Tablica ogłoszeń


Grupa Kreatywnego Pisania to długoterminowy projekt cotygodniowych wyzwań pisarskich z wykorzystaniem writing prompts. Więcej znajdziesz w zakładce "O projekcie".



Temat

Temat na tydzień 129:

To było bardzo kłopotliwe. Nigdy nie miał ofiary, która odniosłaby porażkę w umieraniu.

klucze: klucz, wymiana, akcesoria, niedobre.

Szukaj tekstu

niedziela, 8 lipca 2018

[99] It's all right ~ Miachar

Imię bohaterki inspirowane jest komiksem internetowym i dramą "What's wrong with Secretary Kim?"; jej protagonistka nazywa się Mi So (z koreańskiego uśmiech). 
Z podziękowaniem dla Laurie.

*sonrisa - z hiszp. uśmiech
____________

                                           "It's all right"
                               Somebody tells me but 
                                      It's a lie
                                       I can't shout it out 

     Byłam przerażona, a pohukiwanie sowy rozległo się znowu. Nie, to złe zdanie na początek opowieści o tym, co się wydarzyło. Czy to, że drżę, pokazuje, że nadal umieram ze strachu?
     Para ciemnych oczu zdawała się być niczym imaginacja; zawieszona w półmroku, że tylko białka oczu widać wyraźnie. Czy człowiek naprzeciw wiedział, że także jego postać mnie przerażała? Nie mogłam mu tego powiedzieć, bo mógłby się wkurzyć, że nie skupiam się na tym, na czym powinnam.
     - Spokojnie. Opowiedz to swoimi słowami i nie spiesz się, dobrze? Mamy czas.
     To takie ładne słowa. "Nie spiesz się. Mamy czas." Powinny sprawić, że poczujesz się bezpiecznie, prawda? Nic z tego. Nadal czułam strach na wspomnienie tego, co wydarzyło się kilka godzin temu.
     Coś ciążyło mi na piersi. Nie wiedziałam, co to; może adrenalina, może jakieś inne uczucia, których jeszze nie zidentyfikowałam. Nie chciałam czuć tego ciężaru, a skoro mówienie mogło być sposobem, by się go pozbyć, powinnam zacząć mówić.
     Dlatego wzięłam głęboki wdech i odezwałam się, a mój głos choć trochę ożywił ten ponury pokój przesłuchań. 
      - Wszystko zaczęło się tak właściwie, gdy otworzyłam bombę z brokatem podczas porannych zajęć.
     Postać przede mną poruszyła się na zajmowanym miejscu.
     - Czym jest ta bomba z brokatem?
     W normalnych okolicznościach bym się zaśmiała - przecież każdy były i obecny uczeń tego liceum, do którego od trzech lat z taką niechęcią chodziłam, dobrze wiedział, czym jest ta bomba. Najwidoczniej detektyw nie był jego absolwentem, skoro zadał mi takie pytanie, na które wypadało odpowiedzieć. 
     - To taka tradycja będąca również wyzwaniem dla uczniów. Każdego dnia ktoś znajduje w swojej szafce prezent - karton obwiązany czerwoną wstążką, a w jego środku kryje się minibomba oraz woreczek z brokatem, który wybucha, kiedy otworzy się bombę, co należy uczynić przed końcem trzeciej lekcy, inaczej zostanie się wpisanym na czarną listę z nazwiskami buntowników i wyrzuconym ze szkolnej stołówki do końca szkolnej kariery.
     Wydawało mi się, że moje wyjaśnienie jest nie tyle długie, co bardzo zagmatwane. Gdybym była na miejscu słuchającego mnie detektywa, zaczęła bym spisywać swoje zeznania. Poza nami w pokoju nie było nikogo innego, nie było tu weneckiego lustra, za którym ktoś mógłby się kryć, bo to pomieszczenie było dla nieletnich świadków... Co by oznaczało, że poza panem glina w pokoju powinien być równie psycholog, prawda?
      Coś mi tu mocno nie grało. Detektyw - nadal skryty w półmroku, bo żarówka nad naszymi głowami nie pracowała jak należy - dostrzegł, że coś mnie niepokoi, pochylił się do przodu, pokazując większą część pospolicie wyglądającej twarzy, i uśmiechnął się, unosząc dłoń, w której trzymał jakiś przedmiot.
     Zadrżałam. Już raz widziałam dzisiaj tak uniesioną rękę, a to, co nią zrobiła oraz rzecz, której użyła, wciąż mnie prześladowało, gdy zamykałam oczy, choć minęło już kilka godzin.
     - Spokojnie, Risa - odezwał się detektyw, a jego niski, bardzo basowy głos wprawił powietrze w lekkie vibrato. - Możesz mówić dalej. Mam tu dyktafon, wszystko się nagrywa.
      Brzmiało to raczej jak uspokojenie przez reportera szukającego sensacji niż detektywa słuchającego nastolatki mówiącej o tym, co się wydarzyło, ale skoro miał dyktafon, powinnam mu chyba zaufać.
      - Jak już mówiłam, prezent z bombą należy otworzyć, najlepiej mając przy tym kilkunastu świadków, którzy potwierdzą, iż zadziałało się zgodnie z tradycją. Otworzyłam ją podczas drugiej lekcji, bo miałam akurat francuski, którego nie znoszę. Nastąpił wybuch, ja zostałam oblepiona brokatem, oberwało mi się ostro od nauczycielki za to, że zakłócam jej lekcje. Kazała mi się wynosić do łazienki i do dyrektora, co uczyniłam, a potem... - Wiedziałam, że głos w końcu odmówi mi posłuszeństwa. - A potem...
     To, o czym powinnam teraz powiedzieć, wciąż jawiło się dla mnie jako koszmar, nierealny sen, który nie powinien się wydarzyć. Jedynie zabłąkana kropla krwi, której nie udało mi się zmyć, mówiła mi o tym, że to wszystko nie było snem, a rzeczywistością.
     Nie mogłam dostrzec skąd, ale detektyw podał mi butelkę wody. Może gdzieś pod nogami miał minilodówkę? Albo był czarodziejem?
     Moja skołowana głową naprawdę nie była w formie, by szukać odpowiedzi na takie pytania. Właściwie to nie miałam głowy do niczego; powoli nawet do tej rozmowy. Ale musiałam ją ciągnąć, by poczuć się choć trochę lepiej.
     - Spokojnie, Risa - powtórzył detektyw. - Naprawdę mamy czas.
     Skoro tak mówił. Drżącą ręką odkręciłam butelkę i upiłam kilka małych łyków wody. Nie podziałała jakoś wyjątkowo na moje gardło, ale orzeźwiła mnie odrobinę. Mogłam mówić dalej.
     - Potem... Godzinę po tym, jak otworzyłam bombę, znalazłam... - To słowo tak bardzo mi tu nie pasowało, e nie umiałam znaleźć dla niego w tej chwili żadnego synonimu. - Znalazłam Brandona, swojego chłopaka... Znalazłam go w sali językowej, bo zobaczyłam lrzez szybę w drzwiach, że coś leży na jej podłodze. A to był on. Leżał na samym środku sali na brzuchu, z głową skierowaną ku podłodze. - Detektyw powinien to już wiedzieć, w końcu jeden z podwładnych, który jako pierwszy spróbował mnie przesłuchać, już z nim rozmawiał. - Na początku myślałam, że tylko śpi. Często tak robił w szkole... Zasypiał w różnych miejscach, kiedy tylko poczuł się senny, wyglądał przy tym zawsze jak żywy, bo potrafił spać z otwartymi oczami. - Przerażał mnie tyn, ale i fascynował. - Ale dzisiaj tak nie było. - Poczułam, jak do oczu napływają mi łzy. - Kiedy próbowałam go dobudzić, obróciłam go na plecy i wtedy dobrze zobaczyłam ranę w jego klatce piersiowej, a pod nim kałużę krwi. Ktoś go dźgnął i to tak, że doprowadził do jego śmierci.
     Wspomnienie widoku ciała mojego chłopaka - od kilku godzin martwego nam trup - zaatakowało mnie i wydusiło z płuc dech. Poczułam, jakbym to ja była bliska śmierci, choć skąd mogłam wiedzieć, jak to jest? Do tej pory nie musiałam nigdy walczyć o swoje życie.
     Musiałam jednak wziąć się w garść. Im dłużej trwała ta rozmowa, tym dłużej tkwiłam w tym pokoju i obcowałam z detektywem, który odrobinę mnie przerażał. A naprawdę chciałam się uwolnić od tego dnia, który zaczął się źle tylko po to, by pokazać mi, że z każdą minutą może być jeszcze gorzej.
      Upiłam jeszcze trochę wody i nakazalam sobie wziąć się na poważnie w garść. Nie mogłam poddać się strachowi i innym uczuciom, inaczej naprawdę mogłabym stąd nie wyjść.
     Głębokie oddychanie pomogło mi wrócić jako tako do siebie, a głos nie zamarł mi na tyle, bym nie mogła nadal mówić.
     - Sprawdziłam jego puls, ale nic nie wyczułam. - Jedynie chłód skóry był tym, czego doświadczyły moje palce, kiedy go dotknęłam. To także powinno prześladować mnie do końca życia. - Pobiegłam więc po pomoc.
     Detektyw pochylił się do przodu, rękawy kurtki, którą miał na sobie, zebrały z blatu te pyłki kurzu, które pozwoliły sobie na nim osiąść. Oto miałam powiedzieć o tym, co interesowało mężczyznę najbardziej, a co mnie zdołało zapewnić koszmary do grobowej deski.
     - Kogo wtedy zawiadomiłaś? - zapytał detektyw. - Czy możesz go opisać?
     Kiwnęłam potakująco głową. Przecież to wszystko nie wydarzyło się aż tak dawno temu. Choć miałam wrażenie, że opuściłam szkołę pod eskortą policji jakieś sto lat temu. Pojmowanie czasu naprawdę bywało bardzo subiektywne.
     - Wypadłam z sali i zaczęłam wołać o pomoc. Na korytarzu nie było innych uczniów, ale akurat w moją stronę szedł nauczyciel fizyki, a obok niego dyrektor. Najwidoczniej obaj z jakiegoś powodu mieli okienko, bo żaden z nich nie spieszył się na lekcje, za to żywo ze sobą rozmawiali. 
