Tydzień 99 - Chatka Gawrona
Słowa klucze: Sowa, spisać, żywy
Miniaturka z wojennego
uniwersum. Może niektórym czytelni(cz)kom zrobi się nieco chłodniej mimo
upalnego lata za oknem :)
Śnieg
przestał zacinać a wiatr nieco się uciszył. W nieprzeniknionym mroku nocy dało
się słyszeć tylko uporczywe skrzypienie zbitego mocno śniegu pod butami dwojga
wędrowców. Irena wysunęła rękę z kiszeni by odgarnąć zagubiony kosmyk, który
wysunął się spod wełnianej czapy. Odsłoniwszy ucho dobiegł ją głęboki ton
dzwonu bijącego gdzieś w oddali.
–
Słyszysz? – Stanęła i zatrzymała Aleksandra ruchem dłoni, aby skrzypienie śniegu
nie przeszkadzało jej w odliczaniu uderzeń dzwonu. – To na Nieszpory.
Osiemnasta.
–
Tym bardziej nie powinniśmy się zatrzymywać. Jeszcze kilka kilometrów przed
nami.
–
Oczywiście – przytaknęła, ruszając gwałtownie. Mroźny powiew wiatru przeszył ją
chłodem. Zrozumiała że nie warto tracić czasu na postój. Najważniejsze było
dotarcie na miejsce jak najszybciej. Głęboko wierzyła, że Aleksander
przeanalizował mapę i potrafi doprowadzić ich do Zaborowa najkrótszą i
najbezpieczniejszą drogą. W oddali zahukała sowa i Irena aż się wzdrygnęła.
–
Tutaj nie ma wilków, prawda? – zapytała
szybko.
–
Zdziwiłbym się, gdyby nie było – mruknął Aleksander spod szala, którym
szczelnie się otulił – Z pewnością wychodzą do ludzi. Są głodne.
–
Zamilcz do cholery... – Niezadowolona z odpowiedzi jeszcze bardziej
przyspieszyła kroku.
–
Czy mnie się wydaje, czy panienka się boi? – nie byłby sobą, gdyby nie zadrwił
z koleżanki, choć prawdę mówiąc sam również czuł się nieswojo. Pochodził z
miasta i nie odnajdywał się najlepiej w wiejskim otoczeniu, szczególnie zimowej
nocy nieopodal puszczy Kampinoskiej.
–
Nie bardziej niż ty podczas nastawiania nadgarstka – odcięła się gładko.
–
Bolało!
–
Zanim zaczęło, już miałam biec po księdza z Sakramentem – parsknęła śmiechem.
–
Ciszej tam, bo wrzucę panienkę do zaspy!
–
Ani się waż!
Nie
odpowiedział, ale też nie zrealizował swojego niecnego planu, choć gdyby
sytuacja była bardziej sprzyjająca, nie wahałby się ani chwili. Widok
piszczącej z oburzenia doktorówny zasypanej śniegiem sprawiłby mu
nieposkromioną radość. Z sentymentem wspominał nacieranie śniegiem dziewczynek
z sąsiedniej żeńskiej szkoły powszechnej
po skończonych lekcjach. Uśmiechnął się na to wspomnienie.
Tymczasem
Irena starała się skupić na równomiernym marszu. Zimno stawało się nieznośne,
myśl o otaczających ich niebezpieczeństwach nie dawała pocieszenia, a skarpety
już dawno przemokły i czuła jak palce u stóp zaczynają zamieniać się w lodowe
kostki. Od momentu gdy wysiedli na stacji w Ożarowie minęło już dobre osiem
godzin. Mieli szczęście, że po drodze trafili na życzliwego wieśniaka, który
podrzucił ich wozem aż do Kaput, co stanowiło mniej więcej jedną trzecią drogi.
Aleksander był oczywiście sceptyczny. Według niego nie powinni nikomu rzucać
się w oczy i całą drogę przebyć na piechotę. To ona zagadnęła miejscowego i
nakłoniła go do pomocy. Kiedy tylko opuścili Kaputy musiała wysłuchać
przynajmniej godzinnej przemowy na temat głupoty i nierozwagi, którymi rzekomo
się odznacza. Owszem, wieśniak patrzył na nich podejrzliwie od kiedy spytani o
ostatni kontyngent na rzecz Niemców, nie umieli się do niego odnieść w żaden
sposób i jedno przez drugie próbowali zmienić temat. Później jednak miejscowy przestał
zadawać pytania. Mieszkańcy okolicznych wsi najlepiej wiedzieli, że czasem
lepiej wiedzieć mniej niż więcej.
