To raczej nie tekst, tylko próba podejścia do tekstu przerywana
świątecznym obżarstwem :) Niemniej jednak, enjoy!
Śnieg otulił
ziemię puchatą kołderką a mróz skuł lodem każdy zbiornik wodny w mieście, od
najmniejszej kałuży po najgłębszą studnię. Zima stulecia - powtarzali
przechodnie, pozdrawiając się i wymieniając życzenia Wesołych Świąt, domrukując
przy okazji, gdzie też można by dostać węgiel w przystępnej cenie albo i
kradzione drewno. Aleksander mijał przechodniów z absolutną obojętnością,
niewrażliwy ani na świąteczną atmosferę, ani na mroźną temperaturę, ani też na
tu i ówdzie pokrzykujące przekupki. Otaczający go świat wydawał się istnieć
tylko teoretycznie. Ostatnie dni, tygodnie, ba, nawet miesiące poświęcił
wyłącznie jednej sprawie. Musiał zlikwidować pewnego szwaba. Gdyby sprawa
dotyczyła wyłącznie porachunków wojennych, nie zajmowałby się nią tak
dogłębnie. Nie traciłby apetytu, nie obgryzał paznokci, nie kluczył godzinami
po ulicach Warszawy obmyślając plan. Jednak ten rozkaz musiał zostać wykonany
perfekcyjnie - dotyczył jego osobistej zemsty. Pochłonięty chęcią ostatecznego
rozwiązania sprawy, kompletowaniem informacji, ćwiczeniem celności, nie zadał
sobie jednego ważnego pytania, a raczej zagłuszał to pytanie w swoim rozgorączkowanym
umyśle: czy zabicie nazisty zmieni cokolwiek w jego relacji z Ireną? Jak
zawsze, myślał w sposób zadaniowy. Szwab był problemem. Problem należało
usunąć. W swoim zerojedynkowym spojrzeniu na świat pomijał kwestię uczuć Ireny.
Nie przyjmował do wiadomości, że samo usunięcie rywala może nie wystarczyć, aby
znów się z nią spotykać. Nie zastanawiał się również nad moralną oceną jej
wyborów. Naiwnie tkwił w przekonaniu, że jednym strzałem zmieni konstelację
uczuć. Jakby był jakimś cholernym Amorem.
Wiedział, że
Irena spotka się z Mainerlandem w parku o 14. Na tę okazję wyczyścił parabelkę
na błysk. Gdy szedł do parku widział już oczyma wyobraźni tę scenę. Szwab
ginie, wijąc się w konwulsjach, a ona rzuca się w ramiona swemu wybawicielowi.
Dziękuje Aleksandrowi ze łzami w oczach. Błaga go o przebaczenie. I teraz to do
niego należy decyzja. Da sobie trochę czasu, oczywiście. Ale przecież w końcu
jej wybaczy. Przecież wybaczyłby wszystko tej rozkosznej dziewczynce. Wszystko
dzieje się zupełnie tak, jak sobie to zaplanował. Mainerland ubrany w czarny
płaszcz przechadza się niespiesznie koło parkowej altany. Nie spodziewa się
absolutnie niczego poza kolejną schadzką ze swoją księżniczką. Irena wyłania
się zza bramy. W swoich za dużych botkach brnąc z trudem przez zaśnieżoną
alejkę wygląda tak nieporadnie. Aleks czuje się jak bohater. Wyłania się zza
drzewa i mierzy spokojnie do rywala. „Kocham cię” szepta, rzucając w stronę
dziewczyny spojrzenie pełne uwielbienia. Mocno zaciska rękę na broni, żeby
oddać precyzyjny strzał. Teraz.
Gdy budzi
się, jest zlany potem, a dłoń zaciska na drewnianym słupku łóżka tak kurczowo,
że z trudem jest w stanie rozprostować palce. W pokoju panuje ciemność i
duchota. Słychać jedynie miarowe chrapanie kumpli. Aleks czuje, że zupełnie
zaschło mu w gardle, więc wstaje i idzie do kuchni. Pierwszą szklankę wody
wypija duszkiem. Później obmywa twarz. – Kurwa, bohater z
ciebie – mruczy pod nosem i wypija kolejny łyk wody. Gdyby życie było
tak proste jak sny, mógłby żyć nawet sto lat. Oczywiście, że najchętniej
wziąłby parabelkę, nawet teraz o drugiej w nocy, żeby Irena nie musiała tego
widzieć, znalazłby tego Mainerlanda i zajebał jak psa. Tylko najpierw musiałby
wiedzieć, kim on w ogóle jest. Zresztą sam szwab był najmniejszym problemem. Na
samo wspomnienie snu, w którym Irena ma z wdzięczności rzucić się wybawcy na
szyję i błagać o przebaczenie, Aleksander parsknął śmiechem. Znał Irenę nie od
dziś. Pierwszą rzeczą, jaką by zrobiła to udusiła Aleksa gołymi rękami. Miał
głębokie przeświadczenie, że dziewczyna albo jest z tym szwabem, bo ma w tym
interes, albo po prostu szczerze go kocha. W obydwu przypadkach zabicie rywala
było strzałem w kolano. O ile pierwsza opcja mogła przynieść korzyści ich
organizacji i to całkiem wymierne, jeśli Herr Mainerland miał dojścia, a był
wystarczająco głupi, żeby dać się omamić słodkiej księżniczce, o tyle druga
opcja oznaczała zdradę i wyrok. Wyrok śmierci nie dla Mainerlanda, ale dla
Ireny. I dlatego Aleks milczał, łamiąc wszystkie zasady organizacji.
Nie
przychodziło mu to łatwo. Bóg mu świadkiem, że gdy przypadkowo odkrył dokumenty
na nazwisko Irena Mainerland oraz obrączkę ślubną, zachował zimną krew tylko
dlatego, że nie spał przez trzy dobry z rzędu i fizycznie nie był w stanie
zabić kogokolwiek. Przez kolejne kilka dni po dokonaniu odkrycia przeszedł fazę
wyparcia, wmawiając sobie że niczego nie widział, a nawet omijając skrytkę
szerokim łukiem by nie zdobyć się na pokusę ponownego sprawdzenia. Po tygodniu
zaczął powoli łączyć fakty, wysłał przygodnego chłopca na zwiad i dowiedział
się, że Irena faktycznie spotyka się ze szwabem. Od tego czasu bił się z
myślami: czy rozpocząć prywatne śledztwo, porozmawiać szczerze z dziewczyną,
czy może zgłosić wszystko do dowództwa i czekać na rozkazy. Oczywiście
najchętniej porozmawiałby z nią, ale wiedział, że ta bestia potrafi kłamać jak
nikt inny. Poza tym stracił dla niej głowę wiele miesięcy temu i jak dotąd nie
odzyskał. Uwierzyłby w każdą bajkę wyczytaną z niewinnego spojrzenia jej dużych
oczu koloru letniego nieba.
Czołem!
OdpowiedzUsuńStrasznie podobają mi się Twoje opisy, plastyczne, ale nie przesadzone. I jeszcze wplecenie fabuły w faktyczną historię - ekstra!
Pozdrawiam
Hej!
OdpowiedzUsuńZgadzam się z Venustą, Twoje opisy są płynne i naturalne, czytelnik nie ma problemu z wyobrażeniem sobie tych scen.
Coś mi mówiło, że początek to tylko sen Aleksandra. Dobrze oddałaś też jego uczucia i rozdarcie miedzy wybraniem tego, jakie kroki następnie podjąć. Dobra sceneria na coś więcej.
Pozdrawiam :)
Sny są piękne, bo są tylko snami. Jednak rzeczywistość potrafi boleśnie się w nich odbić i samo to jest przerażające. Naprawdę dobrze oddałaś dylemat Aleksa. Tu nie ma prostego rozwiązania i półśrodków, aż się chce wejść w ten świat głębiej.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam