Poniższy
tekst jest swego rodzaju kontynuacją „Szóstego zmartwychwstania”, pracy z
tygodnia 92, jednak podaję to bardziej jako ciekawostkę, bo nawet bez czytania
poprzedniego idzie się zorientować, o co chodzi w tym. Ostatnio zrozumiałam, że
kiedy temat jest raczej absurdalny, lubię go wrzucić do tego uniwersum,
ponieważ tutaj „wszystko się może zdarzyć” i to raczej dosłownie. „Błąd” ma
charakter raczej humorystyczny, pisałam pół żartem, pół serio. Mam nadzieję, że
przypadnie Wam do gustu.
Pozdrawiam cieplutko,
Echo
Wszystko się zaczęło, gdy otworzyłam bombę z
brokatem podczas porannych zajęć. Godzinę później znalazłam martwe ciało
swojego chłopaka na środku sali.
No dobra. Może nie do końca. To nie trwało
nawet godziny. I w sumie początek nastąpił, kiedy wysłali nas na to przeklęte
szkolenie.
Czy spodziewałam się, że któreś z nas prędzej
czy później skończy martwe? Jasne. W końcu to taka praca. Nie miałam jednak
pojęcia, iż sprawy przybiorą tragiczny obrót akurat podczas rutynowego
firmowego kursu. A przy okazji mój partner wbije mi nóż w plecy.
*
Budynek Wydziału do spraw
Przestępczości Magicznej przypominał paskudną, brudnopomarańczową cegłę.
Gdy cztery lata wcześniej
Centrum ogłosiło przenosiny tej części swojej organizacji do nowej siedziby,
większość pracowników zaczęła po cichu dziękować niebiosom, że wyniosą się z
dusznych klitek, w których toaleta przeciekała, a ekspres do kawy wiecznie nie
działał. Jednak, kiedy zobaczyli eksperymentalny cud architektury w kolorze
zgniłej marchewki, doszli do wniosku, że może przeszklony biurowiec i kawa z
automatu nie były takie złe.
Moiri Trigger podzielała
pod tym względem zdanie większości. Wchodząc do miejsca pracy, nie powstrzymała
wymownego skrzywienia. Budynek odpowiedział jej załzawionymi oczami szyb, jakby
i on żałował, że w ogóle powstał.
– Piętnaście minut po
czasie!
Radosny głos tuż za
plecami sprawił, że Moiri podskoczyła, instynktownie sięgając po pistolet. Dopiero
gdy spojrzała przez ramię, by zobaczyć swojego partnera, opuściła rękę.
– I śmiesz mi to
wypominać, wchodząc za mną? – Uniosła jedną brew.
Dwudziestoośmioletni Cir
O’Really odpowiedział na to szerokim uśmiechem i czym prędzej czmychnął w
stronę ich biura, pozostawiając Moiri odbiór kluczyka w recepcji.
– Tchórz! – zawołała za
nim, ale usłyszała jedynie chichot gdzieś z połowy schodów.
Burcząc cicho najgorsze
obelgi, pomaszerowała do agentki Rose, wysłuchała zrzędliwej mowy o coraz
większym rozprężeniu na służbie i wybłagała klucz, po czym ruszyła po schodach
z zamiarem wypatroszenia Cira, jak tylko go dorwie.
Jednak w pokoju
przywitała ją gruba koperta, którą partner dosłownie rzucił dziewczynie w
twarz.
– Chcesz, żebym znowu
złamała nos? – warknęła, łapiąc przedmiot milimetry od swojej głowy. – Już i
tak jest krzywy.
– Przeżył spotkanie z
poltergeistem trzeciej kategorii to i z tym by sobie poradził. – Cir machnął
ręką. – Lepiej przeczytaj, co nam tu przysłali.
Moiri wymruczała jeszcze
kilka mało cenzuralnych słów, po czym usiadła przy swoim biurku, przeczesała
palcami kosmyki fioletowych włosów i zagłębiła się w lekturze. Gdy dotarła do
końca, wróciła do pierwszego akapitu. Potem znowu przeniosła wzrok na dół.
– Cholera, oni żartują,
prawda?
– Obawiam się, że nie. –
Cir zamachał identyczną kopertą, również już otwartą, zaadresowaną na jego
nazwisko. – Centrum wprowadza nowe obowiązkowe szkolenia dla wszystkich
członków swoich wydziałów, a my jesteśmy szczęśliwcami, którzy załapali się na
pierwszy termin.
Moiri zaklęła paskudnie.
– Przyprowadziliśmy im cholernego
zbira, nawet bez szóstego zmartwychwstania, a oni w nagrodę posyłają nas do
szkoły?
Mężczyzna wzruszył
ramionami, a Moiri prychnęła ze złością.
Właśnie ten moment wybrał
sobie jej telefon, żeby zadzwonić. Dziewczyna zerknęła na wyświetlacz, a potem
odrzuciła połączenie i odłożyła aparat.
– Głupek – parsknęła.
– Święto! – Cir odchylił
się na krześle. – Obelga, która nie jest skierowana do mnie!
– Nie przyzwyczaja się,
idioto. – Moiri zmarszczyła brwi. – Jak myślisz, czego Gerg mógł chcieć?
Przecież wie, że teraz pracuję.
– Dzwonił ten buc? – Cir
uniósł brwi. – A w ogóle to jak byłaś ciekawa, to trzeba było odebrać.
– Nie będę odbierać od
niego telefonów w pracy! To nieprofesjonalne.
Cir uśmiechnął się
znacząco.
– Dobra, dobra. Przyznaj
po prostu, że ten związek był błędem, teraz jest niezręcznie i nie wiesz, jak
wybrnąć.
Moiri zacisnęła usta.
– Związek nie był błędem.
A przynajmniej tak mi się wydawało dwa tygodnie temu. Miałam ochotę się
zabawić, tylko… – Skrzywiła się. – No masz rację. To buc.
– Ha! – Cir przybił
piątkę ze swoim biurkiem.
– Zamknij się.
Moiri chciała schować
twarz w dłoniach, ale wtedy jej telefon znów zabrzęczał. Wzięła go do ręki i
odkryła wiadomość tekstową od swojego chłopaka-buca. Gdy skończyła ją czytać, wypluła
z siebie tak barwną wiązankę, że nawet Cir miał ochotę zatkać sobie uszy, choć
do szczególnie wrażliwych nie należał.