Mróz,
lodowaty wiatr, głębokie zaspy mokrego śniegu i zmęczenie dawały się wędrowcom
mocno we znaki. Po niecałej godzinie dalszego marszu Irena szła już wiedziona
bardziej wrodzonym uporem niż własnymi siłami. Nie czuła nie tylko stóp i
dłoni, ale także twarzy, mimo że okutała się szczelnie szalem. Ogarnęło ją
przemożne pragnienie zatrzymania się choćby na chwilę aby usiąść i ulżyć
zmęczonym nogom. Nie była w stanie iść dalej. Wiedziała że postój jest złym
pomysłem, a jednak walka ze zmęczonym ciałem stała się już niemożliwa
–
Aleks... – wychrypiała z trudem, zatrzymując się – Jak daleko jesteśmy?
–
Blisko – odrzekł uchylając nieco czapy, która niemal zakrywała oczy. – Za
tamtym zakrętem powinna już rozpościerać się polana, na której stoi chatka
Gawrona. O ile jeszcze stoi...
Irena
odetchnęła z ulgą, po czym natychmiast zaniosła się kaszlem. Mroźne zimowe
powietrze ostro drażniło gardło.
–
Cicho! – warknął Aleksander starając się zasłonić dziewczynie usta szalem.
Wywołało to kolejny atak kaszlu, tym razem zduszony i chrapliwy.
–
Łapy precz! – Irena odepchnęła chłopaka z całej siły na jaką było ją stać, przy
tym omal nie wywracając się sama. Alknicki złapał ją w porę. – Przestań się
stawiać! – warknął po raz drugi. – Idziemy.
Aleksander
miał rację. Gdy dotarli do zakrętu, mimo ciemności dostrzegli nieregularny
kształt wiejskiej chaty za przerzedzającymi się drzewami. Irena poczuła
natychmiast że mimo mroźnego powietrza ciało zaczyna gwałtownie nabierać
temperatury. Bicie serca, do tej pory ledwo wyczuwalne, teraz stało się głośne
jak dzwon wiejskiego kościoła. Aleks sięgnął do zawiniątka niesionego na
ramieniu i wydobył niewielką lornetkę. Podszedł kilka kroków i spojrzał w
stronę chaty.
–
Pokaż! – Irena dała koledze lekkiego kuksańca. – Ja też chcę popatrzeć.
–
Zachowuj się! – syknął rozzłoszczony kontynuując obserwację.
–
Co widzisz? Jest tam ktoś?
–
Ciemno... Wygląda jakby chata była opuszczona.
–
Wchodzimy?
–
Ty zostajesz – odsunął lornetkę od oczu i sięgnął po broń. – Pamiętasz jaka
była umowa.
–
Oczywiście – przytaknęła natychmiast. Od kiedy krew w ciele zaczęła krążyć
szybciej, wrócił jej wigor i entuzjazm do zaplanowanej akcji. – Czekam na znak.
Oddaj lornetkę. – Aleksander z wahaniem podał jej przedmiot.
–
Podejdź bliżej, do tamtego modrzewia – wskazał jej drzewo kilka metrów dalej,
spod którego wschodnie okna domu były o wiele lepiej widoczne – Tylko nie gap
się ciągle na dom. Jak zauważysz coś podejrzanego, wycofujesz się. Jasne?
–
Tak jest! – odpowiedziała służbiście. W głębi duszy nie dopuszczała nawet
myśli, że zostanie w tym lesie sama, zmuszona do ucieczki. – Tylko nie każ mi
za długo czekać, dobra?
–
Nie opowiadaj bzdur. Nie zamierzam się z tobą droczyć na akcji. – Po jego minie
zrozumiała, że powinna zamilknąć. To nie był pierwszy taki wspólny wypad z
Aleksandrem i mimo, że często się sprzeczali, nauczyła się rozumieć w którym
momencie należy skończyć dyskusję i skoncentrować się na aktualnej sytuacji.
Aleks poluzował szal i poprawił czapkę. Ściskając rewolwer w dłoni ruszył
ostrożnie w stronę wiejskiej chaty. Irena przyłożyła lornetkę do oczu. Dom
wyglądał na opuszczony. Okna zasłonięte były materiałem, w żadnym z pomieszczeń
nie paliło się światło. Nic dziwnego. Według informacji, które otrzymali przed
kilkoma dniami, jedyny mieszkaniec chaty został aresztowany. Wiązała się z tym
konieczność przyjazdu i sprawdzenia czy cokolwiek ze zgromadzonych materiałów
uszło uwadze Niemców. Gra toczyła się o wysoką stawkę, bo Gawron był w stałym
kontakcie z Aliantami. W ostatnim meldunku donosił o zbliżającym się zrzucie
broni i zaopatrzenia. Należało zrobić wszystko, żeby ten zrzut przechwycić.
Irena
skierowała wzrok na Aleksandra. Ostrożnymi krokami, przyczajony, zbliżał się w
stronę chaty. Wspiął się by zajrzeć przez okno. Później zeskoczył znów na
ziemię i przeszedł do drzwi frontowych. Raz jeszcze rozejrzał się dookoła
siebie, po czym gwałtownie wtargnął do środka i zniknął jej z oczu. Dopiero
wtedy dziewczyna poczuła znów przejmujący chłód i zdała sobie sprawę, że
straciła czucie w stopach. Spróbowała postawić krok do przodu i natychmiast
straciła równowagę. Runęła w zaspę. Ogromnym wysiłkiem woli, podciągając się o
pień drzewa, wróciła do pozycji pionowej. W głowie szumiało, przed oczami
zaczęły migotać kolorowe plamki. Na szczęście wciąż ściskała w dłoni lornetkę.
Gdyby przedmiot wpadł w zaspę, nie miałaby odwagi pokazać się Aleksowi.
Wytężonym wzrokiem spojrzała raz jeszcze w stronę chatki. Zdawało jej się że w
oknie pojawił się nikły płomień. Aleksander dawał jej sygnał. Natychmiast
zawiesiła lornetkę na szyi i ruszyła w stronę chaty.
Gdy
pchnęła skrzypiące drzwi jej oczom ukazał się nieprzyjemny widok. W chacie nic
nie stało na swoim miejscu. Garnki porozrzucane po podłodze, resztki jedzenia
na stole, ubrania powyciągane ze skrzyni, ciśnięte w nieładzie na łóżko. Nawet
resztki drewna na opał nie leżały przy piecu, ale w różnych miejscach
pomieszczenia, jakby ktoś kopnął ze złości w stos.
–
Uważaj – dobiegł ją ostrzegawczy syk z drugiej strony pomieszczenia.
Zawahała się przed kolejnym krokiem i wtedy
dostrzegła na deskach ogromną ciemnoczerwoną plamę zaschniętej krwi. Była
wdzięczna Aleksowi za tę uwagę.
–
Jest? – zapytała ledwo dosłyszalnym szeptem.
–
Zwariowałaś? Zabrali go. Najpewniej żywego. Nie zdziwiłbym się też gdyby tu
wrócili. Wiedzą ile wiedział, albo przynajmniej się domyślają. Inaczej nie
przeszukiwaliby domu tak dokładnie. Musieli go nakryć przy radiostacji. Wciąż
zresztą wydaje mi się podejrzane, że nikogo nie postawili na straży...
–
Nikogo nie widziałam.
–
Być może czekają aż wyjdziemy... albo raczej Z CZYM wyjdziemy.
–
Znalazłeś cokolwiek?
–
Owszem, tajną skrytkę w podłodze.
–
Jest mapa?
–
Współrzędne. Ale nie spiszemy ich. Musimy je spalić. A potem stąd znikamy.
Irena poczuła jak opuszczają ją resztki sił.
Wsparła się ciężko o ramę łóżka.
–
Dokąd pójdziemy Aleks? Jest chyba minus dwadzieścia, jesteśmy przemoknięci... –
urwała w pół zdania zanosząc się chrapliwym kaszlem.
–
Nie wiem... – wzruszył ramionami – wiedziałaś jak to będzie wyglądać.
–
Usiądę na chwilę – postąpiła kilka kroków w stronę łóżka. Odgarnęła ubrania w
stronę wezgłowia i ciężko zwaliła się na słomiany siennik. Aleks przyglądał się
temu z widoczną dezaprobatą, jednak nic nie powiedział. Po chwili podał jej
kartkę zapisaną rzędem liter i cyfr.
–
Co to jest? – widziała znaki jak przez mgłę.
–
Współrzędne. Pamiętasz szyfr Gawrona?
–
Na miłość boską Aleks, skąd miałabym go w ogóle znać.
–
Żartujesz?
–
Czy wyglądam jakbym żartowała?
–
Kurwa...
Donośne
łomotanie do drzwi zlało się z soczystym przekleństwem Aleksandra. Irena tylko
spojrzała na niego i natychmiast wsunęła kartkę do stanika. Nie mogli jej
zniszczyć, zanim nie zdołają jej odczytać. Alknicki był tego samego zdania,
odczytała to z jego oczu. Usłyszała charakterystyczny trzask odbezpieczanego
pistoletu.
–
Nie pozwól im wziąć nas żywych – szepnęła żarliwie do kolegi – Nie pozwól.
Na wstępie powiem, że mile przyjąłem wizytę w Puszczy Kampinoskiej zimową porą - ile bym teraz dał za choćby dziesięć stopni mnie, a tutaj otrzymałem zupełne przeciwieństwo tego, co przeżywamy teraz (bądź tak jak ja znajdujemy się w stanie agonalnym xd).
OdpowiedzUsuńDobra, koniec dygresji. Jako historyk-amator (szczególnie okresu II WŚ) dość łatwo przeniosłem się do konspiracyjnej rzeczywistości. To napięcie, zapięcie wszystko na ostatni guzik - fajnie to ze sobą współgra. Jak dla mnie opisy krajobrazu i podróży dobrze oddaję wędrówkę w niezbyt sprzyjających warunkach (masa śniegu, mróz i las - idealne miejsce na zgubienie się i nie do końca łatwą śmierć xdd). Osobiście z dwójki bohaterów bardziej odpowiadał mi Aleksander; stawiam że tojego powaga i żołnierska dyscyplina mnie skłoniła do tego zdania. Jeśli zaś chodzi o Irenę, to ogólnie zastanawiałem się, z jakiego powodu chłopak wziął ją za sobą? W końcu akcja nie zapowiadała się na łatwą, a aż nadzbyt widoczne było to, że mróz jej doskwiera. Jednak musiał mieć jakiś powód, skoro tak się wszystko potoczyło. Zakończenie z rodzaju klasycznych cliffhanger'ów - już myślałem, że poznam odpowiedzi na moje pytania a tu klops - nie ma tak łatwo xdd W takim przypadku pozostaje sporo miejsca na własne interpretacje i właśnie próbuję sobie dokończyć tę historię, ale nie do końca mi wychodzi? Może w przyszłości zechcesz dopisać do niej choć parę akapitów? Ja mogę zaświadczyć, że na pewno bym to przeczytał XD
Z rzeczy do poprawy wymieniłbym przede wszystkim brakujące przecinki w zdaniach złożonych. Ponadto w jednej kwestii dialogowej wydaje mi się, że zdanie od trzeciej półpauzy powinno zacząć się w nowym akapicie (
– Łapy precz! – Irena odepchnęła chłopaka z całej siły na jaką było ją stać, przy tym omal nie wywracając się sama. Alknicki złapał ją w porę. – Przestań się stawiać! – warknął po raz drugi. – Idziemy). Wystąpiło jedno wyraźne powtórzenie "Wiedzą, ile wiedział", zaś w wyrażeniu "trzask odbezpieczonego pistoletu" zastąpiłbym "trzask" wyrazem "odgłos" - lepsza kolokacja wyjdzie dzięki temu, moim zdaniem. Dobrze, skończyłem się czepiać (od razu przepraszam, ale włączył mi się zmysł edytora - takie zboczenie zawodowe xdd)
Całość czytało mi się niezwykle łatwo i zanim się spostrzegłem, doszedłem do końca. Dziekuję za możliwość przeczytania Twojego tekstu. Mam nadzieję, że na następny nie będzie trzeba długo czekać.
Pozdrawiam serdecznie
Moge zdradzic tyle ze Irena tez jest ciekawa bohaterka, wprowadza sporo zamieszania, ale tez ma powazny konspiracyjny atut - urodę. No i oczywiscie oczekiwano od niej ze zna szyfr ;) Mialam napisac wiecej tego tekstu, ale juz byla niedziela wiec pomyslalam "a ciul, niech ich niemcy dopadna" ;)
Usuń"wiedzą ile wiedział" - to kwestia Aleksa, powtórzenie jest absolutnie celowe, chlopak jest zdenerwowany i mowi skrótami nie zastanawiajac sie nad tym
Wszelkie uwagi dot. interpunkcji i zapisu <3 To najbardziej znienawidzona czesc pisania i wciaz musze sie duzo uczyc.
A w kwestii trzasku.. spotkalam tę kolokację wiele razy i wydaje mi sie sensowna, troszke tez dodaje klimatu, bardziej niz odglos. Swoja droga chetnie posluchalabym jaki to dzwiek zeby zawyrokowac ostatecznie :)
Dziekuje za komentarz!
Faktycznie zrobiło się chłodno, ale miło, że inne klimaty. Alex i Irena to zgrany zespół, jak czytałam o ich przedzieraniu się przez śnieg to samej zrobiło mi się zimno. Dobrze i zauważalnie użyte słowa kluczowe.
OdpowiedzUsuńjeden zwrot mi sie nie zgadza:
"Wiedzą ile wiedział, albo przynajmniej się domyślają." to powtórzenie słowa wiedzieć trochę mnie zatrzymało w tym zdaniu.
Podoba mi się to jak budowałaś powoli napięcie, najpierw przedzieranie się przez śnieg, mróz dotkliwy, potem ta sowa i myśl o wilkach, w końcu chata i napięcie sięga zenitu.
Jedna niezgodność mi się narzuciła ale to nic wielkiego:
jest mróz i śnieg i chata opuszczona i się nie pali do ciemno, wiec i zimno. Irena się walnęła na łózko- ubrana, wrecz opatulona po samą szyję jak mniemam , a na koniec szybko wsunęła kartkę do stanika, pod płaszczem i grubym zapewne odzieniem nie zrobiłaby tego tak szybko.
Co do "wiedzą ile wiedział" to tak jak pisałam wyżej, napisałam, zauważyłam powtórzenie, chciałam poprawić, po czym zostawiłam żeby pokazywało roztargnienie mówiącego. Skoro jednak rzuca się to w oczy, to może ten zabieg nie był do końca sensowny.
UsuńA co do ubran.. 100% racji :D Dzieki za tą uwagę!
Pozdrawiam serdecznie!
Dość plastycznie przedstawiłaś nam ten obrazek, aż widziałam te zwały śniegu i opuszczoną chatkę, do której zmierzali. Za to w ogóle nie przemówiła do mnie ta atmosfera pomiędzy Aleksem a Ireną. Rozumiem, że czas zadania, że jest ta nerwowość, ale Aleks strasznie z góry traktuje partnerkę, co mnie drażni. Trochę tak, jakby w ogóle nie miał do niej zaufania. Niemniej obrazek bardzo ładny i zakończony w dość niewdzięcznym momencie pozostawiający niedosyt.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Cieszę się że się podobało. Właściwie cieszę się też, że tak odebrałaś duet Aleks-Irena. Niestety w tych czasach zadaniem kobiet było raczej siedzenie w domu i Aleks od początku traktuje Irenę z góry. W ten sposób próbuje też zatuszować swoje uczucia do niej. Ale o tym w innym tekście. Pozdrawiam :)
UsuńHej!
OdpowiedzUsuńJa również poczułam chłód z tego opowiadania, ale te występujące w nim zaspy śniegu na mnie podziałały orzeźwiająco - mimo że urodziłam się pod koniec lata, to wolę jesień, a zimę to kocham, więc jak najbardziej wyczułam się w atmosferę miejsca. Zgadzam się z przedmowczynią, że Aleksander patrzy na partnerkę bardzo z góry. Powinni chyba współdziałać i starać się porozumieć, a nie wydawać rozkazy.
Ach, myślałam, że w chacie ktoś się kryje, niemniej i tak podoba mi się to, że jest tu tak dość surowo zarówno jeśli chodzi o tę wedrowke w śniegu, jak i o ilość bohaterów. Ten minimalizm pomógł zbudować atmosferę.
Jeśli jeszcze kiedyś będzie okazja, wróć, proszę, do tej dwójki. Może i Irena nie umie odczytać szyfru, ale jestem pewna, że jakoś uda jej się i Aleksowi uniknąć kłopotów.
Pozdrawiam!
Naprawdę czuć chłód w tym tekście! I biorąc pod uwagę upalne lato, to jest naprawdę wyczyn. Świetnie zbudowane napięcie i dobrze stworzony klimat, widzę ten śnieg, chatkę i panujący w niej bałagan. Żałuję, że nie ma ciągu dalszego, naprawdę. Tekst przypadł mi do gustu :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko