Tablica ogłoszeń


Grupa Kreatywnego Pisania to długoterminowy projekt cotygodniowych wyzwań pisarskich z wykorzystaniem writing prompts. Więcej znajdziesz w zakładce "O projekcie".



Temat

Temat na tydzień 129:

To było bardzo kłopotliwe. Nigdy nie miał ofiary, która odniosłaby porażkę w umieraniu.

klucze: klucz, wymiana, akcesoria, niedobre.

Szukaj tekstu

niedziela, 29 lipca 2018

[102] Wiedzący ~ Marchewkonator

Trzy wysokie postacie stały na niewielkim wzniesieniu, u stóp mając żyzną, pełną zieleni dolinę. Na linii horyzontu, jakąś godzinę drogi szybkim tempem, u podnóża wysokiej góry skierowanej na zachód od wzniesienia znajdowała się maleńka wioska. Słońce, powoli chowające się za górą rzucało piękny, czerwony blask na drewniane domy pokryte strzechą. Nawet z takiej odległości wytrawny obserwator ujrzałby krzątające się w obejściu kobiety, zbierające pranie i zaganiające dzieci do domu oraz mężczyzn wracających po pracy na zasłużony odpoczynek. Cała wioska składała się z kilkunastu domów, dlatego ludzi nie było w niej wielu, ale postaciom stojącym na wzgórzu to wystarczało. Ta najbardziej po lewej machnęła ręką i wskazała szponem na iście sielankowy obraz.
– Tam – odwrócił głowę do osoby stojącej za nią. Spod przepastnego kaptura nie wystawał nawet kawałek ciała, jednak palec jasno wskazywał na to, że nie miało się do czynienia z człowiekiem. Długi, pomarszczony palec pokrywała zrogowaciała skóra w zielonkawym odcieniu, zakończona pazurem w jednolitym, szarym kolorze, pazurem długim na dziesięć centymetrów. Widok ten gwarantował koszmary do końca życia, nawet bez zapewnień właściciela co do chęci rozprucia brzucha. Postać niecierpliwie machnęła ręką, nie mając zamiaru dodawać nic więcej. Nie stanowiło to jednak problemu – rozkazy zawsze były takie same, a Posłaniec nie należał do tych, co łatwo zapominają. Gdyby jednak kiedyś pokusił się o niepamięć, już dawno przestałby tego żałować. W końcu jak można by żałować czegoś bez głowy na karku? I nie chodziłoby w tym przypadku o żadną metaforę.
Posłaniec ukłonił się głęboko przytrzymując prawką ręką poły swojego brązowego płaszcza i ostatni raz rzucił okiem na trzy postacie. Wszystkie stały już do niego tyłem, bez ruchu wpatrując się w wioskę, która już niedługo miała należeć do historii. Nawet przy delikatnym wietrze ich jedwabne, granatowe peleryny zostawały w jednym miejscu. Nie dziwiło to jednak nikogo, kto chociaż przez chwilę miał z nimi styczność. Siłą woli sprawiali, że nie tylko obiekty były im posłuszne. Każdy niższy umysł poddawał się ich woli bez mrugnięcia okiem, będąc zadowolonym, że może służyć i wypełniać ich pragnienia. Niewielu było takich, na których nie stosowali bezpośredniego przymusu i jak do tej pory Posłaniec cieszył się, że nadal do tej garstki należy. Dlatego odwrócił się i ruszył przygotować się do drogi, kiedy tylko płaszcz postaci po prawej drgnął. Posłaniec widział już nie raz przerażenie w oczach tych, przed którymi granat materiału ukrył Wiedzących i nigdy nie chciałby znaleźć się na ich miejscu. Z tego oraz kilku innych, prywatnych powodów sam zgłosił swoje usługi. Jednak głównym powodem pchającym jego podobnych ludzi – ludzi z przydatnymi umiejętnościami – była chęć zachowania jakiejkolwiek woli, nawet takiej, mimo której nie może decydować o swoim losie. Chociaż to ostatnie nie należało już od obecności lub braku wolnej woli, a raczej głęboko zakorzenionego instynktu przetrwania. Wiele liści można było oberwać, gałęzi złamać, nawet ściąć cały pień, nie przeszkadzało to w ostatecznym przeżyciu. Ale korzenie? Podstawa wszystkiego? Bez korzeni nie da się obejść, w żadnym wypadku. Są fundamentem przeżycia, dosłownie i w przenośni.
Niecały kwadrans później Posłaniec galopował na swoim siwku w towarzystwie tuzina wojowników służących Wiedzącym. Nie potrzeba było ich więcej – mimo potencjalnej odwagi broniących się czarne hełmy z rogami wyrastającymi po bokach i wojenne barwy naniesione jaskrawą farbą na bezlitosnych twarzach żołnierzy kruszyły jakiekolwiek zapędy wieśniaków. Jednak nawet wtedy, gdyby pokusili się podnieść bron, nie mieli szans – byli na to zbyt wolni. Na takich, mniej lub bardziej pesymistycznych myślach zeszła Posłańcowi droga do wioski. Grupa nie musiała zwracać uwagi na hałas, gdyż kopyta każdego konia zostały owinięte starymi szmatami, które skutecznie tłumiły tętent na każdym trakcie. Ta stara sztuczka była jednym z powodów, dla których Wiedzący nie zgnietli wolnej woli Posłańca.
Trzynaście wierzchowców zatrzymało się wraz ze swoimi jeźdźcami kilka drzewnych długości od pierwszego domu. Panował półmrok, dlatego mieszkańcy nie mieli szans ich zauważyć. Plan działania zwykle wyglądał w ten sam sposób i tym razem nie różnił się niczym od tego pierwotnego, wypracowanego przed pierwszym podobnym wydarzeniem przez Posłańca. Mężczyzna machnął ręką i najbliższy wojownik z czerwonymi malunkami na twarzy zsunął się z siodła. Jeszcze zanim jego stopy dotknęły ziemi złapał za przytroczoną do juków pochodnię, a z kabzy wysupłał skarb cenniejszy od wszystkich pieniędzy w niej znajdujących się – siarkowe patyczki. Ci, którzy wcześniej się z nimi nie spotkali, nie za bardzo wiedzieli co zrobić z cuchnącymi, drewnianymi patyczkami zakończonymi żółtą główką. Wojownik jednak służył w armii Wiedzących ładnych parę lat, dlatego nie miał z tym najmniejszego problemu, wystarczyła mu chwila, by ten zapłonął oraz kolejna, by podpalić pochodnię. Później wszystko potoczyło się tak szybko i nieuchronnie, jak rozsypuje się domek z kart, ułożony przez znudzonego wojaka w karczmie pełnej innych mężczyzn.
Posłaniec stał, jak zwykle nie mogąc się nadziwić sprawnością armii Wiedzących – w jednej chwili wszyscy siedzieli na swoich wierzchowcach, by w następnej palić i mordować. Jednak mimo wszelkiego okrucieństwa, którego się dopuszczano, nigdy nie podnoszono ręki na kobiety oraz dzieci - Wiedzący zdawali sobie sprawę z ich znaczenia w przetrwaniu ludzkiego gatunku. Z tego powodu po kilku chwilach było po sprawie, wystarczyło złapać wszystkie niewiasty i przyłożyć im noże do gardeł, wtedy większość mężczyzn się poddawała. Ci, którzy nie wykazywali się takim rozsądkiem już po chwili leżeli na ziemi, martwym wzrokiem patrząc dookoła. Kiedy już cała sytuacja była opanowana, a zwykle nie zajmowało to zbyt długo, zjawiali się widzący.
Trzy wysokie postacie wychynęły z mroku, jakby stały i obserwowały całe zdarzenie od początku, czekając tylko na rozwiązanie sytuacji. Posłaniec zawsze zastanawiał się w jaki sposób przemieszczają się na taką odległość w tak krótkim czasie, skoro nie zabierają ze sobą swoich zwierząt, jednak nie miało to większego znaczenia w tej konkretnej sytuacji – wolał, żeby były zadowolone jego wyborem, dlatego odwrócił się i wydał kilka poleceń do żołnierzy. Część z nich zagoniła przerażone kobiety i popłakujące dzieci do największej chaty w wiosce, która nie uległa spaleniu, żeby nie przeszkadzały w nadchodzącym wydarzeniu, a reszta ustawiła pozostałych przy życiu mężczyzn w szeregu i rzuciła ich na kolana. Kiedy wszystko już było gotowe, środkowy Wiedzący wystąpił i odrzucił kaptur skrywający jego oblicze.
Twarz, która można było ujrzeć w niczym nie przypominała ludzkiej. Oprócz tego, że cała czaszka uformowana była jak u gadów, z wydłużonymi do przodu pyskiem, pokrywała ją zielona skóra częściowo zastąpiona łuskami. Wielkie oczy o nieziemskim wręcz wyrazie świdrowały każdego, na kim tylko się zatrzymały, wprawiając obserwowanego w nerwowy stan, w którym wydawało mu się, że odkryto wszelkie jego sekrety. Nie mijało się to zresztą z prawdą, Wiedzący już po chwili znali wszelkie potrzebne im informacje. Na taki widok część mężczyzn wydało okrzyki przerażenia, a jeden zwymiotował sobie pod nogi, jednak Posłańca interesował tylko ten, który nawet się nie wzdrygnął. Mężczyzna hardo patrzył na Wiedzącego, nie skrywając targającej nim furii i tylko miecz na gardle powstrzymywał go przed zrobieniem czegoś, czego nie zdążyłby nawet pożałować.
– Panie – Posłaniec skłonił się, prawie dotykając głową wysuniętego do przodu kolana – oto on. – Mężczyzna wysunął rękę i wskazał na obserwowaną przed chwilą osobę. – On się może nadać do armii Panie.
Wiedzący spojrzał na wskazaną mu postać i podszedł wolnym do niej wolnym krokiem. Nie musiał jej fizycznie złapać za brodę, by nią ruszyć w razie potrzeby, wystarczała siła woli, ale mężczyzna patrzył na niego, nie mając zamiaru odwracać wzroku, demonstracje niezwykłych umiejętności nie były więc potrzebne.
– Ciekawy ten człowiek – Wiedzący odsłonił nadzwyczaj ludzkie zęby, których nikt by się po nim nie spodziewał, i dotknął pazurem punktu, w którym kończy się nos, a zbiegają brwi. Zwykle samo to wystarczało, żeby zmiażdżyć wolną wolę jakiegokolwiek człowieka, który stawał się wtedy bezmyślnym, okrutnym żołnierzem wypełniającym wszelkie rozkazy, jednak mężczyzna patrzył dalej, sprawiając wrażenie nienaruszonego. Wiedzący nacisnął mocniej, aż popłynęła krew, jednak nie dało to żadnego rezultatu, pochylił się więc i złapał drugą ręką brodę mężczyzny, patrząc mu prosto w oczy z niewielkiej odległości. Posłaniec stał w tym czasie w niewielkiej odległości i obserwował, czując coraz większe zdziwienie i niedowierzanie. Czyżby ten mężczyzna był odporny na moc Wiedzących? I wtedy stało się coś, czego nie spodziewał się nigdy w życiu doświadczyć – Wiedzący wpadł w furię.
Wystarczyła chwila, żeby skręcił klęczącemu mężczyźnie kark i dwie kolejne, by zabił pozostałych. Zaraz po tym złapał pochodnię od najbliżej stojącego żołnierza i cisnął nią w chatę, w której uwięzione były kobiety wraz z dziećmi. Słomiana strzecha zajęła się momentalnie ogniem i już po chwili usłyszeć można było rozpaczliwe krzyki palących się ludzi. Jednak zanim to nastąpiło, Wiedzący zdążył rozpłynąć się w mroku. Dwoje pozostałych stało przez dłuższą chwilę przyglądając się zniszczeniom i wsłuchując się krzyki, po czym podążyły za swoim bratem.
Posłaniec stał, nie wiedząc co ze sobą zrobić, tak jak większość armii Wiedzących. Nie dostali żadnych wyraźnych poleceń, czuli więc pewnie rodzaj zdenerwowania. W końcu zarządził powrót do obozu, próbując jednocześnie zrozumieć całą sytuację, która miała miejsce dosłownie kilka chwil wcześniej. Czy to była pierwsza osoba, która oparła się mocy Wiedzącego? Której umysłu nie udało się zgnieść, nie udało się uśmiercić i podporządkować? Czy dlatego zabił resztę mieszkańców? Wszystkie te myśli gryzły go, kiedy wracał do obozu wraz z żołnierzami, bo uświadomił sobie coś, o czym wcześniej nawet nie śmiał pomyśleć – Wiedzących dało się pokonać.

1 komentarz:

  1. Cześć :)
    Ciekawy ten świat, choć taki brutalny. Zaciekawiłaś mnie tymi Wiedzącymi. Dlaczego tak wyglądają? Skąd się wzięli?
    Nie zaskoczyło mnie to, że odporny człowiek zginął - kto, będący przekonany o swojej wielkości, nie wściekłby sie, gdyby natrafił na kogos silniejszego od siebie?
    Ciekawy świat, dobre opisy.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń