Tablica ogłoszeń


Grupa Kreatywnego Pisania to długoterminowy projekt cotygodniowych wyzwań pisarskich z wykorzystaniem writing prompts. Więcej znajdziesz w zakładce "O projekcie".



Temat

Temat na tydzień 129:

To było bardzo kłopotliwe. Nigdy nie miał ofiary, która odniosłaby porażkę w umieraniu.

klucze: klucz, wymiana, akcesoria, niedobre.

Szukaj tekstu

niedziela, 31 grudnia 2017

[72] (2) Sobotnia wizyta ~ Estrela


Mamy tu bohaterów z mojego debiutu w ich pierwszej wspólnej wyprawie. Z nadzieją że Nowy Rok przyniesie im więcej wypraw a nam wszystkim jeszcze więcej kreatywności i  tekstów do czytania na GPK. :)
Zgodnie z umową Allison pojawiła się w pracy w sobotę wczesnym rankiem. Chwilę po szóstej zaparkowała starego Opla pamiętającego czasy Angeli Merkel na podziemnym parkingu siedziby EuroSchweiz. Nie zwracając uwagi na to że stoi dokładnie na środku lini wyznaczającej miejsca parkingowe, wygrzebała się z wnętrza samochodu, omal nie zapominając torebki. O tej porze i tak wszyscy pracownicy byli w domach, więc Allison mogłaby równie dobrze zaparkować w poprzek na trzech innych miejscach, albo na środku przejazdu. W windzie spojrzała mimowolnie na swoje odbicie w lustrze. Z niechęcią sięgnęła po szminkę. Wypełniła usta kolorem bladej wiśni, strzepnęła rzęsę, która złośliwie zatrzymała się w kąciku oka i spojrzała kontrolnie raz jeszcze. Wyglądała jak nieszczęście. Nie miała jednak ochoty robić z tym cokolwiek. Wygląd odpowiadał doskonale jej samopoczuciu. Zwlekła się z łóżka o piątej, nakarmiła Foxa, zdążyła zjeść jedynie jogurt z resztką musli, wcisnęła się we wczorajszy kostium i już musiała wychodzić z domu. Nie tak wyobrażała sobie ten dzień. Chciała obejrzeć kolejny odcinek Riders z boskim Johnym Friedriksonem, zrobić sobie mule na obiad, posprzątać trochę, a wieczorem wyskoczyć na drinka z Silvią. Może znowu spotkałaby tego eleganckiego brunecika, od którego nie wyciągnęła numeru ostatnim razem. Jednak od czego są dyrektorzy? Oczywiście od tego, żeby jednym chamskim telefonem przekreślić wszelkie plany. Tym sposobem po raz szósty w tym tygodniu wylądowała w pracy. Nie wiedziała nawet co było powodem tego nagłego wezwania i miała nadzieję, że to coś naprawdę ważnego.  Próbując domknąć torebkę wysiadła z windy i prawie wpadła na Larssona, czekającego tuż przy wejściu.

– Przepraszam! – zawołała zmieszana i zdenerwowana zarazem. Diabli go tu chyba przynieśli.
– Proszę – odburknął niezadowolony, spoglądając na zegarek – jest szósta dwanaście. Dwanaście minut spóźnienia.
– Jest sobota, panie dyrektorze – Allison nieśmiało spróbowała udobruchać przełożonego.
– Właśnie. Nie ma korków o tej porze.
– Przepraszam, zaspałam – mruknęła, z trudem hamując słowa cisnące się na usta.
– To nie przedszkole. Mam ci dorzucić premię na budzik?
– Nie trzeba, panie dyrektorze. To się więcej nie powtórzy.
– Na makijaż też potrzebujesz dotacji?
–Kurwa... – poruszyła bezgłośnie ustami, a jednak w głowie to słowo wybrzmiało w pełnej krasie – Czy powinnam poprawić makijaż, panie dyrektorze? – dodała już głośniej.
– Powinnaś zrobić go porządnie albo nie robić wcale. Ile potrzebujesz czasu?
–  Kwadrans – wycedziła Allison przez zęby.
– Dobrze – odparł spokojnie – Masz kwadrans.
Obróciła się na pięcie i ruszyła do łazienki. Kurwa, kurwa, kurwa – powtarzała w myślach. Rzuciła torebkę z wściekłością na parapet i słysząc głośny trzask zdała sobie sprawę, że telefon był w środku. Spostrzeżenie okrasiła kolejną kurwą. Gorączkowo rzuciła się w stronę torebki. Na szczęście zarówno telefon jak i buteleczka z podkładem ocalały. Hm.. mogła się domyślić że nadziany nosiciel garniaczków Lanciniego nie uznaje takiego bezguścia jak makijaż składający się wyłącznie ze szminki. Co za ulga, że wzięła ze sobą cały asortyment kosmetyków. Miała nadzieję że użyje ich dopiero po pracy, wybierając się na drinka, a przedtem pozwoli skórze trochę odetchnąć. Kto mógł się spodziewać, że Larsson, na co dzień zaryglowany w swoim luksusowym gabinecie, zechce zejść i osobiście ją powitać na drugim piętrze, należącym do bankowego plebsu. Wklepując podkład mełła w zębach przekleństwa. Nie dość, że kazał jej przyjść do pracy, to jeszcze się nad nią znęca. Jakby to miało jakiekolwiek znaczenie, czy siedzi przed komputerem w makijażu czy bez. Dzięki Bogu, że zdecydowała się założyć kostium, a nie dżinsy, bo brała pod uwagę taką możliwość. Nie spodziewała się że w ogóle zastanie dziś Larssona w pracy. Wykonturowała twarz bronzerem, podkreśliła oczy kredką i tuszem, po czym skontrolowała wygląd. Dla świętego spokoju podpięła również włosy. Od czasu pamiętnej rozmowy z dyrektorem, obiecała sobie, że się nie podda. Moze się nad nią znęcać, może z niej zrobić ofiarę mobbingu, ale sama z siebie nie złoży wypowiedzenia. Nigdy. Udowodni temu bucowi, że ma silny charakter.  
Gdy wyszła z łazienki Larsson stał znudzony w tym samym miejscu co wcześniej i pił wodę. Zmierzył ją taksującym spojrzeniem od stóp do głów.
– Czy mogę rozpocząć pracę? – zapytała siląc się na uprzejmy ton – Czy mam jakieś specjalne zadanie w dniu dzisiejszym? Rozumiem, że to ważna sprawa.
– Bardzo ważna – odpowiedział – otwórz torebkę.
– S...słucham?!
– Proszę, skończ – Wywrócił groteskowo oczami – Skończ z pytaniami, zdziwieniem, ochami i achami, dobrze?
– Torebka to jest mój przedmiot osobisty, dyrektorze. Nie ma pan prawa...
– Wypakuj z niej te wszystkie śmieci – nie pozwolił jej skończyć – Skoro wzywam cię w sobotę o szóstej rano do pracy, to nie po to żebyś siedziała i klepała raporty. Gdyby tak było, to mogłabyś przyjść nawet w piżamie! Chociaż pewnie pełna jest kociej sierści, nie chciałbym tego widzieć – dodał z odrazą.
Allison znów zaklęła w duchu. Skąd ten skurwysyn wiedział, że przygarnęła kota? Foxy był u niej zaledwie od tygodnia!
– Pan nie ma prawa... – zaczęła od nowa
– Weź ze sobą szminkę i gaz pieprzowy. – wyciągnął z kieszeni opakowanie i podał jej do rąk – Proszę. Prezent od firmy.
– Po co mi gaz pieprzowy? – wyjąkała zaskoczona.
– Do obrony.
– A... szminka?
– Lubię szminki – uśmiechnął się łobuzersko, po czym odłożył szklankę i ruszył w stronę schodów – Na kobietach oczywiście - rzucił na odchodnym – Przyjdź do mojego gabinetu jak będziesz gotowa. Pojedziemy do Riesdelsen.

Nazwa miejscowości Riesdelsen miała swoje źródło w firmie Riesde, przedsiębiorstwie zajmującym się szeroko pojętym wzornictwem przemysłowym. W zakładzie na terenie Riesdelsen produkowano wszelkiego rodzaju odlewy i metalowe rzeźby. Przed trzema miesiącami firma ogłosiła upadłość. Zakładu wprawdzie nie zamknięto całkowicie, ale pracował na jakieś 10% swoich możliwości. Sprawa trafiła do prasy, gdy pracownicy zostali zwolnieni z dnia na dzień, prócz tego nie otrzymali należnych odpraw. Przedsiębiorstwo broniło się przed zarzutami wysokim zadłużeniem i niemożnością regulacji  wszystkich powstałych zobowiązań. Owszem, Riesde było zadłużone w samym EuroSchweiz na kwotę  dwóch  milionów euro. Allison usłyszała o tym trochę przypadkiem, z rozmowy między swoją szefową Katrin a Larssonem. Nie przypuszczała, że dyrektor będzie chciał zaangażować ją w ten temat. A już w szczególności nie w sobotę rano.
Na podziemnym parkingu w oddzielonym segmencie stały dwa samochody Larssona. Czarne, sportowe Porsche, wywołujące głębokie westchnienie zachwytu u każdego fana motoryzacji oraz elegancki mercedes w kolorze metallic. Samochód na który stać było kogoś pełniącego funkcję dyrektora finansowego banku. Allison na widok porsche wstrzymała oddech. Takie cacka widziała dotychczas jedynie w telewizji. Larsson może zarabiał krocie, ale podejrzewałaby go prędzej o wspomnianego mercedesa, a nie o sportowe unikaty najnowszej generacji.
– To pana? – upewniła się nie mogąc powstrzymać ciekawości.
– Oczywiście. Jednak dziś pojedziemy mercedesem.
Rzuciła okiem na swojego stojącego w oddali, brudnego, wysłużonego opla.  Gdzieś w swojej bankowej karierze musiała popełnić  błąd, skoro nadal jeździła tym gratem. W sercu zakiełkował bunt i pragnienie zmiany. Musi udowodnić temu bufonowi, że jest mądrą i zdolną asystentką, wkupić się w jego łaski, zdobyć awans a potem kupić sobie chociażby takiego mercedesa - pomyślała. Usadowiła się wygodnie w skórzanym fotelu. Larsson zaprogramował jazdę kilkoma kliknięciami. Z zaciekawieniem obserwowała co robi dyrektor. Wystarczyło ustalić dane podróży: cel, styl jazdy oszczędny lub  szybki, trasę szybką, terenową lub widokową oraz kilka pozostałych parametrów. Większość ludzi jeździła już tylko autonomikami i dysponowała prawem jazdy jedynie na takie pojazdy, więc stary opel Allison był prawdziwym dinozaurem w swoim otoczeniu.
– Po co jedziemy do Riesdelsen? – zapytała, gdy ruszyli a Larsson odwrócił się w jej kierunku.
– Porozmawiać – na twarzy dyrektora pojawił się zagadkowy uśmiech – co w ogóle wiesz o Riesde?
– W sumie niewiele – mruknęła niewyraźnie, odwracając wzrok – Swoją drogą, bardzo ładny samochód. Mogę zapytać ile kosztował?
– Kosztował mnóstwo ciężkiej pracy, panno Brighton. Wróćmy do Riesde. Masz sporo do nadrobienia – Sięgnął do teczki i wyciągnął z niej laptop, po czym podał go dziewczynie – Zrobiłem wstępne zestawienie ich zadłużenia i depozytów. Odzyskalibyśmy przynajmniej milion, gdyby się tym zająć. Problem w tym, że oni też domagają się od nas wycofania lokat i kar umownych za wspieranie militaryzacji strefy M. Dobrze wiesz, jakie to były kwoty. Wasz poprzedni dyrektor był bardzo hojny.
– Po prostu wierzył w naszą uczciwość.
– To się przeliczył... i to bardzo.
– Więc jedziemy udowodnić naszą niewinność?
Larsson roześmiał się głośno. Allison poczuła się urażona, jednak nauczyła się, że chamstwo dyrektora należy przyjmować bez mrugnięcia okiem.
– Niewinność udowadnia się mając stryczek na szyi. Ale wtedy najczęściej jest na to za późno – odpowiedział gdy przeszła mu wesołość – optima defensio est impetum. Przejrzyj dane w laptopie, poczytaj sobie o Riesde. Może znajdziesz jakiś argument do negocjacji.
– Teraz? Tak po prostu? Przecież za dwie godziny będziemy ma miejscu, a na analizę potrzeba czasu!
– W razie gdybyś nic nie znalazła, mam już pewien plan – sięgnął po swój drugi laptop i wpisał kilka słów. Kątem oka Allison dostrzegła co znajduje się na pulpicie.
– Co to za strona? – odważyła się zapytać przyglądając się dziwnie wyglądającej zawartości ekranu
– Witamy w darknecie – Larsson nie podniósł nawet głowy znad urządzenia – Możesz tu znaleźć wszystko, od kradzionych danych, poprzez ostre porno, nielegalną broń aż do nereczek, gdybyś potrzebowała  przeszczepu. Wszystko względnie bezpiecznie dostępne, chociaż muszę przyznać, że siedzi tu sporo policyjnych tajniaków. Trzeba być ostrożnym.
– Więc te dane w moim laptopie...
– Tak. Jesteś zdolna, przeanalizuj je. Tylko nie chwal się tym Katrin, bo będzie zazdrosna.
Allison spojrzała bezradnie na rzędy liczb w excelu, opisy poszczególnych inwestycji Riesde wraz z nazwiskami odpowiedzialnych osób oraz dane dotyczące kredytów i lokat w EuroSchweiz. Do przyjazdu zostały niecałe dwie godziny. Larsson chyba naprawdę chciał ją udupić. Zastanawiała się tylko czy zaplanował dla niej zwolnienie za słabe wyniki czy też może zamierza obciążyć ją dużo poważniejszymi zarzutami i umieścić w więzieniu. Koniec końców i tak miał już argumenty w kieszeni, żeby wytoczyć jej proces sądowy. Po co więc nadal angażował ją w swoje ciemne interesy?
***
Przyjechawszy do Riesde, Larsson zaparkował i udali się do budynku administracyjnego.
– Milan Larsson, EuroSchweiz, a to moja asystentka – przedstawił się przygarbionemu starszemu panu w stroju ochroniarza – Przyjechaliśmy wycenić aktywa przedsiębiorstwa w związku z upadłością.
– Tu już byli ostatnio – ochroniarz wyprostował się i odsunął od siebie kubek z kawą – Dziś sobota, nic tu nie mam wpisane, żeby jakaś wizyta miała być. Fabryka zamknięta.
– Mam przepustkę – Larsson wyciągnął z portfela niewielki zapisany kartonik.
Ochroniarz przyjrzał się uważnie znad okularów. Po chwili namysłu nacisnął odpowiedni guzik i pokazał na najbliższe drzwi. – Tamtędy, proszę. Otwieram.
Wyszli z budynku administracyjnego i udali się w stronę hali produkcyjnej. Dookoła panowała cisza i spokój. Tylko ptaki ćwierkały radośnie w gałęziach drzew otaczających fabrykę. Powietrze było świeże i chłodne, więc Allison wzięła kilka głębokich wdechów. Podążała za dyrektorem bez szczególnego zainteresowania. Oglądanie fabryki nie wydawało jej się ani sensowne ani interesujące. Bardziej czekała na rozmowę z dyrektorem Riesde. Korzystając z zebranych przez Larssona danych przygotowała kilka pytań, które chciała zadać i odczuwała przyjemny dreszczyk emocji na myśl o tej rozmowie. Nigdy wcześniej nie miała okazji uczestniczyć w czymś takim i mimo niechęci do Larssona, czuła się przez niego wyróżniona.
Wnętrze fabryki przedstawiało się raczej nieciekawie. Stalowe elementy przegryzała rdza, podłoga skrzypiała przy każdym kroku a w kątach walały się śmieci. Od czasu do czasu ktoś musiał tu jeszcze pracować, bo śmieci wyglądały na świeże, a urządzenia nie były pokryte kurzem. Larsson przechadzał się po wnętrzu ostrożnie w swoich markowych butach za przynajmniej tysiąc euro i rozglądał bacznie dookoła. Allison ostrożnie patrzyła jedynie pod nogi, żeby nie potknąć się na wystających elementach. Nudziło ją to oglądanie fabryki.
– Przepraszam dyrektorze, ale po co tu przyszliśmy? – zapytała w końcu poirytowana.
Zbył ją milczeniem. Nadal rozglądał się po fabryce, jakby czegoś szukał. Gdy doszedł do przeciwległych drzwi, nacisnął ostrożnie klamkę i wszedł do kolejnego pomieszczenia. Allison w tym czasie zahaczyła udem o jakiś wystający pręt, chwilę szarpała się z nim, żeby uwolnić spódnicę nie dziurawiąc jej przy tym. Gdy podniosła wzrok, Larssona już nie było.
– Niech go diabli – mruknęła ze złością. Nie miała ochoty zwiedzać z nim fabryki. Oparła się o żelazny stojak decydując że na niego poczeka. W głowie układała sobie scenariusz rozmowy z dyrektorem Riesde. Skąd wzięli pieniądze na inwestycję w Szwecji w 2048 roku? Dlaczego kontrahent nie przeprowadził analizy ich wypłacalności? Dlaczego w koncernie Vanneghen, który oferował lepsze warunki w przetargu zdarzył się tragiczny w skutkach pożar, który praktycznie wyeliminował ich z konkurencji? Dlaczego za inwestycją w Szwecji stał były pracownik Vanneghen? No i w końcu, skąd dowiedzieli się o rzekomym finansowaniu militaryzacji Strefy M przez EuroSchweiz, skoro media uparcie milczały, a w konsekwencji zażądali wycofania lokat i wypłaty kar umownych. Tak naprawdę nigdy nie zadałaby tych pytań, bo brzmiały jak zarzuty, gdyby nie podejście Larssona, który sprawiał wrażenie, jakby zamiast merytorycznej rozmowy finansowych partnerów chciał przeprowadzić kryminalne śledztwo. To on zdobył informacje o Vanneghen, których wprawdzie nie mogli użyć bezpośrednio, ponieważ były niejawne, jednak dawały im prawo domniemywać, że Riesde nie gra czysto. Allison czekała na Larssona dłuższą chwilę, jednak ten nie wracał. Wstała więc i ruszyła do drzwi, za którymi zniknął.
W kolejnym pomieszczeniu panowała niemal absolutna ciemność, rozjaśniana jedynie odrobiną światła z niewielkiego lufcika pod sufitem. Allison poczuła niepokój. Ostrożnie, starając się nie stukać obcasami i o nic się nie potknąć, przeszła do przodu w stronę kolejnych drzwi. Wzięła głęboki oddech i nacisnęła klamkę. Drzwi ustąpiły i zobaczyła następną słabo oświetloną halę. Ta była zdecydowanie czystsza, śmieci były uprzątnięte, a maszyny zdecydowanie mniej pokryte rdzą. Wzrok powoli przyzwyczajał się do ciemności. Stojąc nadal w drzwiach, dostrzegła Larssona po drugiej stronie budynku nad otwartą skrzynią. Czegoś tam szukał. Faktycznie, ilość dużych, drewnianych skrzyni rzucała się w oczy. Allison sama zainteresowała się co jest w środku. Z drugiej strony czuła, że nie ma ochoty dłużej przebywać w fabryce. Potrzebowała znów odetchnąć świeżym powietrzem.
– Dyrektorze... – szepnęła konspiracyjnie.
Odwrócił się z prędkością spłoszonego zwierzęcia. Gdy dostrzegł Allison zamknął skrzynię.
– Idziemy stąd – zakomenderował – Tędy.
Przebrnęli jeszcze kilka ciemnych hal. Jedne wydawały się mniej, inne bardziej zaniedbane. Allison podążała za Larssonem powstrzymując się z trudem przed zadawaniem pytań. Zdecydowała się rozpocząć rozmowę dopiero gdy wyjdą z fabryki. Jednak gdy wyszli z drugiej strony fabrycznego kompleksu zabudowań, Larsson nie wydawał się być skory do rozmów, wręcz przeciwnie. Bacznie rozglądał się dokoła i trzymał się blisko ściany, jakby się ukrywał. Obeszli budynki dookoła. Larsson zatrzymał się w odległości kilku metrów od budynku administracyjnego, którędy weszli.
– Idź przodem – poprosił.
Allison znów poczuła niepokój. Nie podobało jej się to skradanie i dziwne zachowanie Larssona. Wcale nie miała ochoty iść jako pierwsza. Nie miała też ochoty zostawać na terenie fabryki. W powietrzu wisiało coś niedobrego. Nie tak wyobrażała sobie wizytę u dłużnika.
– Nie rób scen, młoda – poprosiła samą siebie w myślach – lepiej stąd wyjść jak najszybciej.
Starając się zachować spokój ruszyła do przodu. Weszła po schodkach do budynku administracyjnego i aby zachować naturalność uśmiechnęła się w stronę ochroniarza. Chciała zagadnąć go na temat sytuacji firmy, ale uśmiech natychmiast zwiędł na pobladłych z przerażenia ustach. Ochroniarz leżał nieprzytomny na blacie. Spod jego twarzy wyciekała wąska strużka krwi.
– Idziemy stąd – na ramieniu poczuła mocny uścisk dłoni i usłyszała głęboki ton głosu Larssona  tuż nad uchem. Aż podskoczyła.
– Dlaczego on krwawi? – wydukała z trudem.
– Bo jest idiotą.
– Nie wiedziałam, że to powoduje, że ludzie zaczynają nagle krwawić bez powodu.
– Myślę, że to nowy fenomen.
– Na miłość boską, dyrektorze, trzeba mu pomóc!
– To zostań i baw się w siostrę miłosierdzia. – Larsson zwolnił uchwyt i podszedł do drzwi prowadzących na zewnątrz – Nie pokazywałem ci materiałów o Vanneghen bez powodu.
Allison zadrżała. Powinna się była spodziewać, że to nie będzie biznesowa wizyta po tym co przeczytała w materiałach Larssona. Raz jeszcze rzuciła okiem na  ochroniarza. Dyrektor w tym czasie otworzył drzwi i wyjrzał na zewnątrz.
– Droga wolna. Na parking. – zakomenderował.
Allison znów ruszyła za szefem, rozglądając się przerażona dookoła. Panowała cisza, a że fabryka znajdowała się na odludziu, w zasięgu wzroku nie pojawił się również żaden człowiek. Gdy tylko dziewczyna dopadła samochodu, nie pytając Larssona o zgodę usiadła na fotelu kierowcy i zaczęła gorączkowo wklikiwać dane trasy powrotnej. Dyrektor jak gdyby nigdy nic usiadł obok i odłożył trzymane w ręku zawiniątko. Ten fakt uszedł jednak jej uwagi.
– Cholera, dlaczego to nie działa! – zdenerwowała się gdy po raz trzeci bezskutecznie próbowała wpisać Frankfurt Mainzer Str.  
– Bo musiałabyś mi uciąć rękę – odrzekł spokojnie, przyglądając się jak coraz bardziej nerwowo stuka palcami o ekran. Widząc jej zdumioną minę, przyłożył dłoń do ekranu na dwie sekundy.
SCANNING FINISHED. CORRECT USER DETECTED – odczytała z ekranu.
– Wpisz jakiś parking publiczny, a nie Mainzer – poprosił – Zostawimy tam samochód.
– Jak to zostawimy? – spojrzała na szefa zdumiona – A co z tym człowiekiem? Powinniśmy zawiadomić pogotowie i policję. Przecież nie wyjedziemy stąd tak po prostu!
– Daj spokój, Allison – westchnął – Zaufaj mi, wiem co robić.
– Nieudzielenie pomocy jest karalne!
– Najważniejsze to nie dać się zabić samemu. Zatwierdź juz tą trasę i jedźmy.
Allison przyjrzała się uważnie szefowi raz jeszcze. Nie wydawał się być ani przerażony, ani zdenerwowany. Jakby codziennie włóczył się po opuszczonych fabrykach i spotykał krwawiących, nieprzytomnych ludzi. Pod wpływem tego spostrzeżenia zatwierdziła trasę, a samochód rozpoczął wyjazd z parkingu.
– Co było w tych skrzyniach? – zapytała po chwili.
– Im mniej wiesz tym lepiej dla ciebie, Allison, więc proszę oszczędź mi pytań. Dziękuję za wyśmienitą analizę. A teraz pozwól że zajmę się pracą – odrzekł i otworzył laptop – Ruch jest niewielki. Dojedziemy na tyle szybko, że zdążysz dać Foxowi obiad.
– Wspaniale... – mruknęła z przekąsem. Jeszcze minutę temu chciała odwiedzić komisariat policji i złożyć zeznania. Po kolejnej w tym dniu wzmiance o Foxie zmieniła zdanie. Larsson śledził ją i dawał jej to do zrozumienia po raz kolejny. Teraz już była skłonna zgodzić się, że najważniejsze to ocalić własną dupę w tej aferze.

4 komentarze:

  1. Coś mi tu dużo przecinków brakuje. No i niektóre dialogi nie zostały do końca dobrze napisane. Podejrzewam, że to wynik pośpiechu, zabiegania i braku korekty, całkowicie to rozumiem.
    Larsson to gbur, prostak, dupek, cham i jeszcze więcej. Wyciągnął biedną Allison do pracy w sobotę, do tego oczekiwał ładnego makijażu i szybkiego merytorycznego przygotowania. Czy w jego przypadku sadyzm został zdiagnozowany? Psychopatyzm zresztą też, pokazuje kilka cech charakterystycznych dla tej grupy ludzi.
    Jakiś czas temu też byłam na hali produkcyjnej jednego zakładu, oglądanie jej było dość nudne, więc nie dziwię się Allison, że nie poświęciła temu zajęciu za wiele uwagi.
    Kurczę, narobiłaś mi smaka na więcej tym t kątem. Chciałabym wiedzieć, o co chodzi z tą firmą, co było w skrzyniach i dlaczego pan ochroniarz został postrzelony. Można liczyć na jakiś kolejny tekst z tymi postaciami? Jednego czytelnika masz pewnego, ten świat mi się podoba.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Fakt, początek chciało mi się pisać, dalszy ciąg już nie do końca. Co rpzumiesz pod "nie do końca dobrze napisane"? Pewnie cos bedzie z tymi bohaterami, ale raczej nie jako ciąg dalszy. Po prostu piszę scenki o nich, trochę poza główną fabułą.

    OdpowiedzUsuń
  3. Larsson to dupek, a Alison tańczy na ostrzu noża. Naprawdę trzeba mieć tupet, żeby wyciągać kogoś o szóstej rano w sobotę do pracy z dnia na dzień i jeszcze mieć o wszystko pretensje. Dziewczę pójdzie na dno jak nic przez niego. Bardziej denerwuje mnie podejrzewanie, że Larsson jak kot spadnie na cztery łapy i dalej będzie irytującym dupkiem.
    Sama koncepcja dobra, wciąga mnie ten świat i wypatruję więcej.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. "–Kurwa... – poruszyła bezgłośnie ustami, a jednak w głowie to słowo wybrzmiało w pełnej krasie "
    To przemówiło do mnie w szczególności, choć tekst w ogóle zapowiada się coraz lepiej.
    " Obróciła się na pięcie i ruszyła do łazienki. Kurwa, kurwa, kurwa – powtarzała w myślach. Rzuciła torebkę z wściekłością na parapet i słysząc głośny trzask zdała sobie sprawę, że telefon był w środku. Spostrzeżenie okrasiła kolejną kurwą."
    Och, jak Ty mnie tu rozpieszczasz :)
    Fajny klimat.Nie ma to jak wredny szef z wiedzą o darknecie.
    Hm, fajnie zakończone. Zwłaszcza, że jej własny szef ją śledzi. Dobry klimat.

    OdpowiedzUsuń