Tekst nieco inny niż zwykle, choć w tle znów przebija wojenne uniwersum. Jestem bardzo ciekawa Waszych opinii. Zapraszam serdecznie :)
Chrapał w sposób przeraźliwie irytujący. Najpierw zaciągał się powietrzem łapczywie jak narkoman węszący możliwość zassania nosem półmetrowej kreski za jednym zamachem, a potem wypuszczał je z głośnym rzężeniem, niczym koń, który zapomniał jak się rży. Szczególnie w te noce, kiedy padałem ze zmęczenia, a moim marzeniem było zmrużenie oczu chociaż na godzinę, maksymalnie dwie, Kamil wpadał w te swoje chrapiące fazy snu jakby częściej. Próbowałem miliona sposobów. Bezskutecznie. Zakrywanie głowy kocem o tej porze roku, kiedy letni żar powietrza zmieszany z dymem płonącej Warszawy osadzał się w gardle i krtani drażniącym osadem, graniczyło z próbą samobójczą. Nie, żeby myśli o urwaniu żałośnie cienkiej nitki życia nie przechodziły mi przez głowę. Owszem, dopadały każdego. Może nawet to chrapanie było zbawienne w jakiś sposób, bo skupiało moje myśli w jednej konkretnej sprawie – jak uciszyć sukinsyna.
Pewnej nocy, musiało to być już pod koniec sierpnia, bo od braku wody i notorycznego niewyspania miałem już majaki, powziąłem ostateczną decyzję skrócenia tych męczarni. Jego i moich równocześnie. Podszedłem do jego posłania z pistoletem, bo przecież Kamil to mój kolega i mimo perspektywy utraty naboju, winien mu byłem szybką śmierć. Dziś nie jestem w stanie ocenić, na ile ten plan powstał w sposób racjonalny, zgodny z zasadami naturalnego rozumowania, a na ile wytworzyły go moje zduszone niemocą instynkty przetrwania. Pewnym jest, że ściskałem mocno rękojeść Walthera. Krok po kroku zbliżałem się do leżącego kolegi i rozważałem trajektorię naboju. Najlogiczniejsze wydawało mi się wbicie rewolweru w jego rozchylone usta i skierowanie naboju w górę czaszki. Z drugiej strony musiałbym wówczas działać szybko, tak aby nie zdążył otworzyć oczu. Nie zniósłbym jego ostatniego spojrzenia. W moje rozgorączkowane kłęby myśli, dziwnie logicznym zbiegiem okoliczności, wbił się jednak jak sztylet pewien obraz. Dłoń na cynglu zdrętwiała.
W odmęty mojego ówczesnego odczłowieczenia wdarło się wspomnienie tego, co stanowiło dla mnie najcenniejszy skarb, który zawsze pragnąłem posiadać, a który nigdy zawłaszczyć się nie pozwolił. Ona. Jej ufność, śmiejące się orzechowe oczy, smukła sylwetka, kształtne piersi pod drelichową bluzą, które przykuwały moje łakome spojrzenia, gdy odwracała głowę. Przez wiele dni nie umiałem o niej myśleć. Zbyt dużo makabrycznych obrazów miałem w głowie, by ją w to mieszać. Tej nocy wróciła. Wyglądała jak zwykle, może tylko oczy nieco bardziej podkrążone i zgaszony uśmiech. Patrzyła na mnie z wyrzutem.
– Nie rób tak, proszę – wyciągnąłem do niej dłoń – przecież wiesz, jak on cholernie chrapie, musiałem! – chciałem złapać ją za rękę, zrobiłem krok do przodu i wtedy zniknęła. Rozpłynęła się we mgle jak zjawa. Tylko ta mgła nie miała zapachu porannej rosy jak nad stawem moich rodziców. Otaczała mnie szczelnie jak całun, kąsała po nozdrzach, rozpalała do czerwoności i tak rozgrzane powietrze. W uszach słyszałem tylko przeraźliwy pisk. Duszący dym wlewał się trującym strumieniem do płuc, wywołując zawroty głowy. Odkaszlnąłem kilka razy, wypluwając toksyczny pył, który dostał się do gardła. Powoli docierało do mnie, że nie jestem tu bezpieczny.
Oczy z trudem przyzwyczajały się do nowych warunków. Próbowałem postąpić kilka kroków do przodu i wtedy zdałem sobie sprawę, że leżę na podłodze. Przeraźliwy pisk w uszach powoli ustępował. Czekałem, aż dotrze do mnie znajome chrapanie. Czekałem dłuższą chwilę z narastającym niepokojem. Czekałem ze wszystkimi zmysłami nakierowanymi na odbiór tego jednego sygnału niezmiennej normalności. Czekałem i czekałem. Na próżno.
To była noc, gdy zrozumiałem, dlaczego ludzie obawiają się ciszy.
Hej Esterlo😀 jak przecudowny sposób opisałaś chrapanie , tak denerwujące i wywołujące u mnie skłonności mordercze odgłosy których iście nienawidzę😈 uwielbiam twoje opisy bardzo przyjemnie czyta się teksty które tworzysz. takich warunkach nie jest trudno opaść w obłęd i mnie kontrolować swoich czynów w pewnym momencie, jaka szkoda że tak musiało się to wszystko skończyć. opowiadanie krótkie lecz temat dobrze wykorzystany.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Kajuszka
Kurcze, gdyby nie temat, to myślę, że doświadczyłabym więcej twojego (jak widzę) bardzo przystępnego poczucia humoru :D twoje podejście do tematu chyba najbardziej przypomina moje, z tych trzech tekstów, które udało mi się przeczytać. W każdym razie bardzo chętnie przeczytam tekst na tydzień 102 ;)
OdpowiedzUsuńTekst króciutki, ale dla mnie bardzo fajny, choć tak jak innych, mnie najbardziej urzekł opis chrapania xd jakoś nigdy by mi nie przyszło do głowy, aby poświęcić na niego dość spory akapit, i w zasadzie też żeby był takim zapalnikiem działań głównego bohatera. Nie lubię wojennego uniwersum, ale tutaj mi to nie przeszkadza i nie mam żadnych uwag :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Hej.
OdpowiedzUsuńPierwszy akapit mnie podbił. Nie spodziewałam się, że ktoś może opisać chrapanie w sposób, który mnie nie wyda się tylko irytujący, ale i zabawny. Brawo.
Och, ta próba uciszenia chrapania - rozumiem, że mogło przeszkadzać, ale zaskoczyłaś mnie tą chęcią narratora do popełnienia zbrodni, by uwolnić się od niechcianych dźwięków. Dość niepokojąco, ale bardzo mi się podoba. A to, że akcja dzieje się w sądach wojny, dodaje atmosfery dla tła. Ładnie.
Pozdrawiam.
Chrapanie to tutaj tylko błahy pretekst do zabójstwa. Przede wszystkim bohater działa na granicy wycieńczenia fizycznego i psychicznego. Przestaje kontrolować swoje czyny. Równocześnie ma umysł wyniszczony obrazami wojny w której bierze udział. Zaciera sie granica pomiędzy dobrem a złem, życiem a śmiercią, więc drobiazg taki jak chrapanie urasta do rangi przeszkody do wyeliminowania. Stad chęć zabójstwa. :)
UsuńWow. Po tytule szczerze spodziewałam się czegoś bardziej lekkiego i zabawnego, ale potem... Wow.
OdpowiedzUsuńPierwszy akapit, tak jak przede mną pisali inni, mistrzowski! Idealny opis chrapania (nie sądziłam, że coś takiego może istnieć, a tu proszę). Szkoda, że skończyło się tak smutno, ale jestem naprawdę pod wrażeniem całości.
Pozdrawiam cieplutko