Przyznaję,
totalnie nie miałam chęci na pisanie w tym tygodniu i zrobiłam to na
odpiernicz. Jak czytam ten tekst, to...
matko, ryje mi banie. Kamienne stopy Jezusa 4ever.
Uwaga,
to jedna z moich dwóch polskich postaci o jakich kiedykolwiek pisałam.
No
i trochę to wyrwane z mojego życia codziennego. Miałam podobną historię. Nie,
żebym w piekle była...
Pełne
to dziwnego humoru, może dlatego, że pisałam późną nocą. Trochę wulgarne.
Głupie żarciki. Jak to czytam to się krzywię, bo mi się nie podoba, ale to w
jakiś sposób zabawne napisać beznadziejny tekst. Czułam się odprężona, kiedy
nie musiałam się starać!
***
Wiem, dlaczego
jestem w piekle. Wiem, co zrobiłem. To, czego nie wiem to, dlaczego mój pies
czekał tam na mnie aż przybędę, ale… zacznijmy od początku.
Byłem posiadaczem
czarnego labradora o imieniu Dante. Nie wiedziałem dlaczego nazwałem go tym
piekielnym imieniem (nie byłem wielkim fanem „Boskiej komedii”). Coś mi
podpowiadało, że to będzie godne przezwisko dla czarnego olbrzyma, który z
radością taranuje ludzi na swojej drodze.
Dante był
pocieszny, ale potrafił w inteligentny sposób manipulować wszystkimi wkoło,
czym mnie przerażał. Czasem wydawało mi się, że umie nawet strzelać fochy, gdy
nie dostanie ulubionego jedzenia. Nigdy nie miałem takiego psa jak on.
Zadziwiał mnie, zadziwiał innych ludzi, zadziwiał świat. Bo powiedzcie mi,
który pies potrafił otwierać łapą drzwi i witać w progu gościa stając na
tylnych kończynach? Mało tego – on podawał ci rękę na przywitanie. Przepraszam,
łapę. Wciąż zapominam, że to nie człowiek. Dante potrafił również sam nałożyć
sobie jedzenie do miski i umiejętnie podkradał nam z lodówki kabanosy – nie
został na tym przyłapany, ale ja wiem, że to jego sprawka (moja żona tego nie
rozumiała, lafirynda jedna). Gdy coś gubiłem, Dante zawsze to znajdował,
zupełnie, jakby wkładał swój czarny nochal w otchłań bez dna i niuchał po moim
zapachu wszystkie bambetle. Do dziś przeklinam siebie za to, że nie zacząłem
nagrywać z nim filmików na YouTubie, albo, że chociaż nie kupiłem tej durnej
kamery za dwadzieścia zyla z Biedronki, która nagrywałaby go, gdyby mnie i
mojej żony nie było w domu, no, ale mądry Polak po stracie.
Dlaczego mówimy o
stracie?
Kiedyś pokłóciłem
się z żoną (nic nowego). Pamiętam, że była to późna jesień, a na dworze panował
paraliżujący chłód. Słońce już dawno skryło się za horyzontem, ciemności okryły
niebo. Dante był wtedy małym szczeniakiem. Chcieliśmy go nauczyć chodzić bez
smyczy. Świetnie dawał sobie radę, nie opuszczał nas nawet na krok, ale gdy się
pożarliśmy, każde z nas poszło w inną stronę. Ja myślałem, że Dante powędrował
za żoną (zawsze ją wolał, bo dawała mu jedzenie), ona, że za mną (wmawiała
sobie, że to synek tatusia). Jak się okazało – Dante był tak zdezorientowany
(ponieważ lubił nas oboje), że poszedł w zupełnie inną stronę (przez chwilę
wydawało mi się, że hasa za mną, potem zniknął mi z oczu). Złość opadła, emocje
ulotniły się na jesiennym wietrze, a nasz pies wsiąknął w ziemię. Szukaliśmy go
całą noc, nawet sąsiedzi włączyli się w te poszukiwania. Latarki świeciły po
trawnikach jak małe reflektory zbudowane z odzyskanej wiary w ludzkość i
nadziei, ale mimo tego… po Dantem nie było żadnego śladu. Nie pomogło nawet
piszczenie jego ulubioną piszczałką (aczkolwiek w rażącym oczy różowym kolorze
– moja żona to lafirynda, jak już wspominałem). Jakiś moher powiedział mi, że
jest późno, więc mam uspokoić swoje nadpobudliwe żądze, które przypominają chęć
strzepania sobie Alfreda w publicznym miejscu (tak, ściskanie różowej kości
było naprawdę podniecające). Kazałem jej iść do kościoła lizać stopy kamiennego
Jezusa (ta, ten to na pewno twardy był). Chyba spodobała jej się ta myśl, bo
oblizała swoje obwisłe wary i poszła w ciemny las. Pieprzona babcia Frania.
Przez nią musiałem zakończyć swoje poszukiwania i wysłuchiwać przez całą noc
płaczu żony, której śnił się wyjący za nią Dante (egoistka). Nikt z nas się
wtedy nie wyspał. Rano odpuściliśmy sobie nawet nasze codzienne obowiązki, a to
wszystko po to, by wydrukować masę ogłoszeń i rozwiesić je w niedozwolonych
miejscach wielkiego (brudnego) miasta. I uwaga, tu dochodzimy do punktu
kulminacyjnego całej fabuły, bowiem byłem już tak zmęczony, że po prostu
stanąłem na środku drogi, spojrzałem w pochmurne niebo i obiecałem diabłu, że
zaprzedam mu swoją duszę, jeśli pomoże mi odnaleźć Dantego. Mały skurczybyk.
Ledwo go dostaliśmy, a już tak się do niego przywiązałem. Zupełnie, jakby był
moim dzieckiem – własnego nie mogłem mieć,
bo żona niepłodna, więc obiecaliśmy sobie, że w przyszłości założymy
hodowlę dzieci. Wróć. Psów.
Po dwudziestu
minutach od złożenia diabelskiego paktu, zadzwonił telefon. Odezwały się jakieś
żule, więc myślałem, że robią sobie ze mnie jaja, ale szybko z ich bełkotu
wywnioskowałem, że mają naszego psa. Problem tkwił w tym, że kazali przywieźć
hajs. No, trudno, za szczęście się płaci (nawet własną duszą). Pojechaliśmy pod
knajpę „Niebieski most” i okazało się, że odnaleziony szczeniak to rzeczywiście
Dante. Co prawda trochę spity i śmierdzący stęchlizną, ale jednak nasz. Chłopak
tak ucieszył się na nasz widok, że w drodze powrotnej obsikał mi całą kurtkę, a
potem buty i ręce, ale szczęście było tak wielkie, że owładnęło moje nozdrza i
stłumiło zapach psich szczochów. Od tamtej pory (mimo, że musiałem w ramach
dodatkowej zapłaty pocałować żula w policzek – gej jeden w dupę kopany i na
dodatek nachlany jak stary Rosjanin jadący czołgiem przez pustynię – czyściłem
japę przez kolejny tydzień) nasze życie było szczęśliwe. Dante został wykąpany
i nakarmiony, ukochany i wylulany, no i na dodatek obdarowany ładną czerwoną
obrożą w kostki, którą zdobił złoty medalik za pięć zyla z allegro – wypisane
na niej było imię psa, imię właściciela i numer telefonu.
Pewnie myślicie,
co się nagle stało, że wylądowałem w piekle? Odpowiedź jest prosta: pospolicie
zginąłem. Przejechało mnie auto, w sumie to ciężarówka. Niemiło było oglądać
swoje flaki oraz śladowe ilości mózgu na drodze i na dodatek nie móc
zwymiotować na ten widok (dlaczego trupy nie rzygają?). Co najdziwniejsze –
przed śmiercią był ze mną Dante. Po śmierci zniknął. Pomyślałem sobie, że
skurczybyk był tak inteligentny, ze uciekł, bo postanowił ratować siebie albo,
że po prostu trafił do jakiegoś psiego nieba z fruwającymi po błękicie białymi
kostkami zbudowanymi z chmurek. Myliłem się. Spotkałem go w piekle. Teraz stał
tu przede mną na tylnych łapach z zadartym do góry łbem i przymrużonymi władczo
oczami. Ubrany był w czarny garnitur z czerwonym krawatem w kości a w łapie
trzymał teczkę z papierami. Jego uchatą głowę zdobił cylinder. Przemówił do
mnie, no, cholera przemówił! A tyle się mówiło o tym, że psy pierniczą jak
najęte w Boże Narodzenie! Gówniane bajki!
– Tomasz, Tomasz,
Tomasz – westchnął i potrząsnął głową. – Nisko upadłeś, ale to dobrze,
znakomicie wręcz.
– Ty skurwysyński
psie, całe życie się ukrywałeś! – wrzeszczałem, nie dając mu przez kolejne
minuty dojść do słowa. Doszło w końcu do tego, że inne psy założyły mi metalowy
kaganiec. No, ja pierniczę! Kaganiec! Człowiekowi! Im się pod tymi ogonami w
dupie poprzewracało!
– Moim celem było
sprowadzenie cię do piekła i proszę, pięknie mi to wyszło.
Ogniste języki
sięgały po mnie z kątów ciasnej jaskini, nieprzyjemnie parząc w skórę. Miałem
ochotę trzepnąć je łapą i przywrócić do porządku jak rozwydrzone bachory.
Piekło
rzeczywiście było tak gorące jak powiadali ludzie. Ledwo mogłem oddychać. Ha,
zabawne. Przecież ja nie oddychałem, bo nie żyłem.
– Czy ty z
jakiejś pieprzonej mafii jesteś?! Crazy dogs, czy co, do Wacława stojącego?!
Dante przewrócił
oczami. Zrobił to z taką gracją, że miałem ochotę wydłubać mu oczy własnymi
paznokciami!
– Milcz,
człowieku i na ziemię – odpowiedział władczo.
Gdy machnął łapą,
moje ciało przestało mnie słuchać i
padło w gorący piach ze śmiesznym chrupnięciem, pozbawionym dramatyzmu. –
Przynieść miskę! – wrzasnął.
Inne psy
podsunęły mi pod nos metalowe naczynie pełne śmierdzącej psiej karmy. Aż się
skrzywiłem.
Cholera, jak on
to gówno mógł jeść przez tyle lat? Musiałem być naprawdę cholernie złym
właścicielem!
– A teraz jedz i
poczuj to, co ja czułem przez tyle lat!
Spojrzałem na
niego spode łba jak zraniony pies, ale on mnie nie posłuchał. Przygniótł moją
głowę do miski i bezlitośnie zamoczył twarz w mięsnej galarecie. Zwymiotowałem
(jednak było to możliwe, przynajmniej w piekle), ale on wcale nie przestawał.
Na przemian moczyłem się w mieszance przypominającej krupnik z ryżem. Miałem
ochotę umrzeć, ale martwi niestety nie mieli już takiego przywileju. Mogłem
tylko czekać na koniec, bądź… pogodzić się z końcem, który będzie trwał już
wieczność.
***
Zerwałem się z
łóżka i zaczerpnąłem gwałtownie powietrza. W ustach czułem dziwny
posmak czegoś
niedobrego. Bałem się, że to psia karma. Rozglądnąłem się po pokoju i zmrużyłem
zaspane oczy – słońce świeciło mocno w moją twarz. Żeby wyostrzyć widziany
obraz, musiałem założyć okulary. Nie mogłem ich odnaleźć na szafce – podsunął
mi je Dante. Na jego widok mało nie pisnąłem jak baba. Na szczęście teraz był w
normalnej psiej postaci.
Wziąłem głęboki
wdech i rzuciłem się na poduszki.
Matko, co za koszmar.
– Stary, od dziś daję ci do jedzenia tylko kurczaka – mruknąłem
zachrypniętym głosem i zasłoniłem dłonią oczy.
– A spróbowałbyś mnie – usłyszałem.
Umilkłem i zastygłem w bezruchu.
Buahaha! Twierdzisz, że to beznadzieja, ja twierdzę, że to będzie mój tekst do czytania w chwilach chandry! Mimo spoilerów byłam ciekawa tej opowieści i przyznam Ci, że mnie rozbawiłaś. Normalnie śmieję się teraz do laptopa (jak dobrze, że jestem w pokoju sama). Ironicznie, komicznie i jednocześnie tak jak lubię! Aż Ci poklaskam :D
OdpowiedzUsuńMatko, cieszę się, że cię rozbawiłam. Ja sama siedziałam przed kompem i waliłam siebie dłonią w czoło. Nie wiem dlaczego napisałam to coś... XD pojawił mi się jakiś taki dziwnie ironiczny nastrój.
Usuńkuzwa, serio, znowu?! U mnie tez pada to imie, takze niech zyje Dante ;D
OdpowiedzUsuń(CDN)
Ahaha, no tak, jest w tym naprawdę mordouszczęśliwacza sporo ;D
OdpowiedzUsuńoczywiscie, ze mohery i babcie Franie to przezytek, kolejny punkt, w ktorym sie zgadzamy!
Fakt, ze wspominasz iz jest to inspirowane zyciem, jest doprawdy niepokojacy ;D Ja sie pytam - co? Czy to kamienne stopy Jezusa, Dante czy żona lafirynda? ;D
Pięknie się to ze sobą składa, ja UWIELBIAM humorystyczne teksty,a tu kipie ulubionym moim gatunkiem tegoz humoru. jest absurd jest sarkazm, sa wtracenia w nawiasach, duzo wtracen w nawiasach ;D Kocham! Tu najlepszym komentarzem bedzie fakt, ze chichrałam sie i plułam w monitor przez cały tekst. Nic co wiecej dodam nie pomoże.
PS. Czy dobrze mi gdzies mignelo, zes Ty w chorzowie byla??? Trzeba bylo na kawe wpasc! Dobra, nie oszukujmy sie. Na piwo.
.
.
,
No dobra, o wodke mi chodzi no!
:D
Sadistic była u mnie (tzn. w mieszkaniu mojej rodziny), bo przez weekend były Targi Książki. Gdybyśmy wiedziały.. :D
Usuń...to byście miały teraz kaca ;D
UsuńKurde! Znowu mamy takiego samego bohatera XD?! TO NIE JEST PRZYPADEK! To te zabójcze umysły! MUSIMY COŚ KIEDYŚ NAPISAĆ RAZEM, NO, KURDE! Czujesz, jakie by dzieło sztuki z tego powstało >D?!
UsuńHmm. No, wiesz, dziwne by było, gdybym miała żonę lafiryndę, albo lizałabym kamienne stopy Jezusa w kościele (do kościoła to się nie ruszam XD). W ogóle jak tak teraz patrzę to Tomasz jest do mnie podobny (facet do mnie podobny, pozdro 600, zawsze chciałam byc facetem). Z tą historią z życia... Podobne jest to, że miałam dostać czarnego labradora wersji męskiej, którego nazwę Dante, ale zdziwiłam się i dostałam mieszanego labradora w wersji dziewczęcej, czyli Elis XD. A to następne podobieństwo to samo zgubienie psa. U mnie było identycznie, tyle, że pokłóciłam się z chłopakiem XD. I żule też do nas zadzwoniły. I to sikanie było prawdziwe (psa nam schlali lol) i całowanie żula w policzek (bo mi nie chciał piesa oddać jak mu nie dam buziaka ja pieprzę ;___;). Tak, mam pojebane życie i przygody XD. No i powiedzialam chłopakowi, że rzeczywiście zaprzedam duszę diabłu jak sie Elis odnajdzie. Czyli to taka szeroka fantazja na temat zgubienia psa XD
KURDE! Byłam w Chorzowie tak jak mówi Cleo! Nie wiedziałam, ze tam egzystujesz :o w takim razie przy okazji podróży do Katowic (pewnie za rok na kolejne targi) będziemy musiały się spotkać! I wypić też coś można! >D tylko uwaga, zaczynam głośno fałszować jak wypiję! Cleo potwierdzi XD.
Dziękuję za komentarz!
Haha, no az o żonę to wisz, pohechalam z "zartem" xd
UsuńHeeh, u mnie tylko raz padlo to imie, ale o tak smisznie :D rrany no jakby w jedne uniwersum nas wpuscic to kuzwa bylby niezly sitcom cos czuje xd
Marlu, a ja Ci chętnie pożyczę Wilczego do współpracy, bo i tak się obija i zamiast pisać Tagged to mnie wciąga w pisanie o Danteuszach i Nerwach :D
UsuńA ja Wilczego chętnie wypożyczę XD. Z naszych mózgów powstałaby jakaś piekielna masakra przepełniona ironią i wszystkim co może być zUuuE MWEHEHEHE. Musimy kiedyś napisać wspólny tekst na GKP XD.
UsuńJaaaaaaakie fajne to coś. Zabawane całkiem, dynamiczne jak cholera, dzieje się cały czas. Fabułę łykałam jak wygłodniały pelikan. Wciągnęło mnie to opowiadanie bardzo, bardzo. Która część jest z twojego życia? :P Bo ja na przykład też wolę kurczaka od psiej karmy.
OdpowiedzUsuńWygłodniały pelikan mnie rozwalił XD.
UsuńOch, no, pewnie, ja też wolę kurczaka od psiej karmy. Psia karma niedobra. Nie wiem dlaczego psy ją lubią ;____; a co do momentu z życia... wyżej odpisałam na to Wilczemu :D!
Dziękuję!
Ten obrazek :)
OdpowiedzUsuńDante? Serio? Boru, przez Wilczego ja tam widziałam innego Dante.
"Jakiś moher powiedział mi, że jest późno, więc mam uspokoić swoje nadpobudliwe żądze, które przypominają chęć strzepania sobie Alfreda w publicznym miejscu (tak, ściskanie różowej kości było naprawdę podniecające)."
<3 Cudowne, brutalny na swój sposób opis rzeczywistości.
". Kazałem jej iść do kościoła lizać stopy kamiennego Jezusa (ta, ten to na pewno twardy był)."
Rozkręcasz się.
Hodowla dzieci... Tak...
Strasznie wulgarny tekst faktycznie. Odrobinkę, odrobinkę razi, choć niektóre teksty były zabawne.
Fragment z miską wręcz bardzo niesmaczny... O krupniku nie wspomnę.
Niemniej nie mogę się z Tobą zgodzić, że wyszło źle. Było wciągające i zabawne, pomijając może pewne momenty, ale na pewno nie totalna beznadzieja.
Ten tekst miał być niesmaczny (taki męski lol). Odzwierciedlał mój piekielny humor tamtego dnia, gdy napisałam tekst >D. Przynajmniej dobrze się bawiłam buahha.
UsuńDobre, choć nieco straszne z tym piekłem i w ogóle. Kurczę, ten Dante to taki trochę niewdzięczny, tu go kochają, szukają, nawet żule całują w policzek, by go odzyskać, a ten do piekła ściąga. Trzeba uważać.
OdpowiedzUsuń