– Czemu mnie to spotyka? –
westchnęła. – Okazuje się, że część Wydziału do spraw Technologii Magicznej ma
zajęcia razem z nami! I tak, dokładnie tak, jak myślisz, Gerg należy do tych
szczęśliwców.
Cir bezwstydnie się
roześmiał, a kiedy Moiri rzuciła w niego dziurkaczem do papieru, spoważniał.
– Wiesz – powiedział. –
Słyszałem, że w tropikach jest pięknie o tej porze roku…
– Zamknij się!
*
Biurowiec Centrum
przywitał Moiri oraz Cira przyjemnym chłodem włączonej klimatyzacji. Oboje
niemal rozpłynęli się ze szczęścia, ponieważ wcześniej spędzili godzinę z
ogonem w środkach komunikacji miejskiej, taką technologią dla odmiany
niedysponujących. Oczywiście posiadali samochód służbowy, dzięki któremu
wykonywali swoje misje, jednak, w celach tak prozaicznych jak dojazd na
szkolenie, szefostwo wolało dofinansować bilety, zasłaniając się ochroną
środowiska.
Tym oto sposobem Moiri,
ociekając potem, ze zmierzwioną fryzurą i klnąc, na czym świat stoi, wpadła
prosto w czułe objęcia swojego chłopaka-buca. Dosłownie. Zawadziła czubkiem
buta o nierówną płytkę, zbyt zaaferowana barwnym opisywaniem osobnika, który na
przystanku nadepnął jej na stopę, po czym uderzyła nosem prosto w umięśnioną
klatkę piersiową Gerga wychodzącego z korytarza obok.
– Moiri! – Postawny
blondyn rozpromienił się, widząc dziewczynę.
– Ręka z tyłka –
odpowiedziała mu burkliwie jego wybranka. – Albo przekonasz się, czemu tak
doskonale pasuje mi nazwisko Trigger.
Gerg z szerokim uśmiechem
przeniósł dłoń nieco wyżej, a Moiri wzniosła oczy ku niebu.
– Coś ci komórka
szwankuje – dodał zaraz mężczyzna. – Nie odebrałaś od wczoraj żadnego z
dwudziestu połączeń.
– No patrz, chyba
faktycznie. – Moiri odgarnęła z czoła kilka fioletowych kosmyków.
– Powinnaś wymienić sobie
aparat na taki jak mój. Ja rozumiem, że my w Technologii mamy lepszy dostęp do
nowości na rynku i jesteśmy lepiej zorientowani, ale nawet ty powinnaś zauważyć,
że ten twój grat już dawno nie daje rady.
– No patrz, chyba
faktycznie – powtórzyła.
Cir dyskretnie przycisnął
pięść do ust, usiłując zamaskować śmiech kaszlem.
– To co? Idziemy na to
szkolenie? – zaproponował.
– Jasne. – Gerg, zupełnie
ignorując protesty Moiri, ruszył, trzymając dziewczynę w pasie. – Jeśli będą
jakieś zadania, to pracuję z tobą w parze!
Przyjaciółka rzuciła
przez ramię błagalne spojrzenie Cirowi.
– Wyśmienity pomysł, Gerg
– oświadczył głośno jej partner, mierząc jednocześnie wzrokiem długonogą
brunetkę, która najwyraźniej wybierała się na to samo szkolenie, co oni. –
Moiri i mnie przyda się mała odmiana.
Zaraz po tych słowach
ruszył w stronę upatrzonej ofiary, ignorując mord w oczach dziewczyny.
– Ale będzie zabawa, co?
– Gerg posłał Moiri rozpromienione spojrzenie. – W Technologii ostatnio rzadko
kiedy mam okazję oderwać się od komputera. Wreszcie jakaś akcja!
– Cieszę się twoim
szczęściem. – Dziewczyna mimowolnie pomyślała o tych wszystkich dilerach,
mafiosach, a także niebezpiecznych istotach humanoidalnych, które powinna
ścigać w tej chwili.
Zignorowała resztę
paplaniny Gerga o oczywistych zaletach komputerów oraz ekscytacji „zanurzeniem
się w świat brutalnych interakcji fizycznych z otaczającym ich dzikim światem
magii”, po czym – głęboko oddychając i licząc po raz siódmy od jednego do
dziesięciu – zdołała dotrzeć na swoje miejsce w sali, w której mieli zaliczyć
szkolenie.
W pomieszczeniu stało
pięć długich blatów, a na ścianie przed nimi zawieszono ekran do prezentacji
multimedialnych. Gdy większość osób zajęła miejsca, z pokoju przerobionego na
zaplecze wyszedł mężczyzna koło czterdziestki w szarym garniturze z Wydziału do
spraw Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Przedstawił się imieniem, które Moiri
zapomniała już po sekundzie, po czym przeszedł do objaśniania celu szkolenia
oraz tych konkretnych zajęć.
Sam kurs miał na celu oczywiście
poprawę bezpieczeństwa. Centrum kładło nacisk, by każdy z pracowników przyswoił
sobie ewentualne zagrożenia oraz nauczył się chronić – zarówno siebie, jak i
cenne przedmioty czy dane. Pracownicy musieli opanować zestaw czynności, dzięki
którym podobno poradziliby sobie z potencjalnymi niebezpieczeństwami.
Moiri, jako pracownica z
Wydziału do spraw Przestępczości Magicznej i to taka, która biegała, by
fizycznie neutralizować zagrożenia, uważała wszelkie kursy doszkalające za
stratę czasu. Jasne, inny mogli nie być na bieżąco z najnowszymi magicznymi
dopalaczami czy nowymi rytuałami sekt wampirycznych, jednak ona musiała
wiedzieć o takich rzeczach, bo od tego nieraz zależało nie tylko powodzenie
misji, ale też życie agentów.
Dlatego, gdy facet w
garniturku powiedział, że na tych zajęciach skupią się na rozbrajaniu bomb
magicznych, które w teorii każdy z pracowników mógłby otrzymać na przykład w
przesyłce, Moiri ostentacyjnie ziewnęła.
Umiała to robić.
Praktycznie nie było tygodnia w pracy, żeby nie wzywali ich do jakichś
magicznych fajerwerków.
– Dziś skupimy się na
bombach o opóźnionej szkodliwości – zaczął tłumaczyć instruktor. – Według
najnowszych badań ponad sześćdziesiąt procent magicznych ładunków działa teraz
w ten sposób, a niektórych w pełni pozbawiono materiałów wybuchowych w
klasycznym tego słowa znaczeniu. Wiele wyrzuca dużą ilość energii na skutek
odpowiedniego zaklęcia bądź odpowiednio przygotowanego talizmanu, ale zdarzają
się bomby bardziej konkretne, operujące skomplikowanymi urokami.
Moiri przewróciła oczami,
po czym oparła głowę na dłoniach, przygotowana wewnętrznie na długi wykład. I
faktycznie, mężczyzna tłumaczył ponad dwie godziny, z jakimi rodzajami zaklęć
oraz całego tego magicznego szajsu mogliby teoretycznie mieć styczność.
„Przecież, gdyby naprawdę
dostali podejrzaną paczkę, zadzwoniliby po ekspertów”, pomyślała, znużona
słuchaniem o czymś, co doskonale wiedziała. „Połowa zapomni o wszystkim po
wyjściu z sali, a druga połowa po godzinie od wyjścia”.
Instruktor z zamiłowaniem
wtłaczał w nich symbole ochronne, uczył nakładać pieczęcie i kazał recytować
inkantacje, dopóki każdy bezbłędnie ich nie powtórzył.
Gerg przez cały czas był
podekscytowany jak dziecko. Moiri ziewała. A Cir co chwila zagadywał o coś
długonogą piękność, która odpowiadała z szerokim, olśniewająco białym
uśmiechem.
Moiri ożywiła się nieco,
gdy mężczyzna w garniturze oznajmił, że w parach rozbroją teraz prawdziwą
bombę.
– Ale jak to prawdziwą? –
Gerg wytrzeszczył oczy. – Przecież to niebezpieczne.
Moiri uniosła jedną brew.
– A jak inaczej macie się
tego nauczyć? – zauważyła.
Gerg wciąż nie był
przekonany, jednak jego uwagę odwróciła forma „macie” w wypowiedzi dziewczyny.
– Ty już to umiesz? –
zapytał.
Prychnęła.
– Jasne, że tak. Jestem z
Przestępczości, nie?
Gerg tylko się
naburmuszył, jakby ubodło jego dumę, że Moiri znała coś, o czym on wcześniej w
życiu nie słyszał. A gdy instruktor postawił przed nimi bombę opakowaną
pretensjonalnie w prezentowy papier, utkwił w niej spojrzenie niczym łania w
świetle reflektorów pojazdu.
Mężczyzna prowadzący
zajęcia poszedł do kolejnych osób, by im również wręczyć obiekty ćwiczeń, a w
tym czasie Moiri postanowiła odkryć, z czym miała do czynienia.
Na początek zamrugała,
aktywując wszczep w prawym oku, dzięki któremu obejrzała sobie dokładnie aurę
magiczną bomby. Później wyciągnęła dłoń i przejechała nią nad obiektem,
patrząc, jak reagowały talizmany w jej obrączkach. Wyszeptała pod nosem pięć
podstawowych inkantacji, modulując ostatnią o dane, uzyskane dzięki
wcześniejszym czynnościom, a na koniec uruchomiła swój skaner w urządzeniu wielofunkcyjnym
agentów Przestępczości. Przez cały czas Gerg patrzył na nią z mieszaniną
zdumienia i podziwu.
Gdy skończyła, wiedziała
już dokładnie, z czym mieli do czynienia, więc ani trochę nie zdziwiły jej
słowa instruktora.
– Dziś przećwiczycie
swoje umiejętności na bombie, która w pierwszej fazie jedynie rozsypuje wokół
brokat, sprawiając, że ofiara uznaje ją za niewinny psikus. W drugiej fazie,
która następuje w pewnym oddaleniu czasowym, uwalnia jednak zabójczy urok o
polu rażenia o promieniu pięciu metrów, w trzeciej powoli kumulujące się
zaklęcie działające już na dwudziestu metrach, a w czwartej stopniowo
materializującego się upiora o oszałamiającym polu pięćdziesięciu metrów.
Moiri zagwizdała pod
nosem.
– Cholernie niebezpieczne
bydlę – mruknęła.
W dodatku zwykły szary
pracownik któregoś z wydziałów, nawet po kursie takim jak ten, nie rozpoznałby
natury bomby bez specjalistycznych narzędzi, takich jak wszczep, talizmany czy
skaner Moiri. Gdyby spróbował zneutralizować ją sam, skończyłby raczej tragicznie.
„I tak wiadomo, że każdy
zadzwoni po specjalistów. Ale Centrum będzie mogło się pochwalić, że
odpowiednio przeszkoliło wszystkich swoich ludzi? Będzie. Cholerna biurokracja.
Strata czasu!”, przez głowę Moiri przemknął huragan myśli.
– Macie godzinę na
zneutralizowanie ładunku. – Instruktor stuknął w komunikator przy swoim pasku.
– Wszystkie dane prześlę wam zaraz i proszę, byście nie próbowali niczego
uzupełniać z pamięci. Gdy skończycie, zawołajcie mnie. Powiem, czy wykonaliście
zadanie jak należy. Proszę też nie ściągać. – Pokiwał na nich palcem, jakby
byli dziećmi. – Każda bomba jest nieco inna, więc takie coś mogłoby się źle
skończyć.
Moiri przewróciła oczami,
po czym wróciła wzrokiem do zabójczego brokatowego prezentu, który leżał tuż
przed nią.
– No dobra. –
Rozprostowała ręce, aż jej strzeliły kości w palcach. – Pierwsza faza to
brokat, tu nie ma co robić. Ja narysuję pieczęcie, nałożę symbole i wypiszę
inkantacje blokujące drugą i trzecią fazę, a ty się zajmiesz czwartą.
Gerg spojrzał na nią
niepewnie.
– Tą
najniebezpieczniejszą?
Dziewczyna poklepała go
uspokajająco po ramieniu.
– Widzisz, jak w ciebie
wierzę? – powiedziała z czarującym uśmiechem.
Mężczyzna rozpromienił
się i zabrał do przeglądania notatek wysłanych na komunikator, a Moiri pomyślała
o tym, że najtrudniej zablokować pierwsze fazy takiej bomby i w życiu nie
powierzyłaby tego komuś, kto do tej pory tylko i wyłącznie siedział po uszy w
komputerach.
Agentka Przestępczości
nie skorzystała z alchemicznych piór ułożonych na stole i wyciągnęła zza paska
swoje, sprawdzone. Narzędzia te różniły się od zwyczajnych tym, że dzięki
nałożonym zaklęciom świetnie oddziaływały na magiczną aurę, co pozwalało o
wiele łatwiej tworzyć pieczęcie.
Zignorowała materiały z
komunikatora, postanawiając pracować w oparciu o własną wiedzę, tak jak to
miało miejsce już tyle razy wcześniej. Najpierw narysowała wokół bombowego
prezentu podwójny pentakl, jeden przesunięty względem drugiego o dobre dziesięć
centymetrów. Później rozmieściła heksagramy, dla przedmiotu z tak silną aurą co
najmniej dwa. Żeby zablokować fazy, dodała klucz życia, uzupełniony schematem
podkowy. A później jeszcze drugie tyle symboli, które składały się z linii,
potrójnych trójkątów, spirali oraz znaków często niedających się opisać
słowami.
W tym czasie Gerg
usiłował zapanować nad pierścieniem ochronnym neutralizującym czwartą falę.
Moiri wreszcie skończyła
szkicowanie i poświęciła swoją uwagę inkantacjom. Co chwilę mrugała, by wszczep
w oku pokazywał jej dokładną aurę przedmiotu. Mogła dzięki temu odpowiednio
modyfikować zaklęcia, które zapisywała w przerwie, którą na samym początku
stworzyła między pentaklami. Pamiętała, żeby pisać po okręgu zgodnie z ruchem
wskazówek zegara, a po pierwszej warstwie nałożyła drugą, przesuniętą względem
poprzedniej o pięć centymetrów, a potem trzecią, o jakieś dwa i pół. Gdy skończyła, splunęła na palec i w miarę
równo nad bombą umieściła przezroczysty triskelion. Tak dla pewności.
Gerg uniósł przy tym
wysoko brwi, bo podczas całego wykładu instruktor ani razu nie wspominał o
czymś takim, ale Moiri nie chciało się tłumaczyć zawiłości związanych z
zaklęciami. Mężczyzna miał pojęcie o tych wszystkich nadnaturalnych sprawach,
ale, jako spec od komputerów, pracował tylko z magią informatyczną, głównie tworząc
przed nią blokady. Tymczasem dziewczyna walczyła na froncie, latając po mieście
za najróżniejszymi paskudami. W czasie takich zmagań nabierało się wyczucia,
zwłaszcza że z zaklęciami nigdy niczego nie można było tak do końca
przewidzieć, w dużej mierze chodziło o intuicję.
Gdy uzupełniła wszystko i
sprawdziła dwa razy, czy gdzieś nie popełniła błędu, zerknęła na robotę Gerga.
Jej chłopak był dopiero w jednej trzeciej, ale on nie pisał symboli ani
inkantacji z głowy, musiał pracować, przeszukując notatki z wykładu.
Popatrzyła z ciekawości
na innych. Zauważyła, że pary stworzone z agentów takich jak ona też już
skończyły. Pary mieszane wciąż pracowały, a te złożone z pracowników
Technologii dopiero coś tam nieśmiało skrobały. Z pewnością daleko im było do
końca.
Po zerknięciu na zegarek
zobaczyła, że mieli jeszcze czterdzieści pięć minut.
– Pomóc ci? – zapytała.
– Nie trzeba. – Gerg
uśmiechnął się szeroko. – Daję radę.
Faktycznie, jak na kogoś,
kto nie miał z tym wcześniej do czynienia, szło mu nieźle.
Moiri wzruszyła
ramionami, a potem wyciągnęła telefon. Nie mogła tak po prostu zacząć
wydzwaniać z załatwianiem codziennych spraw, więc rozsyłała wiadomości
tekstowe. Przez te kilka godzin nieobecności w pracy parę osób zostawiło jej
komunikaty. Odczytała raporty, rozesłała zapytania do swoich kontaktów i
wtyczek, podrzuciła niektórym niezbędne informacje, a później uzupełniła własne
raporty.
W tym czasie instruktor
sprawdził zadanie agentów, którzy skończyli, zadał im kilka pytań, po czym pozwolił
wrócić do swoich domów. Za udział w szkoleniu reszta dnia była wolna.
Ostatecznie wszyscy z
Przestępczości poza Cirem – zajętym bardziej flirtem niż bombą – opuścili salę,
zanim Gerg wypisał inkantacje.
Gdy do końca wyznaczonego
czasu zostało pięć minut, mężczyzna wreszcie odłożył swoje pióro.
– Skończone – oznajmił z
nieskrywaną dumą.
Moiri pokiwała z uznaniem
głową, a potem spojrzała na jego robotę. Zaczęła śledzić zapiski, próbując
rozszyfrować symbole. W zabezpieczeniach przed czwartą fazą najpopularniejszym
motywem okazała się spirala. Wszystko szło prawoskrętnie, uzupełniane symbolami
i inkantacjami w pętlach.
„Dobra robota, jak na
żółtodzioba”, pomyślała.
– Tu masz błąd. –
Stuknęła palcem w jedno miejsce na blacie.
– Jak to? – Gerg uniósł
brwi. – Nie, nie. To tobie się coś musiało pomylić. Nie pracowałaś z notatek.
Moiri nie skomentowała,
że ich nie potrzebowała. Zamiast tego machnęła ręką.
– Pokaż te notatki.
Gdy wręczył jej swój
komunikator, Moiri zaczęła przerzucać wirtualne strony. Po dotarciu na właściwe
miejsce skupiła uwagę na literach. Według tych zapisków było dobrze, ale…
Uruchomiła wszczep,
sprawdzając po raz kolejny aurę, po czym powtórzyła próbę z talizmanami.
– Ja bym to zrobiła
inaczej – mruknęła. – Tu musi być błąd.
– Och, ależ nie ma
żadnego błędu. – Instruktor podszedł do nich niepostrzeżenie, a teraz uśmiechał
się sztucznie. – Sam tworzyłem te opracowania.
– Nie wątpię. – Moiri
odpowiedziała równie szerokim uśmiechem.
– Pani…?
– Agentka Moiri Trigger.
Wydział do spraw Przestępczości Magicznej, jednostka WSM.
– No tak. – Instruktor
się skrzywił. – Wy zawsze wszystko wiecie.
– Prawda? – Moiri
okręciła na palcu fioletowy kosmyk.
Mężczyzna ją zignorował,
po czym sprawdził gotową pracę, mrucząc pod nosem zapisane inkantacje.
– Bardzo dobrze. – Wskazał
na symbole. – Naprawdę wyśmienita robota. Zechce pani czynić honory?
Moiri zerknęła na
kolorowy pakunek. Nie była przekonana.
„Może on faktycznie wie
lepiej? W końcu w Bezpieczeństwie mają z tym więcej do czynienia niż my”,
pomyślała.
Później westchnęła.
Wyciągnęła ręce i
ostrożnie rozerwała papier.
Nawet nie huknęło bardzo,
ale brokat obsypał ją i Gerga od stóp do głów. Moiri zamrugała, parsknęła,
wypluwając srebrny obłoczek, po czym kilkoma ruchami spróbowała otrzepać włosy.
Przeklęła.
– Jakoś żyjemy – zauważył
instruktor kąśliwie.
– Bardzo się z tego
cieszę – odmruknęła dziewczyna.
Mężczyzna również im
zadał kilka pytań odnośnie poruszanego na wykładzie zagadnienia, a potem
pozwolił przymusowym partnerom wyjść z sali.
Opuścili ją ochoczo,
jednak po przejściu kilku kroków Moiri zrozumiała, że Gerd będzie szedł za nią,
odprowadzi ją do domu, a potem najpewniej się wprosi.
– Wiesz co, muszę
zaczekać na Cira – powiedziała. – Musimy jeszcze przedyskutować jedną kwestię
dotyczącą naszych obecnych… spraw.
– Nie ma problemu. – Gerg
wzruszył ramionami, opierając się o ścianę obok niej. – Zaczekam z tobą. Potem
odejdę na bok, gdy będziecie omawiać rzeczy tajne przez poufne, a później sobie
razem gdzieś wyskoczymy. Co ty na to?
– Yyy… – Moirii bardzo
intensywnie myślała nad tym, czy to był dobry moment, żeby przekazać
mężczyźnie, że sprawdził się jako jednonocna przygoda, ale na dłuższą metę
zdecydowanie nie należał do facetów, którzy ją interesowali. – Nie wiem, czy to
dobry pomysł.
– Jesteś zmęczona po szkoleniu?
Rozumiem! A co powiesz na wspólny wieczór jutro? Może u ciebie? Albo u mnie?
Moiri błagała w myślach
niebiosa o pomoc.
– Jutro raczej też będę
zmęczona – zaryzykowała w końcu.
– No tak, głupek ze mnie.
– Gerg uderzył się w czoło. – Jutro też mamy szkolenie. Dobra. To jakoś bliżej
weekendu się zgadamy.
– Jasne. – Dziewczyna
odetchnęła z ulgą, że wyrok został odroczony.
Przez kolejne piętnaście
minut prowadziła rozmowę o niczym z Gergiem, która właściwie przypominała
monolog z jego strony i potakiwanie z jej.
– Cholera. – Mężczyzna
nagle obmacał się po kieszeniach. – Zostawiłem tam w sali komunikator. Po tym, jak mi go oddałaś, położyłem go na
blacie.
Moiri skinęła głową, a
Gerg ruszył w stronę sali i zaraz w niej zniknął.
Dziewczyna zastanowiła
się przelotnie, czy by teraz nie zwiać, ale jej myśli rozwiał wrzask
dobiegający z sali.
Górę wziął instynkt
agenta i Moiri skoczyła do przodu.
Po otworzeniu drzwi
zamarła. Dosłownie wmurowało ją w ziemię, a zaraz potem jej serce się ścisnęło.
Nie.
Jak bardzo Moiri
chciałaby nie mieć racji z tą bombą.
A jednak rozszarpane
zwłoki Gerga, na twarzy którego zastygł wyraz śmiertelnego przerażenia, mówiły
same za siebie.
Dziewczyna wstrzymała
oddech, kiedy nad ciałem dostrzegła w pełni wykształconego upiora.
Jednak w notatkach był
błąd.
Czwarta faza nie została
w pełni zneutralizowana i upiór miał szansę powstać. A gdy tylko Gerg – osoba
obecna przy otwarciu bomby – pojawił się w sali, potwór natychmiast skoczył na
niego, opuszczając bezpieczną kryjówkę w resztkach zabójczego prezentu.
– Wszyscy kryć się! –
ryknął Cir.
On i Moiri byli jedynymi
agentami z Przestępczości, którzy zostali tak długo. Resztę stanowili
pracownicy Technologii, o walce z upiorami niemający zielonego pojęcia, oraz
facet z Bezpieczeństwa… Jednak biorąc pod uwagę, że Moiri dostrzegła go,
przerażonego i bladego, pod jednym z blatów, nie spodziewała się z jego strony
wielkiej pomocy.
Ludzie z wrzaskiem
pognali do drzwi na korytarz i zaplecze, a niektórzy również wpełźli pod blaty.
Tymczasem upiór ryknął, po czym popłynął w powietrzu prosto na Moiri.
Wyglądał niemal jak
klasyczny duszek z dziecięcych kreskówek, biały obłoczek w kształcie
przypominającym człowieka, sunący ponad podłogą. Jednak w przeciwieństwie do
bajkowego odpowiednika, ten tutaj potrafił skoncentrować swoją energię na
ludzkim ciele – rozrywając, tnąc i miażdżąc.
Moiri błyskawicznie
skoczyła w bok, w biegu rzucając w niego inkantację za inkantacją. W przerwach
między zaklęciami głośno klęła, usiłując jednocześnie ustawić swój pistolet na
istoty półmaterialne.
Cir bez wahania dołączył
do partnerki. Na początek rzucił w upiora talizmanem, który zapulsował,
rozpraszając nieco widmowe ciało bestii.
To jednak tylko bardziej
ją wkurzyło.
– Cholera jasna! – Moiri
rzuciła się na ziemię i przeturlała, gdy upiór przefrunął nad nią.
Kiedy był odwrócony,
wymierzyła w niego, po czym strzeliła, uwalniając pocisk z nałożonymi potężnymi
czarami.
Upiór zaskowytał po
trafieniu, ale nie zniknął. Zakręcił w miejscu, rzucając się w stronę
dziewczyny.
Cir zaczął głośno
powtarzać słowa zaklęcia, a Moiri dołączyła do niego bez wahania. Ich połączone
głosy wzmocniły czar i sprawiły, że potwór zawisł w miejscu. Warczał i
wymachiwał ciałem na boki, ale inkantacja go unieruchomiła.
Moiri znów wystrzeliła,
jednak również ten strzał nie zabił upiora.
Dziewczyna przeklęła, gdy
zrozumiała, że został jej tylko jeden pocisk na istoty nie do końca materialne.
Nie miała zapasowych. Szła tutaj, żeby zaliczyć szkolenie, a nie walczyć z
potworami!
Cir wyciągnął swój nóż –
obłożony mocną magią, z pieczęcią wyrytą na ostrzu.
Spojrzenia agentów się
spotkały.
– Razem! – krzyknęła
Moiri, a Cir skinął lekko głową.
Zaklęcie zostało
przełamane przez upiora, zbyt słabe, by dłużej stawiać mu opór i bestia
poleciała prosto na Moiri.
Dziewczyna udała, że
rusza w lewo, a gdy bestia dała się nabrać, zgrabnie uskoczyła w prawo. W tej
samej chwili doskoczył do niej Cir, wcześniej oddzielony od partnerki ciałem
potwora.
Upiór ryknął potężnie, a
zaraz później zawył, gdy w tym samym czasie trafiła go ostatnia kula Moiri i
cios nożem Cira.
Bestia jęknęła i zaczęła
niebezpiecznie falować.
– Kryć się! – ryknął po
raz drugi Cir, odskakując od potwora, wciąż z nożem w ręce.
Upiór zadygotał, a potem
wybuchł, nim agenci zdążyli uciec wystarczająco daleko.
Huknęło i odrzuciło ich
aż pod ścianę. Pierwszy uderzył Cir, a na niego z krzykiem upadła Moiri.
Później wszystko zamarło.
Nieliczni ludzie, którzy
jeszcze byli w sali, zaczęli nieśmiało wyglądać spod blatów. Ciało Gerga wciąż
leżało na środku.
– Cholera jasna. – Moiri
usiadła i jęknęła głośno.
– Burdel jak się patrzy –
podsumował Cir. Potem spojrzał na dziewczynę. – Moiri wszystko w…?
– Nie kończ tego pytania
– odburknęła. Odchyliła i jęknęła. – Mój chłopak leży martwy, przed chwilą
zabiliśmy upiora i… Cholera jasna! Wbiłeś mi nóż w plecy!
– To tylko zadrapanie –
spróbował się usprawiedliwić jej partner.
Moiri zaklęła
siarczyście, a potem wbiła wzrok w instruktora, który próbował chyłkiem uciec z
sali.
– Ej, ej! Panie od
Bezpieczeństwa! – zawołała, zrywając się na nogi, mimo bólu w plecach. – Nie ma
tak łatwo! Mówiłam? Mówiłam, że tam jest cholerny błąd!
Chyba po raz pierwszy
naprawdę żałowała, że miała rację.
Oooo, czy znowu dostaniemy mafie fantasy i Cira? Pamietam, polubilam!
OdpowiedzUsuń"Czy spodziewałam się, że któreś z nas prędzej czy później skończy martwe? Jasne. " <-- <3 <3 <3 Love yt!
Uu, tekst wchodzi od razu z polobrotu wymierzajac kopa w drzwi do tego swiata! jak beda noze w plecach to ja chce, ja enyoje na takich akcjach! ;D
Budynek załujący że powstał <3 Zdobywasz moje serce zdanie za zdaniem. troszkę bym przyszlifowała jedynie przy 'załzawionymi oczami'. Sens zdania jak najbardziej jest zachowany, tak jak mówię, siedzę i się uśmiecham, ale jeszcze mam wrazenie konstrukcja zdania mogłaby być jeszcze płynniejsza! Taka kropeczka nad i!
Jest Moiri i jest Cir! Zraz... czy to oznacza, ze to on bedzie wbijal noz w plecy??? albo ona. ooo... to ja nie wiem czy bede sie tak dobrze bawic! oboje polubilam!!
"– I śmiesz mi to wypominać, wchodząc za mną?" No sa swietni!!! ;D Rany, to dziwne, że az tak bardzo plubilam te postacie, jakbym je znala od dawna... Tak jak Ci pisałam w 1 tekscie o nich, same imiona od razu mnie przekonaly. I Cir jest moim rowniesnikiem ;D ...o rany, ja tez mam po złamaniu krzywy nos. to juz zaczyna byc creepy!! ;D na szczescie nosze okulary, ktore na szczescie mi pasuja i tego nie widac xd
– Ha! – Cir przybił piątkę ze swoim biurkiem.
<3
Podoba mi sie w jaki sposob angazujesz rzeczy, tak jak ten budeynek, do udzialu w tekscie. Ma to jak zapowiedzialas wydzwiek humorystyczny i nadaje tekstowi charakteru, a czytelnikom usmiechu ;) Bardzo ozywia obraz. Nie wiem, ja mam w glowie kolory, czytajac o tym swiecie! Lubie. Lubie lubie lubie.
Dogryzanie sobie Moiri i Cira jest przekomiczne!
Podoba mi sie, ze sie nie cackasz z bohaterami. Jak ktos sie spocil, jest spocony, jak mial zlamany nos, ma nos krzywy! Nie idealizujesz, jest tak, jak jest, jak w zyciu. Bardzo cenie sobie taki realizm, zwlaszcza a fantastyce.
Ok, juz wiem, ze chlopaka Moiri nie bedzie mi szkoda xd
Haha, Cir i wysmienity pomysl xd czy to byl ten noz w plecy? xd
rytuały sekt wampiryczne, Przestepczosc Magiczna, magiczne dopalacze... elementy i tlo z ktorych zbudowany jest swiat sa fantastyczne. We wszystkich tego slowa znaczeniach! Bede sie powtarzac, ale love yt. Terminologia z mojej bajki <3
OdpowiedzUsuńMagiczny szajs :D :D :D
"utkwił w niej spojrzenie niczym łania w świetle reflektorów pojazdu." skad Ty bierzesz te teksty ;D <3
O rany. Jestem pod coraz wiekszym wrazeniem. Wczep, talizmay i etapy dzialania bomby! sa opisane tak profesjonalnie, jakbys sama byla na tego typie szkoleniu! Oo Kupuje. Nie mam wyjscia! Wszystko! All in! ;D
W dodatku zwykły szary pracownik któregoś z wydziałów, nawet po kursie takim jak ten, nie rozpoznałby natury bomby bez specjalistycznych narzędzi, takich jak wszczep, talizmany czy skaner Moiri. Gdyby spróbował zneutralizować ją sam, skończyłby raczej tragicznie. <-- no wlasnie! to samo chcialam zauwazyc! czy ten instruktor troche nie przesadzil? xd
"a ty się zajmiesz czwartą.
Gerg spojrzał na nią niepewnie.
– Tą najniebezpieczniejszą?" xdxdxdxd tak Gerg, tą najniebezpieczniejszą. Oczywiscie.
Najpierw narysowała wokół bombowego prezentu podwójny pentakl, jeden przesunięty względem drugiego o dobre dziesięć centymetrów. Później rozmieściła heksagramy, dla przedmiotu z tak silną aurą co najmniej dwa. Żeby zablokować fazy, dodała klucz życia, uzupełniony schematem podkowy. <--- Kurwa. Ty MUSIALAS byc obecna na tego typu szkoleniu. Inaczej skad wzielabys tak dojebany opis?! !!!! *Wilczy na łopatkach*
aaa! triskelion znam ! ;D tylo nie rozumiem, czemu musiala najpierw napluc na palec? czy jak w oku wcze tak i w sline ma dostosowana jakimis... dunno, enzymami magicznymi trawiacymi powietrze or what? ;D To wszystko jest w ch*uj ciekawe! chcialabym pograc w gre na podstawie tego swiata z tymi bohaterami!!!
O rany,az mi zal Gerga. Tak bardzo chce xd Myse ze nawet gdyby temat nie sugerowal tego, co sie stanie i tak milabym zle przeczuci w zwiazku z ta bomba. plus instruktor byl jakis podejrzany!
ustawić swój pistolet na istoty półmaterialne <-- kolejny fantastyczny element <3
AAAAAAA!!!! Dosłownie wbił jej nóż w plecy!!! ;D prawie xd ahahahaha, no puenta godna całości ;D RANY! Bawilam sie swienie. Pomimo martwego Gerga, jakos nie chce mi sie po nim plakac xd
Ten swiat wydaje sie przez Cb genielnie sonstruowany! Nic tylko zazdroscic takiego uniwersum! <3 Fnatastyka ze zdecydowanie mojej polki <3
sie rozpisalam. sry! ale nie moglam przestac xd
Dla takich komentarzy warto żyć XD naprawdę ogromnie, ogromnie dziękuję <3 to jest chyba najbardziej entuzjastyczny komentarz jaki w życiu dostałam, bardzo, bardzo dziękuję <3
UsuńA jeśli chodzi o plucie na palec i triskelion to chodzi bardziej to, że triskelion jest symbolem harmonii i równowagi, nie był bezpośrednim elementem zaklęcia, a raczej wzmocnieniem, żeby sama pieczęć zadziałała jak trzeba, więc został też nałożony w trochę inny sposób XD i przede wszystkim był przezroczysty, żeby nie zakłócać właściwego zaklęcia XD (nie mam pojęcia czy to ma jakiś sens, ale takie wytłumaczenie miałam w głowie podczas pisania xD)
aaaaach, ma sens, oczywiscie, ze ma, ja sie jaram, dalej sie jaram! keeeeeeep writing!!!!!
UsuńCieszę się bardzo :D i naprawdę mam ochotę napisać coś jeszcze w tym uniwersum, więc być może niedługo się pojawi xD
UsuńTekst długi, ale szybko się czytało. Czas więc na ocenę i przy okazji miło poznać :)
OdpowiedzUsuńKiedy przeczytałam to o tym, że partner ma wbić nóż w plecy, myślałam że chodzi o jakąś zdradę- po przeczytaniu wielu książek taki wniosek się nasuwa, ale byłam miło (choć pewnie baardzo niemiło dla Moiri) zaskoczona, chylę czoła.
Mam nadzieję, że to porównanie w żadnym razie cię nie obrazi (bo pewnie kogoś może, kto to wie) ale kiedy tak czytałam o Moiri... nie wiem czemu, ale nasunęła mi się postać Chyłki z książek Remigiusza Mroza. Podobna zdolność do przeklinania na czym świat stoi, cynizm, trochę też traktowanie Cirego, choć tylko trochę no i jeszcze Greg i ich relacje, czysto w zasadzie platoniczne.
No i Cir- jeny, tylko ten tekst wystarczył, abym się w tej postaci zakochała, po prostu uwielbiam takie postaci- śmieszne, cyniczne, luźno podchodzące do życia. Fakt faktem, że to wbicie noża w plecy partnerce to nie był najlepszy wyczyn z jego strony, ale i tak po prostu, trzy razy tak dla Cirego!
Co do uniwersum, tu się nie wypowiem, bo nie znam go, ale chyba muszę przemyśleć zaznajomienie się tym w najbliższych dniach. Pomysł widać, że bardzo ciekawy, a że lubię akurat ten typ fantastyki, to czemu nie!
W każdym razie: tekst naprawdę fajny (Cir!!!) i pozdrawiam serdecznie!
Bardzo dziękuję!
UsuńCieszę się, że zaskoczyłam Cię z tym wbijaniem noża w plecy :D
Nie znam Chyłki, ale wygląda mi na postać w moim guście ;)
A Cir to zdecydowanie i mój ulubieniec <3 (chociaż teoretycznie jako autorka kocham wszystkie postacie z tego uniwersum na równi, ale cii).
Pozdrawiam cieplutko
Hello :)
OdpowiedzUsuń"Wchodząc do miejsca pracy, nie powstrzymała wymownego skrzywienia." - skrzywienia się? albo powstrzymała się od.. tak bym chyba kombinowała, żeby było jasne o jakie skrzywienie chodzi.
Świetnie opisałaś ten budynek.. aż go widzę. I rzeczywistość biurową równie dobrze!
Jest pistolet jest zabawa. No i to nazwisko Trigger.. :D Nabieram ciekawości.
"Zbir bez szóstego zmartwychwstania" - wsiąkam w ten tekst, już wiem że jest dobry :)
"przybił piątkę ze swoim biurkiem." - lubię to.
"– Ręka z tyłka – odpowiedziała mu burkliwie jego wybranka. – Albo przekonasz się, czemu tak doskonale pasuje mi nazwisko Trigger.' - wiedzialam ze to nazwisko to nie przypadek :D Uwielbiam Moiri
"Jasne. – Dziewczyna odetchnęła z ulgą, że wyrok został odroczony." - so truuuueee xD
Bardzo lubię Twoje teksty. Narracja wchodzi jak po maśle, dialogi czytają się same, to w jaki sposób stworzyłaś ten świat, inkantacje, heksacostam.. po prostu wielki mega szacunek! Zazdroszczę wyobraźni i chyba też pracy nad tekstem i tym światem przedstawionym, bo takiego opisu nie wymyśla się w jeden wieczór, a jesli tak to masz dziewczyno talent!
Wciąż nurtuje mnie to "szóste zmartwychwstanie". Będę śledzić Twoje teksty :)
Bardzo bardzo dziękuję!
UsuńCzytać taki komentarz to sama przyjemność. Nazwiska zarówno Cira jak i Moiri są znaczące, ale z Moiri już chyba dało się zorientować, ma dziewczyna charakterek. Jeszcze raz dziękuję.
Pozdrawiam cieplutko
Dobrze, że we wstępie zamieściłaś informację o tym, że jest to kontynuacja poprzedniego opowiadania - mimo że można było przeczytać "Błąd" bez znajomości wcześniejszej przygody dwojga funkcjonariuszy, to ułatwiło mi to zagłębienie się w to uniwersum.
OdpowiedzUsuńSama koncepcja szkolenia - jakie to prawdziwe. Aż zrobiło mi się żal bohaterki na myśl, że zmarnuje tam swoje 2 godziny życia (w dodatku ze swoim ex, który jeszcze nie wie, że ma taki status). Znając obowiązujący temat, spodziewałem się pod koniec jakiegoś punktu kulminacyjnego - nie zawiodłem się i szczerze, bardzo mi się podobało. Duet Moiri-Cir zdołał sobie poradzić, choć nie obyło się bez tyci tyci problemu (w końcu są gorsze rzeczy niż wbicie noża w plecy xD). Wniosek płynący z opowiadania - szkolenia BHP (i wszystkie im podobne) są do kitu xD
Dodam też, że polubiłem główną bohaterkę. Ogólnie każda postać żeńska, która jest na tyle charyzmatyczna, żeby nie dać o sobie zapomnieć po 5 minutach i mająca swoje rzeczywiste "ja" pozostaje głęboko w moim serduszku. Z Moiri jest właśnie tak samo xD
Co do samej narracji i języka, to nie mam żadnych zastrzeżeń; nie czytałem tego tekstu, lecz jakby frunąłem miedzy wszystkimi słowami, delektując się ich zgrabnym ułożeniem i chłonąc sens po sensie. Dialogi są zbudowane po mistrzowsku i co chwila wywoływały na mojej twarzy szczery uśmiech. Scena walki opisana niezwykle plastycznie i bez większych problemów.
Cóż mogę rzec więcej? Mam nadzieję, że wrócisz do tego uniwersum jeszcze nie raz, bo jak sama wspomniałaś na początku, można osadzić tu niejedną historię, choćby nie wiadomo jak zwariowana by nie była. Wykorzystaj ten potencjał - trzeba kuć żelazo póki gorące xD
Dziękuję za możliwość przeczytania Twojego tekstu i do następnego.
Pozdrawiam ślicznie
Bardzo dziękuję!
UsuńZdecydowanie są gorsze rzeczy niż wbicie noża w plecy, zwłaszcza w tym uniwersum, gdzie wszystko zdarzyć się może XD
Do uniwersum na pewno wrócę, spodobało mi się tutaj xD
Jeszcze raz dziękuję i pozdrawiam cieplutko
Ja totalnie oszalalam na punkcie twojego tekstu.😃 gdy tylko zobaczylam zwrot o budynku do spraw przestępczości magicznej serce podskoczylo mi z podekscytowania bo uwielbiam takie tematy a przyznam ze to bylo dla mnie cos nowego i fascynującego. Nie wspominając juz o wydziale do spraw technologi magicznej. Banan na twarzy do konca dnia. Twoj tekst naprawde poprawił mi dzień, bo straszliwie sie nudzilam w pracy. Bardzo podoba mi sie zwrot Cir przybil piątkę ze swoim biurkiem. Ja chyba bym na to nie wpadła a brzmi świetnie i wiadomo o co chodzi. Bohaterowie bardzo sympatyczni a co do Cir i Moiri to kto sie czubi ten sie lubi 😃 podsumowując zadnych bledow nie widzialam za bardzo wyciągnęłam sie w fabułę i te magiczne nowosci🌟🌟🌟🌟 wroce do poprzedniego tekstu i mam nadzieje ze bedzie kontynuacja bo warto. Jakbus napisala ksiazke o tej tematyce to bym kupila. Absolutnie zachwycona jestem. 😀
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję :D
UsuńPo takim komentarzu to ja mam banana na twarzy :D naprawdę bardzo się cieszę, że historia przypadła Ci do gustu ^^
Pozdrawiam cieplutko
Pamięć mam ostatnio krótką i pochłoniętą raczej bardziej przyziemnymi sprawami, ale szóste zmartwychwstanie od razu otworzyło mi w głowie odpowiednią szufladę. Fajnie, że wracasz do swoich uniwersów, wszystko czyta się fantastycznie, choć powiem szczerze, nie polubiłam Gerga. Cir miał rację, buc z niego.
OdpowiedzUsuńNajbardziej jednak urzekła mnie scena walki. Taki dynamizm lubię, a wiem, że kiedy pojawiają się potwory i inkantacje, potrafi być ciężko. Poradziłaś sobie.
Czekam na kolejne spotkanie z Moiri i Cirem.
Pozdrawiam
Bardzo dziękuję :D
UsuńZa Gergiem ja też nie przepadałam, dlatego skończył tak, a nie inaczej. Buc z niego, zgadzam się ;)
Jeszcze raz dziękuję i pozdrawiam cieplutko
Cześć.
OdpowiedzUsuńPamiętam Moiri, więc z przyjemnością zagłębiłam się w tekst, gdzie dostałam agentów, szkolenie i upiora, co doprowadziło do tego, że polubiłam ten świat i bohaterów jeszcze bardziej.
Ach, pięknie widać po Moiri, że jest znudzona i najchętniej znalazłaby się gdzieś indziej. Cir i to jego uganianie się za panienką mnie rozbawiło, jednocześnie pasuje mi to do tego mężczyzny.
Jest tak spokojnie i nijako, by w odpowiednim momencie poszła iskra i zaczęła się akcja. Widać, że dobrze czujesz się w tym uniwersum i nie masz problemu z ukazaniem nam świata, który - choć fantastyczny - ma w sobie coś z rzeczywistości, a do tego wciąga.
Masz mnie.
Pozdrawiam.
Bardzo dziękuję za komentarz i wszystkie uwagi. Cieszę się, że tekst przypadł Ci do gustu :)
UsuńPozdrawiam cieplutko