czym mnie z lekka wystraszyła, prawie podskoczyłem. Odebrałem to jako sygnał, by się zmyć, zanim zacznie dostrzegać moje towarzystwo. Szybko ulotniłem się z jej osobistej przestrzeni, nie oznaczało to jednak, że przestanę mieć na nią oko. Codziennie poświęcałem czas, by ją śledzić, patrzeć, co się dzieje. Nie jestem w stanie opisać, jaką radość czułem, widząc, jak marnieje z dnia na dzień. Jaka jest blada i słaba. Torturowanie jest stało się dla mnie największą przyjemnością. Kiedy z powodu moich działań trafiła do szpitala, prawie wpadłem w ekstazę. A gdy w wyniku nieprzewidzianych - jacy ci lekarze są głupi - powikłań zmarła na rękach zaskoczonej matki, popłakałem się ze szczęścia. Jej śmierć oznaczała, że wybrałem dla siebie odpowiednie miejsce do dalszej działalności. Zakasałem rękawy i wziąłem się na poważnie do pracy.
            Nie dbałem o tak zwany profil ofiary, atakowałem każdego, kto mógł mi się nawiniąć, z czasem opuszczając cień i nakładając ręce na niewinnych także w świetle dnia. Przyglądanie się kolejnym trupom, które ścieliły drogę mojego jestestwa, napawało mnie niemożliwie wielkim szczęściem i spokojem. Wypełniałem misję powierzoną mi przez wszechświat, dlaczego miałbym chodzić smutny?
            Skąd wiedziałem, ile osób udało mi się pozbawić życia? Jakiś mądry - lub też nie - człowieczek ubzdurał sobie, że musi to policzyć. Dopiął swego. Przeszukał możliwe źródła, odwiedził miejskie szpitale, stworzył statystykę i oto mamy tysiąc osób. Nie jest to może jakiś rekord, ale przy niespełna dwudziestu tysiącach mieszkańców do czegoś doszedłem. A to jeszcze nie koniec, przecież wciąż istnieję.
            Jestem Influenza.
            Wirus grypy.
            Miło mi cię poznać.

4 komentarze:

  1. Ekstra! Tak, udało ci się mnie zaskoczyć! Dopiero podczas czytania ostatniego akapitu ogarnęłam o co chodzi. Bardzo sprawnie napisane, choć mam wrażenie że zabrakło jeszcze jednego zerknięcia na opowiadanie. Podoba mi się podział na części, jest bardzo wyraźny. Bardzo przemawia do mnie zdanie "Jeśli miałem możliwość spełniania swojego przeznaczenia, co mogło być złe w moim istnieniu, komu miałbym wadzić?", tym zdaniem kompletnie mnie pozamiatałaś, bo dla mnie to kwintesencja sposobu myślenia seryjnego zabójcy, takiego chorego psychicznie. W ogóle czytając miałam taką myśl - 'autorka rozumie umysł mordercy'. No właściwie czemu zakładamy że wirusy nie tworzą rodzin, nie mają jarmarków bożonarodzeniowych i nie rozmnażają się i nie obchodzą urodzin? A my je trujemy lekami :/

    OdpowiedzUsuń
  2. O kurczaki! Kolejny dobry tekst w tym tygodniu. Gdyby tytuł byl inny pewnie dałabym się złapać.
    Bardzo fajnie napisane, czyta się szybko, a właściwie wciąga nosem. Bardzo mi się podobało.

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo dobre, zwarte, zaskakujące. Załapałam dopiero na koniec - ciekawy pomysł. Przesłuchałam chłopców z Cinco - nie maja ambitnych tekstów, ale tłumy fanek, si!!! Takie buziacki slicne, że aż zapomiałam, że mam sto lat:)). Daconte.

    OdpowiedzUsuń
  4. Dobra, nie skapnęłam się. Końcówka to takie wielkie "Mamy Cię", boś mnie zaskoczyła. Szykowałam się na psychopatę, gdy zobaczyłam macki, jakiegoś potwora, a dostałam wyzwanie wirusa! Oj, Cleo, mówiłam już, że kocham Twoją twórczość?
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń