Brak mi czasu na pisanie, na życie, na cokolwiek. Ledwo ogarniam publikowanie tekstów, więc możliwe, że te dłuższe teksty na razie pominę w czytaniu. Obiecuję do nich jednak wrócić w wolnej chwili. I pisać, chociaż tutaj. Bo na razie praca odbiera mi możliwość pisania. Tylko tutaj staram się pisać systematycznie, by świecić Wam przykładem. Ale czego się nie robi dla pieniędzy. Tekst przeczytałam raptem dwa razy, zresztą tak samo jak poprzedni. No trudno, nie czuję się jakoś winna.
W ogóle to ten tekst bardzo kojarzy mi się z Wilczym i jej tekstem z pierwszego tygodnia. W zasadzie od razu widziałam oczami duszy hybrydę z jej opowiadania :) Enjoycie!
Pomieszczenie bez okien – choć z
klimatyzacją – wciąż było przygnębiającym miejscem pracy. Ale czego się spodziewać
po podziemnym laboratorium? Tym bardziej rządowym i oczywiście stricte tajnym. W
każdej sekcji prowadzono inne badania, a ściany były pancerne i dźwiękoszczelne,
by poszczególne działy nie wchodziły sobie w drogę.
W niewielkim gabinecie było tylko
jedno biurko, za którym siedziała pani dr. bioinżynierii genetycznej. Blond
włosy spięte miała w równego koka, szaroniebieskie oczy utkwione w odczytach na
komputerze. Palce mknęły po klawiaturze, sporządzając raport dnia.
Poprawiła zsuwające się z nosa
okulary i rzuciła szybkie spojrzenie krzątającemu się obok asystentowi. Drobny chłopak,
student trzeciego roku, o ciemnych włosach i piwnych oczach. Też okularnik.
Ubrany w nieco za duży fartuch, ale mniejszych chwilowo nie było.
Blondynka uśmiechnęła się pod nosem.
Ten widok zawsze ją bawił. Nie wiedziała
nawet, dlaczego wzięła sobie asystenta. Sama doskonale radziła sobie z
pracą, nie była ciężka. Ale urzekła ją prosta argumentacja z listu
motywacyjnego, który dostała wraz ze zgłoszeniem na praktyki. W tych czasach
coraz rzadziej pisało się listy motywacyjne.
- A gdzie… to? – zapytał niepewnie, pokazując
jedną z teczek. – Pani doktor… Pani Doktor? Ech… Amelio?
- Słucham cię – uśmiechnęła się do niego
promiennie, odrywając na moment od swoich zajęć – o co chodzi?
- Znowu nie słyszała pani, co się dzieje –
jęknął chłopak. – Gdzie ta teczka?
- Trzecia szuflada w szafce po lewej –
odpowiedziała automatycznie. – Nie rób takiej miny, z czasem się przyzwyczaisz,
Tomciu.
- Uch… Mówiłem, żeby mnie pani tak nie
nazywała… Jestem już dorosły.
- No to co? – Wzruszyła ramionami. – Jesteś
moim asystentem.
- To nie upoważnia pani do nadawania mi jakiś
dziwnych zdrobnień…
- Ale kiedy ja tak lubię się z tobą droczyć –
odwróciła się z powrotem do komputera – a ty układaj dalej, bo nas noc
zastanie.
- Ale już jest noc…
- Czepiasz się szczegółów, Tomciu. Przyzwyczajaj
się.
Nagle zapadła całkowita ciemność,
jakby ktoś odłączył zasilanie. Może to tylko tymczasowa awaria, lecz… Awaria w takich
miejscach jak to, nigdy nie wróżyła nic dobrego.
- To ty zgasiłeś światło? – zapytała Amelia.
- Nie.
- No to mamy problem.
- Jest bardzo źle? – przeraził się Tomasz.
- Jest tragicznie! – padło w odpowiedzi. –
Nie zdążyłam zapisać raportu!
- Pani doktor! Proszę sobie nie żartować, myślałem,
że naprawdę coś się stało.
- Cóż… Tego akurat nie możemy wykluczyć… -
dodała ciszej.
- Nie rozumiem?
- I lepiej, żeby tak zostało.
- Może pójdę sprawdzić, o co chodzi? –
zaproponował chłopak i ruszył w stronę drzwi.
- Nie!
- Dlaczego?
- Zostań tutaj – rozkazała Amelia. – I tak
nic nie zdziałasz, a możesz się o coś potknąć. I co ja wtedy zrobię? Jestem za
ciebie odpowiedzialna.
Tylko czy na pewno to był jedyny
problem? Taką miała nadzieję, ale intuicja podpowiadała jej, że są w
tarapatach. I to straszliwych. I chociaż nie miała na to dowodu, wolała nie
ryzykować. Zarazem jednak starała się uniknąć paniki. Rosnący niepokój asystenta
w końcu i jej by się udzielił, a rozwaga w takich sytuacjach bywała zbawienna.
- Słyszałem jakiś szmer na korytarzu. Pewnie
zaraz naprawią awarię.
- Szmer? – zdziwiła się Amelia.
To dziwne, bo pomieszczenia były
dźwiękoszczelne i żaden hałas nie miał prawa się przedrzeć, ale nie
wypowiedziała tego na głos. W tej chwili dziękowała światu za brak okien w
pomieszczeniach, bo nie musiała się obawiać, że ktoś jej się przygląda.
Sięgnęła po omacku ręką i wyciągnęła
z szuflady biurka latarkę, która chociaż trochę rozrzedziła mrok. Poświeciła na
asystenta, który skrzywił się straszliwie, mrużąc oczy i z pomrukiem
niezadowolenia, zasłonił się rękami.
- Pani doktor…
- Sprawdzałam gdzie siedzisz.
- Raczej korzystała pani z okazji, żeby się
nade mną poznęcać.
- Odsuń się od drzwi, dobrze? – powiedziała
spokojnie. – Oberwiesz, jeśli ktoś tu wejdzie. Najlepiej zgarnij teczki i
usiądź tam pod ścianą.
- No
dobrze – odparł niepewnie chłopak i posłusznie wypełnił polecenie. – Coś nie
tak?
- Nie, tylko… - zaczęła Amelia, ale nie
zdążyła dokończyć, gdy ktoś dosłownie wyrwał drzwi z zawiasów. – Co…
Latarka wypadła jej z dłoni i
poturlała się po ziemi, rzucając światło na stojącą w przejściu kreaturę. Czerwone
oczy błysnęły złowieszczo. Rozległ się nerwowy warkot. Światło najwyraźniej
drażniło nieproszonego gościa, bo obnażył kły.
Sporych gabarytów owłosiona kreatury
łypała groźnie to na Amelię, to na jej asystenta, jakby rozważając, kogo zabić
najpierw. I chociaż w bestii było coś… Ludzkiego. Pani doktor wątpiła, że uda
jej się załatwić problem za pomocą słów. Nie odważyła się jednak poruszyć.
Przynajmniej dopóki intruz nie zrobił
tego pierwszy. Skoczył w stronę siedzącego pod ścianą chłopaka, tracąc
zainteresowanie blondynką. Dopóki nie stanęła, zasłaniając go własnym ciałem.
Nie, żeby się nie bała, ale poczucie obowiązku wygrało, każąc jej chronić
swojego praktykanta.
- Stój – rozkazała, patrząc bestii prosto w
oczy. Teraz w pełnym świetle latarki, widziała, że ma przed sobą hybrydę człowieka
i wilka. – Stój. Znaczy… Siad?
- Tch!
Zdawało jej się, czy bestia właśnie
prychnęła. Ale to było takie ludzkie prychnięcie, jakby rozbawiła ją próba
Amelii.
- Tomciu – wyszeptała. – Na trzy, masz
uciekać. Rozumiesz? – Nie uzyskała odpowiedzi, ale nie było też protestu. Miała
tylko nadzieję, że jeszcze nie zemdlał. – Raz… Dwa… Trzy… Run, Forest, Run!
