Tablica ogłoszeń


Grupa Kreatywnego Pisania to długoterminowy projekt cotygodniowych wyzwań pisarskich z wykorzystaniem writing prompts. Więcej znajdziesz w zakładce "O projekcie".



Temat

Temat na tydzień 129:

To było bardzo kłopotliwe. Nigdy nie miał ofiary, która odniosłaby porażkę w umieraniu.

klucze: klucz, wymiana, akcesoria, niedobre.

Szukaj tekstu

niedziela, 2 października 2016

[7] Psia jego mać! ~ SadisticWriter






Przyznaję, totalnie nie miałam chęci na pisanie w tym tygodniu i zrobiłam to na odpiernicz.  Jak czytam ten tekst, to... matko, ryje mi banie. Kamienne stopy Jezusa 4ever.
Uwaga, to jedna z moich dwóch polskich postaci o jakich kiedykolwiek pisałam.
No i trochę to wyrwane z mojego życia codziennego. Miałam podobną historię. Nie, żebym w piekle była...
Pełne to dziwnego humoru, może dlatego, że pisałam późną nocą. Trochę wulgarne. Głupie żarciki. Jak to czytam to się krzywię, bo mi się nie podoba, ale to w jakiś sposób zabawne napisać beznadziejny tekst. Czułam się odprężona, kiedy nie musiałam się starać!
***

