Tablica ogłoszeń


Grupa Kreatywnego Pisania to długoterminowy projekt cotygodniowych wyzwań pisarskich z wykorzystaniem writing prompts. Więcej znajdziesz w zakładce "O projekcie".



Temat

Temat na tydzień 129:

To było bardzo kłopotliwe. Nigdy nie miał ofiary, która odniosłaby porażkę w umieraniu.

klucze: klucz, wymiana, akcesoria, niedobre.

Szukaj tekstu

niedziela, 29 lipca 2018

[102] Tagged #Darts ~ Tris

Hej. Jest to tekst pisany z doskoku, niepoprawiony i dość mocno z przyszłości Tagged, ale mam nadzieję, że wam się spodoba, bo dawno już nie miałam tak dobrej wizji tego, co mam napisać.
***

I'm creeping my way out so you can see me
I'm crawling my way around 1000 cities

            Naprawdę, ale to naprawdę nie chciała tego robić – wstać z łóżka – i iść do rezydencji Monroe. Zadzwonił do niej z samego rana w południe i wezwał do siebie, kiedy jej się tak dobrze spało. Pierwszy raz od dawna. Ale robota to robota i jak mus to mus. No, więc wstała i choć bardzo nieśpiesznie, ubrała się – w jej mniemaniu – przyzwoicie, po czym wyszła. Z sypialni. I poszła do kuchni, uznawszy, że bez kawy nie da rady.
            Nie było siły, która mogłaby ją zmusić do wyjścia opuszczenia mieszkania bez ówczesnej dawki kofeiny. Tym bardziej jeśli miała się użerać z matołami od Monroe lub niedajżeboże z tą furiatką Hekate.
            Chyba tylko Destroyersi mogliby sprawić, by zrezygnowała z kawy. No i ewentualnie rozbijający się po mieście Bel. To jednak było w tej chwili niezbyt realną groźbą, więc Tris z zadowoleniem sączyła napój, rozkoszując się ostatnią chwilą spokoju
            Gdy wreszcie dotarła do rezydencji rodziny Monroe, najpierw musiała poczekać przy bramie, bo nowy strażnik, nie czaił, że sam szef ją wezwał. A że miała dobry humor to też nie chciała wdawać się w walkę, która niechybnie by ją czekała po znokautowaniu strażnika. Nie wspominając, że potem nasłuchałaby się od samego Monroe.
            Potem kolejne dwadzieścia minut naczekała się pod gabinetem, bo Monroe miał jakąś pilną rozmowę telefoniczną i nie wolno było mu przeszkadzać. A kiedy już wreszcie mogła się z nim zobaczyć, zadał jej najgłupsze możliwe pytnie:
            - Tris, ale tak szczerze, czy miałaś kiedyś na sobie sukienkę?
            Rzuciła mu pełne żalu spojrzenie i westchnęła. Wszyscy byli najwyraźniej w zmowie, by schrzanić jej ten dobry dzień i równie dobry nastrój. Wszechświat był przeciwko niej.
            - Z przykrością informuję, że tak. Zdarzyło mi się z raz czy dwa – sarknęła.
            - Świetnie! Czyli jeśli dostaniesz sukienkę to będziesz wiedziała jak się zachować?
            - Jak nie powiesz zaraz o co ci chodzi, to tą sukienkę będą ci wyjmować chirurgicznie z dwunastnicy. Sam się domyśl, którą stroną się tam dostanie.
            - Uznam to za tak – mruknął Monroe, nie pomny na groźby Szkarłatnej. W jego branży nie należało się takimi rzeczami przejmować, a tym bardziej tego okazywać. – Wybieram się jutro do kasyna i… - nie zdążył do kończyć.
            - Wybornie! – wykrzyknęła Tris, zacierając ręce. – Kasyno to mój drugi dom.
            - Idę tam w interesach, więc trzeba będzie się trochę pokręcić i pobrylować. Potrzebuję ochroniarza na wszelki wypadek, bo moi chłopcy będą musieli zostać na zewnątrz.
            - I tym ochroniarzem mam być ja.
            - Incognito, rzecz jasna – dodał Monroe i wyciągnąwszy spod biurka pudełko, wręczył je Szkarłatnej. – To twój strój na jutro.
            Nie czekała na pozwolenie i otworzyła. Oczywiście wiedziała, co tam znajdzie i nie myliła się.
            - Granatowa? – zapytała, patrząc na mężczyznę spod byka. – Jaja se robisz w tym momencie?
            - Jest bardzo ładna i trochę kosztowała.
            Tris skrzywiła się, więc Monroe wyciągnął suknię i rozwinął ją, by zaprezentować blondynce.
            - Mowy nie ma. W granatowy badziew to ty możesz kiedyś Hekate wcisnąć, jak dasz radę. Mam coś lepszego. Od dawna wisi w szafie i czeka na swoją chwilę – oznajmiła Tris, jednak widząc niepewność w oczach Monroe, dodała: - Zaufaj mi. Nie pożałujesz.

You all stop and stare, I don't need your pity

            Czuła się idiotycznie, wychodząc w tej przepięknej sukni z zapyziałej kamienicy, w której żyła. A przecież jeszcze w mieszkaniu była zachwycona kreacją, więc to nie tu był problem. Ona po prostu nie pasowała do tego miasta, tego miejsca. Ale tak rzadko bywała teraz na salonach, że samą ją to dziwiło.
            Na ulicy miała wrażenie, że wszyscy się na nią gapią. Jednak tym razem wcale nie była usatysfakcjonowana. Zazwyczaj lubiła, gdy mężczyźni pożerali ją wzrokiem. No właśnie, mężczyźni, a nie te ścierwa z Ergastulum.
            I kobiety, które patrzyły na nią nie z zazdrością, a z pogardą, bo wystroiła się jak stróż w Boże Ciało. Ale praca to praca. Gdy opuści mury tego miasta, na pewno poczuje się lepiej. Znów będzie tą Szkarłatną, którą olśniewała ludzi, owijała sobie mężczyzn wokół palca i wychodziła z kasyna z torbami pieniędzy.
            Na szczęście nie musiała czekać długo, bo już po chwili podjechał czarny samochód Monroe. Mężczyzna obniżył szybę i zlustrował ją wzrokiem, po czym mruknął coś pod nosem. Z auta wysiadł jeden z jego goryli i otworzył jej drzwi, przy okazji, próbując złapać za tyłek.
            Wykręciła mu tylko palce, dyskretnie, bo przecież miała zachowywać się jak dama i patrząc na niego groźnie, wysyczała:
            - Ręce przy sobie albo palce nie będą jedyną częścią ciała, którą dziś stracisz.
            Na jej twarz momentalnie powrócił uśmiech, gdy odwróciła się do Monroe i wsiadła do samochodu, robiąc to z gracją, o jaką nikt nie podejrzewałby Zmroka.
            - Muszę przyznać, że mnie zaskoczyłaś. Nie wiedziałem, że... – zaczął Monroe.
            - Wiele jeszcze rzeczy o mnie nie wiesz – skwitowała Szkarłatna, wpatrując się w okno, gdy samochód ruszał. – Wykonywałam w Demonsach wiele różnych misji, gdzie miałam okazję zdobyć więcej zdolności, niż tylko „salony”.
            - Na przykład?
            - Dopiero się przekonasz.

I'm living my life in this hell

            Gdy opuścili Ergastulum, poczuła się znacznie lepiej, a kiedy zobaczyła wreszcie wielki, świecący szyld kasyna, poczuła nagły przypływ adrenaliny. Czasami jeszcze tęskniła za dawnym stylem życia. Takiego, które wiodła tylko dla siebie, rozbijając się po kasynach. Tęskniła też za przedziwnymi misjami, jakie czasem dawał jej Bel. Za wieloma rzeczami tęskniła, za przyjaciółmi, których zdobyła po drodze, nawet jeśli tylko na chwilę, nawet jeśli już odeszli, czasami… Tylko czasami… Bo oddała się w wir pracy i zmian, jakie przyniosło jej życie. Ale jednak…
            I pewnie już zawsze będzie za nimi tęsknić. Nawet za takim Belem, który był skurwysynem ponad skurwysyny i psycholem. Za popijaniem wina z Alem, za wygłupami z Asmo, oglądaniem filmów nad pudełkiem pizzy z Energy i wiecznymi walkami z Kaimonem, choć wtedy wolałaby go zdechłego. No i tęskniła za Vincentem, który odszedł tak dawno temu i oczywiście za Lokim. Za wieloma rzeczami tęskniła, ale nie miała na to wpływu.
            Westchnęła ciężko po raz ostatni i potrząsnęła głową z dezaprobatą, próbując doprowadzić się do porządku. Co to za rozklejanie się przed misją… Nie mogła sobie pozwolić na błąd. Miała być przecież ochroniarzem Monroe, nawet jeśli wątpiła, by mężczyzna był zupełnie bezbronny.
            - Wszystko w porządku? – zapytał Monroe, lecz nie było w tym ani krzty troski. Upewniał się jedynie, że podczas zadania będzie w najlepszej formie, by chronić jego mafijny tyłek. – Wyglądasz…
            - W porządku – weszła mu w słowo. – Przypomniało mi się coś i tyle. Próbowałam sobie odświeżyć stare triki.
            - Nie jedziemy tam grać.
            - Ale musimy sprawiać dobre wrażenie.
            - I twoim zdaniem zrobimy je, wygrywając kupę forsy? O nie, moja droga. To kasyno będzie mi jeszcze potrzebne.
            Wreszcie dojechali na miejsce. Kierowca otworzył jej drzwi, a ona z gracją wyszła z auta. Chwyciła zaoferowane jej przez Monroe ramię i razem wkroczyli do lokalu.
            Zabawa trwała w najlepsze i Tris szybko odnalazła się w klimacie. Z chwilą wejścia do budynku zamieniła się w słodką, lekko rozkapryszoną blondyneczkę do towarzystwa, tylko czasem dyskretnie wymieniając z Monroe jakieś uwagi na ucho, co wyglądało raczej na bardzo gorący flirt i o to przecież chodziło. W głębi duszy jednak wzdrygnęła się na tę myśl.
            - Chcę drinka – oznajmiła, robiąc znudzoną minę i wieszając się na ramieniu Monroe, napierając na niego cyckami. – Zagraaajmy w coś.
            - Jesteś niemożliwa – mruknął Monroe, śmiejąc się. – Ale tylko jednego. Nie zapominaj, że jesteśmy tu w interesach – dodał, obejmując ją w talii.
            Pozwoliła mu na to. Pozwoliła także na to, by złapał ją za tyłek, musieli być przekonywujący w swoich relacjach. Chwyciła jego dłoń i pociągnąwszy do baru, wlepiła błękitne spojrzenie w przystojnego barmana.
            - Co dla ciebie? – zapytał, patrząc zdecydowanie poniżej jej linii oczu. Szybko jednak spostrzegł, że nie przyszła sama i wyprostował się. – A dla pana?
            - Dla mnie będzie coś dobrego – zaświergotała Tris, oblizując usta. – I słodkiego.
            - Whisky. Dużo lodu – burknął Monroe.
            - Ale mógłbyś być trochę milszy – roześmiała się Tris, uwieszając się znowu na mężczyźnie.
            - A ty bardziej dyskretna w flirtowaniu z innymi – odgryzł się Monroe.
            - Od patrzenia jeszcze nikomu się nic nie stało.
            - Ale przyszłaś tu ze mną – przypomniał jej, przyciągając agresywnie do siebie.
            Roześmiała się jak typowa trzpiotka i skradła mu szybkiego buziaka.
            - Reszta później.
            - Po interesach.
            - Po interesach – przytaknęła i odwróciła się z powrotem do barmana, by odebrać swojego drinka. Puściła mu dyskretnie oczko i zwróciła się z powrotem do swojego towarzysza. – Zagrajmy. Może w ruletkę? Wygraj dużo pieniędzy i kup mi jakiś ładny naszyjnik.
            - No dobrze, zobaczymy, ale będziesz musiała…
            - Nie martw się, mam zaplanowane dla ciebie coś ekstra.
            Świetnie się bawili, a przynajmniej sprawiali takie wrażenie. W rzeczywistości Tris była jednak trochę znudzona. Monroe nie pozwolił jej zagrać, twierdząc, że blondynka „przegra cały jego majątek, a tego by nie chciał”. I w ten oto nadszedł czas spotkania, nikt się jednak nie pojawił.
            - Czy to nie pora? - zapytała Tris, wywracając oczami. – Jeśli mamy tu siedzieć dłużej, przynieś mi nowego drinka. Monroe się nie ruszył. – No? Na co czekasz? – powtórzyła, patrząc na mężczyznę znacząco, dając mu do zrozumienia, że to nie była część ich gry aktorskiej. Ten już miał się podnieść, gdy na horyzoncie pojawił się mężczyzna w garniturze, zmierzający w ich stronę? - To on? – zapytała cicho, ale znała odpowiedź, sądząc po minie pracodawcy.
            - Pan Monroe?
            - Tak.
            - Szef zaprasza.
            - Dokąd? – zapytał Monroe. – Mieliśmy spotkać się tutaj.
            - Niestety nastąpiła pewna zmiana. Jestem tu by zabrać pana oraz pańską towarzyszkę do…
            - Nie taka była umowa – warknął Monroe. – Powiedz Josephowi, żeby tu przylazł inaczej nici z interesów, rozumiesz?
            - Niestety, ale…
            - Nie pogrywaj sobie. Nigdzie się nie ruszam. Masz trzy sekundy, żeby do niego zadzwonić albo wychodzę – zagroził Monroe.
            Nieznajomy zmarszczył brwi, widząc, że nic nie wskóra i Tris w ostatniej chwili pociągnęła Monroe do tyłu, ratując go przed ostrzem noża.
            - Uważaj! To była pułapka, choć najwidoczniej słaba – stwierdziła Szkarłatna, wyciągając spod połów sukni swoje sztylety. – Od początku nie mieli zamiaru robić z tobą interesów.

Now I'm crawling away cuz the stress has killed me


            - Jesteś bystrzejsza, niż wyglądasz – padło w odpowiedzi. – Ale to za mało.
            - Och wierz mi, że to wystarczająco – prychnęła Szkarłatna i wyszczerzyła zęby. – Nie wiesz, z kim masz do czynienia, złotko.
            Wypowiedziawszy to, ruszyła na mężczyznę. Dopóki miał na sobie marynarkę, wyglądał dość niepozornie. Długie, ciemne włosy spięte w idealną kitkę. Idealną i gładką, z której nie odstawał nawet jeden, pojedynczy włos. Jednak zrzucając z siebie marynarkę, ukazał muskularne ramiona w opinającej się koszuli. Tris aż mruknęła z uznaniem na ten apetyczny widok.
            Wymienili kilka ciosów, testując siłę przeciwnika. Szkarłatna się nie bała, choć może powinna. Nie miała wątpliwości, że brunet jest Zmrokiem tak jak ona, ale jakoś się tym nie przejęła. Zapewne wziął już Celebrer, a mimo to nie sprawiał wrażenia specjalnie silnego. Jasne mógł mieć rangę B, może nawet A, ale nie takich Tris już w życiu pokonała.
            Jedyne co zauważyła to fakt, że jego styl walki był dziwnie znajomy. I już to powinno ją tknąć, że należy uważać, ale zignorowała podpowiedź intuicji. Uznała, że to pewnie tylko jej wyobraźnia. A może wręcz przeciwnie? Może wydawało jej się, że ma przewagę, bo rozpoznaje ten styl walki?
            Pomimo zupełnie innej broni, coś w jego ruchach przypominało jej Hekate. Prawa, lewa, lewa, z góry. Bez problemu odpierała ataki, co irytowało mężczyznę. A ona śmiała się w głos, rozkręcając się coraz bardziej.
            Gdyby tylko wiedziała, że to zmyłka, że celowo dawał jej myśleć, że ma przewagę, walcząc dwoma sztyletami, przeciwko niemu, uzbrojonemu tylko w nóż. Nie wiedziała kiedy i skąd wyciągnął drugi, zwłaszcza, że był dużo większy i wbił jej w bok.
            Upadła. Wtedy to brunet roześmiał się, jakby usłyszał zajebiście dobry żart. Kopnął ją jeszcze, upewniając się, że nie wstanie, po czym zwrócił się w stronę Monroe.

I feel like I fell from a 10 story building

            Leżała na ziemi, krwawiąc obficie. Kątem oka widziała, jak Monroe wzywa swoich ludzi, ale wątpiła, żeby jeszcze żyli, a ci z rezydencji nie zdążyliby na czas. Nie miała wyjścia, jak wziąć się w garść. Zebrała w sobie resztki sił i podniosła się z podłogi, zostawiając za sobą dosyć sporą kałużę czerwonej posoki.
            - Nie tak prędko – wysyczała.
            Popatrzył na nią, marszcząc brwi. To było bardzo kłopotliwe. Nigdy nie miał ofiary, która odniosłaby porażkę w umieraniu.
            - Jesteś Zmrokiem – stwierdził z niezadowoleniem, gdy wyciągnęła z dekoltu pudełeczko tabletek i połknęła je, krzywiąc się. – Nie pachniesz jak Zmrok.
            - Bo nie śmierdzę Celebrerem.
            - Zabije cię, zanim zdąży zadziałać.
            - Lepsi od ciebie próbowali mnie zabić, a jednak nadal tu jestem – roześmiała się Tris.

Best run and hide before the devil starts her bidding

            Jednak przez dłuższą chwilę mogła jedynie odpierać jego ataki. Zepchnął ją do defensywy i zmusił do cofnięcia się niemal pod ścianę. Nie zorientował się, że tym razem to on dał się oszukać. Gdy kopnął ją w brzuch, uderzyła plecami o ścianę obok tarczy do rzutek. Wzięła wszystkie i momentalnie rzuciła w niego jedną. Złapał ją, ale to była tylko przykrywka.
            Tris znalazła się tuż przed nim i drugą, którą trzymała, wbiła mu w oko, wpychając coraz głębiej. Mężczyzna wydarł się przeraźliwie i upadł… Przez chwilę wstrząsały nim drgawki, aż w końcu ciało uspokoiło się zapadając w wieczny sen.

7 komentarzy:

  1. Tęskniłam za nią. Naprawdę, choć sama nie miałam dotąd o tym pojęcia. Za Monroe już mniej. Uj jest i tyle. Ta gra Tris była tak swojska, że miło było popatrzeć, choć akcja na końcu nie do końca zgrała. Ale zwalmy to na fakt, że nie poprawiłaś tekstu.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ukrywam, że końcówkę schrzaniłam trochę,śpieszyłam się...

      Usuń
  2. Ooo, misiu... "Jak nie powiesz zaraz o co ci chodzi, to tą sukienkę będą ci wyjmować chirurgicznie z dwunastnicy. Sam się domyśl, którą stroną się tam dostanie." Tak mi pisz! Nie mogłam sie oderwać od tego tekstu :) Jak powtarzam Ci od prawieków (no, jakieś dwa czy trzy lata) jesteś stworzona do pisania! Jest u Ciebie zabawnie, sporo się dzieje, bohaterkę lofciam, pożyczyłabym jej trampki, i to te mniej śmierdzące. Pisz, a jak dorośniesz, to dostaniesz Nike (i Nobla!)! Uściski!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, ten komentarz to sobie chyba na tapetę ustawie XD
      Ale też myślę, że zabawność tekstu jest w sporej mierze zasługą takiego, a nie innego charakteru bohaterki.

      Usuń
  3. No heeeej! Ja już coś kiedyś z Tagged czytałam i tak w sumie to kojarzę Tris, Bela, ale tak poza tym, to... trudno mi się czasem połapać w tych wszystkich nazwach!
    Podoba mi się ten podział na fragmenty, bo dzięki temu oszczędzasz miejsca na dobre akcje, do których zgrabnie przeskakujesz, chociaż... ta końcówka wydawała się już taka przyspieszona i w stylu: "ej, dobra, muszę kończyć" XD. No, ale ogólnie to czyta się bardzo przyjemnie! Jestem na tak, przechodzi pani dalej!

    (Niepodpisana niżej SadisticWriter)

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej!
    Uu, ja też się stęskniłam za Tris. Dajesz nam ją z dobrą dawką świetnej akcji, dialogów podsycanych ironią. Tekst jest plastyczny i dynamiczny, przejścia między fragmentami współgrają z tekstem piosenki. Do tego ta satysfakcjonująca końcówka. Aż mi się przypomniał Oberon z GoT. Bardzo dobry tekst.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Końcówka akuray jak już pisałam bez szału, ale temat idealnie wskoczył w Tagged. Dawno nie miałam takiej weny.

      Usuń