Chłopak rzucił się do biegu. I
chociaż był raczej lękliwy, posłusznie wypełniał jej polecenia. Bestia chyba
nie spodziewała się, że naprawdę spróbują uciec, bo przez chwile wpatrywała się
w otępieniu w miejsce, gdzie jeszcze kilka sekund wcześniej siedział brunet.
Amelia wykorzystała moment
zaskoczenia i wyciągnąwszy z kieszeni strzykawkę, wbiła ją w ogromną łapę
bestii. Oby tylko końska dawka środków usypiających wystarczyła. Nie była
pewna, co przygotować.
Oczywiście, to nie tak, że zawsze
trzymała u siebie w gabinecie takie rzeczy. Ale jakiś czas temu usłyszała
plotki o tworzeniu hybryd, z których składałby się nowy oddział do walki na
wojnie. W plotki nie wierzyła. Tego typu historie przewijały się od czasu do
czasu, a potem ucichały.
Jednak, gdy ostrzegł ją zaufany
przyjaciel, postanowiła nie ryzykować. Nie powiedział tego otwarcie, a jedynie
zasugerował kilka rzeczy. W jego oczach widziała jednak, że nie żartował. Wtedy
się przygotowała. Nie ważne, jak
- Pani doktor, szybko! – krzyknął Tomasz,
wyrywając ją z otępienia.
Zupełnie zapomniała, że powinna
uciekać. Nie wiedziała na ile, ani czy w ogóle środek usypiający tutaj
zadziała. Po raz ostatni spojrzała na bestię i rzuciła się do biegu. Musiała
przecież wyprowadzić z podziemi swojego asystenta. Po pół godziny powinno
ruszyć awaryjne zasilanie i winda znów zacznie pracować.
Tenebris
Iyaaaa, toż to moja hybryda uciekła do Cb ;D ahahah, oj, bo zrobię z Cn jakąś panią doktor nadzorującą produkcję takich kreatur ;D Jaaaa, czytało mi sie z takim napięciem i byłam ciekawa cóż to będzie, żeś hybrydy widziała i no proszę, jestem zadowolona, że takiego parta mogłam przeczytać! Nastrój, nastrój, nastrój! i "tch!" :D:D:D no naprawde sie ciesze ;D Fajnie! Chce!
OdpowiedzUsuńI chociaż w bestii było coś… Ludzkiego. Pani doktor wątpiła, że uda jej się załatwić problem za pomocą słów. - coś mi kropka nie pasuje po ;ludzkiego', no bo skoro zaczynasz, ze 'i chociaz bestia miala cos ludzkiego' to sie prosi o kontunuacje w tym samym zdaniu, tak sądzę.
Ale ya, traktuje to jako swoja małą niespodziankę, bawiłam się, bawiłąm, a dla mnie w pisaniu o zabawe chodzi! ;D
Tomcio i Amelia... Może patrzę trochę przez pryzmat osobistych doświadczeń, ale to branie sobie pomocnika, choć zupełnie jest on niepotrzebny, strasznie mnie wkurza. Aż mam ochotę pokibicować hybrydzie, żeby zjadła panią doktor. W ogóle rządowe, tajne laboratorium, to musi być jakaś bestia, która wyrwie się spod kontroli. Sztampowe, ale dość pozytywne.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Ciebie zostawiłam sobie na koniec i proszę jaka niespodzianka ! :D
OdpowiedzUsuńJuż od pierwszych zdań cieszyła mi się morda! :D Laboratoria? Tak. Młodzi asystenci? Tym bardziej ! :D Nie żebym miała jakąś słabość do tego imienia, hehe. Ale i tak mi się podobał. ! Taki nieporadny...
Run forest mnie zabiło ! :D Ryknęłam śmiechem, aż się Tommy wystraszył xD
Będzie coś ztego więcej? Będzie?! :D
Po skrócie dr nie robi się kropki, gdyż jest to skrót z pierwszej i ostatniej litery słowa.
OdpowiedzUsuńMam wrażenie, że czegoś zabrakło. Niemniej motyw hybrydy przypadł mi do gustu.
A "Run, Forest, run!" jest tak kultowe, że nawet mnie nie zdziwiło jego pojawienie się w tekście.