Osiem
monet
Ten tydzień był trudny. Temat jest świetny,
choć zrobiłam to po swojemu. Czy raczej próbowałam, bo niestety brakło mi czasu
na dopracowanie całości, co odbiło się szczególnie na końcówce. Gdy znajdę
trochę czasu, z pewnością poprawię całość i pewnie wyląduje w Wolnej Strefie.
Dziś jednak mogę przedstawić Wam tylko ten zarys.
Bycie
uczniem legendarnego Anioła Lucyfera nie było proste. Alexis nie znosiła swej
mistrzyni od momentu, gdy tylko ją ujrzała. Nie miała ochoty słuchać kogoś, kto
nie przeżył tego co ona. Wszyscy dookoła byli tak samo głupi i fałszywi. Dbali
tylko o siebie, a Vivian Walker była najgorszą suką, jaką Alexis miała okazję
poznać. Już pierwsze spotkanie z tą kobietą utwierdziło ją, że ma do czynienia
z kimś, kto nigdy nie okaże jej cienia współczucia, prędzej zaciągnie do
piekieł, śmiejąc się jak opętana.
Minął rok,
odkąd Alexis dołączyła do drużyny Vivian jako uczennica kobiety. Już nie
wiedziała, czy dobrze postąpiła, wybierając życie u boku Walker. Z jednej
strony widziała potęgę i zorganizowanie, z drugiej przeklinała mistrzynię
gorzej niż jakiekolwiek dusze piekielne. Ta kobieta sama była diablicą, którą
bawiły demony uczennicy. Tak układała rozkład szkolenia, aby jak najbardziej
zadrwić z Alexis. Uwielbiała ją dręczyć na wszelkie sposoby. I nikt nie mógł
jej powstrzymać – każdy mistrz mógł dowolnie układać plan treningu
podopiecznego i Rada się w to nie mieszała, dopóki wszystkie nauki Cieni były w
tym zawarte.
To był kolejny
durny wymysł Vivian, który nijak miał się do szkolenia. Chyba brakowało jej
rozrywki i zamiast nauczyć Alexis czegoś pożytecznego, próbuje z niej drwić.
– Zadanie
jest proste. Masz przeżyć trzy dni na własną rękę – wyjaśniła Vivian. – Do
dyspozycji będziesz miała tylko jedną rzecz. Możesz wybrać: szminkę, osiem
monet o różnych nominałach, bądź kartę biznesową. Nikt z nas ci nie pomoże, a
musisz zadbać o to, by mieć, gdzie spać i co jeść. Oczywiście możesz
zrezygnować wcześniej, ale to wiąże się z karą. Jakieś wątpliwości?
– Nie,
mistrzyni – mruknęła dziewczyna.
– Doskonale.
Co wybierasz?
Alexis
przyjrzała się wszystkim przedmiotom ze stolika, rozważając ich użyteczność.
Szminka z pewnością była odniesieniem do przeszłości, na którą dziewczyna nadal
reagowała dość alergicznie. Posiadanie karty biznesowej u tak młodej osoby
mogło być podejrzane, do tego wątpiła w jej użyteczność. Pozostawały tylko
pieniądze. Co prawda to pewnie śmiesznie mała kwota, ale przetrwanie trzech dni
nie powinno być takie trudne.
– Osiem
monet.
– To twoja
ostateczna decyzja?
– Tak,
mistrzyni.
– Dobrze.
Przesunęła
po blacie woreczek z pieniędzmi. Alexis wysypała monety, by je przeliczyć.
– Osiem
osiemdziesiąt siedem? – skrzywiła się. – Mogłaś chociaż dać mi euro.
– Mam tylko
dwie momenty euro – uśmiechnęła się Vivian. – Jeśli się upierasz, mogę je
wymienić, ale na dowolnie przeze mnie wybrane.
Alexis
zawahała się, ale drwina w oczach Walker sprawiła, że się nie wycofała.
– Wymień –
zażądała.
Vivian
spełniła życzenie uczennicy, po czym oddała jej woreczek. Ta, widząc kwotę,
jaką teraz miała do dyspozycji, zatrzęsła się ze złości.
– Dwa
eurocenty?! – wrzasnęła. – Dwa złote na trzy dni?!
– To była
twoja decyzja, Alexis – odparła spokojnie Vivian. – Czasami jest ona błędna i
musimy sprostać konsekwencjom.
– To tylko
kolejna drwina, którą ubierasz w mądre słowa.
– Jeśli nie
wykonasz zadania, czeka cię kara – powiedziała stanowczo Vivian. – I nie
zapominaj się, uczennico. Póki co, to ja wydaję rozkazy, a ty je wykonujesz. I
jeszcze długo się to nie zmieni. Przygotuj się do wyjścia. Kristos odwiezie cię
do punktu, w którym zaczyna się twoje zadanie.
Alexis
trzasnęła za sobą każdą parą drzwi, jaka stanęła jej na drodze. Nie miała
wyboru, musiała słuchać tej wariatki, chociaż to do niczego nie prowadziło.
Niby czego ją nauczą trzy dni przeżyte za niecałe dwa złote? Miała być Cieniem,
a jedyne, co robi, to uczy się formuł na pamięć, daje się poniewierać
podwładnym Vivian i słucha drwin kobiety. To jej nie zamieni w wojownika
skutecznego w walce z demonami. To tylko strata czasu.
Przebrała
się w wygodne ciuchy, pod koszulą ukryła nóż, brązowe włosy związała w koński
ogon. Nie wzięła ze sobą niczego więcej, skoro miała polegać jedynie na ośmiu
monetach. Nie miała pojęcia, jak ma to zrobić, ale coś wymyśli. Nie da Vivian
tej satysfakcji i nie przegra.
– Nóż –
odezwała się Walker, nie patrząc na nią.
– Jaki nóż?
– Wyciągnij
go i nie udawaj głupiej.
– Nie możesz
mi go zabrać – zaprotestowała Alexis. – Sama mówiłaś, że Cień nie może
wychodzić na misje nieuzbrojony.
– No
właśnie, na misje, a ty nie idziesz walczyć z wrogiem. Nie będzie ci potrzebny.
Jedyne, co masz użyć, to osiem monet. Tak wybrałaś.
– Suka –
syknęła Alexis.
Mimo to
odłożyła nóż. Wiedziała, że Vivian odebrałaby go siłą, skoro postanowiła wysyłać
uczennicę zupełnie bezbronną.
– No to
widzimy się za trzy dni, Alexis. Powodzenia.
Kristos
skinął na dziewczynę, by poszła z nim. Vivian za to nawet nie podniosła głowy
znad studiowanych dokumentów. Wydawało się, że nie interesuje jej los uczennicy
albo oczekuje, że za chwilę wróci z podkulonym ogonem. Nie wątpiła zresztą, że
Kristos dorzuci swoje trzy grosze do sprawy w ramach rozrywki, a potrafił
przestraszyć samymi słowami. Za to Alexis nie darzyła go sympatią.
– Corrie,
masz ich na wizji? – zapytała.
– Jasne,
szefowo. Małą już oznaczyłem, więc się nie zgubi, jeśli nie wymyśli czegoś
naprawdę głupiego – odparł jednooki.
– Jesteś
pewna, że to dobry pomysł? – zapytał Eric. – Rzucasz ją na głęboką wodę, nic
nie mówiąc.
– Świat nie
będzie się z nią pieprzyć – odpowiedziała. – Niech się nauczy radzić sobie
sama, bo nie może być wiecznie małą dziewczynką, która nic nie zrobi sama.
– A
jeśli...? – zaczął Szary.
– Na to
liczę.
– Jesteś
straszną kobietą, szefowo.
– Ale wierzę
w Alexis – uśmiechnęła się krzywo.
Podróż nie
trwała zbyt długo. Kristos zawiózł Alexis do jednej z mniej bezpiecznych
dzielnic Krakowa. Dookoła było dość ciemno, nie wszystkie latarnie działały, w
pobliżu słychać było jakąś bandę. To nie było miejsce dla piętnastolatki, nie
powinna się tu znaleźć. Kristos jednak w ogóle się tym nie przejął. Miał ją tu
tylko przywieźć, reszta go nie obchodziła.
– To tutaj.
Za trzy dni ktoś cię odbierze o tej porze – poinformował Alexis. – O ile dasz
radę.
Dziewczyna
prychnęła. Czasami zastanawiała się, kto jest gorszy: on czy jednak Vivian.
Oboje mieli kiepski charakter i uwielbiali znęcać się nad innymi. Brunet wciąż
docinał Szaremu z byle powodu, a nawet bez niego. Chyba to pieklenie się Włocha
dawało mu satysfakcję. Oboje byli nienormalni.
– Mogę ci jednak
pomóc – dodał.
Spojrzała na
niego z niezrozumieniem i podejrzliwością. Nie wiedziała, co mężczyzna
kombinuje.
– Przecież
mistrzyni wam zabroniła.
– Czego
szefowa nie zobaczy, to jej nie zaboli – wzruszył ramionami. – Mam dość
komfortowe mieszkanie z wygodnym łóżkiem – uśmiechnął się sugestywnie.
Alexis
spurpurowiała ze złości, ale powstrzymała się przed spoliczkowaniem mężczyzny.
I tak by na to nie pozwolił, a wolała nie dawać mu powodu do kontaktu
fizycznego.
– Po moim
trupie – syknęła.
Wysiadła z
samochodu i trzasnęła drzwiami, dając upust złości. Mimo to usłyszała wybuch
jego drwiącego śmiechu. Pewnie nawet nie konsultował tego z Vivian, ale sam
wymyślił, żeby ją trochę podręczyć. To do niego pasowało. Nigdy nie grał według
zasad. Cholerny drań.
Gdy Kristos
odjechał, została sama wśród ciemności nocy. Postanowiła, że nie da się tak
łatwo i przetrwa te trzy dni, choćby miała chodzić głodna i spać w parku na
ławce. Vivian nie dostanie tej satysfakcji i kolejnego powodu do kpin. Prędzej
Alexis umrze.
Nie minęło
nawet pięć minut, a z nieba spadły pierwsze krople deszczu, szybko zamieniając
się w potężną ulewę. Alexis przemokła w ciągu kilku sekund.
– Pięknie,
kurwa – warknęła pod nosem. – Zajebiście śmieszne, mistrzyni. No normalnie boki
zrywać.
Nie miała wątpliwości,
że Vivian wiedziała o zmianie pogody i stąd wybór terminu „zadania”. Przecież
nie mogła ułatwić jej tego, bo nie byłoby to tak zabawne. Od początku tak to
wyglądało i Alexis nie łudziła się, że kiedykolwiek będzie lepiej. Vivian nigdy
nie będzie porządną mistrzynią.
Nie stała
dłużej na deszczu, ale pobiegła w stronę opuszczonego budynku, który stał w
pobliżu, a zwykle był miejscówką dla okolicznych chuliganów. Z pewnością nie
będą zadowoleni z gościa, lecz Alexis nie zamierzała dać się przyłapać. W ciągu
roku szkolenia u Vivian nauczyła się świetnie ukrywać swoją obecność, choć nie
było to łatwe, gdy było się przemoczonym i zmarzniętym. Te dwa odczucia teraz
zdominowały jej myśli, choć nadal pomstowała na swoją mistrzynię. O tej porze
mogła tylko oczekiwać kłopotów.
Przez kilka
chwil krążyła po budynku, by znaleźć odpowiednie schronienie na tę noc. Nie
dostała innych wytycznych prócz tego, by przetrwać. Mogła, więc zrobić to w
taki sposób, w jaki chciała, bądź była w danej chwili w stanie.
Nie była tu
sama, ale ominęła grupę pijanych nastolatków, nie wzbudzając ich
zainteresowania. Znalazła sobie kryjówkę i otoczyła ją odpowiednimi
pieczęciami. Może nie spodziewała się ataku jakiegoś nocnego stwora, ale Vivian
tyle razy tłukła jej to do głowy, że robiła to już automatycznie. Ognia nie
miała czym rozpalić, więc musiała siedzieć w przemoczonym ubraniu. Nie powinna
się rozchorować, ale nie było to miłe uczucie.
Do rana nic
się nie działo. Może nie był to szczyt marzeń, ale dało się wytrzymać. Nawet
pozwoliła sobie na krótką drzemkę, żeby zregenerować siły. Problem pojawił się,
kiedy zrobiła się głodna. Do pewnego momentu mogła ignorować to uczucie, ale w
końcu stało się zbyt irytujące. W kieszeni miała niecałe dwa złote. To trochę
mało, żeby właściwie rozplanować na trzy dni. Mogła nie dać się nabrać na
wymianę monet, ale teraz to bez znaczenia. Musi sobie poradzić.
Weszła do
najbliższego spożywczaka, z półki ściągnęła butelkę najtańszej wody mineralnej,
do tego dwie bułki, a po drodze do kasy zgarnęła do kieszeni dwa czekoladowe
batony. Zapłaciła za dwie pierwsze rzeczy i wyszła. Nie czuła wyrzutów
sumienia, coś musiała jeść, a właśnie pozbyła się większości pieniędzy.
Potrzebowała pomysłu.
Nie
wiedziała też, co ze sobą zrobić przez cały dzień. Dawno zapomniała, co znaczy
wolne. Vivian nie dawała jej chwili wytchnienia, wyszukując kolejne zadania do
wykonania i księgi do przeczytania. Czasami zawalała ją robotą tak, że nie
wiedziała, od czego zacząć. Teraz zaś coś musiała zrobić z trzema wolnymi
dniami.
Na razie
włóczyła się bez celu po mieście, omijając centrum. Nie było tam nic ciekawego,
a mogłaby tylko niepotrzebnie wzbudzić uwagę. W końcu nieco niechlujna
piętnastolatka w normalny dzień o tej porze powinna być w szkole. Pytanie o
powód innego stanu rzeczy nasuwa się samo. Lepiej nie robić sobie problemów.
To nie było
miłe. Alexis miała powoli dość tego stanu rzeczy, a nie minęła nawet doba.
Brakowało jej normalności najprostszych czynności, o których na co dzień nie
myślała. Teraz się to zmieniło i dość mocno odbijało się na jej psychice.
Przecież tamten czas był podobny. Różnica była jedna – teraz mogła chodzić,
gdzie chciała. Żadnych ograniczeń wolności.
Usiadła w
cieniu na jakimś pustawym skwerku. Zbliżała się noc i musiała pomyśleć o jakimś
noclegu. Nie chciała wracać do tego z wczoraj i ryzykować spotkanie z tamtą
bandą. Gdyby miała w mieście jakiś znajomych, mogłaby u nich szukać szczęścia.
Jednak życie Cienia to życie na granicy światów. Do nikogo się nie
przyzwyczajali, a inni nie zwracali na nich uwagi. Tutaj miała jedynie drużynę
Vivian, a oni jej nie pomogą. Zresztą tylko Kristos miał własne mieszkanie, z
którego korzystał od wielkiego dzwonu. Z nim w układy tym bardziej nie chciała
wchodzić. To byłoby samobójstwo.
Marzył jej
się kurczak z frytkami, a w kieszeni bluzy została tylko bułka kupiona rano i
trochę wody. Kradzież jedzenia nie bawiła jej, to raczej konieczność, ale i
ryzyko. Jeśli ktoś ją złapie, będzie miała przechlapane.
Sięgnęła po
telefon i spojrzała na numer Vivian. Chciała wracać, zjeść porządnie, wykąpać
się i wyspać we własnym łóżku. Nie potrzebowała przypominania gehenny, którą
przeżyła, nim dołączyła do Ligi. To już za nią. Tylko, że telefon oznaczał
poddanie się i kolejną porcję drwin. Obiecała sobie, że na to nie pozwoli.
Miałaby się teraz wycofać? Mowy nie ma.
– Wszystko w
porządku? – usłyszała.
Podniosła
głowę znad ekranu. Tuż przy niej stał mężczyzna około trzydziestoletni w stroju
do biegania. Miał ładne, niebieskie oczy i czarne włosy. Obserwował Alexis z
niepokojem.
– Tak –
skłamała.
– Na pewno?
Nie wyglądasz zbyt dobrze.
Dziewczyna
zmrużyła oczy na ten przejaw troski. Nie była do tego przyzwyczajona, raczej
drużyna Vivian traktowała ją dość szorstko, więc w pierwszej chwili poczuła
niepokój i podejrzliwość. Dopiero później dotarło do niej, że przecież ludzie
spoza ich świata uważają to za normalne. Nie ma w tym nic złego. Tylko nie
uśmiechało jej się opowiadać obcemu facetowi o swoich problemach. Raz, że go
nie znała, dwa, że mógłby nie uwierzyć, bo to absurdalnie brzmi. „Jestem
uczennicą łowczyni demonów, która kazała mi przeżyć trzy dni z dwoma złotymi w
kieszeni” – jak nic uznałby ją za wariatkę.
– Jest w
porządku – uśmiechnęła się przekonywująco i wstała z ławki. – Teraz
przepraszam, ale muszę iść. Ktoś na mnie czeka. Do widzenia.
Odeszła z
tamtego miejsca na tyle wolno, by nie wzbudzić myśli, że ucieka. Coś ją
zaniepokoiło, choć nie wiedziała co. Przy wyjściu ze skweru odwróciła się, ale
mężczyzny już nie było. Najwyraźniej pobiegł dalej. Westchnęła z ulgą. Nie lubiła
natarczywych ludzi.
– Mało
brakowało – mruknęła.
Gdy się
odwróciła, by odejść, z zaskoczeniem przyjęła obecność biegacza tuż przed nią.
Nie wiedziała, kiedy się tak zjawił. Przecież teleportacja była niemożliwa dla
ludzi, a demona by wyczuła.
– Może jednak
pomogę? – zapytał.
Zobaczyła
rękę sięgającą po nią zbyt późno, by odskoczyć. Chwyt był mocny i nieprzyjemny,
nie mogła się wyrwać. Próbowała kopniaków i podstawowych ataków samoobrony, ale
nic nie działało. W pobliżu nie było nikogo, kogo mogłaby prosić o pomoc. W
popłochu próbowała użyć pieczęci, lecz mężczyzna był szybszy. Unieruchomił jej
ręce i podstawił pod nos jakąś substancję, po której Alexis straciła
przytomność.
Czuła się
źle. Było jej niedobrze, bolała ją głowa. Nie do końca rozumiała, co się z nią
dzieje. W pierwszej chwili myślała, że to jakiś nieśmieszny żart mistrzyni i
tych oszołomów. Dopiero po kilku minutach przypomniała sobie to bzdurne zadanie
przetrwania trzech dni z ośmioma monetami w kieszeni i spotkanie z biegającym
brunetem. Nie rozumiała, jak to się stało. To nie było normalne, ludzie nie
poruszają się tak szybko i cicho. Nawet Cienie można dostrzec, a ten mężczyzna
po prostu ją zaskoczył. Nie wiedziała jak, ani dlaczego.
Powoli
zaczynało do niej wracać czucie. Nie była obolała, niczego jej nie brakowało
oprócz czasu – nie potrafiła określić, jak długo była nieprzytomna. Może parę
minut, może godziny, a może nawet dni. Ciekawe, czy w takim przypadku mistrzyni
kazałaby jej szukać? A może uznałaby, że zrobiła to złośliwie i dlatego się nie
pojawiła. To byłoby bardziej prawdopodobne. Przecież Vivian nigdy nie chciała
uczniów, Alexis została jej przydzielona nieco na siłę, przez co Walker nie
była zbyt opiekuńcza. Może nawet przyjęłaby to z zadowoleniem.
Rozejrzała
się po pomieszczeniu, w którym się obudziła. Wbrew oczekiwaniom nie była to
żadna piwnica, ale ładnie urządzona sypialnia z miękkim łóżkiem. W lustrzanych
drzwiach szafy zobaczyła swoje odbicie, co bardzo ją zaniepokoiło. Zamiast
swoich zwyczajnych ubrań miała na sobie czarną sukienkę w gotyckim stylu, do
tego upięte włosy i dość mocny makijaż, co niemal ukryło jej naturalne cechy.
– Co, u
diabła? – mruknęła pod nosem.
Nie czuła
zmian w swoim ciele, nie była jednak pewna, czy nic się nie wydarzyło, gdy była
nieprzytomna. Obawiała się prawdy, ale też nie chciała żyć w niewiedzy. Musiała
zacząć działać.
Zaczęła od
podniesienia się z łóżka. Materiał sukienki zaszeleścił, pod stolikiem nocnym
czekały buty pasujące do stroju. Zrezygnowała z nich jednak, nie chcąc się
obciążać. Już sukienka nie była zbyt wygodna, choć w głowie słyszała złośliwy
głosik przypominający ton Vivian, że dobry Cień umie walczyć w każdej sytuacji.
Drzwi
otworzyły się niespodziewanie i do środka wszedł brunet z uśmiechem na ustach.
Dresy zamienił na granatowe dżinsy i białą koszulę. Wyglądał w nich dość
dobrze, choć teraz Alexis daleka była od podziwiania jego urody.
– Obudziłaś
się już – odezwał się pierwszy.
– Kim jesteś
i dlaczego mnie porwałeś?
– Nie
porwałem. Potrzebowałaś pomocy, a ja ci jej udzieliłem. To normalne zachowanie.
– To nie
jest normalne zachowanie. Ty mnie przebrałeś? Dlaczego?
– Tak
wyglądasz znacznie ładniej. Pasuje to do ciebie. Właśnie taką laleczką jesteś.
Alexis
zmarszczyła brwi na to określenie. Odebrała je negatywnie, nie lubiła być tak
określana, to uwłaczające. Zresztą właśnie zrozumiała, że ten facet ma coś nie
tak z głową.
– Wychodzę –
oświadczyła.
– Nie
możesz. Laleczki mają pozostać na swych miejscach – uśmiechnął się łagodnie. –
Ich zadaniem jest pięknie wyglądać.
– Pojebało cię,
facet. Rój sobie bez mojej obecności.
Chciała go
wyminąć, lecz chwycił ją za ramię i pociągnął z powrotem w stronę łóżka. Alexis
poczuła strach dławiący gardło, w panice próbowała się wyrwać, zaczęła też
krzyczeć o pomoc, choć było to irracjonalne. W pobliżu raczej nie było nikogo,
kto mógłby zainterweniować. Musiała radzić sobie sama.
Udało jej
się zdławić panikę, choć nie było to proste. Jednak myśl, że teraz może coś
zdziałać, że nie jest bezsilna jak dawniej, pozwoliła jej się uspokoić. Zamiast
wymachiwać na oślep rękami i nogami, kopnęła mężczyznę piętą w kolano. Zachwiał
się, ale nie upadł. Spróbowała raz jeszcze, lecz znowu bez efektu. Chyba był
nieczuły na ból, bo próba wbicia mu palców w oczy również nie dała rezultatów.
Ani jedno uderzenie nie pomogło jej się oswobodzić.
Pchnął ją na
łóżko i przygwoździł własnym ciężarem. Nic sobie nie robił z jej wrzasków,
szamotaniny, łzy w błękitnych oczach dziewczyny sprawiły mu satysfakcję.
Uśmiechnął się szeroko, pokazując zęby.
Coś go
oderwało od Alexis i rzuciło o najbliższą ścianę. Ta pękła z hukiem – była z
dykty. Brunet przeleciał jeszcze kilka metrów, nim uderzył o ziemię. Alexis za
to zobaczyła czarny płaszcz tuż przed sobą.
– Proszę,
proszę. Nie trzeba było nawet trzech dni – odezwał się kobiecy głos.
– Mistrzyni
– jęknęła Alexis.
– Cześć,
młoda – spojrzała na nią. – Chyba potrzebujesz jeszcze treningu, skoro dałeś
się tak łatwo przydybać lalkarzowi.
–
Lalkarzowi?
Coś jej to
mówiło. Dopiero po chwili skojarzyła, że ostatnio ta nazwa padła przy okazji
jakiejś rozmowy pomiędzy ludźmi Vivian. Nie słuchała dokładnie, ale chodziło o
jakąś sprawę związaną z morderstwami.
– Facet
porywa młode kobiety, które wyglądają na samotne, gwałci je, a potem żywcem
balsamuje, przemieniając w lalki – wyjaśniła Vivian. – Ciężko było go
wypłoszyć, ale tobie się udało.
– Zrobiłaś
ze mnie przynętę? I nic nie powiedziałaś?
– Jeszcze
nie jesteś gotowa na test z aktorstwa, a takie doświadczenie też ci się przyda.
Potem pogadamy – zwróciła spojrzenie na przeciwnika, który w końcu podniósł się
z podłogi. – Lalkarzu, w imieniu Ligi Cieni skazuję cię na śmierć za
dwadzieścia sześć gwałtów i morderstw. Zabić go.
Kristos i
pozostali już czekali na rozkazy. Mimo to lalkarz był szybszy, przeskoczył nad
Szarym i ruszył prosto na kobiety. Vivian ledwo zdążyła odepchnąć Alexis, na
własny unik nie miała już czasu. Ostro zakończone szpony weszły w jej bok jak w
masło. Na podłogę spadły krople krwi.
– To
opętaniec.
–
Mistrzyni...
Vivian
uśmiechnęła się do oniemiałej Alexis, która nigdy nie podejrzewałaby Walker o
takie działanie.
– Nie rób
takiej miny. Co byłby ze mnie za mistrz, gdybym dała ci tak po prostu zginąć? –
zapytała Vivian.
Z cholewki
wysokiego buta wyciągnęła sai o różanej rękojeści i spojrzała na lalkarza.
– Ze mną się
pobaw, kochasiu.
– Laleczka –
zaskowytał opętaniec.
– Pauri,
Dick, zabierzcie stąd Alexis.
Sama
zaatakowała przeciwnika, nie dając mu ani chwili wytchnienia. Bezlitośnie cięła
wielokrotnie zdeformowane ciało, wiedząc, że nosicielowi już nie mogą pomóc.
Było zbyt późno.
Gdy ona
zajmowała uwagę opętańca, pozostali przygotowali krąg do zniszczenia demona i
ciała nosiciela. Dla jednej osoby mogło to być trudne, ale we czterech dali
sobie z tym dość sprawnie radę.
– Szefowo!
– Odpalaj.
Odskoczyła,
gdy krąg rozbłysnął najpierw fioletem, potem neonowym różem. Opętaniec wrzasnął
przeraźliwie, cały budynek zatrząsnął się w posadach, lecz wytrzymał. Opary
dymu na moment przysłoniły wszystko dookoła, gdy opadły, na podłodze leżała
tylko kupka popiołu.
– Po
wszystkim – stwierdziła Vivian.
Kristos
złapał ją pod ramię, nim osunęła się na ziemię. Alexis znalazła się tuż przy
nich nadal w szoku.
– Maleństwo,
możesz? – Vivian zwróciła się do Hiszpana.
– Wyjdźmy
stąd najpierw – doradził Eric.
– Jasne, a
ty nie patrz tak na mnie. Jestem za ciebie odpowiedzialna i nie będę stać i
patrzeć, jak umierasz. Nie oczekuj tego ode mnie. Jutro porozmawiamy na temat
twoich braków w treningu.
– Nie myśl,
że ci podziękuję – warknęła Alexis.
– Nie
oczekuję tego, ale twojego rozwoju. A teraz wracajmy.
Bardzo mocno mnie wciągnął ten tekst. Bohaterki są genialne, zarówno uczennica, jak i mistrzyni skradły moje serce. Pomysł z lalkarzem też przedni. Duże brawa ode mnie!
OdpowiedzUsuńNo i fajnie. Chociaż niewiele zostało z trzech dni spędzonych jedynie z monetami, nie mogę powiedzieć, żebyś nie podołała tematowi, czy coś w tym stylu. Zresztą zawsze powtarzam, że temat jest do dowolnej interpretacji. Im bardziej kreatywnie, tym lepiej, a Ty zrobiłaś z tego bardzo ciekawą historię. Tym bardziej podoba mi się, że przedstawiłaś na początku Viviane w bardzo złym świetle, chociaż ją znam. Mimo wszystko nie wydaje mi się, żeby jej zachowanie wykraczało poza normy, więc była to kwestia dobrze opisanego punktu widzenia Alexis. I nawet jeśli nie jesteś do końca zadowolona z tekstu i uważasz, że nie jest do końca dopracowany, osobiście uważam, że jest niezły.
OdpowiedzUsuńPrawdą jest, że kreacja Vivian w wersji "Łowców" jest dużo bardziej sucza niż pierwotnie, a dodatkowo wszystko przepuszczone zostało przez spojrzenie Alexis. Pod koniec przepisywania pomyślałam sobie, że można było z tego stworzyć prawdziwą grę o przetrwanie, ale było już za późno :(
UsuńNie zgadzam się, że wyszło źle! Co prawda tylko ty wiesz, jak to miało wyglądać pierwotnie, ale, patrząc z boku, to jest naprawdę dobre :) Nie znam Vivian aż tak dobrze, ale wiedziałam, że nie zostawi Alexis. Co prawda nie domyśliłam się, że zrobili z niej przynętę... A przynajmniej nie była to pewna myśl, bo może coś tam mi zaświtało. Temat faktycznie zinterpretowałaś po swojemu, ale bohater (bohaterka) usłyszała, że musi przeżyć trzy dni w mieście? Usłyszała. Nikt nie powiedział, że w praktyce to również muszą być trzy dni. Zresztą Łowcy spodobali mi się od pierwszego rozdziału, więc fajnie było znowu coś o nich przeczytać, bo na bloga o Vivian na razie się nie porywam xD
OdpowiedzUsuńTo chyba nie moja tematyka, ale podobało mi się kilka zaskakujących momentów:). Myślałam np., że osiem monet to pewnie będzie 8 zł, a nie 2 albo to, kim jst ten lalkarz. Bardzo podobają mi się też imiona :).
OdpowiedzUsuńJeanne_Proust
Kwestia monet - Vivian wybrała po jednej z każdego nominału, co początkowo rzeczywiście dawało nieco ponad 8 złotych, ale w czasie zamiany zabrała te o najwyższej wartości, oddając ledwo 2 eurocenty.
UsuńAaa, w ten sposób! Bardzo fajny zabieg:-).
UsuńJeanne_Proust
Łoo jest moc :D moje klimaty, jak nic. :) Bardzo mnie wciągnął tekst, najbardziej podoba mi się relacja Mistrzyni-Uczennica. Nie może być łatwo ! :) Gdy Alexis znalazła się w Krakowie, myślałam, że będzie ją ktoś z maczetą gonił, albo pierwszym pytaniem będzie "Wisła czy Cracovia?" ale to takie stereotypowe myślenie :) Fajnie, że przeniosła się do naszego ogródka, miło się czytało :) A zagranie z Lalkarzem, mega! a ile jest jeszcze takich w prawdziwym świecie? Dobrze, ze go pokonały ! I fajnie, że się Vivian pojawiłą na końcu. Podobało mi się też zdanie, ze wierzy w swoją podopieczną. :)
OdpowiedzUsuńTrafiony temat, fajnie rozwinięty z elementami zaskoczenia jak najbardziej :)