O tak, tym razem napisałam tekst
pod historię, która już się tworzy. Piszę ją na spółkę z Wilczym. A to, co
tutaj zaprezentuję to nieco przeszłości Tris, która jest tam jedną z
bohaterek. Dodam, że nie sugerujcie się jej imieniem. Miało być tymczasowe,
dopóki nie wymyślę lepszego, ale zdążyłam się przyzwyczaić. I tak jakoś
zostało. Enjoycie!
Osiem monet. Osiem nędznych monet. To
wszystko, co miałam przy sobie. Nie pozwolili mi zabrać ze sobą nic poza tym.
Do wyboru miałam jeszcze różową szminkę lub jakąś wizytówkę. Wybrałam
pieniądze. Nędzne pieniądze, ale jeśli umiało się je wykorzystać w odpowiedni sposób…
Wszystko inne kazali mi zostawić.
Moje sztylety, nieśmiertelniki, a nawet pieprzoną paczkę chusteczek higienicznych.
Ale zawsze mogło być gorzej… Mogli mi zabrać także ubrania. Tego na szczęście
nie zrobili. Nie to było ich celem. A może uznali, że są skąpe same w sobie.
Wylądowałam z hukiem na środku ulicy
obcego miasta z pustymi kieszeniami. Miałam tam przeżyć trzy pieprzone dni.
Warto wspomnieć, że osiem monet to była maksymalnie nędzna kawa i stary rogalik,
jeśli chodzi o wartość. Ale nie była to kara, jeśli o to chodzi. To był test. I
musiałam go przejść jak najlepiej, jeśli chciałam zostać pełnoprawnym członkiem
Demonsów.
Podobno każdy z nich musiał to zrobić,
ale szczerze mówiąc nie bardzo w to wierzyłam. Nie podali mi żadnych
przykładów, nie opowiedzieli nic. Przez cały czas odzywał się tylko Bel, a oni
jedynie kiwali potakująco głowami. Banda psycholi ślepo zapatrzonych w diabła.
Ale po prawdzie… Niebawem miałam
zostać jedną z nich, więc chyba nie powinnam ich tak nazywać… Tylko czy to ma
jakieś znaczenie? Jakiekolwiek? Najmniejsze chociażby? Wysoce wątpliwe.
Zwłaszcza w mojej obecnej sytuacji.
Zwłaszcza, że zostawiając swoje
nieśmiertelniki za sobą, złamałam jedną z najbardziej podstawowych zasad
Północnej Bramy. Moje nieśmiertelniki były moją tożsamością, dowodem mojego
istnienia. A ja po prostu je zostawiłam. Nie protestowałam ani chwili.
Wiedziałam, że to nie ma sensu. Chciałam zostać jedną z nich, więc oczywiście,
że nie cofnęłabym się przed niczym. Po upadku Północnej Bramy to była moja
jedyna szansa na przetrwanie.
Ale tak odnośnie przetrwania to ten…
Co to właściwie było do cholery za miasto? Niczym nie wyróżniało się spośród
setek innych, jakie zwiedziłam podczas swoich sześciu lat służby. Diabeł
wiedział, gdzie byłam. I najgorzej, że dosłownie. Bo Bel zdawał się być istnym
wcieleniem władcy piekieł. Nawet kudły miał czerwone, a ze łba wystawały mu
rogi. Właśnie dlatego jego człowieczeństwo było bardzo niepewną sprawą.
Znowu zboczyłam z tematu. Zboczyłam…
Hehe… Nie było jeszcze tak źle. Przynajmniej nie zaczęłam gadać do siebie na głos,
a przecież mogło się zdarzyć. Nie wróżyłoby to jednak za dobrze mojej
trzydniowej karierze na tym wypiździejewie.
Rozejrzałam się dokoła. Musiałam
poznać swoje położenie. Ocenić sytuację i… Nie było co oceniać. Byłam w czarnej
dupie. Bardzo, bardzo czarnej… Z wolna ruszyłam przed siebie. Nieeee, to nie
tak, że nie miałam żadnego planu. Miałam plan. Tylko nie wiedziałam, czy on w
ogóle wypali. Wszystko zależało od szczęścia, a to ostatnimi czasy nie było po
mojej stronie.
Dzielnica, w której się znajdowałam,
nie wyglądała za ciekawie. W ślepych zaułkach czekały prostytutki, choroby
weneryczne lub śmierć. Niejednokrotnie, wszystko razem. Odruchowo sięgnęłam
ręką po sztylet i skrzywiłam się, przypominając sobie, że go przecież nie mam.
Uzbrojona czułabym się trochę bezpieczniej.
Z drugiej strony ich brak wcale nie
oznaczał, że ja jestem mniej niebezpieczna. Nie miałam jednak wrogich zamiarów
wobec tego miasta. Trzy dni to nie dużo. Pewnie dałabym radę przeżyć nawet,
gdybym zwyczajnie usiadła na ulicy i czekała. Ale w ten sposób na pewno nie
zaskarbiłabym sobie sympatii Demonsów.
Trzeba było się postarać. Pewnie
mogłabym po prostu kogoś zabić i zabrać jego pieniądze i dokumenty. Albo w
ogóle okraść. Po co przecież od razu zabijać? Nawet jeśli Zaćmieni właśnie po
to istnieli.
Poszłam do jakiejś speluny zapytać o
kasyno lub inne miejsce, w którym można szybko zbić fortunę lub stracić
wszystko. Eureka! W okolicy było coś takiego i to właśnie tam skierowałam swoje
kroki, pogwizdując radośnie.
Przykuwałam uwagę. To na pewno. Do
kasyna powinnam raczej przyjść w sukni wieczorowej, a nie szortach… Ale teraz
było już za późno na takie drobiazgi. Gorzej, że za osiem nędznych monet nie
mogłam dostać żetonów. Musiałam to rozegrać inaczej.
Jakby nigdy nic stanęłam koło baru,
opierając się plecami o blat i obserwowałam. Szukałam odpowiedniego celu. Musiał
być podpity, najlepiej sam i w miarę przy kasie. Ale takich było tu od groma.
Byli zdolni postawić cały majątek, jeśli umiało się ich odpowiednio… Przekonać.
Wystarczyła tylko dobra „argumentacja”.
– Podać coś? – usłyszałam i rzuciłam
przelotne spojrzenie barmanowi.
– Nie, dzięki. Może… Za chwilę – odparłam spokojnie
i niespiesznie zwlekłam się z krzesła.
Wybrałam już swój cel. Zakręciłam
się w pobliżu, aż w końcu podbiłam do stołu.
– No hej – powiedział brunet.
Nie podobało mi się jego spojrzenie…
– No hej – powtórzyłam, uśmiechając się
zalotnie. – Jestem Tris, a ty?
– Joseph, ale Jose wystarczy.
– Jose, chcesz ze mną zagrać? – zapytałam
słodziutkim głosem.
– Chętnie się z tobą zabawię.
– Powiedziałam: zagrać – mruknęłam, marszcząc
groźnie brwi. – To nie musi być duża kwota. Stówka wystarczy.
– Masz tyle? – Jose popatrzył na mnie, a na
jego usta wpełzł grymas.
– Nie – roześmiałam się, kładąc na stół swoje
jedyne pieniądze. – Stawiam na szali to i swoje nędzne życie.
– Nie musisz mi płacić, żeby mieć to – teraz to
Joseph się roześmiał, wskazując rękami na owłosioną klatkę piersiową, jak na
najlepszy towar tego stulecia. – Możesz to mieć za darmo. A stówę dorzucę w
gratisie.
– Nalegam.
– Ja też.
– Jeśli nie chcesz, pójdę zapytać kogoś
innego.
– Chcesz zarobić – stwierdził Jose. –
Rozumiem. W takim razie ile chcesz? Dwieście?
– Chcę zagrać – syknęłam wściekle, ale szybko
się opanowałam.
Oparłam dłonie o stół i nachyliłam się
zalotnie, wypinając nieco cycki do przodu. Popatrzyłam Jose głęboko w oczy i
oblizałam usta. Dobrze, że nie wybrałam szminki. Nie są smaczne.
– Dobra, zagramy – padło wreszcie to, co
chciałam usłyszeć. – Ale jeśli…
– Jeśli przegram, masz pieniądze i mnie.
Zrobisz ze mną, co zechcesz. Ale najpierw wygraj.
Tacy jak on nigdy nie pytają, gdzie
jest tak zwany haczyk. Może wydawało mu się, że
jest panem świata i wszystko mu się należy. Po prostu musiało się udać.