Wiem, dlaczego jestem w piekle. Wiem, co zrobiłem. To, czego nie wiem to, dlaczego mój pies czekał tam na mnie aż przybędę, ale… zacznijmy od początku.
Byłem posiadaczem czarnego labradora o imieniu Dante. Nie wiedziałem dlaczego nazwałem go tym piekielnym imieniem (nie byłem wielkim fanem „Boskiej komedii”). Coś mi podpowiadało, że to będzie godne przezwisko dla czarnego olbrzyma, który z radością taranuje ludzi na swojej drodze.
Dante był pocieszny, ale potrafił w inteligentny sposób manipulować wszystkimi wkoło, czym mnie przerażał. Czasem wydawało mi się, że umie nawet strzelać fochy, gdy nie dostanie ulubionego jedzenia. Nigdy nie miałem takiego psa jak on. Zadziwiał mnie, zadziwiał innych ludzi, zadziwiał świat. Bo powiedzcie mi, który pies potrafił otwierać łapą drzwi i witać w progu gościa stając na tylnych kończynach? Mało tego – on podawał ci rękę na przywitanie. Przepraszam, łapę. Wciąż zapominam, że to nie człowiek. Dante potrafił również sam nałożyć sobie jedzenie do miski i umiejętnie podkradał nam z lodówki kabanosy – nie został na tym przyłapany, ale ja wiem, że to jego sprawka (moja żona tego nie rozumiała, lafirynda jedna). Gdy coś gubiłem, Dante zawsze to znajdował, zupełnie, jakby wkładał swój czarny nochal w otchłań bez dna i niuchał po moim zapachu wszystkie bambetle. Do dziś przeklinam siebie za to, że nie zacząłem nagrywać z nim filmików na YouTubie, albo, że chociaż nie kupiłem tej durnej kamery za dwadzieścia zyla z Biedronki, która nagrywałaby go, gdyby mnie i mojej żony nie było w domu, no, ale mądry Polak po stracie.
Dlaczego mówimy o stracie?
Kiedyś pokłóciłem się z żoną (nic nowego). Pamiętam, że była to późna jesień, a na dworze panował paraliżujący chłód. Słońce już dawno skryło się za horyzontem, ciemności okryły niebo. Dante był wtedy małym szczeniakiem. Chcieliśmy go nauczyć chodzić bez smyczy. Świetnie dawał sobie radę, nie opuszczał nas nawet na krok, ale gdy się pożarliśmy, każde z nas poszło w inną stronę. Ja myślałem, że Dante powędrował za żoną (zawsze ją wolał, bo dawała mu jedzenie), ona, że za mną (wmawiała sobie, że to synek tatusia). Jak się okazało – Dante był tak zdezorientowany (ponieważ lubił nas oboje), że poszedł w zupełnie inną stronę (przez chwilę wydawało mi się, że hasa za mną, potem zniknął mi z oczu). Złość opadła, emocje ulotniły się na jesiennym wietrze, a nasz pies wsiąknął w ziemię. Szukaliśmy go całą noc, nawet sąsiedzi włączyli się w te poszukiwania. Latarki świeciły po trawnikach jak małe reflektory zbudowane z odzyskanej wiary w ludzkość i nadziei, ale mimo tego… po Dantem nie było żadnego śladu. Nie pomogło nawet piszczenie jego ulubioną piszczałką (aczkolwiek w rażącym oczy różowym kolorze – moja żona to lafirynda, jak już wspominałem). Jakiś moher powiedział mi, że jest późno, więc mam uspokoić swoje nadpobudliwe żądze, które przypominają chęć strzepania sobie Alfreda w publicznym miejscu (tak, ściskanie różowej kości było naprawdę podniecające). Kazałem jej iść do kościoła lizać stopy kamiennego Jezusa (ta, ten to na pewno twardy był). Chyba spodobała jej się ta myśl, bo oblizała swoje obwisłe wary i poszła w ciemny las. Pieprzona babcia Frania. Przez nią musiałem zakończyć swoje poszukiwania i wysłuchiwać przez całą noc płaczu żony, której śnił się wyjący za nią Dante (egoistka). Nikt z nas się wtedy nie wyspał. Rano odpuściliśmy sobie nawet nasze codzienne obowiązki, a to wszystko po to, by wydrukować masę ogłoszeń i rozwiesić je w niedozwolonych miejscach wielkiego (brudnego) miasta. I uwaga, tu dochodzimy do punktu kulminacyjnego całej fabuły, bowiem byłem już tak zmęczony, że po prostu stanąłem na środku drogi, spojrzałem w pochmurne niebo i obiecałem diabłu, że zaprzedam mu swoją duszę, jeśli pomoże mi odnaleźć Dantego. Mały skurczybyk. Ledwo go dostaliśmy, a już tak się do niego przywiązałem. Zupełnie, jakby był moim dzieckiem – własnego nie mogłem mieć,  bo żona niepłodna, więc obiecaliśmy sobie, że w przyszłości założymy hodowlę dzieci. Wróć. Psów. 
Po dwudziestu minutach od złożenia diabelskiego paktu, zadzwonił telefon. Odezwały się jakieś żule, więc myślałem, że robią sobie ze mnie jaja, ale szybko z ich bełkotu wywnioskowałem, że mają naszego psa. Problem tkwił w tym, że kazali przywieźć hajs. No, trudno, za szczęście się płaci (nawet własną duszą). Pojechaliśmy pod knajpę „Niebieski most” i okazało się, że odnaleziony szczeniak to rzeczywiście Dante. Co prawda trochę spity i śmierdzący stęchlizną, ale jednak nasz. Chłopak tak ucieszył się na nasz widok, że w drodze powrotnej obsikał mi całą kurtkę, a potem buty i ręce, ale szczęście było tak wielkie, że owładnęło moje nozdrza i stłumiło zapach psich szczochów. Od tamtej pory (mimo, że musiałem w ramach dodatkowej zapłaty pocałować żula w policzek – gej jeden w dupę kopany i na dodatek nachlany jak stary Rosjanin jadący czołgiem przez pustynię – czyściłem japę przez kolejny tydzień) nasze życie było szczęśliwe. Dante został wykąpany i nakarmiony, ukochany i wylulany, no i na dodatek obdarowany ładną czerwoną obrożą w kostki, którą zdobił złoty medalik za pięć zyla z allegro – wypisane na niej było imię psa, imię właściciela i numer telefonu.
Pewnie myślicie, co się nagle stało, że wylądowałem w piekle? Odpowiedź jest prosta: pospolicie zginąłem. Przejechało mnie auto, w sumie to ciężarówka. Niemiło było oglądać swoje flaki oraz śladowe ilości mózgu na drodze i na dodatek nie móc zwymiotować na ten widok (dlaczego trupy nie rzygają?). Co najdziwniejsze – przed śmiercią był ze mną Dante. Po śmierci zniknął. Pomyślałem sobie, że skurczybyk był tak inteligentny, ze uciekł, bo postanowił ratować siebie albo, że po prostu trafił do jakiegoś psiego nieba z fruwającymi po błękicie białymi kostkami zbudowanymi z chmurek. Myliłem się. Spotkałem go w piekle. Teraz stał tu przede mną na tylnych łapach z zadartym do góry łbem i przymrużonymi władczo oczami. Ubrany był w czarny garnitur z czerwonym krawatem w kości a w łapie trzymał teczkę z papierami. Jego uchatą głowę zdobił cylinder. Przemówił do mnie, no, cholera przemówił! A tyle się mówiło o tym, że psy pierniczą jak najęte w Boże Narodzenie! Gówniane bajki!
– Tomasz, Tomasz, Tomasz – westchnął i potrząsnął głową. – Nisko upadłeś, ale to dobrze,
znakomicie wręcz.
– Ty skurwysyński psie, całe życie się ukrywałeś! – wrzeszczałem, nie dając mu przez kolejne minuty dojść do słowa. Doszło w końcu do tego, że inne psy założyły mi metalowy kaganiec. No, ja pierniczę! Kaganiec! Człowiekowi! Im się pod tymi ogonami w dupie poprzewracało!
– Moim celem było sprowadzenie cię do piekła i proszę, pięknie mi to wyszło.
Ogniste języki sięgały po mnie z kątów ciasnej jaskini, nieprzyjemnie parząc w skórę. Miałem ochotę trzepnąć je łapą i przywrócić do porządku jak rozwydrzone bachory.
Piekło rzeczywiście było tak gorące jak powiadali ludzie. Ledwo mogłem oddychać. Ha, zabawne. Przecież ja nie oddychałem, bo nie żyłem.
– Czy ty z jakiejś pieprzonej mafii jesteś?! Crazy dogs, czy co, do Wacława stojącego?!
Dante przewrócił oczami. Zrobił to z taką gracją, że miałem ochotę wydłubać mu oczy własnymi paznokciami!
– Milcz, człowieku i na ziemię – odpowiedział władczo.
Gdy machnął łapą, moje ciało przestało mnie słuchać  i padło w gorący piach ze śmiesznym chrupnięciem, pozbawionym dramatyzmu. – Przynieść miskę! – wrzasnął.
Inne psy podsunęły mi pod nos metalowe naczynie pełne śmierdzącej psiej karmy. Aż się skrzywiłem.
Cholera, jak on to gówno mógł jeść przez tyle lat? Musiałem być naprawdę cholernie złym właścicielem!
– A teraz jedz i poczuj to, co ja czułem przez tyle lat!
Spojrzałem na niego spode łba jak zraniony pies, ale on mnie nie posłuchał. Przygniótł moją głowę do miski i bezlitośnie zamoczył twarz w mięsnej galarecie. Zwymiotowałem (jednak było to możliwe, przynajmniej w piekle), ale on wcale nie przestawał. Na przemian moczyłem się w mieszance przypominającej krupnik z ryżem. Miałem ochotę umrzeć, ale martwi niestety nie mieli już takiego przywileju. Mogłem tylko czekać na koniec, bądź… pogodzić się z końcem, który będzie trwał już wieczność.
***
Zerwałem się z łóżka i zaczerpnąłem gwałtownie powietrza. W ustach czułem dziwny
posmak czegoś niedobrego. Bałem się, że to psia karma. Rozglądnąłem się po pokoju i zmrużyłem zaspane oczy – słońce świeciło mocno w moją twarz. Żeby wyostrzyć widziany obraz, musiałem założyć okulary. Nie mogłem ich odnaleźć na szafce – podsunął mi je Dante. Na jego widok mało nie pisnąłem jak baba. Na szczęście teraz był w normalnej psiej postaci.
Wziąłem głęboki wdech i rzuciłem się na poduszki.
Matko, co za koszmar.
– Stary, od dziś daję ci do jedzenia tylko kurczaka – mruknąłem zachrypniętym głosem i zasłoniłem dłonią oczy.
– A spróbowałbyś mnie – usłyszałem.
Umilkłem i zastygłem w bezruchu.




15 komentarzy:

  1. Buahaha! Twierdzisz, że to beznadzieja, ja twierdzę, że to będzie mój tekst do czytania w chwilach chandry! Mimo spoilerów byłam ciekawa tej opowieści i przyznam Ci, że mnie rozbawiłaś. Normalnie śmieję się teraz do laptopa (jak dobrze, że jestem w pokoju sama). Ironicznie, komicznie i jednocześnie tak jak lubię! Aż Ci poklaskam :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Matko, cieszę się, że cię rozbawiłam. Ja sama siedziałam przed kompem i waliłam siebie dłonią w czoło. Nie wiem dlaczego napisałam to coś... XD pojawił mi się jakiś taki dziwnie ironiczny nastrój.

      Usuń
  2. kuzwa, serio, znowu?! U mnie tez pada to imie, takze niech zyje Dante ;D
    (CDN)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ahaha, no tak, jest w tym naprawdę mordouszczęśliwacza sporo ;D
    oczywiscie, ze mohery i babcie Franie to przezytek, kolejny punkt, w ktorym sie zgadzamy!
    Fakt, ze wspominasz iz jest to inspirowane zyciem, jest doprawdy niepokojacy ;D Ja sie pytam - co? Czy to kamienne stopy Jezusa, Dante czy żona lafirynda? ;D
    Pięknie się to ze sobą składa, ja UWIELBIAM humorystyczne teksty,a tu kipie ulubionym moim gatunkiem tegoz humoru. jest absurd jest sarkazm, sa wtracenia w nawiasach, duzo wtracen w nawiasach ;D Kocham! Tu najlepszym komentarzem bedzie fakt, ze chichrałam sie i plułam w monitor przez cały tekst. Nic co wiecej dodam nie pomoże.

    PS. Czy dobrze mi gdzies mignelo, zes Ty w chorzowie byla??? Trzeba bylo na kawe wpasc! Dobra, nie oszukujmy sie. Na piwo.
    .
    .
    ,
    No dobra, o wodke mi chodzi no!
    :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sadistic była u mnie (tzn. w mieszkaniu mojej rodziny), bo przez weekend były Targi Książki. Gdybyśmy wiedziały.. :D

      Usuń
    2. ...to byście miały teraz kaca ;D

      Usuń
    3. Kurde! Znowu mamy takiego samego bohatera XD?! TO NIE JEST PRZYPADEK! To te zabójcze umysły! MUSIMY COŚ KIEDYŚ NAPISAĆ RAZEM, NO, KURDE! Czujesz, jakie by dzieło sztuki z tego powstało >D?!
      Hmm. No, wiesz, dziwne by było, gdybym miała żonę lafiryndę, albo lizałabym kamienne stopy Jezusa w kościele (do kościoła to się nie ruszam XD). W ogóle jak tak teraz patrzę to Tomasz jest do mnie podobny (facet do mnie podobny, pozdro 600, zawsze chciałam byc facetem). Z tą historią z życia... Podobne jest to, że miałam dostać czarnego labradora wersji męskiej, którego nazwę Dante, ale zdziwiłam się i dostałam mieszanego labradora w wersji dziewczęcej, czyli Elis XD. A to następne podobieństwo to samo zgubienie psa. U mnie było identycznie, tyle, że pokłóciłam się z chłopakiem XD. I żule też do nas zadzwoniły. I to sikanie było prawdziwe (psa nam schlali lol) i całowanie żula w policzek (bo mi nie chciał piesa oddać jak mu nie dam buziaka ja pieprzę ;___;). Tak, mam pojebane życie i przygody XD. No i powiedzialam chłopakowi, że rzeczywiście zaprzedam duszę diabłu jak sie Elis odnajdzie. Czyli to taka szeroka fantazja na temat zgubienia psa XD
      KURDE! Byłam w Chorzowie tak jak mówi Cleo! Nie wiedziałam, ze tam egzystujesz :o w takim razie przy okazji podróży do Katowic (pewnie za rok na kolejne targi) będziemy musiały się spotkać! I wypić też coś można! >D tylko uwaga, zaczynam głośno fałszować jak wypiję! Cleo potwierdzi XD.
      Dziękuję za komentarz!

      Usuń
    4. Haha, no az o żonę to wisz, pohechalam z "zartem" xd
      Heeh, u mnie tylko raz padlo to imie, ale o tak smisznie :D rrany no jakby w jedne uniwersum nas wpuscic to kuzwa bylby niezly sitcom cos czuje xd

      Usuń
    5. Marlu, a ja Ci chętnie pożyczę Wilczego do współpracy, bo i tak się obija i zamiast pisać Tagged to mnie wciąga w pisanie o Danteuszach i Nerwach :D

      Usuń
    6. A ja Wilczego chętnie wypożyczę XD. Z naszych mózgów powstałaby jakaś piekielna masakra przepełniona ironią i wszystkim co może być zUuuE MWEHEHEHE. Musimy kiedyś napisać wspólny tekst na GKP XD.

      Usuń
  4. Jaaaaaaakie fajne to coś. Zabawane całkiem, dynamiczne jak cholera, dzieje się cały czas. Fabułę łykałam jak wygłodniały pelikan. Wciągnęło mnie to opowiadanie bardzo, bardzo. Która część jest z twojego życia? :P Bo ja na przykład też wolę kurczaka od psiej karmy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wygłodniały pelikan mnie rozwalił XD.
      Och, no, pewnie, ja też wolę kurczaka od psiej karmy. Psia karma niedobra. Nie wiem dlaczego psy ją lubią ;____; a co do momentu z życia... wyżej odpisałam na to Wilczemu :D!
      Dziękuję!

      Usuń
  5. Ten obrazek :)
    Dante? Serio? Boru, przez Wilczego ja tam widziałam innego Dante.
    "Jakiś moher powiedział mi, że jest późno, więc mam uspokoić swoje nadpobudliwe żądze, które przypominają chęć strzepania sobie Alfreda w publicznym miejscu (tak, ściskanie różowej kości było naprawdę podniecające)."
    <3 Cudowne, brutalny na swój sposób opis rzeczywistości.
    ". Kazałem jej iść do kościoła lizać stopy kamiennego Jezusa (ta, ten to na pewno twardy był)."
    Rozkręcasz się.
    Hodowla dzieci... Tak...
    Strasznie wulgarny tekst faktycznie. Odrobinkę, odrobinkę razi, choć niektóre teksty były zabawne.
    Fragment z miską wręcz bardzo niesmaczny... O krupniku nie wspomnę.
    Niemniej nie mogę się z Tobą zgodzić, że wyszło źle. Było wciągające i zabawne, pomijając może pewne momenty, ale na pewno nie totalna beznadzieja.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten tekst miał być niesmaczny (taki męski lol). Odzwierciedlał mój piekielny humor tamtego dnia, gdy napisałam tekst >D. Przynajmniej dobrze się bawiłam buahha.

      Usuń
  6. Dobre, choć nieco straszne z tym piekłem i w ogóle. Kurczę, ten Dante to taki trochę niewdzięczny, tu go kochają, szukają, nawet żule całują w policzek, by go odzyskać, a ten do piekła ściąga. Trzeba uważać.

    OdpowiedzUsuń