Szabada, ty i ja. Mydełko
Fa.
Szabada szabada...
uuu... mydełko Fa.
*Muzyka cichnie*
Na scenie stoi autorka
tekstu. Przystojna (tak mówił jej stary znajomy, Bilbo Baggins) kobieta w wieku
lat *kaszlnięcie*-dziestu. Jak każdy psychol nie patrzy w oczy publice, tylko błądzi
wzrokiem w okolicy czubka lewego buta. Cichym głosem mówi:
- Nie wypłacam
odszkodowań na terapię za przeczytanie tego tekstu. Nie. Jakby powiedziały moje
bohaterki, "nichuchu". Jakby ktoś miał z tym problem, to też nie.
*Ukłon*
*Chrząknięcie*
-Zapraszam -
powiedziane przez półzamknięte usta.
* Wyciągnięcie
kapelusza z królika*
- O, przepraszam pana
z pierwszego rzędu, te plamy krwi na pewno się zmyją.
*Chrząknięcie*
- Zaczyna się spektakl
z pogranicza jawy i jawy. I jawy! I ceplusplusa. I jawy...
- Weź cholineks! -
krzyk z lewej strony widowni.
- Weź spierdalaj! -
krzyk z prawej strony widowni.
- Za... prze..
praszam! - jąka autorka uciekając ze sceny przed lecącymi w jej stronę kawałkami
jedzenia, łapiąc po drodze ile wlezie.
---====| Zajebista czapeczka |====---
- I wyobraź sobie, Roksi, że wlazłam
tam i o jaaaa, nie uwierzysz.
- No?
- Tam była kasztułka!
- Prawdziwa kasztułka? - Roksi
rozdziawiła paszczę, a spomiędzy bieluśkich zębów wyfrunęła spanikowana guma do
żucia.
- YOLO! - krzyknęła guma lecąc w
stronę blondynki.
- No wiedziałam, że nie
uwierzysz. - Dżulia strzepnęła precyzyjnym ruchem szkarłatnego tipsa gumę z
koronkowego kołnierza. Miała minę kota, który wyłuskał rybkę z domowego
akwarium.
- Ty, a co to wogle jest kasztułka?
- No ty głupia jesteś. To takie
takie... takie... no... z tym daszkiem... opakowanie.
- Ty, ale na co to opakowanie?
- Na cokolwiek. W tej mojej była
taka zajebista czapeczka.
- Pierdolisz. Czapeczka w kasztułce?
Chyba ci chodzi, idiotko, o szkatułkę.
- Kurwa. No przecież mówię kasztułce.
Co mówisz, że nie mówię, jak mówię? - Dżuli ze złości zaczynały się odklejać
sztuczne rzęsy.
- Poka tą czapeczkę lepiej. Bo,
wiesz, jak mówiła pradawna ikona stylu i akrylu, święta Doda Elektroda,
"Czapka jest jak prezerwatywa, nie może być w złym rozmiarze, bo chuja
zobaczysz".
- Tak, no jo. Chałwa jej na weki!
- Dżulia spoważniała na sekundę i z szacunkiem skinęła głową.
- Chałwa! - odpowiedziała
zwyczajowo koleżanka, stając na baczność.
- Ale ta moja czapeczka to chyba
pradawny guczi. Błyszczy też. Tylko cięższa jest... no bardzo.
Dżulia odrzuciła na ramie blond
doczepy i rozwarła metaliczny zamek białej, dobranej do kozaków, torebki.
Odpaliła wbudowany w tipsy program wyszukujący, gestem dłoni wprowadziła w
hologramową wyszukiwarkę literę "C", wyszukała na liście
"czapka", kliknęła w hologram i już za chwilę z antygrawitacyjnej
torby automatycznie wysunęła się wysadzana klejnotami złota korona.
- No pacz, jakię piękne. - Roksi
próbowała krzywym uśmiechem zatuszować eksplozję zazdrości. Na tomografie wyglądałoby
to pewnie jak wrzucenie mentosa do coca-coli. Od razu wzięła z kieszeni nową
gumę odżywczą light gluten free zero procent tłuszczu i zaczęła ją zawzięcie
rzuć. - Cieszę się twoim szczęściem. - zabrzmiało to równie szczerze, jak
wtedy, gdy autorka tekstu odmawia zestawu powiększonego w McDonaldzie.
- A zoba jak mam ją na głowie.
Jaki czadzior jest wtedy, że hej. - Dżulia założyła złote cudo na blond głowę i
wydała gestem polecenie obrotu antygrawitacyjnej dyskorolce. Roksi zauważyła
jak klejnoty odbijają światło lampy, a złoto pięknie koresponduje z opalenizną
Dżulii.
- Nie no, hik, piękna. Hik. Mogę
dotknoć? Hik - zapytała czkająca z zazdrości Roksi. W między czasie wyciągnęła
z ust gumę. Dotykając jedną ręką korony, drugą wczepiła ją w jasne pukle spływające
spod skarbu. Uśmiechnęła się diabolicznie. Nie bez powodu oglądała film
historyczny o mędrcu wszechczasów, znającym pytania na wszystkie odpowiedzi,
"Sroleńsk - histeria prawdziwa" vel "Dziecko Bridżit Dżons".
Jej ajkju, cokolwiek to nie jest, było jednym z wyższych w tej części
galaktyki.
Nagle kotarę magnetyczną
oddzielającą je od pozostałej części budynku otworzył potężnie zbudowany mężczyzna
w fioletowym garniturze typu slim-fit. Ochroniarz nie miał na sobie koszuli, więc
spod śliwkowej alpaki filuternie sterczały czarne kędziory.
- Ej, joł, pani prezydent i pani
premier, czas na obrady przesądu najwyższejszego Ripublik of Poland miszcz świata
w byciu miszczem świata, joł, madafaka, chodźta, foczki - powiedział, zgodnie z
obowiązującym protokołem dyplomatycznym bijąc się pięściami po malowniczym
torsie.
- No dobra, Roksi, tera cho na te
obrady. Potem, przypomnij mi, opowiem ci o tym napisie co jest na tej
czapeczce. - Dżulia wyraźnie ogrzewała się w płomieniu zazdrości koleżanki.
- Nie mogę, hik, się doczekać,
hik - odpowiedziała totalnie skwaszona dziewczyna, posłusznie sunąc na
deskorolce za współpracownicą. Jej błyszczące usta rozświetlił uśmiech, gdy kątem
oka zobaczyła gumę we włosach pani prezydent.
- Ty, Dżulia, a daj se włożę tom
czapeczkę do mojego podręcznego replikatora samopowtarzalnego.
- Jest mi wielce przykro, ale...
nię - powiedziała walcząc z zadowolonym uśmiechem posiadaczka korony. - Była do
niej dołączona karteczka, wyobraź sobie, ze słowami. Takimi no: "Nikomu
nie powtarzaj". Więc nichuchu. Nie ma powtarzania korony, dziadek zabronił.
- No weź - zasmucona Roksi straciła
wszelką nadzieję i, żeby poprawić sobie nastrój, planowała intrygę, by zrujnować
konkurentce występ na dorocznych wyborach do nadsejmu. Może by jej pociąć
kostium kąpielowy? Albo drapnąć po twarzy podczas przedwyborczej debaty w
kisielu? Jedno było wiadome, jej zemsta
będzie straszna!
Zawsze czytam twój tekst jako pierwszy. No przepraszam, ale stuletnia przyjaźń zobowiązuje. Poza tym bardzo lubie twoje teksty. I ten tez, i ten tez!
OdpowiedzUsuńPrzywiodło mi to na myśl "idiokracje". Prawilne opowiadanie Dżasta!
Wiesz, że ja też często zaczynam od twojego opowiadania? Tylko dopiero mi to uświadomiłaś. Tak, trochę zalatuje Idiokracją, rzeczywiście. Dzięks bejb.
UsuńTemat zawarty jest tu w znikomej części. Szczerze mówiąc, boli mnie używany przez postaci język. Wiem, że to zamierzone, ale jednak - jestem w dużej mierze humanistą i zwalczam podobne próby pisania/mówienia. Ale przyznaję, że pomysł ciekawy. Świat ukazany jest kosmicznie komiczny, mnie się podoba. Tylko ewentualna bitwa w kisielu Dżuli i Roksi mnie przeraża.
OdpowiedzUsuńPoczątek był zabawny i taki uroczy :) Kreacja postaci w dalszej części, och, jakbym serio widziała taką Dżulie i Roksi ^^
OdpowiedzUsuńTrochę się za to zdziwiłam, przy jakimś hologramowym wyszukiwaniu w torebce i myślałam, że laska jest lekko walnięta, ale jednak widzę, że ona nie ma omamów, tylko to jakaś przyszłość, tak?]
"zabrzmiało to równie szczerze, jak wtedy, gdy autorka tekstu odmawia zestawu powiększonego w McDonaldzie."
Jaki dis <3 Uwielbiam Twoje poczucie humoru.
"- Ej, joł, pani prezydent i pani premier, czas na obrady przesądu najwyższejszego Ripublik of Poland miszcz świata w byciu miszczem świata, joł, madafaka, chodźta, foczki - powiedział, zgodnie z obowiązującym protokołem dyplomatycznym bijąc się pięściami po malowniczym torsie."
O boru! Zagięłaś mnie tym. Czy wspominałam, że uwielbiam Twoje poczucie humoru? To mówię.
No i w cudowny sposób przekręciłaś temat w kwestii tego, że nie wolno powtórzyć napisu z "czapeczki". Świetne.
Należą ci się ogromne brawa za ten tekst! Zastosowanie tego młodzieżowego slangu dało sporo, zwłaszcza, że brzmi on niezmiernie realistycznie. Ogólnie opowiadanie niszczy trochę psychikę, ale z drugiej strony... ma sens. Skłania do myślenia.
OdpowiedzUsuńA nazwanie korony czapeczką? Mistrzostwo w czystej postaci!
MATKO. Twoja rodzina musi mieć z tobą mnóstwo śmiechu buahaa. Już sam wstęp mnie rozwalił! Wielbię cię za ten humor!
OdpowiedzUsuńKASZTUŁKA XD. Z serii: tępe blondyny i ich rozmowy. Matko, jakie to smutne wspomnienie, bo niestety znam takie osoby, które się tak porozumiewają.
Czapeczka pradawnym Guczim buahaha. No, jebłam!
Ten tekst jest chaotyczny, ale tak nienormalnie odjechany w kosmos, że cały czas się chichram. Po raz kolejny: you made my day!