Cisza nie leczy ran
Lubię takie tematy, kiedy opowieść sama do mnie przychodzi. Tym razem od początku wiedziałam, że będzie to opowieść o Corrie, choć tym razem z perspektywy Kiry. Można powiedzieć, że to trochę tożsamy tekst z “Nocą opowiedziane” z 79-tego tygodnia, choć dotyczy znacznie wcześniejszych czasów. Jednak Kira również zasługuje na kilka własnych linijek.
Nie śpię. Podświadomie czekam na ciebie, choć wiem, że nie przyjdziesz. Jesteś na służbie, traktujesz swoje obowiązki odpowiednio poważnie, co czasami kłóci się z twoim beztroskim, radosnym uśmiechem igrającym na ustach. Chciałbym, żebyś tu była. Żebyś zniszczyła tę ciszę, która zaległa w mieszkaniu i znów przypomina o tamtych dniach, o zdradzie, której się dopuściłem, o bitwie, w której straciłem coś cennego.
A przecież cisza nie jest zła. Nasza cisza zawsze przynosiła ukojenie. Zresztą nigdy nie byłem miłośnikiem tłumów i głośnych imprez. Czasami nawet wspólne picie wprawiało mnie w niezręczność, dotąd nie wiem, co Matsumoto-san widzi w takiej zabawie. Może rzeczywiście jestem zbyt ponury?
Od lat cisza kojarzyła mi się z tobą. Potrafiliśmy godzinami siedzieć, milcząc, jedno obok drugiego i to nam wystarczało. W ciszy słyszałem bicie twego serca, gdy mnie całowałaś po raz pierwszy, tak niespokojne, jakby spłoszone i wtedy zastanawiałem się, czego się bałaś? Nie sądzę, że miłości, bo to ty walczyłaś o nas przez te wszystkie lata, nawet nie myśląc o tym, że może lepiej byłoby dla ciebie rozstać się ze mną. Naszą ciszę wypełniał szelest pościeli, oddechy, brzdęk odkładanej zbyt szybko czarki, twój śmiech. Ten z głębi serca mówiący, że jesteś ze mną szczęśliwa, choć przecież ani na ciebie nie zasłużyłem ani nigdy nie walczyłem o nas tak mocno jak ty.
Nie potrafiłem. Nie z nim. Tak łatwo dałem się omamić, ująć, urobić. Może gdybym tamtego dnia nie stanął mu na drodze, byłoby inaczej. Ocalił mnie, oczarował siłą i opanowaniem, a potem dostrzegł. Nic nieznaczącego, pełnego wad. Może to głupie, ale przez myśl mi nie przeszło, że mógłbym się sprzeciwić. Chciałem się przecież odwdzięczyć za ocalenie życia, spłacić ten dług. Dał mi na to szansę. Ale próbował zabrać mi ciebie.
Nigdy się nie dowiem, dlaczego wiecznie stawał pomiędzy nami. Czy była to próba? Czy może przeszkadzałaś mu w jego planach? Nie wiem, nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie. Dla mnie oboje byliście ważni. W waszych oczach Izuru Kira był kimś więcej niż ponurym introwertykiem bez żadnych zalet. I chyba dlatego nie chciałem stracić żadnego z was.
A jednak on mnie zostawił. Jak nic nieznaczącą zabawkę, wcześniej nakłaniając do zdrady, do podniesienia miecza przeciwko przyjaciołom. Byłem głupi, tak bardzo głupi. Teraz żałuję. Nie wiesz nawet jak bardzo. Nigdy nie odpowiedziałaś mi, gdy pytałem, dlaczego nie zabrał mnie ze sobą. Tamtego dnia w twoich oczach widziałem smutek. Bezbrzeżny smutek, że znowu myślę o nim, że to on jest dla mnie ważniejszy od ciebie, choć ty wciąż trwasz u mego boku. Nie potrafiłem powiedzieć ci, że to nie tak.
A potem nadeszła tamta noc. To była noc, kiedy zrozumiałem, dlaczego ludzie obawiają się ciszy. Tak jak dziś byłaś na służbie. Nie mogłaś do mnie przyjść, sytuacja była zbyt napięta, żebyś mogła urwać się choć na chwilę. Renjiego nie było, poszedł do Świata Żywych, więc wypełniałaś również jego zadania porucznika. Byłem sam. Samotny jak nigdy wcześniej.
Nigdy ci tego nie mówiłem, ale czasami w takie noce znikąd pojawiał się on. Jak ten srebrzysty duch, ze spokojem i lisim uśmiechem na ustach.
– Co robisz tutaj sam o tej porze, Izuru? – pytał, wyrywając mnie z zamyślenia. – Nie ma z tobą Corrien-chan?
Siadał obok na werandzie i milczał, spoglądając w gwiazdy. Kilka minut później odchodził jakby nigdy nic. Czasami opowiadał o nic nieznaczących szczegółach. Parę razy zdarzyło się, że mówił o tobie. O tym, jak bardzo cieszy go, że trwasz u mojego boku. Czy kpił wtedy? Nie wiem.
Tamtej nocy chyba podświadomie na niego czekałem, choć przecież już go nie było w Społeczeństwie Dusz. Odszedł wraz z Aizenem, zdradził nas i wszystko to, w co wierzyliśmy. Powinienem być wściekły, ale tak naprawdę czułem tylko smutek. Z wielu powodów. Bo mnie ze sobą nie zabrał. Bo mnie oszukał. Bo mnie zdradził. Bo poszedł za Aizenem. Bo sprawił ci ból. I wszystkim dookoła. A ja nic nie mogłem zrobić. Nawet gorzej, bez wahania stanąłem u jego boku, jakbym był mu coś winien. Dopiero czas nauczył mnie, że nic mu nie jestem winien. A potem nawet to zrewidował i sam już nie wiem, kim naprawdę był Gin Ichimaru.
Tamtej nocy cisza stała się przerażająca. Nikt nie przyszedł, ciebie nie było. Nie winię cię. W tamtym czasie dawałaś z siebie więcej, niż byłaś w stanie. Pomagałaś mi, przejęłaś obowiązki Renjiego, trenowałaś ciężko ze świeżo uzyskanym rozpostarciem. Wszyscy to widzieli, wszyscy doceniają. Nic dziwnego, że to ty miałaś zostać porucznikiem Szóstki. Do tej pory nie wiem, dlaczego odmówiłaś. Nie żeby Renji był złym porucznikiem, ale kapitan Kuchiki nie mógłby mieć nikogo lepszego na tym stanowisku niż ty.
Dziś znów jest taka noc. Zimna, zimowa. Od bitwy w Karakurze minęły już dwa miesiące. Niedługo pojawią się nowi kapitanowie. Trochę się tego obawiam. Jaki on będzie? Czy będę mógł mu zaufać? Czy będę potrafił? Chciałbym ci o tym powiedzieć, ale nie ma cię obok. Mógłbym pójść cię poszukać, oderwać na chwilę od obowiązków, ale nie chcę tego robić. Nie chcę ci przeszkadzać, ściągać na ciebie gniewu kapitana Kuchiki. Prywatne sprawy muszą poczekać.
Corrie wsunęła się cicho do mieszkania Kiry. Świtało, nocne zmiany myślały już tylko o spoczynku. Sama najchętniej też by się już położyła, ale do przekazania warty musiała być na stanowisku. Czujna i gotowa na wszystko. Jak to Trzeci Oficer Szóstego Oddziału.
Wymknęła się tylko na chwilę, zresztą Renji o tym wiedział. Miał ją kryć przed kapitanem, choć wątpiła, żeby potrafił go skutecznie oszukać. Byakuya Kuchiki zawsze wszystko wiedział, choć czasami nie rozumiał. Sam świetnie oddzielał życie prywatne od pracy i tego wymagał też od swoich podwładnych, lecz nie wszyscy potrafili być tak idealni jak on.
Jeszcze nim dotarła do sypialni, znalazła Kirę śpiącego w salonie. Siedział w fotelu przy oknie, wyglądając, jakby zasnął, czekając na coś. Na nią. Tak przynajmniej chciała myśleć, choć bała się, naprawdę się bała, że czeka na powrót Ichimaru, choć oboje wiedzieli, że tak się nie stanie.
Przykryła go kocem, nie chcąc budzić. Do służby miał jeszcze kilka godzin, mógł się wyspać, póki nie męczą go koszmary. Wystarczająco długo cierpiał, więc może najwyższy czas na zmiany.
– Corrie?
Odwróciła się, choć miała już wychodzić. Uśmiechnęła się lekko i przysiadła na podłokietniku.
– Wygodnie ci tu? – zapytała.
– Nie wiem, kiedy zasnąłem – przyznał. – Wykradłaś się?
– Na chwilę. Zaraz muszę wracać.
– Dziękuję.
Spojrzała na niego z niezrozumieniem. Przecież nie zrobiła niczego poza przyniesieniem koca, a raczej nie o to mu chodziło.
– Rozwiewasz tę przerażającą ciszę – wyjaśnił półgłosem.
Zaśmiała się i przeczesała mu grzywkę.
– Tyle mogę zrobić – odparła i pocałowała go w policzek. – Muszę wracać. Inaczej kapitan będzie zły. Zobaczymy się później.
“Tyle mogę zrobić.” Corrie była dla siebie równie surowa co on, a przecież to było tak wiele. Leczyła rany, które zabliźniały się stanowczo zbyt długo. Była jego lekarstwem i chciałby kiedyś jej się za to odwdzięczyć. Nie, chciał jej pokazać, jak bardzo to docenia, choć nie był pewny, czy potrafi.
Wow, naprawdę fajny tekst. Podoba mi się zarówno pod względem stylistycznym, jak i z powodu braku (a przynajmniej tego, że ich nie zauważyłam xD) błędów. Powiedz mi tylko proszę - to Twój własny świat czy piszesz ff z jakiejś gry/mangi/anime? Bo widziałam, że to już kolejny tekst o tych bohaterach, a sprawa mnie nurtuje :)
OdpowiedzUsuńTo jest akurat fanfik - czy raczej jego druga wersja - Bleacha osadzony w świecie stworzonym przez Kubo. W Pożegnaj jutro, bo podejrzewam, że w przestrzeni ostatnich tygodni mówisz właśnie o tym projekcie, również występują bleachowi bohaterowie, ale tam już tworzę świat od podstaw.
UsuńHej.
OdpowiedzUsuńCzy to tylko ja, czy Kira sam się prosi o taką samotność? Niby ma Corrie, Ichimaru też był mu blisko, ale chyba Kira najlepiej czuje się sam mimo tej ciszy, która go otacza. Smutny tekst, powiedziałabym wręcz, że przygnębiający. Zastosowana narracja bardzo mi się podoba. A Corrie jest takim małym promyczkiem szczęścia, który pojawia się, kiedy trzeba. Dziękuję za ten tekst.
Pozdrawiam.
Łał, ok. To było... Łał. Serio.
OdpowiedzUsuńKurde, czułam te emocje Kiry, czułam się przez chwilę Kirą. Widziałam jego oczami, myślałam jak on. Patrzyłam z jego perspektywy.
Kurde, to było takie... smutno-wesołe. Smutne i ciężkie. Bo jakby nie patrzeć Kira ma w sumie depresję. A wesołe, bo Corrie. I tak jak Cleo powyżej, uważam, że ona jest dla niego takim małym promykiem szczęścia, taką... świeczką kiedy prądu zabraknie xd.
Podobało mi się.
Pozdrawiam~