Karuzela
Ta noc była jedna z tych, podczas
których nie widać gwiazd. Gęsty mrok rozświetlały błądzące po drzewach smugi
światła latarek.
- Janusz! Janusz! - dało się słyszeć
odbijające od drzew wołanie.
- Zobacz, to właściwe miejsce -
latarki natrafiły na opuszczony paśnik dla saren. Paśnik był zadaszony i lekko
zdezelowany. Sarny widocznie nie gardziły prostą rozrywką, bo gdzie nie gdzie
walały się pety i puszki po piwie.
- Sądząc po kierunku wiatru,
połamanych patykach w rogu i śladach stóp, myślę, że poszli w lewo.
- Naprawdę umiałeś po tym stwierdzić?
- Nie, idioto, wysłali mi wiadomość.
- Jaką wiadomość? Przecież to paśnik
dla saren.
- Boże weź mnie trzymaj bo mu walnę.
- Ty, a jak to możliwe? Zobacz.
- Co takiego? To zwykła puszka.
- Jak te sarenki tymi małymi
kopytkami...?
- Co sarenki? Co kopytkami?
- No jak one otwierają te puszki?
- Ja pierdolę, Stefan, nie wiesz?
- No?
- Siłą woli.
- Acha.
- A teraz chodź. Musimy znaleźć
Janusza, zanim... - rzucił jeden z mężczyzn.
Ekipa poszukiwawcza składała się z
dwóch osób. Byli ubrani w niewyszuny sposób. Szukali swojego przyjaciela.
Niektórzy zapytaliby, czemu nie robią tego przez facebooka. Otóż właściwie
robili to dwutorowo.
- Andrzej, opowiedz mi, gdzie poszedł Janusz? Napisał ci coś
jeszcze?
- Przecież już ci opowiadałem...
- No weź, opowiedz mi o nim raz jeszcze.
- Ok, ale musimy się spieszyć - powiedział mężczyzna, po czym
westchnął. - Idź przodem, a ja będę mówić. Janusz miał zwyczajne życie. Grubawa
żonka, dwójka zasmarkanych dzieci, jakaś tam praca, do której nie było wstyd
się przyznać w towarzystwie. Skończył trzydziestkę. Wtedy pojawiła się w nim
tęsknota. Chciał czegoś więcej. Chciał poczuć się tak, jak wtedy, gdy ojciec
zabierał go do wesołego miasteczka. Gdy ściskał w dłoniach zimny łańcuch dużej
karuzeli. Pęd jazdy wbijał pod żebro barierkę zabezpieczającą. Zapomniał, że
cała jazda trwała tyle co pocałunek. Nie zapomniał smaku tego pocałunku.
Tęsknił za nim. Marzył. Czasami znów lądował na swojej planecie. Wysuszone
zmysły nawilżał mgłą codzienności. Rżnął żonę wyobrażając sobie, że jest na
szczycie góry z Naomi Cambell. Jednak gdy otwierał oczy widział tylko zroszone
potem pulchne białe plecy i pościel w kwiatki. W oczach miał łzy.
- Fajniutką ma tą żonę. Zawsze mi się podbała ta jego Anita. I
te kotlety!
- Niestety w pewnym momencie jego głód stał się straszny.
Zaczął publikować na facebooku swoje przemyślenia. Było tam dużo o coachingu, samodoskonaleniu
i dążeniu do szczęścia. Wrzucał zdjęcia bezglutenowych posiłków. A po cichu
kupował chipsy w markecie. Wrzucał sentencję o równowadze i miłości. Ignorował
dzieci i żonę, spędzając czas na... samodoskonaleniu.
- Acha, mów dalej. Kiedy cię słucham łatwiej mi się idzie przez
ten las.
- Wtedy go zauważyłem. Zaprzyjaźniłem się z nim. Zalajkowałem
jego bloga na wordpressie. Wymienialiśmy się komentarzami, później mailami.
Opowiadał mi o trawiącej go pustce. Wierzył, że wszyscy ludzie ją czują. Że
wszyscy usychamy z pragnienia. Próbował medytacji. Pisał. Uwielbiałem go
czytać.
- Wiem, opowiadałeś mi o jego tekstach, kiedy piliśmy razem.
- Tak. Jest bardzo charyzmatyczny.
Mężczyzna zatrzymał się i dotknął ramienia kolegi. Gestem
nakazał ciszę. Rozejrzał się.
- Nie, zdawało mi się. Idziemy dalej - powiedział zerkając na
kompas. - Tam, między dęby. Napisał, że od paśnika na północ, to na północ.
- Dobrze. Opowiedz
mi jeszcze.
- Był dla mnie ważny. W końcu wyznałem
mu miłość. Zrobiliśmy to w zeszłym tygodniu. To były czary. Ale on nie chciał
się pogodzić ze swoją orientacją. Wyszedł do baru i poderwał taką jedną. Ona go
znała, w końcu można go było zobaczyć w telewizji śniadaniowej. Poszli do
niego. Ale on nie stanął na wysokości zadania. Jakby wokół niej było pole
siłowe. Pisał mi o tym na facebooku. W końcu ona zaczęła z niego kpić. Była
pijana. On wyjął z szafy pistolet. Wycelował. Wypalił. I poczuł moc. Gardło mu
się zacisnęło. Ręcę trzęsły. Krew wypełniała fugi między jasnymi płytkami. Pachniało
śmiercią i spełnieniem. Opwiedziałem żonie bajeczkę o nadgodzinach, pojechałem
do niego, pomogłem posprzątać. Oczy świeciły mu dziwnym blaskiem. Uprawialiśmy
seks. A właściwie, to miłość.
- Dzisiaj też był w barze?
- Tak. Znalazł jakąś nową i zabrał na romantyczny spacer do
lasu. Ona nie może znignąć.
- Znajdziemy go, Andrzejku. Nie mógł odejść daleko.
- Stefan, kurwa, ty nic nie rozumiesz – powiedział Andrzej
łamiącym się głosem.
- Rozumiem. Idziemy. A ty patrz na facebooka, czy nie napisał
czegoś nowego.
Gdzieniegdzie pisze się razem.
OdpowiedzUsuń"Byli ubrani w niewyszuny sposób." – chciałbym wiedzieć jaki to jest niewyszuny sposób ubierania się ;)
To co rzuciło mi się w oczy to to, że całość jest właściwie jednym wielkim dialogiem, opisów prawie nie ma. A mimo to tekst jest całkiem ładny i ciekawy. Duże osiągnięcie, bo mało kto to potrafi.
I jeszcze jedno. Nie znam nikogo kto mówiłby facebook, wszyscy mówią fejs, więc tu troszkę zgrzyta.
Niewyszukany ;) chwilkę przed wysłaniem poprawiałam to zdanie i świetnie mi to wyszło :P W moim gronie mówi się wlasnie facebook, a bohaterowie są w moim wieku, więc założyłam, że mówią tak jak ja. Publikowałam tu wcześniej coś na kształt sztuki teatralnej, więc to nie jest mój najbardziej dialogowy tekst. Dzięki!
UsuńWiesz jak ty teraz na mnie działasz? Tak, że jak tylko widzę imię "Janusz" (zwykłe imię, no, cholera!) to wybucham śmiechem.
OdpowiedzUsuńOtwieranie puszek siłą woli buahaha. Not bad! I już leżę!
"Wysuszone zmysły nawilżał mgłą codzienności" - o, bardzo ładne i poetyckie stwierdzenie! Co ci powiem, to ci powiem, ale masz zdolność do jednoczesnego pisania parodii i... czegoś poważniejszego. Zupełnie, jakby jedna osoba pisała dwoma różnymi stylami!
O, geje, a to ci dopiero, tego się nie spodziewałam. W ogóle mocna akcja. Więcej tu dialogów niech przemyśleń, ale jakoś mi to nie przeszkadza. No i dobre ukazanie "przydatności" facebooka. Więc dochodzimy do tego, że... każdy psychol musi mieć fejsa!
PS. Te teksty wychodzą ci coraz lepiej!
~SadisticWriter
Ja też kiedyś myślałam, że Janusze nie istnieją. Dopiero kiedy poszłam do pracy to okazało się, że jednak istnieją i są całkiem sympatyczni.
UsuńWłaśnie to połączenia powagi i humoru, absurdu i realności wydaje mi się receptą na Książkę. Zobacz, że wszystkie ponad czasowe pozycje to właśnie tego typu książki. Tolkien, Lewis, Bulhakow, albo na przykład ten cały Sapkowski. Oprócz tego, że stworzył fantastyczny, spójny świat, to go nieco przyprawił, pobawił się konwencją, popuszczał oczko do czytelnika. Chciałabym właśnie kiedyś tak pisać. W ogóle po tym GPK kiełkuje mi w głowie chęć napisania jakiejś prawdziwej książki.
Justyś, jak Ty to robisz, że opisujesz rzeczywistość z taką dozą czarnego humoru, że zamiast płakać nad tym, na czym świat stoi, chce się śmiać?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam