I talk to myself,
self
I think I need
help, help
So what if I'm
na-na-na not okay?
Zacząłem swój dzień tradycyjnie z kubkiem ulubionej kawy i
kryzysem egzystencjalnym. Wtedy bomba wybuchła.
A potem następna, i następna, i następna.
Wspomnienia z Wietnamu natychmiast
powróciły, ogień ogarniał wszystko. Krzyki rannych odbijały się echem w moich
uszach, ale zamiast się wyciszyć stawały się coraz to głośniejsze. Dźwięk
broni, adrenalina krążąca w moich żyłach kiedy próbowałem przedrzeć się w
jakiekolwiek bezpieczne miejsce. Bum, następna bomba ląduje nieopodal. Coraz
więcej terenu wokół mnie trawi ogień.
Zaczynam się śmiać. I to tak, że prawie
spadam z krzesła. Kręcę głową z niedowierzeniem i stukam palcem wskazującym w
swoją łepetynę. Obrazy natychmiast znikają, przed oczyma pojawia mi się dobrze
znany kubek z nadrukiem złocistej korony. Mój ulubiony. Prezent od taty na
jedenaste urodziny.
- Sprytnie, koziołku - chichoczę, biorąc
łyk niezbyt ciepłej już kawy. Ukradkiem zerkam na mikrofalę, w której
strzelają, a raczej wybuchają kolejne ziarnka kukurydzy. Cudowny zapach
świeżego popcornu unosi się w powietrzu, nie mogę się doczekać, aż będę mógł
zjeść całą miskę cudownego solonego przysmaku. - Wspomnienia z wojny nie robią
już na mnie większego wrażenia. Wymyśl coś lepszego.
Niemal słyszę, jak w odpowiedzi Szatan
prycha z niezadowoleniem.
- Widzę ten twój uśmieszek. - Wstaję,
żeby wyjąć z mikrofali popcorn. Otwieram papierową torbę i daję mu chwilę, żeby
ostygnął. - No, nie kryj go tak za tą miną bezuczuciowego sukinciastka.
Diabeł przewraca oczami z irytacją.
„Przecież nim jestem”.
- Tylko takiego zgrywasz. Wiesz, pan
piekieł musi zbudować sobie dobry… a raczej zły wizerunek. Przecież dobrze
wiem, że jesteś fajny. Lubisz się dużo bawić, pokazujesz mi różne rzeczy,
opowiadasz co u ciebie. Właśnie, jak tam pan Zbigniew? Trzyma się po tamtych
torturach? Myślałem, że wykituje już na dobre jak włożyliście mu…
- Alexandrze, z kim tak rozmawiasz? - W
wejściu do kuchni stoi mama. W jej oczach widzę troskę - chyba boi się, że
oparzę się ciepłym popcornem. Odsuwam więc od niego ręce i chowam je w kieszeni
spodni, uśmiechając się niewinnie.
- Z moim znajomym, koziołkiem. Mówiłem ci
już o nim. Bawimy się razem.
Mama wzdycha, odgarniając niesforne
kosmyki blond włosów za ucho. Jakoś nie wydaje się przekonana. Jej wzrok
wędruje w stronę kubka na stole, gdzie zostało jeszcze trochę kawy. Już wiem,
że mi się oberwie.
- Znowu pijesz kawę, Alec? - Marszczy
brwi i podchodzi do stołu, żeby sprawdzić czy ma rację. Ale prawda jest taka,
że mamy już tak mają, że zawsze mają rację. - Mówiłam ci, że to niezdrowe. Masz
dopiero jedenaście lat, powinieneś pić dużo soków, jeść owoce i warzywa, a nie…
to - mówi niezadowolona, kiwając głową na popcorn
„Poczekaj, aż dowie się o tych puszkach
po piwie schowanych pod łóżkiem, młody. Będziesz miał piekło”.
- To już ostatni raz. - Łapię paczkę
popcornu w ręce i powoli kieruję się w stronę okna. Mama wypija za mnie resztę
kawy i odstawia kubek do zlewu. Jej ostry wzrok sprawia, że zatrzymuję się w
oczekiwaniu na reprymendę.
