Tablica ogłoszeń


Grupa Kreatywnego Pisania to długoterminowy projekt cotygodniowych wyzwań pisarskich z wykorzystaniem writing prompts. Więcej znajdziesz w zakładce "O projekcie".



Temat

Temat na tydzień 129:

To było bardzo kłopotliwe. Nigdy nie miał ofiary, która odniosłaby porażkę w umieraniu.

klucze: klucz, wymiana, akcesoria, niedobre.

Szukaj tekstu

niedziela, 11 września 2016

Demony i anioły ~ Jeanne_Proust


           Dziś po raz kolejny słońce wstało leniwie nad Sielankowem, budząc do życia jego nielicznych mieszkańców oraz zwierzęta domowe. Powoli zbliżała się jesień, a powietrze pachniało jeszcze sierpniowymi żniwami. Przyroda oddychała pełną piersią.

            Na wsi znajdowało się tylko kilka domów jednorodzinnych, dwa sklepy, urząd gminy i mały kościółek. Większą część wsi zajmowały pola i lasy. W ten sposób natura zdominowała człowieka, który zaczął żył zgodnie z nią. Niewiele się tu działo, nie licząc paru niewinnych ploteczek (bez nich mogłoby być przecież nudno!). Sielankowo zasłużyłoby z pewnością na miano Harmonii, gdyby nie dwie sąsiadujące ze sobą rodziny, które zawsze wynajdywały sobie wszystkie możliwe preteksty do kłótni.
            Rodzina Zielińskich mieszkała na ulicy Aniołów. Jej członkowie starali zachowywać się zawsze bez zarzutu. Trzy córki państwa Zielińskich miały śliczne buzie grzecznych dziewczynek – rzekłbyś: amorków. Dom, w którym żyli był czysto białego koloru, co miało symbolizować wzorową moralność rodziny. Wszystko to tworzyło jakąś tajemną, wspaniałą otoczkę nad zamieszkiwanym przez nich miejscem. Z czasem zaczęto nazywać Zielińskich „aniołami”.
            Niezbyt długo anioły cieszyły się swym błogim spokojem, bo do sąsiedniego domu, na sąsiedniej ulicy Demonów wprowadziła się rodzina Ziółkowskich – ludzi głośnych, pysznych i zazdrosnych. Ich dom wyglądał jakby był rozlany czernią i granatem nocy. Państwo Ziółkowscy mieli trzech synów o twarzach figlarnych trzpiotów z piekła rodem. Na dodatek, mieszkanie ich znajdowało się niedaleko rozdroża dróg, co powszechnie uznano za omen. Nazwano więc Ziółkowskich „demonami”.
            Jak to zwykle bywa, anioły nie przepadały za demonami i z wzajemnością. Jedni, z pogardą patrząc na swych sąsiadów, postanowili unikać ich jak ognia, a jak już zmuszeni zostali się z nimi zetknąć – pokazać klasę, której tamtym brakowało. Drudzy, widząc, jaki sąsiedzi mają do nich z góry ustalony stosunek, postanowili udowodnić, że są lepsi od aniołów. W ten sposób obie te rodziny zapragnęły wieźć prym w całej wsi.
            Pewnej słonecznej niedzieli państwo Zielińscy posłali jak zwykle swe córki do szkółki niedzielnej. Poubierali je w piękne biało-błękitne sukienki, aby mogły się jak najlepiej pokazać. Trzy dziewczynki ruszyły dumnie leśną ścieżką, gdy w połowie drogi natknęły się na chłopców Ziółkowskich – Dawida, Emila i Macieja. Oni nic sobie nie robili ze szkółki ani dobrych obyczajów: wesoło maszerowali w pogniecionych i poplamionych ubraniach, które z pewnością były przed wyjściem odpowiednio wyprane i wyprasowane. Gdy na swej drodze zobaczyli grzecznie idące dziewczęta, myśl nieznośna zakiełkowała im w głowach. Nic się przecież nie stanie, jeśli tylko troszeczkę pobroją?
- Hej, aniołki! – zawołał Maciej – A co wy tak grzecznie do kościoła idziecie?
- My idziemy się uczyć pilnie i nie rozmawiamy z nieznajomymi, złośliwe demony – odparła zadowolona z siebie Natalia, blondynka o kręconych włosach.
Na tę odpowiedź chłopcy jedynie się zaśmiali.
- Za czyste mają te sukienki, co Emil? – stwierdził Dawid.
- Tak, zdecydowanie! Trzeba im je nieco pomalować, bo nudne są – przytaknął tamten.
Po chwili zerwali się z miejsca i zaczęli biec za swymi ofiarami. Dziewczynki rzuciły się do ucieczki z krzykiem. Dość szybko oddaliły się od ścieżki i pobiegły w głąb lasu. Tam dogonili je chłopcy i zaczęli obrzucać błotem. Miejscami ziemia wydawała się jeszcze śliska po dwudniowym deszczu. W końcu dziewczynki przewróciły się, a chłopcy zadowoleni ze swej przewagi, umorusali ich twarze błotem.
- I kto tu teraz wygląda jak demon? – zaśmiał się Maciek – Demony, brudasy ubrane w ziemiste atłasy!
Po tym zbójeckim czynie chłopcy uciekli, pozostawiając dziewczynki same i zapłakane. Jak one teraz się pokażą w kościele? Jaki to będzie wstyd! Co ludzie powiedzą? Ze strachu postanowiły tam nie iść. Długo i cierpliwie zaczekały w lesie, a potem wróciły do domu.
            Gdy państwo Aniołów dowiedziało się o całym zajściu, wpadło w gniew. Rodzice dziewczynek czym prędzej udali się do sąsiadów, prawiąc im kazania, grożąc i upominając o przypilnowanie swoich diablików. Na co tamci tylko ich wyśmiali i odparli, że to tylko nieszkodliwe dzieciaki. Odtąd dzieci państwa Zielińskich chodziły już do kościoła inną drogą. Chłopaki państwa Ziółkowskich nie przejmowali się jednak zbytnio i nadal biegali po całej wsi, bawiąc się w piratów, wspinając się po drzewach i podkradając do obcych terenów, gdzie czasem gonili rozjuszone byki, a czasem zabijali kurczaki. Często też podglądali sąsiadów przez lornetkę i starali się od czasu do czasu zrobić im psikusa. Córki aniołów, Ola, Natka i Iga wiedziały o wszystkich ich wybrykach i nie podobało im się to, lecz wolały się z tym nie ujawniać. Donoszenie było przecież brzydką cechą.
- Łukasz, zauważyłeś, że jakoś coraz mniej mamy tych kurczaków? One gdzieś uciekają, czy co? – zastanawiała się na głos pani Olga Zielińska, zwróciwszy się do męża.
- Bo ja wiem…sprawdzę to.
Tylko dziewczynki wiedziały o zbrodniach demonów. Nie ośmielały się jednak o tym mówić.
            Nieraz dziewczynki rozprawiały między sobą o moralności wsi, która malała z każdym dniem wraz z przybyciem demonów.
- Oni zabijają biedne kurczaki – westchnęła rudowłosa Ola.
- I to jeszcze nasze kurczaki! – dodała Iga o błękitnych oczach.
- Wprowadzają chaos w całej wsi! – stwierdziła Natka – Ale co można z tym zrobić…
Na razie sprawa pozostała nierozwiązana.
            Po dwóch tygodniach w Sielankowie zorganizowano festiwal haftu i szydełkowania, na co pani Zielińska bardzo się ucieszyła, ponieważ uwielbiała szyć i robiła to z perfekcją godną mistrzyni. Gdy pani Ziółkowska dowiedziała się o festiwalu, nie była równie zadowolona co sąsiadka, bo nie przepadała za tym zajęciem. Jak jednak usłyszała, że pani Aniołowa bierze udział w festiwalu, postanowiła nie być gorsza. Stanęła do konkurów razem z nią.
            Wreszcie nadszedł dzień festiwalu. Wielu mieszkańców wsi przyszło na uroczyste otwarcie. Nie codziennie zdarzały się przecież takie atrakcje. Na wieś przyjechało kilka zespołów muzycznych, które uświetniały całe wydarzenie. Ponadto przyrządzono wiele potraw tradycyjnych. Poza samymi uczestnikami przybyły więc także całe rodziny.
            Pani Oliwia Ziółkowska starała się za wszelką cenę dorównać swojej sąsiadce, lecz jej wytwory zawsze okazywały się co najwyżej przeciętne. Wszyscy natomiast zachwycali się tym, co uszyła pani Zielińska.
- Odkąd pamiętam, moja żona zawsze szyła najlepiej! – powtarzał wszystkim pan Łukasz Zieliński, podczas gdy pan Norman Ziółkowski próbował zachęcić żonę, aby bardziej się postarała.
- Robię, co mogę, stary durniu! Nie widzisz, że szyję lepiej niż ty przybijasz gwoździe? – mówiła podenerwowana.
Trudno było w końcu dorównać pani Aniołowej i ostatecznie to ona wygrała, a wszyscy obecni gratulowali jej. Pani Ziółkowska poniosła porażkę.
            Wydawałoby się, że państwo Zielińscy rzeczywiście są we wszystkim najlepsi. Po pewnym czasie okazało się, że jednak nie. To u państwa Ziółkowskich rosły najsmaczniejsze jabłka w okolicy. Gdy tylko Zielińscy się o tym dowiedzieli, poczuli ukłucie zazdrości. Jak to? Oni mieliby być w czymś gorsi? To niemożliwe!
- Wiesz co, Oliwio – rzekł Norman – Właściwie to ta jabłoń, która rośnie na terenie sąsiadów powinna należeć do nas. Pamiętam, mój dziad opowiadał mi, że ta ziemia należała do niego, więc powinna też należeć do nas. Ziółkowscy na pewno wykupili nasz teren bezprawnie, a teraz wzbogacają się na naszych jabłkach!
- Masz rację – przytaknęła żona – Na pewno wymyślili jakieś diabelskie sztuczki!
Państwo Zielińscy wystosowali więc odpowiednio pismo, aby sprawdzono, do kogo winna należeć ziemia. Państwo Ziółkowscy wielce się na to oburzyli, bo wiedzieli, że ziemia należy do nich. Odtąd mówiono o aferze jabłkowej.
            Tymczasem dziewczynki Zielińskie postanowiły zaprzyjaźnić się z chłopcami Ziółkowskimi. Znalazły ich w domku na drzewie.
- Zejdźcie, proszę! Chcemy się z wami pobawić! – zawołała Aleksandra.
- Bawić? – odpowiedział Emil – Żebyście mogły się z nami bawić, musicie sobie najpierw zasłużyć!
Dziewczynki popatrzyły na siebie zaskoczone, ale po krótkiej chwili Iga odparła:
- Pewnie, przyjmujemy wyzwanie.
Chłopcy nie spodziewali się takiej odpowiedzi, ale zlecili im kilka zadań. Dziewczęta musiały zagrać z nimi w piłkę, wspiąć się na drzewa, wyłowić żaby ze strumienia i potrzymać padalca. Z ostatnimi zadaniami było trochę gorzej, ale ostatecznie dały radę ze wszystkim. Chłopcy byli zdziwieni, że dziewczyny potrafią takie rzeczy. W końcu jednak przyjęli je do swojej grupy, a nawet się zaprzyjaźnili, podczas gdy ich rodzice nadal się ze sobą kłócili.
 - Powinniśmy założyć jakiś klub – stwierdził Dawid.
- Niezły pomysł! A jak będzie się nazywał? – zapytała Iga.
- Jak to jak? To przecież oczywiste: Demony i anioły! – odpowiedziała Natka.
Wszyscy zgodzili się, że nazwa faktycznie będzie najodpowiedniejsza.
            Pewnego dnia klub Demonów i aniołów wyznaczył sobie wzniosły cel: pogodzić swoje rodziny.
- Musimy wymyślić jakiś plan – powiedziała Ola.
- Tylko jaki? … - zastanawiał się Maciek.
- Ja wiem! – zawołała po dłuższej chwili Natka – Plan będzie taki: my, dziewczyny, wymykamy się z Maćkiem. Ty, Iga, wyjmujesz swoje lustro. Demon pisze ci na lustrze krwawe wiadomości. Z tym, że przydatne. Jak „pamiętaj, masz dziś spotkanie o 18:30”. Przyczepiasz do lustra mazak z wiadomością „Kurde, Maciek, po prostu użyj flamastra. Nie musisz zabijać kurczaków za każdym razem, gdy mam spotkanie!” Wiadomości powinny trafić do rodziców.
- Ale ja nie chcę poniszczyć mojego lusterka! – zaoponowała Iga.
- Czasami trzeba się poświęcić dla wyższych celów, moja droga – odrzekła Natalia.
- Ale znów zginą kurczaki! – dodała Ola.
- Niekoniecznie… - powiedział Dawid – niedawno zabiłem jednego i mam jeszcze jego krew.
- No dobrze, ale przysięgnij, że to będzie już ostatni zabity kurczak!
- No dobrze, dobrze, przysięgam…
- No ale – powiedział Emil – co to ma być niby za plan? Jak to ma niby pomóc?
- Dowiedzą się, kto stoi za morderstwem kurczaków – wyjaśnił Dawid – Potem opowiemy im też ich i naszą historię w formie drobnych, zaszyfrowanych wiadomości. To będzie coś w rodzaju złotych myśli, które doprowadzą do końca śledztwa. W ostatniej wiadomości przeprosimy. Myślę, że to dobry plan.
            Jak ustalili, tak też zrobili. Wymykali się to do państwa Zielińskich, to do Ziółkowskich. Rodzice sprytnych dzieciaków, z początku zdziwieni tajemniczymi wiadomościami, z czasem zaczęli się śmiać z całej sytuacji. Zrozumieli, że dzieci były mądrzejsze od nich samych.
Jeanne_Proust

3 komentarze:

  1. Sielankowo? :D
    No dobra mamy na razie zarys zła i dobra. Zobaczymy co dalej.
    Boże, ale też miałaś męskie imiona wybrać... Nie czepiam się, nie. Nie o to chodzi.
    O, no popatrz. Przy odrobinie pomyślunku temat zaliczony, a nawet prawdziwych demonów nie było. :D Fajnie, fajnie. Długo się zastanawiałam, jak Ty to zrobisz, żeby się zgadzało i widać można. Gratuluję pomysłu. Utrzymałaś się chyba nawet w swoim bajkowym klimacie, bo i jakiś morał z tego wynika :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Ponownie czarujesz opisami. Ciekawy pomysł wykorzystania tematu, ale już zrobienie z jednej rodziny aniołów, a z drugiej demonów nie przypadło mi do gustu. Nie bardzo wierzę w tę aniołkowatość, zresztą demoniczność również do mnie nie przemawia. Jednak puenta całej opowieści przesympatyczna.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Początkowo skojarzyło mi się to z sielanką, Arkadią. Wiejski krajobraz, wiejscy mieszkańcy, wiejskie problemy xD Pozorny spokój, bliskość natury... jeszcze ta ilustracja na początek. Jeśli takie odczucia chciałaś we mnie wywołać to brawo :) Dostosowałaś język do okoliczności i czasów, w których umieściłaś opowieść. Niby kilka małych smaczków, a dużo daje :) Nie wowolałabym na to, żeby w taki sposób uniknąć historii z prawdziwym demonem... może i historia nie jest wielce skomplikowana i nie zapiera tchu zwrotną akcją (chyba że liczyć ucieczkę dziewcząt przed Diabełkami :D), ale była przyjemna, miło się czytało ;)
    Tylko jedna uwaga. Te "rozdroża dróg" nie powinny być po prostu "rozdroża"? Bez "dróg" bo dla mnie to trochę takie mało maślane.

    OdpowiedzUsuń