Hej, słoneczka! Tym razem
jestem zadowolona, bo nie tylko udało mi się napisać wreszcie bardziej sensowny
tekst, a nie wyrwane z kontekstu lub niedokończone sceny, a nawet wymyśliłam
przy okazji parę fajnych rzeczy. I pewne wykorzystam je w serii, dla której ten
tekst jest czymś w rodzaju niezobowiązującej historii pobocznej. Występujący tu
bohaterowie oraz kreacja całego świata pochodzą z mojego bloga Legenda Nigmet.
Serdecznie zapraszam. Enjoycie!
^~^
Znowu dopadła ją chwila zwątpienia.
Czy na pewno nadawała się na królową? Mimo tego, że Nigmet i Reynald do
obrzydzenia tłumaczyli jej, że sobie poradzi w tej roli, nie potrafiła przestać
się martwić. Naprawdę chciała dla Silvaterry jak najlepiej, więc obawiała się,
że nie sprosta nawet własnym oczekiwaniom, a co dopiero innych.
Tak zawędrowała do opuszczonej już
komnaty, niegdyś należącej do jej nieżyjącego już dziadka. Dwudziestego czwartego
króla Silvaterry, imieniem Tyur. Nie przyznała się do tego nikomu. Ani Nigmet
ani nawet Reynaldowi, ale ukrywała się tam, gdy chciała przez chwilę pobyć
sama. Pomyśleć.
Stanęła na środku pokoju. Zamknęła
oczy i zaczęła modlić się do Viisu, boga wszystkiego co duchowe oraz
przeznaczenia, prosząc go o jakiś znak. Rozejrzała się po pokoju, jednak nic
się nie wydarzyło. Podeszła, więc do okna i wyjrzała przez nie. Nadal nic.
Zrezygnowana skierowała się do
wyjścia. Pod jej nogą coś zatrzeszczało. Zaciekawiona przykucnęła, oglądając
luźną deskę podłogową. Nacisnęła na nią z jednej strony, unosząc drugą i tak
otworzyła tajny schowek.
Syknęła z bólu, gdy w palec weszła
jej drzazga. Nie było to głęboko i zdołała ją sama usunąć. Bolący palec
przytknęła do ust, ssąc lekko. Drugą ręką chwyciła sporą drewnianą szkatułkę i
wyjęła ze schowka.
Porządna, misterna robota. Ozdobne
żłobienia w mahoniowym drewnie i mocne zamknięcie, trudne do sforsowania. Toteż
dłuższą chwilę mocowała się z tym, nim udało jej się otworzyć. W środku
znalazła zakurzoną koronę. Wyczyściła ją, ówcześnie wyciągnąwszy z rękawa
haftowaną chusteczkę.
– „Własność przeklętego króla” –
przeczytała na głos i przerażona upuściła koronę, która upadła z brzękiem i
potoczyła się kawałek dalej. – Przeklęty król naprawdę żył?
Legendę o przeklętym królu słyszała,
ale jak to legenda, powinna być jedynie niepotwierdzoną historią przekazywaną z
dziada pradziada. Nie powinna znaleźć czegoś tak ważnego, jak korona legendarnego
króla. Nie wspominając o tym, że przeklęty król nie był z Silvaterry.
– Aha! Mamy cię! – krzyknęła
tryumfalnie Nigmet, otworzywszy z impetem drzwi. – To tutaj się chowasz przed
nami!
– Nigmet? – zdziwiła się Viviane. –
Co ty tu robisz?
– Przed nami nie uciekniesz. Nawet
na końcu świata cię znajdziemy.
– I Raynald?
– Szukaliśmy cię – odpowiedział z
uśmiechem i dodał, wskazując na drzwi: – Nawet Callan przyszedł.
Faktycznie. Stał oparty o futrynę.
Ręce jak zawsze miał skrzyżowane na piersi. Naprawdę lubił tą pozę lekko
obrażonego. Przynajmniej tak twierdziła Nigmet. Natomiast Viviane nie potrafiła
się do tego ustosunkować. Wierzyła jednak, że to do Callana bardzo pasuje.
– Co to? – zaciekawiła się Nigmet,
podnosząc z ziemi koronę.
– Korona. Nie widzisz? – prychnął
Callan.
– Ślepa to ja jeszcze nie jestem –
mruknęła Nigmet i sprzedała mu sójkę w bok.
– Viviane, to nie jest twoja korona,
prawda? – zauważył Callan.
– To chyba coś, o czym nie powinnam
nikomu mówić…
– Mów, nie pierdol – żachnęła się
Nigmet i wręczyła koronę Callanowi, najwyraźniej uznawszy, że on zna się na tym
najlepiej. Czymkolwiek TO było. – No Calli? Co tu mamy?
– Nie – zaprotestowała Viviane, lecz
stanowczo za słabo.
– „Własność przeklętego króla” –
przeczytał głośno Callan i zmarszczył brwi. – Co tutaj robi korona…
– No właśnie nie wiem.
– Co? Co? Jaki przeklęty król? Jaka
własność? – dopytywała Nigmet, patrząc to na jedno to na drugie z przyjaciół. –
Rey, może ty wiesz, o co im chodzi?
– No tak… Nigmet nie zna tej legendy
– westchnął Reynald i zwrócił się do Callana, patrząc na niego wymownie. –
Możesz?
– Nig, pamiętasz niepodległy nikomu
teren, graniczący na południu z Silvaterrą i zachodzie ze Świętą Ziemią?
– Widziałam to na tej „wypasionej”
mapie Reya.
– Legenda głosi, że po tym, jak
bogowie wybrali pierwszych władców i nadali im ich królestwa, przez kolejne
kilkanaście lat panował spokój. Do czasu, gdy jeden z królów zapragnął podbić
także ziemie należące do pozostałych wybrańców
– Tam było kiedyś królestwo? –
jęknęła Nigmet, przypominając sobie te wszystkie złe rzeczy, które słyszała o
Pustkowiu.
– Tak. Legenda głosi, że tamtejszy
władca zaatakował sąsiedni kraj. To nie spodobało się bogom. Przeklęli go, a
królestwo szybko popadło w ruinę…
– To niezbyt sprawiedliwa kara – stwierdziła
z powagą Nigmet. – Bogowie ukarali mieszkańców królestwa za błędy władcy,
którego sami im wybrali.
– Niezupełnie. Mówi się, że
większość poddanych przeklętego króla zdołało uciec do sąsiednich królestw.
Tylko nieliczni odmówili porzucenia ziemi, z czasem stając się znanymi nam
teraz plemionami barbarzyńców.
– Ale to i tak…
– Może tą koronę przyniósł tu ktoś z
tamtego królestwa? – podsunął Reynald. – Jeśli ktoś z dworu przeklętego króla
przybył tutaj, to nie byłoby dziwne.
– Ale po co ktoś by to trzymał? –
zapytała Viviane.
– Racja – przyznał Callan i zamilkł
na chwilę, zastanawiając się nad czymś. – W tamtych czasach na pewno o wiele
bardziej obawiano się bogów. Nikt nie trzymałby korony przeklętego króla bez
wyraźnego powodu.
– Nasz wredny rycerz dobrze gada –
roześmiała się Nigmet, za co zarobiła pstryczka w nos. – Ała! Zły. Zły rycerz.
Siad – zażartowała i w ostatniej chwili odskoczyła, chowając się za plecami
Reynalda i Viviane.
– No to co z tą koroną?
– Poczekaj Reynaldzie. Sprawdzę czy
we wnęce nie kryje się coś jeszcze – zaproponowała Viviane, ale on powstrzymał
ją, łapiąc za przedramię.
– Ja to zrobię.
– Cały Ray – skwitowała Nigmet. –
Urocze…
– Jestem rycerzem Viviane, to mój
obowiązek…
– Tak, tak, jasne – padło w odpowiedzi
i Nigmet wraz z Callanem spojrzeli po sobie, tylko po to, by chwilę później
parsknąć śmiechem.
– Taka to z wami rozmowa – prychnął
Reynald, machnąwszy na nich ręką i schyliwszy się, sięgnął w głąb wnęki w
podłodze.
Dłuższą chwilę gmerał w środku, ale
ostatecznie pokiwał przecząco głową. Nie wyciągnął jednak ręki i sięgnął
jeszcze dalej, wyczuwając wolną przestrzeń.
– Mam! – krzyknął, a Viviane aż
podskoczyła przestraszona. – Mam coś.
– No to wyciągaj – zakomenderowała
radośnie Nigmet.
To był jakiś stary pergamin lub inny
materiał, cały zapisany odręcznym pismem. Reynald dłuższą chwilę wpatrywał się
w tekst, coraz bardziej i bardziej marszcząc brwi.
– Daj to – westchnął
zniecierpliwiony Callan. – Przecież to widać, że nic z tego nie rozumiesz.
– A ty rozumiesz? Po jakiemu to w ogóle
jest?
– To starożytny język – orzekł
Callan, wpatrując się w dokument. – Ten sam, w którym napisano Święte Teksty.
– I co tam jest napisane? – zapytała
niepewnie Viviane. Naprawdę nie wiedziała, czy chce poznać treść.
– Możesz to przeczytać, prawda?
– Mogę – odparł tajemniczo Callan.
– Ale wszystko ma swoją cenę –
dodała Nigmet, naśladując jego sposób mówienia. – Czytasz, czy czekasz na
oklaski?
– Czytam. Dajcie mi chwilę.
Momentalnie zamilkli, bo kiedy mina
Callana z obrażonej przechodziła w poważną, wszyscy wiedzieli, że to nie
przelewki. Rycerz, choć nie w lśniącej zbroi, w skupieniu czytał. Jego wyraz
twarzy zmieniał się z każdą chwilą. Treść pergaminu wyraźnie go intrygowała.
– I co? – zapytał nieśmiało Reynald.
– To jest Legenda o przeklętym królu
– Callan spojrzał wymownie na przyjaciół. – Bez wątpienia, ale ta wersja różni
się od tej, którą znamy.
– Czyli? – ponagliła go Nigmet, zataczając
ręką kółeczka. – No?
– Tu jest napisane, że Pustkowie i
Silvaterra były niegdyś jednym, ogromnym królestwem – oznajmił z grobową miną
Callan i obserwował zdziwienie malujące się na twarzach przyjaciół. Upewniwszy
się, że nikt mu nie przerwie, mówił dalej: – To było ogromne królestwo, więc
przeklęty król rządził ogromną Silvaterrą. Królestwo, które zaatakował to
dzisiejsza Flosterra.
– Czy to nie czasem to królestwo, co
to Silvaterra ma z nimi trochę na pieńku? – zapytała niepewnie Nigmet, a
wszyscy zgodnie przytaknęli.
– Dalej jest coraz lepiej – mruknął
Callan. – Po tym, jak bogowie przeklęli władcę, królestwo zaczęło popadać w
ruinę od strony południowego morza. Lasy zamieniły się w niedostępną puszczę, a
pola w pustynię. Przeklęty król, widząc to, zrozumiał, że
postąpił źle i poprosił swojego najbardziej zaufanego człowieka, a zarazem
przyjaciela, by go zabił i w jego miejsce zasiadł na tronie, żeby uratować
Silvaterrę przed kompletnym zniszczeniem. Tym człowiekiem był Aviethr, o ile
się nie mylę, „pierwszy” król z twojej dynastii, Viviane.
– Czyli to wszystko prawda – wyszeptała z namaszczeniem.
– Wydaje mi się to bardzo
prawdopodobne – przyznał Callan. – Sądząc z tego dokumentu, to właśnie pierwszy
król, Aviethr pisał te zeznania. Może chciał, żeby przynajmniej rodzina
królewska znała prawdę i pielęgnowała historię. To by tłumaczyło, dlaczego to
wszystko przetrwało po dziś dzień. Być może poprzedni władcy, aż do twojego
dziadka, przekazywali sobie tą koronę, jako symbol ich władzy i historii.
– Czyli nie jestem prawdziwą
królową… – podsumowała cicho Viviane.
– Jesteś nią. Jeśli to, co tu
napisano, jest prawdą, pierwszy król przekazał koronę, wybierając tym prawnie
nowego władcę. Jesteś królową z krwi i kości, Viviane – zapewnił ją Callan.
– Nie, już się nie martwię –
powiedziała i uśmiechnęła się ciepło, dłonie przykładając do piersi. –
Cieszę się, że poznałam prawdziwą historię tego królestwa i mogę ją teraz
pielęgnować. A co najważniejsze, jesteście tu ze mną.
– Więc teraz jeszcze musisz zadbać o
to, by wiedzę przekazać kiedyś swoim dzieciom – wtrąciła radośnie Nigmet,
zerkając to na Viviane, to na Reynalda.
Wciagajaca mała historia.
OdpowiedzUsuńZawsze zadziwia mnie wasza wyobraźnia jeśli chodzi o imiona i nazwy i całe uniwersa. To fascynujące.
Dobra robota.
Imiona są nordyckie :) Tak jakoś wyszło. A uniwersum jest wyjątkowo dopracowane, jako, że historia ma kilka lat. Najpierw była 15 stronami zarysu, potem 70 stronami książki, a obecnie zaplanowana jest na 5 części, więc piszę to jakby 3 raz już :D
UsuńDziękuję.
Widać, że znasz świat. Wszystko jest tu tak naturalnie opisane, jakbyś pisała o naszym świecie. Podejrzewam, że spędziłaś w tym świecie sporo czasu ;)
OdpowiedzUsuńOpowiadanie mi się podoba. Bohaterowie, mimo, że znamy ich z kilku wypowiedzi, są do odróżnienia. Drugi raz pod rząd czytam o desce i skrytce pod podłogą. Niezbyt praktyczne moim zdaniem, bo pachnie mi to wilgocią i szczurami ;p ale by trzeba dopytać jakiegoś historyka, czy taka skrytka ma szansę przetrwać. Wiem, że w około 100-150 letniej kamiennicy, w której mieszkał mój maż, pod podłogą nie przetrwało by nic. Ciekawa jestem, czy spotkałaś się gdzieś z taką skrytką? Wiem, że to detal, ale naprawdę jestem ciekawa. Przeczytałabym i pewnie ze sto siedemdziesiąt stron w tym stylu i zapłaciłabym za nie ze trzydzieści pięć złotych. :P
Powiem Ci, że takie skrytki tylko w filmach raczej. Ale biorąc pod uwagę, że tam ktoś od lat żyje i być może nie od razu znalazło się to pod podłogą, jest to chyba możliwe, że przetrwało.
UsuńA widzisz nie musisz, bo LN jest za darmo. Ale gdyby naszło Cię na czytanie, radzę zacząć od 2 części i luknąć tylko streszczenie, bo już widzę, że 1 rani moje oczy. I na 99% całe 5 części będzie kiedyś napisane od nowa.
Nie miałam jeszcze okazji poznać świata Nigmet, ale tym tekstem mnie zaciekawiłaś. Masz klarowne, nie przynudzające postaci. Cała ta legenda jest pełna i rzetelna, widać że to przemyślane. Zainteresowałaś mnie.
OdpowiedzUsuńPodobają mi się imiona, które tu wykorzystałaś. Są oryginalne, a to lubię!
OdpowiedzUsuńOgólnie historia jest ciekawa, zapowiada coś dłuższego. Zwłaszcza fakt, że Przeklęty Król w jakiś sposób oddał tron, aby uratować swoje królestwo.
Nadrobiłam. Powiedziałam, że nadrobię i to zrobiłam. To nawet nie wygląda jak dodatek, ale regularny fragment LN i przypomina, jak bardzo lubię tę historię.
OdpowiedzUsuń