Tablica ogłoszeń


Grupa Kreatywnego Pisania to długoterminowy projekt cotygodniowych wyzwań pisarskich z wykorzystaniem writing prompts. Więcej znajdziesz w zakładce "O projekcie".



Temat

Temat na tydzień 129:

To było bardzo kłopotliwe. Nigdy nie miał ofiary, która odniosłaby porażkę w umieraniu.

klucze: klucz, wymiana, akcesoria, niedobre.

Szukaj tekstu

niedziela, 25 września 2016

[6] 3 dni raju ~ Jeanne_Proust





           
Dzień miał się już powoli ku końcowi, choć miasto wciąż żyło. Steve McConney wyszedł z pracy na zatłoczoną ulicę, trzymając w dłoni elegancką teczkę pełną dokumentów. Nareszcie po pracy. Gdy tylko wrócę do domu, wypiję kubek gorącej herbaty…, myślał sobie trzydziestoparoletni mężczyzna, jeden z podrzędnych pracowników wielkiej korporacji. Marzył o tym, w jaki sposób spędzi dzisiejszy wieczór, ale najpierw musiał przejść przez ruchliwą ulicę, między ludźmi o wyczerpanych po całym dniu twarzach, rozgadaną młodzieżą lub ludźmi spieszącymi się jeszcze do pracy na zmianę nocną. O tak, zanim zdąży solidnie wypocząć w swoim domowym azylu, będzie musiał jeszcze długo poczekać.
            Gdy wrócił do siebie, huczało mu jeszcze w głowie od miejskiego zgiełku. Powoli wszedł do salonu, gdzie odłożył teczkę i zdjął marynarkę. Spojrzał na zegarek – dochodziła już dwudziesta pierwsza i najchętniej poszedłby wykąpać się pod prysznicem i od razu położyć spać. Nie mógł się jednak oprzeć pokusie napicia się gorącej herbaty, więc skierował się najpierw do kuchni, by ją sobie zaparzyć. Po 10 minutach napój był już gotowy. Steve wziął kubek i poszedł do swojego pokoju. Na początku zamierzał usiąść wygodnie w fotelu i delektować się gorącą herbatą, lecz wchodząc do środka dostrzegł coś, co przykuło jego uwagę. Mężczyzna podszedł bliżej do stolika, na którym leżały jakieś porozrzucane papiery.
- Tego tutaj nie było – zauważył, marszcząc brwi.
Steve odłożył kubek, po czym podniósł podejrzane kartki, których na pewno nie zostawiał na stoliku. Przejrzał szybko wzrokiem, co jest na nich napisane i na moment go zatkało. Okazało się bowiem, że właśnie trzymał w ręku dokument, na którym widniała stwierdzona u niego diagnoza z wykrytym rakiem. Obok natomiast leżały kopie tego dokumentu. Przez chwilę myślał, że już niedowidzi z przemęczenia, lecz patrzył coraz dłużej i dłużej, a wszystko wydawało się jak najbardziej realne.
Mieszkam sam w domu. Ktoś musiał mi podłożyć ten…dziwny dokument. Tylko kto? Podejrzana sprawa zaczęła go zajmować coraz bardziej i bardziej i w końcu usiadł na fotelu, zatopiony w myślach. Po chwili jednak natychmiast wstał, ponieważ zobaczył, że do jego pokoju wchodzi jakiś starszy, dystyngowany mężczyzna we fraku i cylindrze.
- Kim pan jest? Jak pan tu wszedł? – zapytał Steve, starając się nabrać groźny wyraz twarzy.
Nieznajomy tylko tajemniczo się uśmiechnął, po czym wyjął zza fraka dwa kieliszki z winem.
- Może najpierw się napijemy? – zagadnął beztrosko.
Steve nie wierzył własnym oczom. Czyżby ktoś sobie z niego żartował?
- Jeśli zaraz pan stąd nie wyjdzie, to wezwę policję!
- Och, policja nic nie wskóra – rzekł, po czym dodał –Mors sola[1]. Mors malum non est, sola ius aequum generis humani[2]. Quem di diligunt , adolescent moritur[3].
Młody pracownik korporacji nie znał łaciny i nie wiedział, co mówił nieznajomy mężczyzna. Podejrzewał jednak, że musi być jakimś wariatem. Po bliższym przyjrzeniu się zauważył, że staruszek nie ma tęczówek, choć na początku wydawało się, że są po prostu ciemnobrązowe. Steve spojrzał w oczy temu człowiekowi chwilę dłużej i wreszcie zrozumiał, że rozmawia ze śmiercią. Nie wiedział, skąd o tym wie, ale wiedział. Śmierć uśmiechnęła się do niego przyjaźnie. Nie wyglądała na kogoś, kogo można by się bać.
- A więc… jesteś śmiercią.
Staruszek skinął głową ze stoickim spokojem.
- I naprawdę mam raka?
- Nie okłamałbym cię w tak ważnej dla nas sprawie – odparła śmierć, jakby to było zupełnie oczywiste.
Młody mężczyzna poczuł się zakłopotany. Nie sądził, że śmierć przyjdzie po niego tak prędko.
- Kiedy? – zapytał.
- Za trzy dni.
- Trzy dni?! – Steve nie dowierzał. Jak mógł tak długo nie wiedzieć o rozwijającym się raku?
- Dokładnie tyle – odpowiedział starzec – Ale nie wszystko jest jeszcze stracone.
- Nie wszystko stracone? Chyba sobie żartujesz? Za trzy dni umieram, a moje życie nie było takie, jak bym to sobie wyobrażał… - zawołał zrozpaczony mężczyzna.
- Rozumiem – przytaknęła mu śmierć – Dlatego mam ci do zaoferowania trzy dni raju. Z tym, że wybór należy do ciebie.
- Nie bardzo rozumiem – powiedział zdezorientowany Steve.
Staruszek wyciągnął nonszalancko zza fraka trzy przedmioty i położył je na stole. Steve spojrzał na nie i zobaczył : szminkę, sakiewkę z ośmioma monetami oraz pomiętą kartę biznesową.
- Twoje ostatnie trzy dni będą wyglądały adekwatnie do tego, co sobie wybierzesz. Jeśli wybierzesz szminkę, przeżyjesz miłość z najpiękniejszą kobietą na świecie. Wybierając sakiewkę, staniesz się najbogatszym człowiekiem w Ameryce i będziesz mógł robić, co tylko zechcesz. Jest jeszcze jednak ostatnia możliwość. Możesz wybrać kartę biznesową i otrzymać władzę, jakiej do tej pory nie miałeś.
Steve słuchał tego wszystkiego, nie mogąc uwierzyć własnym uszom. Perspektywa wszystkich trzech wyborów była kusząca. Brakowało mu towarzystwa, a tym bardziej kobiety.  Być może spędzenie ostatnich dni życia z ukochaną kobietą, a do tego najpiękniejszą, byłoby najlepszym rozwiązaniem. Po dłuższym czasie przypomniał sobie jednak historię Parysa i Heleny, więc postanowił zrezygnować z tej opcji. Potem pomyślał o wielkich bogactwach i luksusach, w których mógłby się pławić dowoli. Ta perspektywa wydawała mu się obiecująca, ale na końcu pomyślał o władzy i o tym, że mógłby się odkuć na swoim szefie, którego nie znosił. Zresztą, władza dawałaby mu tak naprawdę możliwość na skorzystanie z pierwszej i drugiej opcji. Ostatecznie zwrócił się do śmierci w tych słowach:
- Wybieram kartę biznesową.
- Czy jesteś tego pewien? Bo potem nie będzie już odwrotu – ostrzegł go starzec.
- Jestem pewien.
- A więc wybrałeś. Oby twe ostatnie dni okazały się tymi najbardziej owocnymi w życiu – odrzekła śmierć zarazem przyjaźnie i tajemniczo.
Gdy starzec wyleciał przez okno, śpiewając: „ Post mortem est nulla voluptas”[4], Steve rzucił się czym prędzej na łóżko. Zasnął w radosnym oczekiwaniu na ostatnie dni swego życia.
            Następnego dnia Steve McConney obudził się jako zupełnie inny człowiek. Niemal wyskoczył z łóżka i pełen energii zaczął zakładać swoje najlepsze ubranie, nucąc sobie pod nosem. Po zjedzeniu wykwintnego śniadania, wziął swoją teczkę, wyszedł z domu i wsiadł do nowiutkiego, czarnego samochodu.
            Kiedy dotarł do pracy, wszyscy pracownicy witali go z uniżeniem prawie na każdym kroku, co z początku go zdziwiło, ale potem pomyślał sobie: A więc to wszystko była prawda. To naprawdę działa! W końcu dostrzegł swojego szefa na swoim dawnym stanowisku pracowniczym, który zobaczywszy go wstał.
- Ddd-dzień dobry, szefie – powiedział jego dawny szef.
- A ty co się tutaj lenisz, pijąc herbatkę, gamoniu? Nie mamy czasu na odpoczynek! Czy ty sobie myślisz, że jesteś na wakacjach, Claythord? – Steve przybrał groźną minę.
- Ależ nie, oczywiście, sz-szefie! Już się zabieram do pracy!
- Mam nadzieję, że nie będę ci musiał o tym więcej przypominać – Steve spojrzał na swojego dawnego szefa z góry, po czym poszedł do nowego gabinetu, nie oglądając się za siebie.
            Tego dnia nie przepracowywał się, ale mógł kontrolować wszystkich swoich pracowników. Miał swoje własne biuro i mógł sobie włączyć ulubioną muzykę, kiedy tylko chciał. Nie musiał też myśleć o kubku gorącej herbaty jako o swojej jedynej desce ratunku. Tego dnia życie było piękne.
            Drugi dzień wcale nie wydawał się gorszy od poprzedniego. Już z samego rana zaprzyjaźnił się z piękną sekretarką, z którą romansował cały dzień (a później nawet i noc) i nie miał z tego powodu żadnych nieprzyjemności. Pracownicy się go bali, a sekretarki go uwielbiały. Wydawało mu się, że żyje w raju, lecz choć doznał prawdziwych rozkoszy, nie poznał prawdziwej miłości.
            Trzeci dzień okazał się dniem kulminacyjnym. Steve wyjechał wtedy na spotkanie biznesowe w odległym miejscu ze śmietanką towarzyską z najlepszych firm amerykańskich. Przez pierwsze kilka godzin omawiano interesy, ale przez resztę dni można było korzystać z basenu, wyrafinowanej kuchni i różnego rodzaju form rozrywki. Można też było znaleźć miejsce do zrelaksowania się. Steve czuł się jak w siódmym niebie i w końcu zapomniał o najważniejszym. Śmierć przyszła jednak nagle i niespodziewanie, a on nie zdążył nawet pożegnać się ze światem. Wtedy pojawił się przed nim staruszek, który popatrzył uważnie na jego martwe ciało.
- Wszyscy są tacy sami – stwierdził – Myślą, że potrafią oszukać mnie i siebie samych.
Szatan odszedł, a po następnych trzech dniach wrócił, zabierając ze sobą Steve’a.
Jeanne_Proust



[1] Tylko śmierć (łac.)
[2] Śmierć nie jest złem, a jedynie prawem obowiązującym cały rodzaj ludzki (łac.)
[3] Ten, którego kochają bogowie, umiera młodo (łac.)
[4] Po śmierci nie czas na przyjemności (łac.)

6 komentarzy:

  1. Ludzie są płytcy nawet w obliczu śmierci. Dostał wybór, a trzy ostatnie dni spędził, robiąc to, co inni zrobili jemu. Trochę smutny tekst, choć jakże prawdziwy.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam uosobienie śmierci. Taki trochę Woland / Korowiow.
    Bardzo fajny tekst. Dzieki

    OdpowiedzUsuń
  3. Niestety dla mnie władza i stanowiska kierownicze to nie spacer po łące pełnej dmuchawców zrobionych z waty cukrowej, a odpowiedzialność, w kij obowiązków, nieustanne tłumaczenie czegoś innym i nadzorowanie, by wszystko trzymało się kupy ;p ale rozumiem twoją wizję. Samo zobrazowanie tematu świetne, love pomysł ze śmiercią. Bardzo trafny komentarz Laurie January, rzuca fajne światło na tekst.

    OdpowiedzUsuń
  4. Wow, musze przyznac ze ciekawie zrealizowalas temat. I ten watek Smierci... Bardzo mi sie podobal. Tekst jest krotki, ale mocny, daje troche do myslenia.

    OdpowiedzUsuń
  5. Jednym tekstem pokazałaś jeden z problemów współczesnej ludzkości. Żyjemy zbyt szybko, by przejmować się rzeczami tak oczywistymi, jak śmierć. TUtaj bohater przez trzy dni czuł się niezwyciężony, niepokonany, ale bogactwa są niczym w starciu ze śmiercią, która czeka każdego. Podoba mi się przedstawienie Pana Śmierci i zagranie z łaciną :) Straszny język, ale go lubię. :) Sam Steve wydaje się na początku uczonym człowiekiem, dokonując wyboru, ale niestety zaślepiło go bogactwo, ale fajny motyw.
    Po takim tekście aż należy chwilę się zatrzymać i pokontemplować. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Cudowne, bardzo przyjemnie się czytało. Początek był trochę powolny, ten pierwszy akapit taki, ale potem było już płynnie. Zwłaszcza końcówka świetna, że Szatan. Ale w ogóle ten motyw śmierci, że 3 dni w raju. Muah! Bardzo ciekawy pomysł.

    OdpowiedzUsuń