Tablica ogłoszeń


Grupa Kreatywnego Pisania to długoterminowy projekt cotygodniowych wyzwań pisarskich z wykorzystaniem writing prompts. Więcej znajdziesz w zakładce "O projekcie".



Temat

Temat na tydzień 129:

To było bardzo kłopotliwe. Nigdy nie miał ofiary, która odniosłaby porażkę w umieraniu.

klucze: klucz, wymiana, akcesoria, niedobre.

Szukaj tekstu

niedziela, 6 maja 2018

[90] JA ~ Szandek


Miejskie targowisko. Pełno ludzi, hałasu i wszelkiego rodzaju śmiecia. Tłok i rozgardiasz – idealne miejsce do spotkania z bliską osobą. Już dawno oczekiwałem tego intymnego zbliżenia. Momentu, gdy ostrze zatopi się w ciepłym ciele, zdmuchując kolejny tlący się płomyk istnienia.
Widzę go. Mój cel. Stoi przy stoisku z biżuterią, szukając czegoś dla damy stojącej tuż obok. Jakież to romantyczne, piękne… i typowo ludzkie. Co prawda, utrudni to całą sprawę, lecz w przeszłości byłem w znacznie gorszych sytuacjach. Skoro wtedy nie zawiodłem, tak i teraz porażka ominie mnie szerokim łukiem.
To drugi raz, jak się spotkamy, a on wygląda dokładnie tak samo jak wcześniej. Z tym że pierwsze spotkanie było dwadzieścia lat temu. Wówczas myślałem, że jestem Jedyny. Teraz zastanawiam się, jak wielu ich jeszcze jest oprócz mnie…

Mój brat-bliźniak. Lecz czy aby na pewno? Bo jak w końcu można określić kogoś, kto ma takie samo DNA jak Ty? Brat, a może ja sam, tyle że taki nie do końca? Poza tym, czym w zasadzie jest zabójstwo kogoś takiego – bratobójstwem czy swego rodzaju samobójstwem? Co się wydarzy, jeśli przez zamordowanie samego siebie będę żyć dalej? Gdzie tu sens i logika? Co na to religia czy filozofia? Raczej żadna z nich nie przewidywała takich dylematów. Cóż zatem zrobić, znalazłszy się w takiej sytuacji? Nic prostszego. Wystarczy tylko pociągnąć za spust, skorzystać z garoty, poderżnąć gardło – tyle możliwości, które tylko czekają, aby z nich skorzystać.
Czemu dążę to tak strasznego czynu? Od zawsze zadawałem sobie to pytanie, mimo że odpowiedź miałem tuż pod nosem. Najzwyczajniej w świecie nienawidzę siebie, w każdym tego słowa znaczeniu. „My” – efekt bluźnierczego eksperymentu. Każdy z „bliźniaków” otrzymał odmienną osobowość, a następnie miał nauczyć się życia w „normalnym” społeczeństwie. Oczywiście wszystkich aż do dziś nadzorują ludzie każący nazywać się naukowcami. Gdyby tego było mało, postanowiono, że obdarzy się ich nieśmiertelnością, dzięki czemu ich sielanka będzie trwać bez końca. Piękna idea, nieprawdaż? Jak jednak można określić osobnika łączącego w sobie cechy romantyka, podróżnika, seryjnego mordercy czy choćby działacza politycznego? Taki ktoś może być w zasadzie każdym, lecz także nikim. Rozdarty między wszystkimi jaźniami, staje się jednym wielkim zbiorowiskiem gniewu, żądzy krwi i smutku. Celem, do którego będzie za wszelką cenę dążyć, zostanie tylko jedno – wyeliminowanie „lepszych” wersji siebie.
Spojrzawszy w martwe, obojętne oczy pierwszego z „bliźniaków”, wiedziałem, że znalazłem swoje powołanie. Po tym zabójstwie od razu zacząłem poszukiwać kolejnych celów. Nić, łącząca mnie z zamordowanymi, była przerywana, co zapewniało mi pewną, choć krótką ulgę. Jednak z czasem coś zaczęło się zmieniać. Nektar śmierci, spijany dotąd z rozkoszą, stracił swój wyjątkowy smak. Konwencjonalne „akcje” przestały mi wystarczać. Chciałem ujrzeć coś więcej. Dążyłem do tego, aby ofiara widziała we mnie Zeusa skazującego Prometeusza na marny los. Chłonąłem ulatującą z ciała energię życiową niczym narkotyk. Jednak nawet to, tak wspaniała słodycz, staje się w końcu czymś zwykłym, pospolitym.
Choćbym chciał odpuścić, nie mogę tego uczynić. One mi nie pozwalają. Głosy w mojej głowie. Wszystkie „JA”, MY. Mówią coś, szepczą… Domagają się więcej i więcej… Jak mogę im się sprzeciwić? To niewykonalne. Nie można oszukać samych siebie. Wszystko zakończy się, kiedy ostatni pomiot padnie u moich stóp, widząc we mnie Pana Życia i Śmierci. W chwili, gdy wypełni się los wszystkich nieśmiertelnych.
Nie ma po co przedłużać. Czas działać.
Przeciskam się przez tłum. Nikt nie spodziewa się tego, co zaraz nastąpi. Tym lepiej – smak uczty będzie nieziemski. Chowam w prawym rękawie narzędzie, za pomocą którego dokonam ostatniego pożegnania. Żałuję trochę partnerki mojego „brata”. Nawet by nie pomyślała, że romantyczne wyjście na targowisko skończy się w tak makabryczny sposób. Gdyby jakoś ją odciągnąć, to złagodziłby to jej ból. Niech zna moją łaskę. Tak, to ma…
Nie, wszystko na nic. Zauważył mnie. Wiem już, że się nie cofnę. Zwyczajnie nie mogę. Rytuał musi być dokończony za wszelką cenę. Chciałbym móc widzieć w jego oczach strach przed śmiercią, błaganie o litość czy zwyczajne niedowierzanie. Wtedy wszystko poszłoby prościej. Zamiast tego dostrzegam… radość? JAK?! Przecież on nie może być taki głupi; wie, po co tu przyszedłem. Zresztą, wystarczy spojrzeć na to, co trzymam w prawej dłoni. Zatem co to może oznaczać? Zaraz, c-co? Zrozumienie? Pogodzenie się ze swoim losem? Chęć oddania własnego istnienia dla dobra swego „bliźniaka”? On poświęca się dla mnie? NIE! To nie tak miało być!
Rzucam się na niego jak wściekłe zwierzę w pogoni za swoją ofiarą. Dźgam go ostrzem po całym ciele, na oczach wszystkich świadków. Mam ich gdzieś. Chcę tylko za wszelką cenę zmazać z jego twarzy ten głupi uśmieszek. Dureń! Nie stawia żadnego oporu – pozwala się dziurawić jak ser szwajcarski. W końcu głownią miażdżę mu twarz, zostawiając z niej krwawą miazgę. Widzę, że moje zadanie zostało wykonane. Oglądam się za siebie. Te wszystkie spojrzenia świdrujące mnie wokół. Dlaczego raptem teraz zaczynają mnie obchodzić? Z jakiego powodu czuje się źle z tym, co właśnie uczyniłem? Wstaję, i nie zważając na tłum, biegnę przed siebie. Nie obchodzi mnie, w jakim kierunku zmierzam – byle dalej od całego zdarzenia.
Zatrzymuję się. Tak jak się spodziewałem, nikt nie próbował mnie ścigać. W końcu kto odważyłby się ruszyć za kimś, kto przed chwilą z zimną krwią zaszlachtował niewinnego przechodnia? Mógłbym jak gdyby nigdy nic ruszyć przed siebie, w poszukiwaniu kolejnej ofiary. Zatem, dlaczego tego nie robię? Co mnie powstrzymuje? Żal? Za nim? Niby dlaczego? Czemu on miałby prowadzić szczęśliwe życie, które mi nigdy nie będzie dane? Skąd to zmieszanie, łzy na policzkach, drgawki targające całym ciałem? Padam na plecy. Choć z całych sił pragnę wstać, zwyczajnie nie mogę. Kto odebrał mi władzę nad ciałem? W głowie zaczynają mi buczeć głosy. Kim są tajemniczy goście? Zaraz… To JA… i JA, i JA, i jeszcze jeden JA… Cały legion. Czego ode mnie chcą? Skąd ich lament? Cóż to za słowo, które wszyscy skandują?
WINNY!
C-co?  Nie… TO KŁAMSTWO! Ja jestem największą ofiarą! Ze mnie uczyniono odmieńca, który nigdy nie zasmakuje, czym jest przyjaźń bądź miłość. Stworzonym na podobieństwo czarnej dziury, której jedynym celem jest pochłanianie wszystkiego dookoła niej. Nie jestem zbrodniarzem – podążam wyłącznie wskazaną mi ścieżką. To społeczeństwo mnie skrzywdziło, za co odwdzięczam się pięknym za nadobne…
WINNY!
Czemu, raptem teraz, buntujecie się przeciwko mnie? Przelewaliśmy krew niejednej ofiary. Wszyscy czuliśmy satysfakcję. Zatem dlaczego coś miałoby się zmienić? Bo ON jedyny nie starał się uciec, zaakceptował swój los i powitał śmierć niczym starego przyjaciela? To jego problem – nie mój… nie nasz. Pchła. Nic więcej. Coś, za czym nie należy płakać…
WINNY!
Przestańcie! Uciszcie się! AGH… Jak BOLI! Wyjdźcie! Zostawcie mnie w spokoju! PRECZ!
Cisza. Wszystko w jednej chwili zniknęło. Zostałem sam. Zapłakany, brudny i poplamiony (nie)swoją krwią. Choć powinienem się radować, nie mogę się na to zdobyć. Czuję się… pusty. Wyprany ze wszystkich emocji, pragnień, myśli.
WOLNY…
Cóż zatem mam ze sobą teraz począć? Nie czuję potrzeby kolejnych zabójstw. Jednocześnie nie wiem, czym innym mógłbym się zająć. Sens dotychczasowego życia prysnął jak bańka mydlana. Czy to nie zasługuje na miano ironii, iż wcześniej będąc nikim, teraz w ogóle przestałem być kimkolwiek? Przechodzący obok mnie ludzie zdają się w ogóle mnie nie dostrzegać. Pojawiają się i znikają – tylko ja jeden siedzę i czekam nie wiadomo na co. Zatrzymałem się, wyrwałem z codziennej rutyny, życia, celu.
Kieruję swój wzrok na prawą dłoń. W niej widzę możliwe rozwiązanie mojej kwestii. Narzędzie, które do tej pory zbierało niewłaściwe żniwo, w końcu przyczyni się do czegoś dobrego. Ku mojemu zdziwieniu, a bardziej żalu, nic nie poczułem. Łudzę się, że widmo bólu przywróciłoby wszystkiemu kolor, lecz to tylko mrzonka. Zmierzam tam, gdzie jest moje prawdziwe miejsce. Niech Mrok nakarmi się moim istnieniem. Przynajmniej w ten sposób przyczynię się do czegoś, co nie będzie solą w oku egzystencji. Mgła zapomnienia wkrada się do mojego ciała, przesłaniając widok. Już prawie… Już prawie jestem na miejscu…
Ale cóż to? Czemu widzę swoją twarz i dlaczego jest czysta, schludna i… piękna? Skąd ta wyciągnięta dłoń? Czy to… mój przewoźnik? Przez moment się waham. Nie mając zaufania do niczego, nie mogę obdarzyć tym uczuciem nawet siebie. Lecz biorąc pod uwagę swoją sytuację, postanawiam przełamać obowiązującą regułę. Poza tym, co może mnie czekać złego? Niech się dzieje, co chce.
Na mnie już czas.
Podaję dłoń, i trzymając się siebie, odchodzę. Ostatnim co widzę, jest uśmiech na mojej twarzy. Przez chwilę zaczynam coś czuć. Jakby żal za tym, że nie potrafiłem docenić tak małego, acz wartościowego gestu. Nie trwa to jednak długo. Po chwili wszystko zanika. JA i JA zostają tylko wspomnieniem. Wspomnieniem, które jak liść na chłodnym, wiosennym wietrze, ulatuje gdzieś, hen za horyzont, by nigdy już nie wrócić.

4 komentarze:

  1. Ok... to było... inne. Trochę się nie spodziewałam takiego tekstu. Nie, nie chodzi o to, że był zły. Wręcz przeciwnie! Zamurowało mnie trochę. Fajnie wykorzystany temat, naprawdę. Jeśli zawsze tak zaskakujesz, to chętnie poczytam Twoje kolejne teksty. Jestem trochę nieprzyzwyczajona do tekstów pisanych w czasie teraźniejszym i zazwyczaj negatywnie nastawiona (a przynajmniej podchodzę do nich z pewną dozą dystansu), bo dość często wychodzą kiepsko. Na szczęście tutaj było inaczej i pozwoliło się wczuć w historię. Dobra lektura, trochę ciężka (pod względem spojrzenia na mentalność i psychikę bohatera), ale lubię takie teksty.
    Dziękuję za fajny tekst i pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tekst powstawał w pośpiechu z powodu strasznie napiętego tygodnia, więc tym bardziej cieszę się, że się spodobał. Ogólnie pomysł na niego miałem w głowie od pewnego czasu, ale brakowało mi jakoś puenty. Pisanie w czasie teraźniejszym było wielką niewiadomą, ale uznałem, iż będzie pasować w większym stopniu niż przeszły, głównie ze względu na finał.
      Mam nadzieję, że to nie pierwszy raz gdy udało mi się zaskoczyć.
      Dziękuję za przeczytanie i pozdrawiam :)

      Usuń
  2. Hej :)
    Ten tekst jest inny i do tego tak ciężka, ale przez to będzie przeze mnie zapamiętany.
    Morderstwo, osąd, ucieczka i odejście. Nie tego się spodziewałam po temacie, ale jestem zaskoczona w pozytywnym tekście. To opowiadanie można interpretować na swój sposos; dla mnie jest to historia kogoś, kto został wykorzystany i ma tego dość, więc bierze sprawy w swoje ręce, choć nie ma pewności, że to się uda. Jest tu żal i smutek, jakaś nostalgia. Mnie się to podoba.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. To chyba pierwszy Twój tekst, który czytam, wcześniejsze gdzieś mi odpadły. Żałuję, ale czas nie jest z gumy.
    Pomysł całkiem niezły, szczerze mówiąc, sama bym nie wpadła na niego, bo raczej klimaty zbliżone do sf, a tu mamy jakieś zabawy z genetyką, są mi raczej obce. Realizacja też jest świetna, czuć pewne napięcie, naprawdę kupuję i wierzę w to, co nam przekazujesz. w ogóle masz fajny, przyjemny styl, więc miło spędziłam czas na czytaniu tego opowiadania.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń