Tablica ogłoszeń


Grupa Kreatywnego Pisania to długoterminowy projekt cotygodniowych wyzwań pisarskich z wykorzystaniem writing prompts. Więcej znajdziesz w zakładce "O projekcie".



Temat

Temat na tydzień 129:

To było bardzo kłopotliwe. Nigdy nie miał ofiary, która odniosłaby porażkę w umieraniu.

klucze: klucz, wymiana, akcesoria, niedobre.

Szukaj tekstu

niedziela, 16 października 2016

[9] It was easy to find another for your bed ~ Cleo M. Cullen



            I can see it coming round
            full circle, my friend.
            On the TV they said
            they had reported you dead.
            Moment, w którym zabójca ma serce to: moment jego śmierci. To ta chwila, kiedy koścista przyjaciółka nie słucha rozkazów, a wyciąga rękę właśnie po tego, który zabijał z jakiegoś powodu. Śmierć może trwać krótko lub długo; może się pastwić lub zadać jeden, osateczny cios. Zabójca ukaże wówczas serce, bo to jedyny moment, kiedy naprawdę się boi. Jedyny moment, kiedy czuje się, jak każda jego ofiara.

            Śmierć kroczy swoim tempem, jednak nikt się przed nią nie skryje. Nie ma takiego mroku, który byłby bezpiecznym i wiecznym azylem dla mordercy. Zdawałem sobie z tego sprawę - bo jakże inaczej - dlatego nie uciekałem przed nią, lecz się na nią szykowałem. Wiedziałem, że któregoś dnia nie będzie mi drogą towarzyszką moich morderczych czynów, lecz moim katem, który wymierzy mi sprawiedliwość. Nie wiedziałem jednak, że przyjdzie po mnie, gdy wcześniej odbierze mi najważniejszą osobę mojego życia. Przeklęta suka.
            Zrobiła to. Odebrała mi Frances - jedyną przyjaciółką, jedyną osobę, dla której nie byłem tylko mordercą, kłamcą i manipulatorem. Zabrała ze sobą tę, którą miałem szansę pokochać i dla której skłonny byłem odrzucić to, co do tej pory robiłem. Albo przynajmniej ukrywać pod grubym dywanem. Ale nie dane było mi się zmienić.
            Pokłóciliśmy się. Ukrywaliśmy się w kolejnym hotelu po tym, jak do telewizji dotarła inofrmacja o kolejnym zabójstwie w moim wykonaniu. Frances krzyczala, że ma dość, że chcę innego pokoju, bo nie godzi się na dzielenie ze mną jednego łóżka (pokój dla pary jest tańszy niż dwa jednoosobowe). Nie docierały do mnie jej słowa, odburkiwałem głośno, że nie ma prawa zostawić mnie w tej chwili. Groziłem jej, że dam glinom znać o jej współudziale. Byłoby to kłamswo, ale zdołałem ją wystraszyć. Jednak nie na tyle, by nie wybiegła z hotelu.
            Byłem wściekły, potrzebowałem się na czymś wyżyć. Nie miałem zamiaru biec za Frances - zawsze wracała, nieważne jak źle było. Tym razem miało być podobnie. Zanim wróciła, znalazłem sobie panienką chętną na jedną małą akcję. Po jej wyjściu spod pościeli zadzwoniłem do Frances, by dowiedzieć się, gdzie jest. Nie odebrała. Nie wróciła na noc. Nie wiedziałem, gdzie się podziewa. A rano w wiadomościach znalazłem odpowiedź - zginęła. Zostala zamordowana przez ludzi, którzy mnie nienawidzą i od lat szukają zemsty za śmierć swoich ziomków. Nagrali jej egzekucję i posłali mediom, by te to upubliczniły. Zastygły patrzyłem, jak ją biją, by ostatecznie śmiertelnie ją postrzelić. Zabili ją. Moją kochaną Frances. Zabili.
            Płakałem przez pół dnia, drugie pół poświęciłem na picie. Wlewałem w siebie kolejne butelki alkoholu z hotelowego barku, nie bacząc na to, że będę musiał zapłacić. Nie myślałem o pogrzebie ukochanej, tym z pewnością zajęła się jej rodzina. Mnie pozostało jedynie odgryźć się za największą krzywdę mojego życia. Nie dbałem o to, że mogę sam zginąć, dokonując zemsty na jej oprawcach, chciałem tylko poczuć, że nie umarła przeze mnie, że to był przypadek, że jej nie śledzili tamtego wieczora, kiedy padło o kilka słów za dużo. Chciałem znaleźć przebaczenie, a nie widziałem innej drogi niż ostatnie zadanie śmierci.
            Trenowałem, zbierałem broń, a nienawiść rosła we mnie, czekała, aż dam jej ujście. Wreszcie przyszedł ten dzień. Korzystając z zaufanych informatorów, dowiedziałem się, gdzie moi przeciwnicy mają się spotkać w celach handlowych. Uzbrojony i przygotowany ruszyłem tam. Ukryłem się na jednym z dachów i z niego obserwowałem. Oceniłem swoje i ich siły - wyszło na to, że przegram tę walkę. Ale przynajmniej choć trochę odpokutuję we własnych oczach.
            Gdy uznałem, że to czas, w majestatycznym skoku pojawiłem się na dziedzińcu i ruszyłem z atakiem na rywali. Poza bronią palną miałem przy sobie także mizerykordię i jeden miecz, kupiony kilka miesięcy temu przez Frances. Ciąłem, strzelałem, a w moich oczach istniał jedynie mord. Przez pierwsze minuty udało mi się uporać z pięcioma rosłymi gostkami, później pojawiło się ich wsparcie. Chwycili mnie i zawlekli do jednego z pomieszczeń w najwyższym budynku. Nie broniłem się zbytnio, poczułem już krew na własnych rękach, teraz było mi wszystko jedno.
            Mimo to znalazłem w sobie jeszcze siłę, by rozwalić jednego gościa i to dosłownie. Majestatycznie spływający po ścianie mózg wywołał wymioty u innego oprawcy, który również otrzymał kulkę.
            Ach, rację miał ten, kto rzekł, że zemsta najlepiej smakuje na zimno.
            Dopiero po tej małej rzezi zostaję obezwładniony i przyszpilony przez trzech mężczyzn do betonowej posadzki. Zaczęli okładać mnie pięściami, a ja nie protestowałem. Czułem się już lepiej, więc mogli działać.
            - Dość! - rozległ się donośny głos. - Koniec ma być końcem. Odsuńcie się!
            Tuż nade mną pojawił się mężczyzna w masce Spidermena. Poważnie? Zabije mnie zmyślona postać? Wybornie. Pochylił się odrobinę, wyciągnął rękę i wymierzył do mnie z pistoletu.
            - Żegnaj na zawsze, troseddau ffrind*. Pozdrów swoją Frances.
            Przymknąłem oczy, a dzieło się wypełniło. Zabójca został zamordowany przez innego zabójcę. Uleciało ze mnie życie, a wraz z nim poczucie winy. W chwili śmierci, kiedy mogłem okazać swoje serce i pomścić tę, którą prawdziwie kochałem, istniała tylko jedna myśl.
            Przepraszam, Frances. Tak łatwo znalazłem kogoś do twojego łóżka. Przepraszam. Kocham cię. Zawsze cię kochałem. Wybacz.
           
Tak kończą ci, którzy uważają się za nieśmiertelnych. Giną, często w głupi sposób. Nikt nie żyje wiecznie. Co innego uczucia. Te są niesione przez czas i nigdy nie znikają. Trwają i trwać będą jeszcze długo po śmierci. Bo okazane serce nie umyka - zostawia ślad. Już na zawsze.
           
             

3 komentarze:

  1. Zemsta w wybornym wykonaniu. Miłość, poświęcenie dla ujochanej, ostateczna przemiana zimnego drania... jest wszystko.
    Bardzo dobrze się czyta. Na myśl przychodzi mi określenie wartka akcja.
    Po przeczytaniu przez chwile mam wrażenie ze skądś to znam i już wiem, kojarzy mi się z sin city. Gość, który mści się za smierć Goldie. Chyba nawet widziałam twoje opowiadanie w podobnych kolorach w mojej głowie podczas czytania.
    W środku gdzieś jest przeskok z narracyjnego czasu przeszłego na teraźniejszy na jedno tylko zdanie co lekko wybija z rytmu.
    Poza tym miodzik!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyznam, że nie widziałam Sin City, a inspiracją była piosenka "Hotel Ceiling".
      Co do zmiany czasu, pewnie chodzi o ten fragment: "Oceniłem swoje i ich siły - wyszło na to, że przegram tę walkę. Ale przynajmniej choć trochę odpokutuję we własnych oczach. ". Jest to myśl bohatera, która pewnie lepiej zabrzmiałaby jako jedno zdanie, ale nie jest to nagły przeskok, lecz zamierzony cel.

      Usuń
  2. Wow, szczerze powiem, że początek mnie odrobinę zniechęcił - pierwszy akapit, ale całość powaliła na kolana. Czytając to opowiadanie czułam to, co ten bohater. Byłam wkurzona i smutna, jak mu zabili Frances. Sama miałabym ochotę ich wybić ;p Całość ma szaro-bure kolory, ale emocjonalnie mi się tutaj wszystko zgadza, czyta się to, jakby słuchało się piosenki. A jednocześnie nie jest smętnie, coś się dzieje, jest dynamicznie, (krwawo), fajnie. Good job, girl! :)

    OdpowiedzUsuń