Ale to nie tak, że zamierzałam bezczynnie czekać na wynik gry. Wierzyłam, że
szczęściu należy czasem dopomóc. Wziąć to, czego ten parszywy świat nie chce
oddać nam sam. A tułając się, nim poznałam Bela, nauczyłam się kilku świetnych
trików.
Miałam zresztą przygotowany plan B. Zawsze
trzeba mieć plan B. Nawet jeśli niezbyt ambitny. Gdyby sytuacja zmusiła mnie do
tego, zaciągnęłabym Jose w jakąś mroczną uliczkę i skręciła mu kark. Nie byłam
przecież prostytutką! Byłam Zaćmioną. Byłam ludzką bronią…
Co prawda zawsze mogło pójść źle coś
jeszcze. Wątpiłam, że w tym mieście nie ma takich jak ja. A oni nie lubili, gdy
naruszało się ich rewir. Wtedy przydałby mi się Celebrer. Tak na wypadek
kłopotów… Ale nigdy nie przepadałam za tym świństwem. Toteż pudełko tabletek
zostawiłam za sobą bez żalu. Tęskniłam jedynie za sztyletami. Też mogłyby się
przydać.
– Gotowa? – głos Jose wyrwał mnie z
zamyślenia.
– Oczywiście.
– Kolor? – zapytał. – Pozwolę ci wybrać.
– Czerwony – zaśmiałam się radośnie. – To jedyny
odpowiedni dla mnie kolor.
– Tak. Zajebiście będziesz wyglądała w kusej,
czerwonej kiecce, którą potem z ciebie zedrę.
– Kręć – przerwałam mu, wywracając oczami.
Przecież nie zamierzałam pozwolić mu
wygrać. Ruletka poszła w ruch. W napięciu obserwowałam podskakującą kuleczkę.
Czerwone, czarne, czerwone… Czarne… Czerwone… Czerwone. Nie musiałam nawet
oszukiwać. Fortuna tego dnia była po mojej stronie.
Ze złośliwym uśmiechem wyciągnęłam
dłoń po moją nagrodę.
– No chyba sobie kpisz – warknął Joseph. –
Oszukiwałaś.
– Ktoś tu… Nie umie przegrywać – zauważyłam,
nie kryjąc niezadowolenia. – Przegrałeś. Dawaj pieniądze.
– Oszukiwałaś.
– Jose – mruknęłam, uśmiechając się słodko. –
Może ci to jakoś wynagrodzę? – zaproponowałam, podchodząc bliżej. Powoli
przesunęłam dłońmi po kudłatym torsie, niemal uwieszając mu się na szyi, a
kolano wsunęłam pomiędzy jego uda i wyszeptałam: – Dawaj kasę albo czeka cię
bardzo bolesna kastracja.
– Co? – zapytał Jose i szarpnął się lekko,
sądząc, że tak oswobodzi się z moich objęć.
– Nigdy nie próbuj zadzierać z Zaćmionymi.
– Ty… – wycharczał, ale wyczuwałam w tym
swoją ulubioną nutę strachu.
– Słyszałeś kiedyś o Szkarłatnej Tris? –
ciągnęłam dalej. – Chyba zapomniałam o tym wspomnieć…
Wyrwał się rozpaczliwie.
Poczerwieniał na twarzy, a potem posiniał. Drżącą ręką wyciągnął jakieś
banknoty, po czym rzucił je na stół i wyszedł pospiesznie z kasyna. Dobrze
wiedzieć, że moje imię wciąż budzi grozę, nawet po upadku Północnej Bramy.
Zabrałam pieniądze i uśmiechnęłam się
pod nosem. Dał dwa razy tyle. Na początek wystarczy. Z wolna ruszyłam w stronę
kontuaru i znaczną część wymieniłam na żetony. Potem zamówiłam sobie w barze
kolorowego drinka i rozejrzałam się po Sali.
Najchętniej pograłabym jeszcze w
ruletkę, ale nikt nie wyglądał na zainteresowanego. Musiałam podczepić się
gdzieś indziej. Poker nie był zbyt emocjonujący jak dla mnie, ale łatwo w nim
oszukiwać.
– Mogę się przyłączyć, panowie? – zapytałam,
stawiając żetony na środku stolika. – Stawiam wszystko. Co wy na to?
I tak prawie całą noc spędziłam grając w
pokera. I wygrywając. Stosy żetonów piętrzyły się coraz wyżej i wyżej. Mogłabym
grać dalej, ale nie było sensu. Gra, w której ciągle się wygrywa, w końcu
zaczyna nużyć, więc w odpowiedniej chwili zwinęłam się, pozostawiając
wkurzonych mężczyzn samych sobie.
Obecna wygrana mogła mi już pozwolić
na życie w luksusie przez najbliższy miesiąc. Biorąc pod uwagę kosmiczne ceny w
tym mieście, było się już czym pochwalić. Kolejne dwa dni mogłam spędzić na nic
nie robieniu. Tym bardziej nie chciałam się już mocniej narażać właścicielom
kasyna. A resztę pieniędzy mogłam rzucić Belowi na stół, gdyby chciał zrobić mi
imprezę powitalną w Demonsach.
Lubię. Wciągnęło mnie od pierwszego zdania. Fajna postać ta Tris.
OdpowiedzUsuńNajpierw Setsu ogrywa wszystkich dookoła, teraz Tris. Ja naprawdę czekam na ten Tagged, bo mi coraz bardziej zaostrzasz apetyt. Dobry tekst, podoba mi się.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
No, mam coś do tych hazardzistek chyba :D żeby było śmieszniej sama gram jak ostatnia fajtłapa, więc może dlatego.
UsuńA i bardzo dobrze, że zaostrzam. Zrobiłam tu w sumie specjalnie, bo miałam do wyboru pisać o Tris albo o Erie :D bo pomysły miałam dwa. Ale poganiać to Wilczego, bo się guzdra ze swoim partem :D
To ja widzę, że Wilczą trzeba porządnie pogonić, bo o Drodze to już też zapomniała.
UsuńDemonsi! Mwehehehehe *od razu w głowie ma demony*.
OdpowiedzUsuńTen dopisek na temat zboczenia - też miałam ochotę zrobić takie hehehe >D
Czytając ten tekst mam wrażenie, że wiele mnie ominęło. Nie wyjaśniłaś tu wielu rzeczy, więc wnioskuję, że powinnam je już znać z innych tekstów :o. Nie wiem kim jest Bel, nie wiem skąd się wzięła Szkarłatna Tris i nie wiem kim są Zaćmieni, a powiem, ze mnie to intryguje!
Tekst jest dobry. Podoba mi się to ogrywanie przez Tris. Cwana bestia! >D Dobra dziewoja!
No tak, bo to jest jedno zdarzenie. Fragment zaledwie z przeszłości Tris, która jest napisana, ale nie opublikowana, więc dopiero kiedyś będziesz miała okazję dowiedzieć się więcej. Powiem tylko tyle, że jest to FF do mangi Gangsta :D więc warto zapoznać się zanim nasza historia ujrzy światło dzienne.
UsuńSpodobał mi się tytuł. Treść rownież. :D polubilam Tris. Niezalezna, ostra dziewczyna, ktorej nie ograsz *i z ktora nie wygrasz xD*. Ogolnie mialam wlasnie podobne wrazenie jak SadticWriter - ze czesc rzeczy mnie ominelo. Ale przyznam, ze nie przeszkadza to jakos bardzo w odbiorze tekstu. Czytalo sie przyjemnie, ciekawy, choc w sumie nie jakis nadzwyczajny sposob zdobycia wiekszej ilosci pieniedzy. :D
OdpowiedzUsuńMuahahahahaha. Jedyne,co mi się ciśnie na usta to DAJ.DAJCIE MNIE TO. WSZYSTKO ! <3
OdpowiedzUsuńBEL, czerwonowłosy Bel... <3 czy ja go pokocham? pokocham go, prawda? Lubię czerwonowłosych. <3
Nie dziwi mnie fakt, żeDemonisi wyrzucili ją na ulicę, ale przecież szkarłatna umie sobie poradzić... :D Chcę wiedzieć, jak ona sobie wypracowała tę legendę. I pograłabym z nią w karty. :D Wciągnęło mnie. Zboczyła hehe. :D
A co ty teraz za głupoty pierdzielisz? Przecież jesteś w gronie jedynych 3 osób, które przeczytały już spory fragment z backstory Triszy. Tagged#Scarlet i Tagged#Doctor -.- to było to. Nie będzie tego raczej w głównej historii, ale wstawię, jako dodatki. Już pracuję nad przedłużeniem tego szota i częścią o Demonsach :)
Usuń