Noc była bezchmurna, kiedy szedłem przez pola w kierunku domu. Cóż, nie tak dokładnie mojego, tylko mojej dziewczyny, ale nie miało to najmniejszego znaczenia, skoro spędzałem tam ostatnimi czasy większość czasu. Nade mną, wysoko w górze migotały gwiazdy, każda w swoim własnym rytmie. A gdyby tak usiąść na chwilę, przyjrzeć się dokładnie, spróbować wyłapać ten rytm, gdyby ułożyć z tego utwór, gwiezdny marsz...
Zatrzymałem się. Przecież to nie byłby najgorszy pomysł, prawda? Inspiracja z gwiazd, przecież to takie romantyczne... Potrząsnąłem głową i zaśmiałem się pod nosem, ruszając dalej. Przez to całe gadanie Moniki zaczynałem powoli myśleć jak ona.
Monikę poznałem dwa lata wcześniej w dosyć ciekawej sytuacji. Każda z uczelni dostała oficjalne zaproszenie na debiutancki koncert skomponowany przez ‘niezwykle utalentowanego, młodego studenta, przyszłość polskiej muzyki klasycznej’, jak raczył sobie zażartować ze mnie mój mentor. Najwyraźniej nie były to do konca aż takie żarty, skoro sala koncertowa zapełniła się po brzegi i nawet siedząc w pierwszym rzędzie czułem cały ten tłum za sobą. To było przerażające, naprawdę. Cały pierwszy rząd zarezerwowany był dla gości specjalnych, głównie bardzo szanowanych profesorów czy teoretyków muzyki, których od tej pory całkiem nieźle poznałem. Kilka z tych miejsc zajętych było przez studentów, wiedziałem to na pewno. Janek, mój opiekun i organizator całego wydarzenia, prosił uczelnie o przyznanie kilku miejsc dla wybijających się studentów. I tak się złożyło, że zaraz koło mnie wylądowała Monika.
Przez większość koncertu siedziała cicho i w skupieniu obserwowała orkiestrę, jednak w pewnym momencie parsknęła cicho śmiechem. Spojrzałem na nią, zdezorientowany, a ona posłała mi przepraszające, jednak nadal rozbawione spojrzenie.
- Widzi Pan, jak tamta flecistka zarzuca głową w momencie, gdy konczy swoją partię? - spytała, wskazując na jedną z młodszych kobiet należących do orkiestry. - Z tego powodu palce ześlizgują jej się zbyt wcześnie i wygrywa jedną wyższą nutę niż powinna. Momentami brzmi to jak pianie koguta, gdyby się wsłuchać - uśmiechnęła się w taki sposób, że nie miałem wątpliwości co do tego, jak bardzo ją to bawi.
Zaimponowała mi w tamtym momencie. Sam słyszałem niepasującą nutę, ale nie spodziewałem się, że ktokolwiek inny to zauważy. W koncu to ja byłem kompozytorem i mogłem napisać partie na flet w taki sposób, że ostatnia nuta miała pozornie nie pasować. Później dopiero wyszło, że jej siostra grała na flecie poprzecznym i na samym początku nauki robiła dokładnie ten sam błąd. Sama Monika studiowała literaturę norweską, co dziwiło mnie przez dłuższy czas. Kto by się spodziewał, że istnieje taki kierunek? Ale była w tym dobra, naprawdę. Zaczęła się uczyć norweskiego z czystej ciekawości, ale już w liceum czytała teksty w oryginale. Z tego powodu tak dobrze radziła sobie na studiach i między innymi dlatego dostała bilet na ten koncert.
Uśmiechnąłem się. Nigdy nie spodziewałem się, że znajdę aż tak bardzo pokręconą i wspaniałą dziewczynę, która będzie kochać mnie całym sercem. Ani tego, że ja sam będę kochał ją tak bardzo. W każdym razie, przez to, że tak dużo opowiadała o literaturze, i to nie tylko norweskiej, zaczynałem myśleć w określony sposób. To wszystko dlatego, że mówiła z pasją, którą rzadko można u kogoś spotkać, opowiadała w tak ciekawy i zajmujący sposób, że ciężko było nie słuchać z zaciekawieniem. To był jeden z powodów dlaczego tak bardzo ją uwielbiałem.
Monika mieszkała na obrzeżach miasta, więc droga do niej, nie ważne z której strony się próbowało, zawsze prowadziła przez pola. Nigdy nie przepadałem za samochodami, dlatego jeździłem tylko wtedy, kiedy musiałem. Z tego powodu droga zajmowała dłużej, jednak nie przeszkadzało mi to. Starałem się szukać inspiracji zarówno w miejskim zgiełku, jak i naturze, tak jak w gwiazdach w tamtym momencie. Jednak tego dnia nie miałem na to za bardzo czasu, obiecałem Monice, że przyjdę wcześniej.
Zauważyłem, że coś jest nie tak w momencie, kiedy już powoli zbliżałem się do jej domku. Wszędzie zapalone były światła, a Monika nigdy tego nie robiła. Wieczorami siadała z książką w salonie lub gotowała coś w kuchni, czasami zastawałem ją otoczoną notatkami i podręcznikami na podłodze w salonie, zwykle wtedy, gdy zbliżała się sesja. Nigdy, ale to przenigdy nie paliła wszystkich świateł, bo nigdy nie miała takiej potrzeby. Z tego powodu przyspieszyłem i kiedy zbliżyłem się już wystarczająco, prawie że krzyknąłem ze zgrozy. To, co wziąłem za lampy, wcale nimi nie było. W całym domu szalał ogien.
Ruszyłem biegiem do drzwi, jednak zanim je otworzyłem, nastąpił wybuch. Ogien musiał dotrzeć do butli z gazem zainstalowanej w kuchence. Czułem tylko, jak odrzuca mnie do tyłu, a w uszach zaczęło mi dzwonić, jednak zanim upadłem straciłem przytomność.
Obudziłem się w karetce. Nie byłem tego pewien, nie za bardzo mogłem być, dopóki nie wyciągnęli mnie z niej już pod szpitalem. Próbowałem zaczepić jednego z ratowników medycznych, ale nie miałem siły podnieść ręki do góry, nie słuchała się mnie. Najwyraźniej podali mi jakieś leki przeciwbólowe już w drodze. Czułem ciepło na twarzy, jednak nie przeszkadzało mi za bardzo. Jakaś myśl kołatała mi się w głowie, ale byłem na tyle otumaniony, że nie mogłem jej pochwycić.
W środku szpitala wreszcie przypomniałem sobie co właściwie się wydarzyło. Całe zdarzenie przypłynęło jak wysoka fala, zalewając mnie i sprawiając, że zacząłem się topić. Otworzyłem usta i zadałem pytanie, jednak uświadomiłem sobie, że nic nie słyszę. Widziałem, jak usta lekarza, który podszedł do nas dosłownie chwilę wcześniej, się ruszają, formułując odpowiedź, jednak ani jeden dźwięk nie dotarł do moich uszu. Towarzyszyła temu całkowita cisza.
To była właśnie ta noc, kiedy zrozumiałem, dlaczego ludzie obawiają się ciszy. Chciałem dowiedzieć się co stało się z Moniką, jednak nie mogłem dostać żadnej odpowiedzi na swoje pytanie. Ten moment, kiedy oczekiwałem w napięciu, kiedy nadzieja mieszała się z przerażeniem i nie wiedziałem czy zacząć płakać, czy brać się w garść i oczekiwać na odpowiedź, to była chwila, którą zapamiętuje się na całe życie. Chwila ciszy, która może zniszczyć życie lub spowodować, że już do konca będziesz ją śnić w najgorszych koszmarach i budzić się z krzykiem na ustach, zlany potem, w objęciach ukochanej osoby. i bu
Witam zdaje się nowego Grupowicza. Chyba nie miałam przyjemności czytać wcześniejszych tekstów. podoba mi się opisanie uczucia do Moniki oczami zakochanego chłopaka . ciekawie wykorzystałeś temat , strach przed ciszą jako efekt utraty słuchu, porozumienie z lekarzem w sprawie ukochanej osoby. strasznym przeżyciem musiał być udział w takim wybuchu , najgorsza jest ta niepewność. większych błędów nie widziałam , zaledwie parę przecinków.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Kajuszka
Hmm, dzięki za opinię. Nowa nie, siedzę tu od roku, ale minął rok właśnie od mojego ostatniego tekstu (tydz. 45 czy coś w ten deseń) - studia ssą.
UsuńHej!
OdpowiedzUsuńna poczatek kilka drobnych uwag:
- staraj się pracować nad powtórzeniami słowa "był". Jest to ciężka sprawa, bo często trudno ułożyć zdanie bez niego, ale w końcu jesteśmy kreatywni :)
- "Każda z uczelni" - dosc duzy skrót myślowy, każda studentka, pracownik?
Poza tym mimo krótkiego tekstu ładnie nakreśliłaś postaci, tak że zdążyłam polubić Monikę na tyle, że widmo jej śmierci mnie bardzo zasmuciło. Piszesz raczej zwięźle, bez niepotrzebnego patosu, opisy są odpowiedniej długości i nie przeszkadzają w odbiorze. Bardzo przyjemnie czytało mi się ten tekst i mam nadzieję na kolejny tekst wcześniej niż za pół roku :)
Pozdrawiam!
Hej.
OdpowiedzUsuńO, też wzięłaś się za gwiazdy - u mnie też się pojawia mała dyskusja nad nimi głównego bohatera, ale temat aż się o to prosił.
Ja też polubiłam Monikę, choć poznałam ją jedynie z opisów. Wydaje mi się, że bym się z nią dogadała. Szkoda, że pozostawiasz czytelnika i narratora e tej niewiedzy, co się stało z dziewczyną, przez co nie wiem, czy powinnam się naprawde smucić.
Tekst krótki, ale bardzo dobrze się go czytało. Zgrabnie wplotłaś retrospekcję, dowaliłaś tym ogniem i wybuchem - lubię takie teksty, więc za Twój serdecznie dziękuję.
Pozdrawiam.
Na samym początku rzuciło mi się w oczy powtórzenie:
OdpowiedzUsuń"spędzałem tam ostatnimi czasy większość czasu", ale poza tym nie mam żadnych uwag. Na początku tekst był taki romantyczny, przyjemny, gwiazdy i zakochani... A potem wybuch wszystko zepsuł XD Utrata słuchu w takiej sytuacji musiała być potworna,nie tylko z powodu strachu o ukochaną, ale i dla kogoś, kto uwielbiał muzykę. Straszna sytuacja, naprawdę. Podoba mi się też zakończenie - nic się nie wyjaśnia i czytelnik może sam zdecydować, czy według niego potem był happy end czy nie.