„Moment, w którym
zabójca ma serce to moment jego śmierci.” głosił napis na mojej koszulce. Nigdy
się nie zastanawiałem nad tym, czy mam serce, w moim zawodzie nie ma na to
czasu. A nawet gdyby to po pierwszym razie człowiek się uodparnia.
W nocy, o północy
siedziałem przed kominkiem z kubkiem kakao w ręce. Obok mnie leżał telefon,
czekałem na ważną wiadomość od klienta. Zadzwonił telefon, odebrałem.
– Za godzinę na
moście – powiedział głos w telefonie, po czym się rozłączył.
Dopiłem kakao i
podszedłem do drzwi, włożyłem kurtkę i wyszedłem. Padało, więc założyłem na
głowę kaptur, autobusy już nie kursowały, byłem zmuszony iść pieszo przez
opustoszałe ulice. Skręciłem w kolejną przecznicę, gdy zobaczyłem wiadomą
panienkę z wiadomą ofertą. Jęknąłem cicho i rozejrzałem się dookoła próbując
znaleźć jakiś pretekst do uniknięcia spotkania, które w tej sytuacji było
nieuniknione, jedyna nadzieja leżała w tym, że moja nieprzyjemna aparycja ją
odstraszy.
– Dokąd to GPK tak
śpieszy – powiedziała, gdy bez powodzenia próbowałem ją minąć.
Raptownie stanąłem w
miejscu i odwróciłem się, aby przyjrzeć się jej dokładniej. Pod zbyt grubą
warstwą rozpływającego się makijażu dostrzegłem twarz mojej żony, którą
porzuciłem miesiąc temu, gdy przyłapałem ją w łóżku z synem.
– Co tu robisz?
Powinnaś być martwa – odparłem zaskoczony.
Ostatni raz
widziałem żonę nieprzytomną i obficie krwawiącą z licznych ran, gdy zostawiłem
ją obok trupa syna, w opuszczonym bunkrze pod miastem.
– Czekałam na
ciebie, mój kochany – wyciągnęła z kieszeni przeżartą gangreną dłoń, w której
trzymała glocka – żeby cię zabić.
Wypaliła. Odrzuciło
mnie do tyłu. Poczułem ból w podbrzuszu. Odturlałem się na bok. Strzeliła
jeszcze raz. Spudłowała. Wyjąłem z kieszeni swojego colta i strzeliłem w jej
kierunku zanim ona zdążyła to zrobić. Zachwiała się i upadła na chodnik.
Podszedłem do niej krzywiąc się z bólu cały czas mierząc z broni. Doświadczenie
nauczyło mnie, że nawet trup z bronią może być niebezpieczny. Umarła
definitywnie.
Teraz mogłem się
zająć raną podbrzusza. Zatamowałem upływ krwi i opatrzyłem bandażem, który
szczęśliwym trafem okoliczności miałem przy sobie. Nie było to nic poważnego.
Spojrzałem na zwłoki żony, deszcz zmył makijaż i mogłem dostrzec na twarzy
liczne blizny, w niektóre wdała się gangrena. Nawet gdybym jej nie zabił i tak
w ciągu kilku dni by umarła. Podniosłem leżącego obok glocka i schowałem do
kieszeni kurtki. Nie byłoby dobrze, gdyby ktoś przypadkowy znalazł coś takiego
na ulicy i ruszyłem dalej w kierunku mostu.
Dotarłem na miejsce
bez dalszych przygód idąc tak samo opustoszałymi ulicami jak wcześniej, tylko
od czasu do czasu ulicą jechały pojedyncze samochody. Klient już czekał na
miejscu z torbą.
– Sto tysięcy w
gotówce – powiedział wskazując na torbę.
– Kto?
– Ja.
Samobójca, czasem i
taki się trafia. Wyjąłem colta, wymierzyłem starannie i strzeliłem zanim zdążył
się zastanowić nad swoją decyzją. Po wszystkim wziąłem torbę i wróciłem powoli
w strugach coraz silniejszego jesiennego deszczu do mieszkania.
Mmm odczuwam cos niepokojącego z tego tekstu. Jakby cos sie pod nim krylo. No bo jak to, ta zone ze spotkal... ja mam od razu skojarzenia, ze gosc ma jednak to serce i wyrzuty sumienia.
OdpowiedzUsuńGlosil z malej ci sie napisalo.
Wgl pomysl z koszulka, niezle.
No i samobojca. No to mnie zaskoczylo.
Tekst mechaniczny. W twoim stylu. Dobrze mi sie czytalo.
Krótka piłka. Jestem morderca i dobrze mi z tym. Podoba mi się. Bez wyrzutów sumienia, bez zbędnych emocji, jak prawdziwy morderca.
OdpowiedzUsuńFajnie, lekko się zaczyna. Takie tam, jakby nigdy nic.
OdpowiedzUsuń"Obok mnie leżał telefon, czekałem na ważną wiadomość od klienta. Zadzwonił telefon, odebrałem."
Powtórzenie telefon. Można było skonstruować te dwa zdania inaczej.
O kuźwa. To już GPK w dialogu wprawiło mnie w pewną konsternację.
"Ostatni raz widziałem żonę nieprzytomną i obficie krwawiącą z licznych ran, gdy zostawiłem ją obok trupa syna, w opuszczonym bunkrze pod miastem."
To zwaliło mnie z nóg.
"Podszedłem do niej krzywiąc się z bólu cały czas mierząc z broni. "
Brakuje przecinków, ja tu widzę zdanie trzykrotnie złożone.
Ale końcówka była genialna. W pierwszej chwili nie zorientowałam się, że jakie "kto-ja", ale muszę przyznać, że to było ciekawe.