Dość ciężko mi z tym szło.
Krótko, ale ważniejsze, że jest.
Wesołych świąt! Feliz Navidad!
Wesołych świąt! Feliz Navidad!
Wybiegła z mieszkania, głośno
zatrzaskując za sobą drzwi, co jej się do tej pory nie zdarzało, ale idealnie
pasowało do uzewnętrznienia jej emocji. Czuła bezlitosną, wypełniająca każdą
komórkę jej ciała wściekłość. Prowadziła ją ona w dół, na parter, a potem na
podwórze i ulice, gdzie strumień samochodów tworzył niekończący się korek.
Przepchnęła się między grupką uczniów podstawówki, którzy zmierzali do pobliskiego
muzeum, i lawirując między samochodami, przeszła na drugą stronę ulicy.
Wiedziała, że on odprowadza ją wzrokiem, stojąc w oknie ich salonu na
czwartym piętrze. Nie odwróciła się, by dać mu znać, że ma jeszcze szansę
naprawić to, co właśnie zaczął niszczyć. Szła przed siebie, a po jej twarzy
płynęły strumienie łez.
Patrzył za nią. Z wysokości miał obraz na całą długość ulicy, doskonale widział, kto idzie z którego kierunku, przypatrywał się mieszkańcom miasta biegnącym za czasem, który im uciekał, analizował ich zachowania i myślał nad tym, która z tych osób mogłaby być jego kolejnym celem.
To właśnie o to się pokłócili. Ona wyraziła się jasno, mówiąc, że więcej nie zniesie tego, że on zabija ludzi za pieniądze, a skoro nie potrafi tego znieść, powinna zniknąć z jego życia na zawsze. On tłumaczył jej, że nie zostało mu wiele zleceń, kiedy je wykona, wyjadą gdzieś daleko, gdzie nikt ich nie znajdzie. Musi tylko dać mu odrobinę więcej czasu. Wykona, co ma jeszcze do zrobienia, i będzie cały jej. Nie uwierzyła mu. Jak mogła wierzyć w słowa kogoś, kto z zimną krwią odbierał życie innym ludziom. Tego popołudnia kolejny raz zadała sobie pytanie, za co tak właściwie go pokochała i kiedy przestała. Nie chciała już tkwić w związku, który nic jej nie dawał, a powoli zaczął psychicznie niszczyć. Postanowiła to zakończyć.
Patrzył za nią. Z wysokości miał obraz na całą długość ulicy, doskonale widział, kto idzie z którego kierunku, przypatrywał się mieszkańcom miasta biegnącym za czasem, który im uciekał, analizował ich zachowania i myślał nad tym, która z tych osób mogłaby być jego kolejnym celem.
To właśnie o to się pokłócili. Ona wyraziła się jasno, mówiąc, że więcej nie zniesie tego, że on zabija ludzi za pieniądze, a skoro nie potrafi tego znieść, powinna zniknąć z jego życia na zawsze. On tłumaczył jej, że nie zostało mu wiele zleceń, kiedy je wykona, wyjadą gdzieś daleko, gdzie nikt ich nie znajdzie. Musi tylko dać mu odrobinę więcej czasu. Wykona, co ma jeszcze do zrobienia, i będzie cały jej. Nie uwierzyła mu. Jak mogła wierzyć w słowa kogoś, kto z zimną krwią odbierał życie innym ludziom. Tego popołudnia kolejny raz zadała sobie pytanie, za co tak właściwie go pokochała i kiedy przestała. Nie chciała już tkwić w związku, który nic jej nie dawał, a powoli zaczął psychicznie niszczyć. Postanowiła to zakończyć.
Ale on nie chciał jej wypuścić ze swoich silnych objęć. Dla niego była tym, co jeszcze trzymało go przy zdrowych myślach i nie pozwalało do końca oszaleć. Stała na straży jego życia, bez niej przy swoim boku nie dałbym rady stawiać czoła demonom, których z każdym kolejnym dniem przybywało. Nie mógł pozwolić jej odejść.
Powoli czuł jednak, że ten czas nadchodzi. Wiedział, gdzie ona skieruje swoje kroki po tym, jak opuściła z trzaskiem ich mieszkanie. Był tylko ten, który zawsze wysłuchiwał ją, kiedy tylko w jej życiu pojawił się jakikolwiek problem. Mówiła o nim najlepszy przyjaciel, ale z jego perspektywy, ten był kimś więcej lub też liczył na coś więcej. Pragnął jej w sposób, w jaki mężczyzna pragnie kobietę. On to widział i nienawidził tego bardziej, niż się można spodziewać. Los dał mu szansę, by mógł pozbyć się tej nienawiści.
Gdyby tylko ona dowiedziała się, w jaki sposób on może to zrobić, z pewnością nie szła by do niego. A tak się składało, że ten czekał już na nią na końcu ulicy.
On patrzył za nią, a coś szarpało jego sercem. Nie była to tylko nienawiść do tego ani jej uczucie do niej. Było też uczucie zwiastujące pustkę, która nadejdzie, kiedy on wykona jedno ze swoich ostatnich zleceń.
Kocham cię, wyszeptał, gdy miłość jego życia szła wzdłuż alejki do mężczyzny, którego on miał za zadanie zabić. A kiedy to zrobił, odwrócił się na pięcie i ruszył w stronę małego gabinetu, gdzie w cichym spokoju mógł przygotowywać się do swojej pracy. Ten mógł jeszcze tego popołudnia służyć za wsparcie, ale jego dni były już policzone i on dobrze o tym wiedział. Nieważne, jak bardzo ona będzie cierpieć. Niektórzy ludzie po prostu muszą szybciej odejść.
A odchodząc, zmierzyć się z tym, że nie wszystko może skończyć się dobrze.
Bardzo podoba mi się trójca: on, ona i ten. Podoba mi się, że nie mają imion, przez to fajnie widać, że bohaterem jest tutaj relacja (ze swoimi ciemnymi stronami) i cały fokus czytelnika leży sobie na samej relacji a nie na osobach. Poza tym ten temat od poczatku prowokowal troche do kiczowato-sentymentalno-patetycznej sceny (przez to wsadziłam go do snu), a Ty tak go wplotłaś że w pięknym stylu uniknęłaś patosu. Bo kocham wcale tu nie znaczy kocham, tylko "jego" chore pojecie milosci. Piszesz dużo tekstów a co jeden to lepszy :)
OdpowiedzUsuńO rany, ale mi się miło zrobiło.
UsuńDziękuję! :)
Cleo w najlepszym wydaniu, które uwielbiam, co ciągle powtarzam jak katarynka. Świetnie ujęty temat, ale też emocje i uczucia kierujące przede wszystkim głównym bohaterem. To porównanie partnerki do ogniwa, które łączy go nadal z normalnością, skojarzyło mi się trochę z mafią, ale to chyba moje osobiste zboczenie zawodowe. Świetny tekst. Z jednej strony chciałabym zobaczyć, co stanie się dalej, ale z drugiej czuję się usatysfakcjonowana tym, co tutaj dostałam.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam