***
I'm creeping my way out so you can see me
I'm crawling my way around 1000 cities
I'm crawling my way around 1000 cities
Naprawdę, ale to naprawdę nie
chciała tego robić – wstać z łóżka – i iść do rezydencji Monroe. Zadzwonił do
niej z samego rana w południe i wezwał do siebie, kiedy jej się tak dobrze
spało. Pierwszy raz od dawna. Ale robota to robota i jak mus to mus. No, więc
wstała i choć bardzo nieśpiesznie, ubrała się – w jej mniemaniu – przyzwoicie,
po czym wyszła. Z sypialni. I poszła do kuchni, uznawszy, że bez kawy nie da
rady.
Nie było
siły, która mogłaby ją zmusić do wyjścia opuszczenia mieszkania bez ówczesnej
dawki kofeiny. Tym bardziej jeśli miała się użerać z matołami od Monroe lub
niedajżeboże z tą furiatką Hekate.
Chyba
tylko Destroyersi mogliby sprawić, by zrezygnowała z kawy. No i ewentualnie
rozbijający się po mieście Bel. To jednak było w tej chwili niezbyt realną
groźbą, więc Tris z zadowoleniem sączyła napój, rozkoszując się ostatnią chwilą
spokoju
Gdy
wreszcie dotarła do rezydencji rodziny Monroe, najpierw musiała poczekać przy
bramie, bo nowy strażnik, nie czaił, że sam szef ją wezwał. A że miała dobry
humor to też nie chciała wdawać się w walkę, która niechybnie by ją czekała po
znokautowaniu strażnika. Nie wspominając, że potem nasłuchałaby się od samego
Monroe.
Potem
kolejne dwadzieścia minut naczekała się pod gabinetem, bo Monroe miał jakąś
pilną rozmowę telefoniczną i nie wolno było mu przeszkadzać. A kiedy już
wreszcie mogła się z nim zobaczyć, zadał jej najgłupsze możliwe pytnie:
- Tris,
ale tak szczerze, czy miałaś kiedyś na sobie sukienkę?
Rzuciła
mu pełne żalu spojrzenie i westchnęła. Wszyscy byli najwyraźniej w zmowie, by
schrzanić jej ten dobry dzień i równie dobry nastrój. Wszechświat był przeciwko
niej.
- Z
przykrością informuję, że tak. Zdarzyło mi się z raz czy dwa – sarknęła.
-
Świetnie! Czyli jeśli dostaniesz sukienkę to będziesz wiedziała jak się
zachować?
- Jak
nie powiesz zaraz o co ci chodzi, to tą sukienkę będą ci wyjmować chirurgicznie
z dwunastnicy. Sam się domyśl, którą stroną się tam dostanie.
- Uznam
to za tak – mruknął Monroe, nie pomny na groźby Szkarłatnej. W jego branży nie
należało się takimi rzeczami przejmować, a tym bardziej tego okazywać. – Wybieram
się jutro do kasyna i… - nie zdążył do kończyć.
-
Wybornie! – wykrzyknęła Tris, zacierając ręce. – Kasyno to mój drugi dom.
- Idę
tam w interesach, więc trzeba będzie się trochę pokręcić i pobrylować.
Potrzebuję ochroniarza na wszelki wypadek, bo moi chłopcy będą musieli zostać
na zewnątrz.
- I tym
ochroniarzem mam być ja.
-
Incognito, rzecz jasna – dodał Monroe i wyciągnąwszy spod biurka pudełko,
wręczył je Szkarłatnej. – To twój strój na jutro.
Nie czekała na pozwolenie i otworzyła. Oczywiście
wiedziała, co tam znajdzie i nie myliła się.
- Granatowa? – zapytała, patrząc na mężczyznę spod byka.
– Jaja se robisz w tym momencie?
- Jest bardzo ładna i trochę kosztowała.
Tris
skrzywiła się, więc Monroe wyciągnął suknię i rozwinął ją, by zaprezentować blondynce.
- Mowy
nie ma. W granatowy badziew to ty możesz kiedyś Hekate wcisnąć, jak dasz radę.
Mam coś lepszego. Od dawna wisi w szafie i czeka na swoją chwilę – oznajmiła Tris,
jednak widząc niepewność w oczach Monroe, dodała: - Zaufaj mi. Nie pożałujesz.
You all stop and stare, I don't need your pity
Czuła się idiotycznie,
wychodząc w tej przepięknej sukni z zapyziałej kamienicy, w której żyła. A
przecież jeszcze w mieszkaniu była zachwycona kreacją, więc to nie tu był
problem. Ona po prostu nie pasowała do tego miasta, tego miejsca. Ale tak
rzadko bywała teraz na salonach, że samą ją to dziwiło.
Na ulicy
miała wrażenie, że wszyscy się na nią gapią. Jednak tym razem wcale nie była
usatysfakcjonowana. Zazwyczaj lubiła, gdy mężczyźni pożerali ją wzrokiem. No
właśnie, mężczyźni, a nie te ścierwa z Ergastulum.
I
kobiety, które patrzyły na nią nie z zazdrością, a z pogardą, bo wystroiła się
jak stróż w Boże Ciało. Ale praca to praca. Gdy opuści mury tego miasta, na
pewno poczuje się lepiej. Znów będzie tą Szkarłatną, którą olśniewała ludzi,
owijała sobie mężczyzn wokół palca i wychodziła z kasyna z torbami pieniędzy.
Na
szczęście nie musiała czekać długo, bo już po chwili podjechał czarny samochód
Monroe. Mężczyzna obniżył szybę i zlustrował ją wzrokiem, po czym mruknął coś
pod nosem. Z auta wysiadł jeden z jego goryli i otworzył jej drzwi, przy
okazji, próbując złapać za tyłek.
Wykręciła
mu tylko palce, dyskretnie, bo przecież miała zachowywać się jak dama i patrząc
na niego groźnie, wysyczała:
- Ręce
przy sobie albo palce nie będą jedyną częścią ciała, którą dziś stracisz.
Na jej
twarz momentalnie powrócił uśmiech, gdy odwróciła się do Monroe i wsiadła do
samochodu, robiąc to z gracją, o jaką nikt nie podejrzewałby Zmroka.
- Muszę
przyznać, że mnie zaskoczyłaś. Nie wiedziałem, że... – zaczął Monroe.
- Wiele
jeszcze rzeczy o mnie nie wiesz – skwitowała Szkarłatna, wpatrując się w okno,
gdy samochód ruszał. – Wykonywałam w Demonsach wiele różnych misji, gdzie
miałam okazję zdobyć więcej zdolności, niż tylko „salony”.
- Na
przykład?
-
Dopiero się przekonasz.
I'm living my life in this hell
Gdy opuścili Ergastulum,
poczuła się znacznie lepiej, a kiedy zobaczyła wreszcie wielki, świecący szyld
kasyna, poczuła nagły przypływ adrenaliny. Czasami jeszcze tęskniła za dawnym
stylem życia. Takiego, które wiodła tylko dla siebie, rozbijając się po
kasynach. Tęskniła też za przedziwnymi misjami, jakie czasem dawał jej Bel. Za
wieloma rzeczami tęskniła, za przyjaciółmi, których zdobyła po drodze, nawet
jeśli tylko na chwilę, nawet jeśli już odeszli, czasami… Tylko czasami… Bo
oddała się w wir pracy i zmian, jakie przyniosło jej życie. Ale jednak…
I pewnie
już zawsze będzie za nimi tęsknić. Nawet za takim Belem, który był skurwysynem
ponad skurwysyny i psycholem. Za popijaniem wina z Alem, za wygłupami z Asmo,
oglądaniem filmów nad pudełkiem pizzy z Energy i wiecznymi walkami z Kaimonem,
choć wtedy wolałaby go zdechłego. No i tęskniła za Vincentem, który odszedł tak
dawno temu i oczywiście za Lokim. Za wieloma rzeczami tęskniła, ale nie miała
na to wpływu.
Westchnęła
ciężko po raz ostatni i potrząsnęła głową z dezaprobatą, próbując doprowadzić
się do porządku. Co to za rozklejanie się przed misją… Nie mogła sobie pozwolić
na błąd. Miała być przecież ochroniarzem Monroe, nawet jeśli wątpiła, by
mężczyzna był zupełnie bezbronny.
-
Wszystko w porządku? – zapytał Monroe, lecz nie było w tym ani krzty troski. Upewniał
się jedynie, że podczas zadania będzie w najlepszej formie, by chronić jego
mafijny tyłek. – Wyglądasz…
- W
porządku – weszła mu w słowo. – Przypomniało mi się coś i tyle. Próbowałam
sobie odświeżyć stare triki.
- Nie
jedziemy tam grać.
- Ale
musimy sprawiać dobre wrażenie.
- I
twoim zdaniem zrobimy je, wygrywając kupę forsy? O nie, moja droga. To kasyno
będzie mi jeszcze potrzebne.
Wreszcie
dojechali na miejsce. Kierowca otworzył jej drzwi, a ona z gracją wyszła z
auta. Chwyciła zaoferowane jej przez Monroe ramię i razem wkroczyli do lokalu.
Zabawa
trwała w najlepsze i Tris szybko odnalazła się w klimacie. Z chwilą wejścia do
budynku zamieniła się w słodką, lekko rozkapryszoną blondyneczkę do
towarzystwa, tylko czasem dyskretnie wymieniając z Monroe jakieś uwagi na ucho,
co wyglądało raczej na bardzo gorący flirt i o to przecież chodziło. W głębi
duszy jednak wzdrygnęła się na tę myśl.
- Chcę
drinka – oznajmiła, robiąc znudzoną minę i wieszając się na ramieniu Monroe,
napierając na niego cyckami. – Zagraaajmy w coś.
- Jesteś
niemożliwa – mruknął Monroe, śmiejąc się. – Ale tylko jednego. Nie zapominaj,
że jesteśmy tu w interesach – dodał, obejmując ją w talii.
Pozwoliła
mu na to. Pozwoliła także na to, by złapał ją za tyłek, musieli być
przekonywujący w swoich relacjach. Chwyciła jego dłoń i pociągnąwszy do baru,
wlepiła błękitne spojrzenie w przystojnego barmana.
- Co dla
ciebie? – zapytał, patrząc zdecydowanie poniżej jej linii oczu. Szybko jednak
spostrzegł, że nie przyszła sama i wyprostował się. – A dla pana?
- Dla
mnie będzie coś dobrego – zaświergotała Tris, oblizując usta. – I słodkiego.
-
Whisky. Dużo lodu – burknął Monroe.
- Ale
mógłbyś być trochę milszy – roześmiała się Tris, uwieszając się znowu na
mężczyźnie.
- A ty
bardziej dyskretna w flirtowaniu z innymi – odgryzł się Monroe.
- Od
patrzenia jeszcze nikomu się nic nie stało.
- Ale
przyszłaś tu ze mną – przypomniał jej, przyciągając agresywnie do siebie.
Roześmiała
się jak typowa trzpiotka i skradła mu szybkiego buziaka.
- Reszta
później.
- Po
interesach.
- Po
interesach – przytaknęła i odwróciła się z powrotem do barmana, by odebrać
swojego drinka. Puściła mu dyskretnie oczko i zwróciła się z powrotem do
swojego towarzysza. – Zagrajmy. Może w ruletkę? Wygraj dużo pieniędzy i kup mi
jakiś ładny naszyjnik.
- No
dobrze, zobaczymy, ale będziesz musiała…
- Nie
martw się, mam zaplanowane dla ciebie coś ekstra.
Świetnie
się bawili, a przynajmniej sprawiali takie wrażenie. W rzeczywistości Tris była
jednak trochę znudzona. Monroe nie pozwolił jej zagrać, twierdząc, że blondynka
„przegra cały jego majątek, a tego by nie chciał”. I w ten oto nadszedł czas
spotkania, nikt się jednak nie pojawił.
- Czy to
nie pora? - zapytała Tris, wywracając oczami. – Jeśli mamy tu siedzieć dłużej,
przynieś mi nowego drinka. Monroe się nie ruszył. – No? Na co czekasz? –
powtórzyła, patrząc na mężczyznę znacząco, dając mu do zrozumienia, że to nie
była część ich gry aktorskiej. Ten już miał się podnieść, gdy na horyzoncie
pojawił się mężczyzna w garniturze, zmierzający w ich stronę? - To on? –
zapytała cicho, ale znała odpowiedź, sądząc po minie pracodawcy.
- Pan
Monroe?
- Tak.
- Szef
zaprasza.
- Dokąd?
– zapytał Monroe. – Mieliśmy spotkać się tutaj.
-
Niestety nastąpiła pewna zmiana. Jestem tu by zabrać pana oraz pańską
towarzyszkę do…
- Nie
taka była umowa – warknął Monroe. – Powiedz Josephowi, żeby tu przylazł inaczej
nici z interesów, rozumiesz?
-
Niestety, ale…
- Nie
pogrywaj sobie. Nigdzie się nie ruszam. Masz trzy sekundy, żeby do niego
zadzwonić albo wychodzę – zagroził Monroe.
Nieznajomy
zmarszczył brwi, widząc, że nic nie wskóra i Tris w ostatniej chwili pociągnęła
Monroe do tyłu, ratując go przed ostrzem noża.
-
Uważaj! To była pułapka, choć najwidoczniej słaba – stwierdziła Szkarłatna,
wyciągając spod połów sukni swoje sztylety. – Od początku nie mieli zamiaru
robić z tobą interesów.
Now I'm crawling away cuz the stress has killed me
- Jesteś
bystrzejsza, niż wyglądasz – padło w odpowiedzi. – Ale to za mało.
- Och
wierz mi, że to wystarczająco – prychnęła Szkarłatna i wyszczerzyła zęby. – Nie
wiesz, z kim masz do czynienia, złotko.
Wypowiedziawszy
to, ruszyła na mężczyznę. Dopóki miał na sobie marynarkę, wyglądał dość
niepozornie. Długie, ciemne włosy spięte w idealną kitkę. Idealną i gładką, z
której nie odstawał nawet jeden, pojedynczy włos. Jednak zrzucając z siebie
marynarkę, ukazał muskularne ramiona w opinającej się koszuli. Tris aż mruknęła
z uznaniem na ten apetyczny widok.
Wymienili
kilka ciosów, testując siłę przeciwnika. Szkarłatna się nie bała, choć może
powinna. Nie miała wątpliwości, że brunet jest Zmrokiem tak jak ona, ale jakoś
się tym nie przejęła. Zapewne wziął już Celebrer, a mimo to nie sprawiał wrażenia
specjalnie silnego. Jasne mógł mieć rangę B, może nawet A, ale nie takich Tris
już w życiu pokonała.
Jedyne
co zauważyła to fakt, że jego styl walki był dziwnie znajomy. I już to powinno
ją tknąć, że należy uważać, ale zignorowała podpowiedź intuicji. Uznała, że to
pewnie tylko jej wyobraźnia. A może wręcz przeciwnie? Może wydawało jej się, że
ma przewagę, bo rozpoznaje ten styl walki?
Pomimo
zupełnie innej broni, coś w jego ruchach przypominało jej Hekate. Prawa, lewa,
lewa, z góry. Bez problemu odpierała ataki, co irytowało mężczyznę. A ona
śmiała się w głos, rozkręcając się coraz bardziej.
Gdyby
tylko wiedziała, że to zmyłka, że celowo dawał jej myśleć, że ma przewagę,
walcząc dwoma sztyletami, przeciwko niemu, uzbrojonemu tylko w nóż. Nie
wiedziała kiedy i skąd wyciągnął drugi, zwłaszcza, że był dużo większy i wbił
jej w bok.
Upadła. Wtedy
to brunet roześmiał się, jakby usłyszał zajebiście dobry żart. Kopnął ją
jeszcze, upewniając się, że nie wstanie, po czym zwrócił się w stronę Monroe.
I feel like I fell from a 10 story building
Leżała
na ziemi, krwawiąc obficie. Kątem oka widziała, jak Monroe wzywa swoich ludzi,
ale wątpiła, żeby jeszcze żyli, a ci z rezydencji nie zdążyliby na czas. Nie
miała wyjścia, jak wziąć się w garść. Zebrała w sobie resztki sił i podniosła
się z podłogi, zostawiając za sobą dosyć sporą kałużę czerwonej posoki.
- Nie
tak prędko – wysyczała.
Popatrzył
na nią, marszcząc brwi. To było bardzo kłopotliwe. Nigdy nie miał ofiary, która
odniosłaby porażkę w umieraniu.
- Jesteś
Zmrokiem – stwierdził z niezadowoleniem, gdy wyciągnęła z dekoltu pudełeczko
tabletek i połknęła je, krzywiąc się. – Nie pachniesz jak Zmrok.
- Bo nie
śmierdzę Celebrerem.
- Zabije
cię, zanim zdąży zadziałać.
- Lepsi
od ciebie próbowali mnie zabić, a jednak nadal tu jestem – roześmiała się Tris.
Best run and hide before the devil starts her bidding
Jednak
przez dłuższą chwilę mogła jedynie odpierać jego ataki. Zepchnął ją do defensywy
i zmusił do cofnięcia się niemal pod ścianę. Nie zorientował się, że tym razem
to on dał się oszukać. Gdy kopnął ją w brzuch, uderzyła plecami o ścianę obok
tarczy do rzutek. Wzięła wszystkie i momentalnie rzuciła w niego jedną. Złapał
ją, ale to była tylko przykrywka.
Tris
znalazła się tuż przed nim i drugą, którą trzymała, wbiła mu w oko, wpychając
coraz głębiej. Mężczyzna wydarł się przeraźliwie i upadł… Przez chwilę
wstrząsały nim drgawki, aż w końcu ciało uspokoiło się zapadając w wieczny sen.
Tęskniłam za nią. Naprawdę, choć sama nie miałam dotąd o tym pojęcia. Za Monroe już mniej. Uj jest i tyle. Ta gra Tris była tak swojska, że miło było popatrzeć, choć akcja na końcu nie do końca zgrała. Ale zwalmy to na fakt, że nie poprawiłaś tekstu.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Nie ukrywam, że końcówkę schrzaniłam trochę,śpieszyłam się...
UsuńOoo, misiu... "Jak nie powiesz zaraz o co ci chodzi, to tą sukienkę będą ci wyjmować chirurgicznie z dwunastnicy. Sam się domyśl, którą stroną się tam dostanie." Tak mi pisz! Nie mogłam sie oderwać od tego tekstu :) Jak powtarzam Ci od prawieków (no, jakieś dwa czy trzy lata) jesteś stworzona do pisania! Jest u Ciebie zabawnie, sporo się dzieje, bohaterkę lofciam, pożyczyłabym jej trampki, i to te mniej śmierdzące. Pisz, a jak dorośniesz, to dostaniesz Nike (i Nobla!)! Uściski!
OdpowiedzUsuńDziękuję, ten komentarz to sobie chyba na tapetę ustawie XD
UsuńAle też myślę, że zabawność tekstu jest w sporej mierze zasługą takiego, a nie innego charakteru bohaterki.
No heeeej! Ja już coś kiedyś z Tagged czytałam i tak w sumie to kojarzę Tris, Bela, ale tak poza tym, to... trudno mi się czasem połapać w tych wszystkich nazwach!
OdpowiedzUsuńPodoba mi się ten podział na fragmenty, bo dzięki temu oszczędzasz miejsca na dobre akcje, do których zgrabnie przeskakujesz, chociaż... ta końcówka wydawała się już taka przyspieszona i w stylu: "ej, dobra, muszę kończyć" XD. No, ale ogólnie to czyta się bardzo przyjemnie! Jestem na tak, przechodzi pani dalej!
(Niepodpisana niżej SadisticWriter)
Hej!
OdpowiedzUsuńUu, ja też się stęskniłam za Tris. Dajesz nam ją z dobrą dawką świetnej akcji, dialogów podsycanych ironią. Tekst jest plastyczny i dynamiczny, przejścia między fragmentami współgrają z tekstem piosenki. Do tego ta satysfakcjonująca końcówka. Aż mi się przypomniał Oberon z GoT. Bardzo dobry tekst.
Pozdrawiam.
Końcówka akuray jak już pisałam bez szału, ale temat idealnie wskoczył w Tagged. Dawno nie miałam takiej weny.
Usuń