Miejskie targowisko. Pełno ludzi,
hałasu i wszelkiego rodzaju śmiecia. Tłok i rozgardiasz – idealne miejsce do
spotkania z bliską osobą. Już dawno oczekiwałem tego intymnego zbliżenia.
Momentu, gdy ostrze zatopi się w ciepłym ciele, zdmuchując kolejny tlący się
płomyk istnienia.
Widzę go. Mój cel. Stoi przy stoisku
z biżuterią, szukając czegoś dla damy stojącej tuż obok. Jakież to romantyczne,
piękne… i typowo ludzkie. Co prawda, utrudni to całą sprawę, lecz w przeszłości
byłem w znacznie gorszych sytuacjach. Skoro wtedy nie zawiodłem, tak i teraz
porażka ominie mnie szerokim łukiem.
To drugi raz, jak się spotkamy, a on
wygląda dokładnie tak samo jak wcześniej. Z tym że pierwsze spotkanie było dwadzieścia
lat temu. Wówczas myślałem, że jestem Jedyny. Teraz zastanawiam się, jak wielu
ich jeszcze jest oprócz mnie…
Mój brat-bliźniak. Lecz czy aby na
pewno? Bo jak w końcu można określić kogoś, kto ma takie samo DNA jak Ty? Brat,
a może ja sam, tyle że taki nie do końca? Poza tym, czym w zasadzie jest
zabójstwo kogoś takiego – bratobójstwem czy swego rodzaju samobójstwem? Co się
wydarzy, jeśli przez zamordowanie samego siebie będę żyć dalej? Gdzie tu sens i
logika? Co na to religia czy filozofia? Raczej żadna z nich nie przewidywała
takich dylematów. Cóż zatem zrobić, znalazłszy się w takiej sytuacji? Nic
prostszego. Wystarczy tylko pociągnąć za spust, skorzystać z garoty, poderżnąć
gardło – tyle możliwości, które tylko czekają, aby z nich skorzystać.
Czemu dążę to tak strasznego czynu?
Od zawsze zadawałem sobie to pytanie, mimo że odpowiedź miałem tuż pod nosem.
Najzwyczajniej w świecie nienawidzę siebie, w każdym tego słowa znaczeniu. „My”
– efekt bluźnierczego eksperymentu. Każdy z „bliźniaków” otrzymał odmienną
osobowość, a następnie miał nauczyć się życia w „normalnym” społeczeństwie.
Oczywiście wszystkich aż do dziś nadzorują ludzie każący nazywać się
naukowcami. Gdyby tego było mało, postanowiono, że obdarzy się ich
nieśmiertelnością, dzięki czemu ich sielanka będzie trwać bez końca. Piękna
idea, nieprawdaż? Jak jednak można określić osobnika łączącego w sobie cechy
romantyka, podróżnika, seryjnego mordercy czy choćby działacza politycznego?
Taki ktoś może być w zasadzie każdym, lecz także nikim. Rozdarty między
wszystkimi jaźniami, staje się jednym wielkim zbiorowiskiem gniewu, żądzy krwi
i smutku. Celem, do którego będzie za wszelką cenę dążyć, zostanie tylko jedno
– wyeliminowanie „lepszych” wersji siebie.
Spojrzawszy w martwe, obojętne oczy
pierwszego z „bliźniaków”, wiedziałem, że znalazłem swoje powołanie. Po tym
zabójstwie od razu zacząłem poszukiwać kolejnych celów. Nić, łącząca mnie z
zamordowanymi, była przerywana, co zapewniało mi pewną, choć krótką ulgę.
Jednak z czasem coś zaczęło się zmieniać. Nektar śmierci, spijany dotąd z
rozkoszą, stracił swój wyjątkowy smak. Konwencjonalne „akcje” przestały mi
wystarczać. Chciałem ujrzeć coś więcej. Dążyłem do tego, aby ofiara widziała we
mnie Zeusa skazującego Prometeusza na marny los. Chłonąłem ulatującą z ciała
energię życiową niczym narkotyk. Jednak nawet to, tak wspaniała słodycz, staje
się w końcu czymś zwykłym, pospolitym.
Choćbym chciał odpuścić, nie mogę
tego uczynić. One mi nie pozwalają. Głosy w mojej głowie. Wszystkie „JA”, MY.
Mówią coś, szepczą… Domagają się więcej i więcej… Jak mogę im się sprzeciwić?
To niewykonalne. Nie można oszukać samych siebie. Wszystko zakończy się, kiedy
ostatni pomiot padnie u moich stóp, widząc we mnie Pana Życia i Śmierci. W
chwili, gdy wypełni się los wszystkich nieśmiertelnych.
Nie ma po co przedłużać. Czas
działać.
Przeciskam się przez tłum. Nikt nie
spodziewa się tego, co zaraz nastąpi. Tym lepiej – smak uczty będzie
nieziemski. Chowam w prawym rękawie narzędzie, za pomocą którego dokonam
ostatniego pożegnania. Żałuję trochę partnerki mojego „brata”. Nawet by nie
pomyślała, że romantyczne wyjście na targowisko skończy się w tak makabryczny
sposób. Gdyby jakoś ją odciągnąć, to złagodziłby to jej ból. Niech zna moją
łaskę. Tak, to ma…
Nie, wszystko na nic. Zauważył mnie.
Wiem już, że się nie cofnę. Zwyczajnie nie mogę. Rytuał musi być dokończony za
wszelką cenę. Chciałbym móc widzieć w jego oczach strach przed śmiercią,
błaganie o litość czy zwyczajne niedowierzanie. Wtedy wszystko poszłoby
prościej. Zamiast tego dostrzegam… radość? JAK?! Przecież on nie może być taki
głupi; wie, po co tu przyszedłem. Zresztą, wystarczy spojrzeć na to, co trzymam
w prawej dłoni. Zatem co to może oznaczać? Zaraz, c-co? Zrozumienie? Pogodzenie
się ze swoim losem? Chęć oddania własnego istnienia dla dobra swego „bliźniaka”?
On poświęca się dla mnie? NIE! To nie tak miało być!
Rzucam się na niego jak wściekłe
zwierzę w pogoni za swoją ofiarą. Dźgam go ostrzem po całym ciele, na oczach
wszystkich świadków. Mam ich gdzieś. Chcę tylko za wszelką cenę zmazać z jego
twarzy ten głupi uśmieszek. Dureń! Nie stawia żadnego oporu – pozwala się
dziurawić jak ser szwajcarski. W końcu głownią miażdżę mu twarz, zostawiając z
niej krwawą miazgę. Widzę, że moje zadanie zostało wykonane. Oglądam się za
siebie. Te wszystkie spojrzenia świdrujące mnie wokół. Dlaczego raptem teraz
zaczynają mnie obchodzić? Z jakiego powodu czuje się źle z tym, co właśnie
uczyniłem? Wstaję, i nie zważając na tłum, biegnę przed siebie. Nie obchodzi mnie,
w jakim kierunku zmierzam – byle dalej od całego zdarzenia.
Zatrzymuję się. Tak jak się
spodziewałem, nikt nie próbował mnie ścigać. W końcu kto odważyłby się ruszyć
za kimś, kto przed chwilą z zimną krwią zaszlachtował niewinnego przechodnia?
Mógłbym jak gdyby nigdy nic ruszyć przed siebie, w poszukiwaniu kolejnej
ofiary. Zatem, dlaczego tego nie robię? Co mnie powstrzymuje? Żal? Za nim? Niby
dlaczego? Czemu on miałby prowadzić szczęśliwe życie, które mi nigdy nie będzie
dane? Skąd to zmieszanie, łzy na policzkach, drgawki targające całym ciałem?
Padam na plecy. Choć z całych sił pragnę wstać, zwyczajnie nie mogę. Kto
odebrał mi władzę nad ciałem? W głowie zaczynają mi buczeć głosy. Kim są tajemniczy
goście? Zaraz… To JA… i JA, i JA, i jeszcze jeden JA… Cały legion. Czego ode
mnie chcą? Skąd ich lament? Cóż to za słowo, które wszyscy skandują?
WINNY!
C-co? Nie… TO KŁAMSTWO! Ja jestem największą
ofiarą! Ze mnie uczyniono odmieńca, który nigdy nie zasmakuje, czym jest
przyjaźń bądź miłość. Stworzonym na podobieństwo czarnej dziury, której jedynym
celem jest pochłanianie wszystkiego dookoła niej. Nie jestem zbrodniarzem – podążam
wyłącznie wskazaną mi ścieżką. To społeczeństwo mnie skrzywdziło, za co
odwdzięczam się pięknym za nadobne…
WINNY!
Czemu, raptem teraz, buntujecie się
przeciwko mnie? Przelewaliśmy krew niejednej ofiary. Wszyscy czuliśmy
satysfakcję. Zatem dlaczego coś miałoby się zmienić? Bo ON jedyny nie starał
się uciec, zaakceptował swój los i powitał śmierć niczym starego przyjaciela?
To jego problem – nie mój… nie nasz. Pchła. Nic więcej. Coś, za czym nie należy
płakać…
WINNY!
Przestańcie! Uciszcie się! AGH… Jak
BOLI! Wyjdźcie! Zostawcie mnie w spokoju! PRECZ!
Cisza. Wszystko w jednej chwili
zniknęło. Zostałem sam. Zapłakany, brudny i poplamiony (nie)swoją krwią. Choć
powinienem się radować, nie mogę się na to zdobyć. Czuję się… pusty. Wyprany ze
wszystkich emocji, pragnień, myśli.
WOLNY…
Cóż zatem mam ze sobą teraz począć?
Nie czuję potrzeby kolejnych zabójstw. Jednocześnie nie wiem, czym innym
mógłbym się zająć. Sens dotychczasowego życia prysnął jak bańka mydlana. Czy to
nie zasługuje na miano ironii, iż wcześniej będąc nikim, teraz w ogóle
przestałem być kimkolwiek? Przechodzący obok mnie ludzie zdają się w ogóle mnie
nie dostrzegać. Pojawiają się i znikają – tylko ja jeden siedzę i czekam nie
wiadomo na co. Zatrzymałem się, wyrwałem z codziennej rutyny, życia, celu.
Kieruję swój wzrok na prawą dłoń. W
niej widzę możliwe rozwiązanie mojej kwestii. Narzędzie, które do tej pory
zbierało niewłaściwe żniwo, w końcu przyczyni się do czegoś dobrego. Ku mojemu
zdziwieniu, a bardziej żalu, nic nie poczułem. Łudzę się, że widmo bólu
przywróciłoby wszystkiemu kolor, lecz to tylko mrzonka. Zmierzam tam, gdzie
jest moje prawdziwe miejsce. Niech Mrok nakarmi się moim istnieniem.
Przynajmniej w ten sposób przyczynię się do czegoś, co nie będzie solą w oku
egzystencji. Mgła zapomnienia wkrada się do mojego ciała, przesłaniając widok.
Już prawie… Już prawie jestem na miejscu…
Ale cóż to? Czemu widzę swoją twarz
i dlaczego jest czysta, schludna i… piękna? Skąd ta wyciągnięta dłoń? Czy to…
mój przewoźnik? Przez moment się waham. Nie mając zaufania do niczego, nie mogę
obdarzyć tym uczuciem nawet siebie. Lecz biorąc pod uwagę
swoją sytuację, postanawiam przełamać obowiązującą regułę. Poza tym, co może
mnie czekać złego? Niech się dzieje, co chce.
Na mnie już czas.
Podaję dłoń, i trzymając się siebie,
odchodzę. Ostatnim co widzę, jest uśmiech na mojej twarzy. Przez chwilę
zaczynam coś czuć. Jakby żal za tym, że nie potrafiłem docenić tak małego, acz
wartościowego gestu. Nie trwa to jednak długo. Po chwili wszystko zanika. JA i
JA zostają tylko wspomnieniem. Wspomnieniem, które jak liść na chłodnym,
wiosennym wietrze, ulatuje gdzieś, hen za horyzont, by nigdy już nie wrócić.
Ok... to było... inne. Trochę się nie spodziewałam takiego tekstu. Nie, nie chodzi o to, że był zły. Wręcz przeciwnie! Zamurowało mnie trochę. Fajnie wykorzystany temat, naprawdę. Jeśli zawsze tak zaskakujesz, to chętnie poczytam Twoje kolejne teksty. Jestem trochę nieprzyzwyczajona do tekstów pisanych w czasie teraźniejszym i zazwyczaj negatywnie nastawiona (a przynajmniej podchodzę do nich z pewną dozą dystansu), bo dość często wychodzą kiepsko. Na szczęście tutaj było inaczej i pozwoliło się wczuć w historię. Dobra lektura, trochę ciężka (pod względem spojrzenia na mentalność i psychikę bohatera), ale lubię takie teksty.
OdpowiedzUsuńDziękuję za fajny tekst i pozdrawiam!
Tekst powstawał w pośpiechu z powodu strasznie napiętego tygodnia, więc tym bardziej cieszę się, że się spodobał. Ogólnie pomysł na niego miałem w głowie od pewnego czasu, ale brakowało mi jakoś puenty. Pisanie w czasie teraźniejszym było wielką niewiadomą, ale uznałem, iż będzie pasować w większym stopniu niż przeszły, głównie ze względu na finał.
UsuńMam nadzieję, że to nie pierwszy raz gdy udało mi się zaskoczyć.
Dziękuję za przeczytanie i pozdrawiam :)
Hej :)
OdpowiedzUsuńTen tekst jest inny i do tego tak ciężka, ale przez to będzie przeze mnie zapamiętany.
Morderstwo, osąd, ucieczka i odejście. Nie tego się spodziewałam po temacie, ale jestem zaskoczona w pozytywnym tekście. To opowiadanie można interpretować na swój sposos; dla mnie jest to historia kogoś, kto został wykorzystany i ma tego dość, więc bierze sprawy w swoje ręce, choć nie ma pewności, że to się uda. Jest tu żal i smutek, jakaś nostalgia. Mnie się to podoba.
Pozdrawiam.
To chyba pierwszy Twój tekst, który czytam, wcześniejsze gdzieś mi odpadły. Żałuję, ale czas nie jest z gumy.
OdpowiedzUsuńPomysł całkiem niezły, szczerze mówiąc, sama bym nie wpadła na niego, bo raczej klimaty zbliżone do sf, a tu mamy jakieś zabawy z genetyką, są mi raczej obce. Realizacja też jest świetna, czuć pewne napięcie, naprawdę kupuję i wierzę w to, co nam przekazujesz. w ogóle masz fajny, przyjemny styl, więc miło spędziłam czas na czytaniu tego opowiadania.
Pozdrawiam