– Nigdy nie myślałem, że
dowiem się jak to jest się uwolnić od ciebie – powiedział wdowiec nad grobem
małżonki.
– Nigdy się nie dowiesz –
padło w odpowiedzi.
Bogu najpierw zatoczył się
ze śmiechu, a pózniej rzucił we wdowca ogryzkiem. Facet rozejrzał się
przerażony, wyszeptał "Wybacz mi, Elu!" i tyle go widzieli.
Nie było sensu gonić go do
bramy cmentarza i krzyczeć że jest draniem albo rogaczem albo że nigdy sie od
żony nie uwolni. Bogu nie miał dziś nastroju.
Były jego urodziny. Tego
dnia zawsze był dość markotny.
Bogu urodził sie, a
raczej wykluł sto dwadzieścia cztery lata temu. Matka wiedźma dała mu Bogumił.
Figlarna pokraka. Był pokuciem albo ubożem. Ludzie nazywali go skrzatem.
Przez pierwsze siedemdziesiąt
lat mieszkał w szparze w ścianie domu biednego rolnika. Dostawał okruchy, sera
i co tam udało mu sie zwinąć, kiedy nikt nie patrzył. W nagrodę pomagał w
obejściu, przeganiał myszy i chochliki i bronił domu od złego. Do czasu.
Jakieś pięćdziesiąt lat
temu rolnik sprzedał obejście, wyprowadził sie do miasta i czasy skrzatowania
się skończyły. Zaczęła się zabawa. Kto powiedział, że na starość trzeba
siedzieć w dziurze i nie wyściubiać nosa poza chałupę. Tym bardziej że chałupy
już nie było.
Ziemię kupił bogaty
hodowca bydła i w miejscu chałupy wybudował dojarnię.
Bogu pamiętał jak dziś,
kiedy pierwszy raz nasiorbał się majstrowego piwa i dla zabawy nalał do kadzi z
mlekiem. Gospodyni nigdy by tego nie zrobił, ale ona zawsze o niego dbała. Nie
to co ci tutaj.
W każdym razie mleko
skwaśniało i nikt nie mógł dojść do tego jak. Wielcy szefowie myśleli że to
wina maszyn, pracowników, krów w końcu... to nie był już czas skrzatów. Nikomu
już matki nie opowiadały historii o tym jak ich ugłaskać, jak się z nimi
zaprzyjaźnić, jak dobrze nakarmić. Bogu musiał zacząć radzić sobie sam.
Pierwsze lata nie były
łatwe. Błąkał się po wsiach próbując znaleźć nowy dom i nową szparę w ścianie,
ale i domy się zmieniły. Zimne, betonowe bunkry to nie było to. To nie była
jego chałupa.
Wyprowadził się więc do
miasta bo czemu i nie. Skoro to było dobre dla wszystkich wij (głównie
zostawały prostytutkami), latawców (utrzymankowie bogatych ale starszawych bab)
czy starych bogów (podobno Łada radziła sobie świetnie w ministerstwie
rolnictwa) to czemu on miałby nie spróbować szczęścia.
Na początku mieszkał
trochę w chińskiej knajpie, albo japońskiej, nie był do końca pewien. Wiedział
tylko, że ci Azjaci ciągle jeszcze wystawiali ofiarę dla bóstw na próg. Jadł
dobrze, pomagał w robocie i był prawie szczęśliwy do momentu kiedy mu azjatyckie
demony nie obiły mordy za uzurpowanie sobie praw do ich domu. Próbował
tłumaczyć, że to jego terytorium, że był tam pierwszy, proponował współpracę,
procent od zysków... nic nie pomogło.
Było łatwiej od kiedy
znalazł knajpę dla nadprzyrodzonych. Miał chociaż do kogo gębę otworzyć i z kim
napić się wódki. To znajomy Leprechaun podpowiedział mu, że najlepsza meta po
imprezie i najlepsza zabawa jest na cmentarzu.
Od tamtego czasu
skrzatowanie zmienił w chochlikowanie. A to podłożył komuś nogę, a to pomieszał
ścieżki, a to poszeptał niewiernemu wdowcowi do ucha. Sprawiało mu to radość.
Po latach nudy należało mu się coś od życia.
Dzisiaj nie miał nastroju
na nic więcej. Miał urodziny. Usiadł na ogromnym nagrobku Hrabiego Czesmalskiego
i obserwował okolicę.
Dziewczyna była
niewysoka, ale bardzo kolorowa. Jej wielka spódnica wyglądała jak łąka, a jej
blond warkocze jak łany zboża. Ciepło się skrzatowi zrobiło na sercu.
Przypomniała mu się chałupa. Mała Jagoda miała takie warkocze. Jak była
dzieckiem to go nawet widziała i chciała się z nim bawić, ale z wiekiem
przestała. Zawsze przestają.
Dziewczyna położyła garść
kwiatów na grobie obok, podniosła głowę i uśmiechnęła się, a jej uśmiech
ogrzewał jak słońce. Przysłoniła oczy od prawdziwego słońca i nie spuszczając
wzroku z nagrobka hrabiego powiedziała:
- Cześć, jestem Malina.
Przydałaby mi się pomoc skrzata w obejściu, a ty
wyglądasz jakbyś szukał domu.
Jaka fajna historia. Taka zabawna i swojska opowiastka o skrzacie, któremu na koniec się poszczęściło i znalazł nowy dom. Sympatycznie jak na taki, można pomyśleć, poważny temat. Podoba mi się.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Dzięki.
UsuńWłaśnie zastanawiałam sie na ile mogę odejść od "tematu". Przyszedł do mnie główny bohater jednak i nie mogłam go zostawić bez opowiadania :)
Hm, po tytule myślałam, że będzie Bogu Bogu, a nie Bogu, więc jest to miłe zaskoczenie. Skrzat. Ot, co. A historia taka ciepła i przyjazna. Bardzo przyjemna :D I wcale nie widać, że pisana na telefonie :D Obyś nam więcej takich pereł pisała.
OdpowiedzUsuńTeż myślałam, że będzie Bóg, a tu takie zaskoczenie ! Cieszę się, ze miałam Ciebie na koniec. Uśmiałam się. Pisałaś na telefonie? Nie spomiarkowałabym się. Serio. :) Lekki i przyjemny tekst, bardzo mi się podobał, taki chochliczek, sama bym go przyjęła do siebie na chatę. :) Odchyły jak najbardziej są propsie i za to się cię chwali, ze podeszłaś do tematu humorystycznie ! :D
OdpowiedzUsuńBardzo fajny tekst:). Gratulacje za element zaskoczenia, bo chyba wszyscy przed przeczytaniem myśleli, że chodzi o Boga, a nie o skrzata ;). Jeśli chodzi o uwagi: brakuje mi szczególnie przecinków i akapitów, ale jak pisane na telefonie, to ok:). Nie spodziewałam się tekstu w takim klimacie,zważywszy na temat, a jestem pozytywnie zaskoczona. Chętnie poczytałabym więcej o tym skrzaciku ;).
OdpowiedzUsuńJeanne_Proust
Przecinki to moja zmora niestety. W szkole nie nauczyli ;)
OdpowiedzUsuńKrótko, ale zabawnie, z otwartą furtką na coś więcej. Podoba mi się :)
OdpowiedzUsuńNo jak wszyscy, był zaskok jeśli chodzi o Boga Bogumiła xD Niezłą grę słów sobie wymyśliłaś ;) Taka sielankowa, słowiańska historia :D Rozśmieszyło mnie szczególnie o tych azjatyckich bóstwach xD A na koniec Malina i niewyjaśniona zagadka, no bo co w niej takiego było, że widziała skrzata?
OdpowiedzUsuńA co do pisania na telefonie to witaj w klubie ;)