Tablica ogłoszeń


Grupa Kreatywnego Pisania to długoterminowy projekt cotygodniowych wyzwań pisarskich z wykorzystaniem writing prompts. Więcej znajdziesz w zakładce "O projekcie".



Temat

Temat na tydzień 129:

To było bardzo kłopotliwe. Nigdy nie miał ofiary, która odniosłaby porażkę w umieraniu.

klucze: klucz, wymiana, akcesoria, niedobre.

Szukaj tekstu

niedziela, 18 września 2016

[5] F'anwylyd ~ Cleo M. Cullen



     Nigdy bym nie powiedziała, że napiszę taki tekst z beznamiętnym wyrazem twarzy. A jednak.
     F'anwylyd*
     Wdech. Wydech. Krok za krokiem. Dziwna lekkość, której nie czuł od długiego czasu, a dokładnie od dnia ślubu sprzed trzydzistu lat, kiedy to właściwie jeszcze jako podlotek żenił się z nią, starszą od siebie kobietą, bo ta była w błogosławionym stanie. Ledwie stał się dorosły według pawa, a już musiał dbać nie tylko o siebie, a także o nowego człowieka, który pukał do drzwi tego świata. Nie wiedział, kiedy do tego doszło, jak przez mgłę pamiętał tę jedną noc, którą spędzili razem raptem cztery miesiące po poznaniu.
     Wmawiała mu - i pewnie też trochę sobie-  że jest wyznawczynią Rhiannon**, o której prawie nic nie wiedział. Wszelkie celtyckie legendy nie docierały do jego uszu. Był naukowcem, tylko zbadane i potwierdzone fakty stanowiły dla niego jako taką wartość. To dlatego szybko pojawiły się w nim wątpliwości, kiedy został ojcem.


     Urodziła dziecko, syna. Bardzo płakał, a po roku zmarł. Według lekarzy zabiła go niewykryta na czas gruźlica. W tym samym czasie jego żona ponownie była w ciąży. I tym razem powiła syna. Ten przeżył lat trzy, a zabiła go ospa hiszpanka, również w porę niewykryta. Trzecie dziecko - dziewczynka - jako jedyna przeszła przez okres niemowlęcia, dziecięcy i stała się nastolatką. Bardzo ładną nastolatką, która jako jedyna  z potomstwa była podobna do swojego ojca. Miała kształt jego twarzy, kolor oczu, powtarzalny ruch dłonią, kiedy starała się coś komuś wyjaśnić. Stała się ulubienicą swojego rodzica, który postanowił chronić ją przed światem, jednocześnie nie zamykając przed nią furtki do popełniania własnych błędów i uczenia się.
     Jego żonie było to w niesmak. Nie lubiła swojej córki, co jawnie okazywała. Była zła na nią, że jako jedyna przeżyła, a w dodatku wyrosła na śliczną dziewczynę. Pewnie to było powodem, dlaczego z zimną krwią ją zamordowała  zimowego wieczoru, kiedy ojciec pracował do późna. Jej śmierć tłumaczyła napadem grupy kilku podchmielonych chuliganów z miasteczka. Mąż uwierzył w tę bajeczkę, ale tylko dlatego, że był w szoku, w końcu opłakiwał ukochanego dziecko, którego był ojcem. Dwaj synowie nie byli jego, co potwierdził, pobierając z ich martwych ciał kawałki naskórka i porównując DNA. Z jego badania wynikło, że biologicznymi ojcami chłopców nie byli ludzie; przynajmniej jemu ich spirale z materiałem genetycznym nie przypominały ludzkich. Nigdy wcześniej nie widział czegoś równie dziwnego, podejrzanego i strasznego.
     Po pogrzebie córki zamknął się w sobie, odizolował, od czego tylko mógł. Nie pojawiał się w pracy, zrezygnował ze spotkań z przyjaciółmi-naukowcami, a w domu czas spędzał jedynie w swoim gabinecie, gdzie przeniósł swoje łóżko. Unikał żony, szukał wytłumaczenia dla tego, kim - lub czym - tak naprawdę jest.
     A teraz szedł nad jej grób. Zmarła przed dwoma tygodniami, a właściwie zginęła na jego oczach. Niewidzialna siła rozerwała jej szyję dłonią nabuzowanej energii, która falowała tak długo w ich kuchni, aż kobieta nie osunęła się martwa na podłogę wprost pod stopy męża. Był to przerażający widok, a on i tak zachował się wówczas spokojnie. Wyszedł z domu, przeszedł na wzgórze, gdzie złapał zasięg, i zadzwonił na policję, tłumacząc, że w jego domu najwidoczniej doszło do włamania, a jego żoną zamordowano. Nie zapłakał wtedy, nie zapłakał również wtedy, kiedy twarda ziemia przykrywała na wieki trumnę z jej zimnym ciałem.
     Niósł w dłoni bukiet białych i czerwonych róż. Nigdy nie dowiedział się, jakie kwiaty są jej ulubionymi, nigdy go to nie interesowało. Właściwie ona nigdy nie wzbudziła w nim ciekawości, a jedynie irytację, kiedy powtarzała każdą celtycką legendą, o jakiej tylko usłyszała bądź przeczytała. Drażniło go to, że nie poświęca czasu rodzinie i domowym obowiązkom. Uważał, że skoro on zarabia, a ona nie pali się do pracy, za którą mogłaby dostawać wynagrodzenie, powinna zajmować się domostwem. Ale to jej nie odpowiadało, wolała babrać się magią, kartami i innymi czarodziejskimi rzeczami, wierząc głupio, że ona sama jest kimś niezwykłym. Co to była za paranoja.
     Teraz nie był pewien, czy nie było cienia prawdy w jej wierzeniach. Wie, co widział. A to nie było czymś, co widuje się na codzień.
     Przystanął przed jej nagrobkiem, położył bukiet na ziemi i zaczął wspominać te wszystkie wspólne lata. Osaczała go przez całe małżeństwo, kontrolowała, monitorowała. Jej jurysdykcja nie miała końca. Była niczym ochronny płaszcz, który jednak zamiast bronić przed niebezpieczeństwem z zewnątrz zabijał go, przysłaniając wszystko wokół.
     Uśmiechnął się pod nosem. Jej już nie ma. Nie zagrozi mu, nie przystroi go w rogi kolejnym nie-jego dzieckiem, nie zabije jego kochanej córki, bo już żadnej mu nie da. Już nigdy nie będzie musiał wysłuchiwać jej narzekań na wszystko, na czym świat stoi. Nie usłyszy z jej ust kolejnych wyzwisk na niego. W końcu jest wolny. Nareszcie.
    
- Nigdy nie myślałem, że dowiem się, jak to jest się uwolnić od ciebie - powiedział wdowiec nad grobem małżonki.
     - Nigdy się nie dowiesz - padło w odpowiedzi
.
     Przestraszony obrócił się, by po chwili stanąć twarzą w twarz ze swoją zmarłą żoną. Musiał przyznać, że całkiem nieźle się trzyma, nawet wygląda odrobinę lepiej niż za życia. Jego natura naukowca nie pozwoliła mu wziąć nogi za pas, więc stał tak przed zjawą, która rozciągnęła swoje sine usta w szerokim uśmiechu.
     - Witaj,
f'anwylyd. Tęskniłeś za mną?
     Przekrzywiła głowę na lewe ramię, nadal się uśmiechając, a on wciągnął gwałtownie powietrze, kiedy zaczęła się zmieniać na jego oczach. Może nie zmieniać - to nie do końca odpowiednie słowo - ale młodnieć. Zmarszczki, które pamiętał z ostatnich dni jej życia, wygładziły się, wręcz zniknęły. Siwiejące miejscami włosy ustąpiły miejsca głębokiej czerni. Wyglądała tak, jak w dniu ślubu.
     Właśnie. Jak w dniu ślubu.
     Przerażony spojrzał w dół i aż otworzył z wrażenia usta. Miał na sobie ciemny garnitur, ten sam co trzydzieści lat temu podczas tej jakże ważnej uroczystości. Dotknął swojej twarzy, zaskoczony wyczuł okulary i małe blizny, które nosił po przebytym trądziku, a których się pozbył operacyjnie, kiedy skończył trzydzieści lat.
     Spojrzał na swoją żonę, która ponownie miała na sobie białą suknię, którą dobrze pamiętał. Przeniósł wzrok na jej brzuch, który i tym razem wyraźnie zarysowywał się pod ubraniem. Znowu była w ciąży. Z kim, do jasnej cholery?
     Uśmiechnęła się do niego, kiedy wpatrzył się w jej bezdenne tęczówki.
     - Czym ty jesteś? - zapytał ochrypłym głosem. Spędził z tą kobietą trzydzieści lat i nigdy nie zdołał jej poznać, a chyba powinien się o to postarać.
     - Twoim utrapieniem, f'anwylyd. Już na zawsze.
     Jęknął głośno, kiedy z jej ust padło "tak", a on został przeniesiony trzydzieści lat wstecz. Nie wierząc w żadne legendy, nieoczekiwanie stał się częścią jednej z nich. Tej, której nikt nie zdołał opisać z lęku przed tą, która mogła z jego życia uczynić niekońączące się utrapienie.
     Aż nie wpadłam na to sama. Oto poznaliście historię jednego z moich mężów. Czy ktoś z Was chce być następny?
    

* (walijski) moje kochanie
** celtycka bogini koni

6 komentarzy:

  1. Tekst mnie wciągnął. Ciekawy pomysł który wyjaśnia dobra puenta. Mam problem z tym zdaniem jednak: "Aż nie wpadłam na to sama." Kompletnie wydaje sie nie z tego tekstu, jakbyś zrobiła sobie notkę sama do siebie i zapomniała jej wykasować w edycji. A może ja nie rozumiem...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Aż nie wpadłam na to sama" - ujawnienienie sie narratora, ktorym jest opisana w tekscie wiedzma.

      Usuń
  2. Przyznam się, że pod koniec przeszły mi przez plecy ciarki. Powiało grozą, choć cały tekst jest wypełniony nieprzyjemnościami. Do tego jeszcze to zapętlenie czasowe. Nic tylko współczuć wdowcowi. Tekst to kawał dobrej roboty.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Lubię się bać, choć na horrory patrzę przez palce i ten tekst dostarczył mi wiele emocji. Od początku był dreszczyk emocji, to napięcie, które rosło ciągle i ciągle. Najpierw te dzieci, już była jakaś zagadka, cała ta żona, co to za kobieta, wyrodna psychiczna jakaś, spodziewałam się, że córka też nie przeżyje, coś za dobrze jej się wiodło i tak długo pociągnęła, jednak nie dziwię się bohaterowi, że z takim spokojem podszedł do śmierci, kolejnej zagadki, swojej żony. Dobry pomysł ze zderzeniem dwóch wierzeń, on naukowiec, ona szamanka jakaś i bardzo jestem ciekawa co ją tak naprawdę "dopadło".
    Prechodząc do drugiej części, zaskoczyłaś mnie tą pętlą czasu. ! Propsuję! Można się było spodziewać, że laska za pomocą magii wróci, a tu nagle proszę, taka cwana sztuka! :) Ale te ostatnie zdania właśnie tak trochę wyciągnięte z kontekstu, a może tak miały być, może to dodatek od tej żony, może ona tu gdzieś jest czy jakie licho. :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Tris, ale F'anwylyd to jest tytul tego dziela.
    Pozdrawiam z Krety!

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie no klasa... Jest dreszczowiec z elementami magicznymi. Mitologia celtycka nie jest tak popularna. Nie zagłębiałaś się w nią zbytnio, ale przypis Riannon (od razu poleciałam ją sprawdzić, no bo... bogini koni! Musiałam się czegoś o niej dowiedzieć xD) pokazuje, że albo o niej słyszałaś, albo wyszukałaś.
    Zachowań tej kobiety, czy czymkolwiek była, nie da się logiczne wyjaśnić, więc nawet nie próbuję. Zapętlenie czasu bardzo lubię :) Wykorzystywałam już ten motyw u siebie. A ostatnie zdania to już tylko wisienka na torcie :)

    OdpowiedzUsuń