     Pamiętałam, że to mnie zdziwiło, bo wiadomo w całym liceum, że ci dwaj zbytnio za sobą nie przepadają i nie mają oporów, by publicznie prowadzić ze sobą wojnę. Wspomniałam o tym detektywowi, który teraz był już całkowicie skupiony na moich słowach.
     - Czy ci dwaj od razu cię posłuchali? - zapytał. - Czy od razu przybiegli do sali, gdzie leżał Brandon?
     - Dyrektor tak. - Rzucił się do biegu, co przy jego krótkich nogach wyglądało dość komicznie, choć ze względu na okoliczności nie wywołało u mnie śmiechu. - Profesor Gerard Schmidt, fizyk, trochę się ociągał, a ja przecież głośno krzyknęłam, że jest krew. - Wtedy zachowanie pedagoga wydawało mi się być z lekka niegrzecznym. Gdy już się dowiedziałam, dlaczego się nie pospieszył, byłam w stanie nienawidzić go i bać się go jeszcze bardziej. - Jako że wróciłam do sali zaraz za dyrektorem, nie widziałam, kiedy profesor Schmidt wyciągnął nóż.
     Ten widok będzie mnie prześladował do końca życia. Jak tyle innych widoków dzisiejszego dnia. Tu pochylam się wraz z dyrektorem nad martwym ciałem Brandona, a sekundę później widziałam Schmidta szykującego się do żądania kolejnego ciosu swojej kolejnej ofierze. 
     Zacisnęłam oczy, dłonie zamieniły się w pięści, a paznokcie pragnęły przebić skórę. Dlaczego nie ma było ze mną psychologa? Sama jego obecność mogłaby lepiej na mnie wpłynąć. 
     - Zaczęłam krzyczeć - ponowilam mowę - co przywołało do sali zaciekawionych uczniów i innych nauczycieli. Jeden z nich obezwładnił Schmidta i odrzucił nóż gdzieś na koniec klasy, inny przyszedł mu z pomocą, bo Schmidt się wyrywał. Nie pamiętam, kto zadzwonił po policję i na pogotowie ani kto się mną zajęcia. Byłam w zbyt dużym szoku, by zwrócić uwagę na te rzeczy.
     Wydawało mi się, że nadal w nim jestem, ale teraz nie bredziłam o tym, że słyszałam pohukiwanie sowy, jakbym była w lesie - tak brzmiał dzwonek Brandona informujący o tym, że dostał nową wiadomość. Koleją rzecz, po której będę miała traumę.
      Butelka zatrzeszczała w moich rękach, kiedy zaczęłam zrywać z niej etykietę. Detektyw odchrząknął, a kiedy na niego spojrzałam, uśmiechnął się, co rozproszyło odrobinę półmrok, i powiedział:
      - Wszystko w porządku, Risa. Wszystko jest i będzie dobrze. Serdecznie dziękuję ci za twoje zeznanie. - Spojrzał na zegarek na swoim nadgarstku, po czym przybliżył dyktafon do ust. - Czynności zakończono o drugiej czterdzieści osiem po południu. 
     Przedmiot został odłożony na blat, a mężczyzna wstał.
     - To wszytko, drogie dziecko. Bardzo mi przykro, że musiałaś przejść przez coś takiego. Ale o nic się nie martw, mamy tego psychopatę, nigdzie nam nie ucieknie.
     Chciałam mu wierzyć. Chciałam wierzyć w jego "wszystko w porządku", ale coś w głowie mówiło mi, że to jest kłamstwo, nic już nie będzie dobrze, bo dzisiejszy dzień będzie mnie prześladował aż do śmierci.
     Wyszłam z pokoju tuż za detektywem, przeszliśmy do głównej sali, gdzie funkcjonariusze mieli swoje biurka. Dość szybko zdałam sobie sprawę z tego, że detektyw wybrał fatalny moment, by tu wrócić - właśnie oto prowadzono Gerarda Schmidta do aresztu. Mimo że eskortowało go dwoje potężnie zbudowanych glin, to im się wyrywał. W tej chwili wyglądał dla mnie nam Samuel Rockwell w "Zielonej mili" - jak prawdziwy świr.
     Nauczyciel wyczuł, że mu się przyglądam, bo również na mnie spojrzał, a kiedy zorientował się, kim jestem, przybrał na twarz najbardziej przerażający uśmiech i zawołał:
    - Son Ri Sa*! - Jako jedyny z grona pedagogicznego zwracał się do mnie według zasad kraju, skąd przybyłam do Stanów, nie będąc jeszcze nastolatką. - Son Ri Sa! To jeszcze nie koniec! To nie jest koniec! To dopiero początek!
     Zaśmiał się, po czym uderzył barkiem jednego z prowadzących go funkcjonariuszy. Nim ktokolwiek zdołał zareagować, Schmidt przywłaszczył sobie broń policjanta.
      "O nie", przemknęło mi przez myśl. Ponownie sparaliżował mnie strach. Przymknęłam oczy, a przez posterunek poniósł się odgłos strzału.
     Tak właśnie zły los naśmiewał się ze mnie, swojego uśmiechu. A to naprawdę był dopiero początek. 

9 komentarzy:

  1. Dlaczego mnie nie dziwi, że Gerard został fizykiem? No dlaczego? Przyznam szczerze, że szczerzę się jak głupia, choć temat przecież poważny jest. Mogę mu powiedzieć, że został fizykiem i mordercą? Mogę? Chociaż może lepiej nie, na restauracji jest wiele przedmiotów, które mogą posłużyć za broń, gdyby zamierzał mnie postraszyć. Choć raczej będzie się z tego śmiał.
    Dobra, sam tekst w sumie to wymaga dodatkowej korekty - wiem, pewnie autokorekta Twojego telefonu zadziałała znowu - bo w kilku miejscach zdania się nieco bezsensu. Tak to jestem bardzo zaciekawiona motywami i ciągiem dalszym. No i scena samego przesłuchania jest genialnie poprowadzona. Tak bardzo realnie.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie po prostu do Gerarda pasowało bycie fizykiem; jako wuefisty go nie widziałam, a historyk brzmi nudnie.
      Wiesz, co jest najlepsze? Że przepisując, sprawdzałam, czy mi autokorekta nie szwankuje, a ona i tak w ostatniej sekundzie stawiała na swoim. Naprawdę jej nie cierpię.
      Scena jest genialna, bo mnie było bardzo miło znowu mieć do czynienia ze śledztwem. Spokojna głowa, Risa jeszcze się będzie pojawiać - na razie w konkursie Sweeka, a jak będzie mi pasował temat GPK, to także tutaj.
      Dzięki, też pozdrawiam!

      Usuń
  2. Tym razem zaczne od uwag. Kilka powtórzeń:
    -"skoro mówienie mogło być sposobem, by się go pozbyć, powinnam zacząć mówić."
    -"Czym jest ta bomba z brokatem?W normalnych okolicznościach bym się zaśmiała - przecież każdy były i obecny uczeń tego liceum, do którego od trzech lat z taką niechęcią chodziłam, dobrze wiedział, czym jest ta bomba."
    -"minibomba oraz woreczek z brokatem, który wybucha, kiedy otworzy się bombę,"
    -"Do tej pory nie musiałam nigdy walczyć o swoje życie.
    Musiałam jednak wziąć się w garść."
    -"kolejnego ciosu swojej kolejnej ofierze"

    "Już raz widziałam dzisiaj tak uniesioną rękę, a to, co nią zrobiła oraz rzecz, której użyła, wciąż mnie prześladowało" - troche zagmatwane to zdanie kto co z kim/czym zrobil

    A teraz pozytywy:
    - czy udalo Ci sie napisac 2 tematy w jednym tekscie? Ogromne brawa, bo ja mialam problem z jednym :)
    - bardzo spodobaly mi sie 3 pierwsze zdania, a to one jednak powoduja czy chce sie czytac tekst do konca
    - "basowy głos wprawił powietrze w lekkie vibrato" - mmmmmmm... lovin it <3
    - temat z brokatem wydawal mi sie od poczatku totalnie infantylny i dziwny, ale udalo Ci sie napisac do niego fajny tekst, na koncu akcja przyspieszyla gwaltownie i bylam ciekawa czy Risa przezyla strzal. Troche szkoda ze nie zostawilas tam niedopowiedzenia czy Risa zyje czy nie.

    Chyba jeszcze nie czytalam nic o tych bohaterach.. Schmidt mi sie podoba, ma takie zle nazwisko, chetnie poczytam o nim wiecej :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej.
      A do czegoś się przyznam - te powtórzenia są całkowicie zamierzone. Powyższy tekst był przepisany z zeszytu, podczas tej czynności naniosłam kilka poprawek, ale specjalnie nie ruszałam powtórzeń. Risa jest nastolatką, niedawno znalazła zwłoki chłopaka i była świadkiem usiłowania zabójstwa, nie w głowie jej, by myśleć i mówić zgodnie z zasadami języka. Te powtórzenia miały/mają pokazać, jak bardzo dziewczyna zamknięta jest w sobie podczas tej sceny, jak bardzo wciąż kręci się wokół tego, co powinna robić i co widziała.
      Cieszę się, że się podobało :)
      Pozdrawiam.

      Usuń
    2. No proszę, w takim wypadku zmyliła mnie narracja pierwszoosobowa �� jeśli tak na to spojrzeć to ma sens. Ale pamiętaj że jak ktoś czepia się powtórzeń tzn że prawdopodobnie nie ma poważniejszych powodów. Lubię twoje teksty i na Twoim przykładzie widzę że warto pisać regularnie. Estrela

      Usuń
  3. Bosz, odkad wrzucilam Twoj tekst i co zerkam na tytul, slysze tę piosenke, wiec tez posluchaj https://youtu.be/xguB5tdGyS0 (specyficzna)
    Wroce z komentarzem SOON! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pamiętam tę piosenkę z filmu "500 days of summer"! Jak widać po tytule, to pewien zespół mnie zainspirował, co nie zmienia faktu, że sama teraz będę słyszeć "Hero". Dzięki za nutę!

      Usuń
  4. Ales to wszystko skondesowała! Naprawde, to byl mega absurdalny temat, ten z bombą, a ty jeszce wmieszałaś w to sowy i całosć ma całkiem, nope, całkowice, realistyczny wydzwiek! Wszystko logicznie poprowadzone i wyjasnione. 10 punktow dla Cullendoru. Do tego nawiazanie do Zielonej Mili <3 Sam Rockwell, omag, jasne, ze tez go zobaczylam. Znow nie mam sie do czego przyczepic, takze nie posadzaj mnie o bezpodstawne kadzenie, ale naprawde tworzysz historie za historia, ktora mnie autentycznie wciaga. Tak jak poczatku slyszalam ciagle Hero, tak jednak klimat opowiadania mi sie z nim rozminal. Probowalam posluchac piosenki, ktora jest dedykowana tej historii, ale moj wspanialy komputer odmowil posluszenstwa (chyba mechanicznie jakos mi sie glosniki odlaczyly w lapku, nie mam za cholere pamiecia, ale poklepywanie go i uderzanie piescia nic nie dalo, ciagle mam komunikat ze nie mam glosnika Oo), ale musisz mi przypomniec, ze musze jej posluchac, bo jestem mega ciekawa czy ona mi sie zgra z tym, o czym przeczytalam. W każdym razie... troche taki klimat "carrie' sie zrobil. szkola, krew, sam rockwell! ;D Brr. ale o co chodzilo temu gerardowi? po prostu psychol? I omg, ze to dopiero poczatek. No to czekam na wiecej!

    OdpowiedzUsuń
  5. Trochę chaotyczne. I nie chodzi mi tu o pozytywny chaos niestety. Odniosłam też wrażenie, że dialogi takie trochę mało realistyczne.
    Poza tym, boli mnie końcówka - koleś strzelił do kogo? Do niej? DO policjanta? Do siebie? I czy trafił?
    No i jaka była w ogóle jego motywacja, bo o tym nie było ani słowa.
    Trochę przeszkadza mi fakt, że poruszyłaś pewne pozornie nieważne wątki, ale ich nie rozwinęłaś (czemu nie było psychologa - wydawało się to dość wazne skoro było wspominane pare razy, czemu w pomieszczenie przesłuchań było tak creepy ciemno)
    Za to podobało mi się to, jak historia szła w tył - bardzo lubię takie zabiegi.
    Nie poznaliśmy tez bohaterki za bardzo, poza faktem, że była w swego rodzaju szoku i panice, które swoją drogą były dość fajnie i realistycznie pokazane. Temat ciekawie wykorzystany tylko... ta motywacja!
    Duży plus za nawiązanie do Zielonej Mili xd
    Dobrze wykorzystany temat... ba! oba!
    No i zaciekawiła mnie teraz ta drama... chyba sobie ją oglądnę w przyszłości.
    Pozdrawiam~

    OdpowiedzUsuń