- U ciebie zawsze jest ten ostatni raz -
mówi. - Po raz ostatni uciekam z domu przez okno, po raz ostatni ukrywam
warzywa z obiadu pod stołem, po raz ostatni przeklinam… Długo by wymieniać.
Rozumiem, że jesteś jeszcze dzieckiem, ale martwię się o ciebie, skarbie.
„Zaraz dostanę cukrzycy, młody”.
Wzdycham ciężko, odkładam popcorn na
parapet - a myślałem, że będzie mi dane zjeść go od razu po przygotowaniu! - i
rzucam się na mamę, przytulając ją mocno. W odpowiedzi gładzi mnie po włosach,
a ja wiem, że się uśmiecha. Chwyta między palce jeden z niesfornych,
kruczoczarnych kosmyków i ciągnie go delikatnie do góry, jakby chciała mnie tak
ukarać.
„Całkiem mięciutka ta twoja matka. W
sumie to dobra dupa z niej”.
Mruczę coś niezrozumiałego pod nosem,
żeby dać Szatanowi jakiś znak, że powinien milczeć. I od razu czuję, że mama
patrzy na mnie z ukosa, jakby chciała mnie zapytać, o co chodzi. Dlatego
odsuwam się od niej i podnoszę głowę, żeby spojrzeć jej w oczy.
- Koziołek mówi, że jesteś śliczna.
- To… urocze - chichocze mama. -
Chciałabym go kiedyś poznać, okej? Może zaprosisz go na kolację? I nie zapomnij
go wcześniej spytać, co lubi jeść.
„Niewinne dzieci, dziewice i malutkie
szczeniaczki. Średnio wysmażone”.
Śmieję się, ale bardziej w odpowiedzi na
tekst koziołka, aniżeli mamy. Ale ona nie musi o tym wiedzieć.
- A teraz jedz ten popcorn, bo czeka cię
dzisiaj długi dzień, mały książę - mówi, stukając palcami o kuchenny blat.
Ukradkiem zerka na lodówkę, gdzie jest już przyczepiony dzisiejszy plan dnia. -
Lekcje zaczynasz za jakieś pół godziny, potem trening sztuk walki, następnie
trochę czasu z rodziną przy posiłku…
Widzę szansę w tym, że wzrok mamy nie
jest chwilowo utkwiony we mnie. Najciszej jak tylko umiem wymykam się przez
okno, zabierając ze sobą upragniony popcorn. W duchu jeszcze raz dziękuję Panu
Bogu - „temu typowi nie masz co dziękować” - że akurat trwa jakaś renowacja zamku.
Dzięki rusztowaniom mogę spokojnie zejść na dół. Fakt, zajmie mi to sporo
czasu, ale lepsze to niż przemykanie się przez zamkowe komnaty tak, aby nikt
nie zauważył.
Ostrożnie zeskakuję na niższy poziom
rusztowań, po czym ruszam naprzód, nucąc jedną z ulubionych piosenek. Zaglądam
do jednego z okien po mojej prawej, ale zagracony sztalugami pokój jest pusty.
A przynajmniej tak wydaje się na pierwszy rzut oka. Stojąca w rogu naga kobieta
okazuje się nie być rzeźbą ani posągiem, ale żywą osobą. Zauważa mnie dopiero
po chwili. Nie wydaje się być zadowolona.
„Powinieneś zdecydowanie częściej
wybierać ten poziom rusztowań, młody. Podoba mi się”. W myślach widzę, jak
Szatan uśmiecha się szeroko, odsłaniając swoje kły. Kręcę głową z cichym
chichotem.
- Co tydzień wybieram inny, będziesz
musiał się z tym jakoś pogodzić - odpowiadam mu.
„Ale nie na każdym czeka na mnie taki
smaczny, soczysty kąsek”, słyszę niski, zadowolony pomruk koziołka. „Myślisz,
że te cycki to naturalne? Spytaj jej”.
- Nie - prycham oburzony, stukając się palcem wskazującym w głowę. - To bardzo niegrzeczne. I nie na miejscu.
- Nie - prycham oburzony, stukając się palcem wskazującym w głowę. - To bardzo niegrzeczne. I nie na miejscu.
„To ty jesteś nie na miejscu, młody.
Podglądasz właśnie nagą kobietę”.
Zanim zdołam odpowiedzieć Szatanowi,
muszę uchylić się przed lecącym w moją stronę jabłkiem. Podnoszę wzrok na
nieznajomą, która zdążyła już zakryć się kocem. Jej oczy lśnią, a policzki
płoną. Mimo wszystko wydaje się być bardziej zawstydzona aniżeli zła.
- Biedne jabłko - mruczę pod nosem.
„Szkoda, że nie mówili tak po wygnaniu z
Edenu. Zamiast tego to Adam i Ewka byli biedni, bo zły Szatan im jedzenie
podsunął” burczy niezadowolony koziołek.
- Może woleliby jakiegoś hamburgera -
odpowiadam mu. - Albo frytki z keczupem.
- Z kim ty…? - Kobieta jest
zdezorientowana, bada wzrokiem rusztowania, jakby próbowała znaleźć mojego
towarzysza zbrodni. W końcu zatrzymuje się na mnie. - Jesteś jakiś chory -
mruczy pod nosem, otulając się mocniej kocem. - Gadasz sam do siebie?
- Skądże. Rozmawiam z diabłem.
- Opętany! - piszczy dziewczyna,
odsuwając się jak najdalej ode mnie. Przy okazji prawie potyka się przez jakieś
graty rozrzucone na podłodze.
- Co? Nie! - śmieję się. - Nie jestem
opętany. Diabeł to mój dobry kolega. Bawimy się razem, rozmawiamy.
„Nawiedzamy samotne, nagie niewiasty. Ta
mała brunetka wiele już nagrzeszyła w swoim życiu, czuję to” mruczy z
zadowoleniem koziołek. „Zobaczymy się w piekle, maleńka. Ze mną już nigdy nie
zaznasz spokoju”.
- Właśnie powiedział, że jak już umrzesz,
to trafisz do piekła. Ale nie martw się, chętnie będzie się z tobą bawić. -
Uśmiecham się, ale nieznajomej raczej nie jest wesoło. Zbladła, wygląda jakby
miała zaraz zemdleć. Nawet dźwięki kroków i jakiś męski głos mówiący w obcym
języku nie odrywa jej wzroku ode mnie. Szatan zaczyna się śmiać, a mi udziela
się jego humor - sam zaczynam chichotać. Kręcę głową i macham mojej nowej
znajomej na pożegnanie. - Do zobaczenia!
- I talk to myself,
self, I think I need
help, help, So what if I'm
na-na-na not okay? I'm na-na-na not
okay - nucę pod nosem, dojadając resztki zimnego już
niestety popcornu. Woda z fontanny przyjemnie pluska za moimi plecami, para
wróbelków rozkoszuje się okruszkami znalezionymi pod jedną z ławek. Ogrodnik
przycinający krzewy w parku raz za czas rzuca na mnie podejrzliwe spojrzenie,
aż w końcu znika mi z pola widzenia.
„Typ
zdecydowanie wyglądał mi na pedofila” komentuje Szatan, a ja widzę, jak
rozsiada się wygodnie na swoim tronie. „Za długo przycinał te krzaczki”.
Wzruszam
ramionami. Mnę papierek po popcornie w kulkę i rzucam nim do kosza. Nie
trafiam. Ale to nic, zajmę się tym przy powrocie do zamku.
- Osiem osób w drodze tutaj nazwało mnie
opętanym - mruczę pod nosem, maczając palce w zimnej wodzie fontanny.
„Tak właściwie to trzydzieści sześć. Twój
nędzny, ludzki słuch nie zdołał uchwycić rozmów tłumu. Już nie wspomnę o tym
bezpańskim kundlu. Nie patrzył na ciebie tymi maślanymi oczami tylko dlatego,
że miałeś jedzenie, młody”.
- Zwierzęta też możesz usłyszeć? Nie
wiedziałem.
„Ludzie to też zwierzęta, młody. Ale w
przeciwieństwie do nich potrafią milczeć, gdy nie mają nic do powiedzenia”
wzdycha Szatan, zapalając papierosa od jednej ze świeczek zgromadzonych wokół
niego. „Co nie zmienia faktu, że czasem o wiele bardziej lubię przysłuchiwać
się im aniżeli ludziom. Cholera, młody, żebyś ty wiedział, jak złowieszcze
plany mają niektóre ślimaki. O kotach już nie wspomnę. Te sierściuchy przejmą
kiedyś władzę nad światem”.
Mimowolnie uśmiecham się pod nosem i
widzę, że Szatan robi to samo.
- Ale wiesz, mógłbyś się jakoś
zmaterializować. Nie wiem, zostać psem albo wężem. Ludzie wtedy nie uznaliby
mnie za opętanego, bo rozmawiałbym ze swoim zwierzakiem - mruczę, wyławiając z
dna fontanny jakieś drobne.
„Po pierwsze: nie jestem i nie będę twoim
zwierzakiem, młody” warczy ostrzegawczo diabeł, mrużąc oczy. „Raz już byłem
wężem i nie skończyło się to dla mnie dobrze. Po drugie: widziałbyś moją
nieprawdziwą postać. Teraz możesz zobaczyć, jaki jestem naprawdę” śmieje się,
stukając palcami w oparcie tronu. „Poza tym myślę, że nazywanie cię opętanym
przez jakichś nędznych ludzi jest naprawdę niską ceną za bycie księciem
piekieł. Nie sądzisz?”.
- Niby tak, ale… - wzdycham ciężko. - Co
mi z bycia księciem piekieł oprócz rozmawiania z tobą? Nie jestem jak
Spiderman, żeby skakać po budynkach i przyklejać się do nich za pomocą sieci.
Ani nawet jak Batman, żeby mieć jakieś super auto. Nawet nie mógłbym nim
prowadzić - burczę niezadowolony pod nosem.
„Rodziców Batmana zabito na jego oczach,
a Spiderman był sierotą. Myślałem, że nie zabijanie twoich rodziców to dobra
opcja, ale skoro wolisz strzelać pajęczą siecią z rąk… Da się zrobić” mówi
Szatan, wzruszając ramionami. Ale ja potrząsam gwałtownie głową.
- Nie. Nie możesz zrobić im krzywdy.
„Racja. Szkoda byłoby twojej matki i jej
dupy. To znaczy zupy. Robi naprawdę dobrą pomidorową”.
Przewracam oczami i osuszam monety
brzegiem koszulki. Dam je dzieciakom z biedniejszych uliczek. To niewiele, ale
powinno wystarczyć na jakiś czas. Następnym razem przyjdę do nich z jakimiś
słodyczami. Albo z warzywami z obiadu. Może je polubią.
„Pewnie myślisz, że warzywa to wytwór
Szatana, bo są takie niedobre. Ale muszę cię zaskoczyć, to nie moja sprawka”
tłumaczy się koziołek, wypalając resztkę papierosa. „Specjalizuje się raczej w
używkach i fastfoodach”.
Chowam drobne do kieszeni i kładę się na
brzegu fontanny, patrząc w niebo. Może jutro powinienem zostać na tych
wszystkich lekcjach oraz treningach, na które powinienem chodzić. Nie chcę
smucić mamy. Ale to wszystko jest nudne. Życie księcia wbrew pozorom nie jest
takie fajne, jak myślą wszystkie dzieciaki. Nie mogę jeść tyle słodyczy ile
tylko zdołam zjeść, nie mogę się bawić kiedy chcę, a jak trochę się pobrudzę
przy zabawie to służba od razu zagania mnie do kąpieli. Najgorsze są wszystkie
spotkania, na które muszę chodzić razem z rodzicami. Władcy innych państw nie
mają raczej dzieci w moim wieku. Dlatego też zawsze nudzę się na tych
wszystkich oficjalnych obiadach. Z drugiej strony rozumiem, że są one ważne. I
że kiedyś - jeśli przejmę królestwo po tacie - sam będę musiał na nie chodzić.
Ale ja nie będę brał na nie swoich dzieci. No, chyba że za karę.
A może rodzice też zabierają mnie na te
spotkania za karę? O tym nie pomyślałem…
Szatan śmieje się, a ja gdzieś w głębi
duszy wiem, że gdyby siedział teraz obok mnie, to poklepałby mnie po ramieniu.
Przyjemny szum wody i ćwierkanie ptaków
nieopodal zakłócają nagle czyjeś kroki. To dziwne, bo zazwyczaj nikogo tu nie
ma o tej porze. Większość ludzi jest w pracy lub szkole, jeszcze inni relaksują
się w domu, a część z nich po prostu wie, że opętany książę lubi tu
przesiadywać. Mam nadzieję, że ten ktoś tylko tędy przechodzi. Może jeśli nie
będę się ruszał, nawet mnie nie zauważy.
„Trudno nie zauważyć kogoś takiego,
młody. Ta czerwona koszulka już z daleka woła, żeby zwrócić na nią uwagę. A
mówiłem ci, żebyś wybrał czarną”.
- W kwestiach mody nie będę słuchał się
kogoś, kto chodzi w poszarpanej pelerynie i spodniach z dziurawymi kieszeniami
- prycham cicho.
„Mówiłem ci, już nie będę nosić noży w
kieszeniach. Cholernie niepraktyczne. Chcesz zrobić jakiś zamach, a kieszeń
nagle postanawia, że już nie utrzyma w sobie broni” burczy niezadowolony
Szatan. „Producenci takich spodni powinni lądować w co najmniej czwartym kręgu
piekielnym. Zepsuli mój zamach na Gabryśka”.
Kroki stają się coraz głośniejsze, aż w
końcu mogę zobaczyć nad sobą twarz nieznajomego. Jako pierwsze rzucają mi się w
oczy jego bardzo jasne, prawie białe włosy. Potem widzę ciemnoniebieskie oczy,
które przypominają mi niezbadane głębie oceanu. Obserwują mnie wnikliwie, pojawia
się w nich dziwny błysk. Mam się bać?
„Skądże. Jesteś księciem piekieł, młody”.
- Zasłaniasz mi niebo - burczę
niechętnie. - Akurat obserwowałem naprawdę ciekawą chmurę. Taką w kształcie
kozła.
„Czy to aluzja do mnie?” oburza się
Szatan, ale na jego ustach gości uśmiech.
- Książę Alexander - mówi nieznajomy,
odsuwając się nieco, abym mógł usiąść. Jego głos jest zbyt chłodny, nie pasuje
do niego. Wygląda na dzieciaka w moim wieku. - Wiele o tobie słyszałem.
Słyszę, jak Szatan podrywa się ze swojego
tronu. Zbyt gwałtownie jak na niego. Coś jest nie tak.
„On ma broń, młody”.
- Niby co? Pistolet na wodę? - prycham,
zakładając ręce na piersi. Dzieciak wygląda na bezbronnego. Dla upewnienia
mierzę wzrokiem jego kieszenie, ale nie wyglądają tak, jakby chował w nich
jakąś broń.
„To nawet nie pistolet” mówi diabeł, a
jego usta wykrzywia szeroki uśmiech.
- I skąd miałby to wziąć? Nie sprzedają
takich rzeczy dzieciom. Próbowaliśmy przecież.
„Ukradł ją. Cholera, już go lubię”.
Nieznajomy uśmiecha się półgębkiem. Wsadza
ręce do kieszeni, a ja czuję się niepewnie. Mam nadzieję, że nic z nich nie
wyjmie.
- Nie powinieneś być teraz w zamku? -
Jako jedyny nie pyta mnie, z kim rozmawiam. Jakie to przyjemne uczucie - nie
tłumaczyć się po raz kolejny, że rozmawiam z diabłem. - Twoi rodzice się
martwią.
- Przysłali cię? - Unoszę brew i
przyglądam się twarzy chłopaka. Czego on ode mnie chce?
- W pewnym sensie… tak.
Przewracam oczami i wstaję. Na szczęście
nie jestem niższy od nieznajomego. Gdyby tak było, już dawno straciłbym resztki
wiary w siebie.
- Daj mi spokój.
- Przecież masz tutaj spokój.
- Miałem, dopóki tu nie przyszedłeś.
- Przecież nie przeszkadzam ci w udawaniu
martwego na fontannie.
„O cholera, przejrzał cię, młody”.
Marszczę brwi, mając nadzieję, że moje
policzki się nie zaróżowiły.
- Idź do diabła - warczę.
- Zrobię to.
- I przypomnij mu, że wciąż jest mi winny
pięć dych za pomoc ostatnim razem.
„Hej, ustaliliśmy, że to przyjacielska
przysługa!” bulwersuje się koziołek, przechadzając się po swojej komnacie.
„Wynagrodzę ci to, młody. Szybciej niż myślisz. Wkrótce doznasz korzyści z
bycia księciem piekieł”.
Nieznajomy śmieje się, jedną ręką
odgarnia niesforne kosmyki opadające mu na twarz. Odsuwam się od niego. Mówią o
mnie, że jestem opętany, ale ten chłopak jest
chyba jakimś młodocianym psychopatą.
„Właśnie takich lubię” chichocze Szatan.
- Spotkasz się z diabłem szybciej niż
myślisz - mówi dzieciak, mrużąc oczy.
- Naprawdę? - Unoszę brew. - Hej,
Szatanie, planowałeś jakieś spotkania ze mną na najbliższy tydzień? Bo o żadnym
nie wspominałeś.
Po raz pierwszy koziołek mi nie
odpowiada.
Robi mi się zimno, zaczyna mnie ściskać w
żołądku. Przygryzam wargę ze zdenerwowania. Uciekać? Nie jestem tchórzem.
Walczyć? Nie mam czym.
Zanim zdążę pomyśleć o czymkolwiek innym,
chłopak rzuca się na mnie. Zauważam błysk stali w jego ręce. Musiał mieć nóż
wetknięty za pasek spodni. Koziołek mógłby się od niego uczyć. Ostrze wbija mi
się w klatkę piersiową, ale musiało ominąć serce, bo wciąż żyję. Zaciskam mocno
zęby, żeby nie krzyknąć z bólu. Unoszę wzrok, patrzę w oczy chłopaka, który
wyjmuje ze mnie sztylet. Powoduje to kolejną falę bólu.
„Widzimy się niedługo, młody”.
Uśmiecham się słabo, próbuję zaśmiać, ale
nie wychodzi mi to. Przed oczami mam rodziców. Chciałbym jeszcze raz wtulić się
w ich objęcia. Poczuć to przyjemne ciepło w sercu, tę rodzicielską miłość.
Jeszcze raz usłyszeć, jak tata śmieje się ze mnie, bo wciąż nie dorastam mu do
barków. Jeszcze raz spędzić z mamą wieczór na czytaniu starych baśni.
- Na-na-na not okay -
nucę resztkami sił.
A potem chłopak podrzyna mi gardło.
Mru! Świetna historia. Poproszę więcej.
OdpowiedzUsuń!!!
OdpowiedzUsuńPo pierwsze - uwielbiam tę piosenkę. Sam tytuł od razu mi sie skojarzył z mcr, a link utwierdzil w tym przekonaniu. No i slyszalam te piosenke caly tekst i musze powiedziec, ze pasuje idealnie do opetanego ksiecia. wgl co za pomysl! ten opetany ksiaze <3 podbil moje serce. Alec - świetne imie, a raczej zdrobnienie, jak sie z czasem okazujemy, chociaz sadze, ze chyba mialo byc tam x zamiast c? Mi nie przeszkadza zadna forma tego imenia, i alec, i alex jest dla mnie na plus ;) Bardzo ciekawie przedstawiłas to jego opętanie, to jak widzi diabła... Nie jest to wizja typowego niewidzialnego przyjaciela, raczej mam wrazenie, jakby ksiaze mial wglad w miejsce, w ktorym przebywa szatan. Bardzo ciekawie to wyglada w opisie, zestawienie, ze nagle diabel zrywa sie z tronu, chociaz fizycznie wiemy, ze go tam nie ma... fajnie to wyglada. w ogole naprawde jestem mocno zaintrygowana, tekst wybija z rownowagi - jakie intencje ma w sumie diabel, czy ksiaze to naprawde tez ksiaze piekiel, kim jest ten... chlopak, ktory pojawia sie na koniec no i... no nie, nie spodziewalam sie takiego zakonczenia. bardzo mnie ciekawi kto to naprade byl i czy dziala na polecenie szatana? bo on przez caly tekst sie nie zdradzil, ze planuje pozbawic alexandra zycia. <3 jedyne, co troszkę mi nie pasuje do calosci, to ten poczatek z uzyciem pierwszego tematu, to znaczy, nie rozumiem skad sie wziely te wspomnienia z wietnamu... po poczatku wyobrazalam sb alexandra jako weterana, starszego mezczyzne a tu nagle sie okazuje, ze ma jedenascie lat. i o ile kupuje caly pomysl z opetaniem, rozmawianiem "do siebie", wizje koziołka i cala ta otoczke pomylenia, podsycana umiejtenie skrawkami na-na-na not okay, to ten jeden puzzel pasuje mi mniej, jakby byl z innej bajki o innej niepoczytalnosci. ale mega szacun za to, ze dwa zupelnie rozne tematy, ktorych ja bym nigdy razem nie polaczyla, tutaj koegzystują obok siebie. tak czy inaczej tekst mnie urzekl, zaskoczyl i troche mna sponiewieral, z czego sie ciesze, bo uwielbiam, jak cos zdola mi sie wlamac na twardy dysk, probujac cos tam wepchnac w poukladane sposoby myslenia. sceny stad beda do mnie wracaly, jestem tego pewna. bardzo radykalnie poprowadzona fabula i bylabym mega szczesliwa, mogac dowiedziec sie wiecej: co teraz, co planuje diabel i kim byl morderca. <3 mam nadzieje, że moze uda mi sie przeczytac kontynuacje?
Sama idea tekstu ciekawa i fajnie zrealizowana, ale mam trochę chaos. Najpierw niby weteran z Wietnamu, potem jedenastolatek, do tego jakiś książę. Trochę mi się to gryzie, zresztą jak na jedenastolatka zdaje się być nieco zbyt dorosły. Nie do końca to kupuję. Sama zaś fabuła, choć odrobinę chaotyczna, bo wielu rzeczy nie wiemy, jest jednak całkiem zgrabnie ujęta i wciągająca. Podoba mi się.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Hej :)
OdpowiedzUsuńOpętany przez szatana książę - lubię typa! Lubię jego rozmowy z diabłem, lubię to, jak bardzo nie pasuje do społeczeństwa, jak jest obgadywany i nic sobie z tego nie robi. Jak na jedenastolatka może i jest zbyt dojrzały, ale jak ma być dzieckiem, skoro nikt wokół niego nim nie jest?
Ciekawa koncepcja z tym zakończeniem. W ogóle nie wyczuwa się lęku Alexandra, właściwie do mnie dotarła jakaś taka radość księcia, że oto napotkał tego chłopca i teraz ginie. Albo to mój fziwnycmozg tak to interpretuje. Whatever.
Bardzo fajny tekst!
Pozdrawiam.
O kurczę, co to było XD faktycznie, początek trochę odstaje od reszty tekstu. Jeśli dobrze rozumiem, jest to wizja zesłana na Aleca przez Szatana, tak po prostu dla jego kaprysu. Ale jakoś chciałaś połączyć tematy i ci się to udało! Dialogi pomiędzy chłopcem a koziołkiem są bezbłędne. Ten rodzaj humoru trafia do mnie całkowicie i tekst o... zupie mamy wygrywa wszystko xD Co do rzeczy mniej oczywistych... Co ma oznaczać tytuł "książę piekieł"? Po prostu jest to takie "przezwisko" ze względu na to, że Alec faktycznie jest księciem, a do tego rozmawia z Szatanem, czy jest to jakiś rodzaj jego przeznaczenia? No i drugi chłopak. Jakoś ze względu na białe włosy, niebieskie oczy pomyślałam, że może być w takiej sytuacji co Alec, tylko on rozmawia z jakimś aniołem, ale... Nie wiem, czy ta teoria trochę nie upadła xD z kolei czyżby był to Szatan? Jakoś nie wydaje mi się... Zdawał się zaskoczony. Z drugiej strony wspomniał, że Alec niedługo pozna korzyści z pełnienia funkcji księcia piekieł, co można uznać za pewną aluzję, bo przecież chłopak na końcu ginie i może do tego piekła trafić... Zostawiłaś czytelników z kilkoma pytaniami, ale mi tekst się bardzo podobał. Może znalazłoby się parę technicznych uwag (nie skupiałam się na tym aż tak, ale trochę przecinków by się chyba znalazło xD). Kompletnie nie psuje to jednak wrażenia, bo nie są to błędy, które biją po oczach, skoro w tym momencie nienumiem juz żadnego powtórzyć :) I nikt nie jest idealny, ja też xD
OdpowiedzUsuń