Hm…
Miałam jakąś wizję. No, przynajmniej na kilka zdań z dialogów. Forma wyszła
dziwna. Treść wyszła dziwna. W ogóle wyszło trochę inaczej, niż zazwyczaj. No i
nie zdążyłam pociągnąć tego dalej. Może kiedyś uzupełnię i wrzucę do Wolnej
Strefy.
Nie
wiem tylko, co piłam, pisząc część z kuratorem J
Enjoycie!
12 sierpnia 2016 r.
Obudziłem się. Po prostu
otworzyłem oczy. Tylko po to, by zobaczyć, że jestem w jakimś obcym miejscu.
Chociaż… Czy na pewno obcym? Już od dawna moim przeznaczeniem było skończyć
tutaj. Stało się to jedynie trochę szybciej, niż planowałem. Wszystko szło
świetnie. Do czasu tej cholernej ciężarówki na czerwonym świetle…
Wiem, dlaczego jestem w piekle.
Wiem, co zrobiłem. To czego nie wiem to, dlaczego mój pies czekał tam na mnie,
aż przybędę… Od dłuższej chwili siedział koło mnie, wlepiając we mnie
spojrzenie brązowych ślepi i zamiatał ogonem.
Przetarłem twarz dłońmi i spojrzałem
na niego, mrużąc oczy. Przez chwilę zastanawiałem się, co dalej. Wyglądało na
to, że jestem w jakiejś celi, ale kraty były otwarte. Mógłbym iść, zobaczyć, co
jest na końcu korytarza, zwłaszcza, że dobiegało z niego jedyne światło. Ale
ten pies… To było bardzo niepokojące.
- Chyba musimy porozmawiać – stwierdziłem i poklepałem futrzaka po
głowie. Nie oczekiwałem odpowiedzi. – Co ty tu robisz, Loki?
- Czekałem aż się obudzisz – usłyszałem głos i rozejrzałem się za jego
właścicielem. – Gdzie się gapisz, przecież mnie widziałeś.
Normalnie pewnie bym nie uwierzył. Uznałbym, że się schlałem albo mam
bardzo dziwny sen. Prawda była przecież z goła inna. Byłem martwy. Byłem w
piekle. Prawdziwym piekle, więc właściwie, dlaczego mój pies nie mógłby nagle
zacząć mówić? To dość logiczne, zważając na tą absurdalną sytuację.
- To może mi to wreszcie wyjaśnisz? – zapytałem z wyrzutem i dodałem: -
I przestań zamiatać tą kitą. Jestem uczulony na kurz.
- Taki mam zamiar – padło w odpowiedzi.
- Jesteś moim aniołem stróżem?
- Chciałbyś – sarknął Loki. – Byłem raczej czymś na wzór niebiańskiego
kuratora.
- Czego? Kuratora?
- Zamkniesz się wreszcie i dasz mi powiedzieć? – warknął i daję słowo,
że zmarszczył psie brwi. – W twoim poprzednim życiu… Może inaczej. Po tym, jak
skończyło się twoje poprzednie życie, stanąłeś przed niebiańskim sądem.
Niestety nie udało nam się zadecydować, czy należy cię wysłać do nieba, czy
raczej do piekła.
- A czyściec? – zapytałem niepewnie.
- Czyściec, jako miejsce odkupienia win to ściema.
- Jak to ściema?
- Ludzie sobie to wymyślili. Ci w czarnych kieckach, co legalnie piją
wino w robocie kilka razy dziennie – oznajmił Loki, a ja uśmiechnąłem się pod
nosem. – Prawdziwym czyśćcem, o ile można to tak nazwać, jest szansa na drugie
życie. Nowe życie, nowe wcielenie, nowe okoliczności i niebiański kurator,
który obserwuje twoje postępowanie. Jego zadaniem jest zadecydować po twojej
śmierci, czy pójdziesz do nieba czy piekła.
- Jak możesz o tym zadecydować, skoro przygarnąłem cię dopiero rok temu?
– oburzyłem się z nadzieją, że to może mnie jakoś uratować.
- Obserwuję cię od samego początku. Najpierw jako żółwik Tom, potem kot imieniem
Pan Puszek – wyjaśnił Loki i dodał: - Tak między nami, niezbyt kreatywne imię.
Przez pewien moment byłem nawet rybką, stary… Rybkami to ty się zajmować nie
umiałeś, nie rób tego więcej. Byłem nawet tym małym kundlem, Pimpusiem. Stary!
Jak mi było wstyd… Epizod z mojej pracy, którego wolałbym nie pamiętać. Cała
reszta śmiała się ze mnie… - westchnął ciężko. – A potem zostałem Lokim.
Obserwowałem cię od samego początku.
- I co zadecydowałeś?
- Sęk w tym, że nadal nie umiem stwierdzić…
- Jak to?
-
Normalnie. Najpierw zrobiłeś coś złego, potem zrównoważyłeś to paroma dobrymi
uczynkami i wyszedłeś na zero. Zresztą polubiłem cię. Pomijając te idiotyczne
imiona, byłeś dobrym kumplem i towarzyszem zabaw. Dlatego chcę dać ci jeszcze
jedną szanse.
- Nowe życie? – zdziwiłem się.
- Nie. Tym razem to nie będzie nowe życie.
- A jakie? – spytałem podejrzliwie. – Chcesz mnie zmienić w psa czy
rybkę za karę?
- Wrócisz do swojego obecnego życia.
- Jak to? To możliwe? Przecież umarłem.
- Jeszcze nie do końca… Ale umrzesz, jeśli twoja dusza nie wróci do
ciała. Na razie jesteś w bardzo ciężkim stanie. W śpiączce można by rzec –
wyjaśnił spokojnie Loki. – Mogę dać ci jeszcze jedną, ostatnią już szansę.
Albo wszystko naprawisz i pójdziesz do nieba albo spierdolisz to i wrócisz
tutaj.
- A tobie wolno używać takich słów jak spierdolić?
- Przywracać cię do życia też teoretycznie nie powinienem.
- Ale zrobisz to? – spytałem z nadzieją. – Pozwolisz mi wrócić?
Pozwolisz mi wszystko naprawić?
- Tak… - Kolejne ciężkie westchnienie uciekło z psiego pyska. - Kiedy
znów się obudzisz, będziesz już w swoim ciele. Znów będziesz żywy.
- A moje ciało? W jakim jest stanie?
- Złamana ręka, trochę siniaków…
- To dlaczego jestem w śpiączce?
- Uraz głowy – stwierdził Loki. – Spokojnie, naprawimy to.
- A ty?
- Będę przy tobie w tej samej formie, co teraz. Polubiłem to imię. Jest
lepsze, niż Pimpuś.
- Uparłeś się na tego Pimpusia, nie? – mruknąłem, wywracając oczami. –
Przecież to nie mój wymysł, tylko mojej siostrzenicy.
13 sierpnia 2016 r.
Godz. 12:55
Usłyszałem ciche, miarowe pikanie
aparatury. A potem jakieś głosy. Z początku nie wyraźne, aż wreszcie mogłem
rozpoznać słowa:
- Panie doktorze, pacjent się budzi.
- Doskonale, wygląda na to, że uraz głowy nie
był tak poważny, jak przypuszczaliśmy.
- Proszę pana… Proszę pana – mówiła
pielęgniarka. Chyba do mnie. – Panie Garcia.
- Tak? – wymamrotałem, wciąż nieco
oszołomiony.
- Jak się pan czuje?
- Wcale.
- Coś pana boli?
- Nie… Proszę powiadomić moją siostrę… Że się
obudziłem.
- Oczywiście.
18 sierpnia 2016 r.
Godz. 14:32
Przeciągnąłem się, patrząc z
uśmiechem na panoramę miasta, która rozciągała się za oknem mojego mieszkania. Byłem
sam. Psem zajmowała się moja siostra, Katerine. Obiecała mi przywieźć go tutaj
dziś wieczorem. Do tego czasu miałem chwilę wytchnienia. Czas by zorientować
się w sytuacji i zaplanować, jak powinienem wykorzystać swoją drugą szansę.
Wciąż byłem nieco poobijany, więc
lekarz przepisał mi środki przeciwbólowe. Wyciągnąłem pudełko z kieszeni i
połknąłem dwie, zanim ból zetnie mnie całkowicie z nóg. Zapiłem je wyciągniętą
z barku szkocką i rozsiadłem się w fotelu obrotowym przy biurku.
Musiałem się rozeznać w sytuacji, a
ta zapewne zmieniła się nieco podczas mojej rekonwalescencji. Nie wspominając o
tym, że miałem kilka dodatkowych pytań do mojego… Boże jak to idiotycznie
brzmi… Do mojego niebiańskiego kuratora.
Przejrzałem skrzynkę pocztową,
odsłuchałem wiadomości na poczcie głosowej, sprawdziłem notowania firmy, rozeznałem
się w zmianach na giełdzie. Miałem już jakiś wgląd. Może nawet jakiś plan, jak
to wszystko naprawić. A było tego. Musiałem uratować moją firmę, którą ktoś
próbował zniszczyć, załatwić sprawy rodzinne, a przede wszystkim odzyskać swoją
dziewczynę.
Pozostało mi jedynie czekać, aż
pojawi się Loki.
Godz. 16.21
- Dzieciaki będą za nim tęsknić – westchnęła
Katherine. – Zresztą ja trochę też. W życiu nie mieliśmy tak bystrego,
grzecznego psa.
- A widzisz, bo Loki jest wyjątkowy –
skwitowałem patrząc na psa.
Czy przyszło mi do głowy, że
wszystko to było tylko snem i Loki jest tylko psem? Oczywiście, ale coś mi
mówiło, że to jednak nie jest sen. Zresztą patrzył na mnie jakoś tak dziwnie.
Mądre ślepia spoglądały na mnie, dając mi do rozszumienia, że to wszystko
naprawdę się wydarzyło.
- Potrzebujesz czegoś?
- Nie, dam sobie radę.
- W razie czego dzwoń. Mimo wszystko,
jesteśmy rodziną – rzuciła na odchodne Katherine.
Nie odpowiedziałem. Uśmiechnąłem się
tylko, patrząc, jak się oddala. Gdy zniknęła za rogiem korytarza, zamknąłem
drzwi i zwróciłem się do Lokiego:
- Stary, mamy do pogadania. Chcę spytać
jeszcze o kilka rzeczy. – Cisza. – Mowę ci odjęło? Przecież wiem, że umiesz
gadać. Czy w tym świecie nie umiesz mówić?
- Umiem. Ale w tym świecie jestem tylko
zwykłym psem.
- Mam jeszcze kilka pytań. To ważne.
- Nie powinienem z tobą rozmawiać –
westchnął.
- Tak samo, jak nie powinieneś mi podobno
dawać drugiej szansy – zauważyłem, patrząc na niego z ukosa. – No weź.
- Dobra… - zgodził się po chwili wahania. – Ale
to ostatni raz. Upewnij się, że zadałeś wszystkie pytania, bo później odstępstw
nie będzie.
- Dzięki – mruknąłem, uśmiechając się. – Zacznijmy
od takich podstawowych rzeczy… Jak, no wiesz, wcześniej myślałem, że jesteś
zwykłym psem, więc… Ale czy pasuje ci ta karma?
- Wiesz, technicznie rzecz ujmując, jestem
psem. W obecnym wcieleniu jestem psem i niczym innym nie będę. Moje kupki
smakowe dostosowały się do psiego żarcia. Jest dość smaczne. Spróbuj kiedyś.
- Podziękuję…
- To o to chciałeś zapytać?
- Cóż, uznałem, że to też ważne – odparłem
wymijająco.
- Nie podlizuj się, to ci nie pomoże.
- Dobra, dobra. Czyli pomijając teraz, już
się do mnie nie odezwiesz? Nawet towarzysko?
- Nie. Nie mogę. Jestem tylko psem.
- Więc mogę zapomnieć o twojej pomocy –
westchnąłem, nie kryjąc rozczarowania. – Łudziłem się, że możesz zrobić jakieś
czary mary, szczęśliwe zrządzenie losu. Nic więcej. Choćby przypadkowe
spotkanie na ulicy.
- Nie. W tym świecie nie mam żadnej władzy.
Nawet jeśli chciałbym ci pomóc.
- Ale przynajmniej bądź ostrożny. Wiem, że i
tak w razie czego możesz wrócić w nowym wcieleniu, ale nie daj się rozjechać
przez żaden samochód – poprosiłem, a Loki prychnął pod nosem.
- To nie mnie potrącił samochód, przypominam.
- No, wiem, ale… No wiesz, stary, zawdzięczam
ci życie. Mimo wszystko nie chciałbym, żeby coś ci się stało.
- Dziękuję za troskę, ale jest zbędna. Nie
mogę ci pomóc, przynajmniej poza granicami zdolności przeciętnego psa. Ale nie
martw się tez, bo nawet jeśli w innym wcieleniu, będę nad tobą czuwał dalej.
- To dobrze – zaśmiałem się. – Może mały
spacer? – zaproponowałem sięgając po smycz.
- Mogę iść sam, przecież nie rzucę się pod
samochód…
- Wolę mieć pewność – odparłem, udając
rozbawienie i podpiąłem smycz do obroży.
Jeszcze nie wiedział, że nie jedziemy
do parku. Skoro nie mogłem się go pozbyć w obawie, że wróci, mogłem go zamknąć
w bardzo oddalonym od miasta schronisku. Stamtąd nie ucieknie, a ja bez
przeszkód będę mógł dokonać swojej zemsty. Zniszczę te szumowiny i odzyskam
Karen.
" - Jak się pan czuje?
OdpowiedzUsuń- Wcale."
:D
Ło w morde. Znaczy się... ło w mordę! I znaczy sie ze co!?
Lokiego? DO SCHRONISKA? dajze go mi!!! daj! ;D
ale nie, koncowki takiej se nie spodziewałm! cos mi tam zgrzytnelo w tekscie, znaczy no jak gadal z siostra, ale pomyslalam tylko, ze co on pierdoli, a on sie upewnil, ze to tylko pies tutaj i.... i srrru!
Zsakoczyłaś mnie. Brawo! ;D
Boska końcówka. No świetna po prostu. W ogóle się całość fajnie czyta. Fajnie piszesz.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń"Obserwuję cię od samego początku. Najpierw jako żółwik Tom, potem kot imieniem Pan Puszek – wyjaśnił Loki i dodał: - Tak między nami, niezbyt kreatywne imię. Przez pewien moment byłem nawet rybką, " - buahahah, padlam! >D
OdpowiedzUsuńSpodziewalam sie, ze ktos wykorzysta to, .3 pies bedzie mowil, ale nie wiedzialam ze w tak swietny sposob. :D Swietny tekst. Moze i troszke niedopracowany, ale czyta sie go baaardzo przyjemnie. <3 I ta koncowka! O taaaak! Zemstaaaa!
Ej, zdałam sobie sprawę z tego, że u mnie też chyba była ciężarówka XD. Synchron.
OdpowiedzUsuńWTF, niebiański kurator wcale nie brzmi dziwnie! Brzmi spoko!
"- Obserwuję cię od samego początku. Najpierw jako żółwik Tom, potem kot imieniem Pan Puszek" - serio? No, rozpieprzyłaś mnie XD.
Oooo, zaskakująca koncówka! Nieźle dowaliłaś! Tekst jest dobry, podoba mi się!
Właśnie dlatego nie powinno dawać się drugiej szansy. Co za wdzięczność, kurde. Teraz to już na pewno pójdzie do piekła. A tak w ogóle to fajny pomysł z tym niebiańskim kuratorem.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam