Opowiadanie pisane znów telefonem, znów z minimalna
ilością edycji, w pracy. Bardzo chciałam je napisać, bo przyszła do mnie główna
bohaterka, a wikinga oglądam każdego dnia w pracy i bardzo chciałam, żeby ja
spotkał.
Przepraszam za niedoróbki.
Miłej lektury.
Wiking
„Moment, w którym zabójca ma serce to:
moment jego śmierci.” - Bullshit! - pomyślała i podniosła głowę znad książki.
Niewiele osób przechodziło obok, ale było jeszcze wcześnie. Ona zawsze
lubiła być wcześniej na zlecenie. Lubiła
podglądać swój cel w jego naturalnym środowisku. Tęskniła za swoim życiem i
przyglądanie się innym było marnym, ale jednak substytutem.
Chwilowo znajdowała się w
holu biurowca, wyciągała nogi na skórzanej kanapie dla gości ipróbowała czytać
marną powieść detektywistyczną dla zabicia czasu. Była ósma rano. Strażnicy
właśnie się zmieniali, recepcjonistka zdejmowała kurtkę na zapleczu, pojedyńczy
pracownicy zaczynali przychodzić do pracy. Z tyłu recepcji właśnie doleciał ją
zapach kawy I bekonu. Bosko.
Nie pamiętała kiedy ostatnio
jadła bekon. Ahhhhh, ci Anglicy wiedzieli jak robić śniadanie.
Jakiś wygarniturowany
japiszon wpisał się do książki gości. Po chwili rozmowy z recepcjonistką
odwrócił się w kierunku sof. Było ich kilka po obu stronach obrotowych drzwi.
Podszedł do jej sofy I już, już miał siadać, ale w ostatnim momencie jakby stwierdził,
że to nie jest dobry pomysł i wybrał sofę po drugiej stronie holu.
I bardzo dobrze! Ludzie
nigdy jej nie widzieli, ale też nie miała ochoty tego zmieniać. Zawsze miała
kłopot z kotami, które albo wodziły za nią wzrokiem, albo zaczynały szaleć
kiedy tylko się zjawiała. Nie lubiła kotów. Ludzie byli w stanie ja wyczuć,
dzieci czasami ją widziały, szaleńcy prowadzili z nią pogawędki. Nie wiedziała
czy to przez to, że mieli bardziej wyczulone od innych zmysły, byli wrażliwsi
na otaczająca ich rzeczywistość, czy byli zwyczajnie szaleni i gadali do niej
nawet kiedy już jej nie było.
Na szczęście tutaj nie było
ani dzieci, ani kotów ani szaleńców wiec mogła się odprężyć i w spokoju czekać
na swój cel.
Nigdy nie wiedziała, kto to
jest. Zlecenia tak nie działały. Wiedziała gdzie ma być, kiedy i, że dopiero
tam będzie wiedziała kto jest wybrańcem. Kijowy system. Dlatego właśnie zawsze
była wcześniej. Lubiła chłonąć atmosferę miejsc, ludzi (nawet tych skazanych) i
być częścią wydarzeń, które na pozór nic nie znaczyły. Normalność przyciągała
ją jak magnes. Może dlatego, że sama była wyjątkowa.
Była jedyną kobietą w
organizacji. Była też najmłodszym jej członkiem. Nie pamietała kiedy dołączyła,
czy kto ją tam zapisał, ale wielokrotnie słyszała, że nie tylko jest najmłodsza stażem, ale i
wygląda na kilkanaście lat. Sama nie potrafiła tego ocenić. Lustra też jej nie
widziały. Może to i dobrze. Chyba wolała nie wiedzieć nic oprócz tego kim jest
teraz i jak ważna jest jej praca. Bo wolała wierzyć, że to co robi teraz jest
ważne. Inaczej jaki byłby w tym sens. Zabójca nie może mieć przecież serca... a
przynajmniej według tej głupiej książki.
Z zamyślenia wyrwało ja to
niesamowite uczucie spadania. Wiesz, to
uczucie, kiedy we śnie spadasz, ale nie boisz się, że spadniesz, bo
wiesz, że nic nie może cię zranić. To był znak, że jej cel jest blisko.
Spodnie od garnituru (bardzo
dopasowane spodnie), niebieska koszula (bardzo dopasowana koszula) z odpiętym
ostatnim guzikiem, szary płaszcz do połowy uda. Ciemne włosy, które miały ten sam kolor
co dzika (chociaż coś jej mówiło, że starannie wypielęgnowana) broda, miał
związane z tylu głowy w niedbały kucyko-półkok. Niebieskie oczy śmiały się kiedy
mówił „dzień dobry” w stronę recepcjonistki. Szczeka jej opadła. Najpierw na podłogę,
a potem w siódmy krąg piekieł. Nie było sensu jej nawet zbierać. Recepcjonistka
miała podobny wyraz twarzy.
Współczesny wiking pracujący
w jednym z biur. O cholera! Zerwała się z miejsca i pobiegła za nim. Szybkie
spojrzenie na zegar nad recepcją powiedziało jej, że ma godzinę.
Wiking był niesamowicie
ciepły i przyjazny, jak na informatyka. Nie było w nim nawet odrobiny nerda. W
drodze do biurka spotkał kilka dziewczyn, do których uśmiechnął się promiennie.
Zaczekała chwile słuchając tego co o nim powiedzą, kiedy pójdzie. Dwie westchnęły
żałośnie, a ta z obrączka uśmiechnęła się tylko na te westchnienia.
Najwyraźniej nie musiały nic mówić. Nagle doskonale wiedziała o co chodzi. Gość
był idealny. Wszystko czego chciała to wziąć go za rękę, wyprowadzić z tego
biura i powiedzieć żeby uciekał, żeby schował się na innej planecie, bo ona tu
jest żeby go zabrać. Chciała poczuć jego
spojrzenie na swojej twarzy, chciała, żeby ją zobaczył i żeby te niebieskie
oczy uśmiechnęły się właśnie do niej. Do nikogo innego.
Nie mogła zrobić nic. Wiedziała,
że jeśli nie ona go zabierze, to wyślą kogoś innego. Kogoś, kogo nie będzie obchodziła ta zmarszczka na
czole, kiedy czytał emaile, czy ta iskra w oku, kiedy dostał smsa. Ją to
obchodziło i czuła się zaszczycona, że to właśnie ją wybrano do tego zadania.
Pięć minut. Odłożył
słuchawkę, sięgnął do kieszeni kurtki i wyjął papierosa. Ruszyła za nim do wyjścia.
Przez biuro z wzdychającymi dziewczynami, przez hol z uroczą recepcjonistką,
która obserwowała każdy jego krok. Strefa dla palących była po lewej. Tylko
kilka kroków. Dwie minuty.
Nie miała zegarka, ale
wiedziała. Nie miała pojęcia jak. Może kiedy wciągali cię do organizacji
wszczepiali ci zegar do mózgu...
Na zewnątrz nie było nikogo.
Tylko on i ona. Podeszła do niego i położyła mu rękę na ramieniu. Odwrócił się
zaskoczony. Jak mógł jej wcześniej nie zauważyć?
- Cześć. Pracujesz tutaj? –
uśmiech prawie zwalił ją z nóg.
- Jestem tutaj w pracy. Tak. – odpowiedziała i
odwzajemniła jego uśmiech. – Teraz będę musiała cię zabrać.
- Z tobą wszędzie – i ta
iskra w oku. Myślał, że to jakiś żart.
Położyła mu małą, jasną dłoń
na sercu wiedząc, że już nigdy nie zabije. Ani dla niej, ani dla nikogo.
Upadł.
Wzięła go za rękę, ciagle
się uśmiechając.
- Przepraszam.
- Myślałem, że będziesz mieć
kosę, a nie te boskie, rude loki.
Moment, w którym zabójca ma serce to:
moment jego śmierci. Może to jednak prawda. Pod warunkiem, że nie jesteś śmiercią
i można cię zabić.
Intrrrrrygujace. Doprawdy, czytalam z ogromnym zaangazowaniem,nie rozgryzlam tego, że chodzi o smierc, zamkniecie tego w ramach organizacji, dobra zmylka i dobry pomysl. Rzeczywiście, wydaje sie oczywiste ze śmierć w pojedynke nie dziala, a jednak człowiek tego tak nie pojmowal. Nie no, naprawde naprawde sie podobalo. Nawet jak na jak mowisz tekst z telefonu, nie rzucaly mi się w oczy jakies specjalne bledy, nie. Ale tak sie zaczytalam... oj w roli wikinga oczywiscie widzialam tego goscia z wikingów, Boze wybacz nie pamietam jak sie nazywa ale z cala pewnoscia ma właśnie takie iskry w oczach. No i wiking informatyk! I jeszcze nie nerd! :D a tam, nie mam nic do nerdow. Zwłaszcza przystojnych :D
OdpowiedzUsuńGość podobny jest bardziej do Rollo niż głównego bohatera. (To ja jestem recepcjonistka :))
OdpowiedzUsuńDzięki za dobre słowo. Przeczytałam tekst kolejny raz turaj i sama poprawiłabym kilka rzeczy. Ważne jest dla mnie jednak, se się podobało :)
I nawet mój komentarz wyglada jakby go pisał trzylatek
UsuńNo co Ty, wiecej wiary w siebie, zaden trzylatek!! ;)
UsuńJa sama w komentarzach wale sporo literowek i takich tam czesto niezrozumialych chaotycznych zdan, bo zwykle ponosza mnie emocje, wiec, palce nie nadazaja xd ale to chyba w sumie dobrze, to o czyms swiadczy :D te emocje wzbudza tekst.
podkresle, ze naprawde bylam od poczatku do konca zaciekawiona. no.
Haha, padłam przy opisie wikinga, gdyż... powszechnie wiadomo, że mam słabość do brunetów o niebieskich oczach xD Wiedziałam, że kiedyś na jakieś w ramach GPK wpadnę.
OdpowiedzUsuńTekst nie jest długi, ale wciąga. I choć, jak Wilczy, szybko dotarło do mnie, że główną postacią jest śmierć, to i tak czytało mi się szybko. Płynnie przechodzisz z rozmyśleń w opis faktyczny.
Jakoś nie chce mi się wierzyć, że to tak się kończy. Bo może być wstępem do dłuższej historii (na co cicho liczę ;)). Przy tak dobrej narracji, która wciąga do opowieści, dłuższy tekst to naprawdę kolejny krok ;)
Pozdrawiam! :)
na jakiegoś*
UsuńEch, fajny ten twój bohater. Sprawnie napisany tekst, przyjemnie się czyta. I bekon i wiking, achh, aż mi cukier spadł z zazdrości ;D Pamiętasz tego gościa-śmierć z twojego shorta, którego mi wysłałaś? Widzę go w zespole z tą lalunią, coś jak Leon Zawodowiec by wyszło ;p
OdpowiedzUsuńTo wlasciwie taki fanfic do tamtego opowiadania. Bardzo prostym sposobem byłoby wplatać te postaci, Jakub innych "pracowników" organizacji do co drugiego opowiadania :)
UsuńOjej! Współczesny wiking, chociaż z doświadczenia wiem, że oni nie są tacy wcale idealnie. Oni tak tylko bosko wyglądają w tych płaszczach, ale nie są, nie są tacy idealni. Nie zgadzam się. Protestuję.
OdpowiedzUsuńNiemniej historia fajna, że ona śmiercią jest i że to w sumie jakaś organizacja, a nie jedna osoba. I chociaż tekst króciutki to bardzo przyjemny, aż ciepło na sercu robi.
Fajna historia. Mimo swojego finału, powiedziałabym, że ciepła. W ogóle podobają mi się opisy. Są świetne.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam