Tablica ogłoszeń


Grupa Kreatywnego Pisania to długoterminowy projekt cotygodniowych wyzwań pisarskich z wykorzystaniem writing prompts. Więcej znajdziesz w zakładce "O projekcie".



Temat

Temat na tydzień 129:

To było bardzo kłopotliwe. Nigdy nie miał ofiary, która odniosłaby porażkę w umieraniu.

klucze: klucz, wymiana, akcesoria, niedobre.

Szukaj tekstu

poniedziałek, 11 grudnia 2017

[69] Po cienkim lodzie ~ Venusta



– Uważaj na siebie, dziewczynko. Stąpasz teraz po cienkim lodzie.
Jakbym sama nie słyszała jego ostrzegawczego trzeszczenia pod moimi stopami! Przełknęłam ślinę, próbując zdusić paraliżujący strach. „To nic takiego” – uspokajałam się w myślach. „To jak chodzenie po ziemi. Tylko trochę niebezpieczniejsze”. Pod sobą widziałam ciemną taflę lodu, naznaczoną siateczką jaśniejszych pęknięć.
– Połóż się na brzuchu – powiedziała kobieta, a w jej głosie wyczułam napięcie. Naprawdę chciałam wykonać to polecenie, ale moje ciało jakby wypowiedziało mi posłuszeństwo.
– Spokojnie. Spokojnie. Nic się nie dzieje. Tylko połóż się na brzuchu.
 Z oddali dobiegło mnie ujadanie psów i okrzyki ludzi – wciąż jeszcze stłumione, ale przybliżające się z każdą chwilą. To pomogło mi otrząsnąć się z odrętwienia. Powoli, choć każdy mój nerw wrzeszczał, by puścić się biegiem, położyłam się płasko na zamarzniętej tafli rzeki. Kobieta również musiała usłyszeć odgłosy pogoni, bo uniosła głowę i przez parę uderzeń serca wsłuchiwała się w otaczający nas las. Stała kilkanaście metrów ode mnie, wychylona do przodu, z napiętą twarzą. Kiedy wreszcie leżałam na brzuchu, skinęła głową.

– Dobrze. Teraz ostrożnie podczołgaj się w moją stronę. Kiedy wejdziesz na grubszy lód, dam ci znać. Wtedy możesz przyspieszyć.
Okrzyki przybliżyły się jeszcze bardziej. Teraz mogłam już rozróżnić pojedyncze głosy, choć słowa, zwielokrotniane przez echo, wciąż pozostawały niezrozumiałe. Czułam strużkę potu spływającą po karku i dalej, między łopatkami. Kilka centymetrów od swojego nosa miałam gładką i ciemną taflę lodu. Zaczęłam pełznąć. Powoli. Tak koszmarnie, koszmarnie powoli. Całą swoją uwagę skupiłam tylko na tym.  
– Dobrze – usłyszałam nagle głos, o wiele bliżej, niż się spodziewałam. – Teraz wstań i idź dalej na czworakach.
Podniosłam wzrok. Teraz od kobiety dzieliło mnie najwyżej siedem metrów; ona sama wyprostowała się, trzymając w prawej ręce jakieś rzemienie. Patrzyła poza mną, na drugi brzeg.
W tej samej chwili nad zamarzniętą rzeką poniosło się ujadanie jednego z ogarów, teraz już nie tłumione przez zaśnieżone drzewa. Zanim zdążyłam choćby się obejrzeć, kobieta zakręciła rzemieniami, wypuściła jeden ich koniec – i ujadanie zmieniło się w krótki skowyt.
– Na co czekasz? – popędziła mnie, umieszczając w skórzanej miseczce kolejny okrągły pocisk. Dopiero teraz zauważyłam sporą sakwę zawieszoną u jej pasa.
Podniosłam się i najszybciej jak mogłam dotarłam do bezpiecznego brzegu. W tym czasie moja wybawicielka zdążyła położyć trupem kolejne dwa psy, po czym pomogła mi stanąć na nogach.
– Szybko – rzuciła, popychając mnie między ośnieżone pnie.
– Hej! – poniosło się nad rzeką.
Nie mogłam się powstrzymać i odwróciłam się. No i stał tam. Mimo dzielącej nas odległości nie mogłam mieć wątpliwości, że to on. W czasie pościgu kaptur musiał zsunąć mu się z głowy i teraz mroźny wiatr targał jego ciemnymi włosami – dłuższymi, niż zapamiętałam. Na widok trzech psich trucheł zatrzymał się gwałtownie, a potem podniósł wzrok. Wiedziałam, że nas dostrzegł. Kobieta już podniosła rękę z rzemieniami, ale powstrzymałam ją.
– Czekaj!
Kobieta zmarszczyła brwi, ale posłuchała. Luke musiał dostrzec ten gest. Teraz dołączyło do niego jego dwóch ludzi; stanęli po obu stronach przywódcy z naciągniętymi kuszami, wymierzonymi prosto w nas. Luke przyłożył dłonie do ust.
– Daj spokój! Wszyscy mamy już dość tej gonitwy. Oddaj to, co należy do mnie, a nikomu nic się nie stanie! Bądź rozsądną dziewczynką!
Poczułam dłoń kobiety na swoim ramieniu, pchającą mnie w stronę lasu. Coś dławiło mnie w gardle. Tak bardzo chciałam puścić się pędem z powrotem przez rzekę i wtulić się w niego, tak jak robiłam to wiele razy, kiedy byliśmy dziećmi. Chciałam przestać czuć się jak zaszczute zwierzę, ścigane przez tego, który miał mnie chronić.
– Cofnij się – rzuciła kobieta przez zęby. – Kiedy dam ci znak, biegnij ile sił w nogach w las. Ja będę biec za tobą. Inaczej zginiemy, rozumiesz?
Niemal niedostrzegalnie skinęłam głową.
– Nie chcę rozlewu krwi! – zawołał ponownie Luke. Teraz miał przy sobie już czterech ludzi; dwóch z nich ostrożnie próbowało wytrzymałość lodu. – Czy nie możemy już tego skończyć i wrócić do domu?
– Teraz! – syknęła kobieta, popychając mnie. Za sobą usłyszałam furknięcie wyrzuconego przez nią kamienia i głuche stęknięcie, ale nie potrafiłam stwierdzić, kto je wydał. Wpadłam między ośnieżone drzewa, próbując nie zderzyć się z żadnym pniem ani nie stracić oka na żadnej gałęzi. Grunt pod moimi stopami pokrywała gruba warstwa śniegu, maskująca wszelkie nierówności i przeszkody; kilka razy o mały włos nie skręciłam kostki.
– Nie zatrzymuj się! – usłyszałam za sobą głos i poczułam czyjąś dłoń chwytającą mnie za ramię – w samą porę, bo właśnie na czymś się poślizgnęłam. Biegłyśmy razem przez zaśnieżony las, który wydałby mi się piękny, gdyby nie świadomość śmiertelnego zagrożenia. Tak, śmiertelne zagrożenie może naprawdę popsuć dzień.
Kobieta w biegu włożyła dwa palce do ust i gwizdnęła przenikliwie. Po chwili dobiegł nas odzew. Chociaż nie miałam pojęcia, z której strony zabrzmiał dźwięk, kobieta skręciła nieco w prawo. Rwał się jej oddech, ja również dyszałam ciężko. Miałam głęboko nadzieję, że ktokolwiek na nas czekał, nie znajdował się daleko.
Przedarłyśmy się przez młody jodłowy zagajnik i nagle wypadłyśmy – całe w igłach i śniegu – na sporą polanę, na której czekały na nas dwa gotowe do drogi konie. Obok stał jakiś chłopak. Na nasz widok wytrzeszczył oczy, ale kobieta nawet nie musiała mu nic mówić – od razu wskoczył na grzbiet jednego z wierzchowców i wyciągnął do mnie rękę. Przyjęłam ją bez zastanowienia i wdrapałam się niezgrabnie na siodło. Kobieta zdążyła już dosiąść swojego kasztanka i gdy tylko zobaczyła, że jesteśmy gotowi, popędziła go do biegu. Już po chwili pędziliśmy przed siebie, na tyle, na ile pozwalał nierówny grunt.
– Czy ktoś mi wyjaśni, co się tu dzieje?! – krzyknął chłopak, ale byłam za bardzo zajęta niespadaniem z siodła, żeby mu odpowiedzieć. Prawie podświadomie zauważyłam, że kobieta, jadąca przed nami, kuli się dziwnie w siodle.
Nie mam pojęcia, jak długo trwała ta szalona jazda. W pewnym momencie byłam zupełnie pewna, że to wszystko to jakiś zwariowany sen, z którego zaraz się obudzę, chociaż dotkliwy ból w przemarzniętych stopach i dłoniach oraz mdłości wywołane głodem świadczyły o czymś przeciwnym. Albo po prostu potrafię śnić wyjątkowo realistyczne sny.
W końcu zjechaliśmy do jakiejś kotlinki, osłoniętej od wiatru i śniegu, gdzie moi wybawcy zatrzymali konie. Kobieta zsiadła z wierzchowca i odwróciła się w naszą stronę – i wtedy zrozumiałam, dlaczego tak dziwnie się kuliła. Z jej boku sterczał krótki bełt kuszy, a gruby materiał kurty pociemniał dookoła od krwi.
Chłopak zaklął, zeskoczył na ziemię i podbiegł do kobiety; ja byłam w stanie tylko siedzieć i się gapić. Zaczęło mi się kręcić w głowie.
– Jasny szlag, co tu się dzieje? Co ci się stało? – chłopak wyciągnął ręce w stronę drzewca, ale zaraz je cofnął. – Jak się czujesz? Jak mogę pomóc?
Kobieta, mimo twarzy ściągniętej bólem, zaśmiała się krótko.
– A jak mam się czuć? Boli jak cholera, ale chyba przeżyję. Kiedy przyjedzie reszta?
Chłopak zerknął w niebo.
– Za jakąś godzinę.
Kobieta myślała przez chwilę. Dopiero teraz zauważyłam, że jest młodsza, niż z początku sądziłam. Długie ciemne włosy, związane w dwa warkocze, okalały szczupłą, owalną twarz, teraz pobladłą z bólu i upływu krwi. Chociaż nie mogła mieć więcej niż trzydzieści lat, troski już odcisnęły na niej swoje piętno.
– No już, nic mi nie będzie – warknęła, kiedy chłopak ponownie sięgnął do rany. – Zostaw mnie w spokoju. Lepiej zajmij się tamtą.
Chłopak odwrócił się w moją stronę i po raz pierwszy mogłam przyjrzeć się mu uważniej. Czy raczej mogłabym, gdyby nie zawroty głowy, które przybrały na sile. Zrobiło mi się niedobrze.
– Hej, co z tobą?
Poczułam, że próbuje ściągnąć mnie z konia, ale teraz zupełnie przestałam nad sobą panować i zwaliłam się jak worek kartofli. Udało mu się złapać mnie, zanim grzmotnęłam o ziemię, i ostrożnie położył mnie na śniegu. Jego twarz to rozmywała się, to nabierała ostrości.
– No co z tobą? Chora jesteś?
– Nnie…
– No to co? Ranna? Głodna?
– Ngh…
– Głodna? Od jak dawna nie jadłaś?
Naprawdę chciałam mu odpowiedzieć, ale niestety zemdlałam.

4 komentarze:

  1. Cześć :)
    Bardzo żywy obrazek. Opisy są plastyczne, łatwo jest się stać bohaterem tego opowiadania, który śledzi wszystko z boku, tak płynnie, przemyślanie i dynamicznie jest to opisane.
    Jestem ciekawa, kim jest dziewczynka (dziewczyna?), czego chce od niej Luke i dlaczego ta kobieta jej pomaga. Wygląda to na fragment dłuższej opowieści, który mi się bardzo podoba, więc jeśli to możliwe, proszę o więcej.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czołem!
      Przede wszystkim naprawdę bardzo mi miło, że dobrze Ci się czytało tę pracę; Twoje słowa to miód na moją pisarską duszę.
      Zasadniczo pomysł ciągu dalszego zaczął mi się wykluwać już w trakcie, jeśli nie pod koniec, pisania opowiadania (moim ulubionym sposobem planowania wciąż jest improwizacja), więc na razie wszystko pozostaje w sferze "Ej, a może by tak...". Ale jak tylko będę miała coś więcej, z radością podeślę.
      Również pozdrawiam!

      Usuń
  2. Ou je! Dobre to jest, dynamiczne i fajne. Podoba mi się motyw ucieczki przed kimś, kto kiedyś był bardzo bliski - fajnie to wplotłaś i mnie zainteresowałaś! Taki kawałek tortu, lekkostrawny i miły. Co mnie zaskoczyło to wyczuwalna stróżka potu u leżącej osoby - trochę mi to nie współgra z grawitacją, ale fuck it! Jest dobrze.

    OdpowiedzUsuń
  3. Wrzuciłaś mnie w ten świat, nie mówiąc, kto, gdzie i dlaczego. Pachnie mi to jakąś fantastyką albo średniowieczem i stanowczo potrzebuję więcej. Oczarował mnie dynamizm całego tekstu.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń