Tablica ogłoszeń


Grupa Kreatywnego Pisania to długoterminowy projekt cotygodniowych wyzwań pisarskich z wykorzystaniem writing prompts. Więcej znajdziesz w zakładce "O projekcie".



Temat

Temat na tydzień 129:

To było bardzo kłopotliwe. Nigdy nie miał ofiary, która odniosłaby porażkę w umieraniu.

klucze: klucz, wymiana, akcesoria, niedobre.

Szukaj tekstu

niedziela, 15 lipca 2018

[100] Życie jest służbą ~ Szandek

Setny tydzień – ładny, okrągły jubileusz. Nie mogłem się więc powstrzymać od tego, by nakazać swojemu wewnętrznemu przodownikowi pracy napisanie kolejnego opowiadania. To jest dla mnie na tyle ważne, ponieważ obejmuje część rozdziału powieści, którą rok temu zacząłem pisać. Jednak po skończeniu wstępu i przeczytaniu go po kilku dniach, całość usunąłem. Być może od tego zacznie się mój powrót do tego świata lub wręcz przeciwnie – pomysł zostanie pogrzebany w mroku przeszłości. Ocenę pozostawiam Wam. Życzę miłej lektury.


Dzień zbliżał się już ku wieczorowi, gdy kapitan Mariusz Wengel dotarł w końcu na swoje osiedle mieszkalne. Zaparkował służbowy mobil na wynajętym miejscu parkingowym, wysiadł i odetchnął głęboko świeżym powietrzem.
„W przeciwieństwie do wiecznie brudnych, zakurzonych i śmierdzących zakamarków Pragi, Mokotów zdaje się być zupełnie innym światem”, rzekł w myślach. „Lecz co ja mówię – przecież to prawda. Stary, rozkładający się świat musi zostać zastąpiony nowym, lepszym. Jestem jednym z trybików w wielkiej maszynie. Trybikiem na tyle ważnym, że trudniej mnie zastąpić. Powinienem chyba czuć dumę z tego powodu. Czy tak jest? Owszem, jakżeby mogło być inaczej. Przynajmniej… tak mi się wydaje”.
Rzucił okiem na plac zbudowany na planie pięciokąta: cztery boki figury stanowiły wielkie, pnące się w górę na wysokość dwudziestu pięciu pięter bloki, zaś piąty – dojazd w kierunku miasta. Na środku znajdował się obszerny dziedziniec, na którym, mimo wieczornej pory, bawiło się mnóstwo dzieci, począwszy od paroletnich szkrabów, a skończywszy na nastolatkach. Władze zadbały o to, aby każdy prawy obywatel Guberni Polskiej miał zapewnione atrakcje w wyznaczonych miejscach na terenie całej aglomeracji. Stąd młodzi mogli bawić się w ogromnej piaskownicy, nieco starci pokonywać tory przeszkód, dorosłym zaś udostępniono wiele ławek, na których mogli spocząć i delektować się wolnym czasem. Czasem zawdzięczanym nikomu innemu jak Partii. Widząc pędzącego to tu, to tam małego Henryka Starobielskiego oraz grające w klasy córki państwa Strzępickich, Wengel poczuł niemałe zdziwienie. W tym prostym acz pięknym widoku codziennego życia coś mu nie pasowało. Po chwili przypomniał sobie jednak, że w tym tygodniu Władze zaktualizowały system zmianowy. Wszystko to motywując dobrem jednostki, która aby działać w trybie największej wydajności oraz by nie popaść w marazm, musi stawiać przed sobą nowe wyzwania i stale się rozwijać. Taki powinien być nowoczesny, wykształcony obywatel Federacji Europejskiej.
Wengel zawrócił na pięcie i ruszył w kierunku swojej klatki schodowej. Przy wejściu pozwolił cyfrofonowi zeskanować swoją siatkówkę, poddał analizie głos i w końcu znalazł się w środka. Zrobił kilka kroków i miał już wejść na pierwszy stopień schodów, gdy zastygł jak słup soli. Zwykle wizja wędrówki schodek po schodku przez ponad dwanaście pięter nie nastręczała mu żadnych problemów. W końcu jako oficer Europejskiej Służby Bezpieczeństwa musiał zawsze dawać z siebie sto procent, a nawet – do czego szczególnie zachęcała Partia – ponad dwieście. Jednak tego dnia czuł się wyjątkowo zmęczony. Wszedł więc do windy, kliknął odpowiedni przycisk na panelu, a zaledwie kilka sekund później, gdy drzwi się rozwarły, był tuż przed własnym mieszkaniem. Dotknął płyty dotykowej prawą dłonią. W mgnieniu oka wejście do wnętrza stanęło przed nim otworem.
Zdjął służbowy płaszcz oraz beret i już miał je powiesić na wieszaku, gdy światło zgasło, pogrążając tym samym przedpokój w mroku. Wengel stał przez chwilę w milczeniu, po czym powiedział pod nosem:
– Znowu wysiadła żarówka? Przecież zmieniałem ją, bo ja wiem, tydzień temu. Co do…
– Ha, ha, ha! Poddaj się, złoczyńco – zagrzmiał nieco zniekształcony głos dobiegający zza pleców mężczyzny.
– Hmm, chyba znalazłem się w nie lada tarapatach.
– A jak! Tym razem mi się nie wymkniesz. W imieniu Europejskiej Służby Bezpieczeństwa jesteś aresztowany, Wykluczony! Nie stawiaj oporu albo zginiesz marnie.
– Ohh, nie… Znalazłem się w pułapce. – Wengel starał się nadać tonowi swojego głosu nieco odcienia dramatyzmu. – Zapewne jesteś tuż za mną, prawda?
– Otóż nie, bandyto! – Tajemnicza postać zalała się śmiechem. – Właściwie jestem tuż przed tobą. – W tej chwili na funkcjonariusza rzuciła się mała postać, do tej pory ukryta wśród mroku. Ten bez większego problemu porwał ją na ręce i zaczął podrzucać do góry. W końcu postawił napastnika na ziemię i włączywszy światło, spojrzał w małe, przyjazne oczy, wpatrujące się w niego ze szczerym entuzjazmem.
– Tato! – krzyknęła dziewczynka. – Ciebie chyba nie da się zaskoczyć, co?
– W mojej pracy muszę być gotowy na wszystko, kochanie. – Pocałował ją w czoło. – Jednak przyznaję, tym razem mnie zaskoczyłaś. Mogę zapytać, jak ci się to udało?
– To mój mały sekret – zachichotała.
– Ale dla mnie chyba możesz go zdradzić, prawda? Przecież jesteśmy w tej samej drużynie.
– No, w sumie… – Dziewczynka udawała, że się głęboko zastanawia. – Masz rację.
– Więc?
– W szkole dostaliśmy takie urządzonko. – Wyciągnęła z kieszeni w spodniach niewielki przedmiot, który podała Wenglowi. Połowę stanowił dotykowy ekran, poniżej zaś tkwiło kilka przycisków.
– Co to jest?
– SmartKid. Można nim robić takie fajne rzeczy z głosem, gasić światło i dużo więcej – rzekła z dumą.
– No, no. Jeszcze trochę i rzeczywiście mnie zaaresztujesz. – dodał z uśmiechem.
– Taak. Tato, a pobawisz się ze mną?
– No cóż…. – Miał się już zgodzić, ale wtedy przed oczami zobaczył karcący wzrok żony. Zamiast przystać od razu na prośbę córki, zadał jej pytanie: – Powiedz mi najpierw, moja droga, czy odrobiłaś wszystkie lekcje?
– Eee… – zaczęła drapać się po głowie – taak?
– Na pewno? Chyba ktoś tu kręci.
– No, może nie wszystko.
– Więc?
– Mam iść je skończyć?
– Otóż to.
– No dobrze – rzekła zrezygnowana. – Ale później się ze mną pobawisz. Obiecaj.
– Obiecuję. – Poczochrał ją po włosach. – A teraz leć już, bo zastanie nas noc.
Kiedy dziewczynka zniknęła w drzwiach swojego pokoju, Wengel ruszył w kierunku kuchni. Stanął w progu i zaczął przyglądać się żonie. Żadne z nich nie rzekło ani słowa przez dłuższą chwilę. Ciszę przerwała dopiero kobieta, spróbowawszy wpierw zupy gotującej się na płycie ceramicznej.
– Przygotowany jak zawsze?
– Oczywiście. Po tych piętnastu latach powinnaś mnie już znać.
– O to nie musisz się martwić. Znam cię lepiej, niż możesz sobie to wyobrazić. – Odłożyła metalowy przedmiot, podeszła do mężczyzny i go przytuliła. Mariusz odwzajemnił uścisk, po czym złożył na jej ustach krótki pocałunek. Odeszli od siebie i usiedli przy stole. Gdyby ktoś z boku przyglądał się ich przywitaniu, najpewniej pomyślałby, że tych dwoje raczej nie pała do siebie wielkim uczuciem. Zapewne zdziwiłby się, wiedząc, że ten mały, acz skromny gest małżeński zawiera w sobie więcej miłości niż większość współczesnych związków. Funkcjonariusz ESB i Redaktor „Dziennika Codziennego” tworzyli jedyną w swoim rodzaju parę. Postępową, jak cała Federacja Europejska.
– Mówiono dziś o tobie w wiadomościach. Żebyś widział, z jaką dumą patrzyła na ciebie Monika.
– Dobrze, że chociaż jedno dziecko jest zadowolone ze swojego ojca. – Spuścił głowę i głęboko westchnął. – Teresa siedzi u siebie?
– Tak, uczy się. Dołączyła dziś do kolejnego koła. Ahh, nasza mała pani dyrektor – pnie się po szczeblach kariery jak mało kto.
– Rośnie nam nowy przodownik pracy. Rozpiera mnie duma.
– Tak, mnie też – powiedziała, lecz ton jej głosu świadczył, że wypowiedź ma drugie dno. – Nałożyć ci zupy?
– Nie trzeba, sam to zrobię. – Wstał, ale zamiast podejść do garnka, ruszył w kierunku pokoju starszej córki.
– Mariusz? – dobiegł go głos żony.
– Tak, Anno?
– Bądź dla niej nieco, hmm, wyrozumiały. Ma teraz sporo na głowie, sam rozumiesz…
– Tak, rozumiem.
Dotknął płyty dotykowej drzwi. Gdy na ekranie pojawiła się informacja o odebraniu prośby przez lokatora, powiedział do cyfrofonu:
– Tereso?
– Tak? – zabrzmiał głos po drugiej stronie.
– Nie będziesz miała nic przeciwko, gdy ci na chwilę przeszkodzę?
Odpowiedź nie nadeszła od razu. Wengel wiedział, że jego córka kalkuluje zyski i straty wynikające z przerwy w wykonywaniu swoich obowiązków. „Taka skrupulatna, taka zdyscyplinowana. Bierze przykład z ojca”, pomyślał z lekkim przekąsem.
– Nie, skądże. – Drzwi się otworzyły i Wengel wszedł do środka.
Choć pomieszczenie nie należało do dużych, dziewczyna zadbała w zupełności o to, by zagospodarować je do każdego metra kwadratowego. Było tu miejsce na codzienną gimnastykę, kącik do nauki i wygodne łóżko. Wszystko leżało na swoim miejscu; pokój odzwierciedlał stan bycia jego właścicielki. Na ścianach wisiały plakaty z młodzieżowej organizacji o nazwie Korpus Młodych Postępowców, zdobyte dyplomy czy w końcu zdjęcia z uroczystości wspólnotowych. Na jednym z nich dyrektor Korpusu wręczył Teresie nagrodę najlepszej uczennicy Prywatnego Gimnazjum im. Zjednoczonej Partii Odnowienia Europejskiego. To była jedna z nielicznych fotografii, gdzie na jej twarzy gościł szczery, niewymuszony uśmiech.
Dziewczyna siedziała przy biurku, przy którym zaczytywała się w swoim e-czytniku. Można by rzec, że nie zauważyła wtargnięcia przez ojca w jej przestrzeń prywatną, lecz nie odrywając wzroku od ekranu, rzekła:
– Było ciężko?
– Nie ciężej niż zwykle. Po tylu przeprowadzonych akcjach człowiek w końcu się przyzwyczaja. Ważne jest, żeby choć na chwilę nie stracić czujności.
– Hmm. tak jak podejrzewałam. Ci Wykluczeni są tacy przewidywalni. Dziwię się, że tak długo pozwalano im żyć na garnuszku państwa. W końcu ktoś zrobi z nimi porządek. – Oderwała wzrok od urządzenia i spojrzała prosto w oczy ojca. – A propos, wyszedłeś całkiem nieźle w wiadomościach. Oczywiście jak na osobę, która za nic nie chciałaby się w nich znaleźć – zakończyła z lekkim uśmiechem.
– Nie przekrzywił mi się beret? – Uśmiech nie często gościł na twarzy córki, stąd Wengel próbował kuć żelazo póki gorące. – I czy nie mówiłem zbyt, no nie wiem, bezbarwnie?
– Nakrycie założone nienagannie jak zawsze, zaś głos… – przerwała. – No cóż, nie można być idealnym. Ale nie martw się. Brzmiałeś tak ludzko, jak tylko potrafisz.
– Uznam to za komplement. – Czując, że temat rozmowy się wyczerpuje, spróbował znaleźć jakąś alternatywę. Spojrzawszy na leżący na biurku cyfronotes z ciągle włączonym ekranem, mówił dajej: – Czego dotyczy ta praca?
– Hmm? – Podążyła za wzrokiem mężczyzny. – A tak. To z „Warsztatu wspólnej mowy”.
Wspólna mowa.
Rada Federacji Europejskiej słusznie uznała języki narodowe za jeden z czynników działających na szkodę jedności Wspólnoty. Stanowiły przeżytek, który należało zniszczyć, aby postęp mógł odbywać się dalej. Jednak wykreowanie nowego języka ex nihilo było nie tyle co trudne, lecz wręcz niemożliwe. Jako że cała współczesna generacja obywateli stanowiła potomstwo „grzesznych przodków”, skaza przeszła i na nich. Jak więc w tym przypadku przeprowadzić tak wielki i skomplikowany proces? Na odpowiedź przyszło czekać niezwykle długo, lecz w końcu pewien młody i postępowy językoznawca z Hiszpanii wpadł na pomysł banalny w swoim założeniu, lecz jak to często bywa – rzeczy najprostsze mogą się okazać tymi najlepszymi. Otóż nawoływał on do zebrania ze wszystkich języków europejskich wyrażeń, które nazywają daną rzecz lub zjawisko, a następnie wybrać z nich te najbardziej optymalne. Z prochów przeszłości miał powstać nowy, lepszy i prostszy system językowy. Takie zadanie, prowadzone nawet przez najbardziej światłe umysły w całej Federacji, nie mogło się powieść w trakcie jednego pokolenia. Wizja wprowadzenia go do codziennego użytku była aktualnie tak prawdopodobna jak to, że prześladowania wyznawców jakichkolwiek religii zakończą się. Mimo wszystko każdy rozsądnie myślący człowiek, wierzący przy tym w nieomylność Partii, wiedział, że ten moment w końcu nastąpi. Pomóc w tym mieli najmłodsi obywatele, tacy jak jego córka.
– I jak ci idzie? – zapytał po dłuższej chwili milczenia.
– Szczerze? To całkiem niezła zabawa – powiedziała ze szczerym entuzjazmem. – Nie wiedziałam, że powszechnie używane języki są aż tak archaiczne. W samym polskim jest tyle niepotrzebnych słów, zwrotów i zasad, że czasami mam ochotę rwać sobie włosy z głowy.
– Przyszłość należy do takich jak ty, córko. Słyszałem też, że dołączyłaś do nowego koła. Nie sądzisz, że bierzesz za dużo na swoje barki? Nie powinnaś, bo ja wiem, pozwolić sobie na trochę czasu wolnego?
Teresa uniosła brwi wysoko w geście zaskoczenia, które znajdowało się na granicy oburzenia. Wyglądała tak, jakby Wengel co najmniej powiedział, że Wykluczeni i reszta obywateli w zasadzie się niczym nie różnią.
– Gdybym chciała, mogłabym zostać redaktorką szkolnej gazetki, organizować pochody z okazji świąt wspólnotowych oraz wiele, wiele innych rzeczy. Kiedy Europa wzywa, moim obowiązkiem jest służba – rzekła wysokim tonem główną dewizę Federacji. – Dzieci, takie jak Monika, mogą sobie jeszcze pozwolić na realizowanie swoich własnych potrzeb, ale ja – zawahała się na chwilę – ja muszę działać. Czuję to wewnątrz siebie, to jakby zawołanie niosące się w powietrzu przez całe miasto, całe gubernie. Rozumiesz o czym mówię, ojcze?
– Tak, rozumiem. Sam słyszę je codziennie. Nie ma mnie, jest tylko Wspólnota – odpowiedział drugim najpopularniejszym mottem. – Myślałem jednak, że zdołam cię chociaż wyciągnąć na spacer. W końcu już dawno nie mieliśmy okazji przejść się po parku. Zrobisz tę przysługę swojemu staremu i osłabionemu ojcu?
– Hmm... – Pogrążyła się w głębokich myślach. Na jej twarzy trwała istna bitwa pomiędzy poczuciem obowiązku a pielęgnowaniu więzi rodzinnych. Wengel domyślał się wyniku tego starcia, gdyż w końcu Teresa głęboko westchnęła i powiedziała z lekką rezygnacją: – No, jeden spacer nie zaszkodzi. Mam jednak jeden warunek.
– Tak?
– Chcę zobaczyć Odrodzonego. Na własne oczy.
Wengel wiedział, że to pytanie w końcu padnie, lecz mimo to nie umiał się na nie odpowiednio przygotować. Będąc szczerym, nie umiał wyrazić jednoznacznej opinii o Odrodzonych. Z jednej strony znał ich przydatność. Wyuczony zawód czy funkcję wykonywali bez jakiejkolwiek oznaki sprzeciwu. Nie trzeba im było także wypłacać pensji, ponieważ potrzebowali wyłącznie tyle, aby być zdolnym do pracy; stąd cały trud ich utrzymania wzięła na siebie Władza. Z ekonomicznego punktu widzenia stanowili bezpieczny kapitał. Jednak z drugiej strony czuł wobec nich pewną obawę. Dostawał ciarek na myśl, że dawnemu kryminaliście, osobie z marginesu społecznego czy emigrantowi ekonomicznemu nadano nową tożsamość i uczyniono zupełnie nową osobą. Bezwolne jednostki całkowicie oddane Partii, gotowe na jej każde skinienie. Wzór Nowego Europejczyka. „Najprostszy argument za tezą, że postęp nie zawsze dokonuje się bez przeszkód i czasami musi polać się krew”, pomyślał.
– Hmm, a co cię w nich tak ciekawi? – podjął po dłuższej chwili.
– Pytasz szczerze? Tylko pomyśl: przeszli od etapu pasożytnictwa do pełnej wierności. Stali się robotnikami odpowiedzialnymi za budowę nowego świata; stanowią nowy typ ludzkości. Jakże ich więc nie podziwiać? To przyszłość! – Ostanie zdanie wręcz wykrzyczała z nieukrywanym entuzjazmem.
– No, skoro tak cię interesują, to nie pozostaje mi nic innego jak się zgodzić. Zatem znaleźliśmy nić porozumienia?
– Tak.
– Świetnie. Nie chcę ci już dłużej przeszkadzać, ale – urwał, wpatrując się w niebieskie, odziedziczone po matce oczy – chcę powiedzieć tylko jedną, krótką rzecz.
– Tak? – Wstała i stanęła tuż przy ojcu.
– Jestem z ciebie dumny, córko. I zawsze będę. – Obdarzył ją szczerym uściskiem. W gruncie rzeczy nie miał pojęcia, jaka ona zareaguje. Teresa nie należała do kobiet, które zamartwiają się takimi rzeczami jak czułość czy sentymentalizm. Postrzegała świat zerojedynkowo: albo coś było dobre, albo złe. Mężczyzna miał więc pięćdziesiąt procent szans na to, że jej reakcja będzie taka, jakiej oczekiwał. Można się więc domyślić, jaka radość zapanowała w sercu funkcjonariusza ESB, który na co dzień nie okazywał litości dla Wykluczonych, likwidując ich siedliska jedno po drugim, gdy córka odwzajemniła gest.– Pamiętaj o tym – dodał na koniec.
– Będę. – Następnie wróciła do swoich obowiązków, całkowicie ignorując ciągłą obecność ojca w pokoju.
Wengel, widząc, że więcej już dziś nie osiągnie, wycofał się powoli i ruszył w kierunku kuchni. Nalał sobie zupy i usiadł do stołu. Dopiero wtedy uświadomił sobie, jak bardzo był głodny. Pochłonął trzy wielkie miski, zanim w końcu poczuł miłe uczucie napełnienia żołądka. Odwrócił się przez ramię w kierunku pokoju Teresy i głęboko westchnął.
– Jeszcze zaledwie wczoraj wydawała mi się dzieckiem. Dzisiaj to już prawie dorosła kobieta, która niedługo zawojuje świat. Jestem dumny na myśl, kim może się stać… i tęsknię za tym, kto już na zawsze przeminął.
Skończywszy posiłek, udał się do pokoju Moniki. Ta, ujrzawszy go w progu, pobiegła do niego i pociągnęła go w głąb. Pokazywała swoje ostatnie prace, jedną po drugiej, nie ukrywając zadowolenia i obserwując reakcje ojca. Małe, piwne oczka obserwowały każdy ruch Wengla.
Następnie pokazała mu zabawę, która w ostatnim czasie cieszyła się sporą popularnością w całej szkole. Nosiła ona nazwę “Odrodzeni i Wykluczeni”. W swoich założeniach była to w zasadzie stara dobra gra w policjantów i złodziei, lecz z drobnymi zmianami. W momencie, gdy Odrodzony dorwał w swoje ręce Wykluczonego, obalał go na ziemię, a następnie uderzał zabawkową pałką. Monika chwaliła się z nieukrywaną radością, że ona zawsze grała obrońcę prawa i bez żadnych skrupułów wykonywała swoją powinność. Uderzenia gumowym przedmiotem nie czyniły dzieciom żadnej krzywdy, co tylko zachęcało je do kolejnych ciosów. Wengel słuchał jej ze szczerą uwagą i śmiał się, gdy ona robiła to samo. Jednak w głębi był lekko zaniepokojony. Bowiem skoro od najmłodszych lat przyzwyczaja się dzieci do tego, że przemoc wobec niektórych osób jest dopuszczalna, jak będą reagować za kilka lat? Czy tym samym nie wychowuje się kolejną generację funkcjonariuszy ESB wykonujących swoją pracę z nieukrywaną pasją? Skoro zezwalano na takie zachowania, musiały być one jednak słuszne. Partia nigdy się nie myliła. Nigdy.
Zagrał jeszcze w najnowszą wersję gry „Litter Crush”. Co ciekawe, obok plastikowych i szklanych butelek, występowały karykaturalne wizerunki Wykluczonych, których skasowanie generowało dodatkowe punkty. „Programiści dbają, aby od dziecka ludzie wypracowali sobie dbałość o środowisko naturalne. Doprawdy edukacyjna gra”, pomyślał z mieszanką podziwu oraz niechęci. Zostawił córkę, czytającą najnowszą część „Przygód Tomka Odyseja”, i udał się do głównego pokoju. Pani Wengel siedziała na przy stole, wypełniając służbowe dokumenty. Mariusz usiadł w fotelu i pogrążył się w błogiej ciszy. Nie potrzebował wiele, by móc się zregenerować. Anna skończyła niedługo po przyjściu męża, ale przez dłuższą chwilę żadne z nich nie zaczęło rozmowy. Stanowili na tyle ciekawą parę, że sama obecność bliskiej osoby im w zupełności wystarczała. W końcu mowa jest srebrem, a milczenie złotem.
Po dłuższym czasie mężczyzna zadał kilka pytań odnośnie córek, sytuacji w pracy małżonki oraz wydarzeń, które miały miejsce pod jego nieobecność. Następnie inicjatywę przejęła pani Wengel, próbując wyciągnąć od męża informacje o akcji „Reinhardt”, którą koordynował w przeciągu kilku ostatnich miesięcy. Ten mówił tyle, ile tylko mógł, czyli w zasadzie przemilczał szczegóły. Oboje dobrze wiedzieli, że jest taka prawda, którą można się podzielić oraz taka, która powinna pozostać niewypowiedziana. Skoro Partia tak mówiła, nie mogło być inaczej. Na tej rozmowie, prowadzonej bez żadnego pośpiechu, zeszło im aż do późnego wieczora.
Wengel wstał i poszedł położyć młodszą córkę do spania oraz polecić starszej, by nie pracowała zbyt długo. Następnie pomógł żonie przygotować ich własne posłanie. Kiedy wszystko było gotowe, położyli się obok siebie, a Anna już niedługo odeszła do krainy snów. Mariusz, nie mogąc zasnąć, udał się do kuchni. Nie zapalając światła, wyciągnął z szafki swoją ulubioną szklankę, z barku zaś – butelkę whisky. Była jeszcze w połowie pełna. Nalał sobie czterdzieści mililitrów, co do kropli, i zaczął powoli sączyć błogi trunek.
„Prawie już zapomniałem, jak dobrze smakuje choć odrobina alkoholu po kilku miesiącach ciężkiej pracy”, powiedział w myślach.
Odkąd Władze rozpoczęły szeroko zakrojony projekt dbałości o zdrowie i kondycję obywateli, było znacznie trudniej nabyć wszelkiego rodzaju używki. Alkohol, papierosy oraz narkotyki znalazły się pod ostrzałem. Według Partii postępowy Europejczyk powinien być sprawny fizycznie i gotowy na posługę Wspólnocie w każdym, choćby najmniej oczekiwanym momencie. Wyjątek stanowił odsetek najciężej pracujących jednostek, które w nagrodzie za dobrą służbę mogły sobie pozwolić na odrobinę rozluźnienia. Do nich zaliczał się Wengel. Oczywiście, taki ambitny projekt nie mógł pozostać bez narzekań części społeczeństwa, w szczególności mieszkańców guberni nad Wisłą. Polacy od zawsze byli znani ze swojego gorącego temperamentu, lecz tak jak w pozostałych regionach udało się doprowadzić sprawę do końca, tak i tutaj się powiodło.
Osuszył szklankę i miał już ją odstawić do zlewu, gdy momentalnie zatrzymał rękę. Przez chwilę siedział sztywno jak Odrodzony po Reedukacji. W końcu sięgnął po butelkę i nalał sobie kolejną porcję. „Jeszcze jedna nie zaszkodzi”, pomyślał.
Upił mały łyk. Na twarzy nieskalanej zwykle żadnymi emocjami pojawił się grymas zmęczenia, a na czole pokrytym licznymi zmarszczkami wystąpiły krople potu. Podszedł do lustra. Zapalił małą lampkę i ujrzał swoje odbicie. Wory pod oczami od setek zarwanych nocy, siwizna zastępującą dawne kruczoczarne włosy i kilka blizn będących pamiątką po najtrudniejszych akcjach. Rzadko kiedy miał okazję przyjrzeć się sobie, ale za każdym razem gdy to robił, docierało do niego, jak szybko się starzał. Oddał całego siebie służbie. Czy żałował tego? Nie, był dumny, że może zapewnić godny byt swojej rodzinie. Jego serce rozpierała radość. Czy jednak on sam był szczęśliwy? Nie umiał sobie odpowiedzieć na to pytanie. Zresztą to nie miało znaczenia. Liczyło się wyłącznie to, ile można zrobić dla Wspólnoty.
„Kiedy Europa wzywa, moim obowiązkiem jest Służba”, główna dewiza zabrzmiała mu w głowie. Usiadł, wypił na raz całą zawartość szklanki, po czym oparł łokcie na stole i ukrył twarz między dłońmi. Siedział tak przez dłuższy czas. W końcu wrócił do głównego pokoju i dołączył do swojej żony. Dopiero po skosztowaniu zakazanego trunku udało się mu zasnąć bez większych trudności.
Mimo że wolny dzień, pierwszy od dawna, trwał już od przeszło godziny, nie czuł się wcale rozluźniony. Nawet odpoczynek, o który było coraz trudniej w ciągle pracującej machinie społecznej, miał jeden zasadniczy cel. Przygotować jednostkę do wydajniejszej pracy. W imię Wspólnoty. W imię Partii. W imię Nowej Europy.
Tak został wychowany. Starego psa nie nauczy się nowych sztuczek. Może wykonywać wyłącznie te same tak długo, aż pan się nimi nie znudzi. Wengel będzie robił to, do czego został stworzony. Będzie polować na Wykluczonych. Będzie oczyszczać Wspólnotę. Był biczem Partii, gotowym na każde zawołanie.
Zawsze.

10 komentarzy:

  1. Hej:) Znów mamy tutaj orwellowskie klimaty. Kilka drobiazgów rzuciło mi się w oczy ale nie mam ochoty o nich pisać, bardziej o całości. Po pierwsze tekst jest interesujący. Byłam zmuszona przerwać czytanie, a mimo to powróciłam do niego jak bumerang. Nie wiem dlaczego skasowałes tę opowieśc. Moim zdaniem ma potencjał. Ciekawie prowadzisz narrację, z wszystkowiedzącego choć lekko subiektywnego narratora przechodzisz od czasu do czasu w narrację "wewnętrzną" bohatera (jakkolwiek się to po polsku nazywa), a że bohater jest raczej subiektywny ale w drugą stronę, wychodzi z tego coś w rodzaju walki narracji. Czytelnik od razu dostrzega zarys konfliktu. Opisy swietnie wprowadzają w klimat, bohaterowie są życiowi, relacje między nimi do bólu prawdziwe. Urzekł mnie ostatni akapit. Jedyne co to chyba zamieniłabym to był na jest biczem partii, chociaż w obydwu wariantach jest przeskok użytych czasów. Podsumowując, mnie się podoba i czekam na rozwój wydarzeń w tym uniwersum. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej :) Orwell jest zawsze dobry i nie ukrywam, że jego powieści miały spory wpływ na to, co właśnie napisałem. Choć trudno byłoby to uchwycić w tak krótkim fragmencie, to moim zamierzeniem było przedstawienie bohatera jako postaci między młotem a kowadłem - z jednej strony chce chronić rodzinę, a z drugiej wie, że musi służyć państwu, nieważne czego by od niego oczekiwało, co ma mieć spory wpływ na jego przyszłość Jeśli ruszę z projektem, to mam nadzieję, że uda mi się to wprowadzić, bo to swego rodzaju meritum powieści. I na pewno postarałbym się o lepszy i dokładniejszy opis panującej rzeczywistości, nie unikając brutalności.
      Cieszę się, że tekst się podobał.
      Pozdrawiam ślicznie.

      Usuń
  2. Ayyyy. Ayyyyyyyyy!!! Szczerze mowiac, od historycznych bajan zawsze wolalam fantastyke, z historii mialam raczej troje, mature z niej zdalam, bo zdalam.
    Gdybys pojawił sie wczesniej z takim tekstem - takimi tekstami, bo zrozumialam, ze z tego wykroilo i kroi sie nadal cos wiekszego (tylko sie osmiel z tego zrezygnowac, a obiecuje przeniesc swoje agitowanie do pisania na wyzszy, materialny i niekoniecznie bezbolesny lvl) - jestem pewna, ze zaszczepilbys we mnie milosc do wszelkich dat i zwiazkow (oby nie radzieckich), a kazdy wyraz "Partia" w podreczniku do historii mialabym pociagniety kolorowym mazaczkiem. Bo ja uwielbiam zglebiac na maxa wszystko to, ci mnie zasafcynuje, zdobywac wiedze na ten temat, a ten tekst z tlem historycznym, czy moze politycznym rowbiez... och, przepadlam w nim.
    Samo haslo "Wykluczeni", porwalo moje serce, porwalo. Chce wiedziec kim sa, obstawiam buntownikow przeciwko systemowi, zreszta dales latwo do zrozumienia ze stoją w opozycji di Odrodzonych, którzy z kolei przerażają mnie swoja automatyką. Zdają się... pozbawieni uczuc. Zaprogramowanie. Moj niepokoj budzi tez Teresa. Jesli w tej wizji przyszlosci idziemy w te strone... brrrr!!!
    Jestem pid wrazeniem realizmu, z jakim przedstawiles pozornie codzienna scene pizornie przecietnego... nie, nie ma mowy. Mogłoby sie tak wydawac ale zarowno elementy z przyszlosci, ra noeoczesnosc, roznia sie od wieczora, ktory moglibysmy spedzic w domu i jeszcze ten... klimat. Nie wiem, ale ja, czytaja, mialam w glowie szary kolor, jakkolwiwk to brzmi. I poczupam sie ciezko. I chce wiecej tej historii. Zdecydowanie.
    Wykluczeni!
    Świetne, świetne.
    Nie mam nic do dodania. Pzt ze mysze sie cofnac do czerwonego cara, bo zeszly tydzien okazał sie za krotki!!!
    Hail to the Szandek! ;D yo!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej :) Cieszę się, że opowiadanie się podobało xD Spróbuję zapewnić, że będę dalej uzupełniał ten świat, licząc na to, że powstanie coś większego (choćby po to, by pozostać żywym xD)
      Dziękuję i pozdrawiam ślicznie. Ku chwale Partii! xD

      Usuń
  3. Raczej się już nie dokopię do tego, co ci pisałam, żeby wkleić "dla potomności" xD Ale tak w wielkim skrócie i to, czego tam nie pisałam. Zastanawiam się przede wszystkim, jak załatwisz prośbę Teresy. W tamtym świecie Odrodzeni stoją na wystawie? XD a może są jakieś wycieczki po fabrykach i pokazują nowych (dosłownie i w przenośni...) obywateli w trakcie pracy? W każdym razie zastanawiam się, co dalej zrobisz z samą Teresą. Ten fragment to tylko lekka zapowiedź. Nadal niewiele wiadomo o całym ustroju państwa, a tutaj to czuję, że sobie poszalejesz... XD W każdym razie na tę chwilę mam dwie teorie. Albo ta historia skończy się... skupieniem na bohaterze i tym, co u niego się zmieniło (np. co stracił) albo zaserwujesz nam rewolucję xD
    I w ogóle jak to czytałam to też "widziałam" na szaro xD jak przez cały "Rok 1984".

    PS Co myślę o wszelkim kasowaniu opowiadań już wiesz. I to nie tylko tego jednego :p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli wszystko potoczy się po mojej myśli, to wątek Teresy może lekko zaszokować, ale nie powinien przynajmniej znudzić xD Jak tylko ułożę w sobie świat i usunę największe nieścisłości, szary świat zrobi się jeszcze bardziej szary - to mogę obiecać xD Może pan Orwell byłby ze mnie dumny xD
      Dziękuję za poświęcony czas i pozdrawiam ślicznie :)

      Usuń
  4. Antyutopia.
    Nie czuję takich klimatów w ogóle, przerażają mnie bardziej niż te śmieszne horrory z litrami sztucznej krwi i świecącymi się jak latarnie wampirami.
    Do tego to "dla dobra wspólnoty". Grrr, altruizm zrozumiem, ale całkowite oddanie się na służbę innym nie. Stanowcze nie.
    To nie są moje klimaty, ale wciągnąłeś mnie na tyle, że piszę komentarz zamiast wychodzić na tramwaj do pracy już teraz. Jest to ciekawe, przerażające, wzbudzające we mnie odrazę, jak ten świat działa, ale jest ciekawe na tyle, bym chciała poznać resztę, choć zgrzytałabym zębami. Potrafisz operować piórem i to doskonale.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wydaje mi się, że przy tym fragmencie opowiadającym o życiu codziennym (czyli w zasadzie niczym) czułaś odrazę, to pozostałe "rozdziały" mogłyby lekko wstrząsnąć. Kreując ten świat, nie pozostawiam miejsca na żadne promienie słońca. Musi być szaro, smutno i deprawująco ludzką duszę. System zniszczy każdego, w tym tych, którzy oddali mu całe życie - jak to się dzieje w każdym totalitarnym państwie. Jakkolwiek to zabrzmi, to cieszę się, że udało mi się wywołać takie emocje - to dla mnie znak, że może kontynuowanie tego opowiadania ma jakikolwiek sens.
      Dziękuję za poświęcony czas i pozdrawiam ślicznie.

      Usuń
  5. Hej.
    Orwell powinien być dumny, że wciąż inspiruje młodych, by tworzyli antyutopie podobne do tych, które sam powołał do życia. Nie czytam tego gatunku za często, a kiedy to robię, mimowolnie porównuję czytany tekst do "Roku 1984". Muszę powiedzieć, że klimat powyższego opowiadania do mnie przemówił. Te wszystkie hasła, motta, podejmowane działania pokazują, w jaką rzeczywistość wrzuciłeś bohaterów i gdzie zabierasz czytelnika. Niby taka normalna rodzina, ale żyjąca w czasach, kiedy - mam wrażenie - jeśli nie będzie się działać w imię Partii, szybko można zostać tylko wspomnieniem.
    Z jakiegoś powodu czuję niepokój po skończeniu czytania. Jednocześnie bardzo mi się to podobało.
    Powinieneś zachować tę historię. Teraz do niej wróć i uracz nas czymś więcej. Proszę.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej. Orwell jest dla mnie niezrównanym mistrzem i móc wzorować się na jego twórczości jest dla mnie zaszczytem. To, że opowiadanie się podobało, sygnalizuje dla mnie również to, że nie ważne w jakich czasach żyjemy, możliwe jest wykreowanie (anty)utopii, która w swoich założeniach będzie na tyle realistyczna, aby przestać rozróżniać fikcję od prawdy.
      Opinie, taka jak Twoja, zachęcają mnie do kontynuowania tego projektu i tworzenia kolejnych deprawujących duszę ludzką fragmentów świata, w którym celem życia jest służba.
      Dziękuję za poświęcony czas i pozdrawiam ślicznie.

      Usuń