Siódma
pętla.
- Sylwia, wstawaj! Już siódma! - Rozległo się pukanie do
drzwi.
- Jeszcze pięć minut.
Chcę spać. - Przewróciła się na wznak i przeciągnęła. Otworzyła oczy. Na
suficie przyklejone były fluorescencyjne gwiazdki. Zamrugała oczami.
Przewróciła się na bok. Była w pokoju z dzieciństwa. Zielone ściany
niewielkiego pomieszczenia obstawiono ciężkawymi, ciemno zielonymi meblami.
Wszystko własnoręcznie pomalowała. Nad łóżkiem wisiała makatka zrobiona z
bambusa i sznurka jutowego, na której dyndało zdjęcie znad morza. Usiadła na
łóżku. A właściwie była to kanapa, którą, o zgrozo, składało się na dzień.
- Żeby było porządnie. -
jak mówiła mama. Odkąd wyprowadziła się z rodzinnego domu unikała kanap, a w
sypialni zawsze stało łóżko, do którego w każdym momencie dnia można było się
położyć.
- O kurwa. - westchnęła
cicho.
- Wstawaj, Sylwia, nie
będę, cholera, dwa razy powtarzać. - Mama uprzejmie wołała na śniadanie.
Siedząc na łóżku
rozpoznała swój stary plecak. Otworzyła szafkę z ubraniami, z której wysypał
się kłąb czarnych ubrań. Z szuflady wyciągnęła bieliznę w baloniki i misie.
Szybko włożyła za duże spodnie i wielką koszulkę z mrocznym obrazkiem i napisem
Burzum. Ostrożnie wyszła z pokoju rozglądając się na prawo i lewo. Ściany
obklejone boazerią, szara wykładzina na podłodze. Mama kłóciła się z młodszą
siostrą, która nie chciała uczesać włosów. Szybko przemknęła do łazienki. W
lustrze patrzyła na nią pryszczata twarz, z wielkim strupem na czole, okolona
pokołtunionymi włosami. Rozczesała je leżącą na półeczce szczotką i próbowała
zaczesać na pokiereszowaną przez pryszcze twarz.
- O kurwa. - wyszeptała
ponownie. - Ale dziwny sen. Ile ja mam lat? Mam wrażenie, że widzę tę twarz
pierwszy raz. Wtedy chyba nigdy nie patrzyłam na siebie dokładnie.
Przeszła do kuchni i
usiadła do kanapek zrobionych przez mamę. Usłyszała ciche skomlenie. To był jej
ukochany pies. Najlepszy przyjaciel. Nikt nie zliczy, ile łez wylała w jego
kochane futro. Z mokrymi oczami uklękła przy Puniu. Kochany Punio właśnie
zlizywał masło z jej kanapki. Pachniał dworem i mokrą sierścią. Tata wychodził
z nim zawsze koło szóstej.
- Jedz szybko, bo się
zaraz spóźnisz. - Mama nawet nie zaszczyciła ją spojrzeniem. - Tu masz kanapki
do szkoły. I jabłko.
- Mamo, daj na bilet.
- Weź sobie, portfel
leży na komodzie.
Posłusznie schowała kanapki do plecaka, wzięła dwa
złote i wyszła z domu. Właśnie zdała
sobie sprawę, z zaufania jakim obdarzała ją mama. Mogła wziąć z portfela
wszystko. Nigdy nawet o tym nie pomyślała. Byli normalną, polską rodziną.
Dwójka dzieci, tata pracował po dwanaście godzin, mama zajmowała się domem. W
święta była choinka, w wakacje wyjazd w góry albo nad morze. Finansowo było
dobrze. Jako jedna z pierwszych w klasie miała komórkę.
- Kurde, właśnie,
zapomniałam komórki. A, chuj, pewnie i tak to jakaś Motorolla iks gówno.
Sylwia skierowała się na
przystanek. Rozwalone trampki klapały po nierównym chodniku. Który może być
rok? Burzum słuchała od liceum, jednak bluzkę kupiła dopiero podczas wypadu do
Warszawy... Przystanęła. Czwarta klasa. Czyli ma dwadzieścia pięć lat mniej niż
naprawdę.
- O nie! - powiedziała
głośno. - Jestem w piekle!
Jakaś oburzona kobieta
zmierzyła ją wzrokiem.
Przypomniała sobie
najgorszy okres w życiu. Za niecały rok matura. Chłopaki nie zwracają na nią
uwagi. Tylko imprezy i paczka kilku osób daje pozór akceptacji. W szkole
nazywają ją czarownicą. I musi ćwiczyć te zasrane tańce przed zasraną
studniówką, na którą oczywiście nie ma z kim iść. Rodzice mówią tylko o nauce.
Do siebie się nie odzywają, albo żrą się nocami. Nie interesuje ich to, że w
tym momencie brak zainteresowania ze strony płci przeciwnej jest dla niej
kluczowy! Najważniejszy! Dodatkowo zaokrągliła się trochę i jej bardzo szczupła
mama patrzy na nią jak na nosorożca. Przecież czterdzieści to ogromny rozmiar!
Ach, te geny po ojcu. I ten chłopak, Andrzej, taki niesamowity. Wygrana
ogólnopolska olimpiada z fizyki, ciemna grzywka, przenikliwe spojrzenie. Nigdy
więcej go nie spotka, ale te oczy będzie pamiętać do końca życia. Ten okres to
była jazda bez trzymanki. Co jeżeli to nie sen? Gdzieś w tle śmierć ojca, który
bardzo się oddalił, i był tylko tęsknotą i krzykiem huczącym w uszach. Źle
wybrane studia. Teraz rozwód rodziców, którzy wciąż mieszkają razem, okupiony
tygodniami płaczu siostry. Szramy na udach, które w wieku czterdziestu lat,
choć zblakły i teraz są białe, ciągle przypominają o bólu fizycznym, który koił
rozpacz. Rozcinała skórę tak jak inni siadają do ulubionego serialu.
Przystanek wyglądał jak
go zapamiętała. Stanęła z boku, tam gdzie zawsze. Dwupasmową ulicą sunęły
samochody. W przejeżdżającym autobusie zauważyła datę. Piętnasty październik.
Ojciec powiesił się piętnastego listopada. Sylwia wie, co zrobiła, a właściwie
czego nie zrobiła, że znalazła się w tym piekle.
Jednocześnie wie, że nie chce tu wracać. W te mroczne
odmęty. Nie chce widzieć, jak odchodzi ojciec. Jak umiera pies. Ma dość zimnej,
narcystycznej matki, na której akceptację nigdy nie zasłuży. Potrzebowała
piętnastu lat, w tym dziesięciu lat terapii, żeby odbudować w sobie siebie. W
tym piekle czeka tylko kochany pies. Trzeba uciekać.
Jeden nieśmiały krok w stronę krawężnika. Potem drugi.
Trzeci. Już jest na wysepce autobusowej. Wiatr od przejeżdżającego TIR'a
rozwiewa nieuczesane włosy. Ktoś krzyknął. Ktoś biegł w jej stronę. Jesienny
poranek. Błysk świateł. Jeszcze jeden krok. Trzask. Adrenalina niweluje ból i
wyostrza zmysły. Powolne walnięcie o drogę. Tak jak wtedy, kiedy przez sen nogi
uderzają w łóżko. Pulsowanie w głowie. Ciepła krew oddziela od wyślizganego
asfaltu. Ktoś trąbi. W szparze, między zamykającymi się powiekami, widać szare
niebo. I w końcu cisza.
Ciszę przerywa pukanie do drzwi.
-Sylwia, wstawaj. Już
siódma.
Nie widzę, gdzie zawarty jest temat. Poza tym odnoszę wrażenie, że opisy, które miały być dygresją, przejmują główny wątek tego, że Sylwia gdzieś idzie. Jeden fragment musiałam przeczytać dwa razy, by zrozumieć.
OdpowiedzUsuńPomysł, że ten poranek to jedynie sen, jest dobry, ale tutaj zabrakło mi rozwinięcia. Jest potencjał, by stworzyć z tego coś dłuższego.
Dzięki za komentarz. Temat zawarty jest w tym, że dziewczyna znalazła się w najgorszym możliwym momencie swojego życia. W piekle, z którego nie może się wydostać. Jedynym miłym zaskoczeniem, jasnym promykiem, o którym nie pamiętała, wspominając tamten okres, jest pies. Opisy są, jakby się czytało pamiętnik nastolatki... Zabrakło mi czasu by tekst poleżakował.
UsuńSkojarzyło mi się to trochę, jakby przed spaniem Sylwia myślała o przeszłości i wspomnienia przeniosły się do snów, oczywiście, tradycyjnie we śnie, przedstawione w nierealny sposób. No, chyba że tylko ja tak mam.
OdpowiedzUsuńPomysł jest. Sama czasem korzystam z takiego zapętlenia czasu na koniec i bardzo ten zabieg lubię. Zawsze pobudza do myślenia. Temat trochę ukryty, ale jakoś tam da się go odszukać. Nagły natłok informacji, czyli swego rodzaju streszczenie życia Sylwii... No do mnie nawet to dotarło, chociaż opis wszystkich czynności z rana już trochę mniej mi się podobał. Sama zrobiłam tak w jednym shocie, kiedyś, i dopiero po kilku miesiącach, jak "dojrzałam" do subiektywnego spojrzenia na tekst, zauważyłam, że nic to nie wnosi. Tutaj i tak pasuje to bardziej, bo model tak szczegółowych opisów utrzymywałaś przez cały tekst, więc może po prostu taki jego urok :)
Dzięki za ten komentarz! Taaaak, miałam trochę wrażenie, że piszę książkę kucharską. "Weź dwa jajka, wrzuć do wrzącej wody, odczekaj aż woda się zagotuje, odlicz pięć minut, wyjmij jajka, opłucz zimną wodą, obierz ze skórki, opłukaj i podaj" Brrr. Coś jakby Żeromski skumał się z Magdą Gessler. :P To jest wada tego, że teksty nie mają czasu okrzepnąć.
UsuńNa to by zrobić z tego pętle wpadłam na pięć minut przed wysłaniem tekstu ;p Ostatnie poprawki i błysk - a, dodam zdanie na końcu. Dzięki!
ciemno zielonymi <-- piszemy razem jak wszystkie inne jasno- i ceimno- tam jakieś kolory ;)
OdpowiedzUsuńHaha, kanapa, którą się O ZGROZO składało xD
- Żeby było porządnie. - jak mówiła mama <-- Mmm, albo kropka albo mała litera. Sama bym to zapisała chyba tak: "Żeby było porządnie", jak powtarzała mama.
No to jeden z tych dylemató dialogowych. Teoretycznie, nawet bez kropki, "mówiła" powinno być na pierwszy miejscu po myślniku, ale wtedy właśnie lega trochę sens zdania, bo mimo że to małe niepozorne "jak" ono tu nadaje znaczenia. Wszyscy wiemy, o co chodzi, słysząc "...jak mówiła mama..." :D
- O kurwa. - westchnęła <-- o, tym razem po prostu zbędna kropka.
Wybacz, że tak wymieniam co chwilę coś, se pomyślisz, ze okres dostałam, ale ja zupełnie nie złośliwie, sama też oczekuję, że mi się wyktkne, gdzie mi się noga powinęła, bo chyba po to się tu mamy ;)
Przystanek wyglądał jak go zapamiętała. <-- przecinka mi brak (rzewna ballada w tle :D)
Potrzebowała piętnastu lat, w tym dziesięciu lat terapii, żeby odbudować w sobie siebie. <--- mocne, mocne, mocne i odbieram to bardzo osobiście. W ogóle, w ogóle! Jak na tak krótki tekst, polskie realia (moja podświadomość zwykle unika polskich filmów i polskich książek, jako iż kojarzą mi się z tym tylko mateusze w sutannie i na rowerze i tym podobne marciny wciągające w gimbazie koks), to muszę się przyznać, że bardzo się i z tekstem i z Sylwią zżyłam. Kilka zdań, faktów z jej życia, było dla mnie klapsem w twarz, tak, aż tak to odczułam. I akurat nie mam problemu z dostrzeżeniem tematu (ale wiadomo, każdy z nas inaczej postrzeża siat, soł łat, ja widzę, chcecie to bijcie ;D). Nie musi przecież paść dosłownie słowo w słowo podany na sucho temat... To że sama go wplotłam jako część dialogu, nie znaczy, że oczekuję by wszyscy też słowo w słowo to przekleili, wręcz przeciwnie, ponieważ większosć tak zrobiło, fajnie było poczytać inną aranżację. A punkty tematu są, jest pies i jest piekło. Chyba nie mamy tu takiego rygoru, by na siłę wciskać kilka słów z losowania, nawet jak nie pasują w stylistykę tekstu (Tris? Powiedz, że nie), bo z czasem znuży nas własna powtarzalność. Także mnie się ten zabieg podobał, rozumiem, że ta pętla jest piekłem Sylwii, nie zazdroszczę jej i jedynie te drobnostki interpunkcyjne (a to jest naprawde drobnostka, z przecinków - ich obecności czy nie - ceikawej fabuły zbudować się nie da), ale to nic, bo ja się naprawdę wczułam.
Dzięki ci za ten komentarz. Dla mnie te tematy około fantastyczne są nie do napisania, przekładam je na własny język. Nie chcę pisać opowiadań fantastycznych. Akurat taki mam etap w życiu ;)
UsuńDzięki za te wszystkie uwagi odnośnie dialogów... Nie miałam czasu ich za bardzo poprawić, a pisząc je, kwiliłam do Boga Pisarstwa, żeby mi wybaczył. Będę wracać do twojego komentarza w chwilach zawahania ;p
Co do tematu to przejrzałam własnie regulamin i nigdzie nie jest napisane, że za niezawarcie tematu jest rozstrzelanie jajkami na twardo, więc będę żyć.
A co do rozterek Sylwii to sama przeszłam przez swoje piekiełko, czytałam też o takich którzy przeszli przez ogień, i wyszli z niego cali na biało. Zebrałam to do kupy i przewiązałam kawałkiem starego sznurowadła i wyszło to, co wyszło. Dzięks jeszcze raz!
No już o tym wspomniałam przed chwilą w komentarzu swoim, bo tam widziałam wątpliwości, co do zawarcia tematu. De facto w zamyśle było zawarcie tego tekstu w tekście, ale nadal uważam, że interpretacja własna zawsze jest mile widziana :)
UsuńTo prawda, że temat z tego tygodnia był nie zarysem fabuły a tekstem do zamieszczenia, więc tak trochę nie pykło. Może powinnam dawać informację, jeśli to nie jasne? Niemniej, zawsze powtarzam, że temat jest do interpretacji własnej, więc nie będę się czepiać. Jedynie się zastanawiam, czy temat był niejasny czy po prostu taki był zamysł? Bo ostatecznie odniesienie do psa czekającego w piekle było, także ja tam zarzutów nie mam.
OdpowiedzUsuńCo na pewno to ten koniec przez chwilę był niejasny, spięłam się, a jak do mnie dotarło to takie "aha...?". Fajnie, fajnie.
"Dodatkowo zaokrągliła się trochę i jej bardzo szczupła mama patrzy na nią jak na nosorożca."
<3 Masz takie prozaiczne, ale bardzo fajne i życiowe określenia. To nie pierwszy raz, gdy zdobywasz dla swoich tekstów moją sympatię takimi perełkami.
Tak na początek to dziwią mnie te akapity :o są tylko w pewnych momentach opowiadania, kiedy powinny być przy każdym dialogu. A tak poza tym... BIELIZNA W BALONIKI I MISIEEEE! Chcę taką XD. I motorola iks gówno. Rozwalasz w tym tekście niektórymi stwierdzeniami ahahah. Fajne zakończenie, choć w tekst wkrada się trochę chaosu, ale jest lepiej niż ostatnio c:
OdpowiedzUsuńJa w tekście trochę zobaczyłam siebie, a ze zawsze cenie sobie możliwość identyfikowania z bohaterem czytali mi się bardzo dobrze.
OdpowiedzUsuńMiałam trochę nadzieje, ze dziewczyna będzie walczyć i spróbuje cis zmienić, a nie się podda.
Bo cóż. Nie można mieć wszystkiego :)
Dobry tekst. Smutny i przejmujący, ale wciąż dobry. I nawet jeśli temat zinterpretowany inaczej, to nadal mi się podoba.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam